"Dzień bez awantury to dzień stracony" - mawiał mój znajomek z dawnych lat. U Franciszka jest podobnie: umie z wszystkiego zrobić problem, każdą wypowiedź skonstruować tak nieściśle, że lewacy mogą bić brawo jej zwulgaryzowanemu skrótowi, a prawacy zatrzęsą się w świętem oburzeniu. Potrafi być w centrum uwagi...
Zwrot "katolicy to nie króliki" stanie się kolejnem niezbyt mądrem mottem tego pontyfikatu. Tymczasem cała wypowiedź już taka trywialna nie jest, jeśli umieścimy myśl we właściwym kontekście. Nie wszystkie słowa użyte przez Franciszka byłyby jednak akceptowalne. Prawdziwym problemem nie są w niej sympatyczne zwierzaki, do których w krótkich kapralskich słowach Franciszek trafnie porównał tych, którzy bez rozsądku, choćby i w małżeństwie, korzystają z daru płodności. Znacznie gorszy zwrot użyty przez papieża to "odpowiedzialne rodzicielstwo", który w językach włoskim, hiszpańskim czy polskim nie ma złowieszczego kontekstu angielszczyzny. Można go przetłumaczyć jako "planned parenthood", co powinno kojarzyć się z ludobójczą organizację ze Stanów Zjednoczonych o tej właśnie nazwie, odpowiedzialną za promowanie aborcji na całym świecie. Skojarzenie "papież popiera odpowiedzialne, planowane rodzicielstwo" to już woda na młyn posoborowych "katolików pro choice".
Ale wróćmy do naszych królików. Osoby deklarujące na portalach społecznościowych, że "są królikami" (np. niezawodny Tomasz Terlikowski) zachowują się jak lustrzane odbicia postępaków wypisujących kilka dni temu Je suis Charlie i solidaryzujących się z brukowcem Charlie Hebdo. Wszak Franciszek powiedział, że trójka dzieci to konieczność dla utrzymania liczebności populacji. A rodzina „2+3” jest już traktowana jako .. wielodzietna. Skąd to się wszystko bierze?!
Wielodzietność jest pojęciem socjologicznem a nie teologicznem. Wzrost liczby ludności zawsze powinien być traktowany pozytywnie z punktu widzenia interesu społeczeństwa, państwa, a więc i Kościoła. Jednak wydaje się, że jeszcze dawno temu, w "złotych czasach katolicyzmu" Kościół odrobinę przesadził z laudacjami ku czci wielodzietności. Z pewnością nie można przedstawiać go jako jedynego możliwego wzorca współczesnej rodziny katolickiej. Byłoby dobrze, aby duszpasterze z podobną troską i starannością dbali o osoby samotne oraz rodziny starające się o dzieci i pragnące pozostać w zgodzie z zasadami katolickiej etyki. Odsetki tych grup rosną w Kościele. Należy je dostrzegać i wspierać w rozsądny sposób. Wszyscy razem, wraz z celibatarjuszami oraz … grzesznikami stanowimy wszak Mistyczne Ciało Chrystusa. Teza, jakoby Bóg "bardziej błogosławił" rodziny wielodzietne da się bowiem znacznie lepiej uzasadnić na bazie judaizmu niż katolicyzmu.
Ile kojarzycie wielodzietnych rodzin z kart Nowego Testamentu? Z pewnością jest ich znacznie mniej niż w Starym Testamencie. Nie zaliczała się do nich także Święta Rodzina.
Zauważmy, że szczególnie w pierwszych, czyli najstarszych księgach Pisma wielość potomstwa traktowana jest jako znak błogosławieństwa Bożego. Anioł mówi Abrahamowi w imieniu Jahwe: będę ci błogosławił i rozmnożę potomków twoich jako gwiazdy na niebie i jako piasek na wybrzeżu morskim. A w jednym z potomków twoich błogosławione będą wszystkie narody ziemi. To przekonanie pozostawało aktualne pośród Izraelitów aż po czasy Hioba, czyli V wiek przed Chrystusem: Żył w ziemi Us człowiek imieniem Hiob. Był to mąż sprawiedliwy, prawy, bogobojny i unikający zła. Miał siedmiu synów i trzy córki. Majętność jego stanowiło siedem tysięcy owiec, trzy tysiące wielbłądów, pięćset jarzm wołów, pięćset oślic oraz wielka liczba służby. Był najwybitniejszym człowiekiem spośród wszystkich ludzi Wschodu. Dopiero ta biblijna opowieść pokazuje nam prawdę całkowicie odkrytą w objawieniu Nowego Przymierza: bogactwo, pomyślność doczesna oraz liczba potomstwa nie są koniecznemi znakami Bożej łaski. Jeśli ktoś dostał akurat te dary, musi o nie dbać i je rozwijać. Ale jeśli Bóg z jakiejś przyczyny odmawia ich rodzinie, nie wolno jej traktować jako gorszej, grzesznej, pozbawionej Bożej miłości. Przypomnijmy sobie rozmowy Hioba z przyjaciółmi, Elifazem, Bildadem i Sofarem. Mówili mu oni: musiałeś zgrzeszyć pychą, skoro Bóg dotknął cię trądem, odebrał majątek i dopuścił, by dzieci twe poumierały. Hiob im odpowiadał: Czemuż to żyją grzesznicy? Wiekowi są i potężni. Trwałe jest u nich potomstwo i dano oglądać im wnuki. Bóg odpłaca za nasze czyny dopiero w wieczności.
