Na ekrany kin wchodzi nowy film "Małgośki" Szumowskiej. Ponieważ obraz zbiera nagrody, jest głośny, modny, obecny w mediach, etcetera, to i ja o nim słówko napiszę. Dzieło zatytułowane "W imię" już na wstępie odbiera premię, bo za głównego bohatera ma kapłana homoseksualistę. Ten fakt sam w sobie powoduje, że jedni ów film promują, a drudzy - wręcz przeciwnie.
Druga z wymienionych recenzji jest wręcz nadkompletna, bowiem streszcza całe dziełko. Z jednej strony można uznać ją za wystarczającą, bo informacja o scenie przedstawiającej kopulujących facetów dostatecznie zniechęca do wytworu pani Małgośki & co. Z drugiej strony, podejście do homoseksualizmu (zwłaszcza wśród duchowieństwa) i popkultury zaprezentowane przez recenzenta "Polonia Christiana 24" pozostawia nas bezbronnymi względem tych zagadnień. Pozostaje w świadomości społecznej jedna narracja na ten temat - właśnie taka jak w "GW" i w filmie "W imię". Nawet jeśli deklarowanie pociągu do własnej płci jest teraz częstsze, bo modne, to stłuczenie termometru nie spowoduje, że gorączka minie. Tymczasem problem homoseksualizmu oraz jego specyficznej odmiany, pedofilji w duchowieństwie polskiem istnieje. Głośna sprawa byłego nuncjusza apostolskiego na Dominikanie Józefa Wesołowskiego jest tylko wierzchołkiem góry lodowej. Zdziwilibyśmy się wszyscy, jak potężna jest podstawa tejże góry ...
Ponieważ filmu nie widziałem i żadną miarą nie zachęcam Państwa do zainwestowania weń dwu godzin i kilkudziesięciu złotych, chciałbym ostrożnie nachylić się nad twórcami omawianego dzieła. Zaobserwowałem tu bowiem ciekawe zależności, rzadkie nawet jak na branżę "rozrywkową". Scenarzystami są Małgorzata Szumowska i Michał Englert a główne role grają: Andrzej Chyra, Mateusz Kościukiewicz i Maja Ostaszewska. Pomijając Chyrę pozostałych można traktować jako jedną wielką rodzinę. Pierwszym mężem Szumowskiej był Englert, a aktualnym jest Kościukiewicz. W międzyczasie "tfurczyni" dorobiła się też potomka z montażystą Jackiem Drosią. Z kolei aktualną konkubentką Englerta jest Ostaszewska. Dodajmy jeszcze, iż zarówno Szumowska jak i Englert pochodzą z rodzin mocno umocowanych w branży filmowej, co zapewne ma niebagatelne znaczenie dla zdolności do pozyskiwania funduszy na film, także z Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej. Nie sprawdzamy, czy ów nepotyzm przekłada się na walory artystyczne, ale można sobie poczytać, co widzowie sądzą o grającym tu z poświęceniem Kościukiewiczu.
Współcześni twórcy jakże często głoszą, iż nie da się uciec od swoich pragnień i należy dać im dojść do głosu. W ten właśnie sposób promowany jest przez nich - jako coś normalnego - homoseksualizm. Nie dają jednak żadnej recepty, które skrywane pragnienia należy ujawniać i realizować. Czy wszystkie ? Gdyby tak było, należałoby tolerować każde zachowanie, także pedofilskie, rasistowskie czy antysemickie. Równocześnie takie podejście do natury człowieka należałoby określić mianem antychrześcijańskiego. Kościół bowiem głosi, iż natura człowieka jest zraniona przez grzech. Definiuje złe czyny i zachęca do walki z nimi. Daje środki ku temu oraz obiecuje nagrodę. A co pozytywnego mogą zaoferować światu antychrześcijanie ?
wtorek, 24 września 2013
czwartek, 19 września 2013
Ponownie udostępniamy dzieło xiędza Nojszewskiego
Jakiś czas temu znikła z sieci strona internetowa, na której zamieszczono elektroniczną wersję Liturgji rzymskiej xiędza Antoniego Nojszewskiego. Być może ten liczący sobie 100 lat wykład nie ujmuje wszystkich ustaleń historyków liturgji katolickiej, ale dzieło wciąż ujmuje swoją przejrzystością i prostotą.
