czwartek, 28 lutego 2013
środa, 27 lutego 2013
Pamięci Biskupa Guérarda des Lauriers OP
Mija dziś 25 lat od śmierci niezłomnego obrońcy wiary katolickiej biskupa Michała Ludwika Guérarda des Lauriers. Zapewne nawet w gronie czytelników Młota nie jest on postacią znaną, a przynajmniej, na tyle znaną, na ile na to zasługuje. Nadróbmy tę nieprawidłowość !
Guérard des Lauriers urodził się w środkowej Francji, nieopodal Paryża, 25 października AD 1898 r. Po błyskotliwie zdanej maturze trafił do wojska na końcówkę I-szej wojny światowej, poczem studjował matematykę. W 1926 r. wstąpił do nowicjatu dominikańskiego, zaś pięć lat później przyjął święcenia kapłańskie. Kolejno uzyskał stopnie naukowe z teologji, filozofji i matematyki. Był profesorem filozofji, najprzód na dominikańskiej uczelni we Francji, a za pontyfikatu Piusa XII w Rzymie, w Papieskim Uniwersytecie św. Tomasza z Akwinu (Angelicum) oraz na Uniwersytecie Laterańskim. Był spowiednikiem i doradcą tego wielkiego Papieża, opracowując dlań całe teologiczne uzasadnienie dogmatu o Wniebowzięciu Najświętszej Maryi Panny (1950). Ojciec Guérard przygotował też podwaliny do ogłoszenia dogmatu o Wszechpośrednictwie łask NMP, który nie został ogłoszony, z uwagi na postawę następców Piusa XII, przedkładających relacje akukumeniczne "z braćmi odłączonymi" ponad oddawanie czci Matce Bożej.
W czasie Soboru Watykańskiego II doradzał grupie konserwatywnych ojców soborowych skupionych w Coetus Internationalis Patrum. Jest głównym autorem treści Krótkiej analizy krytycznej Novus Ordo Missae, którą ostatecznie sygnowali kardynałowie Ottaviani i Bacci. AD 1970 został usunięty przez Montiniego z profesur w rzymskich katedrach teologicznych, poczem nauczał w seminarjum Bractwa św. Piusa X w Écône. Ojciec Guérard des Lauriers OP opierając się na pismach wybitnych teologów wywodzących się głównie ze szkoły dominikańskiej sformułował hipotezę sedeprywacjonistyczną, zakładającą iż Paweł VI popadając w herezje posoborowe utracił jurysdykcję nad Kościołem Powszechnym. Rozróżnienie między papieżem materjalnym - zajmującym tron papieski i mającym władzę administracyjną - a papieżem formalnym - posiadającym władzę Kluczy Św. Piotra odróżnia sedeprywacjonizm od sedewakantyzmu, a więc koncepcji zakładającej trwałą utratę urzędu przez papieża heretyka. Guerardiański papież materjalny może natomiast nawrócić się i wtedy uzyskuje pełnię władzy papieskiej.
Podważanie papiestwa Pawła VI oraz ważności posoborowych rytów sakramentów nie zostało zaakceptowane przez Bractwo św. Piusa X. W związku z różnicą zdań AD 1977 arcybiskup Lefebvre podziękował o. Guérardowi za współpracę, zaś gdy nastał Jan Paweł II - złagodził kurs względem Kościoła Posoborowego.
Nie mając pewności co do dalszej postawy Piusowców, dla zapewnienia sukcesji apostolskiej pośród łacinników, o. Guérard des Lauriers OP przyjął sakrę biskupią 7 maja 1981 z rąk sedewakantysty katolickiego biskupa Piotra Marcina Ngô Đình Thụca. W odpowiedzi na to Kongregacja Nauki Wiary działając na podstawie Kodeksu Prawa Kanonicznego 1917 orzekła karę ekskomuniki na biskupów uczestniczących w ceremonji, udzielających i przyjmujących święcenia. Warto tu wspomnieć, że Kodeks Prawa Kanonicznego ogłoszony przez Jana Pawła II AD 1983, który wszedł w życie z dniem 27 listopada tamtego roku, zmienił kary kościelne za święcenia biskupie dokonywane bez mandatu papieskiego, m.in. "umożliwiając" ich dokonanie w stanie bojaźni spowodowanej wyższą koniecznością. Pisaliśmy już o tem na Młocie, lecz podkreślimy powtórnie. Pod reżymem KPK 1917 "nielegalne" święcenia biskupie odbyć się nie mogły: katolicy mogli albo podążać za hierarchją posoborową albo w pełni wypowiedzieć jej posłuszeństwo.
Biskup Michał Ludwik Guérard des Lauriers OP zmarł w wieku 90 lat. Dziś jego myśl kontynuują na różny sposób rozmaite wspólnoty tradycjonalistyczne. Część z nich tak jak włoski Instytut Matki Bożej Dobrej Rady, Xiądz Biskup Donald Sanborn czy Xiądz Rafał Trytek pozostają przy hipotezie odmawiającej papiestwa formalnego Ojcu Świętemu Benedyktowi XVI. Inni przeszli pod auspicje Papieskiej Komisji Ecclesia Dei, np. Bractwo Świętego Wincentego Ferrerjusza kierowane przez o. Ludwika Marię de Blignièresa czy rozmaici byli i obecni współpracownicy Instytutów Chrystusa Króla (np. X. Bernard Lucien, którego jeden ze słabszych tekstów wydrukowało ostatnio Christianitas) i - w mniejszym stopniu - Dobrego Pasterza. Wreszcie, również pewna część kapłanów Bractwa świętego Piusa X prywatnie skłania się ku hipotezie sedeprywacjonistycznej. I ja uważam ją za najlepsze, modelowe wyjaśnienie współczesnego kryzysu Kościoła katolickiego. Nie wykluczam, iż w przyszłości któryś z papieży skorzysta z niej, by uporządkować bałagan czasów P6 i JP2. Niezależnie od tego, dziś, w 25tą rocznicę śmierci Biskupa, pomódlmy się za Jego duszę i złóżmy hołd temu wielkiemu intelektualiście, prawdziwemu młotowi na posoborowie.
