Przodkowie nasi czcili bożka o czterech twarzach – Światowida. Był najważniejszem z bóstw słowiańskich, odpowiadając za wszechświat, wojnę, płodność i urodzaj. Zdawałoby się, że na dobre tysiąc lat temu utracił popularność na rzecz Trójcy Świętej. Ale … czy rzeczywiście tak się stało ? Może kniaź Mieszko I wzorem Donalda Tuska przed którymś wiecem zarządził administracyjnie redukcję etatów na odcinku religji o dwadzieścia pięć % i sarmaccy Słowianie na jakiś czas, pijarowsko schowali gdzieś Świętowida, idola swojego?
Refleksje takie nasuwają mi się, gdy patrzę na przygotowania Polski i polskiego Kościoła do beatyfikacji Jana Pawła II. Choć liczba wiernych mających uczestniczyć w uroczystości na Watykanie zmniejszyła się z szacowanego półtora miliona do faktycznych kilkudziesięciu tysięcy , a badania opinji publicznej nie wskazują jakiegoś szalonego wsparcia ze strony wiernych dla idei oświęcenia górala z Wadowic, posoborowi hierarchowie robią wszystko, by kult Jana Pawła II wyparł resztki wiary katolickiej, które tu i ówdzie jeszcze się tlą. Może zatem wszyscy oni są wyznawcami Światowida, trwającymi od wieków in pectore między Odrą a Zbruczem ? Nie wykluczałbym tej hipotezy, mając na uwadze ekscesy takie jak: traktowanie Wielkiego Postu jako przygotowań do beatyfikacji JP2, medytowanie nad życiem JP2 podczas drogi krzyżowej tudzież zeszłoroczne potraktowanie Wielkiego Piątku, który ośmielił się przypaść w rocznicę śmierci JP2. A za temi niusami z gazet podążają czyny w skali mikro, relacjonowane przez naocznych świadków, dostrzegających, że w przydrożnej kapliczce wyeksmitowano stojącą tam od wieku Matkę Bożą, a jej miejsce zajął „papież słowiański – ludowy brat”.
Przypatrzmy się zatem Janowi Pawłowi II, próbując zidentyfikować u niego światowidowe cztery twarze.
Podstawowa twarz poprzedniego papieża może być zauważona niemal wszędzie w świecie posoborowym. Jan Paweł II jest poprzez portrety, książki, obrazki tudzież rozmaite dewocjonalja niezmiennie obecny w świątyniach, kioskach parafjalnych, księgarniach diecezjalnych. Kudy tam Benedyktowi XVI do jego popularności! Jednak fani tej twarzy JP2 nie znają i najczęściej nie podzielają jego stanowiska w sprawie cywilizacji śmierci, rodziny czy choćby godności człowieka. Są od niego zdecydowanie bardziej nowocześni i życiowi. Portret JP2 ma legitymizować ich wszelkie odchylenia doktrynalne, albowiem – i tu dochodzimy do sedna problemu – sam JP2 zasadniczo nie pacyfikował i nie korygował jakichkolwiek „odchyleń lewostronnych w Kościele”. Tolerując faktyczną redukcję dyscypliny kościelnej do zera, godząc się z postępującą dyslokacją funkcji magisterjalnej, w praktyce sprawił on, że przeciętny proboszcz cieszy się dziś większą „autonomją" poglądów, niż zawsze była udziałem biskupa. W rzeczy samej – pięćdziesiąt lat protestantyzacji Kościoła spowodowało, że na poziomie duchowieństwa osiągnięto ideał kacerzy: każdy jest sam sobie papieżem i interpretatorem Pisma Świętego i Tradycji.
Twarz prawa Jana Pawła II widziana jest przez wszystkich dobrych katolików, którzy widzieli w nim gorliwego pasterza zbliżającego ich do Chrystusa. Ludzie ci szczerze wierzą, że Jan Paweł II powinien zostać subito beatyfikowany i kanonizowany i postrzegają go jako łaskę Bożą na lata przełomu wieków XX i XXI. Osobliwą grupę wśród nich zajmują niektórzy katolicy Ecclesia Dei, wdzięczni JP2 za „liberalizację dostępu” do Mszy trydenckiej, Bractwo Świętego Piotra i inne drobne koncesje.
Jest też twarz specyficznie polska Jana Pawła II. Tę dostrzegam i ja, doceniając, jak wiele uczynił zmarły papież dla pozycji Polski w świecie, dla pozytywnego obrazu Polaków czy choćby rozpoznawania nas w każdym najodleglejszym zakątku globu. Za to wszystko należy mu się w każdem polskiem mieście główny plac czy ulica oraz dziesiątki innych honorów. Był bowiem jednym z największych naszych Rodaków.
I wreszcie ostatnia z twarzy Jana Pawła. Zobaczymy ją zapoznając się z większością stanowisk tradycjonalistycznych, pamiętających poprzednikowi Benedykta XVI całowanie Koranu czy prześladowania katolików przywiązanych do starszej formy rytu rzymskiego.
Zaiste, mamy tu raczej cztery twarze współczesnego Światowida niż jedno oblicze katolickiego błogosławionego. Jednak, mimo twarzy synkretyczno - antykatolickiej, Kongregacja Spraw Kanonizacyjnych raz jeszcze potwierdziła, że jest „fabryką świętych” i w cztery lata z niewielkim okładem rozpatrzyła wszelkie dowody świadczące o świętości kandydata wysyłając go na katolickie ołtarze i posoborowe stoły liturgiczne oraz zamiotła pod dywan świadectwa o treści przeciwnej.
Do tej pory zarzucano Kościołowi katolickiemu, że chrystianizował kulty lokalnych bożków, dorabiając im legendę i wciągając na listę świętych. Miało się tak stać rzekomo w przypadku Jerzego, Florjana, Wita oraz innych, których istnienia nie potwierdzają źródła historyczne. W przypadku „Światowida naszych czasów” mamy do czynienia z procederem odwrotnym: tak jak „supersobór watykański II” zastąpił wraz ze swoim Duchem nauczanie wszystkich poprzednich soborów, tak i z Jana Pawła II będzie się robić, zwłaszcza w Polsce superświętego, ważniejszego od samego Jezusa Chrystusa. Czyżby znane wszystkim słowa określające misję Kościoła Posoborowego: „człowiek jest drogą Kościoła” miały swoje proste wyjaśnienie, tj. po beatyfikcji Jana Pawła II wiemy już, KTÓRY człowiek jest drogą tego Kościoła ?
piątek, 29 kwietnia 2011
poniedziałek, 25 kwietnia 2011
Pamięci JE biskupa Antoniego de Castro Mayera
Dokładnie dwadzieścia lat temu, 25 kwietnia AD 1991, zmarł biskup brazylijskiej diecezji Campos JE Antoni de Castro Mayer. Był jednym z niewielu obrońców wiary katolickiej, którzy nie poddali się "Duchowi Soboru Watykańskiego II", jedynym biskupem diecezjalnym Kościoła w tzw. "Wolnym Świecie", który nie narzucił sobie, swoim kapłanom i wiernym Nowej Mszy. Trwał przy Tradycji katolickiej aż do czasu, gdy został przeniesiony na emeryturę AD 1981, a także i później - tworząc seminarjum kształcące kapłanów dla wiernych z Campos oraz współkonsekrując wraz z JE arcybiskupem Marcelim Lefebvre'm czterech biskupów Bractwa Kapłańskiego św. Piusa X w Ecône pamiętnego 30 czerwca 1988.
Historja diecezji Campos została bardzo dobrze opisana w artykule opublikowanym kilkanaście lat temu w "Zawsze Wiernych". Serdecznie polecam lekturę tekstu "Campos — brazylijska diecezja na wygnaniu" stanowiącego faktyczne streszczenie dzieła dr. Dawida White'a "Mouth Of The Lion".
Od White'a możemy się dowiedzieć, że rodzina Ekscellencji po mieczu wywodziła się z Bawarji, skąd do Brazylji przyjechał ojciec Biskupa Jan, a także, iż sam Msgr de Castro Mayer był wielkim miłośnikiem ping - ponga. Wreszcie, możemy przeczytać co nieco o samej diecezji Campos oraz o wieloletniej przyjaźni i rozejściu się dróg Biskupa i Pliniusza Corrêa de Oliveira, założyciela Stowarzyszenia Obrony Tradycji, Rodziny i Własności (TFP). Niestety, szczegółów biograficznych odnoszących się do osoby samego Dom Antonio jest relatywnie niewiele.
Wielokrotnie pojawiały się opinje głoszące, że Msgr de Castro Mayer był jakimś szczególnym radykałem. Nic z tych rzeczy. Był konsekwentny w umiłowaniu dobra, piękna i prawdy. Jeśli chodzi o jego stosunek do posoborowia, to warto podkreślić, że nie zakazał kapłanom swej diecezji celebrowania Nowej Mszy. Za jego rządów NOM był odprawiany przez mniejszość duchowieństwa Campos, natomiast formą nauczaną w seminarjum była liturgja przedsoborowa. Mam nadzieję, że doczekamy się na świecie biskupów ordynarjuszy, którzy będą postępować identycznie jak Dom Antonio, do czasu aż Ojciec Święty ostatecznie nie zakaże używania tzw. "zwykłej formy rytu rzymskiego".
Postawa Biskupa Antoniego de Castro Mayera jest szczególnie warta podkreślenia dziś, w przededniu beatyfikacji wieloletniego prześladowcy tradycyjnych katolików z Campos - Jana Pawła II. Mianowany przezeń następca Dom Antonio, bp Karol Navarro zrobił wszystko, by złamać sumienia powierzonego mu duchowieństwa i wiernych. Wprawdzie tego zadania nie wypełnił, ale pacyfikacja diecezji Campos zakończyła się "sukcesem" po około pięciu latach. To znaczy: kapłani tradycyjni musieli pobudować nowe kaplice i świątynie, a we wszystkich oficjalnych parafjach doświadczano jedności liturgicznej przy Novus Ordo. Co z tego, że większość wiernych nie przyjęła deform ? Oczywiście, nic. Karol Navarro został przez Jana Pawła II nagrodzony: mianowano go metropolitą archidiecezji Niterói i pełnił tę funkcję aż do śmierci AD 2003. Tem się różni katolicyzm od posoborowia.
Historja diecezji Campos została bardzo dobrze opisana w artykule opublikowanym kilkanaście lat temu w "Zawsze Wiernych". Serdecznie polecam lekturę tekstu "Campos — brazylijska diecezja na wygnaniu" stanowiącego faktyczne streszczenie dzieła dr. Dawida White'a "Mouth Of The Lion".