Kościół pierwszych chrześcijan przygarniał wszystkich odrzuconych i poniżanych przez ówczesne społeczeństwo. Nie usiłował „zgadywać” po znakach zewnętrznych, czy Bóg komuś błogosławi. Wiedział bowiem, że nasz dobry Ojciec każdego pragnie obdarzać swemi nieskończonemi łaskami. Nowy Testament mówi nam jednoznacznie: Strzeżcie się, żebyście uczynków pobożnych nie wykonywali przed ludźmi po to, aby was widzieli; inaczej nie będziecie mieli nagrody u Ojca waszego, który jest w niebie. Wielodzietność powinna być środkiem do osiągnięcia świętości, nie jest jednak celem samym w sobie.
Czy Pan Jezus „zalajkowałby” komukolwiek na Facebooku zdjęcie profilowe przedstawiające królika?
Najpierw:
OdpowiedzUsuń"Bóg odpłaca za nasze czyny dopiero w wieczności." Skąd pewność, że tylko i wyłącznie wtedy? Raczej może i w doczesności i wieczności, chyba częściej wybierając to drugie.
W istocie Kościół powinien starać się o każdego i nie należy potępiać rodzin, które z różnych przyczyn (również materialnych czy zwykłego braku sił do wychowania kolejnych potomków) mają dzieci niewiele. Jednak, jeżeli komuś dobrze się powodzi, czasu nie brak, a dotychczasowe dzieci zachowują się przykładnie, to pewne podejrzenia o moralność ludzi pozostających np. przy dwójce można mieć. Bez osądzania, po prostu to z czasem, po kolejnych latach, zaczyna gorszyć.
Wychowanie dziedziców nieba jest pierwszym celem małżeństwa. Ponad każdym innym.
Święta prawda.
UsuńOczywiście, że nie tylko w wieczności. Myślałem, że wystarczy dać dwie słowie, czyli pierwszy tylko wers z Rozdziału 6 Ewangelji wg św. Mateusza. Ale skoro nie wystarczy, to polecam całą lekturę http://www.voxdomini.com.pl/valt/p-ew/01-mt-06.htm
UsuńPrzepraszam, Panie Paolos, ale skąd Pan może wiedzieć, że owi małżonkowie nie zmagają się z bezpłodnością, róznymi komplikacjami zdrowotnymi związanymi z ciążami, mogącymi nawet oznaczać bardzo niewielką szansę, że kolejne dzieci urodzą się żywe, zdrowe. Może jedno z małżonków ma, albo niedawno odkryło, że ma ciężką, komplikującą życie nieuleczalną chorobę. To są powody, dla których nawet i bogaci, młodzi, zaradni ludzie nie decydują się na kolejne potomstwo i to raczej oznaka mądrości, aniżeli wygody.
UsuńI dlaczego, za przeproszeniem, tacy ludzie mają się liczyć z komentarzami, odchrząknięciami, dziwnymi spojrzeniami jakichś oszołomów pseudo-katolickich z mentalnością buhajów rozpłodowych lub żywych inkubatorów(co moim zdaniem może być owocem ukrytych, zatajanych skłonności homoseksualnych bądź kompleksów na tle wydolności seksualnej)?
Eee, jestem pod wrażeniem. Że Pan z mojej wypowiedzi, Panie pięknowłosy, wyczytał coś z tego, o czym pisze. Wyraźnie napisałem, że nie powinno się potępiać ani osądzać rodzin z mniejszą ilością dzieci, i to z powodów nawet materialnych czy zdolności wychowawczych, a przecież chyba jest jasne jak słońce, że zdrowotne są nawet "mocniejsze". Wcale nie uważam, by tacy ludzie mieli się liczyć z opinią oszołomów. Nie wiem skąd w Panu taka agresja.
UsuńNie jestem agresywny w stosunku do Pana. Jednak napisał Pan, że u Pana, pomimo zrozumienia, pozostaje zgorszenie. Uważam to za postawę krzywdzącą(zgorszenie często widać po człowieku i może to urazić w tym przypadku rodziców z mało licznym potomstwem).
UsuńZnam przypadki z najbliższego otoczenia, że taka wielodzietna fanatyczna wieloródka(przepraszam, ale inaczej tak bezmyślnych osób nazwać nie mogę), która w dodatku ledwie ukończyła 20 lat, powiedziała innej kobiecie, nieco starszej: "A czemu wy macie tylko jedno dziecko!? Tak nie można, trzeba mieć więcej". A druga kobieta była po dwóch poronionych ciążach, to zresztą moja rodzina. Także swoje zgorszenie proszę sobie schować i nie okazywać go ani na jotę.
Zamiast w sieci opisywać szczegóły relacji w rodzinie oraz dzielić się ocenami ludzi z grona rodzinnego, byłoby sensowniej pomóc w znalezieniu pozorumienia między osobami, których tamta rozmowa szczególnie dotyczyła.
UsuńJest coś obrzydliwego w plotkarstwie. Zapewne nie tylko dla mnie.
To zapewne prawda, dlatego dobrze, że nie zajmuję się plotkarstwem, ani nie daję się nabierać na niskich lotów prowokacje.
UsuńNie podałem ani jednego szczegółu, jedynie parę ogółów, ani nie podałem niczyich personaliów. Pan mógłby zająć się swoją rodziną, zamiast interesować się płodnością innych i to z natężeniem dosyć niezdrowym(choć nie próbuję przeczyć, że Pan z tym walczy, nie znam Pana).
