Przypadkowo wszedłszy na forum rebelya.pl, by w jednym z wątków dyskusyjnych znaleźć linka do strony "Dla katolików rzymskich integralnych".
Strony i blogi osobiste prezentują różny poziom merytoryczny i zwykle nie zajmuję się nimi, lecz raczej konkretnymi zagadnieniami. Jednak ta strona zasługuje na swoje pięć minut. Tyle wystarczy, by zorjentować się, że jej autor (autorzy?) nie mają zahamowań przed napisaniem żadnej piramidalnej bzdury. Znalazłem tam "101 herezji antypapieża Jana Pawła II", Spisek na konklawe 1958 roku (wersja uzupełniona) oraz Schizmatyckie konsekracje lefebrystów i sedewakantystów.
Słowem, urodzić się tu chce jakiś rodzimy "Mały Kościółek", z jednej strony uznający następców Piusa XII za antypapieży, a z drugiej strony - kwestjonujący wszelkie rozwiązania podejmowane przez różne nurty tradycjonalizmu katolickiego w celu ocalenia Kościoła. Niestety, obok tych głupot pisanych od siebie autor strony "Katolik integralny" zamieszcza całkiem sporo wartościowych, przedsoborowych tekstów teologicznych. Niewprawny czytelnik może się w tem łatwo zgubić, przedczem przestrzegam.
A propos słabych tekstów: w najnowszym numerze "Do rzeczy" pojawia się dzieło sygnowane przez Piotra Kowalczuka pt. "Spisek postępowców: odwołać papieża", który jest tłumaczeniem, streszczeniem, plagiatem, jakkolwiek by to nie nazwać artykułu Antoniego Socciego spolszczonego przez Gajowego Maruchę, analizowanego w poprzednim wpisiem "Młota". W "Do rzeczy" zawsze jest sporo wartościowych tekstów, ale ten się do nich nie zalicza.
środa, 26 lutego 2014
czwartek, 13 lutego 2014
Rewelacje pana Socciego i spółki
Wraz z pierwszą rocznicą zapowiedzi abdykacji Ojca Świętego Benedykta XVI uaktywniły się głosy kwestionujące ważność tej rezygnacji. Liderem w ww. zakresie jest znany fatimolog x. Paweł Kramer , który pod koniec listopada 2013 r. najprzód nie zdzierżył franciszkowej adhortacji apostolskiej Evangelii Gaudium i przyjął bynajmniej nie bezpodstawnie pozycję sedewakantystyczną, by chwilę później ogłosić, że rezygnacja Benedykta XVI jako wymuszona jest nieważna i on sam wciąż traktuje biskupa Józefa Ratzingera jako panującego papieża.
Znany włoski watykanolog Antoni Socci poszedł tym tropem i ogłosił w ostatnich dniach teksty drążące temat. Są one dostępne na jego stronie internetowej i łatwiej je tam czytać niż u Dextimusa. A najlepiej jest skorzystać z translacji Gajowego Maruchy, który chyba niesłusznie się zastrzega co do możliwej niepoprawności tłumaczenia.
Komentując te rewelację powtórzę słowo w słowo to, com napisał rok temu:
Sądzę, iż kard. Józef Ratzinger został papieżem z ... konieczności, chcąc choć trochę uporządkować obserwowany przez lata posoborowy burd... tj. bałagan. Benedykt XVI chyba nigdy w życiu nie marzył o funkcji biskupa Rzymu, zawsze wypełniając tę funkcję w sposób skromny, wręcz nieśmiały. Chciał być kapłanem, biskupem, kardynałem i pozostawać teologiem - myślicielem, profesorem, nauczycielem. Ale liderem miliardowej organizacji w krytycznym dla niej momencie transformacji ?! Wątpię, bardzo w to wątpię. To nie jest typ człowieka, który zwłaszcza w wieku 85 lat motywowałby się do pracy poprzez konflikty i starcia, w które wchodziłby z impetem szarżującego hipopotama. Ojciec Święty chciał zmieniać Kościół swoim dobrym przykładem, miłością i łagodnością. Nie karał tych, których powinien karać; nie degradował, nie usuwał ze stanowisk tych, których powinien wysyłać na zieloną trawkę. Być może liczył, że jego polityka miłosierdzia pozwoli mu na tyle ustabilizować Watykan i cały Kościół, że będzie mógł spokojnie abdykować i spędzić ostatnie lata życia z muzyką, przyrodą i kotami. Nie było mu to dane, gdyż zarówno Vatileaks jak i inne afery charakteryzował ten sam mechanizm, coraz większego poczucia bezkarności kurjalistów, o którym pisałem dwa lata temu:
No więc właśnie: poprzez praktykę dnia codziennego Benedykt XVI dostrzegał, iż jego współpracownicy kurjalni wprawdzie dzielili się na tych, co mu potakiwali z uśmiechem i tych, którzy trwali w biernym oporze, ale w praktyce wszyscy realizowali własne zamysły. Zabrakło tak zwanych "państwowców"; zabrakło ludzi idei, którzy wdrażaliby pomysły swego szefa. Miał rację Stalin mówiąc, że "Кадры решают все". Benedykt XVI nie mógł osiągnąć doczesnego sukcesu nie prowadząc dobrej polityki kadrowej.