Od White'a możemy się dowiedzieć, że rodzina Ekscellencji po mieczu wywodziła się z Bawarji, skąd do Brazylji przyjechał ojciec Biskupa Jan, a także, iż sam Msgr de Castro Mayer był wielkim miłośnikiem ping - ponga. Wreszcie, możemy przeczytać co nieco o samej diecezji Campos oraz o wieloletniej przyjaźni i rozejściu się dróg Biskupa i Pliniusza Corrêa de Oliveira, założyciela Stowarzyszenia Obrony Tradycji, Rodziny i Własności (TFP). Niestety, szczegółów biograficznych odnoszących się do osoby samego Dom Antonio jest relatywnie niewiele.
Wielokrotnie pojawiały się opinje głoszące, że Msgr de Castro Mayer był jakimś szczególnym radykałem. Nic z tych rzeczy. Był konsekwentny w umiłowaniu dobra, piękna i prawdy. Jeśli chodzi o jego stosunek do posoborowia, to warto podkreślić, że nie zakazał kapłanom swej diecezji celebrowania Nowej Mszy. Za jego rządów NOM był odprawiany przez mniejszość duchowieństwa Campos, natomiast formą nauczaną w seminarjum była liturgja przedsoborowa. Mam nadzieję, że doczekamy się na świecie biskupów ordynarjuszy, którzy będą postępować identycznie jak Dom Antonio, do czasu aż Ojciec Święty ostatecznie nie zakaże używania tzw. "zwykłej formy rytu rzymskiego".
Postawa Biskupa Antoniego de Castro Mayera jest szczególnie warta podkreślenia dziś, w przededniu beatyfikacji wieloletniego prześladowcy tradycyjnych katolików z Campos - Jana Pawła II. Mianowany przezeń następca Dom Antonio, bp Karol Navarro zrobił wszystko, by złamać sumienia powierzonego mu duchowieństwa i wiernych. Wprawdzie tego zadania nie wypełnił, ale pacyfikacja diecezji Campos zakończyła się "sukcesem" po około pięciu latach. To znaczy: kapłani tradycyjni musieli pobudować nowe kaplice i świątynie, a we wszystkich oficjalnych parafjach doświadczano jedności liturgicznej przy Novus Ordo. Co z tego, że większość wiernych nie przyjęła deform ? Oczywiście, nic. Karol Navarro został przez Jana Pawła II nagrodzony: mianowano go metropolitą archidiecezji Niterói i pełnił tę funkcję aż do śmierci AD 2003. Tem się różni katolicyzm od posoborowia.
sobota, 23 kwietnia 2011
w PJNym widzie
Niezwykle ceniony przezemnie poseł na Sejm RP p. Jan Filip Libicki wystąpił ostatnio z inicjatywą ustawodawczą skierowaną wprost przeciw Radiu Maryja. W notce na blogu wyraził on wątpliwość, czy Radio Maryja wciąż jest "katolickim głosem w naszych domach". Argumenty przeciwko tej tezie wynikają z propisowskiej postawy mediów o. Tadeusza Rydzyka, która powoduje, że mogą one przemilczać inicjatywy autentycznie katolickie, jeśli były lub są one sprzeczne z poglądami liderów PiSu.
Radio Maryja być może nie pełni właściwie swojej funkcji. Ale jakie panaceum proponuje Filip Libicki i jego koledzy z klubu poselskiego "Polska Jest Najważniejsza" ?
Treść projektu ustawy została przekazana do tygodnika Wprost. PJNy proponują nakazać Radiu Maryja (bowiem lista nadawców społecznych obejmuje AD 2011 w Polsce tylko dwa podmioty: Radio Maryja i Radio Fara) aby w przypadku prezentowania w programie treści o charakterze społeczno-politycznym obowiązkiem nadawcy społecznego było zróżnicowanie programu, cechujące się pluralizmem, bezstronnością, wyważeniem i bezstronnością przekazu.
Programy te powinny, dodajmy:
1) kierować się odpowiedzialnością za słowo i dbać o dobre imię publicznej radiofonii i telewizji,
2) rzetelnie ukazywać całą różnorodność wydarzeń i zjawisk w kraju i za granicą,
3) sprzyjać swobodnemu kształtowaniu się poglądów obywateli oraz formowaniu się opinii publicznej,
4) umożliwiać obywatelom i ich organizacjom uczestniczenie w życiu publicznym poprzez prezentowanie zróżnicowanych poglądów i stanowisk oraz wykonywanie prawa do kontroli i krytyki społecznej.
Warto tu jednak wskazać, że z drugiej strony nadawcy społeczni na mocy art. 4 ustawy o radiofonii i telewizji muszą spełniać następujące warunki:
* upowszechniać działalność wychowawczą i edukacyjną, a także działalność charytatywną;
* respektować chrześcijański system wartości oraz uniwersalne zasady etyki;
* promować postawy patriotyczne oraz historię Polski;
* służyć umacnianiu rodziny;
* służyć kształtowaniu postaw prozdrowotnych;
* służyć zwalczaniu patologii społecznych.
Bardzo łatwo będzie zatem o teoretyczny konflikt pomiędzy pararelnemi zakresami wartości: demokratycznym pluralizmem a chrześcijańskim systemem wartości. Dodajmy, że wprowadzane zapisy są martwe odnośnie do mediów publicznych, które po każdych wyborach stają się łupem Większości parlamentarnej i nie ma w nich miejsca na jakikolwiek pluralizm.
Ale martwe przepisy w mediach publicznych nie muszą być równie nieegzekwowane w mediach społecznych, zwłaszcza jeśli taka byłaby decyzja większości parlamentarnej. Mechanizm proponowany przez PJN może zatem spowodować, że nadawcy społeczni, którymi mogą być zasadniczo wyłącznie media chrześcijańskie, będą zmuszeni do prezentacji na swych falach poglądów antychrześcijańskich. Jestem przekonany, że rozmaite palikoty nie będą miały skrupółów, by wykorzystywać poprawkę PJNu do swych celów.
Jeszcze bardziej wątpliwy jest inny z zapisów PJNu owej nowelizacji:
Art. 117 § 1 ustawy o radiofonii i telewizji otrzymuje brzmienie:
„§ 1. Komitetom wyborczym, których kandydaci zostali zarejestrowani przysługuje, w okresie od 15 dnia przed dniem wyborów do dnia zakończenia kampanii wyborczej, prawo do rozpowszechniania nieodpłatnie audycji wyborczych, w programach publicznych i społecznych nadawców radiowych i telewizyjnych na koszt tych nadawców."
Oznacza to ni mniej ni więcej, że niezależnie od tego, czy i jak nadawca społeczny angażował się dotychczas w kampanje wyborcze, czy chce tego, czy nie, będzie musiał udostępniać czas partjom i komitetom wyborczym. Jest więc to kolejny krok na drodze do upartyjniania kraju i wszelkich insytucyj. Co gorsze, dzieje się to w chwili, gdy pomiędzy poszczególnemi partjami nie ma faktycznych istotnych różnic programowych.
Dla PJNu walka z PiSem stała się celem samym w sobie. Traktowanie Radia Maryja i Prawa i Sprawiedliwości jako sprzymierzeńców strategicznych na wieczność jest być może błędem, ale na inne rozwiązanie widocznie nie stać byłych polityków partji braci Kaczyńskich.
Jednak rozwiązanie promowane m.in. przez Filipa Libickiego ma pewną poważną konsekwencję, którą warto tu wskazać. Załóżmy, że Radio Maryja dzięki jakiemuś cudowi doświadcza oczyszczenia z zaczadzenia PiSem tudzież powstaje nowy, silny i katolicki nadawca społeczny. Pod reżymem ustawy PJNu nie mógłby on w radiu lub telewizji promować swoich - naszych ! - wartości, lecz musiałby się zachowywać w sposób, który należy nazwać: neutrealnym światopoglądowo. Takie medium mogłoby zatem prowadzić kampanję antyaborcyjną czy bronić symboli katolickich w sferze publicznej, ale musiałoby też dopuszczać głosy przeciwne.
A więc ustawa ta, pomyślana jako forma bieżącej walki partyjnej, może w praktyce przyczynić się do ziszczenia marzeń lewactwa: nie tylko pacyfikacji mediów katolickich, ale także wtłoczenia ich w ramy apostołów "cywilizacji śmierci".
No chyba, że powstałoby medium katolickie tak zamożne, że mogłoby nie korzystać z przywilejów nadawcy społecznego, a mimo to w jednoznaczny sposób opowiadać się po stronie prawdziwych wartości. Ale na to nie ma nadziei współautor projektu zmian, słusznie piszący, że nadawcy społeczni nie są w stanie rywalizować z podmiotami komerycjnymi. Zatem taką opcję wykluczamy a priori.
Przyjęcie propozycji PJNu może oznaczać również niezgodność z Konkordatem z 1993 r. między Stolicą Apostolską a Rzecząpospolitą Polską, którego art. 5 brzmi: "Przestrzegając prawa do wolności religijnej, Państwo zapewnia Kościołowi Katolickiemu, bez względu na obrządek, swobodne i publiczne pełnienie jego misji, łącznie z wykonywaniem jurysdykcji oraz zarządzaniem i administrowaniem jego sprawami na podstawie prawa kanonicznego."
Podsummowując zatem przedłożony projekt, wyrażam głębokie zasmucenie, że katolicki tradycjonalista współfirmuje projekt ustawy, który jest niezgodny "z lewej strony" z zasadami deklaracji o wolności religijnej Soboru Watykańskiego II "Dignitatis Humanae".
Radio Maryja być może nie pełni właściwie swojej funkcji. Ale jakie panaceum proponuje Filip Libicki i jego koledzy z klubu poselskiego "Polska Jest Najważniejsza" ?
Treść projektu ustawy została przekazana do tygodnika Wprost. PJNy proponują nakazać Radiu Maryja (bowiem lista nadawców społecznych obejmuje AD 2011 w Polsce tylko dwa podmioty: Radio Maryja i Radio Fara) aby w przypadku prezentowania w programie treści o charakterze społeczno-politycznym obowiązkiem nadawcy społecznego było zróżnicowanie programu, cechujące się pluralizmem, bezstronnością, wyważeniem i bezstronnością przekazu.
Programy te powinny, dodajmy:
1) kierować się odpowiedzialnością za słowo i dbać o dobre imię publicznej radiofonii i telewizji,
2) rzetelnie ukazywać całą różnorodność wydarzeń i zjawisk w kraju i za granicą,
3) sprzyjać swobodnemu kształtowaniu się poglądów obywateli oraz formowaniu się opinii publicznej,
4) umożliwiać obywatelom i ich organizacjom uczestniczenie w życiu publicznym poprzez prezentowanie zróżnicowanych poglądów i stanowisk oraz wykonywanie prawa do kontroli i krytyki społecznej.