Na portalu Nowego Ruchu Liturgicznego rekomendowano je w następujący sposób:
Nie jestem orłem w dziedzinie projektów internetowych, ale potrafiłem przejrzeć zgromadzone na dysku skany, włączyć je do jednego archiwum plików i wrzucić na darmowy serwer. Teraz każdy może sobie ściągnąć "Liturgję rzymską" x. Nojszewskiego, która jest dostępna TUTAJ.
Byłoby mi bardzo miło, gdyby ktoś z Państwa udostępnił tę książkę zainteresowanym w jeszcze dogodniejszy sposób.
AKTUALIZACJA:
Pojawiły się pliki pdf zawierające treść książki x. Nojszewskiego: LINK1 oraz LINK2
Dziękuję :)
Na portalu Nowego Ruchu Liturgicznego rekomendowano je w następujący sposób:
Pod adresem: liturgiaxnojszewski.harbuz.pl dostępna jest (w formie elektronicznej) książka "Liturgia rzymska" x. kan. Antoniego Nojszewskiego, profesora liturgii w lubelskim seminarium duchownym. Stanowi ona niezwykle bogate źródło wiedzy o liturgii Kościoła. O dziele tym tak wypowiadał się biskup Niedziałkowski: "Styl jest piękny, zupełnie odpowiedni do wzniosłej treści, którą traktuje. Cechują go głównie prostota i słodycz, chociaż się spotyka ustępy prawdziwie wspaniałe. Autor szczęśliwy ma dar opanowywania uwagi. Czytając jego książkę, doznaje się dziwnego zaciekawienia, które - w miarę czytania - coraz bardziej wzrasta i nie opuszcza czytelnika aż do końca. [...]. Radzę też duchownym i świeckim katolikom by korzystali z pracy ks. Nojszewskiego, w której on zebrał słodycz z najlepszych liturgicznych pisarzy dawnych i współczesnych".
Nie jestem orłem w dziedzinie projektów internetowych, ale potrafiłem przejrzeć zgromadzone na dysku skany, włączyć je do jednego archiwum plików i wrzucić na darmowy serwer. Teraz każdy może sobie ściągnąć "Liturgję rzymską" x. Nojszewskiego, która jest dostępna TUTAJ.
Byłoby mi bardzo miło, gdyby ktoś z Państwa udostępnił tę książkę zainteresowanym w jeszcze dogodniejszy sposób.
AKTUALIZACJA:
Pojawiły się pliki pdf zawierające treść książki x. Nojszewskiego: LINK1 oraz LINK2
Dziękuję :)
poniedziałek, 16 września 2013
Powściągliwość zalecam ....
Od ponad dwu i pół roku słyszymy w internecie pogłoski o chęci utworzenia polskiego, tradycyjnego instytutu kapłańskiego. Pomysł jest oczywiście trafny, inicjatywa zbożna, ale obawiam się, że wiele wody upłynie w Odrze i Zbruczu nim idea ta się zmaterjalizuje.
Wczoraj sporo tradycjonalistycznych stron błyskawicznie udostępniło nowe doniesienia w tej sprawie, jakie pojawiły się na forum krzyż. Wskazywałyby one na znaczne zaawansowanie w realizacji projektu.
(Dodajmy dla porządku, iż inicjatorem powołania bractwa jest łódzki kapłan, ks. Marek Kaczmarek, który pełni funkcję duszpasterza środowiska Tradycji łacińskiej w Łodzi).
