Dzisiejszą niedzielą, Siedemdziesiątnicą, rozpoczynamy okres przedpościa, zbliżając się ku środzie popielcowej oraz tajemnicom Wielkiego Tygodnia i cudowi Zmartwychwstania. Łączy się on zwykle z intensyfikacją zabaw karnawałowych, które trwają aż do ostatków.
Jak przeczytamy z kart książki „Rok Boży”, Kościół zawsze akceptował dobrą i godziwą zabawę. Zachęcam Państwa do wzięcia udziału w balach oraz kuligach, aby nawiązując do pięknych polskich tradycyj miło spędzić ten czas. Zabawa, pokuta, zaduma – wszystko powinno mieć w życiu swój odpowiedni czas.
Fragment "ROKU BOŻEGO" odnoszący się zakustów jest TUTAJ Miłej lektury !!
niedziela, 20 lutego 2011
sobota, 19 lutego 2011
W obronie „Summorum Pontificum”
Na wielu wiarygodnych blogach i portalach tradycjonalistycznych (np.
http://blog.messainlatino.it/ , http://www.newliturgicalmovement.org ) pojawiły się w ostatnich dniach informacje alarmujące o możliwem ograniczeniu przywilejów nadanych przez Ojca Świętego Benedykta XVI poprzez Motu Proprio Summorum Pontificum (dalej: MP SP).
Zatem, zapowiadany od przynajmniej dwu lat dokument mający stanowić tzw. doprecyzowanie MP SP i ułatwić korzystanie kapłanom i wiernym z sakramentów w rytach tradycyjnych, może stać się rodzajem bicza skierowanego właśnie przeciwko nim.
Informacje podawane przez blog Rorate caeli wskazują, że nowa watykańska instrukcja ma określać, że MP SP odnosiło się jedynie do trydenckiej odmiany rytu rzymskiego, zatem przywilejem papieskim nie są objęte jego szczegółowe odmiany, np. dominikańska, karmelitańska, mozarabska czy ambrozjańska z diecezji mediolańskiej.
Drugi zapis instrukcji miałby wskazywać, że biskupi pragnący używać przedsoborowego rytu święceń w odniesieniu do kleryków nienależących do instytutów podlegających komisji Ecclesia Dei, musieliby uzyskiwać w tym celu zgody Stolicy Apostolskiej.
Oba te zapisy są zgodne z literą MP SP, odpowiednio z art. 1
(„Jest przeto dozwolone odprawiać Ofiarę Mszy zgodnie z edycją typiczną Mszału Rzymskiego ogłoszoną przez bł. Jana XXIII w 1962 i nigdy nie odwołaną, jako nadzwyczajną formą Liturgii Kościoła.”)
i art. 9 ust. 1 i 2
(„§ 1. Proboszcz, po dokładnym rozważeniu wszystkich okoliczności może wyrazić zgodę na użycie starego rytuału przy sprawowaniu sakramentów: Chrztu, Małżeństwa, Pokuty, Namaszczenia Chorych, jeśli dobro dusz tego wymaga.
§ 2. Ordynariusz ma możliwość sprawowania sakramentu bierzmowania używając starego Pontyfikału Rzymskiego, jeśli dobro dusz tego wymaga.”),
który nie wspomina o możliwości stosowania w diecezjach rytu święceń sprzed Konstytucji Apostolskiej Pontificalis Romani z dnia 18 czerwca 1968 r. Ale my, wychowani na partyzantce czasów posoborowych świetnie potrafimy rozróżniać pomiędzy literą tekstu a jego duchem. Oczekiwany, czy może raczej wywoływany przez nas duch Summorum Pontificum zakładałby interpretację rozszerzającą tekstu: skoro Ojciec Święty dozwala na równouprawnienie obu form sakramentalnych, to interpretujmy Jego wolę względem wszystkich form rytów kościelnych będących w mocy w czasach Jana XXIII. W oparciu o tę samą rozszerzającą metodologię interpretowano przez dziesiątki lat dokumenty Soboru Watykańskiego II i prawie wszyscy byli szczęśliwi.
Jak pisałem zaledwie kilka dni temu, „posoborowie nie znosi próżni. Jeśli Ojciec Święty nie będzie czynił non stop, choćby najdrobniejszych, „kroczków w tył”, to jego i nasi przeciwnicy nie zaniedbają żadnej okazji, by promować kolejne dewiacje.”
I to wydaje się być znacznie większym problemem niż przeciekające zapisy instrukcji wykonawczej do MP SP. Nie chodzi nawet o to, że poruszenie drugiego z wymienionych zagadnień można potraktować jako sukces, bowiem byłby to pierwszy oficjalny indult na ryt przedsoborowy sakramentu święceń poza skansenem Ecclesia Dei. Najważniejsze jest to, że sama instrukcja może nie stanowić narzędzia zachęcającego do szerszego stosowania tradycyjnej liturgji.
A przecież w nowym dokumencie Stolicy Apostolskiej powinny zostać poruszone w szczególności takie kwestje jak:
- doprecyzowanie, jaka liczność grupy wiernych proszących o Mszę w rycie klasycznym jest wystarczająca, by biskup był zobowiązany ją zorganizować,
- zapewnienie standardów organizacyjnych Mszy trydenckiej, typu: dogodna godzina, częstotliwość celebracyj,
- zobowiązanie biskupów do wprowadzenia nauki klasycznej liturgji w seminarjach duchownych oraz do prowadzenia katechez dla wiernych,
- zobowiązanie biskupów do zapewnienia środków materjalnych służących uroczystemu i godnemu odprawianiu Mszy,
- wreszcie, rozliczenie biskupów z informacyj przedłożonych o sposobie realizacji MP SP w trzy lata od wejścia w życie dokumentu.
Jeśli ich wszystkich nie będzie w instrukcji wykonawczej, a będzie formalne ograniczenie stosowania zapisów MP SP np. względem odmiany dominikańskiej rytu rzymskiego, posoborowie poczuje się moralnym i faktycznym zwycięzcą bardzo istotnej bitwy liturgicznej, której następstwa możemy odczuwać przez następne dekady.
Nie można do tego dopuścić ! Dlatego też proszę wszystkich Państwa o mobilizację modlitewną oraz o czyn – podpisanie międzynarodowej petycji:
http://www.motuproprioappeal.com/
której sygnatarjusze dziękują Ojcu Świętemu Benedyktowi XVI za Summorum Pontificum i błagają go o pomoc w przezwyciężeniu trudności powodowanych przez przeciwników papieskiego apelu o odnowę liturgji katolickiej.
Uwaga! Po podpisaniu petycji pojawia się propozycja złożenia datku poprzez paypal na rzecz serwisu obsługującego e-petycje, którą najlepiej jest zignorować. Złożenie datku nie wpływa na rejestrację naszego wsparcia.
http://blog.messainlatino.it/ , http://www.newliturgicalmovement.org ) pojawiły się w ostatnich dniach informacje alarmujące o możliwem ograniczeniu przywilejów nadanych przez Ojca Świętego Benedykta XVI poprzez Motu Proprio Summorum Pontificum (dalej: MP SP).
