Należy się raczej cieszyć, że ich oponenci, pragnący zachować katolickie spojrzenie na rodzinę i jej funkcje społeczne „podnieśli raban”, gdy pseudokatolicy próbowali raz jeszcze „otworzyć Kościół na świat”. Stanowisko kardynałów Burke’a czy Pella a także polskich biskupów (stanowiące chyba kolejny „cud św. Jana Pawła II”) pokazuje, że tęczowcom łatwo nie będzie.
Rzekomy sukces "konserwatystów" polegał na niezebraniu przez "libertynów" większości głosów wymaganych do wprowadzenia poprawek do tekstu postanowień końcowych. Jak się to wszystko skończy? Zapewne powtórką z Soboru Watykańskiego II: powstanie dokument synodalny mający 90 % konserwatywnego wsadu, ale nieosadzonego w Tradycji Kościoła oraz okraszony „bombami zegarowymi”, jak napisałby śp. Michał Davies. Te bomby zegarowe będą odtąd służyć współczesnym „libertynom” do uzasadniania wszelkich zmian w postrzeganiu rodziny przez Kościół. Chyba najłatwiej im będzie działać poprzez ułatwianie unieważniania małżeństw. Po pierwsze, dlatego, że opcja ta jest dogodna dla wszystkich; znam niejednego "tradycyjnego" katolika żyjącego w nowym małżeństwie po unieważnieniu poprzedniego, a po drugie - wojtylianiści nie powinni tu pisnąć słówka, biorąc pod uwagę, co w tej dziedzinie spowodował ich autorytet, promulgując Kodeks Prawa Kanonicznego w 1983 r.
Tym niemniej, gdyby franciszkowe rozwolnienie obyczajów postępowało, to w perspektywie kilku lat możliwe jest faktyczne pęknięcie posoborowia na – nazwijmy to roboczo – „przedsynodzie” i „posynodzie”. Spójrzmy na najmocniejszy chyba wywiad przeprowadzony z abp. Gądeckim. Można go streścić w dwu hasłach: 1. Oskarżam Synod! 2. Oni Jego detronizują.
Każde tradycjonalistyczne oczy radują się czytając słowa polskiego biskupa: "Jeśli ustąpimy teraz, w odniesieniu do sprawy sakramentu małżeństwa, to przyjdzie czas, kiedy będziemy musieli ustąpić z nauczania kościelnego w wielu innych sprawach". My dokładnie tak samo myślimy o Kościele od czasu Soboru Watykańskiego II.
Awantury synodalne są fatalne dla aktualnej sytuacji Kościoła. Na nic zda się indultowe zaklinanie rzeczywistości, jakie usłyszeliśmy choćby od kard. Pella na pielgrzymce Summorum Pontificum, a które zostało upowszechnione po polsku, co chyba nikogo nie dziwi, przez Christianitas.
Nasi wrogowie często lepiej niż my rozpoznają znaczenie papiestwa. W każdym kraju, w którym zdobyli władzę, komuniści próbowali oddzielić miejscowych katolików od Papieża, tworząc kościoły „narodowe” zwane też „patriotycznymi”. Z nieformalnych rozmów przy stole Hitlera wiemy, że po zwycięskiej wojnie chciał ustanawiać osobnego papieża w każdym katolickim kraju. Napoleon uwięził dwóch papież, z których jeden zmarł w więzieniu.
Historia papieży przerasta wyobraźnię, ale dziedzictwo wielu dobrych papieży dalece przeważa nad grzechami i pomyłkami mniejszości.
Dziś mamy jednego z najbardziej niezwykłych papieży w historii, cieszącego się niemal bezprecedensową popularnością. Wielkie znaczenie ma jego wsparcie dla reform finansowych.
Wszyscy mamy do wykonania ważne zadanie w ciągu następnych dwunastu miesięcy. Musimy tłumaczyć i z obecnych podziałów budować jednomyślność i zgodę. Będziemy przeciw skuteczni żywiąc w sercach gniew i nienawiść, wdając się w jałowe polemiki przeciw zaskakująco niewielkiej liczbie katolickich oponentów. Naszym zadaniem jest tłumaczenie konieczności nawrócenia, istoty Mszy Świętej, czystości serca, której Pismo wymaga dla przyjęcia Komunii Świętej. Wszyscy, a zwłaszcza wy młodzi, musicie żyć w miłości, dając świadectwo waszej nadziei. To wyjątkowa sposobność, którą trzeba podjąć w imię Boże. Zakończę modlitwą, której nauczono mnie w dzieciństwie, „Niech Bóg ochrania Ojca Świętego, Papieża Franciszka, niech go darzy życiem, zachowa w bezpieczeństwie na ziemi i niech go nie wydaje w ręce jego nieprzyjaciół.”