Oddajmy głos internaucie o nicku Szturmowiec:
Nowe informacje w sprawie są następujące:
1. projekt konstytucji zgromadzenia trafił w ręce ks. kard. Hoyosa, byłego przewodniczącego Papieskiej Komisji Ecclesia Dei, który aktualnie studiuje go celem naniesienia ewentualnych poprawek,
2. ks. Kardynał zamierza następnie przedłożyć dokument Ojcu Świętemu,
3. istnieje zatem szansa, że Ojciec Święty podpisze go, powołując tym samym polskie tradycyjne bractwo kapłańskie na prawie papieskim! (..) (..)
Ponadto,
1. cała sprawa znajduje się pod swoistym patronatem pewnego rzymskiego prałata -- przyjaciela ks. kard. Hoyosa -- który pilotuje ją na Wzgórzu Watykańskim,
2. środowisko Tradycji łacińskiej w Łodzi, na czele z ks. Kaczmarkiem, otrzymało ustne błogosławieństwo od ks. Kardynała,
3. w pierwszą niedzielę października, a zatem w wigilię Matki Bożej Różańcowej, łódzkie środowisko tradycyjne będzie przeżywać piątą rocznicę rozpoczęcia przez ks. Kaczmarka regularnego celebrowania Mszy św. w klasycznym rycie rzymskim -- obchody te uświetni obecność na ołtarzu relikwii św. Pawła Apostoła oraz św. Piusa X, papieża i wyznawcy, które w ostatnim czasie zostały podarowane ks. Kaczmarkowi.
Tyle pan Szturmowiec. Na ekranie komputera wygląda to całkiem nieźle, ale dla tak zwanych "insajderów" nius ma strukturę znaną ogółowi Polaków z wiadomości przekazywanych niegdyś przez Radio Erewań. Z pewnych przyczyn nie będę dekomponował całej tej historji na czynniki pierwsze, ale należy mieć rezerwę do koncepcji, która była już bez sukcesu prezentowana w Polsce jako stowarzyszenie życia apostolskiego na prawie diecezjalnem. Czy może udać się załatwić sprawę „wyżej”, skoro nie udało się „niżej” ? Czemu instytut z założenia birytualny miałby zatwierdzić u Ojca Świętego i zainstalować przy komisji Ecclesia Dei poza jakimikolwiek procedurami emerytowany kardynał? Dokąd instytut miałby być skierowany ?
Dodajmy, że za inicjatywą nie stoi do dziś żadna zwarta terytorialnie struktura nieformalna, dysponująca choćby kilkoma kapłanami i prowadząca już regularną pracę duszpasterską w wypracowywanym przez siebie charyzmacie. Mamy do czynienia z tzw. pobożnymi życzeniami.
Marzenia są rzeczą piękną i niezbędną każdemu człowiekowi. Ale marzyciel nie osiągnie swego celu, jeśli nie będzie dobrym organizatorem, praktykiem i pragmatykiem. Osiąganie marzeń opiera się o pracę, nie tylko o samą modlitwę.
Struktury powinny rozwijać się organicznie. Niech więc środowisko łódzkie i jego duszpasterz najpierw obudzą się z letargu, jakim jest pięć lat jednej na tydzień tradycyjnej Mszy w niemal milionowem mieście, celebrowanej przez jednego, tego samego kapłana dla niewzrastającej specjalnie grupy wiernych.
Wczoraj sporo tradycjonalistycznych stron błyskawicznie udostępniło nowe doniesienia w tej sprawie, jakie pojawiły się na forum krzyż. Wskazywałyby one na znaczne zaawansowanie w realizacji projektu.
(Dodajmy dla porządku, iż inicjatorem powołania bractwa jest łódzki kapłan, ks. Marek Kaczmarek, który pełni funkcję duszpasterza środowiska Tradycji łacińskiej w Łodzi).