Czy jest zawiązany spisek przeciw Kościołowi i papiestwu? Z pewnością tak, ale jako element odwiecznej wojny dobra ze złem, która trwa od czasu buntu Lucyfera. Jej nowożytny etap rozpoczęła organizacja lóż masońskich, aspirujących do rządu dusz nad ludzkością i zamiany dekalogu na antywartości, które znamy jako "prawa człowieka". Dla powodzenia tego spisku nie jest konieczna śmierć starego papieża, lecz narastający chaos w Kościele. Nasi wrogowie doskonale znają stwierdzenia takie jak tertuljanowe "krew męczenników jest nasieniem Kościoła" i z pewnością byliby bardzo powsciągliwi, by przysporzyć nam kolejnego męczennika.
Jak Państwo myślą, czy łatwo jest zaszantażować osiemdziesięciopięcioletniego starca? Czym można go szachować, jeśli nie ma dzieci, wnuków, a codziennie jest spotwarzany przez najrozmaitsze szumowiny z całego świata ? Co jeszcze można wywlec człowiekowi, do którego przynależności w Hitlerjugend i Wehrmachcie niesposób się przyczepić? Zapewniam Państwa, że gdyby było coś takiego w życiorysie Benedykta XVI i byłby on podatny na szantaże, to nigdy nie zobaczylibyśmy Summorum Pontificum.
Wróćmy do Socciego. Druga część jego argumentacji
napotyka na jeden problem: renuncjacja Benedykta XVI nie miała precedensu w czasach nowożytnych. Historję tworzy układ pomiędzy skromnym człowiekiem miłującym porządek i elegancję a człowiekiem trzymającym się z dala nie tylko od konwenansów ale i od savoir vivre'u. W tej relacji na szczęście wahadło jest przechylone na stronę pierwszego z wymienionych. Papież senior zachowuje się jak większość emerytowanych ordynarjuszów, którzy też przecież są "wymysłem" ostatnich 40 lat.
Czemu Antoni Socci pisze swoje teksty ? Sądzę, że dla rozgłosu. Dziennikarze po to zazwyczaj piszą. To jest najprostsze i najlepsze wyjaśnienie. Zauważmy, że nawet gdyby miał on rację, to raczej nie pojawią się żuawi, którzy ruszą na Watykan, obalą "uzuraptora", przywrócą prawowitego papieża na tron i uprzątną teren. Równocześnie, ujawnienie prawdy o nieważności abdykacji Benedykta XVI byłoby dlań wyrokiem śmierci. Ludzie, którzy mieliby go szantażować, z pewnością znaleźliby sposób, by szybko go życia pozbawić.
Legenda o ukrytym pontyfikacie Benedykta XVI może wejść do kanonu tradibaśni, obok papiestwa Józefa kardynała Siriego, jakie wtajemniczeni dostrzegają w wielu odniesieniach w powieściach Jana Raspaila (Pierścień Rybaka, Sire). Ale sądzę, że jej faktyczne miejsce jest obok kota w butach i złotej kaczki. Nie sprowadzajmy do tego poziomu dziedzictwa wielkiego myśliciela, który najpierw uformował się jako bardzo progresywny teolog, by przez całe życie maszerować w stronę katolickiej prawowierności. Niecałe dziesięć lat od śmierci Jana Pawła II wystarczyło, by zanikło "Pokolenie JP2". Ufam, że "pokolenie Benedykta XVI" lepiej przetrwa próbę czasu. Zasługuje na to.