Guérard des Lauriers urodził się w środkowej Francji, nieopodal Paryża, 25 października AD 1898 r. Po błyskotliwie zdanej maturze trafił do wojska na końcówkę I-szej wojny światowej, poczem studjował matematykę. W 1926 r. wstąpił do nowicjatu dominikańskiego, zaś pięć lat później przyjął święcenia kapłańskie. Kolejno uzyskał stopnie naukowe z teologji, filozofji i matematyki. Był profesorem filozofji, najprzód na dominikańskiej uczelni we Francji, a za pontyfikatu Piusa XII w Rzymie, w Papieskim Uniwersytecie św. Tomasza z Akwinu (Angelicum) oraz na Uniwersytecie Laterańskim. Był spowiednikiem i doradcą tego wielkiego Papieża, opracowując dlań całe teologiczne uzasadnienie dogmatu o Wniebowzięciu Najświętszej Maryi Panny (1950). Ojciec Guérard przygotował też podwaliny do ogłoszenia dogmatu o Wszechpośrednictwie łask NMP, który nie został ogłoszony, z uwagi na postawę następców Piusa XII, przedkładających relacje akukumeniczne "z braćmi odłączonymi" ponad oddawanie czci Matce Bożej.
W czasie Soboru Watykańskiego II doradzał grupie konserwatywnych ojców soborowych skupionych w Coetus Internationalis Patrum. Jest głównym autorem treści Krótkiej analizy krytycznej Novus Ordo Missae, którą ostatecznie sygnowali kardynałowie Ottaviani i Bacci. AD 1970 został usunięty przez Montiniego z profesur w rzymskich katedrach teologicznych, poczem nauczał w seminarjum Bractwa św. Piusa X w Écône. Ojciec Guérard des Lauriers OP opierając się na pismach wybitnych teologów wywodzących się głównie ze szkoły dominikańskiej sformułował hipotezę sedeprywacjonistyczną, zakładającą iż Paweł VI popadając w herezje posoborowe utracił jurysdykcję nad Kościołem Powszechnym. Rozróżnienie między papieżem materjalnym - zajmującym tron papieski i mającym władzę administracyjną - a papieżem formalnym - posiadającym władzę Kluczy Św. Piotra odróżnia sedeprywacjonizm od sedewakantyzmu, a więc koncepcji zakładającej trwałą utratę urzędu przez papieża heretyka. Guerardiański papież materjalny może natomiast nawrócić się i wtedy uzyskuje pełnię władzy papieskiej.
Podważanie papiestwa Pawła VI oraz ważności posoborowych rytów sakramentów nie zostało zaakceptowane przez Bractwo św. Piusa X. W związku z różnicą zdań AD 1977 arcybiskup Lefebvre podziękował o. Guérardowi za współpracę, zaś gdy nastał Jan Paweł II - złagodził kurs względem Kościoła Posoborowego.
Nie mając pewności co do dalszej postawy Piusowców, dla zapewnienia sukcesji apostolskiej pośród łacinników, o. Guérard des Lauriers OP przyjął sakrę biskupią 7 maja 1981 z rąk sedewakantysty katolickiego biskupa Piotra Marcina Ngô Đình Thụca. W odpowiedzi na to Kongregacja Nauki Wiary działając na podstawie Kodeksu Prawa Kanonicznego 1917 orzekła karę ekskomuniki na biskupów uczestniczących w ceremonji, udzielających i przyjmujących święcenia. Warto tu wspomnieć, że Kodeks Prawa Kanonicznego ogłoszony przez Jana Pawła II AD 1983, który wszedł w życie z dniem 27 listopada tamtego roku, zmienił kary kościelne za święcenia biskupie dokonywane bez mandatu papieskiego, m.in. "umożliwiając" ich dokonanie w stanie bojaźni spowodowanej wyższą koniecznością. Pisaliśmy już o tem na Młocie, lecz podkreślimy powtórnie. Pod reżymem KPK 1917 "nielegalne" święcenia biskupie odbyć się nie mogły: katolicy mogli albo podążać za hierarchją posoborową albo w pełni wypowiedzieć jej posłuszeństwo.