Warto tu jednak wskazać, że z drugiej strony nadawcy społeczni na mocy art. 4 ustawy o radiofonii i telewizji muszą spełniać następujące warunki:
* upowszechniać działalność wychowawczą i edukacyjną, a także działalność charytatywną;
* respektować chrześcijański system wartości oraz uniwersalne zasady etyki;
* promować postawy patriotyczne oraz historię Polski;
* służyć umacnianiu rodziny;
* służyć kształtowaniu postaw prozdrowotnych;
* służyć zwalczaniu patologii społecznych.
Bardzo łatwo będzie zatem o teoretyczny konflikt pomiędzy pararelnemi zakresami wartości: demokratycznym pluralizmem a chrześcijańskim systemem wartości. Dodajmy, że wprowadzane zapisy są martwe odnośnie do mediów publicznych, które po każdych wyborach stają się łupem Większości parlamentarnej i nie ma w nich miejsca na jakikolwiek pluralizm.
Ale martwe przepisy w mediach publicznych nie muszą być równie nieegzekwowane w mediach społecznych, zwłaszcza jeśli taka byłaby decyzja większości parlamentarnej. Mechanizm proponowany przez PJN może zatem spowodować, że nadawcy społeczni, którymi mogą być zasadniczo wyłącznie media chrześcijańskie, będą zmuszeni do prezentacji na swych falach poglądów antychrześcijańskich. Jestem przekonany, że rozmaite palikoty nie będą miały skrupółów, by wykorzystywać poprawkę PJNu do swych celów.
Jeszcze bardziej wątpliwy jest inny z zapisów PJNu owej nowelizacji:
Art. 117 § 1 ustawy o radiofonii i telewizji otrzymuje brzmienie:
„§ 1. Komitetom wyborczym, których kandydaci zostali zarejestrowani przysługuje, w okresie od 15 dnia przed dniem wyborów do dnia zakończenia kampanii wyborczej, prawo do rozpowszechniania nieodpłatnie audycji wyborczych, w programach publicznych i społecznych nadawców radiowych i telewizyjnych na koszt tych nadawców."
Oznacza to ni mniej ni więcej, że niezależnie od tego, czy i jak nadawca społeczny angażował się dotychczas w kampanje wyborcze, czy chce tego, czy nie, będzie musiał udostępniać czas partjom i komitetom wyborczym. Jest więc to kolejny krok na drodze do upartyjniania kraju i wszelkich insytucyj. Co gorsze, dzieje się to w chwili, gdy pomiędzy poszczególnemi partjami nie ma faktycznych istotnych różnic programowych.
Dla PJNu walka z PiSem stała się celem samym w sobie. Traktowanie Radia Maryja i Prawa i Sprawiedliwości jako sprzymierzeńców strategicznych na wieczność jest być może błędem, ale na inne rozwiązanie widocznie nie stać byłych polityków partji braci Kaczyńskich.
Jednak rozwiązanie promowane m.in. przez Filipa Libickiego ma pewną poważną konsekwencję, którą warto tu wskazać. Załóżmy, że Radio Maryja dzięki jakiemuś cudowi doświadcza oczyszczenia z zaczadzenia PiSem tudzież powstaje nowy, silny i katolicki nadawca społeczny. Pod reżymem ustawy PJNu nie mógłby on w radiu lub telewizji promować swoich - naszych ! - wartości, lecz musiałby się zachowywać w sposób, który należy nazwać: neutrealnym światopoglądowo. Takie medium mogłoby zatem prowadzić kampanję antyaborcyjną czy bronić symboli katolickich w sferze publicznej, ale musiałoby też dopuszczać głosy przeciwne.
A więc ustawa ta, pomyślana jako forma bieżącej walki partyjnej, może w praktyce przyczynić się do ziszczenia marzeń lewactwa: nie tylko pacyfikacji mediów katolickich, ale także wtłoczenia ich w ramy apostołów "cywilizacji śmierci".
No chyba, że powstałoby medium katolickie tak zamożne, że mogłoby nie korzystać z przywilejów nadawcy społecznego, a mimo to w jednoznaczny sposób opowiadać się po stronie prawdziwych wartości. Ale na to nie ma nadziei współautor projektu zmian, słusznie piszący, że nadawcy społeczni nie są w stanie rywalizować z podmiotami komerycjnymi. Zatem taką opcję wykluczamy a priori.
Przyjęcie propozycji PJNu może oznaczać również niezgodność z Konkordatem z 1993 r. między Stolicą Apostolską a Rzecząpospolitą Polską, którego art. 5 brzmi: "Przestrzegając prawa do wolności religijnej, Państwo zapewnia Kościołowi Katolickiemu, bez względu na obrządek, swobodne i publiczne pełnienie jego misji, łącznie z wykonywaniem jurysdykcji oraz zarządzaniem i administrowaniem jego sprawami na podstawie prawa kanonicznego."
Podsummowując zatem przedłożony projekt, wyrażam głębokie zasmucenie, że katolicki tradycjonalista współfirmuje projekt ustawy, który jest niezgodny "z lewej strony" z zasadami deklaracji o wolności religijnej Soboru Watykańskiego II "Dignitatis Humanae".
wtorek, 19 kwietnia 2011
Na szóstą rocznicę panowania Benedykta XVI
Od sześciu lat Kościół cieszy się z panowania Ojca Świętego Benedykta XVI, który na miarę swych środków i sił stara się wprowadzać porządek w „spustoszonej winnicy” i odnawiać ją. Papież z jednej strony stara się zaspokoić potrzeby duchowe wszystkich swoich wiernych (w tem: również tradycjonalistów), ale z drugiej strony nie narusza bardzo niepewnego status quo, jaki ukształtował się podczas rządów Jana Pawła II.
Benedykt XVI nie jest tradycjonalistą w rozumieniu biskupów de Castro Mayera, Guerarda des Lauriers czy Tissiera de Mallerais. Zawsze był i wciąż pozostaje otwartym teologiem wyrastającym z tradycji św. Augustyna z Ippony, pragnącym poszukiwania nowych odpowiedzi na klasyczne problemy teologiczne. W czasach Soboru Watykańskiego II był teologiem sytuującym się w kręgach progresywnych Kościoła. Jak sam mówi, poglądów radykalnie nigdy nie zmienił, a zatem tak zwany tradycjonalizm Ojca Świętego jest wypadkową tła – reszty Kościoła, która przez ostatnie półwiecze poszła radykalnie w lewo oraz osobistych doświadczeń życiowych.
Jako reakcyjny katolik stoję na stanowisku, że pontyfikat Ojca Świętego Benedykt XVI może stanowić początek końca ery posoborowia, tak jak rządy Jana XXIII zakończyły potrydencką erę triumfalizmu. Wyłom w NOMowej spójności obrządku rzymskiego spowodowany dzięki Motu proprio Summorum Pontificum już daje nam wspaniałe efekty, lecz na jego pełne owoce musimy poczekać przynajmniej dekadę. Sytuacja nasza jest znacznie bardziej komfortowa niż funkcjonowanie wszelkich struktur tradycjonalistycznych poza głównym nurtem Kościoła – aby katolicyzm się odrodził, tradycyjni kapłani muszą pracować w parafjach, a nie skupiać się wyłącznie w elitarnych enklawach. Z drugiej strony, bogactwo tradycji łacińskiej zaczną odkrywać zwykli katolicy zupełnie niezależnie od działalności i ułomności tradycjonalistów. I to wszystko się już dzieje, wzbudzając zaniepokojenie rozmaitych „wilków w owczej skórze”.
Dzisiejszy jubileusz nie jest najlepszą chwilą, by dokonywać analizy populacji wilków i wydzielać w niej wilków pasywnych, którzy nie starają się nawet zrozumieć starych – nowych trendów w Kościele i wilków aktywnych – świadomych przeciwników, wiedzących, że każde ustępstwo na rzecz Tradycji przyśpiesza koniec tej antropocentrycznej religji przysłaniającej Boga i Jego prawa. Jak bardzo władza Wikariusza Chrystusowego jest ograniczona, udowodniły ostatnie skandale związane z przygotowywaniem katechizmu dla młodych „Youcat”, dzieła zawierającego przedmowę samego Benedykta XVI i … błędy doktrynalne np. w zakresie wolności religijnej czy nauczania o antykoncepcji. Tysiące sztuk pseudokatechizmu idzie na przemiał na całym świecie, lecz nie podąża za tem decyzja o degradacji osób odpowiedzialnych za ośmieszenie Stolicy Apostolskiej, w szczególności Jego Eminencji Krzysztofa kard. von Schoenborn OP.
Analogicznie, na polskim gruncie funkcjonuje Jego Eminencja Kazimierz kard. Nycz, nominat Benedykta XVI z konsystorza 2010. Hierarcha ów nie dał się jeszcze poznać z gotowości do obrony nauczania Kościoła i papieża aż do przelania krwi. Znacznie lepiej znamy go z pogłosek o przyjaźni z prominentnymi politykami partji rządzącej, skandalicznych wywiadów , czy ostatnio, z niezłomnej walki z Motu Proprio Summorum Pontificum.
Patrząc na takich współpracowników Ojca Świętego trudno nie odmówić modlitwy, by Bóg chronił Go od przyjaciół, bo z wrogami da sobie radę sam.
Benedykt XVI nie jest tradycjonalistą w rozumieniu biskupów de Castro Mayera, Guerarda des Lauriers czy Tissiera de Mallerais. Zawsze był i wciąż pozostaje otwartym teologiem wyrastającym z tradycji św. Augustyna z Ippony, pragnącym poszukiwania nowych odpowiedzi na klasyczne problemy teologiczne. W czasach Soboru Watykańskiego II był teologiem sytuującym się w kręgach progresywnych Kościoła. Jak sam mówi, poglądów radykalnie nigdy nie zmienił, a zatem tak zwany tradycjonalizm Ojca Świętego jest wypadkową tła – reszty Kościoła, która przez ostatnie półwiecze poszła radykalnie w lewo oraz osobistych doświadczeń życiowych.
Jako reakcyjny katolik stoję na stanowisku, że pontyfikat Ojca Świętego Benedykt XVI może stanowić początek końca ery posoborowia, tak jak rządy Jana XXIII zakończyły potrydencką erę triumfalizmu. Wyłom w NOMowej spójności obrządku rzymskiego spowodowany dzięki Motu proprio Summorum Pontificum już daje nam wspaniałe efekty, lecz na jego pełne owoce musimy poczekać przynajmniej dekadę. Sytuacja nasza jest znacznie bardziej komfortowa niż funkcjonowanie wszelkich struktur tradycjonalistycznych poza głównym nurtem Kościoła – aby katolicyzm się odrodził, tradycyjni kapłani muszą pracować w parafjach, a nie skupiać się wyłącznie w elitarnych enklawach. Z drugiej strony, bogactwo tradycji łacińskiej zaczną odkrywać zwykli katolicy zupełnie niezależnie od działalności i ułomności tradycjonalistów. I to wszystko się już dzieje, wzbudzając zaniepokojenie rozmaitych „wilków w owczej skórze”.