Zatem, zapowiadany od przynajmniej dwu lat dokument mający stanowić tzw. doprecyzowanie MP SP i ułatwić korzystanie kapłanom i wiernym z sakramentów w rytach tradycyjnych, może stać się rodzajem bicza skierowanego właśnie przeciwko nim.
Informacje podawane przez blog Rorate caeli wskazują, że nowa watykańska instrukcja ma określać, że MP SP odnosiło się jedynie do trydenckiej odmiany rytu rzymskiego, zatem przywilejem papieskim nie są objęte jego szczegółowe odmiany, np. dominikańska, karmelitańska, mozarabska czy ambrozjańska z diecezji mediolańskiej.
Drugi zapis instrukcji miałby wskazywać, że biskupi pragnący używać przedsoborowego rytu święceń w odniesieniu do kleryków nienależących do instytutów podlegających komisji Ecclesia Dei, musieliby uzyskiwać w tym celu zgody Stolicy Apostolskiej.
Oba te zapisy są zgodne z literą MP SP, odpowiednio z art. 1
(„Jest przeto dozwolone odprawiać Ofiarę Mszy zgodnie z edycją typiczną Mszału Rzymskiego ogłoszoną przez bł. Jana XXIII w 1962 i nigdy nie odwołaną, jako nadzwyczajną formą Liturgii Kościoła.”)
i art. 9 ust. 1 i 2
(„§ 1. Proboszcz, po dokładnym rozważeniu wszystkich okoliczności może wyrazić zgodę na użycie starego rytuału przy sprawowaniu sakramentów: Chrztu, Małżeństwa, Pokuty, Namaszczenia Chorych, jeśli dobro dusz tego wymaga.
§ 2. Ordynariusz ma możliwość sprawowania sakramentu bierzmowania używając starego Pontyfikału Rzymskiego, jeśli dobro dusz tego wymaga.”),
który nie wspomina o możliwości stosowania w diecezjach rytu święceń sprzed Konstytucji Apostolskiej Pontificalis Romani z dnia 18 czerwca 1968 r. Ale my, wychowani na partyzantce czasów posoborowych świetnie potrafimy rozróżniać pomiędzy literą tekstu a jego duchem. Oczekiwany, czy może raczej wywoływany przez nas duch Summorum Pontificum zakładałby interpretację rozszerzającą tekstu: skoro Ojciec Święty dozwala na równouprawnienie obu form sakramentalnych, to interpretujmy Jego wolę względem wszystkich form rytów kościelnych będących w mocy w czasach Jana XXIII. W oparciu o tę samą rozszerzającą metodologię interpretowano przez dziesiątki lat dokumenty Soboru Watykańskiego II i prawie wszyscy byli szczęśliwi.
Jak pisałem zaledwie kilka dni temu, „posoborowie nie znosi próżni. Jeśli Ojciec Święty nie będzie czynił non stop, choćby najdrobniejszych, „kroczków w tył”, to jego i nasi przeciwnicy nie zaniedbają żadnej okazji, by promować kolejne dewiacje.”
I to wydaje się być znacznie większym problemem niż przeciekające zapisy instrukcji wykonawczej do MP SP. Nie chodzi nawet o to, że poruszenie drugiego z wymienionych zagadnień można potraktować jako sukces, bowiem byłby to pierwszy oficjalny indult na ryt przedsoborowy sakramentu święceń poza skansenem Ecclesia Dei. Najważniejsze jest to, że sama instrukcja może nie stanowić narzędzia zachęcającego do szerszego stosowania tradycyjnej liturgji.
A przecież w nowym dokumencie Stolicy Apostolskiej powinny zostać poruszone w szczególności takie kwestje jak:
- doprecyzowanie, jaka liczność grupy wiernych proszących o Mszę w rycie klasycznym jest wystarczająca, by biskup był zobowiązany ją zorganizować,
- zapewnienie standardów organizacyjnych Mszy trydenckiej, typu: dogodna godzina, częstotliwość celebracyj,
- zobowiązanie biskupów do wprowadzenia nauki klasycznej liturgji w seminarjach duchownych oraz do prowadzenia katechez dla wiernych,
- zobowiązanie biskupów do zapewnienia środków materjalnych służących uroczystemu i godnemu odprawianiu Mszy,
- wreszcie, rozliczenie biskupów z informacyj przedłożonych o sposobie realizacji MP SP w trzy lata od wejścia w życie dokumentu.
Jeśli ich wszystkich nie będzie w instrukcji wykonawczej, a będzie formalne ograniczenie stosowania zapisów MP SP np. względem odmiany dominikańskiej rytu rzymskiego, posoborowie poczuje się moralnym i faktycznym zwycięzcą bardzo istotnej bitwy liturgicznej, której następstwa możemy odczuwać przez następne dekady.
Nie można do tego dopuścić ! Dlatego też proszę wszystkich Państwa o mobilizację modlitewną oraz o czyn – podpisanie międzynarodowej petycji:
http://www.motuproprioappeal.com/
której sygnatarjusze dziękują Ojcu Świętemu Benedyktowi XVI za Summorum Pontificum i błagają go o pomoc w przezwyciężeniu trudności powodowanych przez przeciwników papieskiego apelu o odnowę liturgji katolickiej.
Uwaga! Po podpisaniu petycji pojawia się propozycja złożenia datku poprzez paypal na rzecz serwisu obsługującego e-petycje, którą najlepiej jest zignorować. Złożenie datku nie wpływa na rejestrację naszego wsparcia.
piątek, 18 lutego 2011
Powróćmy do „Kluczy Królestwa" x. Malachjasza Martina
Ponad trzy miesiące temu „odbiłem się” od „Kluczy Królestwa” x. Martina mocno krytykując poziom edycji polskiego wydania, zaoferowanego nam przez Wydawnictwo Antyk. Po dokończeniu lektury mogę tylko nieznacznie zmodyfikować tę opinję: Autor miał bardzo umiarkowane pojęcie o czasach tzw. PRLu, który do roku 1990 nie został opisany przez rzetelnych historyków, ale we wcześniejszej historji Polski orientuje się bardzo dobrze. Wskazany poprzednio przykład śmierci św. Stanisława to jednak wyjątek potwierdzający regułę. Znakomita jest w szczególności myśl, iż polskość definiują trzy pakty: ze Stolicą Apostolską zawarty przez Mieszka I, ustalenie pozycji Prymasa jako interrexa oraz oddanie się Matce Bożej i nadanie Jej tytułu Królowej Polski przez króla Jana Kazimierza. Zapamiętajmy ją sobie dobrze.
Niejeden z czytelników „Kluczy Królestwa” twierdzi, że dzieło zawiera pozytywną ocenę papiestwa Jana Pawła II. Opinia ta jest nieuzasadniona, a raczej – jest wypadkową ogromnej sympatii Autora do Polski, Polaków, kard. Wyszyńskiego oraz treści początkowych rozdziałów. Jednak w późniejszych rozdziałach pojawia się przysłowiowy dziegiedź, którego kulminację mamy w Kodzie – jedynej częściowo fabularyzowanej części publikacji.