Bardzo serdecznie pozdrawiam.
Różnie przedstawia się sprawa z (nie)podawaniem szczegółów. Kiedyś pewien człowiek (który cyklicznie się ze mną spotykał, w ramach spraw służbowych) na jakimś forum zaczął sobie pokpiwać z dotyczącej mnie epizodycznej okoliczności (którą mógłbym zamaskować, gdyby przyszło mi do głowy, że natknę się na kogoś niedojrzałego). Potrzebowałem około kwadransa do ustalenia danych osobowych (anonimowość znikła) oraz innych okoliczności, dotyczących "komentatora" (np. z kim ze swej rodziny się spiera); podkreślam, że użyłem wyłącznie szeroko dostępnych możliwości internetowych (bez żadnych specyficznych programów).
UsuńZrozumiałem również użycie przez Pana argumentum ad hominem - nadal uważam korzystanie z takiego środka manipulacji za coś haniebnego; chodzi o zamykanie komuś ust, przez czepianie się człowieka, a nie przez merytoryczne odnoszenie się do przedmiotu rozważań.
Z dzieciństwa pamiętam trzy Panie, których sytuacja rodzinna (w ogarnianym wtedy przeze mnie zakresie) była różna; w każdym przypadku chodziło o rodziny dalekie od wielodzietnych. Dwie z owych Pań były w relacji: matka i córka. Trzecia Pani była z innej rodziny. Gdy sięgam pamięcią, to jestem przekonany, że każda z nich zachowywała się w sposób właściwy Świętym. Matka i Córka były bardzo eleganckie w słowie - żadnych przekleństw, a zwłaszcza złorzeczeń (choć jakieś osoby były dla nich przykre). Zawsze troskliwe o siebie. Córka zmarła, Matka została sama - z wielką godnością przyjęła tamtą tragiczną okoliczność (bez żadnego skarżenia się). Pani trzecia została tak bardzo źle potraktowana przez swe pełnoletnie (i już dzieciate) dzieci, że ludzie z okolicy byli gotowi pomóc - Pani ta jednak powtarzała, że "dzieciom błogosławi" i będzie żyła w warunkach jej "ustrojonych" (wilgotna kuchnia przy oborze, z marnym paleniskiem).
Jak widać, rodzicielstwo wiąże się z bardzo różnymi doświadczeniami. Czy nadmierne asekuranctwo może człowieka przybliżyć do Pana Boga? A może bardziej może przyczynić się do dezercji - zwłaszcza w przypadku przyjęcia określonego powołania (np. po ślubie)?
Celem naszym jest przecież wieczna szczęśliwość, a nie wyłącznie sukces doczesny - a zwłaszcza pozory tego sukcesu. Dobro doczesne (mające, jak wiemy, bardzo wiele wersji, również uzasadnionych) jest ważne - skoro ludzie na tym świecie są (niekiedy bardzo długo). Nie jest jednak najważniejsze. Co jest dla dziecka rzeczywiście ważniejsze: światowa matka, czy Święta Matka (np. zmarła przedwcześnie w obronie swego dziecka), która może być dla niego indywidualną orędowniczną przez Majestatem Boskim? Daleki jestem od udzielania odpowiedzi, a zwłaszcza od pisania scenariuszy życia dla bliźnich. Za zasadne uważam stawianie ważnych pytań, zwłaszcza w sposób wolny od narażania kogokolwiek na cierpienie.
Znakomicie Szanowny Pan raczył podsumować swoją szeroko zakrojoną działalność na forum blogu, nadmieniając pojęcie argumentum ad hominem.
UsuńBardzo serdecznie pozdrawiam.
@ Pan "Pięknowłosy":
UsuńJak się Pańska wypowiedź ma do tematu?
Po co zmieniać temat, kierując uwagę na jednego z dyskutantów?
Zmiana tematu dyskursu jest jednym ze środków manipulacji odbiorcą (odbiorcami).
No właśnie to pytanie mógłby Pan zadać samemu sobie, gdyż Szanownego Pana płodność wypowiedzi opiera się głównie na strategii powyższej. Podrawiam serdecznie.
Usuń@Pięknowłosy
UsuńJest agresywna w stosunku do mnie, bo Pan dorabia informacje, których nie przekazałem. Nigdzie nie napisałem, że ja się tym gorszę. Stwierdziłem fakt, że tak bywa - i czy mi się to podoba (a nie podoba, co wyraziłem słowami, że nie należy osądzać), czy nie - to jest to fakt. Sformułowanie typu "proszę sobie" jest próbą zastąpienia argumentów atakami personalnymi, co odbywa się nie tylko względem mnie.
Pisania o bezosobowym zgorszeniu(można zakładać w domyśle, że chodzi o autora, ponieważ go podejrzewać o czytanie w ludzkich umysłach) raczej argumentem nazwać nie można. Zawsze potem oczywiście można odwrócić kota ogonem.
UsuńNie muszę czytać w umysłach, wystarczy mieć otwarte uszy, a Pan mi już kłamstwo zarzuca. zaprzestańmy takiej dyskusji, Pan innych się czepia (często słusznie, często z przesadą) a sam czuje swobodę w obrażaniu wszystkich i zarzucaniu im czegokolwiek.
UsuńNie musimy bać się zagrożenia z zewnątrz, innej wiary, ruchów społecznych czy terroryzmu. Po co? - świetnie wykańczamy się sami.