Dzisiejszy jubileusz nie jest najlepszą chwilą, by dokonywać analizy populacji wilków i wydzielać w niej wilków pasywnych, którzy nie starają się nawet zrozumieć starych – nowych trendów w Kościele i wilków aktywnych – świadomych przeciwników, wiedzących, że każde ustępstwo na rzecz Tradycji przyśpiesza koniec tej antropocentrycznej religji przysłaniającej Boga i Jego prawa. Jak bardzo władza Wikariusza Chrystusowego jest ograniczona, udowodniły ostatnie skandale związane z przygotowywaniem katechizmu dla młodych „Youcat”, dzieła zawierającego przedmowę samego Benedykta XVI i … błędy doktrynalne np. w zakresie wolności religijnej czy nauczania o antykoncepcji. Tysiące sztuk pseudokatechizmu idzie na przemiał na całym świecie, lecz nie podąża za tem decyzja o degradacji osób odpowiedzialnych za ośmieszenie Stolicy Apostolskiej, w szczególności Jego Eminencji Krzysztofa kard. von Schoenborn OP.
Analogicznie, na polskim gruncie funkcjonuje Jego Eminencja Kazimierz kard. Nycz, nominat Benedykta XVI z konsystorza 2010. Hierarcha ów nie dał się jeszcze poznać z gotowości do obrony nauczania Kościoła i papieża aż do przelania krwi. Znacznie lepiej znamy go z pogłosek o przyjaźni z prominentnymi politykami partji rządzącej, skandalicznych wywiadów , czy ostatnio, z niezłomnej walki z Motu Proprio Summorum Pontificum.
Patrząc na takich współpracowników Ojca Świętego trudno nie odmówić modlitwy, by Bóg chronił Go od przyjaciół, bo z wrogami da sobie radę sam.
Deus, omnium fidelium pastor, et rector, famulum tuum Benedicti XVI, quem pastorem Ecclesiae tuac praeesse voluisti, propitius respice : da ei, quaesumus, verbo et exemplo, quibus praeest, proficere ; ut ad vitam, una cum grege sibi credito, perveniat sempiternam.
poniedziałek, 18 kwietnia 2011
Poprzyjmy życie ! Poprzyjmy farmaceutów !
Działania pro life w Polsce od dłuższego czasu kojarzą mi się jaknajgorzej. Albo z nieskutecznością Marka Jurka i perfidją Romana Giertycha albo z plakatami fundacji „Pro”, prezentującemi na ulicach miast szczątki zamordowanych dzieci. Wierchuszka ww. podmiotu składa właśnie w Sejmie RP kolejny projekt ustawy antyaborcyjnej, zatem zapowiada się kolejne bicie piany w mediach.
Tym razem jest jednak inicjatywa, która może posłużyć faktycznej obronie życia oraz obronie sumień znacznej grupy społecznej w Polsce. Poprzyjmy ją zatem !!
Jak czytamy na stronie http://www.sumienie-farm.pl/
Podpiszmy zatem apel o umieszczenie tej klauzuli w polskiem prawie, co mogłoby przyczynić się do zmniejszenia dostępności środków wczesnoporonnych i antykoncepcyjnych w aptekach w całym kraju. Obecne regulacje sprawiają, że trudno jest pracować w zawodzie farmaceuty i nie narażać się na popełnianie grzechów cudzych. A zupełnie niemożliwe jest stworzenie sieci aptek, których profil wykluczałby sprzedaż środków „powpadkowych” itp. Nie ukrywam, że gdyby powstała taka inicjatywa, chętnie wsparłbym ją swoim groszem, wykupując leki u chrześcijańskich farmaceutów.
Tym razem jest jednak inicjatywa, która może posłużyć faktycznej obronie życia oraz obronie sumień znacznej grupy społecznej w Polsce. Poprzyjmy ją zatem !!
Jak czytamy na stronie http://www.sumienie-farm.pl/
Rada Europy dnia 7 października 2010 przyjęła rezolucję, pt. Prawo do klauzuli sumienia w ramach legalnej opieki medycznej. Wzywa ona do respektowania prawa pracowników medycznych do klauzuli sumienia. Z tego prawa korzystają w Polsce lekarze, jednak odmawia się go farmaceutom, głównie pracującym w polskich aptekach.
Farmaceuci są zmuszani do sprzedawania środków farmakologicznych niszczących ludzką płodność lub zabijających zarodek ludzki w początkach jego istnienia. Jest to objaw poważnej dyskryminacji, której doświadczają polscy farmaceuci, pozbawieni prawa do korzystania z klauzuli sumienia. Działanie takie jest także sprzeczne z Kodeksem Etycznym Aptekarza, w którym w par. 3 stwierdza się, że powołaniem aptekarza jest współudział w ochronie życia i zdrowia oraz zapobieganie chorobom, a także z par. 4. mówiącym, że farmaceuta musi posiadać wolność postępowania zgodnie ze swoim sumieniem.
Każdy farmaceuta lub właściciel apteki powinien, zgodnie ze swoim sumieniem i Kodeksem Etyki Aptekarza, mieć wolność wyboru odnośnie sprzedaży tych środków, jak i posiadania ich we własnej aptece.
Podpiszmy zatem apel o umieszczenie tej klauzuli w polskiem prawie, co mogłoby przyczynić się do zmniejszenia dostępności środków wczesnoporonnych i antykoncepcyjnych w aptekach w całym kraju. Obecne regulacje sprawiają, że trudno jest pracować w zawodzie farmaceuty i nie narażać się na popełnianie grzechów cudzych. A zupełnie niemożliwe jest stworzenie sieci aptek, których profil wykluczałby sprzedaż środków „powpadkowych” itp. Nie ukrywam, że gdyby powstała taka inicjatywa, chętnie wsparłbym ją swoim groszem, wykupując leki u chrześcijańskich farmaceutów.
wtorek, 12 kwietnia 2011
Abp Lefebvre w "Plus Minus"
Z kronikarskiego obowiązku godzi się wspomnieć, że w sobotnio-niedzielnem wydaniu dziennika Rzeczpospolita, w dodatku „Plus Minus” ukazał się spory artykuł (sześć kolumn, a więc bita strona gazety) Pawła Milcarka pt. „Paradoksy arcybiskupa Lefebvre”. Treść tego tekstu mniej więcej odpowiada wykładowi wygłoszonemu przez założyciela „Christianitas” podczas promocji biografji Arcybiskupa 6 października 2010 r. na warszawskim Zamku Królewskim.
Chyba najciekawszym dodatkiem do tamtego zrębu opinij dr. Milcarka na osobę Arcybiskupa jest pointa, którą pozwolę tu sobie przepisać, kończąca część tekstu pod jakże trafnym tytułem „Knebel w epoce dialogu”.
Teksty Pawła Milcarka odnoszące się do FSSPX i jego założyciela są cenne, bowiem mogą stanowić przedszkole dla niepoprawnych wojtyljanistów, którzy – choć pozostawiani przy micie „dobry car, źli bojarzy” mogą, jeśli tylko chcą, zacząć patrzeć na posoborowe czasy Kościoła bez różowych okularów modernistycznego fałszywego optymizmu. „Najtrudniejszy pierwszy krok, zanim innych zrobisz sto”. I choćby za to jestem wdzięczny dr. Milcarkowi.
Nie jestem natomiast wdzięczny ignorantom z Rzepy, którzy tak „skorygowali” tekst Milcarka, że nazwisko arcybiskupa Lefebvre’a stało się nieodmienne. Z wielkim BULEM przyjąłem ten błąd.
W sieci jest dostępny początek artykułu: Rzeczpospolita, 9 - 10 kwietnia 2011 r.
Chyba najciekawszym dodatkiem do tamtego zrębu opinij dr. Milcarka na osobę Arcybiskupa jest pointa, którą pozwolę tu sobie przepisać, kończąca część tekstu pod jakże trafnym tytułem „Knebel w epoce dialogu”.
„Dosłownie w przeddzień ostatecznego buntu arcybiskupa przyjechał do niego Jean Guitton, wybitny filozof, trochę modernista, przyjaciel Jana Pawła II – z powierzoną mu przez papieża misją „nawrócenia Lefebvre”. Guitton nie zdołał powstrzymać Lefebvre przed czynem, który ściągnął na ekskomunikę – natomiast przed wyjazdem zdążył mu wyznać, iż pragnąłby, aby to właśnie on był jego spowiednikiem przed śmiercią. Kto rozwiąże paradoks tego świadectwa?”
Teksty Pawła Milcarka odnoszące się do FSSPX i jego założyciela są cenne, bowiem mogą stanowić przedszkole dla niepoprawnych wojtyljanistów, którzy – choć pozostawiani przy micie „dobry car, źli bojarzy” mogą, jeśli tylko chcą, zacząć patrzeć na posoborowe czasy Kościoła bez różowych okularów modernistycznego fałszywego optymizmu. „Najtrudniejszy pierwszy krok, zanim innych zrobisz sto”. I choćby za to jestem wdzięczny dr. Milcarkowi.
Nie jestem natomiast wdzięczny ignorantom z Rzepy, którzy tak „skorygowali” tekst Milcarka, że nazwisko arcybiskupa Lefebvre’a stało się nieodmienne. Z wielkim BULEM przyjąłem ten błąd.
W sieci jest dostępny początek artykułu: Rzeczpospolita, 9 - 10 kwietnia 2011 r.
poniedziałek, 11 kwietnia 2011
Wykład p. Darrocha, prezesa IF UNA VOCE
Druga konferencja ISP z cyklu „Zwróćmy się ku Panu” już za nami. Ponad siedemdziesiąt osób z całej Polski, z niemal wszystkich środowisk tradycjonalistycznych ponownie się spotkało, by lepiej się poznać, rozwinąć kontakty międzyludzkie i wysłuchać solidnych wykładów koncentrujących się na kwestji doprowadzenia do wyjścia z kryzysu Kościoła, powszechnego i polskiego.
Szczególnie ciekawemi i oryginalnemi doświadczeniami i przemyśleniami podzielił się z nami gość zagraniczny, p. Leon Darroch, prezes światowej federacji stowarzyszeń Una Voce. Każde z należących doń członków grupuje świeckich katolików zajmujących się wspieraniem celebracyj liturgicznych odbywających się zgodnie z księgami liturgicznemi z roku Pańskiego 1962, promulgowanemi przez Jana XXIII. Una Voce stara się nie wykraczać poza określony przez siebie obszar kompetencyj np. na pole sporów doktrynalnych.
Oto moje robocze streszczenie tekstu zaprezentowanego przez p. Leona Darrocha.