Tymczasem książka ta, choć liczy niemal 1000 stron, relatywnie najmniej poświęca owem podtytułowem zmaganiom JP2 z Gorbaczowem i kapitalistami o prymat światowy. Nie ma przedstawienia konkretnych działań, a i cytatów z poszczególnych mów polskiego papieża jest niewiele. Najwięcej stron poświęcono analizie poszczególnych aktorów światowej sceny geopolitycznej. X. Malachjasz Martin bardzo wnikliwie przedstawia stronę komunistyczną, a więc idee stojące za Marxem, Leninem, Stalinem i Gramscim. Analiza dotycząca ostatniego z wymienionych jest jednym z najciekawszych rozdziałów książki, z uwagi na które trzeba do niej zajrzeć. Wydaje mi się nawet, że dziś, w dwadzieścia lat po ukazaniu się „Kluczy Królestwa”, strony te są jeszcze bardziej aktualne, bowiem zagrożenie ze strony transpozycji marxizmu na sfery religii i kultury znacznie się powiększyło od 1990 r.
Jak zatem przedstawiany jest Jan Paweł II ? Jako przywódca Kościoła, który nie wierzył w możliwość jego naprawy i pragnie zamiast tego dokonać „ucieczki do przodu”, by tam, w sferze globalnej promować religijność poprzez swoją medialność. Jako ktoś, czyim przeznaczeniem było wypełnienie orędzia fatimskiego, a nie dokonał tego. X. Martin podaje też ciekawy szczegół, którego nie wyczytałem u innych znawców problematyki fatimskiej: poświęcenie świata Matce Bożej ze szczególnym uwzględnieniem Rosji miałoby móc załagodzić gniew Boży i odsunąć go w czasie. Dlatego Jan Paweł II uczynił w ten sposób, naśladując działania Piusa XII z 1942 roku. Papież słowiański wybrał AD 1984 półśrodek, by nie rozstrzygnąć sprawy w żadną stronę. Zakończenie „Kluczy Królestwa” jest nieco zaskakujące, lecz uważny czytelnik może stwierdzić, że stanowi w pełni logiczną konsekwencję paradygmatu przyjętego przez Autora. Opisywany jest konsystorz, podczas którego Ojciec Święty przyznaje się do błędnego kierunku swojej polityki i dokonuje radykalnych zmian w Kościele. Mniej więcej takich, jakie wprowadziłby dziś papież mający poglądy konserwatywnej frakcji Bractwa Kapłańskiego św. Piotra. Po wygłoszeniu przerywanego płaczem orędzia papież udaje się do bazyliki św. Piotra, gdzie modli się u stóp pomnika więźnia rewolucjonistów francuskich, Piusa VI. Kardynałowie mu towarzyszą, a po kilku minutach składają homagium w tradycyjnej formie, całując prawy but Ojca Świętego. Oczywiście nie wszyscy: niemal jedna trzecia spośród nich jawnie opowiadająca się za antykościołem w hołdzie nie uczestniczy.
Obraz ten jednoznacznie pokazuje, jaki jest stosunek x. Malachjasza Martina do pontyfikatu Jana Pawła II. Ponieważ polski papież nigdy nie odważył się zejść z drogi posoborowych błędów, to obrana przezeń droga nie może zaprowadzić do celu utrzymania i umocnienia religijności w świecie. „Klucze Królestwa” powstały AD 1990. Jak wiemy, druga część pontyfikatu JP2 była jeszcze gorsza od pierwszej. Co gorsza, w kilka lat po transformacji ustrojowej bloku krajów sowieckich, zaczęto rozgłaszać pogłoskę, jakoby dokonane przez papieża poświęcenie świata AD 1984 stanowiło wypełnienie woli Matki Bożej i skutkowało załamaniem potęgi ZSSR. Przemilcza się przy okazji fakty, iż Rosja do dziś nie nawróciła się na wiarę katolicką, a jej błędy, błędy rewolucyj, rozprzestrzeniają się w nieskrępowany sposób po całym świecie. W jubileuszowym roku 2000 domknięto sprawę, ujawniając rzekomo całość trzeciej tajemnicy fatimskiej i sprowadzając ją do wizji zamachu na papieża. Fałsz zatryumfował. Z każdym dniem każdemu kolejnemu papieżowi będzie coraz trudniej wyjaśnić sprawę i wypełnić wolę Matki Bożej. Zatem świat zbliża się do zdarzeń umiejscowionych na drugim krańcu alternatywy maryjnej: zesłania kary za grzechy w celu oczyszczenia nieprawości.
Niejeden z czytelników „Kluczy Królestwa” twierdzi, że dzieło zawiera pozytywną ocenę papiestwa Jana Pawła II. Opinia ta jest nieuzasadniona, a raczej – jest wypadkową ogromnej sympatii Autora do Polski, Polaków, kard. Wyszyńskiego oraz treści początkowych rozdziałów. Jednak w późniejszych rozdziałach pojawia się przysłowiowy dziegiedź, którego kulminację mamy w Kodzie – jedynej częściowo fabularyzowanej części publikacji.
Tymczasem książka ta, choć liczy niemal 1000 stron, relatywnie najmniej poświęca owem podtytułowem zmaganiom JP2 z Gorbaczowem i kapitalistami o prymat światowy. Nie ma przedstawienia konkretnych działań, a i cytatów z poszczególnych mów polskiego papieża jest niewiele. Najwięcej stron poświęcono analizie poszczególnych aktorów światowej sceny geopolitycznej. X. Malachjasz Martin bardzo wnikliwie przedstawia stronę komunistyczną, a więc idee stojące za Marxem, Leninem, Stalinem i Gramscim. Analiza dotycząca ostatniego z wymienionych jest jednym z najciekawszych rozdziałów książki, z uwagi na które trzeba do niej zajrzeć. Wydaje mi się nawet, że dziś, w dwadzieścia lat po ukazaniu się „Kluczy Królestwa”, strony te są jeszcze bardziej aktualne, bowiem zagrożenie ze strony transpozycji marxizmu na sfery religii i kultury znacznie się powiększyło od 1990 r.
