Wprawdzie zwracamy ostatnio mniejszą uwagę na wypowiedzi Franciszka (urlop to nie czas na umartwianie), ale jego odniesienie do ewentualnej emerytury zasługuje na krótki komentarz.
Niepokoją dywagacje na temat zdrowia Papieża, bo Bergoglio wydaje się być w dobrej formie, jak na mężczyznę w wieku lat 78. Jeszcze bardzo niedawno temu chiński "lekarz" wróżył swojemu podopiecznemu 140 lat życia za przyczyną stosowania akupunktury, masaży i zasad taoizmu.
Sądzę, że Franciszek mówi o swojej rezygnacji i ma ją gdzieś przed oczyma, bo po półtorarocznym pobycie w Rzymie wie już, jak się administruje Kościołem. Mówiąc brutalnie: rozumie, że poza nałożeniem sankcji na Franciszkanów Niepokalanej może co najwyżej pokiwać palcem w czarnym bucie lewej nogi.
"Franciszek" był zjawiskiem medialnym w roku 2013 i być może jego poglądy mają jakieś przełożenie na świeckich w krajach trzeciego świata. Ale szereg bolesnych lekcji spowodowanych nieprzemyślanymi wypowiedziami chyba nauczył też czegoś włoskiego Argentyńczyka. A nawet, jeśli nie (vide: "szczęśliwe życie" ), to również on zaczął rozumieć, że chętnie cytujący go dziennikarze mają własne poglądy, bardzo odległe od jakiejkolwiek chrześcijańskiej wizji świata.
Sytuacja wewnętrzna Kościoła pokazuje, że franciszkowa "reforma" stoi w miejscu , a działający już od prawie roku sekretarz stanu Piotr kard. Parolin pozostaje równie niewidoczny jak Robert Lewandowski w meczach piłkarskiej reprezentacji Polski.
Najbardziej palącym problemem zagranicznym Watykanu jest oczywiście eksterminacja chrześcijan na Bliskim Wschodzie. Ale nikt dziś nie chce słuchać dyplomatów Stolicy Świętej, zwłaszcza, że wreszcie zaczęli oni bez owijania w bawełnę nawoływać do walki z kalifatem islamskim.
Można sądzić, że gdyby ujawniono jakieś "przypadkowo nagrane" rozmowy kardynałów, to członkowie kurii rzymskiej byliby zgodni, że watykańska administracja nad Kościołem istnieje już tylko teoretycznie, a w rzeczywistości pozostały już tylko fallus, sempiterna i kamieni kupa.
No i jak tu nie rozważać przejścia na emeryturę ??
czwartek, 21 sierpnia 2014
wtorek, 12 sierpnia 2014
Klauzula sumienia dla … księży ?!
Coraz częściej słyszymy w Polsce o klauzulach sumienia tworzonych dla różnych grup zawodowych – lekarzy, nauczycieli, prawników. Klauzule sumienia mają uzupełniać niedoskonałe prawo, fastrygować je, by przynajmniej jednostki świadome dobra i zła nie musiały partycypować w czynach niezgodnych ze swoim sumieniem. A zatem klauzule sumienia to wyjątek od zła powszechnie dopuszczanego w jakiejś przestrzeni.
Czy pomyśleliście kiedyś o klauzuli sumienia dla … księży?
Chodzi mi o to, czy ksiądz - tradycjonalista mógłby powołać się na taką klazulę, by nie partycypować w rozmaitych szaleństwach akceptowanych przez współczesne posoborowie.
Pewne przesłanki ku temu istnieją w prawie kanonicznym, na przykład:
- kapłan ma prawo do indywidualnego celebrowania Mszy, bez konieczności włączania do koncelebry (KPK 1983 Kanon 902),
- kapłan może odmówić udzielenia wiernym Komunii świętej na rękę, jeśli mogłoby zachodzić niebezpieczeństwo profanacji (Redemptionis sacramentum, 92),
- „W Mszy sprawowanej bez ludu każdy kapłan katolicki obrządku łacińskiego, tak diecezjalny, jak i zakonny, może korzystać z Mszału Rzymskiego, wydanego przez błogosławionego Papieża Jana XXIII w 1962 roku lub z Mszału Rzymskiego, promulgowanego przez Papieża Pawła VI w 1970 roku, a to jakiegokolwiek dnia, wyjąwszy Triduum Święte” (Summorum Pontificum, 2).