OdpowiedzUsuńŚwięta Rodzina była "białym małżeństwem", czyż nie? A więc wytykanie Im, że mieli tylko jednego Syna jest raczej niesmaczne.
OdpowiedzUsuńDruga sprawa: czy mógłby Pan wyjaśnić, co rozumie przez "tych, którzy bez rozsądku, choćby i w małżeństwie, korzystają z daru płodności."?
Chodzi o przypadki takie, o jakim powiedział Franciszek: jeśli w przypadku kolejnej ciąży jest duże ryzyko utraty przez matkę życia bądź zdrowia. Wtedy NPR jest nie tylko godziwym ale i rozsądnym sposobem na rodzicielstwo.
UsuńHm, czy jednak takie kolejne dziecko nieodpowiedzialnych rodziców to dobro, czy zło?
UsuńAle czy niestosowanie NPR w takiej sytuacji byłoby niegodziwe i nierozsądne, krócej: złe?
UsuńNo właśnie, chyba nie. Czy można zarzucać takim rodzicom, że nie stosują NPR, jeśli skutkiem tego jest kolejne dziecko, które jako takie jest chyba dobrem, a nie złem? To ósme dziecko według papieża to owoc nieodpowiedzialności matki, a więc chyba coś złego, coś co nie powinno mieć miejsca. Pozostaje mieć nadzieję, że to dziecko nigdy nie przeczyta w przyszłości tej papieskiej wypowiedzi na swój temat i na temat swojej matki. Ja wbrew papieżowi uważam, że każde dziecko to coś dobrego i radość.
UsuńPana sposobem argumentacji można dojść do wniosku, że stosunki np. poza małżeńskie są ok. Bo dają dobry owoc - dziecko. Ale to nie jedyny owoc. Np. Pius XI w Casti connubii mówi, że rodzice mają obowiązek, nie tyle tylko zrodzić potomstwo co do ciała, ale i duszy. A martwa matka tego nie zrobi. Toteż, choć dziecko zawsze jest dobre, to staranie się o nie może być wyrazem nieodpowiedzialności.
UsuńGdyby kierować się tylko kunktatorstwem, to należałoby uznać za skandaliczną nieodpowiedzialność płodzenie dzieci w czasie wojny. Wtedy jest szczególnie niebezpiecznie. Zagrożone wtedy są nie tylko kobiety (zwłaszcza z powodu zagrożeń chrobami i infekcjami), ale również mężczyźni - niekiedy bardziej od kobiet (udział w walkach, rola zakładników lub ofiary zemsty za działania partyzanckie).
UsuńWłaśnie w czasie wojen ludzie (zapewne nie tylko mężczyźni) bardzo często dążą do pozostawienia po sobie przynajmniej jednego potomka - także biorąc pod uwagę, że mogą to dziecko osierocić. Niekiedy o dziecko starają się ludzie ciężko chorzy (np. nowotwór, brak szans na wyleczenie) - ze szczególną intencją pozostawienia potomka.
Odnoszę wrażenie, że obłęd Bergolianizmu może doprowadzić do tego, że fanatycy zaczną kastrować masowo ludzi chorych lub (niemalże wszystkich) podczas wojen lub innych poważnych lub realnych zagrożeń.
Ludzie, opamiętajcie sie - a przynajmniej rzućcie "mocne zioła"!
To, że coś ma miejsce i, jak się ludziom wydaje, wynika z ich naturalnych pragnień, nie oznacza, że jest dobre. Opisana przez Pana chęć do potomka ZE WZGLĘDU na niebezpieczeństwo śmierci, jest egoizmem. Pojawiającym się w bardzo trudnych okolicznościach życia, dlatego jestem jak najdalszy od potępiania takich ludzi, ale to nie jest coś, do czego należy dążyć.
UsuńPapież tego określenia użył w konkretnym przykładzie, gdzie papież mówi, że niedawno skarcił kobietę, która była w ciąży z ósmym dzieckiem, ***po siedmiu porodach cesarskich***: „Czy chce pani osierocić siedmioro dzieci?”. Dalej w następnym pytaniu papież wraca do tego co powyżej, do tej kobiety, po siedmiu cesarkach i mówi: "Jak to czynić? Poprzez dialog. Każda osoba, ze swoim duszpasterzem powinna dociekać, jak realizować to odpowiedzialne rodzicielstwo. Ten przykład, o którym wspomniałem przed chwilą, kobiety, która oczekiwała ósmego dziecka, a miała już ***siedmioro urodzonych za pomocą cesarskiego cięcia*** ukazuje pewną nieodpowiedzialność. „Nie, ja ufam Bogu”. „Ale spójrz, Pan Bóg daje tobie środki, bądź odpowiedzialny”. Niektórzy uważają, że - przepraszam za to słowo - aby być dobrym katolikiem musimy zachowywać się jak króliki." -
OdpowiedzUsuńUważam, że wypowiedź papieża nie nalezy rozciągać na wszystkie rodziny, które raptem stały sie królikami, a burza niesamowita się zrobiła (nawet przeczytałam "papież idiota"), bo jak widzimy, podany jest konkretny przykład. A kto nie wie czym są cesarki dla kobiety, to niech idzie do lekarza po informacje. Na trzecią cesarkę to juz lekarze biją na alarm, a tu podany przykład ósmej! Nie widzę tu obrazy dla żadnej rodziny wielodzietnej, czy mniej dzietnej. Mógł papież użyć może inne określenie, ale znając wiele wypowiedzi papieża, które nie zawsze były fortunne, nie ma co robić burzy i podlewać młyn progresistów, lewaków... (zwał ich jak zwał). a może pomodlić się? bo postawa katolika winna być taka.