Biskup Michał Ludwik Guérard des Lauriers OP zmarł w wieku 90 lat. Dziś jego myśl kontynuują na różny sposób rozmaite wspólnoty tradycjonalistyczne. Część z nich tak jak włoski Instytut Matki Bożej Dobrej Rady, Xiądz Biskup Donald Sanborn czy Xiądz Rafał Trytek pozostają przy hipotezie odmawiającej papiestwa formalnego Ojcu Świętemu Benedyktowi XVI. Inni przeszli pod auspicje Papieskiej Komisji Ecclesia Dei, np. Bractwo Świętego Wincentego Ferrerjusza kierowane przez o. Ludwika Marię de Blignièresa czy rozmaici byli i obecni współpracownicy Instytutów Chrystusa Króla (np. X. Bernard Lucien, którego jeden ze słabszych tekstów wydrukowało ostatnio Christianitas) i - w mniejszym stopniu - Dobrego Pasterza. Wreszcie, również pewna część kapłanów Bractwa świętego Piusa X prywatnie skłania się ku hipotezie sedeprywacjonistycznej. I ja uważam ją za najlepsze, modelowe wyjaśnienie współczesnego kryzysu Kościoła katolickiego. Nie wykluczam, iż w przyszłości któryś z papieży skorzysta z niej, by uporządkować bałagan czasów P6 i JP2. Niezależnie od tego, dziś, w 25tą rocznicę śmierci Biskupa, pomódlmy się za Jego duszę i złóżmy hołd temu wielkiemu intelektualiście, prawdziwemu młotowi na posoborowie.
niedziela, 24 lutego 2013
O ważności święceń pastora Szymona Niemca
O znanym działaczu mniejszościowoseksualnym p. Szymonie Niemcu piszę regularnie per "udający chrześcijańskiego biskupa Szymon Niemiec" Jeden z Czytelników Młota skomentował te słowa w następujący sposób: "Szymon Niemiec, czy to się komu podoba, czy nie, uzyskał sakrę biskupią od biskupa ważnie konsekrowanego". Czy mój Komentator ma rację ? Przyjrzyjmy się sprawie ponownie, po prawie dwuletniej przerwie.
Sekta p. Niemca twierdzi, że ma sukcesję apostolską, bowiem ...
Czy katolik powinien przyznać rację Niemcowi ?
Ważność sakramentu święceń nie zależy od jurysdykcji Kościoła katolickiego. A zatem Kościół katolicki uznaje ją w kościołach wschodnich, (w prawosławiu, u nestorian, chaldejczyków) czy też u zachodnich starokatolików. Abyśmy mogli uważać p. Szymona Niemca za biskupa chrześcijańskiego, konieczne byłoby zachowanie przezeń warunków, które zawsze są formułowane co do ważności sakramentów , tj. materji, formy i intencji.
Materja i forma (res et verba) stanowią łącznie ryt zewnętrzny - czyli słowa i poszczególne czynności. Wyrażają one pewną konkretną teologję. Nie musi być ona wystarczająca z punktu widzenia doktryny Kościoła katolickiego, by można było mówić o ważności sakramentu święceń, ważności sukcesji apostolskiej. Gdyby stosować katolicki ryt przedsoborowy lub któryś z rytów wschodnich dla święceń poza Kościołem katolickim, nie byłoby żadnych wątpliwości co do poprawności materji i formy. Dlatego nie mamy wątpliwości co do wczesnych święceń starokatolickich, polskokatolickich czy marjawickich w tym odłamie sekty, który nie dopuszcza kapłaństwa kobiet. Korzystanie z innych rytów, mających odmienne słowa ustanowienia biskupa może powodować nieważność święceń i zaniknięcie sukcesji apostolskiej. Leon XIII w encyklice "Apostolicae Curae" z 1896 r. potwierdził nieważność święceń anglikańskich, pomimo zachowania hierarchji duchowieństwa i urzędu biskupa. Nie chciałbym wgłębiać się w detale rozumowania Papieża i dla czytelności wpisu odniosę się jedynie do argumentu przezeń wskazanego, dotyczącego trzeciego elementu koniecznego dla ważności sakramentu, tj intencji:
Kapłan chrześcijański jest ofiarnikiem. Celebruje - jak mówią na Zachodzie - Mszę Świętą, zaś na Wschodzie - Boską Liturgję. Oba główne nurty chrześcijaństwa są zgodne, iż ma ona charakter ofiarny, niezależnie od akcentów teologicznych przez siebie podkreślanych.
Tymczasem teologja sekty pastora Szymona Niemca ma charakter typowo protestancki uznając jedynie dwa sakramenty, chrzest i eucharystię. Kapłaństwo jest jedynie obrzędem, w którym Bóg daje prawo i łaskę Ducha Świętego tym, którzy zostali wybrani Biskupami, Starszymi i Diakonami poprzez modlitwę i nałożenie rąk przez Biskupów. Nie ma tu zatem kapłaństwa chrześcijańskiego, albowiem postrzegają je jako urząd, a nie Sakrament. Dowód z intencji jest więc wystarczającym dla domniemania nieważności święceń p. Szymona Niemca. Nie różni się on niczym od pastorów kalwińskich itp, będąc dalej od katolicyzmu od konserwatywnych luteranów i anglikanów z High Church. Imitowanie katolickiej tytulatury, zakładanie sutanny, tudzież chodzenie na spotkania akukumeniczne nie czynią świeckiego biskupem.
Powtórzę swe poprzednie wnioski: jakkolwiek sekta „Zjednoczony Kościół Chrześcijański” posługuje się [jakimiś] modlitwami konsekracji duchownych, to intencjonalnie nie wyraża ona wiary Kościoła katolickiego co do istoty Sakramentu święceń oraz Najświętszego Sakramentu Ołtarza. Z uwagi na to, nieprawdopodobne jest twierdzenie o ważności sukcesji apostolskiej w tej sekcie. U mnie nie będzie sprostowań w tej sprawie pod wpływem propagandy pastora Niemca.
Sekta p. Niemca twierdzi, że ma sukcesję apostolską, bowiem ...