Jak zatem przedstawiany jest Jan Paweł II ? Jako przywódca Kościoła, który nie wierzył w możliwość jego naprawy i pragnie zamiast tego dokonać „ucieczki do przodu”, by tam, w sferze globalnej promować religijność poprzez swoją medialność. Jako ktoś, czyim przeznaczeniem było wypełnienie orędzia fatimskiego, a nie dokonał tego. X. Martin podaje też ciekawy szczegół, którego nie wyczytałem u innych znawców problematyki fatimskiej: poświęcenie świata Matce Bożej ze szczególnym uwzględnieniem Rosji miałoby móc załagodzić gniew Boży i odsunąć go w czasie. Dlatego Jan Paweł II uczynił w ten sposób, naśladując działania Piusa XII z 1942 roku. Papież słowiański wybrał AD 1984 półśrodek, by nie rozstrzygnąć sprawy w żadną stronę. Zakończenie „Kluczy Królestwa” jest nieco zaskakujące, lecz uważny czytelnik może stwierdzić, że stanowi w pełni logiczną konsekwencję paradygmatu przyjętego przez Autora. Opisywany jest konsystorz, podczas którego Ojciec Święty przyznaje się do błędnego kierunku swojej polityki i dokonuje radykalnych zmian w Kościele. Mniej więcej takich, jakie wprowadziłby dziś papież mający poglądy konserwatywnej frakcji Bractwa Kapłańskiego św. Piotra. Po wygłoszeniu przerywanego płaczem orędzia papież udaje się do bazyliki św. Piotra, gdzie modli się u stóp pomnika więźnia rewolucjonistów francuskich, Piusa VI. Kardynałowie mu towarzyszą, a po kilku minutach składają homagium w tradycyjnej formie, całując prawy but Ojca Świętego. Oczywiście nie wszyscy: niemal jedna trzecia spośród nich jawnie opowiadająca się za antykościołem w hołdzie nie uczestniczy.
Obraz ten jednoznacznie pokazuje, jaki jest stosunek x. Malachjasza Martina do pontyfikatu Jana Pawła II. Ponieważ polski papież nigdy nie odważył się zejść z drogi posoborowych błędów, to obrana przezeń droga nie może zaprowadzić do celu utrzymania i umocnienia religijności w świecie. „Klucze Królestwa” powstały AD 1990. Jak wiemy, druga część pontyfikatu JP2 była jeszcze gorsza od pierwszej. Co gorsza, w kilka lat po transformacji ustrojowej bloku krajów sowieckich, zaczęto rozgłaszać pogłoskę, jakoby dokonane przez papieża poświęcenie świata AD 1984 stanowiło wypełnienie woli Matki Bożej i skutkowało załamaniem potęgi ZSSR. Przemilcza się przy okazji fakty, iż Rosja do dziś nie nawróciła się na wiarę katolicką, a jej błędy, błędy rewolucyj, rozprzestrzeniają się w nieskrępowany sposób po całym świecie. W jubileuszowym roku 2000 domknięto sprawę, ujawniając rzekomo całość trzeciej tajemnicy fatimskiej i sprowadzając ją do wizji zamachu na papieża. Fałsz zatryumfował. Z każdym dniem każdemu kolejnemu papieżowi będzie coraz trudniej wyjaśnić sprawę i wypełnić wolę Matki Bożej. Zatem świat zbliża się do zdarzeń umiejscowionych na drugim krańcu alternatywy maryjnej: zesłania kary za grzechy w celu oczyszczenia nieprawości.
czwartek, 17 lutego 2011
Słówko o apologetyce
Tradycyjnie rozumie się pod pojęciem „apologetyki” dział teologji fundamentalnej uzasadniającej, dlaczego religja katolicka jest jedyną prawdziwą. Zwykle wychodzi się tu od ogółu: objaśnienia pojęć takich jak „religja”, „objawienie”, ”cud” do szczegółu: wskazania, że może istnieć co najwyżej jedna prawdziwa religja i wskazaniu, że jest nią katolicyzm. Istotnemi, stale podnoszonemi przez apologetów zagadnieniami są przymioty Kościoła wymieniane w credo: jedność, świętość, powszechność i apostolskość, które kacerze atakują swe kłamstwa uzasadniając.
U posoborowców apologetyka znajduje się w zaniku. Jest to bowiem nauka skrajnie antyekumeniczna. Jak zatem można byłoby piętnować błędy heretyków, skoro uważa ich się za „braci odłączonych” ?
Czem zatem zajmują się posoborowi apologeci ? Na przykładzie ich kluczowej strony internetowej http://www.apologetyka.katolik.pl można stwierdzić, że … niewiele można powiedzieć.
Nie mamy bowiem na stronie głównej żadnego istotnego tekstu odnoszącego się do fundamentów religijności człowieka. W menu walą po oczach dwa punktu: NAUCZANIE KOŚCIOŁA (oczywiście, na pierwszem miejscu Sobór Watykański II) oraz ODNOWA KOŚCIOŁA (m.in. ekumenizm, nowa ewangelizacja, ruchy katolickie). Cała strona jest raczej apologją ku czci Kościoła Posoborowego niż praktyczną pomocą dla osoby poszukującej, pragnącej logicznego i rozumowego wyjaśnienia, czemu katolicyzm objawioną przez Boga religją jest. Dopiero głęboko ukryte w menu są polemiki z tak zwanymi „racjonalistami” tudzież wojenki pomiędzy adeptami odszczepieńczych ruchów posoborowo – katolickich a posoborowcami właściwymi.
Jeśli ktoś szuka porad i argumentów klasycznie apologetycznych, nie znajdzie ich na stronie http://www.apologetyka.katolik.pl . Po polsku chyba najwięcej takich artykułów znajduje się na stronie ultramontes. Gorąco polecam lekturę dzieła św. Maksymiljana Marji Kolbego „Dlaczego wierzę” oraz wyszukanie tekstów z zakresu teologji fundamentalnej zawartych w dziale ŚWIADECTWA TRADYCJI PRZECIW WSPÓŁCZESNYM HEREZJOM. Teksty te nie są pisane z pozycyj zwolenników hipotezy sedewakantystycznej, więc są zupełnie "bezpieczne" dla każdego czytelnika. Polecam !
U posoborowców apologetyka znajduje się w zaniku. Jest to bowiem nauka skrajnie antyekumeniczna. Jak zatem można byłoby piętnować błędy heretyków, skoro uważa ich się za „braci odłączonych” ?
Czem zatem zajmują się posoborowi apologeci ? Na przykładzie ich kluczowej strony internetowej http://www.apologetyka.katolik.pl można stwierdzić, że … niewiele można powiedzieć.
Nie mamy bowiem na stronie głównej żadnego istotnego tekstu odnoszącego się do fundamentów religijności człowieka. W menu walą po oczach dwa punktu: NAUCZANIE KOŚCIOŁA (oczywiście, na pierwszem miejscu Sobór Watykański II) oraz ODNOWA KOŚCIOŁA (m.in. ekumenizm, nowa ewangelizacja, ruchy katolickie). Cała strona jest raczej apologją ku czci Kościoła Posoborowego niż praktyczną pomocą dla osoby poszukującej, pragnącej logicznego i rozumowego wyjaśnienia, czemu katolicyzm objawioną przez Boga religją jest. Dopiero głęboko ukryte w menu są polemiki z tak zwanymi „racjonalistami” tudzież wojenki pomiędzy adeptami odszczepieńczych ruchów posoborowo – katolickich a posoborowcami właściwymi.
