Pięćset lat temu wywodzący się z enerdowskiej części Niemiec ambitny mnich z zakonu augustianów rozpoczął Reformację, ogłaszając w Wittenberdze 95 tez. Mimo, że polemizował w nich głównie z praktyką Kościoła katolickiego w zakresie udzielania odpustów, to w zaledwie trzydzieści lat doprowadził do trwałego podziału jednolitej dotąd cywilizacyjnie Europy Zachodniej. Doszło do wielu konfliktów klasowych oraz krwawych wojen. Najgorszą zaś konsekwencją Reformacji było i jest pozbawienie milionów ludzi łączności z Mistycznym Ciałem Chrystusa oraz większością Sakramentów ustanowionych przez Boskiego Zbawiciela. Mając na uwadze prawdę wiary: "poza Kościołem katolickim nie ma zbawienia" możemy tylko drżeć w niepewności o wieczny los wszystkich zwiedzionych przez Marcina Lutra i jego stronników; o dusze ludzi, którzy umierają bez rozgrzeszenia udzielonego przez kapłana mającego ważne święcenia.
Jednak te straszne wydarzenia są czczone nie tylko przez wspólnoty powstałe w wyniku reformacji, ale także przez Kościół Posoborowy. W świetle wypowiedzi jego papieży oraz episkopatów zaangażowanych w dialog ekumeniczny jawi się ów nieszczęsny Luter jako dobrodziej Europy i Kościoła Powszechnego. Równocześnie przemilczane są stawiane przezeń tezy, a życiorys enerdowskiego teologa omawiany jest bardzo lakonicznie.
Pewien młody popularyzator Lutra tak oto go zachwala: "Marcin Luter to nie tylko Reformator, ale przede wszystkim człowiek uważnie obserwujący wielowątkowość życia, kochający mąż i ojciec, wielbiciel psów. W 500-lecie Reformacji odkryjmy tę fascynującą postać poprzez jej myśli używane tak często na co dzień! Kto wie, może zainspirują nas one do dalszej zabawy słowem niezależnie od wyznania, zasobności portfela czy stopnia wykształcenia..."
Ja jednak zaproponuję Państwu zapoznanie się z pełnymi biografiami Marcina Lutra. Niedawno ukazały się dwie godne uwagi pozycje. Grzegorz Braun firmuje film "Luter i rewolucja protestancka", a Paweł Lisicki jest autorem całkiem pokaźnej księgi zatytułowanej "Luter. Ciemna strona rewolucji".
Tytuły dzieł niemal identyczne, zawartość merytoryczna - również bardzo podobna. Można zatem powiedzieć, że jeśli ktoś ma tylko półtorej godziny, to należy mu zaproponować film, a jeśli całą dniówkę, to książkę.
Film Grzegorza Brauna jest skoncentrowany na dwóch obszarach zagadnień wskazanych w tytule. Dominujący temat stanowi życiorys samego Marcina Lutra, zaś rewolucja protestancka pokazywana jest jako spustoszenie Niemiec i wielki regres cywilizacyjny Europy. Nasz świetny reżyser poprosił o wypowiedzi znawców myśli upadłego mnicha oraz jego biografów. Są wśród nich m.in. ks. kard. Gerard Müller, ks. Tadeusz Guz, Robert de Mattei, Grzegorz Kucharczyk czy Michał Voris. Ich krótkie wypowiedzi nadały filmowi znakomite tempo i napięcie, charakterystyczne dla dzieł Grzegorza Brauna. Dodatkowym atutem dokumentu są animacje - takie, jakie widzimy w reportażu z premiery.
Film jest z pewnością wartościowy i cenny, ale jego wadą jest zaprezentowanie rozmaitych nieudowodnionych hipotez na prawach faktów. Grzegorz Braun odrobinę przedobrzył. Ot, choćby pogłoska, jakoby Luter zmarł na skutek uduszenia lub powiesił się. Czy była niezbędna do umieszczenia? Nie sądzę. Mocniej do mnie przemawia obraz naszkicowany przez Lisickiego: śmierć kacerza zrywającego z katolickimi rytuałami, a więc bez spowiedzi, bez ostatniego namaszczenia, bez wzywania pośrednictwa świętych i bez poświęconych przedmiotów.