Znany włoski watykanolog Antoni Socci poszedł tym tropem i ogłosił w ostatnich dniach teksty drążące temat. Są one dostępne na jego stronie internetowej i łatwiej je tam czytać niż u Dextimusa. A najlepiej jest skorzystać z translacji Gajowego Maruchy, który chyba niesłusznie się zastrzega co do możliwej niepoprawności tłumaczenia.
Latem roku 2011 uzyskałem z wiarygodnego źródła informację, iż Benedykt XVI podjął decyzję o abdykacji z chwilą ukończenia 85 lat, czyli w kwietniu 2012. Mój artykuł na ten temat (25.09.2011) został skwitowany lawiną komentarzy, iż uwłaczam Watykanowi – a później wypominano mi, iż moja przepowiednia się nie ziściła. Odpowiedziałem, iż podówczas papież znajdował się w epicentrum burzy Vatileaks, więc nie mógł zrezygnować. Ale po zamknięciu tej sprawy 11.02.2013 Benedykt ogłosił swą dramatyczną decyzję – przed ukończeniem 86-go roku życia.
Wczoraj (11.02.2014) kardynał Bertone ujawnił, iż papież dojrzewał przez pewien czas do tej decyzji i rozmawiał z nim w połowie 2012 roku. Zdecydował się opóźnić swą abdykację ze względu na aktualne, burzliwe dla Watykanu, okoliczności. Decyzję powziął jednak w kwietniu 2012 roku, czyli tak, jak napisałem.
Zastanawiałem się, skąd moje źródła informacji mogły to na pewno wiedzieć już dwa lata wcześniej? Czyżby jakieś osoby w otoczeniu papieża zawczasu uzgodniły coś ponad jego głową?
Komentując te rewelację powtórzę słowo w słowo to, com napisał rok temu:
Przy obecnym stanie wiedzy na temat przyczyn abdykacji Benedykta XVI skłaniałbym się do hipotezy, że Papież podjął tę decyzję, bo ... chciał. Kilkukrotnie wcześniej pojawiały się półsłówka, symptomy, gesty wskazujące, iż papa Ratzinger dopuszcza zakończenie posługi papieskiej przed śmiercią.
Sądzę, iż kard. Józef Ratzinger został papieżem z ... konieczności, chcąc choć trochę uporządkować obserwowany przez lata posoborowy burd... tj. bałagan. Benedykt XVI chyba nigdy w życiu nie marzył o funkcji biskupa Rzymu, zawsze wypełniając tę funkcję w sposób skromny, wręcz nieśmiały. Chciał być kapłanem, biskupem, kardynałem i pozostawać teologiem - myślicielem, profesorem, nauczycielem. Ale liderem miliardowej organizacji w krytycznym dla niej momencie transformacji ?! Wątpię, bardzo w to wątpię. To nie jest typ człowieka, który zwłaszcza w wieku 85 lat motywowałby się do pracy poprzez konflikty i starcia, w które wchodziłby z impetem szarżującego hipopotama. Ojciec Święty chciał zmieniać Kościół swoim dobrym przykładem, miłością i łagodnością. Nie karał tych, których powinien karać; nie degradował, nie usuwał ze stanowisk tych, których powinien wysyłać na zieloną trawkę. Być może liczył, że jego polityka miłosierdzia pozwoli mu na tyle ustabilizować Watykan i cały Kościół, że będzie mógł spokojnie abdykować i spędzić ostatnie lata życia z muzyką, przyrodą i kotami. Nie było mu to dane, gdyż zarówno Vatileaks jak i inne afery charakteryzował ten sam mechanizm, coraz większego poczucia bezkarności kurjalistów, o którym pisałem dwa lata temu:
Jest wszakże w „kłopotach pijarowskich” Benedykta XVI jedna rzecz, która zadziwia. Mianowicie, wytworzył się na Watykanie unikalny model, zgodnie z którym jedynym odpowiedzialnym za faktyczne lub urojone gafy i błędy Papieża jest … on sam. Czy to w sprawie przemówienia antyislamskiego w Ratyzbonie AD 2006, czy przy „aferze negacjonistycznej” biskupa Williamsona FSSPX, czy to przy nominacji Stanisława Wielgusa na arcybiskupa warszawskiego, czy w każdej innej opisywanej przez Rodariego i Tornielliego – nie spadają głowy zdymisjonowanych urzędników czy dyplomatołków. Wręcz przeciwnie, bywają oni doceniani kolejnymi awansami – chyba tylko po to, by nie szkodzili na dotychczasowych stanowiskach i osiągali sobie przeznaczone pułapy niekompetencji. Zaś Benedykt XVI pisze osobiste listy wyjaśniające motywy swoich decyzyj, przeprasza i wyraża skruchę. Nie znam za dobrze atmosfery panującej na watykańskich korytarzach, ale wątpię, by po kilku takich akcjach zostało choć 50 % wcześniejszej karności i dyscypliny w pracujących tam monsignorach. Taka postawa Ojca Świętego bardzo szkodzi wdrażanym przezeń reformom: prawa pozostają na papierze a nie podlegają procesom instytucjonalizacji.
No więc właśnie: poprzez praktykę dnia codziennego Benedykt XVI dostrzegał, iż jego współpracownicy kurjalni wprawdzie dzielili się na tych, co mu potakiwali z uśmiechem i tych, którzy trwali w biernym oporze, ale w praktyce wszyscy realizowali własne zamysły. Zabrakło tak zwanych "państwowców"; zabrakło ludzi idei, którzy wdrażaliby pomysły swego szefa. Miał rację Stalin mówiąc, że "Кадры решают все". Benedykt XVI nie mógł osiągnąć doczesnego sukcesu nie prowadząc dobrej polityki kadrowej.
Czy jest zawiązany spisek przeciw Kościołowi i papiestwu? Z pewnością tak, ale jako element odwiecznej wojny dobra ze złem, która trwa od czasu buntu Lucyfera. Jej nowożytny etap rozpoczęła organizacja lóż masońskich, aspirujących do rządu dusz nad ludzkością i zamiany dekalogu na antywartości, które znamy jako "prawa człowieka". Dla powodzenia tego spisku nie jest konieczna śmierć starego papieża, lecz narastający chaos w Kościele. Nasi wrogowie doskonale znają stwierdzenia takie jak tertuljanowe "krew męczenników jest nasieniem Kościoła" i z pewnością byliby bardzo powsciągliwi, by przysporzyć nam kolejnego męczennika.
Jak Państwo myślą, czy łatwo jest zaszantażować osiemdziesięciopięcioletniego starca? Czym można go szachować, jeśli nie ma dzieci, wnuków, a codziennie jest spotwarzany przez najrozmaitsze szumowiny z całego świata ? Co jeszcze można wywlec człowiekowi, do którego przynależności w Hitlerjugend i Wehrmachcie niesposób się przyczepić? Zapewniam Państwa, że gdyby było coś takiego w życiorysie Benedykta XVI i byłby on podatny na szantaże, to nigdy nie zobaczylibyśmy Summorum Pontificum.
Wróćmy do Socciego. Druga część jego argumentacji
Oprócz słów istnieje język gestów. Z tego, co widzimy, Benedykt XVI zdecydował się nadal pozostać “na dworze Piotra”, nadal ubiera się na biało, pozwala się nazywać “emerytowanym papieżem” i nadal używa imienia Benedykt XVI, nawet w dokumentach. Nie zmienił również swego herbu mimo sugestii Watykanu.
Wiemy, że w Kościele istnieje także “ciche nauczanie”. Być może tak jest i w tym przypadku.