Już pod koniec Soboru Watykańskiego II, w latach 1964-65 zaczęły organizować się pierwsze krajowe stowarzyszenia zajmujące się ochroną łaciny w Kościele katolickim. W oparciu o nie powstała AD 1967 światowa federacja stowarzyszeń Una Voce. Jej celem jest działanie skuteczne. A ponieważ głównym partnerem w dyskusji są hierarchowie Kościoła, wymaga to od UV zachowywania zasad dyplomacji i dyskretnego działania zgodnego z zasadami romanitas. Nie ma miejsca na działania medialne, które mogłyby przesłonić efektywność pracy i cel główny organizacji.
Pan Darroch podał trzy przykłady działań UV, które bardzo przysłużyły się Kościołowi, a są zasługą jego Federacji. AD 1981 Kongregacja Kultu Bożego opublikowała wyniki zapytania skierowanego do biskupów całego świata, z którego wynikało, że literalnie nikt nie pragnął celebracji Mszy w rycie tradycyjnej. Ówczesny prezes UV, pan de Saventhem zamówił w prestiżowym ośrodku badań społecznych, Instytucie Allensbach, sondaż przeprowadzony na katolikach niemieckich, których zapytano o postawę względem reform posoborowych, w tem – reformy liturgji. Wyniki badania różniły się diametralnie i odsłoniły błędy metodologiczne kurjalistów, których „prace” schowano do szuflady. W ten sposób otwarta została droga do pierwszego indultu Jana Pawła II, który ostatecznie został ogłoszony AD 1984. W ten sposób po raz pierwszy od piętnastu lat papież przyznał, że tradycyjna forma liturgji rzymskiej ma swoje prawa i miejsce w Kościele powszechnym.
AD 1985 Una Voce na życzenie nowego prefekta Kongregacji Kultu Bożego kard. Mayera opracowała sprawozdanie nt. aplikacji indultu „Quattuor abhinc annos” i przygotowała dla powołanej przez Jana Pawła II komisji kardynalskiej propozycje minimalnych i maksymalnych zmian odnoszących się do możliwości używania ksiąg liturgicznych z 1962 r. Wiemy z relacji kard. Sticklera, że stanowisko kardynałów przedłożone Ojcu Świętemu jednogłośnie wskazywało, że ryt trydencki nie został nigdy zakazany. Ośmiu spośród dziewięciu członków komisji (w tem kard. Ratzinger) rekomendowało rozszerzenie indultu poprzez przyznanie każdemu kapłanowi katolickiego prawa do celebrowania Mszy w starej lub nowej formie obrządku rzymskiego. Propozycja ta została storpedowana przez przedstawicieli prominentnych konferencyj episkopatów, którzy wymogli na Janie Pawle II niepodjęcie tej decyzji.
Wreszcie, w roku 2000 pojawiły się pogłoski wskazujące, że Komisja Ecclesia Dei rozważa modyfikację Mszału Jana XXIII polegającą na dołączeniu doń zmian soborowych wprowadzonych w 1965 r., wprowadzeniu kalendarza posoborowego oraz dopuszczeniu praktyk takich jak Komunja na rękę podczas Mszy trydenckich. Z uwagi na interwencję kierownictwa Una Voce propozycje te zostały zarzucone.
Po ogłoszeniu motu proprio Summorum Pontificum Una Voce opracowuje coroczne sprawozdania o implementacji woli Ojca Świętego na całym świecie. Ostatni z przedłożonych raportów liczył 260 stron i trafił bezpośrednio na biurko Benedykta XVI oraz do członków komisji Ecclesia Dei i prefektów i sekretarzy wszystkich najważniejszych kongregacyj. Hierarchowie Kościoła wiedzą, że dzięki działaniom Una Voce uzyskają bardziej obiektywną i pełną informację odnoszącą się do Summorum Pontificum niż gdyby poprzestali na lekturze opracowań nadsyłanych przez poszczególnych biskupów.
Pan Leon Darroch przypomniał nam kilka ważnych myśli swojego poprzednika w sprawowaniu funkcji Prezesa Una Voce, Eryka de Saventhem. Był on przekonany, że represje względem Mszy tradycyjnej i jej zwolenników mają charakter tymczasowy i zostaną one przezwyciężone. Wskazywał, że normą Kościoła była wielość uznawanych rytów i tradycyj liturgicznych, zatem zmiany posoborowe mogą być co najwyżej dodatkową alternatywą przedkładaną wiernym, a nie propozycją jedyną. Unifikacja wprowadzona przez św. Piusa V AD 1570 była wykonaniem woli biskupów, proszących papieża o spisanie jednolitej liturgji rzymskiej, która stanowiłaby odpowiedź na rozmnażanie się nieautoryzowanych tekstów liturgicznych – owoc późnego średniowiecza, niemożliwy do opanowania na szczeblu diecezjalnym a nawet synodalnym. My, katolicy przełomu wieków XX i XXI doświadczamy tych samych problemów, z zastrzeżeniem, że dzisiejsi biskupi wspierają nowe teksty liturgiczne i są przeciw unifikacji porządku Mszy Świętej.
Jednak mimo to Eryk de Saventhem ufny w asystencję Ducha Świętego nad Kościołem był pewien, że któregoś dnia nadejdzie odnowa wiary katolickiej. Jej podstawą będzie w obrządku rzymskim tradycyjna liturgja, która w szczególności przemówi do młodych ludzi.
Słowa te sprawdzają się już w naszych czasach; można uznać ich prawdziwość patrząc na rozwój stowarzyszeń kapłańskich powstałych po motu proprio Ecclesia Dei z 1988 r., dla których podstawową barierą wzrostu jest brak środków materjalnych, a nie brak nowych powołań kapłańskich. Dla przykładu, Bractwo św. Piotra w ciągu 22 lat istnienia powiększyło się z 12 do 223 kapłanów i z 20 do 146 kleryków, a średnia wieku członków FSSP wynos zaledwie 36 lat. Co roku przyjmuje się do seminarjów Bractwa 30 – 40 spośród ok. 175 kandydatów.
Rozwój federacji stowarzyszeń Una Voce przyśpieszył po 2007 r. Od tego czasu przyjęto doń siedem nowych państw – Irlandię, Maltę, Meksyk, Kolumbię, Peru, Chile i Filipiny. W każdym z tych krajów członkowie stowarzyszeń rekrutują się głównie z ludzi urodzonych po Soborze Watykańskim II, a w większości z nich mają średnio mniej niż trzydzieści lat. Mimo tego, że znali liturgję posoborową, to odrzucają ją, preferując Mszę w pełni i precyzyjnie wyrażającą doktrynę katolicką. Co równie znamienne, głównym sposobem apostolatu, poprzez który poznali Mszę przedsoborową, jest internet. Niemal nikt z nich nie został zapoznany z nadzwyczajną formą rytu rzymskiego w swojej parafji czy na katechezie. Gdy oficjalne struktury Kościoła włączą się w odnowę liturgji i doktryny, szybciej przezwyciężymy bieżący kryzys.
Polska specyfika ruchu tradycjonalistycznego polega na funkcjonowaniu lokalnych grup, które nie mogą lub nie potrafią zorganizować się w strukturę ogólnokrajową. Nie korzysta się zatem z wartości dodanej wynikającej z możliwości wspólnego występowania i bycia częścią szanowanego ruchu ogólnoświatowego. Federacja Una Voce posiada uznaną markę i skumulowane czterdzieści pięć lat doświadczenia funkcjonowania w warunkach, które zwłaszcza w latach 70-tych i 80-tych XX wieku trudno uznać za przyjazne.
Posoborowi duszpasterze często mówią o swych preferencjach jako o odczytywaniu „znaków czasu”. Wciąż uważają, że przywiązanie do liturgji łacińskiej to wyraz nostalgji za minionemi czasami. Należy im uświadamiać jak bardzo się mylą nie dostrzegając aktualnego znaku czasu: młodzi ludzie wybierają łacinę i nadzwyczajną formę rytu rzymskiego. Tradycyjna liturgja, którą znamy z Mszału bł. Jana XXIII, przerasta swem pięknem, prawdziwością i Bożą inspiracją wszystkie inne dokumenty i dzieła stworzone przez człowieka. Była przez stulecia udoskonalana przez najwybitniejszych pisarzy i poetów, doktorów i świętych – wszystkich kierowanych przez Ducha Świętego. To jest siła rytu klasycznego, to jest perła o wielkiej wartości, którą musimy przekazać naszem dzieciom i wnukom tak jak otrzymaliśmy ją od przodków. Ta Msza jest niewątpliwem remedium na kryzys Kościoła.
Rozkwitają już wszędzie na świecie pierwsze kwiaty, dzięki którem zazieleni się spustoszona winnica Pańska. Jest to zasługą Ojca Świętego Benedykta XVI i jego woli wyrażonej w motu proprio Summorum Pontificum. Tuż po swoim wyborze Ojciec Święty prosił: „módlcie się za mnie, abym nie uciekł ze strachu przed wilkami”. I choć wprawdzie biskupie wilki otoczyły go pragnąc po raz kolejny storpedować plany indultu generalnego na celebrację Mszy trydenckiej, papież nie uląkł się ich. Ten dokument będzie uznawany za punkt zwrotny w historji Kościoła.
***
Czemu zatem nie przyspieszyć odrodzenia Kościoła w Polsce, także dzięki uprzejmości i wiedzy światowej federacji Una Voce ? Istnieje w Polsce grupa inicjatywna osób pragnących powołać krajowy oddział stowarzyszenia; miejmy nadzieję, że będzie ono mogło jak najszybciej rozpocząć swoje prace.
Szczególnie ciekawemi i oryginalnemi doświadczeniami i przemyśleniami podzielił się z nami gość zagraniczny, p. Leon Darroch, prezes światowej federacji stowarzyszeń Una Voce. Każde z należących doń członków grupuje świeckich katolików zajmujących się wspieraniem celebracyj liturgicznych odbywających się zgodnie z księgami liturgicznemi z roku Pańskiego 1962, promulgowanemi przez Jana XXIII. Una Voce stara się nie wykraczać poza określony przez siebie obszar kompetencyj np. na pole sporów doktrynalnych.
Oto moje robocze streszczenie tekstu zaprezentowanego przez p. Leona Darrocha.
Już pod koniec Soboru Watykańskiego II, w latach 1964-65 zaczęły organizować się pierwsze krajowe stowarzyszenia zajmujące się ochroną łaciny w Kościele katolickim. W oparciu o nie powstała AD 1967 światowa federacja stowarzyszeń Una Voce. Jej celem jest działanie skuteczne. A ponieważ głównym partnerem w dyskusji są hierarchowie Kościoła, wymaga to od UV zachowywania zasad dyplomacji i dyskretnego działania zgodnego z zasadami romanitas. Nie ma miejsca na działania medialne, które mogłyby przesłonić efektywność pracy i cel główny organizacji.