Oddajmy głos internaucie o nicku Szturmowiec:
Nowe informacje w sprawie są następujące:
1. projekt konstytucji zgromadzenia trafił w ręce ks. kard. Hoyosa, byłego przewodniczącego Papieskiej Komisji Ecclesia Dei, który aktualnie studiuje go celem naniesienia ewentualnych poprawek,
2. ks. Kardynał zamierza następnie przedłożyć dokument Ojcu Świętemu,
3. istnieje zatem szansa, że Ojciec Święty podpisze go, powołując tym samym polskie tradycyjne bractwo kapłańskie na prawie papieskim! (..) (..)
Ponadto,
1. cała sprawa znajduje się pod swoistym patronatem pewnego rzymskiego prałata -- przyjaciela ks. kard. Hoyosa -- który pilotuje ją na Wzgórzu Watykańskim,
2. środowisko Tradycji łacińskiej w Łodzi, na czele z ks. Kaczmarkiem, otrzymało ustne błogosławieństwo od ks. Kardynała,
3. w pierwszą niedzielę października, a zatem w wigilię Matki Bożej Różańcowej, łódzkie środowisko tradycyjne będzie przeżywać piątą rocznicę rozpoczęcia przez ks. Kaczmarka regularnego celebrowania Mszy św. w klasycznym rycie rzymskim -- obchody te uświetni obecność na ołtarzu relikwii św. Pawła Apostoła oraz św. Piusa X, papieża i wyznawcy, które w ostatnim czasie zostały podarowane ks. Kaczmarkowi.
Tyle pan Szturmowiec. Na ekranie komputera wygląda to całkiem nieźle, ale dla tak zwanych "insajderów" nius ma strukturę znaną ogółowi Polaków z wiadomości przekazywanych niegdyś przez Radio Erewań. Z pewnych przyczyn nie będę dekomponował całej tej historji na czynniki pierwsze, ale należy mieć rezerwę do koncepcji, która była już bez sukcesu prezentowana w Polsce jako stowarzyszenie życia apostolskiego na prawie diecezjalnem. Czy może udać się załatwić sprawę „wyżej”, skoro nie udało się „niżej” ? Czemu instytut z założenia birytualny miałby zatwierdzić u Ojca Świętego i zainstalować przy komisji Ecclesia Dei poza jakimikolwiek procedurami emerytowany kardynał? Dokąd instytut miałby być skierowany ?
Dodajmy, że za inicjatywą nie stoi do dziś żadna zwarta terytorialnie struktura nieformalna, dysponująca choćby kilkoma kapłanami i prowadząca już regularną pracę duszpasterską w wypracowywanym przez siebie charyzmacie. Mamy do czynienia z tzw. pobożnymi życzeniami.
Marzenia są rzeczą piękną i niezbędną każdemu człowiekowi. Ale marzyciel nie osiągnie swego celu, jeśli nie będzie dobrym organizatorem, praktykiem i pragmatykiem. Osiąganie marzeń opiera się o pracę, nie tylko o samą modlitwę.
Struktury powinny rozwijać się organicznie. Niech więc środowisko łódzkie i jego duszpasterz najpierw obudzą się z letargu, jakim jest pięć lat jednej na tydzień tradycyjnej Mszy w niemal milionowem mieście, celebrowanej przez jednego, tego samego kapłana dla niewzrastającej specjalnie grupy wiernych.
czwartek, 5 września 2013
Przypadki Jacka Stasiaka, biznesmena i księdza
Tego lata nie mamy w Polsce szczególnych problemów ani z osami ani z komarami. Wysypało natomiast buntującymi się duchownymi, aspirującymi do miana medialnych celebrytów. Oto obok Wojciecha Lemańskiego i Krzysztofa Mądela TJ gwiazdorzy sobie w najlepsze podłódzki człowiek interesu Jacek Stasiak.