Bezdyskusyjne linie sukcesji do których się odwołujemy zazwyczaj mają swoje źródło w Biskupie Rzymsko Katolickim i jako takie nie mogą być w żaden sposób odrzucane przez Kurię Rzymską z powodu ich nieważności linii lub jej kontynuacji. Wszyscy biskupi Zjednoczonego Ekumenicznego Kościoła Katolickiego, oraz Zjednoczonego Kościoła Chrześcijańskiego zostali konsekrowani w czystych, bezdyskusyjnych liniach Sukcesji Apostolskiej pochodzących od Biskupów Rzymsko Katolickich. Trzy główne linie związane z naszymi kościołami pochodzą od Arcybiskupa Carlosa Duarte Costy z Brazylii (1948), Biskupa Eduardo Sanchez y Comacho z Guadalajara w Meksyku (1889) oraz, najczęściej z Arcybiskupem Immanuelem Millingo z Kampali, w Ugandzie (2001). Biskupi naszych kościołów nie próbują i nie pochwalają „gromadzenia linii” i wielokrotnych konsekracji, które są zgorszeniem dla wiernych. Sukcesja Apostolska odróżnia Katolicyzm od Protestantyzmu najprościej jako znak „przekazywania” misji Jezusa by zbawiać świat poprzez sakramentalne i duchowe życie i praktykę, w których pozycja protestancka głosi, że wyłącznie wiara jest potrzebna do zbawienia, co w słowach naszego drogiego przyjaciela, który był Kalwińskim Anabaptystą zawiera się w „Wszystko idzie źle od 1500 lat!”. Osobiście trudno nam to zaakceptować. Sukcesja Apostolska jest postrzegana przez Wschód i Zachód jako kamień węgielny, na którym kapłaństwo jest ustanowione; daje pewność i stabilność wszystkim którzy są powołani do kapłaństwa w imieniu Jezusa, że czynią to, czego Ona chcę i z Jego autorytetem. Sukcesja Apostolska nie powinna być odbierana w ten sam sposób jak dziedziczna monarchia czy szlachectwo. Tu nie chodzi o władzę. Jedyną władzę jaką ma biskup jest ta, którą do rąk dał Jezus by działać w Jego imię. Jedyną władzą każdego stopnia kapłaństwa jest władza mówienia w imieniu Jezusa i służenia, jak On służył. Jak Paweł mówił do Tymoteusza dar jest dawany „abyś rozpalił na nowo charyzmat Boży, który jest w tobie przez włożenie moich rąk.” (2 Tym 1:6)
Czy katolik powinien przyznać rację Niemcowi ?
Ważność sakramentu święceń nie zależy od jurysdykcji Kościoła katolickiego. A zatem Kościół katolicki uznaje ją w kościołach wschodnich, (w prawosławiu, u nestorian, chaldejczyków) czy też u zachodnich starokatolików. Abyśmy mogli uważać p. Szymona Niemca za biskupa chrześcijańskiego, konieczne byłoby zachowanie przezeń warunków, które zawsze są formułowane co do ważności sakramentów , tj. materji, formy i intencji.
Materja i forma (res et verba) stanowią łącznie ryt zewnętrzny - czyli słowa i poszczególne czynności. Wyrażają one pewną konkretną teologję. Nie musi być ona wystarczająca z punktu widzenia doktryny Kościoła katolickiego, by można było mówić o ważności sakramentu święceń, ważności sukcesji apostolskiej. Gdyby stosować katolicki ryt przedsoborowy lub któryś z rytów wschodnich dla święceń poza Kościołem katolickim, nie byłoby żadnych wątpliwości co do poprawności materji i formy. Dlatego nie mamy wątpliwości co do wczesnych święceń starokatolickich, polskokatolickich czy marjawickich w tym odłamie sekty, który nie dopuszcza kapłaństwa kobiet. Korzystanie z innych rytów, mających odmienne słowa ustanowienia biskupa może powodować nieważność święceń i zaniknięcie sukcesji apostolskiej. Leon XIII w encyklice "Apostolicae Curae" z 1896 r. potwierdził nieważność święceń anglikańskich, pomimo zachowania hierarchji duchowieństwa i urzędu biskupa. Nie chciałbym wgłębiać się w detale rozumowania Papieża i dla czytelności wpisu odniosę się jedynie do argumentu przezeń wskazanego, dotyczącego trzeciego elementu koniecznego dla ważności sakramentu, tj intencji:
ponieważ sakrament święceń kapłańskich i prawdziwe kapłaństwo Chrystusa w rycie anglikańskim zostało wewnętrznie usunięte, także i w udzielaniu święceń biskupich w tym rycie w żaden sposób kapłaństwo nie jest udzielane, w żaden sposób też nie jest rzeczywiście i prawnie udzielane biskupstwo, a tym bardziej to co jest najważniejsze w urzędzie biskupim to jest, wyświęcanie szafarzy do sprawowania i ofiarowania najświętszej Eucharystii.
Kapłan chrześcijański jest ofiarnikiem. Celebruje - jak mówią na Zachodzie - Mszę Świętą, zaś na Wschodzie - Boską Liturgję. Oba główne nurty chrześcijaństwa są zgodne, iż ma ona charakter ofiarny, niezależnie od akcentów teologicznych przez siebie podkreślanych.