Pan Darroch podał trzy przykłady działań UV, które bardzo przysłużyły się Kościołowi, a są zasługą jego Federacji. AD 1981 Kongregacja Kultu Bożego opublikowała wyniki zapytania skierowanego do biskupów całego świata, z którego wynikało, że literalnie nikt nie pragnął celebracji Mszy w rycie tradycyjnej. Ówczesny prezes UV, pan de Saventhem zamówił w prestiżowym ośrodku badań społecznych, Instytucie Allensbach, sondaż przeprowadzony na katolikach niemieckich, których zapytano o postawę względem reform posoborowych, w tem – reformy liturgji. Wyniki badania różniły się diametralnie i odsłoniły błędy metodologiczne kurjalistów, których „prace” schowano do szuflady. W ten sposób otwarta została droga do pierwszego indultu Jana Pawła II, który ostatecznie został ogłoszony AD 1984. W ten sposób po raz pierwszy od piętnastu lat papież przyznał, że tradycyjna forma liturgji rzymskiej ma swoje prawa i miejsce w Kościele powszechnym.
AD 1985 Una Voce na życzenie nowego prefekta Kongregacji Kultu Bożego kard. Mayera opracowała sprawozdanie nt. aplikacji indultu „Quattuor abhinc annos” i przygotowała dla powołanej przez Jana Pawła II komisji kardynalskiej propozycje minimalnych i maksymalnych zmian odnoszących się do możliwości używania ksiąg liturgicznych z 1962 r. Wiemy z relacji kard. Sticklera, że stanowisko kardynałów przedłożone Ojcu Świętemu jednogłośnie wskazywało, że ryt trydencki nie został nigdy zakazany. Ośmiu spośród dziewięciu członków komisji (w tem kard. Ratzinger) rekomendowało rozszerzenie indultu poprzez przyznanie każdemu kapłanowi katolickiego prawa do celebrowania Mszy w starej lub nowej formie obrządku rzymskiego. Propozycja ta została storpedowana przez przedstawicieli prominentnych konferencyj episkopatów, którzy wymogli na Janie Pawle II niepodjęcie tej decyzji.
Wreszcie, w roku 2000 pojawiły się pogłoski wskazujące, że Komisja Ecclesia Dei rozważa modyfikację Mszału Jana XXIII polegającą na dołączeniu doń zmian soborowych wprowadzonych w 1965 r., wprowadzeniu kalendarza posoborowego oraz dopuszczeniu praktyk takich jak Komunja na rękę podczas Mszy trydenckich. Z uwagi na interwencję kierownictwa Una Voce propozycje te zostały zarzucone.
Po ogłoszeniu motu proprio Summorum Pontificum Una Voce opracowuje coroczne sprawozdania o implementacji woli Ojca Świętego na całym świecie. Ostatni z przedłożonych raportów liczył 260 stron i trafił bezpośrednio na biurko Benedykta XVI oraz do członków komisji Ecclesia Dei i prefektów i sekretarzy wszystkich najważniejszych kongregacyj. Hierarchowie Kościoła wiedzą, że dzięki działaniom Una Voce uzyskają bardziej obiektywną i pełną informację odnoszącą się do Summorum Pontificum niż gdyby poprzestali na lekturze opracowań nadsyłanych przez poszczególnych biskupów.
Pan Leon Darroch przypomniał nam kilka ważnych myśli swojego poprzednika w sprawowaniu funkcji Prezesa Una Voce, Eryka de Saventhem. Był on przekonany, że represje względem Mszy tradycyjnej i jej zwolenników mają charakter tymczasowy i zostaną one przezwyciężone. Wskazywał, że normą Kościoła była wielość uznawanych rytów i tradycyj liturgicznych, zatem zmiany posoborowe mogą być co najwyżej dodatkową alternatywą przedkładaną wiernym, a nie propozycją jedyną. Unifikacja wprowadzona przez św. Piusa V AD 1570 była wykonaniem woli biskupów, proszących papieża o spisanie jednolitej liturgji rzymskiej, która stanowiłaby odpowiedź na rozmnażanie się nieautoryzowanych tekstów liturgicznych – owoc późnego średniowiecza, niemożliwy do opanowania na szczeblu diecezjalnym a nawet synodalnym. My, katolicy przełomu wieków XX i XXI doświadczamy tych samych problemów, z zastrzeżeniem, że dzisiejsi biskupi wspierają nowe teksty liturgiczne i są przeciw unifikacji porządku Mszy Świętej.
Jednak mimo to Eryk de Saventhem ufny w asystencję Ducha Świętego nad Kościołem był pewien, że któregoś dnia nadejdzie odnowa wiary katolickiej. Jej podstawą będzie w obrządku rzymskim tradycyjna liturgja, która w szczególności przemówi do młodych ludzi.
Słowa te sprawdzają się już w naszych czasach; można uznać ich prawdziwość patrząc na rozwój stowarzyszeń kapłańskich powstałych po motu proprio Ecclesia Dei z 1988 r., dla których podstawową barierą wzrostu jest brak środków materjalnych, a nie brak nowych powołań kapłańskich. Dla przykładu, Bractwo św. Piotra w ciągu 22 lat istnienia powiększyło się z 12 do 223 kapłanów i z 20 do 146 kleryków, a średnia wieku członków FSSP wynos zaledwie 36 lat. Co roku przyjmuje się do seminarjów Bractwa 30 – 40 spośród ok. 175 kandydatów.
Rozwój federacji stowarzyszeń Una Voce przyśpieszył po 2007 r. Od tego czasu przyjęto doń siedem nowych państw – Irlandię, Maltę, Meksyk, Kolumbię, Peru, Chile i Filipiny. W każdym z tych krajów członkowie stowarzyszeń rekrutują się głównie z ludzi urodzonych po Soborze Watykańskim II, a w większości z nich mają średnio mniej niż trzydzieści lat. Mimo tego, że znali liturgję posoborową, to odrzucają ją, preferując Mszę w pełni i precyzyjnie wyrażającą doktrynę katolicką. Co równie znamienne, głównym sposobem apostolatu, poprzez który poznali Mszę przedsoborową, jest internet. Niemal nikt z nich nie został zapoznany z nadzwyczajną formą rytu rzymskiego w swojej parafji czy na katechezie. Gdy oficjalne struktury Kościoła włączą się w odnowę liturgji i doktryny, szybciej przezwyciężymy bieżący kryzys.
Polska specyfika ruchu tradycjonalistycznego polega na funkcjonowaniu lokalnych grup, które nie mogą lub nie potrafią zorganizować się w strukturę ogólnokrajową. Nie korzysta się zatem z wartości dodanej wynikającej z możliwości wspólnego występowania i bycia częścią szanowanego ruchu ogólnoświatowego. Federacja Una Voce posiada uznaną markę i skumulowane czterdzieści pięć lat doświadczenia funkcjonowania w warunkach, które zwłaszcza w latach 70-tych i 80-tych XX wieku trudno uznać za przyjazne.
Posoborowi duszpasterze często mówią o swych preferencjach jako o odczytywaniu „znaków czasu”. Wciąż uważają, że przywiązanie do liturgji łacińskiej to wyraz nostalgji za minionemi czasami. Należy im uświadamiać jak bardzo się mylą nie dostrzegając aktualnego znaku czasu: młodzi ludzie wybierają łacinę i nadzwyczajną formę rytu rzymskiego. Tradycyjna liturgja, którą znamy z Mszału bł. Jana XXIII, przerasta swem pięknem, prawdziwością i Bożą inspiracją wszystkie inne dokumenty i dzieła stworzone przez człowieka. Była przez stulecia udoskonalana przez najwybitniejszych pisarzy i poetów, doktorów i świętych – wszystkich kierowanych przez Ducha Świętego. To jest siła rytu klasycznego, to jest perła o wielkiej wartości, którą musimy przekazać naszem dzieciom i wnukom tak jak otrzymaliśmy ją od przodków. Ta Msza jest niewątpliwem remedium na kryzys Kościoła.
Rozkwitają już wszędzie na świecie pierwsze kwiaty, dzięki którem zazieleni się spustoszona winnica Pańska. Jest to zasługą Ojca Świętego Benedykta XVI i jego woli wyrażonej w motu proprio Summorum Pontificum. Tuż po swoim wyborze Ojciec Święty prosił: „módlcie się za mnie, abym nie uciekł ze strachu przed wilkami”. I choć wprawdzie biskupie wilki otoczyły go pragnąc po raz kolejny storpedować plany indultu generalnego na celebrację Mszy trydenckiej, papież nie uląkł się ich. Ten dokument będzie uznawany za punkt zwrotny w historji Kościoła.
***
Czemu zatem nie przyspieszyć odrodzenia Kościoła w Polsce, także dzięki uprzejmości i wiedzy światowej federacji Una Voce ? Istnieje w Polsce grupa inicjatywna osób pragnących powołać krajowy oddział stowarzyszenia; miejmy nadzieję, że będzie ono mogło jak najszybciej rozpocząć swoje prace.
piątek, 8 kwietnia 2011
Święcenia w IBP - update !
W dniu 9 kwietnia AD 2011 w seminarjum IBP w Courtalain JE bp Rajmund Séguy, emerytowany ordynarjusz diecezji Autun udzielił niższych święceń kapłańskich seminarzystom Instytutu Dobrego Pasterza.
Linki do zdjęć z uroczystości znajdują się: na stronie seminarjum oraz na innej zaprzyjaźnionej stronie
Wśród przyjmujących święcenia był nasz rodak, kl. Mateusz Markiewicz, któremu udzielono święceń egzorcystatu i akolitatu. Szczęść Boże kleryku Mateuszu !!
Linki do zdjęć z uroczystości znajdują się: na stronie seminarjum oraz na innej zaprzyjaźnionej stronie
Wśród przyjmujących święcenia był nasz rodak, kl. Mateusz Markiewicz, któremu udzielono święceń egzorcystatu i akolitatu. Szczęść Boże kleryku Mateuszu !!
czwartek, 7 kwietnia 2011
Msza trydencko - luterańska w Legnicy
Już pojutrze, 9 kwietnia odbędzie się pierwsza od wielu lat oficjalna Msza trydencka w Legnicy. I to jest koniec dobrych informacyj w tej wiadomości. Bowiem teraz nastąpi prezentacja okoliczności, w jakich zostanie odprawiona ta Msza:
W ramach obchodów 770 rocznicy bitwy pod Legnicą będzie zorganizowany HAPPENING
„Wymarsz wojsk Henryka Pobożnego”, którego części składowe to:
Pół biedy, że Msza jest oficjalnie uznawana za część HAPPENINGu. Bardziej bolesna strona metalu, to fakt, że kościół Mariacki w Legnicy jest świątynią luterańską.
Zatem Msza trydencka (być może uroczysta, z diakonem i subdiakonem) będzie celebrowana w kościele heretyckim !! Nie wiem, czy ktoś rozważał choćby inne lokalizacje dla tej Mszy. Jak wiemy, ordynarjusz Legnicy, JE bp Stefan Cichy dawno, dawno temu był opiekunem grupy indultowej w Katowicach. Obie strony wspominają tę współpracę umiarkowanie dobrze. To może być wyjaśnienie, ale nie usprawiedliwienie dla skierowania Mszy trydenckiej, jako części happeningu, do kościoła kacerzy.