Jeśli ktoś szuka porad i argumentów klasycznie apologetycznych, nie znajdzie ich na stronie http://www.apologetyka.katolik.pl . Po polsku chyba najwięcej takich artykułów znajduje się na stronie ultramontes. Gorąco polecam lekturę dzieła św. Maksymiljana Marji Kolbego „Dlaczego wierzę” oraz wyszukanie tekstów z zakresu teologji fundamentalnej zawartych w dziale ŚWIADECTWA TRADYCJI PRZECIW WSPÓŁCZESNYM HEREZJOM. Teksty te nie są pisane z pozycyj zwolenników hipotezy sedewakantystycznej, więc są zupełnie "bezpieczne" dla każdego czytelnika. Polecam !
niedziela, 13 lutego 2011
Alfonsy stręczą
Akcja wywołuje reakcję. Ponieważ Ojciec Święty Benedykt XVI nie czyni ostatnio żadnych istotnych „kroków w tył”, przeciw którym można by protestować (np. dokument Motu proprio „Summorum Pontificum”, cofnięcie ekskomuniki katolickich biskupów należących do Bractwa św. Piusa X itp.), kręgi postępowe mając wolne moce przerobowe tworzą rozmaite memoranda proponujące wprowadzenie dalszych reform Kościoła katolickiego. Posoborowcy języka niemieckiego spłodzili właśnie, zapewne in vitro, taki oto dokument promowany w Polsce, jakże by inaczej, przez Tygodnik Powszechny.
Nie będę samego dokumentu streszczał ni komentował, bo szkoda na to czasu. Ciekawsze jest chyba to, że urojenia niemieckich heretyków znajdują jakąś recepcję w Polsce. Stanowisko w tej sprawie zajął nieoceniony x. Alfons Skowronek, który
podkreśla, że reformy są niezbędne, zwłaszcza wobec znacznego spadku powołań kapłańskich. Uczeń jednego z najwybitniejszych XX-wiecznych teologów Karla Rahnera wskazuje też na niedowartościowanie roli kobiety w Kościele. – Kobiety, które stanowią wybitną większość, w tymże Kościele nie mają nic do powiedzenia. Na Mszach, które odprawiam w Otwocku, panie stanowią 90 procent. Gdyby ich zabrakło, stałbym właściwie przed pustymi ławkami.
x. Alfons dalej stręczy swoją wizją Kościoła, wbrew najoczywistszym faktom, następującemi słowy:
Wskazywanie na trudności Kościołów protestanckich, w których pastorzy mają żony i kobiety mogą być ordynowane na pastorów, jest graniem na jednej strunie – uważa. – Oczywiście inne Kościoły także mają problemy, ale podkreślanie tego, po pierwsze, ekumenicznie jest wątpliwe, a po drugie nie zwalnia nas z konieczności szukania odpowiedzi.
Zauważmy, że x. Skowronek dostrzega kryzys Kościoła. Ale chce brnąć w niego dalej, a nie cofać go. Jedną z najistotniejszych przyczyn zmniejszenia zainteresowania mężczyzn religją katolicką, która objawia się m.in. spadkiem powołań kapłańskich i mniejszem uczestnictwem mężczyzn w praktykowanie wiary, jest pozbawianie katolicyzmu wszelkich aspektów walki. Posoborowie nie walczy z grzechem, posoborowie nie nawraca. Zajmuje się raczej pielęgnowaniem człowieka i podtrzymywaniem jego dobrego samopoczucia. Miejsce logiki prawd wiary zajmują uczucia, mające o tej wierze świadczyć. O ile figurą przedstawiającą xiędza katolickiego może być żołnierz, to posoborowiec kojarzy się raczej z przedszkolanką czy pielęgniarką. Nic dziwnego, że mężczyzn świadomych jeszcze swojej natury nie ciągnie taka karjera. Oczywiście nie mam nic przeciw np. pielęgniarkom, bardzo ceniąc i szanując ich pracę, ale nie takie zadania dla Chrystus swoim kapłanom. Wciąż jeszcze w Polsce mamy wielu dobrych xięży, ale dostrzegłbym tu raczej moc ich osobistego powołania niż zasługę formacji seminaryjnej i praktyki duszpasterskiej. Rozmaite skowronki nowej religji nie wykształcą katolickich duchownych, bo same są wulgarną parodią kapłanów.
Zaś drugi wniosek jest następujący. Posoborowie nie znosi próżni. Jeśli Ojciec Święty nie będzie czynił non stop, choćby najdrobniejszych, „kroczków w tył”, to jego i nasi przeciwnicy nie zaniedbają żadnej okazji, by promować kolejne dewiacje. Inwencji im nie zabraknie, bo czerpią z całego zasobu 2000 lat chrześcijańskich herezyj. Są modernistami, więc wszelkie możliwe błędy są ich błędami. Z przeszłości lub ... z przyszłości.
Nie będę samego dokumentu streszczał ni komentował, bo szkoda na to czasu. Ciekawsze jest chyba to, że urojenia niemieckich heretyków znajdują jakąś recepcję w Polsce. Stanowisko w tej sprawie zajął nieoceniony x. Alfons Skowronek, który
podkreśla, że reformy są niezbędne, zwłaszcza wobec znacznego spadku powołań kapłańskich. Uczeń jednego z najwybitniejszych XX-wiecznych teologów Karla Rahnera wskazuje też na niedowartościowanie roli kobiety w Kościele. – Kobiety, które stanowią wybitną większość, w tymże Kościele nie mają nic do powiedzenia. Na Mszach, które odprawiam w Otwocku, panie stanowią 90 procent. Gdyby ich zabrakło, stałbym właściwie przed pustymi ławkami.
x. Alfons dalej stręczy swoją wizją Kościoła, wbrew najoczywistszym faktom, następującemi słowy:
Wskazywanie na trudności Kościołów protestanckich, w których pastorzy mają żony i kobiety mogą być ordynowane na pastorów, jest graniem na jednej strunie – uważa. – Oczywiście inne Kościoły także mają problemy, ale podkreślanie tego, po pierwsze, ekumenicznie jest wątpliwe, a po drugie nie zwalnia nas z konieczności szukania odpowiedzi.
Zauważmy, że x. Skowronek dostrzega kryzys Kościoła. Ale chce brnąć w niego dalej, a nie cofać go. Jedną z najistotniejszych przyczyn zmniejszenia zainteresowania mężczyzn religją katolicką, która objawia się m.in. spadkiem powołań kapłańskich i mniejszem uczestnictwem mężczyzn w praktykowanie wiary, jest pozbawianie katolicyzmu wszelkich aspektów walki. Posoborowie nie walczy z grzechem, posoborowie nie nawraca. Zajmuje się raczej pielęgnowaniem człowieka i podtrzymywaniem jego dobrego samopoczucia. Miejsce logiki prawd wiary zajmują uczucia, mające o tej wierze świadczyć. O ile figurą przedstawiającą xiędza katolickiego może być żołnierz, to posoborowiec kojarzy się raczej z przedszkolanką czy pielęgniarką. Nic dziwnego, że mężczyzn świadomych jeszcze swojej natury nie ciągnie taka karjera. Oczywiście nie mam nic przeciw np. pielęgniarkom, bardzo ceniąc i szanując ich pracę, ale nie takie zadania dla Chrystus swoim kapłanom. Wciąż jeszcze w Polsce mamy wielu dobrych xięży, ale dostrzegłbym tu raczej moc ich osobistego powołania niż zasługę formacji seminaryjnej i praktyki duszpasterskiej. Rozmaite skowronki nowej religji nie wykształcą katolickich duchownych, bo same są wulgarną parodią kapłanów.