Tymczasem teologja sekty pastora Szymona Niemca ma charakter typowo protestancki uznając jedynie dwa sakramenty, chrzest i eucharystię. Kapłaństwo jest jedynie obrzędem, w którym Bóg daje prawo i łaskę Ducha Świętego tym, którzy zostali wybrani Biskupami, Starszymi i Diakonami poprzez modlitwę i nałożenie rąk przez Biskupów. Nie ma tu zatem kapłaństwa chrześcijańskiego, albowiem postrzegają je jako urząd, a nie Sakrament. Dowód z intencji jest więc wystarczającym dla domniemania nieważności święceń p. Szymona Niemca. Nie różni się on niczym od pastorów kalwińskich itp, będąc dalej od katolicyzmu od konserwatywnych luteranów i anglikanów z High Church. Imitowanie katolickiej tytulatury, zakładanie sutanny, tudzież chodzenie na spotkania akukumeniczne nie czynią świeckiego biskupem.
Powtórzę swe poprzednie wnioski: jakkolwiek sekta „Zjednoczony Kościół Chrześcijański” posługuje się [jakimiś] modlitwami konsekracji duchownych, to intencjonalnie nie wyraża ona wiary Kościoła katolickiego co do istoty Sakramentu święceń oraz Najświętszego Sakramentu Ołtarza. Z uwagi na to, nieprawdopodobne jest twierdzenie o ważności sukcesji apostolskiej w tej sekcie. U mnie nie będzie sprostowań w tej sprawie pod wpływem propagandy pastora Niemca.
wtorek, 19 lutego 2013
Czy to prawdziwa twarz "nowej ewangelizacji" ?
Przeglądając różne dzieła aktywistów posoborowia naraża się człowiek na trwały zdrowia uszczerbek i coraz bardziej ufa w prawdziwość zdania: "są dwie rzeczy niezmierzone na tym świecie: Boże miłosierdzie i ludzka głupota". Oto bowiem były rzecznik prasowy zmarłego metropolity lubelskiego Józefa Życińskiego Mieczysław Puzewicz popełnił na swoim blogu wpis pt. "LGBT W NIEBIE" , w którym prezentuje swoje senne urojenia seksualno - teologiczne:
Rzygać mi się chce czytając te brednie, przekraczające przynajmniej granicę dobrego smaku. Nikt nie zostanie zbawiony tylko z uwagi na swoją orjentację seksualną, natomiast choćby pobieżna wiedza na temat teologji chrześcijańskiej powinna ustrzedz aktywistę Puzewicza przed sugerowaniem, że człowiek praktykujący swoją "dezorientację" seksualną może trafić do nieba i tam uczynić ją osią swej tożsamości. Nie chcę wnikać, czemu Puzewicz nie śni w niebie o ludziach heteroseksualnych, natomiast ten typ marzeń powinien go raz na zawsze odseparować od kontaktów z ministrantami. Jeśli wpis ma stanowić swoiste upamiętnienie tajemniczo zmarłego przed dwoma laty pryncypała, to rzuca jedynie światło w pełnych kolorach tęczy na jego byłego rzecznika.
Nie zdziwiłbym się, gdyby takie "kazania" głosił udający chrześcijańskiego biskupa Szymon Niemiec, u osoby będącej nominalnie księdzem katolickim takich wyskoków tolerować nie wolno. Dość podważania zaufania do Kościoła katolickiego przez rozmaite lawendowe misie !!
Inny przykład (be)zmyślności posoborowca znalazłem na facebook'u. Pewien załogant znany mnie i sporej grupie weteranów wojenek internetowych ze ś.p. forum fidelitas uznał za stosowne pochwalić się takim oto bon motem:
Tak oto skatologja wypiera eschatologję. Czy to prawdziwa twarz "nowej ewangelizacji" ?
Pan Jezus zaprosił mnie do tradycyjnego obchodu po Włościach Niebieskich. I zobaczyłem. Najpierw była piękna sala z samymi kobietami. Były młodsze i starsze, całkiem szczupłe i nie całkiem szczupłe, z jasnymi włosami i brunetki. Kim są? – zgadywałem. A Pan Jezus, który nadal umie czytać w ludzkich myślach bez wahania wyjaśnił: „To lesbijki. Moje siostry lesbijki”. W drugiej sali, nie wiedzieć czemu różowej, byli z kolei sami mężczyźni, nastoletni i posiwiali, łysi i rozczochrani z bujnymi fryzurami. Już się domyślałem, ale Pan Jezus mnie uprzedził: „Tak, dobrze myślisz, to moi bracia geje!” W trzeciej i czwartej sali, sami już czujecie, towarzystwa były mieszane, damsko – męskie, w trzeciej byli biseksualiści, a w czwartej osoby o niezgodnej z biologiczną tożsamości płciowej (zwane jako transgenderyczne i transseksualne). Uff!
Pan Jezus nadal czytał w moich myślach i zagadnął z uśmiechem – „Niezgodne z tradycją? I z Pismem Świętym? Wiem, to moja specjalność! Od dwóch tysięcy lat.” I na koniec wycieczki zapytał; „Zostajesz?” A ja, zgodnie z sumieniem, odrzekłem: „Panie Jezu, gdzie Ty, zawsze i ja!”
Rzygać mi się chce czytając te brednie, przekraczające przynajmniej granicę dobrego smaku. Nikt nie zostanie zbawiony tylko z uwagi na swoją orjentację seksualną, natomiast choćby pobieżna wiedza na temat teologji chrześcijańskiej powinna ustrzedz aktywistę Puzewicza przed sugerowaniem, że człowiek praktykujący swoją "dezorientację" seksualną może trafić do nieba i tam uczynić ją osią swej tożsamości. Nie chcę wnikać, czemu Puzewicz nie śni w niebie o ludziach heteroseksualnych, natomiast ten typ marzeń powinien go raz na zawsze odseparować od kontaktów z ministrantami. Jeśli wpis ma stanowić swoiste upamiętnienie tajemniczo zmarłego przed dwoma laty pryncypała, to rzuca jedynie światło w pełnych kolorach tęczy na jego byłego rzecznika.