Postscriptum
Chcę zacytować piękny i znaczący tweet papieża Franciszka: ”Dziś wzywam was do modlitwy o Jego Świątobliwość Benedykta XVI, człowieka wielkiej odwagi i pokory”.
napotyka na jeden problem: renuncjacja Benedykta XVI nie miała precedensu w czasach nowożytnych. Historję tworzy układ pomiędzy skromnym człowiekiem miłującym porządek i elegancję a człowiekiem trzymającym się z dala nie tylko od konwenansów ale i od savoir vivre'u. W tej relacji na szczęście wahadło jest przechylone na stronę pierwszego z wymienionych. Papież senior zachowuje się jak większość emerytowanych ordynarjuszów, którzy też przecież są "wymysłem" ostatnich 40 lat.
Czemu Antoni Socci pisze swoje teksty ? Sądzę, że dla rozgłosu. Dziennikarze po to zazwyczaj piszą. To jest najprostsze i najlepsze wyjaśnienie. Zauważmy, że nawet gdyby miał on rację, to raczej nie pojawią się żuawi, którzy ruszą na Watykan, obalą "uzuraptora", przywrócą prawowitego papieża na tron i uprzątną teren. Równocześnie, ujawnienie prawdy o nieważności abdykacji Benedykta XVI byłoby dlań wyrokiem śmierci. Ludzie, którzy mieliby go szantażować, z pewnością znaleźliby sposób, by szybko go życia pozbawić.
Legenda o ukrytym pontyfikacie Benedykta XVI może wejść do kanonu tradibaśni, obok papiestwa Józefa kardynała Siriego, jakie wtajemniczeni dostrzegają w wielu odniesieniach w powieściach Jana Raspaila (Pierścień Rybaka, Sire). Ale sądzę, że jej faktyczne miejsce jest obok kota w butach i złotej kaczki. Nie sprowadzajmy do tego poziomu dziedzictwa wielkiego myśliciela, który najpierw uformował się jako bardzo progresywny teolog, by przez całe życie maszerować w stronę katolickiej prawowierności. Niecałe dziesięć lat od śmierci Jana Pawła II wystarczyło, by zanikło "Pokolenie JP2". Ufam, że "pokolenie Benedykta XVI" lepiej przetrwa próbę czasu. Zasługuje na to.
poniedziałek, 10 lutego 2014
Wyprowadzić sztandar ?!
[11 lutego 2014, godz. 17:00. Istotna aktualizacja co do pochodzenia omawianych danych. Dziękuję za zwrócenie uwagi na błąd Panu Regiomontanusowi z forum krzyż].
Pojawiły się już wyniki zbiorcze ankiet przedsynodalnych, jakich przeprowadzenie zlecił Papież Franciszek. Rezultaty te można nazwać śmiercią lub bankructwem posoborowia. Analogiczne pytania jak Ojciec Święty postawiła katolikom z wybranych krajów świata telewizja Univision z USA. Wyniki sondażu są druzgocące. Portal "Wirtualna Polska" ma rację: katolicy popierają Franciszka, ale nie doktrynę Kościoła.
Zacytujmy, z niewielkimi skrótami i zmianami, dane źródłowe:
Interesująca wizualizacja tych danych znajduje się tutaj, względnie w pliku pdf.
Dane te pokazują, że jedynymi państwami, z których nadesłano większość prawowiernych ankiet, są Kongo i Uganda. W pozostałych objętych analizą krajach (USA, Meksyk, Kolumbia, Brazylia, Argentyna, Polska, Francja, Hiszpania, Włochy, Filipiny) znaleźć można przynajmniej jeden czynnik, w którym zdanie większości jest sprzeczne z nauczaniem Kościoła. Przeprowadziłem to wnioskowanie pomijając kwestię celibatu, ustanowionego dyscypliną obrządku łacińskiego, i analizując pozostałe zagadnienia, tj. zgody na dopuszczanie do Komunii Św. osób rozwiedzionych, wyświęcanie kobiet, aborcję, antykoncepcję, cywilne związki partnerskie osób jednej płci oraz błogosławienie przez Kościół związków o "dezorientacji" seksualnej.
Pada też, po raz kolejny, mit polskiego katolicyzmu, któremu jeszcze dziesięć lat temu wmawiano misję nawracania pozostałych krajów Unii Europejskiej. Dane zwrotne z Polski są zaledwie nieznacznie bardziej prawowierne niż te z pozostałych krajów Zachodu. Jak to się mogło stać, że w narodzie, w którym lewicą katolicką, "kościołem otwartym" były zawsze środkowiska Tygodnika Powszechnego z biskupami Wojtyłą czy Życińskim na czele, znajduje się nagle 38 % aktywistów deklarujących zgodę na udzielanie święceń kapłańskich kobietom ?! Kto i kiedy wykonał krecią robotę, jaką w Europie odwalał ks. Jan Küng czy grupy w stylu "Wir sind Kirche" ?!