Żadnych znaczących wad nie ma natomiast książka redaktora naczelnego "Do Rzeczy". Tak jak zachwyciłem się dziełem Pana Pawła poświęconym islamowi , mam równie entuzjastyczne zdanie o „Ciemnej stronie rewolucji”. To znakomity, logiczny wywód pokazujący, skąd wzięły się poszczególne elementy luteranizmu i jak kształtowała się doktryna nowej wiary. Lisicki przedstawia też pewne nawiązania do aktualnej sytuacji ekumenicznej, a więc do spotkań przełożonej szwedzkich luteranów i argentyńskiego biskupa Rzymu. Podchodzi do nich z troską i smutkiem, ale ostatecznie kwituje je jako pogłębianie chaosu i niejednoznaczności współczesnego Kościoła. Dalszych wniosków nie wysnuwa.
Niestety, w filmie Grzegorza Brauna odniesień bieżących jest jeszcze mniej. Wprawdzie baron de Mattei wspomina, że rehabilitacji Lutra towarzyszy trwająca od czasów Soboru Watykańskiego II protestantyzacja Kościoła katolickiego, ale wątek ten nie jest rozwijany.
To bardzo smutne, że wartościowe pozycje, pragnące przeciwstawić się fałszowaniu życiorysu upadłego mnicha i niezasłużonemu stawianiu go na piedestał, nie odpowiadają na najważniejsze pytanie, dlaczego w ogóle tak się dzieje. Spróbujmy zatem odpowiedzieć sobie na to pytanie.
Postępowi ludzie współcześni, ale także i pośród nich posoborowcy, mogą postrzegać Marcina Lutra jako towarzysza broni w walce z rzymskim katolicyzmem. Skoro cele są zbieżne, więc można tolerować, że metody służące ich osiągnięciu są niegodziwe – mogą oni wszyscy myśleć. A zatem, skoro on walczył z kapłaństwem katolickim, z Mszą postrzeganą jako uobecniana Ofiara krzyżowa, z sakramentami spowiedzi i małżeństwa, z łaciną jako językiem liturgicznym Kościoła, to można mu wybaczyć porywczość, miotanie nienawistnych obelg, a nawet … skrajny antysemityzm. Wszyscy grają do jednej bramki – Montini, Bugnini, Bergoglio, Kasper, Luter.
Marcin Luter wyłaniający się z recenzowanych biografij Brauna i Lisickiego to człowiek po prostu nikczemny. To indywiduum walczące nie tylko z Kościołem, ale także, a może przedewszystkiem - z Bogiem, z Maryją i świętymi. Myślę, że 98% populacji, której wmówiono, jakoby pozytywną innowacją enerdowca były hasła: sola scriptura – jedynie Pismo, sola fide – jedynie wiara, sola gratia – jedynie łaska, solus Christus – jedynie Chrystus, solum Verbum – jedynie Słowo, będzie zdziwiona kuriozalnymi koncepcjami Boga i człowieka wyłaniającymi się z teologii luterańskiej. Akcentuje ona wszechmoc Bożą i bezsilność człowieka. Człowiek nie ma wolnej woli, a zatem nie ponosi odpowiedzialności za popełniane zło. Równocześnie jednak Bóg znajduje się daleko od człowieka, a zbawienie przyznaje mu na takiej zasadzie, na jakiej władca udziela amnestii łotrowi.
Czy widzicie sens dialogu ekumenicznego ze wspólnotą opierającą się o takie aksjomaty filozoficzne i teologiczne? Jeśli jesteście wciąż jeszcze katolikami, to z pewnością uznacie, że jedynym celem takich rozmów może być wyłącznie uczciwe zapoznanie ze stanowiskami teologij katolickiej i luterańskiej, wyjaśnianie im błędów i nakłanianie, aby się nawrócili.
p.s. Niektórych Czytelników może zdziwić, że względem ojca Marcina Lutra OSA używam przymiotnika „enerdowski”. A jakiego słowa powinienem używać? Przecież trabanta też nie nazywa się samochodem niemieckim …
Czcigodny Krusejderze
OdpowiedzUsuńPodczas jednego ze spotkań z Grzegorzem Braunem miałem wątpliwą przyjemność słuchać jego bredni na temat reformacji. Twoja informacja o tych łgarstwach na temat rzekomych przyczyn śmierci księdza doktora Marcina Lutra ostatecznie upewniła mnie, iż rzeczony Braun to taki katolicki Urban. Co rzecz jasna nie jest winą katolików będących przyzwoitymi ludźmi, znam ich wielu.
Pan Lisicki to zdecydowanie wyższa półka. Dlatego na temat jego książki się nie wypowiadam, jako że jej jeszcze nie czytałem.
Znając co nie co Twoje poglądy, nie dziwi mnie użyte przez Ciebie określenie "enerdowiec". W końcu ja o pewnym wydrwigroszu piszę per bankster Giovanni de Medici, ksywa "Leon X".