Jednak powiedzmy sobie szczerze: zapisów tych jest bardzo niewiele, są one zwykle obwarowane rozmaitymi okolicznościami (obiektywnie rzecz biorąc niebezpieczeństwo profanacji Najświętszego Sakramentu występuje zawsze, jeśli jest On przyjmowany na dłoń, ale to do posoborowych mózgów nie dociera), a doświadczenie życia codziennego nie sprzyja korzystaniu z nich. Nawet jeśli dokument jest tak jednoznaczny jak Summorum Pontificum, to praktyka pokazuje, iż „prawo się nie przyjęło”. W całej Polsce, kraju o jednym z większych zainteresowań tradycyjną liturgią w skali świata, nie ma nawet pięciu miejsc, w których byłaby jawnie celebrowana codzienna Msza w Nadzwyczajnej Formie Rytu Rzymskiego! Równocześnie sam znam przynajmniej kilkunastu duchownych, którzy pragnęliby korzystać z tych zapisów. Nie mogą ….
Oburzamy się, że prof. Chazan został zwolniony z pracy w związku z działaniem zgodnym z własnym sumieniem, a czy dostrzegamy, jak wiele posoborowych przepisów oraz praktyk (niezgodnych z przepisami lub znajdujących się w próżni prawnej) jest niezgodnych z dobrze uformowanym sumieniem katolickiego kapłana ?!
Odprawianie Nowej Mszy, udzielanie Komunii Świętej na rękę, niemożność poprawnego korzystania z Mszału Posoborowego (orientacja przodem do wiernych jako jedyna możliwość, Kanon Rzymski za długi, scholka liturgiczna musi gdzieś się wykazać), niemożność krytyki rozmaitych praktyk zmieniających doktrynę (np. akukumenizmu, ale także parcia na ułatwienie stwierdzania nieważności małżeństw), konieczność pogodzenia się z tolerowaną przez przełożonych kondycją moralną współbraci w kapłaństwie – wszystko to są bardzo silne przesłanki o łamaniu zasad, którymi powinni się kierować kapłani. Być może opracowanie kompleksowej klauzuli sumienia tradycjonalisty przemówiłoby do niektórych rozumów i serc. Dzięki sytuacji środowiska lekarskiego wielu katolików zaczęło rozumieć, że prawo Boże jest ważniejsze od prawa stanowionego przez ludzi.
Czy jedyną, jakże niedoskonałą, formą „klazuli sumienia” dla księdza ma być we współczesnym świecie spakowanie torby i dołączenie do wspólnot tradycjonalistycznych pozostających „w niepełnej łączności” z „Kościołem Posoborowym”?
Jako pacjenci chętniej korzystamy z usług lekarzy kierujących się dobrze ukształtowanym sumieniem, którym możemy zaufać, że będą dbać o dobro pacjenta. Że nie zaprzestaną terapii, by pobrać z nas organy i wszczepić je oczekującym bogaczom, że nie będą na nas prowadzić eksperymentów w celu sporządzenia artykułów potrzebnych do pracy naukowej. Analogicznie powinniśmy wspierać „lekarzy dusz”, by i oni mogli nas naprawiać – obmywać z grzechu, korygować nasze wady, formować nasze sumienia.
Kościół katolicki w Polsce, który zdecydowanie za bardzo odszedł od idei Mistycznego Ciała Chrystusa ku praktyce skoncentrowanej na sobie korporacji, potrzebuje kapłanów sumienia.
Nasza Ojczyzna stoi dzisiaj przed wieloma trudnymi problemami społecznymi, gospodarczymi, także politycznymi. Trzeba je rozwiązywać mądrze i wytrwale. Jednak najbardziej podstawowym problemem pozostaje sprawa ładu moralnego. Ten ład jest fundamentem życia każdego człowieka i każdego społeczeństwa. Dlatego Polska woła dzisiaj nade wszystko o ludzi sumienia! Być człowiekiem sumienia, to znaczy przede wszystkim w każdej sytuacji swojego sumienia słuchać i jego głosu w sobie nie zagłuszać, choć jest on nieraz trudny i wymagający; to znaczy angażować się w dobro i pomnażać je w sobie i wokół siebie, a także nie godzić się nigdy na zło, w myśl słów św. Pawła: "Nie daj się zwyciężyć złu, ale zło dobrem zwyciężaj!" (Rz 12,21). Być człowiekiem sumienia, to znaczy wymagać od siebie, podnosić się z własnych upadków, ciągle na nowo się nawracać. Być człowiekiem sumienia, to znaczy angażować się w budowanie królestwa Bożego: królestwa prawdy i życia, sprawiedliwości, miłości i pokoju, w naszych rodzinach, w społecznościach, w których żyjemy, i w całej Ojczyźnie; to znaczy także podejmować odważnie odpowiedzialność za sprawy publiczne; troszczyć się o dobro wspólne, nie zamykać oczu na biedy i potrzeby bliźnich, w duchu ewangelicznej solidarności: "Jeden drugiego brzemiona noście" (Ga 6,2). – Jan Paweł II, Skoczów, 22 maja 1995.
Czy pomyśleliście kiedyś o klauzuli sumienia dla … księży?