Zaś drugi wniosek jest następujący. Posoborowie nie znosi próżni. Jeśli Ojciec Święty nie będzie czynił non stop, choćby najdrobniejszych, „kroczków w tył”, to jego i nasi przeciwnicy nie zaniedbają żadnej okazji, by promować kolejne dewiacje. Inwencji im nie zabraknie, bo czerpią z całego zasobu 2000 lat chrześcijańskich herezyj. Są modernistami, więc wszelkie możliwe błędy są ich błędami. Z przeszłości lub ... z przyszłości.
wtorek, 8 lutego 2011
Dysonans małżeński
Od około roku polskie posoborowie dzierży rekord świata w zakresie liczby składanych do sądów biskupich wniosków o stwierdzenie nieważności małżeństwa. Lawinowo też wzrasta ilość sądowych orzeczeń „pro nullitate”, która podwoiła się w ciągu ostatnich dziesięciu lat. Może w liczbach bezwględnych dane nie wyglądają imponująco: 1265 szt. AD 1999 i 2171 szt. AD 2007 ale pamiętajmy, że o orzeczenia te ubiega się bardzo specyficzna grupa katolików, aspirująca do miana głęboko wierzących.
Nie czarujmy się, w polskich realiach do sądu biskupiego w tej sprawie nie pójdzie byle Mariolka, u której właśnie orzeczono rozwód z alkoholikiem Kamilem. Ona nie ma od 5 000 do 30 000 zł, które trzeba wyasygnować na ten cel. Taką kwotą natomiast dysponują rozmaici działacze "kutaliccy", społecznicy, posłowie, redaktorzy, celebryci i mogą posłużyć się nią korzystając z niejasności przepisów prawa kanonicznego umożliwiającego de facto wydanie pozytywnego orzeczenia w każdej możliwej sprawie. Dlatego takie dokumenty uzyskali m.in. Wojciech Cejrowski i Cezary Pazura (który nb. stara się o recydywę, chcąc po raz trzeci w życiu ślubować kobiecie w kościele), a sprawę unieważnieniową w toku ma Katarzyna Skrzynecka.
Niedawny głośny apel Ojca Świętego Benedykta XVI skierowany do Roty Rzymskiej, w którym zaapelował on przedewszystkiem o odpowiednie przygotowywanie nupturientów do ślubu, nie trafia w sedno. Bowiem problem będzie musiał narastać o ile nie zlikwiduje się jego przyczyny, którą są zapisy janopawłowego Kodeksu Prawa Kanonicznego. Sławetny kanon 1095 ust. 3 KPK 1983 ("Niezdolni do zawarcia małżeństwa są ci, którzy z przyczyn natury psychicznej nie są zdolni podjąć istotnych obowiązków małżeńskich") nie jest furtką do wypaczeń, lecz ich kwintesencją. Dokąd małżonkiwie będą mieli świadomość jego istnienia, będą kuszeni nadużyciami. Nie każdy katolik ma obowiązek wiedzieć o dysfunkcji współczesnej władzy kościelnej, by z niego nie korzystać. Zresztą, osoba upadająca w grzech może skorzystać z tej propozycji, by okłamać własne sumienie. Dzieje się tak również u tradycyjnych katolików, co niniejszem bez wskazywania nazwisk nadmienię. Jedynem lekarstwem mogącem uleczyć patologję wprowadzoną przez Jana Pawła II jest przywrócenie zapisów odnoszących się do stwierdzenia nieważności małżeństwa z KPK 1917 i wymiana sędziów sądów biskupich, którzy są przynajmniej przyzwyczajeni do pewnych niewłaściwości.
Patologja posoborowych orzeczeń o nieważności małżeństwa zmodyfikowała mój stosunek do rozwodników. Znam pary ludzi i ich historje życiowe. W niejednym przypadku ich poprzednie związki kwalifikują się do posoborowych sądów biskupich jako pewniaki do wzorcowych procesów zakończonych orzeczeniem „pro nullitate”. Chyba czas zacząć odnosić się do takich osób z większą wyrozumiałością i szacunkiem niż do cwaniaczków, którzy załatwili sobie wątpliwe kwity za niemałe pieniądze ...
Nie czarujmy się, w polskich realiach do sądu biskupiego w tej sprawie nie pójdzie byle Mariolka, u której właśnie orzeczono rozwód z alkoholikiem Kamilem. Ona nie ma od 5 000 do 30 000 zł, które trzeba wyasygnować na ten cel. Taką kwotą natomiast dysponują rozmaici działacze "kutaliccy", społecznicy, posłowie, redaktorzy, celebryci i mogą posłużyć się nią korzystając z niejasności przepisów prawa kanonicznego umożliwiającego de facto wydanie pozytywnego orzeczenia w każdej możliwej sprawie. Dlatego takie dokumenty uzyskali m.in. Wojciech Cejrowski i Cezary Pazura (który nb. stara się o recydywę, chcąc po raz trzeci w życiu ślubować kobiecie w kościele), a sprawę unieważnieniową w toku ma Katarzyna Skrzynecka.
Niedawny głośny apel Ojca Świętego Benedykta XVI skierowany do Roty Rzymskiej, w którym zaapelował on przedewszystkiem o odpowiednie przygotowywanie nupturientów do ślubu, nie trafia w sedno. Bowiem problem będzie musiał narastać o ile nie zlikwiduje się jego przyczyny, którą są zapisy janopawłowego Kodeksu Prawa Kanonicznego. Sławetny kanon 1095 ust. 3 KPK 1983 ("Niezdolni do zawarcia małżeństwa są ci, którzy z przyczyn natury psychicznej nie są zdolni podjąć istotnych obowiązków małżeńskich") nie jest furtką do wypaczeń, lecz ich kwintesencją. Dokąd małżonkiwie będą mieli świadomość jego istnienia, będą kuszeni nadużyciami. Nie każdy katolik ma obowiązek wiedzieć o dysfunkcji współczesnej władzy kościelnej, by z niego nie korzystać. Zresztą, osoba upadająca w grzech może skorzystać z tej propozycji, by okłamać własne sumienie. Dzieje się tak również u tradycyjnych katolików, co niniejszem bez wskazywania nazwisk nadmienię. Jedynem lekarstwem mogącem uleczyć patologję wprowadzoną przez Jana Pawła II jest przywrócenie zapisów odnoszących się do stwierdzenia nieważności małżeństwa z KPK 1917 i wymiana sędziów sądów biskupich, którzy są przynajmniej przyzwyczajeni do pewnych niewłaściwości.