Nie zdziwiłbym się, gdyby takie "kazania" głosił udający chrześcijańskiego biskupa Szymon Niemiec, u osoby będącej nominalnie księdzem katolickim takich wyskoków tolerować nie wolno. Dość podważania zaufania do Kościoła katolickiego przez rozmaite lawendowe misie !!
Inny przykład (be)zmyślności posoborowca znalazłem na facebook'u. Pewien załogant znany mnie i sporej grupie weteranów wojenek internetowych ze ś.p. forum fidelitas uznał za stosowne pochwalić się takim oto bon motem:
Tak oto skatologja wypiera eschatologję. Czy to prawdziwa twarz "nowej ewangelizacji" ?
poniedziałek, 18 lutego 2013
W tydzień po abdykacji
W tydzień po abdykacji Ojca Świętego Benedykta XVI nie jesteśmy specjalnie mądrzejsi co do przyczyn tej decyzji i dalszego rozwoju sytuacji na Watykanie. Pojawiły się wprawdzie informacje o problemach ze zdrowiem Papieża, według których miał on niedawno wymieniany rozrusznik serca. Tyle, że nawet dla osoby 85 letniej nie jest to zabieg na tyle poważny, by utrudniał dalsze samodzielne funkcjonowanie. Równie mało przekonywające są tezy wiążące abdykację z kontuzją, jakiej Ojciec Święty nabawił się podczas pielgrzymki na Kubę .
Dostaliśmy też szereg teoryj mniej lub bardziej spiskowych. Jedna z nich łączy ustąpienie Papieża z zapoznaniem się przez niego z raportem w sprawie Vatileaks. Benedykt XVI miałby ustąpić, bo z raportu kardynałów wyjawił się obraz Kurji Rzymskiej, jakiego nigdy sobie nie wyobrażał. Nie wyglądają mi one prawdopodobnie. Łatwo można przeczytać, jaki jest skład watykańskich ministrów. Od ilu lat Ojciec Święty zna każdego z nich? Nie chcę nagle bronić Kurji, ale przypomnijmy sobie czasy "późnego" Jana Pawła II. To kard. Ratzinger korygował kurs polskiego papieża, własnie dzięki pozycji i układom, jakie wyrobił sobie od początku lat 80-tych XX wieku. A może nagle aktywowali się w Kurji masoni ? Dobry Boże, a kto zamordował Jana Pawła I ? A kto wg x. Malachjasza Martina TJ dokonał intronizacji Lucyfera na Watykanie AD 1963 ? To oni mogą być jeszcze bardziej aktywni ? Historyjka ta jest wyjątkowo paskudna, bo sugeruje, iż Ojciec Święty ucieka z pola walki i zostawia Kościół na pastwę jego wrogów. Tymczasem problem wyciekających dokumentów kościelnych może mieć więcej związku z czyszczeniem przez Benedykta XVI nieprawidłowości finansowych gangu Marcinkusa. To arcytrudne zadanie zostało podjęte i jest w trakcie realizacji, stanowiąc jeden z dwóch (obok afer pedofilskich) szczególnych "dorobków" pozostawionych w spadku przez Jana Pawła II. Polecam Państwu zapoznanie się z opinją na ten temat lewicowego publicysty, u którego nie znajdziemy wiele sympatji dla Kościoła.
Wreszcie, część osób sądzi, że Papież został zmuszony do abdykacji. Ludzie ci powołują się na rozmaite prywatne, niezatwierdzone przez Kościół objawienia lub po prostu niemądre plotki. Nie ma sensu, by ich szukać w sieci lub je reklamować. Sytuacja w Kościele jest bardzo niepokojąca, ale stabilna (jak pacjenta po zawale) i abdykacja Ojca Świętego istotnie jej nie pogarsza.
Przy obecnym stanie wiedzy na temat przyczyn abdykacji Benedykta XVI skłaniałbym się do hipotezy, że Papież podjął tę decyzję, bo ... chciał. Kilkukrotnie wcześniej pojawiały się półsłówka, symptomy, gesty wskazujące, iż papa Ratzinger dopuszcza zakończenie posługi papieskiej przed śmiercią. Należy to uszanować i ufać, że jest to trafna decyzja. Skończyć z analizami typu: "papież mógłby doczekać do Wielkiejnocy" etc. A jeszcze bardziej trzeba ufać Panu Bogu. Nie sądzę, iż szybko zakończy się kryzys, którego katalizatorem był Sobór Watykański II. Ale jeśli wierzyć wizji, jaką miał Leon XIII, silny wpływ szatana na Kościół miał trwać od 75 do 100 lat. Licząc od 1958 r. wychodzi, iż 55 lat już za nami. Stąd wysnuć można dwa wnioski: ten lepszy, że zasadniczo mamy już z górki :) I ten gorszy: Malkolm kard. Ranjith raczej nie zostanie w tym roku kolejnym Wikarjuszem Chrystusowym.