Twoje sformułowanie "Człowiek nie ma wolnej woli, a zatem nie ponosi odpowiedzialności za popełniane zło. " byłoby słuszne w odniesieniu do kalwinizmu i głoszonej przez Kalwina predestynacji. W przypadku luteranizmu takie twierdzenie jest nieporozumieniem.
W pełni podzielam Twoją krytykę ekumenizmu. W zupełności wystarczy pakt o nieagresji i współdziałanie tam, gdzie działania te nie "zawadzają" o kwestie doktrynalne. Tak, jak to od lat czynią Szwajcarzy.
Do pozostałych kwestii (sakramenty, "święte" przedmioty etc.), jako będących kwestią WIARY, z definicji się nie odniosę.
Pozdrawiam serdecznie.
Czcigodny Niedźwiedziu,
UsuńNa twym miejscu ważyłbym nieco więcej słowa, gdyż wspomniany przez Ciebie PRL-owski rzecznik może się poczuć urażony takim porównaniem i zaskarżyć się o zniewagę.
ukłony
Czcigodny Refaelu
UsuńChyba masz rzcję. Niejakiemu Braunowi teraz już bliżej do Szmatławer Zeitung.
Pozdrawiam serdecznie.
Drogi Stary Niedźwiedziu,
Usuńprzecież brak wolnej woli u człowieka to absolutny fundament luteranizmu ("tylko łaska"), spisany przez Lutra już podczas słynnych debat z Erazmem z Rotterdamu. Kwestja ta jest jak mniemam bardzo rzetelnie opisana na Waszej stronie internetowej: http://www.luteranie.pl/materialy/rozne_pisma/kilka_zasadniczych_szczegolow_kontrowersji_dogmatycznej_o_niewolnej_woli_ks_dr_marcina_lutra,345.html
Nie szafujmy tym urbanem zanadto, ja np. powstrzymałem się przed nazwaniem w tekście Lutra "teologicznym Urbanem", choć z uwagi na liczbę i jakość obelg, jakie rzucał na oponentów, byłoby to całkiem uzasadnione.
Serdecznie pozdrawiam
Czcigodny Stary Niedźwiedziu,
UsuńCzy byłbyś uprzejmy rozwinąć swoją myśl: "Twoje sformułowanie "Człowiek nie ma wolnej woli, a zatem nie ponosi odpowiedzialności za popełniane zło. " byłoby słuszne w odniesieniu do kalwinizmu i głoszonej przez Kalwina predestynacji. W przypadku luteranizmu takie twierdzenie jest nieporozumieniem."? Jak to jest z wolną wolą w luteranizmie i jak korzystanie z niej wpływa na zbawienie?
Pozdrawiam,
Imperator
Ave, Imperator!
UsuńOdpowiedź na Twoje pytanie a zarazem obszerniejsze odniesienie się do stwierdzeń czcidodnego Krusejdera przekracza rozmiary standardowej wypowiedzi na blogowym forum komentatorskim. Najbliższy poniedziałek mam "wyrwany z życiorysu", zatem wpis na ten ciekawy temat pojawi się na "Antysocjalu" zapewne we wtorek po południu. Gdy to nastąpi, na pewno informację tę podam u czcigodnego Krusejdera.
Pozdrawiam serdecznie.
Do tak świątobliwych i czcigodnych faryzeuszy,
UsuńNie brak wolnej woli jest fundamentem luteranizmu, ale niewolna wola. Różnica jest, trzeba pozostać nieszczerym, żeby nie widzieć tej dość sporej różnicy. Nawet takie twierdzenie w stosunku do Kalwina jest raczej ignorancją i wiarą pokładaną w mity i bajki miłe uszom papistycznym.
Otóż niewolną wolę możemy odnaleźć w Listach świętego Pawła; również i predestynacja i wybranie. Przede wszystkim, przynajmniej najbardziej rzucające się w oczy, jest List św. Pawła do Rzymian.
Wolna wola (rozumiana jako możliwość wyboru Boga lub Jego odrzucenie) zaprzecza śmiertelnym skutkom grzechu pierworodnemu, w których człowiek staje się buntownikiem względem Boga i wrogiem Stwórcy. Raczej mogę przyjąć Bożą Łaskę lub trwać w grzechach i ich skutkach, tego nauczali apostołowie , ojcowie Kościoła i Kościół Powszechny niekoniecznie Rzymski.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
UsuńSzanowny Panie Janie
UsuńAle w przypadku predestynacji Jana Kalwina wolna wola, rozumiana tak jak Pan napisał jako możliwość wyboru Boga lub Jego odrzucenia, jest pozbawiona jakiegokolwiek znaczenia. Bo skoro w chwili narodzin zbawienie lub potępienie jest już nieodwołalnie przesądzone, to w myśl tej teorii odrzucający Boga może być zbawiony, żaś ten, który Go wybrał - potępiony. Ja takiego teologicznego salta mortale nie kupuję.