Patologja posoborowych orzeczeń o nieważności małżeństwa zmodyfikowała mój stosunek do rozwodników. Znam pary ludzi i ich historje życiowe. W niejednym przypadku ich poprzednie związki kwalifikują się do posoborowych sądów biskupich jako pewniaki do wzorcowych procesów zakończonych orzeczeniem „pro nullitate”. Chyba czas zacząć odnosić się do takich osób z większą wyrozumiałością i szacunkiem niż do cwaniaczków, którzy załatwili sobie wątpliwe kwity za niemałe pieniądze ...
czwartek, 3 lutego 2011
"Teologia realna" Adama Wielomskiego
Znany politolog Adam Wielomski dokonuje w tekście "Krok przednio-tylny Benedykta XVI" (Najwyższy Czas! 5/1080 str. XLVI) kolejnej wolty, tym razem - teologicznej. Po odejściu od idej kontrrewolucyjnych ku (cokolwiek to nie znaczy) polityce realnej, przeszczepia swą selektywną i niekonsekwentną metodologję na pole religji.
Tekst Wielomskiego stanowi przejście do porządku dziennego nad dwoma najgłośniejszymi planami na rok bieżący Ojca Świętego Benedykta XVI, tj. beatyfikacją Jana Pawła II oraz trzeciem międzyreligijnem spotkaniem w Assyżu. Jak pisze prof. Wielomski: "beatyfikacja Jana Pawła II była nie do uniknięcia. (..) Jedyne, co z Janem Pawłem II może zrobić tradycjonalista, to nie spierać się o jego świętość, lecz o interpretację. O ile moderniści zwracają uwagę na takie elementy tego pontyfikatu jak ekumenizm, dialog międzyreligijny, akceptację praw człowieka, to tradycjonaliści powinni starać się wyakcentować te elementy, które są dla nich akceptowalne: obronę życia poczętego (aborcja, in vitro), kult maryjny, kwestię rozumu i wiary (encyklika "Fides et Ratio"). Trzeba walczyć nie z Janem Pawłem II, lecz o odpowiednią recepcję jego nauczania. Na tym polega realizm eklezjalny". Argumentacja świadcząca za akceptacją drugiego z wymienionych wydarzeń była jeszcze bardziej kuriozalna. Oto bowiem jeden z kolegów prof. Wielomskiego miał wpaść w panikę z powodu zapowiedzi spotkania w Assyżu i zapowiedzieć, że "odchodzi z takiego Kościoła i przechodzi na pozycje sedewakantystyczne". Weryfikacja tej enuncjacji dała następujące rezultaty: rozmówca ten w ogóle nie wypowiadał się o spotkaniu synkretycznem planowanem przez Ojca Świętego, ale uznałby kanonizację Jana Pawła II za akt gwałcący dogmat o nieomylności papieskiej, co skutkowałoby utratą jurysdykcji papieskiej przez osobę usiłującą tej kanonizacji dokonać. Ponieważ przysłowiowe „muchy się nawet nie gonią” w tej sprawie, uznać można jeden z głównych filarów felietonu prof. Wielomskiego za eksces godny co najwyżej starego poczciwego Radia Erewań.
Autor krytykuje środowiska konserwatywne, że jakoby „pomrukują o zdradzie lub zmianie kursu” przez Benedykta XVI. Ma tu zapewne na myśli szereg wypowiedzi, jakie pojawiają się w sprawie assyżowej – czy to barona Roberta de Mattei, czy w Polsce - Pawłów Lisickiego i Milcarka. Według Wielomskiego dostrzedz można spójną linję kard. Ratzingera, a później – Benedykta XVI polegająca na „pluraliźmie teologicznym wszystkich nurtów teologicznych, które nie negują dogmatów wiary”. Ojciec Święty miałby zatem doprowadzić do równouprawnienia tradycjonalistów w Kościele, po czem dla równowagi wykonywałby ukłony wobec, jak w cudzysłowie pisze Autor, „modernistów”. O ile myśl ta jest fałszywa, sugerująca heglizm myśli Papieża (nb. to samo z innych pozycyj głosił JE bp Williamson FSSPX), to następuje po niej barejowa „minuta prawdy w godzinnym programie publicystycznym” – zdanie: „Benedykt XVI nie zaproponował całkowitej zmiany kierunku i odwrotu od Soboru Watykańskiego II”. Tyle, że Ojciec Święty przez pierwszych pięć lat pontyfikatu promował w teorji i praktyce „hermeneutykę ciągłości” polegającą na powrocie do ortodoksyjnej interpretacji ostatniego soboru oraz odrzuceniu posoborowych błędów. Ani ja ani znakomitsi odemnie konserwatywni analitycy nie widzieli w Benedykcie XVI reinkarnacji Piusa X czy Piusa XII. Spotkanie w Assyżu oczywiście można przeprowadzić w duchu hermeneutyki ciągłości i temu właśnie służą głosy troski tradycjonalistów. Musimy wskazywać, że jesteśmy z Ojcem Świętym, że jesteśmy częścią Kościoła i możemy wyrażać swoje zdanie na jego wszelkie sprawy. Możliwość prowadzenia dialogu z własnym papieżem nie jest optymalną formą ustalania magisterium Kościoła, ale skoro została dopuszczona, to należy rozsądnie zeń korzystać.
Konkluzja tekstu Adama Wielomskiego jest fałszywa: nie ma bowiem wyboru: albo odchodzenie z Kościoła w sedewakantyzm albo bezkrytyczne przyjęcie do wiadomości wszelkich planów Papieża. Sprzecznością jest w szczególności wynikająca z tekstu w Najwyższym Czasie implikacja, jakoby potencjalna recydywa Assyżu nawiązująca do najczarniejszych mroków wojtyljanizmu mogła być uznana za formę wyrażenia pluralizmu teologicznego nienegującego prawd wiary. Nic z tych rzeczy, Drogi Adamie! Dwa pierwsze spotkania międzyreligijne w mieście św. Franciszka stanowiły jawną obrazę Boga i Jego prawdziwej religji i ewentualne, podkreślam: ewentualne! podążenie przez Benedykta XVI tą drogą w żaden sposób tego błędu nie waliduje.
Zarysowany w omawianym tekście „realizm eklezjalny” Wielomskiego, to nic innego jak selektywna kapitulacja względem modernizmu posoborowego. Selektywna, ponieważ jej Autor zdecydował się na dzień dzisiejszy skapitulować akurat przed temi a nie innemi aspektami kościelnej rzeczywistości. Ale gdyby był konsekwentnym „realistą”, uznałby ogół praktyki posoborowej za normę, którą należy przyjąć. Powstaje jednak pytanie: po co mainstreamowym modernistom taki kwiatek przy kożuchu jak „realista eklezjalny” ? Po nic, zwłaszcza, że ten konkretny „realista” ma zwyczaj zmieniać poglądy częściej niż niejaki Michał Wiśniewski tzw. „żony”. Zatem postawa ta w praktyce ani nie przyniesie fruktów na płaszczyźnie kościelnej ani nikogo nie przekona do myśli jakkolwiek konserwatywnej. Wypadałoby się uczyć na błędach z działalności społeczno – politycznej Klubu, któremu się przewodzi, a nie powielać je na kolejnem polu, które powinno być zarezerwowane dla prawdy obiektywnie możliwej do udowodnienia.