O ile analogiczne pomysły włączania Mszy do rekonstrukcyj historycznych są od lat kultywowane na polach grunwaldzkich i można tolerować je jako pozytywne dziwactwo x. Wojciecha Grygiela FSSP i jego przyjaciół, które nawiązuje do powszechnie znanego faktu, że Król Jagiełło wysłuchał przed bitwą pod Grunwaldem kilku Mszy Świętych (a w tym czasie Krzyżacy i ich przyjaciele stali w pełnym rynsztunku bojowym w słońcu na polu bitwy), to trudno mi znaleźć uzasadnienie dla włączenia Mszy do obchodów legnickich.
Czy nasi niektórzy tradycjonaliści, w tem kapłani, nie upodobniają się za bardzo do cudaków znanych nam ze stron Kroniki Novus Ordo ?
###
Dopisek z dnia 10 kwietnia.
Z informacyj uzyskanych od uczestników Mszy oraz zamieszczonych w internecie wynika, że jaknajlepsze intencje co do samej Mszy mieli zarówno celebrans jak i pastor, który udostępnił świątynię i wysłuchał nabożeństwa. Ufam, że pierwszy z wymienionych będzie regularnie celebrował Mszę w NFRR, a z Bożą pomocą i drugi z wymienionych kiedyś będzie miał taką prymicję ;)
W kilka lat po wejściu w życie Summorum Pontificum powstają coraz częściej inicjatywy korzystania z Mszału Jana XXIII przez osoby, które dotąd nie były tradycjonalistami. To jest oczywiście wspaniałe, ale niesie zagrożenie, że kapłani, ministranci i wierni podejdą do Mszy trydenckiej stosując metodologję, jaką znamy z NOMu. Znamy już kilka takich przypadków w Polsce, w których doprowadzenie do celebracyj zgodnych z przepisami liturgicznemi trwa miesiące i lata.
Link do relacji z Mszy w Legnicy: Henryk II Pobożny modlił się w Kościele Mariackim w Legnicy
W ramach obchodów 770 rocznicy bitwy pod Legnicą będzie zorganizowany HAPPENING
„Wymarsz wojsk Henryka Pobożnego”, którego części składowe to:
godz. 11.00 - wyprowadzenie wojsk z Zamku Piastowskiego, korowód historyczny
godz. 12.00 - liturgia mszy św. w obrządku trydenckim w Kościele Mariackim
godz. 13.00 - koncert Zespołu Muzyki Dawnej „Rocal fuza” ze Świeradowa Zdroju;
- wystawa chorągwi miejskich na ul. NMP;
- przemarsz na skwer Orląt Lwowskich, hołd poległym pod pomnikiem 2000 Lat Chrześcijaństwa i 760 rocznicy bitwy pod Legnicą. Wstęp wolny
Pół biedy, że Msza jest oficjalnie uznawana za część HAPPENINGu. Bardziej bolesna strona metalu, to fakt, że kościół Mariacki w Legnicy jest świątynią luterańską.
Zatem Msza trydencka (być może uroczysta, z diakonem i subdiakonem) będzie celebrowana w kościele heretyckim !! Nie wiem, czy ktoś rozważał choćby inne lokalizacje dla tej Mszy. Jak wiemy, ordynarjusz Legnicy, JE bp Stefan Cichy dawno, dawno temu był opiekunem grupy indultowej w Katowicach. Obie strony wspominają tę współpracę umiarkowanie dobrze. To może być wyjaśnienie, ale nie usprawiedliwienie dla skierowania Mszy trydenckiej, jako części happeningu, do kościoła kacerzy.
O ile analogiczne pomysły włączania Mszy do rekonstrukcyj historycznych są od lat kultywowane na polach grunwaldzkich i można tolerować je jako pozytywne dziwactwo x. Wojciecha Grygiela FSSP i jego przyjaciół, które nawiązuje do powszechnie znanego faktu, że Król Jagiełło wysłuchał przed bitwą pod Grunwaldem kilku Mszy Świętych (a w tym czasie Krzyżacy i ich przyjaciele stali w pełnym rynsztunku bojowym w słońcu na polu bitwy), to trudno mi znaleźć uzasadnienie dla włączenia Mszy do obchodów legnickich.
Czy nasi niektórzy tradycjonaliści, w tem kapłani, nie upodobniają się za bardzo do cudaków znanych nam ze stron Kroniki Novus Ordo ?
###
Dopisek z dnia 10 kwietnia.
Z informacyj uzyskanych od uczestników Mszy oraz zamieszczonych w internecie wynika, że jaknajlepsze intencje co do samej Mszy mieli zarówno celebrans jak i pastor, który udostępnił świątynię i wysłuchał nabożeństwa. Ufam, że pierwszy z wymienionych będzie regularnie celebrował Mszę w NFRR, a z Bożą pomocą i drugi z wymienionych kiedyś będzie miał taką prymicję ;)
W kilka lat po wejściu w życie Summorum Pontificum powstają coraz częściej inicjatywy korzystania z Mszału Jana XXIII przez osoby, które dotąd nie były tradycjonalistami. To jest oczywiście wspaniałe, ale niesie zagrożenie, że kapłani, ministranci i wierni podejdą do Mszy trydenckiej stosując metodologję, jaką znamy z NOMu. Znamy już kilka takich przypadków w Polsce, w których doprowadzenie do celebracyj zgodnych z przepisami liturgicznemi trwa miesiące i lata.
Link do relacji z Mszy w Legnicy: Henryk II Pobożny modlił się w Kościele Mariackim w Legnicy
sobota, 2 kwietnia 2011
Droga krzyżowa Jana Pawła II
O ile mój wczorajszy wpis był póki co tylko prymaaprylisowym żartem, to dziś dla żartów miejsca brak. Jak pamiętamy z wielkopostnego listu KEPu,
Zbiera się coraz więcej świadectw z roku poprzedniego i bieżącego, że przedstawiciele religji posoborowej traktują Drogę Krzyżową naszego Zbawiciela jako przyczynek do przybliżenia życia i cierpień Jana Pawła II. Mam na ten temat ustne relacje z Poznania i północnych kresów Warszawy oraz dwa ślady internetowe (więcej nie szukałem):
z oficjalnej strony diecezji sosnowieckiej,
oraz z oficjalnej strony pewnej parafji w diecezji pelpińskiej.
Analiza porównawcza relacyj i proponowanych tekstów rozważań wskazuje, że nie ma jeszcze jednej wersji kanonicznej nabożeństwa.
Oto próbka kilku stacyj:
I. Jezus na śmierć skazany
Jan Paweł II o swoim wyborze na Stolicę Piotrową powiedział, że był to „wyrok Konklawe”. Decyzję kardynałów odczytał jako wolę Bożą względem siebie i pomimo obaw przyjął ją. Chrystus w czasie rozmowy z Piłatem miał szansę na podjęcie próby uniknięcia swojego losu. Jednak On milczał, bo w wydarzeniach, które Go spotkały dostrzegł Bożą wolę i chciał być jej posłuszny. Bóg każdego z nas wielokrotnie stawia w sytuacji rozmaitych wyborów. Czasem zaprasza nas do pójścia za nim drogą, która jest trudna i wymagająca. Tylko od nas samych zależy czy właściwie odczytamy Bożą wolę i czy będziemy mieć odwagę, aby podążać za nią każdego dnia.
III. Jezus po raz pierwszy upada pod krzyżem
Pamiętny maj 1981 roku i zamach na Placu św. Piotra. Wkrótce potem równie pamiętna scena z więzienia, kiedy Jan Paweł II odwiedza zamachowca. Dla każdego z nas to niezwykła lekcja przebaczania. Wielokrotnie spotykają nas sytuacje, w których możemy uczyć się tej trudnej sztuki. Kto z nas nigdy nie został oszukany, upokorzony, wyśmiany, rozczarowany czyjąś postawą, albo skrzywdzony w inny sposób? Jednak krzywda, której nie potrafimy wybaczyć staje się jednocześnie naszym upadkiem. Jan Paweł II wybaczył swemu niedoszłemu mordercy. Chrystus wybaczył nam wszystko, a my? Czasem nie chcemy wybaczyć nawet drobnych przewinień. Podejmujesz walkę o to, aby nauczyć się wybaczać czy wolisz tkwić przygnieciony własnym poczuciem krzywdy?
Pojawiają się jednak dość istotne różnice co do dalszych stacyj, np.
X. Jezus z szat obnażony
Propozycja 1:
Proces beatyfikacyjny to czas, w którym życie kandydata na ołtarze zostaje wręcz prześwietlone, aby przekonać się, jaki naprawdę był dany człowiek. Po dokładnej analizie życia i postaci Jana Pawła II zdecydowano zaliczyć go w poczet błogosławionych, bo całe jego życie było spójne i we wszystkich sytuacjach - nie tylko publicznych, starał się zachować wierność Bogu. My czasem staramy się być dobrzy wtedy, gdy ktoś nas obserwuje. Wydaje nam się, że nasze złe myśli, słowa i zachowania nigdy nie wyjdą na jaw. Jednak wszystkie one zostaną kiedyś ujawnione. Nie dowiedzą się o nich inni ludzie, ale dostrzeże je Bóg. Jednak oprócz zła zobaczy On także szczerość żalu za grzechy, wielkość doświadczonych cierpień i okazane dobro. Czy ten bilans dobra i zła doprowadzi nas do chwały nieba?
Propozycja 2:
I my widzieliśmy Ojca Świętego jak gdyby obnażonego w swoim cierpieniu. Uczestniczyliśmy w śmierci, która była najpiękniejsza na świecie, bardzo świadoma, bardzo autentyczna - Papież umierał jako stary, schorowany, zniedołężniały człowiek, który już nawet nie może mówić. Nieładny, z grymasem bólu na twarzy, nie do pokazywania... tak jak Pan Jezus na końcu opluty, zakrwawiony i znieważony...
Propozycja 3:
Wielu ludzi atakowało i wyśmiewało Jana Pawła II, uważało, że choroba uniemożliwia mu pełnienie posługi papieskiej.
Niełatwo napisać rozsądny i kulturalny komentarz do tych bluźnierstw. Bowiem niezależnie od intencyj piszących te „rozważania”, bluźnierstwem jest przysłanianie Ofjary Krzyżowej Chrystusa życiem któregokolwiek człowieka. Pamiętam sprzed ponad dwudziestu lat książeczki „Różaniec z Janem Pawłem II” oraz „Droga krzyżowa z Janem Pawłem II” – zawierały one nic innego jak rozważania papieża na te dwa tematy. Czy nie można było na tem pozostać ?