Budowanie jedności musi opierać się na prawdzie, czyli na Ewangelii. W przypadku Franciszka ciężko jest znaleźć drogie nam wartości, których broniłby głośno i skutecznie. Nie bardzo jest miejsce na rozważanie, czy szklanka jest do połowy pełna, czy do połowy pusta. Dyskutować należy raczej nad tym, co robić, skoro w szklance pozostało co najwyżej parę kropel cieczy.
Aktualny stan rzeczy sprzyja rozwojowi protestantyzmu pomiędzy katolikami. Zapewne najliczniejsi przyjmują nowinki wprowadzane przez modernistów. Inni ignorują współczesną hierarchię. Jeszcze inni wybierają z jej wypowiedzi rzeczy ortodoksyjne, a pozostałe przemilczają. Są i tacy, co uznają sprawy jurysdykcyjne za kluczowe dla wiary i dogmatyzują je. Wreszcie, niemało katolików obojętnieje religijnie i traci zainteresowanie wszelką nadprzyrodzonością. Patrząc na to wszystko Luter z Kalwinem z pewnością skaczą z radości na widok tych tłumów kierujących się do ich kotła. Nie potrafię modlić się o zachowanie Kościołowi Franciszka. Usiłuję modlić się o jego nawrócenie lub rychłą emeryturę.
Rok 2017 szybko się zbliża. Trzeba go uczcić i wykazać, że bracia masoni wszystko przwidzieli
OdpowiedzUsuńNajsłabszy ze wszystkich wpisów p. Krusejdera. Chyba dlatego, że temat niezmiernie trudny a autor jeszcze nie wie co mysli o temacie. Czytamy, że nie pomogą żadne indultowe zaklęcia Christianitas po czym autor raczy nas tymi zaklęciami w całości.
OdpowiedzUsuńRozumiem, ze można czuć się zagubionym ale po co robić z tego artykuł.
Jeżeli mamy "Latający cyrk" to znaczy, że F. nie jest papieżem i kropka. A jeżeli jest papieżem to nie ma "Latającego cyrku". I nie pomogą tu żadne dowcipne kalambury.
Z faktu, co ja sądzę o papiestwie Franciszka absolutnie nic nie wynika dla milionów katolików na świecie! Protestantyzacja KK polega właśnie na tym, że bardzo wielu ludziom papież, wręcz jako instytucja papiestwa, przestaje być potrzebne do zbawienia. Dotyczy to także tradycjonalistów. Nie skłaniam się bynajmniej ku konklawizmowi ani ślepo nie podążam za Franciszkiem. Po prostu stwierdzam fakt, który obserwuję.
UsuńPozdrawiam
Franciszek jest 266 papieżem. Fałszywych papieży było 37. No ... może 38 albo 37 co za różnica? Żyć trzeba, zbawiać się też należy bez względu na instytucję papiestwa czy nie-papiestwa.
OdpowiedzUsuńDo zbawienia konieczna jest Łaska.
Trzeba mieć w sobie ogrom optymizmu lub być pozbawionym realizmu, by nie wyczekiwać końca rządów "Ojca Bergoglio" - jeżeli jest się katolikiem, a nie modernistycznym sekciarzem lub niewolnikiem modernistycznej sekty.
OdpowiedzUsuńPrzejawy realizmu widać nawet na "Niby Odprawiamy Mszę", sprawowanych przez księży starających się uchronić (resztki) katolicyzmu. W ramach "modlitwy powszechnej" można spotkać prośby o "zachowanie przy życiu i w dobrym zdrowiu (naszego) Papieża Benedykta". I brak jakich kolwiek modlitw za Franciszka, którego "tylko" wymienia się w liturgii na sposób urzędniczy.
Litości... na prawdę nie jestem w stanie pojąć jak można miec tak zamkniety umysł...
OdpowiedzUsuń