Właśnie podano do publicznej wiadomości, że 11 sierpnia br. grupa prominentnych teologów i szanowanych intelektualistów katolickich przedłożyła Franciszkowi "synowskie napomnienie" w związku z heretyckim rozumieniem małżeństwa, życia moralnego i przyjmowania sakramentów zawartym w adhortacji Amoris laetitia.
Ponieważ dokument spotkał się z milczeniem upomnianego, sygnatariusze zgodzili się upublicznić treść memorandum oraz są otwarci na wsparcie inicjatywy ze strony dalszych intelektualistów katolickich.
Póki co, zebrano już 62 podpisy, nie dostrzegłem wśród nich niestety Polaków. A pisząc dokładniej, jest nazwisko osoby, która ... nigdy nie zaistniała.
Rzeczony magister nigdy nie protestował, gdy w różnych okolicznościach tytułowano go doktorem. Teraz zaś sam przyjął tytuł profesorski i podaje się za byłego profesora Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. Uzurpacja stopni naukowych zawsze powinna być traktowana skrajnie nagannie, tu zaś dodatkowo kompromituje bardzo ważną i potrzebną inicjatywę teologiczną.
Mam cień nadziei, że osobnik, którego wpis dotyczy, tym razem zachowa się honorowo i wycofa swój podpis spod listy. Że nie będzie kręcił, zrzucał winę na wszystkich dookoła ani udawał, że nic się nie stało.
niedziela, 24 września 2017
sobota, 23 września 2017
Efekt ... Benedykta XVI ?!
Zapewne wszyscy pamiętacie entuzjazm polskich katolickich środowisk konserwatywnych, jaki nastał po objęciu Tronu Świętego Piotra przez Ojca Świętego Benedykta XVI. Było to dla nas trochę jak "nowa wiosna Kościoła", o jakiej przez lata trąbiła posoborowa propaganda. Rzeczywiście: coś się zmieniało nie tyle w mentalności i dyscyplinie, co w oczekiwaniach.
Do seminariów trafili młodzi chłopcy, którzy pragnęli być jak Benedykt: chcieli pięknej, czy choćby piękniejszej liturgii, chcieli uporządkowania w Kościele, chcieli chrześcijańskiego braterstwa lub przynajmniej życzliwości i serdeczności, jakie są fundamentami stosunków międzyludzkich w cywilizowanych społecznościach.
Ci dobrzy chłopcy ukończyli seminaria i zostali wyświęceni na kapłanów. I trafili do kościelnej polskiej rzeczywistości.
28 lutego 2013 r. Ojciec Święty Benedykt XVI "dobrowolnie" zakończył pełnienie posługi papieskiej. Z entuzjazmu lat 2005 - 2006 wiele już się wówczas nie ostało, ale ta decyzja była szokiem dla całego Kościoła. Być może najbardziej wstrząsnęła ona owymi młodymi kapłanami i alumnami ostatnich lat seminariów. Być może proste postrzeganie abdykacji Papieża jako dezercji ułatwia im, by w odniesieniu do siebie podjąć decyzję o zawieszeniu sutanny na kołku i przejściu do cywila.
Coraz częściej dowiadujemy się o odejściach z kapłaństwa bardzo młodych stażem prezbiterów. Gdyby pozbierać informacje z całej Polski, ujmując zarówno członków instytutów tradycjonalistycznych jak i kapłanów diecezjalnych (birytualnych oraz konserwatywnych doktrynalnie, choć celebrujących tylko Novus Ordo), okazałoby się, że w dwu - trzech ostatnich latach straciliśmy przynajmniej kilkunastu takich młodych kapłanów.
To jest przerażające.
Zawodzimy na całej linii.
Decyzja o porzuceniu kapłaństwa jest być może trudniejsza od strony ludzkiej niż duchowej. Bo dla nich to także zakwestionowanie prawie całego dotychczasowego dorosłego życia. Przekreślają je i wolą zaczynać od zera.
Te fakty oznaczają, że młodym kapłanom bardzo brakuje zarówno wsparcia modlitewnego jak i zwykłego dobrego słowa. Nie chcę teraz nikogo osądzać, nie chcę ubolewać o braku rozumienia cudu i daru kapłaństwa. Chciałbym po prostu przyczynić się choć w najmniejszym stopniu, aby uratować i zachować posługę choć jednego księdza.
Módlmy się za naszych kapłanów i seminarzystów!!
Do seminariów trafili młodzi chłopcy, którzy pragnęli być jak Benedykt: chcieli pięknej, czy choćby piękniejszej liturgii, chcieli uporządkowania w Kościele, chcieli chrześcijańskiego braterstwa lub przynajmniej życzliwości i serdeczności, jakie są fundamentami stosunków międzyludzkich w cywilizowanych społecznościach.
Ci dobrzy chłopcy ukończyli seminaria i zostali wyświęceni na kapłanów. I trafili do kościelnej polskiej rzeczywistości.
28 lutego 2013 r. Ojciec Święty Benedykt XVI "dobrowolnie" zakończył pełnienie posługi papieskiej. Z entuzjazmu lat 2005 - 2006 wiele już się wówczas nie ostało, ale ta decyzja była szokiem dla całego Kościoła. Być może najbardziej wstrząsnęła ona owymi młodymi kapłanami i alumnami ostatnich lat seminariów. Być może proste postrzeganie abdykacji Papieża jako dezercji ułatwia im, by w odniesieniu do siebie podjąć decyzję o zawieszeniu sutanny na kołku i przejściu do cywila.
Coraz częściej dowiadujemy się o odejściach z kapłaństwa bardzo młodych stażem prezbiterów. Gdyby pozbierać informacje z całej Polski, ujmując zarówno członków instytutów tradycjonalistycznych jak i kapłanów diecezjalnych (birytualnych oraz konserwatywnych doktrynalnie, choć celebrujących tylko Novus Ordo), okazałoby się, że w dwu - trzech ostatnich latach straciliśmy przynajmniej kilkunastu takich młodych kapłanów.
To jest przerażające.
Zawodzimy na całej linii.
Decyzja o porzuceniu kapłaństwa jest być może trudniejsza od strony ludzkiej niż duchowej. Bo dla nich to także zakwestionowanie prawie całego dotychczasowego dorosłego życia. Przekreślają je i wolą zaczynać od zera.
Te fakty oznaczają, że młodym kapłanom bardzo brakuje zarówno wsparcia modlitewnego jak i zwykłego dobrego słowa. Nie chcę teraz nikogo osądzać, nie chcę ubolewać o braku rozumienia cudu i daru kapłaństwa. Chciałbym po prostu przyczynić się choć w najmniejszym stopniu, aby uratować i zachować posługę choć jednego księdza.
Módlmy się za naszych kapłanów i seminarzystów!!