Czy po raz kolejny mam się cieszyć, że „PRZECIEŻ MOGŁO BYĆ GORZEJ”, bo w planach „drogi krzyżowej JP2” nie ma (jeszcze) Stacji XV – Zmartwychwstanie, utożsamianej z beatyfikacją JP2, ani że w Stacji XI - Jezus do krzyża przybity nie pojawił się jak dotąd np. śp. Arcybiskup Lefebvre, który „wbrew woli Ojca Świętego wyświęcił nielegalnie czterech biskupów powodując schizmę” ?
Dobre przeżywanie dni Wielkiego Postu, świętego Triduum Paschalnego i Oktawy Wielkanocy będzie dla Kościoła w Polsce jednocześnie czasem przygotowania do beatyfikacji. Jan Paweł II, sam będąc zjednoczony z Jezusem Chrystusem, prowadził nas do Niego i zachęcał, byśmy jeszcze bardziej zbliżyli się do naszego Odkupiciela, by stał się On dla nas „drogą i prawdą, i życiem” (J 14, 6).
Zbiera się coraz więcej świadectw z roku poprzedniego i bieżącego, że przedstawiciele religji posoborowej traktują Drogę Krzyżową naszego Zbawiciela jako przyczynek do przybliżenia życia i cierpień Jana Pawła II. Mam na ten temat ustne relacje z Poznania i północnych kresów Warszawy oraz dwa ślady internetowe (więcej nie szukałem):
z oficjalnej strony diecezji sosnowieckiej,
oraz z oficjalnej strony pewnej parafji w diecezji pelpińskiej.
Analiza porównawcza relacyj i proponowanych tekstów rozważań wskazuje, że nie ma jeszcze jednej wersji kanonicznej nabożeństwa.
Oto próbka kilku stacyj:
I. Jezus na śmierć skazany
Jan Paweł II o swoim wyborze na Stolicę Piotrową powiedział, że był to „wyrok Konklawe”. Decyzję kardynałów odczytał jako wolę Bożą względem siebie i pomimo obaw przyjął ją. Chrystus w czasie rozmowy z Piłatem miał szansę na podjęcie próby uniknięcia swojego losu. Jednak On milczał, bo w wydarzeniach, które Go spotkały dostrzegł Bożą wolę i chciał być jej posłuszny. Bóg każdego z nas wielokrotnie stawia w sytuacji rozmaitych wyborów. Czasem zaprasza nas do pójścia za nim drogą, która jest trudna i wymagająca. Tylko od nas samych zależy czy właściwie odczytamy Bożą wolę i czy będziemy mieć odwagę, aby podążać za nią każdego dnia.
III. Jezus po raz pierwszy upada pod krzyżem
Pamiętny maj 1981 roku i zamach na Placu św. Piotra. Wkrótce potem równie pamiętna scena z więzienia, kiedy Jan Paweł II odwiedza zamachowca. Dla każdego z nas to niezwykła lekcja przebaczania. Wielokrotnie spotykają nas sytuacje, w których możemy uczyć się tej trudnej sztuki. Kto z nas nigdy nie został oszukany, upokorzony, wyśmiany, rozczarowany czyjąś postawą, albo skrzywdzony w inny sposób? Jednak krzywda, której nie potrafimy wybaczyć staje się jednocześnie naszym upadkiem. Jan Paweł II wybaczył swemu niedoszłemu mordercy. Chrystus wybaczył nam wszystko, a my? Czasem nie chcemy wybaczyć nawet drobnych przewinień. Podejmujesz walkę o to, aby nauczyć się wybaczać czy wolisz tkwić przygnieciony własnym poczuciem krzywdy?
Pojawiają się jednak dość istotne różnice co do dalszych stacyj, np.
X. Jezus z szat obnażony
Propozycja 1:
Proces beatyfikacyjny to czas, w którym życie kandydata na ołtarze zostaje wręcz prześwietlone, aby przekonać się, jaki naprawdę był dany człowiek. Po dokładnej analizie życia i postaci Jana Pawła II zdecydowano zaliczyć go w poczet błogosławionych, bo całe jego życie było spójne i we wszystkich sytuacjach - nie tylko publicznych, starał się zachować wierność Bogu. My czasem staramy się być dobrzy wtedy, gdy ktoś nas obserwuje. Wydaje nam się, że nasze złe myśli, słowa i zachowania nigdy nie wyjdą na jaw. Jednak wszystkie one zostaną kiedyś ujawnione. Nie dowiedzą się o nich inni ludzie, ale dostrzeże je Bóg. Jednak oprócz zła zobaczy On także szczerość żalu za grzechy, wielkość doświadczonych cierpień i okazane dobro. Czy ten bilans dobra i zła doprowadzi nas do chwały nieba?
Propozycja 2:
I my widzieliśmy Ojca Świętego jak gdyby obnażonego w swoim cierpieniu. Uczestniczyliśmy w śmierci, która była najpiękniejsza na świecie, bardzo świadoma, bardzo autentyczna - Papież umierał jako stary, schorowany, zniedołężniały człowiek, który już nawet nie może mówić. Nieładny, z grymasem bólu na twarzy, nie do pokazywania... tak jak Pan Jezus na końcu opluty, zakrwawiony i znieważony...
Propozycja 3:
Wielu ludzi atakowało i wyśmiewało Jana Pawła II, uważało, że choroba uniemożliwia mu pełnienie posługi papieskiej.
Niełatwo napisać rozsądny i kulturalny komentarz do tych bluźnierstw. Bowiem niezależnie od intencyj piszących te „rozważania”, bluźnierstwem jest przysłanianie Ofjary Krzyżowej Chrystusa życiem któregokolwiek człowieka. Pamiętam sprzed ponad dwudziestu lat książeczki „Różaniec z Janem Pawłem II” oraz „Droga krzyżowa z Janem Pawłem II” – zawierały one nic innego jak rozważania papieża na te dwa tematy. Czy nie można było na tem pozostać ?
Czy po raz kolejny mam się cieszyć, że „PRZECIEŻ MOGŁO BYĆ GORZEJ”, bo w planach „drogi krzyżowej JP2” nie ma (jeszcze) Stacji XV – Zmartwychwstanie, utożsamianej z beatyfikacją JP2, ani że w Stacji XI - Jezus do krzyża przybity nie pojawił się jak dotąd np. śp. Arcybiskup Lefebvre, który „wbrew woli Ojca Świętego wyświęcił nielegalnie czterech biskupów powodując schizmę” ?
piątek, 1 kwietnia 2011
Decyzja Komisji ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów Konferencji Episkopatu Polski
W dniu wczorajszym podjęta została ważna i nas dotycząca decyzja KKBIDS Konferencji Episkopatu Polski.
Postanowiono mianowicie dodać do treści Modlitwy Eucharystycznej Pierwszej osobę Jana Pawła II , aby była wspominana pośród świętych, pomiędzy świętym Józefem a apostołami Piotrem i Pawłem. Nowe regulacje wejdą w życie w Polsce po beatyfikacji Sługi Bożego Jana Pawła II, która jest ustalona na 1 maja br. Przepisy będą obowiązywać ad experimentum na lat pięć, po czym powinny zostać przedłożone do zatwierdzenia przez watykańską Kongregację Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów.
Co jeszcze ważniejsze, Komisja ds. Kultu Bożego KEPu zaleca polskim kapłanom wyłączne używanie zmodyfikowanego Kanonu Rzymskiego i rozważa wycofanie pozostałych Modlitw Eucharystycznych z użytku w Polsce.
- To proste, nie występuje w nich imię Jana Pawła II, więc nasi rodacy powinni być do nich mniej przywiązani – stwierdził II sekretarz Komisji ks. Głośny.
Oto treść odnowionej części Kanonu Rzymskiego dzięki staraniom KKBIDS KEP:
Zjednoczeni z całym Kościołem, * ze czcią wspominamy * najpierw pełną chwały Maryję, zawsze Dziewicę, * Matkę Boga i naszego Pana Jezusa Chrystusa, * a także świętego Józefa, * Oblubieńca Najświętszej Dziewicy, błogosławionego Jana Pawła, odnowiciela posoborowego Kościoła oraz Twoich świętych Apostołów i Męczenników: * Piotra i Pawła, Andrzeja, * (Jakuba, Jana, Tomasza, * Jakuba, Filipa, Bartłomieja, * Mateusza Szymona i Tadeusza, Linusa, Kleta, Klemensa, Sykstusa, * Korneliusza, Cypriana, Wawrzyńca, Chryzogona, * Jana i Pawła, Kosmę i Damiana) * i wszystkich Twoich Świętych. * Przez ich zasługi i modlitwy * otaczaj nas we wszystkim swoją przemożną opieką. *
Czy katolicy tradycyjni powinni podchodzić do tej zmiany z rezerwą czy z radością ?
Postanowiono mianowicie dodać do treści Modlitwy Eucharystycznej Pierwszej osobę Jana Pawła II , aby była wspominana pośród świętych, pomiędzy świętym Józefem a apostołami Piotrem i Pawłem. Nowe regulacje wejdą w życie w Polsce po beatyfikacji Sługi Bożego Jana Pawła II, która jest ustalona na 1 maja br. Przepisy będą obowiązywać ad experimentum na lat pięć, po czym powinny zostać przedłożone do zatwierdzenia przez watykańską Kongregację Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów.
Co jeszcze ważniejsze, Komisja ds. Kultu Bożego KEPu zaleca polskim kapłanom wyłączne używanie zmodyfikowanego Kanonu Rzymskiego i rozważa wycofanie pozostałych Modlitw Eucharystycznych z użytku w Polsce.
- To proste, nie występuje w nich imię Jana Pawła II, więc nasi rodacy powinni być do nich mniej przywiązani – stwierdził II sekretarz Komisji ks. Głośny.
Oto treść odnowionej części Kanonu Rzymskiego dzięki staraniom KKBIDS KEP:
Zjednoczeni z całym Kościołem, * ze czcią wspominamy * najpierw pełną chwały Maryję, zawsze Dziewicę, * Matkę Boga i naszego Pana Jezusa Chrystusa, * a także świętego Józefa, * Oblubieńca Najświętszej Dziewicy, błogosławionego Jana Pawła, odnowiciela posoborowego Kościoła oraz Twoich świętych Apostołów i Męczenników: * Piotra i Pawła, Andrzeja, * (Jakuba, Jana, Tomasza, * Jakuba, Filipa, Bartłomieja, * Mateusza Szymona i Tadeusza, Linusa, Kleta, Klemensa, Sykstusa, * Korneliusza, Cypriana, Wawrzyńca, Chryzogona, * Jana i Pawła, Kosmę i Damiana) * i wszystkich Twoich Świętych. * Przez ich zasługi i modlitwy * otaczaj nas we wszystkim swoją przemożną opieką. *
Czy katolicy tradycyjni powinni podchodzić do tej zmiany z rezerwą czy z radością ?