A może do wypełniania ankiet rzucili się postępowi katolicy, by zaburzyć dane i być może wpłynąć na ewentualną zmianę elementów doktryny Kościoła ? Hipoteza ta nie wydaje się słuszna, gdyż odpowiedzi zwrotne na tematy aborcji oraz homozwiązków mniej więcej pokrywają się z tym, co znamy z rozmaitych rodzimych sondażowni.
W każdej organizacji z ludzkiego ustanowienia tak niski poziom akceptacji doktryny i dogmatów powinien doprowadzić do wniosku, jaki znamy z zakończenia działalności PZPR: Sztandar Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej – wyprowadzić. Kościół, jaki znamy współcześnie, jest hybrydą: z jednej strony twierdzi, że jest Kościołem ustanowionym przez Jezusa Chrystusa, z drugiej zaś strony dla wielu jego początkiem, bluźnierczym nowym Zesłaniem Ducha Świętego jest Sobór Watykański II. Ot, taka hermeneutyka ciągłości, czy może raczej rana wymagająca oczyszczenia.
Posoborowie zorganizowano pod hasłem antropocentryzmu i walki o godność człowieka. Pięćdziesiąt lat starań w tym zakresie oraz konsekwentnego pomijania, rugowania Boga z życia Kościoła doprowadziło do jedynej logicznej konsekwencji: oto człowiek jako podmiot i cel istnienia tej wspólnoty religijnej uzurpuje sobie prawo do definiowania zasad moralnych zgodnych ze swoimi zachciankami. Nie powinno nas to dziwić, choć może szokować, że w tej dziedzinie posoborowie osiągnęło aż tak widoczne sukcesy.
Z punktu widzenia tradycyjnej doktryny Kościoła mamy do czynienia z przesunięciem celu, dla którego istnieje Kościół: od oddawania Bogu należnej Mu chwały do kultu człowieka i jego grzechów. Być może dla niektórych wnioski z ankiety będą dzwonem na trwogę, dzięki któremu odrzucą oni błędnowierstwo. Ale czy uczynią tak liczni hierarchowie ? Czy nie zwycięży - jak zwykle w ostatnich pięćdziesięciu latach - błogie lenistwo i polityka "ciepłej wody" ?
A może paradoksalnie, w obliczu fiaska na odcinku nauczania o rodzinie ktoś mądry wpadnie na pomysł, by rozpocząć od przywrócenia katechezy ogólnej, traktującej o Bogu i Ewangelii? To chyba jedyna szansa duszpasterska dla Kościoła, by katolicy najpierw poznali i pokochali swojego Boga, a dopiero potem uznawali, że powinni przestrzegać Jego praw ? Tak wyglądały objawienia przedstawione w Piśmie Świętym: Bóg najpierw dawał się poznać Adamowi i Ewie, Abrahamowi czy uczniom Nowego Przymierza a dopiero potem ich nauczał.
Kościół katolicki przetrwa na Ziemi, to gwarantuje nam dogmat wiary. Równocześnie schizma (oraz herezja) wielu Kościołów partykularnych, biskupów i kardynałów jest faktem. Oddzielenie od Kościoła może również objąć osobę papieża. Bądźmy na to przygotowani, choć nie wdawajmy się w jałowe dyskusje na takie tematy. Są one znacznie mniej ważne niż modlitwa oraz dawanie przykładu i świadectwa swoim życiem.
Aby w nikim nie pozostały wątpliwości, co jest priorytetem na dziś: Sztandar Kościoła posoborowego – wyprowadzić. Takiej deklaracji i zgodnych z nią działań oczekuję w świetle ujawnionego kryzysu od Papieża Franciszka.