Pani właśnie też o cesarkach ma wiadomości sprzed czterdziestu lat, podejrzewam, że podobnie jak papież. Przecież dzisiaj można sobie wybrać cesarkę, żeby się nie męczyć i mnóstwo kobiet tak robi.
UsuńOd trzeciej cesarki wzwyż rośnie dramatycznie ryzyko pęknięcia macicy i śmierci matki oraz dziecka. Macice obecnie nie są inne niż przed czterdziestu laty.
UsuńNo dobrze, nie jestem za cesarskimi cięciami, bo po co, jak można bez. Kiedyś cesarka była wielki wydarzeniem i otaczano taką kobietę współczuciem, a dzisiaj, niestety, głupota jest wszędzie, skoro nawet z Watykanu można ją usłyszeć, to co się dziwić cesarskim cięciom na życzenie.
UsuńAle skoro ta kobieta miała siedem cesarek, to chyba raczej trzeba jej "zazdrościć" łaski Bożej i jak widać jej ufność w Boga, którą papież tak pogardził, jest uzasadniona, i została wynagrodzona. Jak można tej kobiecie mówić, że ona wystawia Pana Boga na próbę. W ciążę nie jest tak łatwo zajść. Co ona ma zrobić? Zawiązać sobie?
Powiedziałabym tak: słowa Ojca Świętego skierowane do tej pani są raniące, ponieważ jest już ona w stanie błogosławionym. Co innego, gdyby przestrzegał ją przed zajściem w ciążę.
UsuńAczkolwiek z drugiej strony, "zaciążenie" współcześnie wcale nie jest takie łatwe, ośmioro dzieci zdarza się rzadko nie tylko dlatego, że ludzie są niechętni rodzicielstwu, lecz również z powodu problemów z płodnością. A zatem owa niewiasta "miała szczęście".
Szanowna Pani "Dzikusko"!
UsuńTak już jest, gdy komuś ciążą cudze ciąże.
Jako katolicy, znaleźliśmy się w sytuacji bardzo niezręcznej. Z jednej strony, wiemy o należnym Papieżowi poważaniu. Z drugiej zaś strony, widzimy takie zachowania tego Człowieka, że aż serce płacze. Co zrobić? Stać się fanatykiem (np. traktującym "Ojca Bergoglio" jak bożka), czy korzystać z rozumu, który jest jednym z darów Bożych?
Papież jako krzyż dla katolików - to jest potworne wyzwanie.
"Nie zaliczała się do nich także Święta Rodzina." - toś teraz pojechał Autorze... .
OdpowiedzUsuńMu tu zawsze jeździmy. Ile rodzin wielodzietnych opisuje Nowy Testament ?
UsuńZupełna przesada. Proszę porównać objętość Starego i Nowego Testamentu, a ponadto inny charakter. Nowy Testament koncentruje sie na Chrystusie i jego nauczaniu, a nie opisuje dziejów chrześcijan przez wieki.
UsuńKrusejder -
UsuńJeśli uważa Pan, że Święta Rodzina była "normalna" to gratuluje.
Proponowałbym rozważnie używać określeń, związanych z normalności oraz zwyczajnością. To dotyczy nie tylko dyskusji internetowych, ale również praktyki duszpasterskiej.
UsuńZ całą pewnością, Święta Rodzina była wolna od wszelkiej nienormalności. W dodatku była też nadzwyczajna - sama zwyczajność najprawdopodobniej byłaby sprzeczna ze Świętością (zwłaszcza oczywistą, a nie stwierdzaną w stosowaniu prawa kanonicznego).
Wzorowość Świętej Rodziny może dotyczyć zarówno rodzin małych - nawet bezdzietnych - jak i dużych. Różne rodziny mogą się do teg wzoru odwoływać - oby (także) w praktyce.
Rozum (jeden z darów Bożych) powinien nam służyć również w celu czerpania wzorców życiowych z życia innych osób - także wyglądającego inaczej od życia naszego.
Razi (nie tylko mnie) rozplenione - niestety, wśród duchowieństwa - określanie Matki Bożej, jako "zwykłej kobiety". Daleki jestem od rozpisywania się na ten temat. Moim zdaniem, wystarczy poczynić obserwacje oraz zadać parę pytań. Na przykład takich: Ile Dogmatów Wiary dotyczy życia Papieży, biskupów lub księży czy zakonników? Czy ktoś słyszał kiedyś powitanie biskupa (zwłaszcza przez księdza): "Witamy zwykłego biskupa"? Jakże jednak często wciska się propagandę o rzekomej zwyczajności Matki Boskiej. Oczywiście, możemy zauważyć lub założyć wiele zwykłych spraw w Jej życiu (np. zajmowanie się domem), ale przecież o Świętości nie świadczy "zwykła otoczka" jest doskonałe wypełnienie absolutnie wyjątkowego powołania Bożej Rodzicielki.
Zachęcam do rozważnego używania "zwykłych" lub "normanych" określeń wobec Osób Świętych, zwłaszcza mających kluczowe znaczenie dla Wiary Świętej.
Teresa - To w końcu Teresa czy Anna M?
OdpowiedzUsuńTak czy owak, lepsza każda z nich niż nick "Anonimowy"
UsuńPodpisywac sie moge jak uważam, po to jest opcja anonim, żeby z niej korzystać.