Chodzi mi o to, czy ksiądz - tradycjonalista mógłby powołać się na taką klazulę, by nie partycypować w rozmaitych szaleństwach akceptowanych przez współczesne posoborowie.
Pewne przesłanki ku temu istnieją w prawie kanonicznym, na przykład:
- kapłan ma prawo do indywidualnego celebrowania Mszy, bez konieczności włączania do koncelebry (KPK 1983 Kanon 902),
- kapłan może odmówić udzielenia wiernym Komunii świętej na rękę, jeśli mogłoby zachodzić niebezpieczeństwo profanacji (Redemptionis sacramentum, 92),
- „W Mszy sprawowanej bez ludu każdy kapłan katolicki obrządku łacińskiego, tak diecezjalny, jak i zakonny, może korzystać z Mszału Rzymskiego, wydanego przez błogosławionego Papieża Jana XXIII w 1962 roku lub z Mszału Rzymskiego, promulgowanego przez Papieża Pawła VI w 1970 roku, a to jakiegokolwiek dnia, wyjąwszy Triduum Święte” (Summorum Pontificum, 2).
Jednak powiedzmy sobie szczerze: zapisów tych jest bardzo niewiele, są one zwykle obwarowane rozmaitymi okolicznościami (obiektywnie rzecz biorąc niebezpieczeństwo profanacji Najświętszego Sakramentu występuje zawsze, jeśli jest On przyjmowany na dłoń, ale to do posoborowych mózgów nie dociera), a doświadczenie życia codziennego nie sprzyja korzystaniu z nich. Nawet jeśli dokument jest tak jednoznaczny jak Summorum Pontificum, to praktyka pokazuje, iż „prawo się nie przyjęło”. W całej Polsce, kraju o jednym z większych zainteresowań tradycyjną liturgią w skali świata, nie ma nawet pięciu miejsc, w których byłaby jawnie celebrowana codzienna Msza w Nadzwyczajnej Formie Rytu Rzymskiego! Równocześnie sam znam przynajmniej kilkunastu duchownych, którzy pragnęliby korzystać z tych zapisów. Nie mogą ….
Oburzamy się, że prof. Chazan został zwolniony z pracy w związku z działaniem zgodnym z własnym sumieniem, a czy dostrzegamy, jak wiele posoborowych przepisów oraz praktyk (niezgodnych z przepisami lub znajdujących się w próżni prawnej) jest niezgodnych z dobrze uformowanym sumieniem katolickiego kapłana ?!
Odprawianie Nowej Mszy, udzielanie Komunii Świętej na rękę, niemożność poprawnego korzystania z Mszału Posoborowego (orientacja przodem do wiernych jako jedyna możliwość, Kanon Rzymski za długi, scholka liturgiczna musi gdzieś się wykazać), niemożność krytyki rozmaitych praktyk zmieniających doktrynę (np. akukumenizmu, ale także parcia na ułatwienie stwierdzania nieważności małżeństw), konieczność pogodzenia się z tolerowaną przez przełożonych kondycją moralną współbraci w kapłaństwie – wszystko to są bardzo silne przesłanki o łamaniu zasad, którymi powinni się kierować kapłani. Być może opracowanie kompleksowej klauzuli sumienia tradycjonalisty przemówiłoby do niektórych rozumów i serc. Dzięki sytuacji środowiska lekarskiego wielu katolików zaczęło rozumieć, że prawo Boże jest ważniejsze od prawa stanowionego przez ludzi.
Czy jedyną, jakże niedoskonałą, formą „klazuli sumienia” dla księdza ma być we współczesnym świecie spakowanie torby i dołączenie do wspólnot tradycjonalistycznych pozostających „w niepełnej łączności” z „Kościołem Posoborowym”?
Jako pacjenci chętniej korzystamy z usług lekarzy kierujących się dobrze ukształtowanym sumieniem, którym możemy zaufać, że będą dbać o dobro pacjenta. Że nie zaprzestaną terapii, by pobrać z nas organy i wszczepić je oczekującym bogaczom, że nie będą na nas prowadzić eksperymentów w celu sporządzenia artykułów potrzebnych do pracy naukowej. Analogicznie powinniśmy wspierać „lekarzy dusz”, by i oni mogli nas naprawiać – obmywać z grzechu, korygować nasze wady, formować nasze sumienia.
Kościół katolicki w Polsce, który zdecydowanie za bardzo odszedł od idei Mistycznego Ciała Chrystusa ku praktyce skoncentrowanej na sobie korporacji, potrzebuje kapłanów sumienia.