Dostaliśmy też szereg teoryj mniej lub bardziej spiskowych. Jedna z nich łączy ustąpienie Papieża z zapoznaniem się przez niego z raportem w sprawie Vatileaks. Benedykt XVI miałby ustąpić, bo z raportu kardynałów wyjawił się obraz Kurji Rzymskiej, jakiego nigdy sobie nie wyobrażał. Nie wyglądają mi one prawdopodobnie. Łatwo można przeczytać, jaki jest skład watykańskich ministrów. Od ilu lat Ojciec Święty zna każdego z nich? Nie chcę nagle bronić Kurji, ale przypomnijmy sobie czasy "późnego" Jana Pawła II. To kard. Ratzinger korygował kurs polskiego papieża, własnie dzięki pozycji i układom, jakie wyrobił sobie od początku lat 80-tych XX wieku. A może nagle aktywowali się w Kurji masoni ? Dobry Boże, a kto zamordował Jana Pawła I ? A kto wg x. Malachjasza Martina TJ dokonał intronizacji Lucyfera na Watykanie AD 1963 ? To oni mogą być jeszcze bardziej aktywni ? Historyjka ta jest wyjątkowo paskudna, bo sugeruje, iż Ojciec Święty ucieka z pola walki i zostawia Kościół na pastwę jego wrogów. Tymczasem problem wyciekających dokumentów kościelnych może mieć więcej związku z czyszczeniem przez Benedykta XVI nieprawidłowości finansowych gangu Marcinkusa. To arcytrudne zadanie zostało podjęte i jest w trakcie realizacji, stanowiąc jeden z dwóch (obok afer pedofilskich) szczególnych "dorobków" pozostawionych w spadku przez Jana Pawła II. Polecam Państwu zapoznanie się z opinją na ten temat lewicowego publicysty, u którego nie znajdziemy wiele sympatji dla Kościoła.
Wreszcie, część osób sądzi, że Papież został zmuszony do abdykacji. Ludzie ci powołują się na rozmaite prywatne, niezatwierdzone przez Kościół objawienia lub po prostu niemądre plotki. Nie ma sensu, by ich szukać w sieci lub je reklamować. Sytuacja w Kościele jest bardzo niepokojąca, ale stabilna (jak pacjenta po zawale) i abdykacja Ojca Świętego istotnie jej nie pogarsza.
Przy obecnym stanie wiedzy na temat przyczyn abdykacji Benedykta XVI skłaniałbym się do hipotezy, że Papież podjął tę decyzję, bo ... chciał. Kilkukrotnie wcześniej pojawiały się półsłówka, symptomy, gesty wskazujące, iż papa Ratzinger dopuszcza zakończenie posługi papieskiej przed śmiercią. Należy to uszanować i ufać, że jest to trafna decyzja. Skończyć z analizami typu: "papież mógłby doczekać do Wielkiejnocy" etc. A jeszcze bardziej trzeba ufać Panu Bogu. Nie sądzę, iż szybko zakończy się kryzys, którego katalizatorem był Sobór Watykański II. Ale jeśli wierzyć wizji, jaką miał Leon XIII, silny wpływ szatana na Kościół miał trwać od 75 do 100 lat. Licząc od 1958 r. wychodzi, iż 55 lat już za nami. Stąd wysnuć można dwa wnioski: ten lepszy, że zasadniczo mamy już z górki :) I ten gorszy: Malkolm kard. Ranjith raczej nie zostanie w tym roku kolejnym Wikarjuszem Chrystusowym.
poniedziałek, 11 lutego 2013
Abdykacja Benedykta XVI
Czy ktoś się tego spodziewał ? W czasach nowożytnych papieże umierają, ale nie abdykują. Tuż po ogłoszeniu nowiny przez Papieża jego rzecznik prasowy x. Fryderyk Lombardi wypowiedział to, co w jednej chwili odczuły miliony katolików na całym świecie: decyzja Ojca Świętego jest jak grom z jasnego nieba.
Dziś wieczór analogiczne zjawisko zostało ponoć dostrzeżone nad bazyliką św. Piotra i uwiecznione [dopisek z 12.02.2013: ujęcie zarejestrowano podczas silnej burzy, więc był to "grom z ciemnego nieba"]
Nie wykluczałbym, że oświadczenie Benedykta XVI zostało przygotowane i ogłoszone bez konsultacji z kimkolwiek spośród grona najbliższych współpracowników. Nie ma w nim bowiem żadnych silnych argumentów uzasadniających ten niecodzienny wybór. Starość i słabnące siły ciała i umysłu są doświadczeniem każdego kolejnego papieża. Jeśli Ojciec Święty jest świadom postępów choroby, np. amnezji czy Alzheimera, to powinien ją wprost wymienić w swej decyzji. Wtedy byłaby zrozumiała: papież odchodzi, bo nie chce być sterowany przez kogokolwiek.
Brak tego aspektu abdykacji niewątpliwie wpływa na jej odbiór. Dla mnie osobiście jest to wielki zawód. Wszyscy pamiętamy walkę ze słabością Jana Pawła II. Cierpienie było wpisane w jego posługę i także przez jego pryzmat oceniamy osobę. Odejście Benedykta XVI może być traktowane jako dezercja przed otaczającemi go wilkami, o których mówił na początku panowania. Może też wpływać negatywnie na ocenę przez wiernych polityki „pełzającej kontrrewolucji” obecnego Pontifexa. Dla nas jest to samobój, dla wojtyljanistów – znakomity dowód na wyższość JP2 nad B16.