Pojawiły się już wyniki zbiorcze ankiet przedsynodalnych, jakich przeprowadzenie zlecił Papież Franciszek. Rezultaty te można nazwać śmiercią lub bankructwem posoborowia. Analogiczne pytania jak Ojciec Święty postawiła katolikom z wybranych krajów świata telewizja Univision z USA. Wyniki sondażu są druzgocące. Portal "Wirtualna Polska" ma rację: katolicy popierają Franciszka, ale nie doktrynę Kościoła.
Zacytujmy, z niewielkimi skrótami i zmianami, dane źródłowe:
Do najbardziej liberalnych na świecie zaliczają się według wyników sondażu katolicy hiszpańscy i francuscy, a najbardziej konserwatywne postawy reprezentują katolicy afrykańscy i na Filipinach.
78 procent wszystkich katolików opowiada się za stosowaniem środków antykoncepcyjnych niezgodnych z nauczaniem Kościoła. Stosowanie środków antykoncepcyjnych popiera ponad 90 proc. katolików w Argentynie, Kolumbii, Brazylii, Hiszpanii i Francji. Mniejsze poparcie dla tych środków wykazują na Filipinach (68 proc.), w Kongo (44 proc.) i Ugandzie (43 proc.). W USA stosuje je 79 proc. katolików. Za stosowaniem środków antykoncepcyjnych opowiada się 75 proc. polskich katolików.
Stanowisko Kościoła w kwestii wyświęcania kobiet na księży popiera 80 proc. katolików w Afryce i 76 proc. na Filipinach, 36 proc. w USA i 30 proc. w Europie, przy czym w Polsce - 53 proc., podczas gdy w Hiszpanii 17 proc.
Najbardziej kontrowersyjną kwestią pozostają małżeństwa homoseksualne: przeciwnych im jest 99 proc. katolików afrykańskich i 40 proc. w USA. Przeciwnych małżeństwom homoseksualnym jest 78 proc. katolików polskich, a 27 proc. hiszpańskich i 51 proc. francuskich.
19 proc. katolików w Europie i 30 proc. w Ameryce Łacińskiej zgadza się z nauką Kościoła w kwestii małżeństwa i z wykluczeniem komunii świętej katolików rozwiedzionych i żyjących w świeckim związku. Stosowanie VI i IX przykazania Bożego akceptuje 75 proc. katolików w krajach afrykańskich, podczas gdy np. we Francji 17 proc., w Hiszpanii - 12 proc., a w Polsce - 31 proc.
Za małżeństwem księży opowiada się 61 proc. polskich katolików, 73 proc. hiszpańskich, a francuskich - 86 proc. Odpowiednio za wyświęcaniem kobiet - 38 proc. w Polsce, 78 proc. w Hiszpanii i 83 proc. we Francji.
87 procent badanych uważa, że papież Franciszek świetnie sprawdza się jako zwierzchnik Kościoła. W marcu upłynie rok od czasu wybrania go w konklawe na następcę św. Piotra.
Badaniem objęto 12 036 katolików w Ameryce Łacińskiej (Argentynie, Brazylii, Kolumbii i Meksyku), Afryce (Republice Demokratycznej Konga, Ugandzie), Europie (Francji, Hiszpanii, we Włoszech i w Polsce), na Filipinach i w USA. W krajach tych mieszka 61 proc. wszystkich katolików, czyli 1,2 mld osób. Margines błędu badania przeprowadzonego przez ośrodek Bendixen & Amandi International wynosi 0,9 proc.
Interesująca wizualizacja tych danych znajduje się tutaj, względnie w pliku pdf.
Dane te pokazują, że jedynymi państwami, z których nadesłano większość prawowiernych ankiet, są Kongo i Uganda. W pozostałych objętych analizą krajach (USA, Meksyk, Kolumbia, Brazylia, Argentyna, Polska, Francja, Hiszpania, Włochy, Filipiny) znaleźć można przynajmniej jeden czynnik, w którym zdanie większości jest sprzeczne z nauczaniem Kościoła. Przeprowadziłem to wnioskowanie pomijając kwestię celibatu, ustanowionego dyscypliną obrządku łacińskiego, i analizując pozostałe zagadnienia, tj. zgody na dopuszczanie do Komunii Św. osób rozwiedzionych, wyświęcanie kobiet, aborcję, antykoncepcję, cywilne związki partnerskie osób jednej płci oraz błogosławienie przez Kościół związków o "dezorientacji" seksualnej.