Ów przedsiębiorczy mężczyzna już od dekady prowadzi fundację pn. "Ekumeniczne Centrum Dialogu Religii i Kultur" , którą założył wespół z pastorem luterańskim Mieczysławem Cieślarem. Fundacja ta najprzód przejęła od ewangelików augsburgskich kościół w Aleksandrowie Łódzkim ("kościół św. Stanisława Kostki"), by remontować i użytkować go, a potem rozwinęła swe skrzydła na niwach edukacyjnej, czytelniczej, tudzież gastronomicznej. Sukcesy te nie wynikają wyłącznie z talentów Stasiaka, lecz są również pochodną jego sojuszu z władzami Aleksandrowa, jednymi z najhojniejszych sponsorów restauracji poluterańskiej świątyni.
W czasach, gdy metropolitą łódzkim był abp Władysław Ziółek, sprawę podległości Jacka Stasiaka (być może zapomniałem napisać, że jest on również księdzem rzymskokatolickim) odpowiednim władzom i strukturom kościelnym udawało się odsuwać na dalszy plan. Zapewne bohater naszej opowieści stawiał komu trzeba flaszkę i pod jej wpływem przymykało się czujne oko zwierzchności, umożliwiając panu księdzu dalsze prace biznesowo - duszpasterskie. Zakazy i ostrzeżenia względem jego działalności pojawiały się i znikały. Jednak coś się musiało w łódzkiej kurji zmienić wraz z nastaniem nowego gospodarza, JE abp. Marka Jędraszewskiego: ponownie zakazano Stasiakowi odprawiania Mszy u św. Stanisława Kostki oraz (sic!) ... zbierania na tacę, a gdy się ostatecznie nie podporządkował woli ordynarjusza, ten nałożył nań suspensę.
Przyzwyczailiśmy się wszyscy, iż massmedia krytykują stereotyp księdza - bogatego grubasa jeżdzącego mercedesem, zblatowanego z władzuchną i troszczącego się głównie o kasę. Tyle, że jeśli mają przed oczyma niemal idealną personifikację swoich uprzedzeń, to dziwnie nie zauważają tych przywar, stają się wręcz stronnikami ich posesjonata. Ślepota dotyka najtęższe głowy dziennikarstwa polskojęzycznego - samego Tomasza Lisa i Gazetę Wyborczą. Jest też dla nas niezłym barometrem: skoro oni kogoś czy coś popierają, to my spokojnie możemy ustawiać się na kontrze do danego zjawiska. Dopiero po paru tygodniach podłódzkich awantur ocykają się coponiektórzy redaktorzy przewodnich mediów narodu i w tym stanie pomiędzy snem a jawą dostrzegają, iż nazbyt łatwo kreują bohaterów: "Odnoszę wrażenie, że dla mediów wystarczy dziś wejść w konflikt z biskupem i ostro go atakować, by stać się bohaterem" - mówi do GW ks. Andrzej Luter.
Zaś dla nas, tradycyjnych katolików, sprawa pozostaje łatwa do oceny. Duchowny nie powinien zajmować się przedewszystkiem sprawami materjalnemi. Jeśli przez lata bez zgód wymaganych przez prawo kanoniczne prowadził działalność gospodarczą, to nic nie usprawiedliwia uchybień ze strony jego i ordynarjusza: porządek prawny powinien zostać przywrócony. Ksiądz Arcybiskup Jędraszewski słusznie czyni, że konsekwentnie pokazuje Jackowi Stasiakowi dwie alternatywy: albo będziesz kapłanem podlegającym takim prawom jak pozostali księża albo zostaniesz wydalony ze stanu duchownego. Podtrzymywanie prowizorek nie służy w szczególności zdezorientowanym katolikom z Aleksandrowa Łódzkiego. On sam być może dąży do drugiego z rozwiązań, bowiem straszy biskupa sądem świeckim. Zobaczymy, jak sobie poradzi, gdy za jakiś czas zmienią się władze miejskie i zakręcą kurek z pieniędzmi ...