Proszę tego nie odbierać jako dezawuowania wiernych Kościoła Ewangelicko - Reformowanego. Znam kilkoro, są to bardzo przyzwoici ludzie. Ale MIMO tego teologicznego dziwoląga zwanego predestynacją, a nie DZIĘKI niemu.
Naszego czcigodnego Gospodarza proszę o skasowanie resztki po poprzedniej wersji tego komentarza (głupie literówki - efekt klawiatury dotykowej).
Pozdrawiam serdecznie.
@ ALL
UsuńZgodnie z obietnicą, odpowiedź już wstawiona:
https://antysocjalbis.blogspot.com/2017/11/wolna-wola-i-zbawienie.html
Wszystkich uczestników dyskusji pozdrawiam serdecznie.
Czcigodny Stary Niedźwiedziu,
Usuńpozwolę sobie jeszcze raz sprostowac, to co reformowani przyjmują za pewnik wiary.
Szanowny Panie Janie
Ale w przypadku predestynacji Jana Kalwina wolna wola, rozumiana tak jak Pan napisał jako możliwość wyboru Boga lub Jego odrzucenia, jest pozbawiona jakiegokolwiek znaczenia.
Człowiek został stworzony w celu oddawania czci Bogu oraz życia zgodnie z życiem Świętej Trójcy.
Bóg podtrzymuje wymagania dotyczące swojej woli, dlatego człowiek zda sprawę z uczynków.
Człowiek nie traci możliwości wyboru - rozumianego jako podejmowanie decyzji. Ale czlowiek, który podlega grzechowi nie może wybrać pomiędzy grzechem a niegrzechem. Raczej tylko zbawca uwalnia nas z niewoli grzechu. Czy niewolnik sam może się wyswobodzić?
W momencie grzechu pierworodnego, człowiek wybrał śmierć (za przyzwoleniem Boga),Chociaż Bog wszystkich poddał nieposłuszeństwie, aby wszystkim okazać swoje miłosierdzie, nie ściąga to odpowiedzialności z czlowieka, gdyż wyroki Boga są wieczne.
Bo skoro w chwili narodzin zbawienie lub potępienie jest już nieodwołalnie przesądzone, to w myśl tej teorii odrzucający Boga może być zbawiony, żaś ten, który Go wybrał - potępiony.
Nie jest możliwe, by osoba zbawiona odrzuciła Boga. Bóg doprowadza wybranych do wiary, przez łaske, której Bóg udziela poprzez głoszenie Ewangelii.
Podejscie, które przedstawiłeś, zniekształca obraz Boga. Wiara rodzi się że słuchania Słowa Bożego. W Ef 2,8 tak często przywoływanym fragmencie przez protestantów i katolików jest pomijany ostatnie zdanie: ku dobrym uczynkom. W ew.Jana 3,21 uczynki prawdy są czynione w Bogu. Nie można czynić dobra poza Bogiem.
Uczynki są świadectwem.
Ja takiego teologicznego salta mortale nie kupuję. - ja też nie, wiara bez uczynków jest martwa. SW. Paweł zawsze mówi o wierze czynnej w milosci, ale zaznacza, że zbawienie jest darem, a nie zapłata. Uczynki wynikają z niego.
Proszę tego nie odbierać jako dezawuowania wiernych Kościoła Ewangelicko - Reformowanego. Znam kilkoro, są to bardzo przyzwoici ludzie. Ale MIMO tego teologicznego dziwoląga zwanego predestynacją, a nie DZIĘKI niemu.
Bo to wynika z niezrozumienia, nie wiem dlaczego?
Boża wszechwiedza jest tak wielka, że nasze 'wolne' wybory-decyzje (grzeszne lub nie) wpasowuje się w Jego plan. Tak jak zapowiedź śmierci Chrystusa przepowiadał Izajasz na 700 lat wcześniej, Bóg wykorzystał wolne {Bóg nie zmusza do grzechu}, ale grzeszne decyzje, pragnienia {Boże Słowo ogołaca nasze serca}, aby spełnić swoją wolę - zbawienie świata, ale nie jest to usprawiedliwienie dla grzechu Piłata i nas. Niektórzy tak myśleli. Lepiej byłoby się nam nienarodzonych, gdyśmy mieli stać się jedynie naczyniami gniewu Boga.