UsuńEustachy (pasuje?)
@ Anonimowy --> Dobrze że pan ma aktualne wiadomości, dziś jajo madrzejsze od kury! Tak, cesarka na życzenie, teraz to bardzo modne. ***Zanik ducha ofiary.*** Rozumiem, gdy to z przyczyn medycznych, ale na życzenie? Samo znieczulenie nie jest bezpieczne. Niektórym się zdaje, że to bezbolesne, ale proszę wejśc na stronę wielodzietnych i poczytać, co kobiety pisały, że po cesarce straszny ból.
OdpowiedzUsuńNie chciały mieć bólu przed, to mają po. No i co takiego.
UsuńAnonimowy, łatwo ci mówić prostaku, pewnie swoją żonę traktujesz jako żywy inkubator, który w przerwie od rodzenia sprząta przedpokój, dlatego tak pogardliwie wyrażasz się o kobietach i ich zdrowiu. Dałbym ci po ryju, jak większości tych p***dolniętych sekciarzy posianych po różnych forach "katolickich". Pewnie nawet nie wiesz co to ból, kryptosodomito.
UsuńPanie Pięknowłosy, dziękuje za ten wpis 11/10
UsuńTeraz też mamy "popis" - w postaci wyrażenia: "żywy inkubator". Staram się brać pod uwagę emocje oraz dobre intencje - jednak takie określenie jest niegodziwe wobec kobiet. Za co pochwalać taką wypowiedź? Tu bardziej płakać wypada, niż chwalić.
UsuńDość dawno temu widziałem przykład "odpowiedzialności" w jakimś czeskim filmie (którego tytułu nie pamiętam): Mężczyzna po "upojnej nocy" był wściekły, gdy kobieta powiedziała mu, że się "nie zabezpieczyła". Wyszedł wściekły. Po jakimś czasie wrócił. I, stosując przemoc, wymusił na swej kochance połknięcie przyniesionej przez siebie tabletki.
No, jazda: Chwalcie, Panowie, takie zachowanie. Jeśli sumienie na to pozwala.
Inni wymuszają zapłodnienie od razu po ostatniej ciąży, a jak "nie chcą mieć bólu przed, to dobrze im, że potem ich boli". Mają rodzić. Oczywiście "w imię boże".
UsuńOd razu to się chyba nawet nie da - poza hormonalnym rozregulowaniem organizmu kobiety.
UsuńZastanawiam się nad tym, jak można wymusić zapłodnienie. Można do niego doprowadzić - również metodami sztucznymi. Ale wymusić?
Można wymusić obcowanie płciowe, nawet w sposób wstrętny moralnie (zgwałcenie) lub kontrowersyjny - np. alkohol na "przełamanie nieśmiałości" (z tym, że kobiety również się tego imają, ponieważ bardzo często spożycie alkoholu zaburza percepcję i kobieta wydaje się ładniejsza, do czasu wytrzeźwienia przez mężczyznę).
W wielu sytuacjach wystarczy autentyczna wiedza (np. przekazywana odpowiednio dyskretnie) przez osoby doświadczone w relacjach małżeńskich lub podobnych (chodzi o fakty, a nie o pochwałę konkubinatów) - by wiedzieć, jakie mogą być następstwa określonych zachowań. Sama publicystyka to stanowczo za mało - tak samo, jak spieranie się (niekiedy związane z sytuacjami tak szczególnymi, że trudno je prawidłowo przedstawić komuś innemu).
Sama istota dyskusji publicznej (w tym internetowej) sprawia, że niezwykle trudno jest wypowiadać się o szczegółach - zwłaszcza bez ranienia innego człowieka lub bez gwałcenia dyskrecji.
Nie ma szans w takiej dyskusji pokonać kogoś, kto wyzywa innych lub przypisuje im naganne właściwości - bez zniżania się do poziomu dyskutanta.
Ma Pan rację, dlatego ja zniżyłem się do poziomu 'Anonimowego'. Nie jestem pewien, czy dobrze, ale Pan Krusejder mnie pochwalił.
UsuńNie powinniście wybierać do eksponowanych w Bibule komentarzy tego, że kobiety sobie wybierają CC. Po pierwsze mogą to robić tylko kobiety, które stać na dopłacenie za prywatne usługi w służbie zdrowia. Po drugie już 4 cesarskie cięcie, a w indywidualnych przypadkach każde, uważane jest już za wysokiego ryzyka. Nie manipulujcie wiedzą medyczną w obronie teologicznej wiedzy. Dziękuję za uwagę.
OdpowiedzUsuńPierwszy raz Bibula dorzuca komentarze do linkowanego tekstu i przykre jest, że robi to na poziomie manipulacji.
Usuńhttp://dzidziusiowo.pl/ciaza-i-porod/porod/1532-ile-mozna-miec-cesarskich-ciec
OdpowiedzUsuńTrochę śmieszne jest pozowanie na dawną polszczyznę. Warto się w takim przypadku z nią nieco lepiej zapoznać. Cytat: "Wielodzietność jest pojęciem socjologicznem a nie teologicznem." Jest tutaj oczywisty błąd fleksyjny. Dawniej rozróżniało się narzędnik od miejscownika w odmianie przymiotników rodzaju męskiego i nijakiego. Narzędnik miał końcówkę -ym, -im, a miejscownik -em, -iem. Dlatego było: z małym chłopcem, ale o małem chłopcu. Tak jest do dziś w języku czeskim, rosyjskim, serbsko-chorwackim. Polszczyzna jest raczej wyjątkiem, gdzie narzędnik i miejscownik się zlały.