Ów przedsiębiorczy mężczyzna już od dekady prowadzi fundację pn. "Ekumeniczne Centrum Dialogu Religii i Kultur" , którą założył wespół z pastorem luterańskim Mieczysławem Cieślarem. Fundacja ta najprzód przejęła od ewangelików augsburgskich kościół w Aleksandrowie Łódzkim ("kościół św. Stanisława Kostki"), by remontować i użytkować go, a potem rozwinęła swe skrzydła na niwach edukacyjnej, czytelniczej, tudzież gastronomicznej. Sukcesy te nie wynikają wyłącznie z talentów Stasiaka, lecz są również pochodną jego sojuszu z władzami Aleksandrowa, jednymi z najhojniejszych sponsorów restauracji poluterańskiej świątyni.
W czasach, gdy metropolitą łódzkim był abp Władysław Ziółek, sprawę podległości Jacka Stasiaka (być może zapomniałem napisać, że jest on również księdzem rzymskokatolickim) odpowiednim władzom i strukturom kościelnym udawało się odsuwać na dalszy plan. Zapewne bohater naszej opowieści stawiał komu trzeba flaszkę i pod jej wpływem przymykało się czujne oko zwierzchności, umożliwiając panu księdzu dalsze prace biznesowo - duszpasterskie. Zakazy i ostrzeżenia względem jego działalności pojawiały się i znikały. Jednak coś się musiało w łódzkiej kurji zmienić wraz z nastaniem nowego gospodarza, JE abp. Marka Jędraszewskiego: ponownie zakazano Stasiakowi odprawiania Mszy u św. Stanisława Kostki oraz (sic!) ... zbierania na tacę, a gdy się ostatecznie nie podporządkował woli ordynarjusza, ten nałożył nań suspensę.
Przyzwyczailiśmy się wszyscy, iż massmedia krytykują stereotyp księdza - bogatego grubasa jeżdzącego mercedesem, zblatowanego z władzuchną i troszczącego się głównie o kasę. Tyle, że jeśli mają przed oczyma niemal idealną personifikację swoich uprzedzeń, to dziwnie nie zauważają tych przywar, stają się wręcz stronnikami ich posesjonata. Ślepota dotyka najtęższe głowy dziennikarstwa polskojęzycznego - samego Tomasza Lisa i Gazetę Wyborczą. Jest też dla nas niezłym barometrem: skoro oni kogoś czy coś popierają, to my spokojnie możemy ustawiać się na kontrze do danego zjawiska. Dopiero po paru tygodniach podłódzkich awantur ocykają się coponiektórzy redaktorzy przewodnich mediów narodu i w tym stanie pomiędzy snem a jawą dostrzegają, iż nazbyt łatwo kreują bohaterów: "Odnoszę wrażenie, że dla mediów wystarczy dziś wejść w konflikt z biskupem i ostro go atakować, by stać się bohaterem" - mówi do GW ks. Andrzej Luter.
Zaś dla nas, tradycyjnych katolików, sprawa pozostaje łatwa do oceny. Duchowny nie powinien zajmować się przedewszystkiem sprawami materjalnemi. Jeśli przez lata bez zgód wymaganych przez prawo kanoniczne prowadził działalność gospodarczą, to nic nie usprawiedliwia uchybień ze strony jego i ordynarjusza: porządek prawny powinien zostać przywrócony. Ksiądz Arcybiskup Jędraszewski słusznie czyni, że konsekwentnie pokazuje Jackowi Stasiakowi dwie alternatywy: albo będziesz kapłanem podlegającym takim prawom jak pozostali księża albo zostaniesz wydalony ze stanu duchownego. Podtrzymywanie prowizorek nie służy w szczególności zdezorientowanym katolikom z Aleksandrowa Łódzkiego. On sam być może dąży do drugiego z rozwiązań, bowiem straszy biskupa sądem świeckim. Zobaczymy, jak sobie poradzi, gdy za jakiś czas zmienią się władze miejskie i zakręcą kurek z pieniędzmi ...