Pada też, po raz kolejny, mit polskiego katolicyzmu, któremu jeszcze dziesięć lat temu wmawiano misję nawracania pozostałych krajów Unii Europejskiej. Dane zwrotne z Polski są zaledwie nieznacznie bardziej prawowierne niż te z pozostałych krajów Zachodu. Jak to się mogło stać, że w narodzie, w którym lewicą katolicką, "kościołem otwartym" były zawsze środkowiska Tygodnika Powszechnego z biskupami Wojtyłą czy Życińskim na czele, znajduje się nagle 38 % aktywistów deklarujących zgodę na udzielanie święceń kapłańskich kobietom ?! Kto i kiedy wykonał krecią robotę, jaką w Europie odwalał ks. Jan Küng czy grupy w stylu "Wir sind Kirche" ?!
W każdej organizacji z ludzkiego ustanowienia tak niski poziom akceptacji doktryny i dogmatów powinien doprowadzić do wniosku, jaki znamy z zakończenia działalności PZPR: Sztandar Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej – wyprowadzić. Kościół, jaki znamy współcześnie, jest hybrydą: z jednej strony twierdzi, że jest Kościołem ustanowionym przez Jezusa Chrystusa, z drugiej zaś strony dla wielu jego początkiem, bluźnierczym nowym Zesłaniem Ducha Świętego jest Sobór Watykański II. Ot, taka hermeneutyka ciągłości, czy może raczej rana wymagająca oczyszczenia.
Posoborowie zorganizowano pod hasłem antropocentryzmu i walki o godność człowieka. Pięćdziesiąt lat starań w tym zakresie oraz konsekwentnego pomijania, rugowania Boga z życia Kościoła doprowadziło do jedynej logicznej konsekwencji: oto człowiek jako podmiot i cel istnienia tej wspólnoty religijnej uzurpuje sobie prawo do definiowania zasad moralnych zgodnych ze swoimi zachciankami. Nie powinno nas to dziwić, choć może szokować, że w tej dziedzinie posoborowie osiągnęło aż tak widoczne sukcesy.
Z punktu widzenia tradycyjnej doktryny Kościoła mamy do czynienia z przesunięciem celu, dla którego istnieje Kościół: od oddawania Bogu należnej Mu chwały do kultu człowieka i jego grzechów. Być może dla niektórych wnioski z ankiety będą dzwonem na trwogę, dzięki któremu odrzucą oni błędnowierstwo. Ale czy uczynią tak liczni hierarchowie ? Czy nie zwycięży - jak zwykle w ostatnich pięćdziesięciu latach - błogie lenistwo i polityka "ciepłej wody" ?
A może paradoksalnie, w obliczu fiaska na odcinku nauczania o rodzinie ktoś mądry wpadnie na pomysł, by rozpocząć od przywrócenia katechezy ogólnej, traktującej o Bogu i Ewangelii? To chyba jedyna szansa duszpasterska dla Kościoła, by katolicy najpierw poznali i pokochali swojego Boga, a dopiero potem uznawali, że powinni przestrzegać Jego praw ? Tak wyglądały objawienia przedstawione w Piśmie Świętym: Bóg najpierw dawał się poznać Adamowi i Ewie, Abrahamowi czy uczniom Nowego Przymierza a dopiero potem ich nauczał.
Kościół katolicki przetrwa na Ziemi, to gwarantuje nam dogmat wiary. Równocześnie schizma (oraz herezja) wielu Kościołów partykularnych, biskupów i kardynałów jest faktem. Oddzielenie od Kościoła może również objąć osobę papieża. Bądźmy na to przygotowani, choć nie wdawajmy się w jałowe dyskusje na takie tematy. Są one znacznie mniej ważne niż modlitwa oraz dawanie przykładu i świadectwa swoim życiem.
Aby w nikim nie pozostały wątpliwości, co jest priorytetem na dziś: Sztandar Kościoła posoborowego – wyprowadzić. Takiej deklaracji i zgodnych z nią działań oczekuję w świetle ujawnionego kryzysu od Papieża Franciszka.