OdpowiedzUsuńDlatego cytowane zdanie jest tylko sileniem się na dawną polszczyznę, bo w funkcji narzędnika jest użyty miejscownik.
Po co zwracać komuś uwagę, jeśli nie ma się racji? Do reformy z 1936 r. końcówki -ym, -ymi dotyczyły rodzaju męskiego, a -em, -emi rodzaju nijakiego - zarówno w narzędniku, jak i miejscowniku. Autor bloga poprawnie zastosował się do dawnych reguł.
UsuńJeśli jakiś ksiądz zbyt drąży temat spowiadania się - a nie Sakramentu Pokuty (jako takiego) - to się zastanawiam nad tym, czy taki ksiądz jest w stanie "trzymać język za zębami", czyli utrzymać tajemnicę spowiedzi. Działalność osób duchownych to również inne sytuacje, w których ludzie powierzają swe sprawy - w nadziei na to, że zostanie zachowana dyskrecja. Niekiedy obowiązek zachowania tajemnicy ma charakter prawny - np. w przypadku prowadzenia przesłuchania przez proboszcza, który działa w ramach udzielania pomocy prawnej konsystorzowi (zwłaszcza innej diecezji). Często jednak trudno mówić o prawnym obowiązku zachowania dyskrecji - to się rozumie samo przez się; oczywiście, w przypadku ludzi na poziomie - właśnie dlatego unikamy zwierzania się prostakom.
OdpowiedzUsuńZałóżmy (w ramach domniemania dobrej wiary), że rzeczywiście rozmowa z kobietą w takiej sytuacji miała miejsce. Czy jest to powód do dzielenia się wrażeniami z takiej rozmowy podczas konferencji prasowej - nawet w przypadku chwalenia? W tym zaś przypadku kobieta - choć anonimowa (przynajmniej dla nas) - została skrytykowana, niemalże potępiona (biorąc pod uwagę znaczenie mediów).
Jest sporo zachowań, które można by określić "wystawianiem Pana Boga na próbę". Czy to znaczy, że każde ryzykowne zachowanie należy potępić, a nawet skrytykować z oddali (ludzie bliscy ryzykanta mogą mieć do tego jakieś prawo). Jeśli ktoś zgłasza się na ochotnika do wojska, straży pożarnej lub jakiejś służby ratowniczej, to podejmuje zachowania związane ze zwiększonym ryzykiem - niekiedy wprost zagrażającym jego życiu. Postawa potępiania zachowań ryzykownych - zwłaszcza z perspektywy osób trzecich (bez szczególnej więzi z ryzykantem) - mogłaby doprowadzić do potępienia niemal wszystkich powstańców i partyzantów (nie tylko na ziemiach polskich), ponieważ struktury powstańcze i partyzanckie w znakomitej swej większości mają charakter dorbowolny (ochotniczy).
Jeżeli rodzic poświęca się dla jednego ze swych dzieci, to również inne (poza samym dobrym przykładem) mogą mieć nadzieję na to, że również one mogą liczyć na pomoc rodzicielską. Poświęcenie bardzo często wiąże się z podejmowaniem ryzyka. Skoro nie potępiamy dobrowolnych żołnierzy zostawiających swe żony i dzieci, to jakim prawem mielibyśmy potępiać matkę, która dla ratowania jednego dziecka (w tym znajdującego się w jej łonie) ryzykuje osieroceniem innych dzieci?
Ludzie (nie tylko katolicy) mają prawo do tego, by traktować ich po ludzku, a nie jak zwierzęta (do których też należy odnosić się po ludzku).
Dotarła do nas informacja o obrzydliwej wypowiedzi Człowieka, po którym należałoby oczekiwać zachowania klasy.
Zapytałem moje dziecko co mam z nim zrobić, bo ono jest już nieoptymalne, bo czwarte. Najpierw pomyślałem tak jak Ziemkiewicz, myślę jednak, że on tak z ostrożności napisał, to zdrajca, który przygotowuje nas na jeszcze większe gówno. Proszę za jakiś czas, przytoczyć mój komentarz gdy to wszystko się stanie.
OdpowiedzUsuńSzanowny Panie Krusejder.
OdpowiedzUsuńMieliśmy Prezydenta,który miał odpowiedniego człowieka,który tłumaczył,co Prezydent powiedział,gdy powiedział.
Zgadzam się z R.Ziemkiewiczem,który powiedział,co powiedział i tego tłumaczyć nie trzeba.
Pozdrawiam.
Jan Kowalski.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
UsuńZgadzam się.
UsuńTo przykre, że tak wiele osób angażuje się w obronę oczywistej kompromitacji.
/powtórzyłem wpis z powodu literówki/
Taka ciekawostka (dzięki wskazówce na "Breviarium"):
OdpowiedzUsuńhttp://www.deon.pl/religia/serwis-papieski/aktualnosci-papieskie/art,2715,papiez-przyjal-transseksualiste-z-narzeczona.html
Tytuł: "Papież przyjął transeksualistę z narzeczoną".
Zaproszenie (w dodatku pierwszy telefon od "Ojca Bergoglio" w Święto Niepokalanego Poczęcia) owych osób to symbol. Chodzi o pokazywanie katolikom (nie tylko "dzieciorobom"), jakich panów mają teraz słuchać - bo (w razie sprzeciwu) zostaną osobaczeni, np. podczas kazania w kaplicy "Domu Świętej Marty".