Bronie jedynie biblijnej predestynacji czyli suwerenności Boga. Tu nie chodzi o nas. Tu idzie o Niego.
Piszę z telefonu, może coś mi umknęło. :)
Tamten komentarz chciałem dostosować do poziomu wpisu, może za mocno albo nie wczułem się w klimat bloga
Czcigodny Panie Janie
UsuńOdpowiedzi udzielę u nas na "Antysocjalu":
https://antysocjalbis.blogspot.com/2017/11/wolna-wola-i-zbawienie.html
Bowiem nie chciałbym nadużywać gościnności naszego Gospodarza. I stwarzać wrażenia iż bkog katolika przedsoborowego został zajęty przez Zrotestancki desant.
Zapraszam i pozdrawiam serdecznie.
Że też autor nie obawia się o dusze zwiedzionych odpustami tylko tych, którzy nie uwierzyli w to, że " jeno moneta w skarbonie zabrzęczy, dusza w czyśćcu już nie jęczy".
OdpowiedzUsuńOdpust dotyczy odsiadki w czyśćcu za grzechy popełnione na Ziemi. Co najwyżej do czyśćca mogą się nie dostać sprzedawcy odpustów, czyli źli księża katoliccy.
UsuńDawnom nie zaglądał tu, ale widząc mały odzew czytelników spoza opcji antytrydenckiej, postaram się dorzucić może nie 12 ale 3 grosze.
OdpowiedzUsuńPozwolę sobie na uzupełnienie odpowiedzi na postawione w środkowym akapicie pytanie:
"To bardzo smutne, że wartościowe pozycje, pragnące przeciwstawić się fałszowaniu życiorysu upadłego mnicha i niezasłużonemu stawianiu go na piedestał, nie odpowiadają na najważniejsze pytanie, dlaczego w ogóle tak się dzieje. Spróbujmy zatem odpowiedzieć sobie na to pytanie."
Otóż słabość posoborowia do ojca protestantyzmu bierze się również z tego, że jest on towarzyszem broni, patronem i uzasadnieniem (post factum) tego, co około- i posoborowi tzw. modernizatorzy poczynili. A zatem zwodniczo przeprowadzonej reformy liturgicznej, obalenia autorytetu i rozczłonkowania struktury hierarchicznej, mariażu i ufundowania rewolty na władzy świeckiej, ulegania nowomodnym prądom umysłowym, na których zasadza się współczesny kryzys cywilizacyjny. To wszystko w ostatnim półwieczu przeszło w sposób niemal zupełny przez olbrzymią większość życia, rzeczywistości katolickiej. Więc jeśli 500 lat temu podobny proces tyle, że pod innymi sztandarami, zapoczątkował jegomość od wywożenia w beczkach zakonnic z klasztorów, to czemu nie uhonorować go za to przetarcie szlaków? Wtedy jednym ruchem realizuje się literę i ducha soboru(w tym wypadku ekumenizm a la Vaticanum II) i jednocześnie zamyka się usta kontestatorom wyżej wymienionych procesów, które po tylu już latach zaczynają zbierać się w pewną całość. Bo skoro podniesiony będzie do rangi wielkiego ludzia Kościoła upadły zakonnik, to jego metody uświęcają metody moderniuchów. Oczywiście chronologicznie było odwrotnie, bo 450-lecie tzw. reformacji by temu wszystkiemu służyło, jako pasujące czasowo do tych zmian, które wypisałem. Ale gdyby wtedy tak wszystko zostało wyłożone, to krnąbrnych hierarchów pokroju abpa Marcelego L. byłoby zapewne więcej.
Z życzeniami błogosławionych Świąt Bożego Narodzenia,
Cor Cogitans.
Myślę, że zmarnowno okazję, żeby z okazji 500-lecia reformacji "kościoły" luterańskie czy pomnik Lutra przyozdobić różnymi jego doniosłymi cytatami odnośnie Kościoła i papiestwa. Protestanci powinni być przecież dumni z wszystkich słów swego założyciela (chyba żeby sam za życia się z nich publicznie wycofał). Inaczej mamy do czynienia z czystym absurdem, gdzie ekumaniacy po obu stronach muszą uprawiać dwójmyślenie, żeby przed samymi sobą nie wstydzić się swojego 'bohatera'. Gdzie wypisana publicznie garść ważnych cytatów ich 'mistrza' wywołać by musiała skandal i oburzenie.
OdpowiedzUsuń