P.S. Zaplanowana beatyfikacja Jana Pawła II jest z kolei błędem trudnym do naprawienia. Jednak i ona nie angażuje nieomylności papieskiej w niegodziwym celu. Być może za mało się modliliśmy w intencji upowszechnienia prawdy o działalności Jana Pawła II oraz w szczególności w intencji Ojca Świętego Benedykta. Czas to nadrobić!
Tekst Wielomskiego stanowi przejście do porządku dziennego nad dwoma najgłośniejszymi planami na rok bieżący Ojca Świętego Benedykta XVI, tj. beatyfikacją Jana Pawła II oraz trzeciem międzyreligijnem spotkaniem w Assyżu. Jak pisze prof. Wielomski: "beatyfikacja Jana Pawła II była nie do uniknięcia. (..) Jedyne, co z Janem Pawłem II może zrobić tradycjonalista, to nie spierać się o jego świętość, lecz o interpretację. O ile moderniści zwracają uwagę na takie elementy tego pontyfikatu jak ekumenizm, dialog międzyreligijny, akceptację praw człowieka, to tradycjonaliści powinni starać się wyakcentować te elementy, które są dla nich akceptowalne: obronę życia poczętego (aborcja, in vitro), kult maryjny, kwestię rozumu i wiary (encyklika "Fides et Ratio"). Trzeba walczyć nie z Janem Pawłem II, lecz o odpowiednią recepcję jego nauczania. Na tym polega realizm eklezjalny". Argumentacja świadcząca za akceptacją drugiego z wymienionych wydarzeń była jeszcze bardziej kuriozalna. Oto bowiem jeden z kolegów prof. Wielomskiego miał wpaść w panikę z powodu zapowiedzi spotkania w Assyżu i zapowiedzieć, że "odchodzi z takiego Kościoła i przechodzi na pozycje sedewakantystyczne". Weryfikacja tej enuncjacji dała następujące rezultaty: rozmówca ten w ogóle nie wypowiadał się o spotkaniu synkretycznem planowanem przez Ojca Świętego, ale uznałby kanonizację Jana Pawła II za akt gwałcący dogmat o nieomylności papieskiej, co skutkowałoby utratą jurysdykcji papieskiej przez osobę usiłującą tej kanonizacji dokonać. Ponieważ przysłowiowe „muchy się nawet nie gonią” w tej sprawie, uznać można jeden z głównych filarów felietonu prof. Wielomskiego za eksces godny co najwyżej starego poczciwego Radia Erewań.
Autor krytykuje środowiska konserwatywne, że jakoby „pomrukują o zdradzie lub zmianie kursu” przez Benedykta XVI. Ma tu zapewne na myśli szereg wypowiedzi, jakie pojawiają się w sprawie assyżowej – czy to barona Roberta de Mattei, czy w Polsce - Pawłów Lisickiego i Milcarka. Według Wielomskiego dostrzedz można spójną linję kard. Ratzingera, a później – Benedykta XVI polegająca na „pluraliźmie teologicznym wszystkich nurtów teologicznych, które nie negują dogmatów wiary”. Ojciec Święty miałby zatem doprowadzić do równouprawnienia tradycjonalistów w Kościele, po czem dla równowagi wykonywałby ukłony wobec, jak w cudzysłowie pisze Autor, „modernistów”. O ile myśl ta jest fałszywa, sugerująca heglizm myśli Papieża (nb. to samo z innych pozycyj głosił JE bp Williamson FSSPX), to następuje po niej barejowa „minuta prawdy w godzinnym programie publicystycznym” – zdanie: „Benedykt XVI nie zaproponował całkowitej zmiany kierunku i odwrotu od Soboru Watykańskiego II”. Tyle, że Ojciec Święty przez pierwszych pięć lat pontyfikatu promował w teorji i praktyce „hermeneutykę ciągłości” polegającą na powrocie do ortodoksyjnej interpretacji ostatniego soboru oraz odrzuceniu posoborowych błędów. Ani ja ani znakomitsi odemnie konserwatywni analitycy nie widzieli w Benedykcie XVI reinkarnacji Piusa X czy Piusa XII. Spotkanie w Assyżu oczywiście można przeprowadzić w duchu hermeneutyki ciągłości i temu właśnie służą głosy troski tradycjonalistów. Musimy wskazywać, że jesteśmy z Ojcem Świętym, że jesteśmy częścią Kościoła i możemy wyrażać swoje zdanie na jego wszelkie sprawy. Możliwość prowadzenia dialogu z własnym papieżem nie jest optymalną formą ustalania magisterium Kościoła, ale skoro została dopuszczona, to należy rozsądnie zeń korzystać.
Konkluzja tekstu Adama Wielomskiego jest fałszywa: nie ma bowiem wyboru: albo odchodzenie z Kościoła w sedewakantyzm albo bezkrytyczne przyjęcie do wiadomości wszelkich planów Papieża. Sprzecznością jest w szczególności wynikająca z tekstu w Najwyższym Czasie implikacja, jakoby potencjalna recydywa Assyżu nawiązująca do najczarniejszych mroków wojtyljanizmu mogła być uznana za formę wyrażenia pluralizmu teologicznego nienegującego prawd wiary. Nic z tych rzeczy, Drogi Adamie! Dwa pierwsze spotkania międzyreligijne w mieście św. Franciszka stanowiły jawną obrazę Boga i Jego prawdziwej religji i ewentualne, podkreślam: ewentualne! podążenie przez Benedykta XVI tą drogą w żaden sposób tego błędu nie waliduje.
Zarysowany w omawianym tekście „realizm eklezjalny” Wielomskiego, to nic innego jak selektywna kapitulacja względem modernizmu posoborowego. Selektywna, ponieważ jej Autor zdecydował się na dzień dzisiejszy skapitulować akurat przed temi a nie innemi aspektami kościelnej rzeczywistości. Ale gdyby był konsekwentnym „realistą”, uznałby ogół praktyki posoborowej za normę, którą należy przyjąć. Powstaje jednak pytanie: po co mainstreamowym modernistom taki kwiatek przy kożuchu jak „realista eklezjalny” ? Po nic, zwłaszcza, że ten konkretny „realista” ma zwyczaj zmieniać poglądy częściej niż niejaki Michał Wiśniewski tzw. „żony”. Zatem postawa ta w praktyce ani nie przyniesie fruktów na płaszczyźnie kościelnej ani nikogo nie przekona do myśli jakkolwiek konserwatywnej. Wypadałoby się uczyć na błędach z działalności społeczno – politycznej Klubu, któremu się przewodzi, a nie powielać je na kolejnem polu, które powinno być zarezerwowane dla prawdy obiektywnie możliwej do udowodnienia.
P.S. Zaplanowana beatyfikacja Jana Pawła II jest z kolei błędem trudnym do naprawienia. Jednak i ona nie angażuje nieomylności papieskiej w niegodziwym celu. Być może za mało się modliliśmy w intencji upowszechnienia prawdy o działalności Jana Pawła II oraz w szczególności w intencji Ojca Świętego Benedykta. Czas to nadrobić!