Ot, dalszy odcinek z serialu, który Francuzi mogliby zatytułować: "Był sobie Kościół".
Drogi Panie Krusejder,
OdpowiedzUsuńStosunkowo łatwo być tradycjonalistą w sprawach dotyczących kościoła instytucjonalnego. Dużo trudniej w "kościele domowym", ale jestem przekonany, że to ten obszar, terytorium własnej rodziny, jest decydujący. Problemem nie jest ilość dzieci, problemem jest świętość małżonków, rozeznanie woli bożej jako świętego celu i przyjęcie równie świętych środków. Reszta, również ilość dzieci, to konsekwencje dokonanych wyborów.
Pierwszorzędnym celem małżeństwa (w kościele katolickim) jest - PROCREATIO !!! (rozumiane jako zrodzenie i wychowanie dzieci dla Boga, do świętości.
Pytanie, które tradycjonalista musi sobie we własnym sercu zadać jest następujące: "Co robimy, jako małżonkowie w przypadku braku wewnętrznej zgody, choćby jednego z małżonków, na kolejne poczęcie dziecka?
I warto pamiętać, że prawdziwy mężczyzna, tradycjonalista, NIC NIE MUSI !!! (chpciaż oczywiście nie jest lekko)
Pozdrawiam!
Rzadko zaglądam na blog Kol. Michała, stąd ma wypowiedź nieco spóżniona. Pomijając odruchy wymiotne po wszystkich wynurzeniach okołomacicznych i okołogenitalnych, ubawiła mnie złotowłosa myśl p. "Pięknowłosego" jakoby "królicza" (jakby chciał pewien pan w czarnych kapciach) dążność do wielodzietności niektórych panów była wynikiem ich skrywanych skłonności homoseksualnych. Tu już nie wystarczy głupoty adepta pseudonauki zwanej psychologią, nawet sam Freud by się zadziwił zapewne jako śmierć wraz z naturą, to trzeba już umysłu wybitnego psychopaty, by wydalić z siebie coś podobnego...
OdpowiedzUsuńNiestety, ludzie potrafią przesadzać. Niekiedy wiązać się to może z chęcią odwrócenia uwagi od siebie lub własnych problemów. Trudno jest odseparować się od własnych spraw, także przy formułowaniu komentarzy. O wiele łatwiejsze okazują się ataki personalne.
UsuńRzeczywiście, publiczne poruszanie zagadnień fizjologicznych może budzić niesmak. Być może ma to jakiś związek z omawianiem takich zagadnień w (przy)kościelnych poradniach rodzinnych; zwłaszcza grupowo, a nie indywidualnie - z jedną osobą albo z (przyszłymi) małżonkami. Zanika poczucie wstydu w używaniu języka. Nie chodzi przecież tylko o to, czy mówienie o czymś jest grzechem, ale także o poczucie stosowności, które ostatnimi czasy padło ofiarą "otwartości".
Jeśli taka "otwartość" zakorzenia się w działalności kościelnej, to marginalizacji mogą ulegać inne zagadnienia - w tym ważniejsze od tego, czy się omówi zagadnienia fizjologiczne podczas szkoleń lub kursów. Niestety, niekiedy po macoszemu bywa traktowana działalność ściśle śledcza księży, którzy pracują z kandydatami do małżeństwa. Jednym z najważniejszych obowiązków jest sprawdzenie sytuacji - w celu wykluczenia przeszkód małżeńskich. To staje się szczególnie ważne w przypadku dzieci pozamałżeńskich oraz coraz częstszego zmieniania nazwisk dzieciom (by nazwisko dziecka "pasowało" do nazwiska "nowego tatusia"). Bez (dosłownie) "przetrzepania" papierów (zwłaszcza odpisów aktu stanu cywilnego) może dochodzić do tragicznych dylematów - w związku z dowiadywaniem się przez ludzi po ceremonii ślubnej o występowaniu między nimi więzów pokrewieństwa.
"Gospodarka planowa", "planowanie rodziny", "planowana prokreacja" - to są znane hasła. Część z nich może służyć spętaniu (jeśli nie opętaniu) działań instytucji kościelnych. Jeśli Kościół chce rzeczywiście pomagać rodzinom, to warto zastanowić się nad sensem prowadzenia określonych rodzajów działalności w budynkach kościelnych (np. w dawnych salach katechetycznych). Co jest bardziej sensowne (a może również bardziej moralne): pomaganie ludziom w rozwoju zawodowym i we wzroście dochodów (np. przez kursy zawodowe lub językowe) - czy szkolenia, których mottem przewodnim jest refren wiersza Andrzeja Bursy: "Tylko rób tak, żeby nie było dziecka!"???
Szanowny Panie Hyacinthus, zasugerowałem, że sosem kryptosodomii podlana jest pogarda wobec kobiet i ich porodu(przy jednoczesnej mało wiarygodnej deklaracji otwarcia na życie).
UsuńChoć, skoro już Pan poruszył tę kwestię, osoby które wożą się ostentacyjnie z gromadką dzieci po kościele, dodatkowo ubierają je w jednakowe stroje, by bardziej rzucały się w oczy jako 'znakomity wynik rodziców"; mają poważne kompleksy co namniej na punkcie swoich możliwości seksualnych.
Pozdrawiam bardzo serdecznie.