Nasza Ojczyzna stoi dzisiaj przed wieloma trudnymi problemami społecznymi, gospodarczymi, także politycznymi. Trzeba je rozwiązywać mądrze i wytrwale. Jednak najbardziej podstawowym problemem pozostaje sprawa ładu moralnego. Ten ład jest fundamentem życia każdego człowieka i każdego społeczeństwa. Dlatego Polska woła dzisiaj nade wszystko o ludzi sumienia! Być człowiekiem sumienia, to znaczy przede wszystkim w każdej sytuacji swojego sumienia słuchać i jego głosu w sobie nie zagłuszać, choć jest on nieraz trudny i wymagający; to znaczy angażować się w dobro i pomnażać je w sobie i wokół siebie, a także nie godzić się nigdy na zło, w myśl słów św. Pawła: "Nie daj się zwyciężyć złu, ale zło dobrem zwyciężaj!" (Rz 12,21). Być człowiekiem sumienia, to znaczy wymagać od siebie, podnosić się z własnych upadków, ciągle na nowo się nawracać. Być człowiekiem sumienia, to znaczy angażować się w budowanie królestwa Bożego: królestwa prawdy i życia, sprawiedliwości, miłości i pokoju, w naszych rodzinach, w społecznościach, w których żyjemy, i w całej Ojczyźnie; to znaczy także podejmować odważnie odpowiedzialność za sprawy publiczne; troszczyć się o dobro wspólne, nie zamykać oczu na biedy i potrzeby bliźnich, w duchu ewangelicznej solidarności: "Jeden drugiego brzemiona noście" (Ga 6,2). – Jan Paweł II, Skoczów, 22 maja 1995.
niedziela, 10 sierpnia 2014
Prawie dobry film o Arcybiskupie Lefebvre
Ponad rok temu ukazał się film dokumentalny opowiadający o życiu JE Arcybiskupa Marcelego Lefebvre'a. "Biskup podczas burzy" to filmowa wersja całkiem solidnej biografii założyciela FSSPX pióra JE Biskupa Bernarda Tissiera de Mallerais.
Do filmu dotąd nie sięgałem, bo zawsze wolę czytać literki niż oglądać migające obrazki. Jednak z uwagi na jeden detal pominąć go nie mogę. Pewien czujny Widz zwrócił uwagę na drugoplanowy detal, dotyczący śmierci ojca Arcybiskupa, obecny w anglojęzycznej wersji filmu.
Ojciec Arcysbiskupa, Rene Lefebvre, zmarł w "polskim obozie koncentracyjnym w Sonnenburgu" - możemy usłyszeć równo w czwartej minucie filmu.
Niestety, identycznie jest w hiszpańskiej ścieżce dźwiękowej obrazu. Innych wersyj (francuska, niemiecka) nie sprawdziłem, z braku dostępnych źródeł.
Sonnenburg, czyli współczesny Słońsk, znajduje się o 10-15 km od obecnej granicy niemiecko - polskiej. Nazwanie Sonnenburga polskim obozie koncentracyjnym to wyjątkowo nikczemne kłamstwo, zważywszy, że Brandendurczycy siedzieli na tej części Ziemi Lubuskiej od połowy XIII wieku. Nic nie usprawiedliwia tego typu działań wybielających Niemców. Sonnenburg to niemiecki nazistowski obóz koncentracyjny.
Myślę, że warto napisać słówko w tej sprawie do autorów i dystrubutorów filmu:
http://www.lefebvrethemovie.org/contact.html
https://www.facebook.com/AngelusPress
http://www.fsspx.org/en/contact-us/
Do filmu dotąd nie sięgałem, bo zawsze wolę czytać literki niż oglądać migające obrazki. Jednak z uwagi na jeden detal pominąć go nie mogę. Pewien czujny Widz zwrócił uwagę na drugoplanowy detal, dotyczący śmierci ojca Arcybiskupa, obecny w anglojęzycznej wersji filmu.
Ojciec Arcysbiskupa, Rene Lefebvre, zmarł w "polskim obozie koncentracyjnym w Sonnenburgu" - możemy usłyszeć równo w czwartej minucie filmu.
Niestety, identycznie jest w hiszpańskiej ścieżce dźwiękowej obrazu. Innych wersyj (francuska, niemiecka) nie sprawdziłem, z braku dostępnych źródeł.
Sonnenburg, czyli współczesny Słońsk, znajduje się o 10-15 km od obecnej granicy niemiecko - polskiej. Nazwanie Sonnenburga polskim obozie koncentracyjnym to wyjątkowo nikczemne kłamstwo, zważywszy, że Brandendurczycy siedzieli na tej części Ziemi Lubuskiej od połowy XIII wieku. Nic nie usprawiedliwia tego typu działań wybielających Niemców. Sonnenburg to niemiecki nazistowski obóz koncentracyjny.
Myślę, że warto napisać słówko w tej sprawie do autorów i dystrubutorów filmu:
http://www.lefebvrethemovie.org/contact.html
https://www.facebook.com/AngelusPress
http://www.fsspx.org/en/contact-us/