Oczywiście wiele się jeszcze może zdarzyć między ustami a brzegiem puharu. Do końca lutego jest wiele dni i nocy. Nie można wykluczyć, iż przez ten czas Ojciec Święty podejmie jakieś istotne decyzje, również dotyczące wyboru swego następcy. Ten ludzki aspekt zarządzania Kościołem uznałbym za wystarczający argument do abdykacji, gdyby w tak nietypowym trybie udało się Ojcu Świętemu znacząco wpłynąć na sukcesję po sobie. Odwołanie 50 najgorszych modernistycznych kardynałów ? Czemu nie, pomarzyć zawsze można.
Niezależnie od wszystkiego, co się zdarzy, zapamiętam Benedykta XVI jako tego, który przywrócił Kościołowi Mszę trydencką, przez co cofnął deformy posoborowe o kilka epok. Nie starczyło mu sił na konsekwentne wdrażanie, ale ufam, że długofalowo decyzja ta da owoc stokrotny.
Być może z czasem dowiemy się, ile „drugich den” ma decyzja Ojca Świętego. Zwrócę Państwa uwagę, że dokładnie rok temu, co do dnia, pojawiły się spekulacje o spisku na Watykanie. Pisałem o tem na „Młocie” 12 lutego 2012 r. streszczając przy okazji ciekawą książkę zatytułowaną „Atak na Ratzingera”. Niech to zastrzeżenie osłabia nasz smutek czy wręcz żal do Ojca Świętego o jego dzisiejszą decyzję. Niech odgania sprzed oczu tytułową scenę sienkiewiczowskiego Quo Vadis, w której to Apostoł Piotr i towarzyszący mu Nazariusz opuszczali Rzym, w którym trwały prześladowania chrześcijan. Zbiegowie napotkali na drodze jasność, którą był Chrystus.
- Quo vadis, Domine?... – zapytał papież Piotr
- Gdy ty opuszczasz lud mój, do Rzymu idę, by Mnie ukrzyżowano raz wtóry.
Dziś wieczór analogiczne zjawisko zostało ponoć dostrzeżone nad bazyliką św. Piotra i uwiecznione [dopisek z 12.02.2013: ujęcie zarejestrowano podczas silnej burzy, więc był to "grom z ciemnego nieba"]
Nie wykluczałbym, że oświadczenie Benedykta XVI zostało przygotowane i ogłoszone bez konsultacji z kimkolwiek spośród grona najbliższych współpracowników. Nie ma w nim bowiem żadnych silnych argumentów uzasadniających ten niecodzienny wybór. Starość i słabnące siły ciała i umysłu są doświadczeniem każdego kolejnego papieża. Jeśli Ojciec Święty jest świadom postępów choroby, np. amnezji czy Alzheimera, to powinien ją wprost wymienić w swej decyzji. Wtedy byłaby zrozumiała: papież odchodzi, bo nie chce być sterowany przez kogokolwiek.
Brak tego aspektu abdykacji niewątpliwie wpływa na jej odbiór. Dla mnie osobiście jest to wielki zawód. Wszyscy pamiętamy walkę ze słabością Jana Pawła II. Cierpienie było wpisane w jego posługę i także przez jego pryzmat oceniamy osobę. Odejście Benedykta XVI może być traktowane jako dezercja przed otaczającemi go wilkami, o których mówił na początku panowania. Może też wpływać negatywnie na ocenę przez wiernych polityki „pełzającej kontrrewolucji” obecnego Pontifexa. Dla nas jest to samobój, dla wojtyljanistów – znakomity dowód na wyższość JP2 nad B16.
Oczywiście wiele się jeszcze może zdarzyć między ustami a brzegiem puharu. Do końca lutego jest wiele dni i nocy. Nie można wykluczyć, iż przez ten czas Ojciec Święty podejmie jakieś istotne decyzje, również dotyczące wyboru swego następcy. Ten ludzki aspekt zarządzania Kościołem uznałbym za wystarczający argument do abdykacji, gdyby w tak nietypowym trybie udało się Ojcu Świętemu znacząco wpłynąć na sukcesję po sobie. Odwołanie 50 najgorszych modernistycznych kardynałów ? Czemu nie, pomarzyć zawsze można.
Niezależnie od wszystkiego, co się zdarzy, zapamiętam Benedykta XVI jako tego, który przywrócił Kościołowi Mszę trydencką, przez co cofnął deformy posoborowe o kilka epok. Nie starczyło mu sił na konsekwentne wdrażanie, ale ufam, że długofalowo decyzja ta da owoc stokrotny.
Być może z czasem dowiemy się, ile „drugich den” ma decyzja Ojca Świętego. Zwrócę Państwa uwagę, że dokładnie rok temu, co do dnia, pojawiły się spekulacje o spisku na Watykanie. Pisałem o tem na „Młocie” 12 lutego 2012 r. streszczając przy okazji ciekawą książkę zatytułowaną „Atak na Ratzingera”. Niech to zastrzeżenie osłabia nasz smutek czy wręcz żal do Ojca Świętego o jego dzisiejszą decyzję. Niech odgania sprzed oczu tytułową scenę sienkiewiczowskiego Quo Vadis, w której to Apostoł Piotr i towarzyszący mu Nazariusz opuszczali Rzym, w którym trwały prześladowania chrześcijan. Zbiegowie napotkali na drodze jasność, którą był Chrystus.
- Quo vadis, Domine?... – zapytał papież Piotr
- Gdy ty opuszczasz lud mój, do Rzymu idę, by Mnie ukrzyżowano raz wtóry.