Opublikowanie dekretu JE abp. Henryka Hosera o usunięciu z urzędu proboszcza w Jasienicy x. Wojciecha
Lemańskiego nałożyło się na wieści o odrodzeniu faszyzmu w Elblągu , więc nikogo myślącego chyba nie dziwi, czemu niezbyt istotna decyzja porządkowa dotycząca wiejskiej parafji położonej o 50 km od Warszawy stała się niusem dnia. Trzeba przykryć medialnie realny problem i fajnie, że nie trzeba do tego celu wzywać z urlopu własnych zagończyków. Niech zajadają szczaw, przyglądają się motylom i odpoczywają przed gorącą jesienią.
Przejdźmy do analizy sytuacji, pamiętając, że obaj duchowni wystąpili już raz na scenie Młota na posoborowie, nieco ponad rok temu.
Nie zamierzam dokonywać analizy prawnej biskupiego dekretu, bo ani ze mnie znawca ani miłośnik KPK 1983. Jako miłośnik pięknej polszczyzny krzywię się jednak z niesmakiem na dokument, w którym do jednej osoby pisze się zarówno w pierwszej jak i w trzeciej osobie. Jeszcze mniej podoba mi się brak choćby pogrożenia palcem Lemańskiemu w związku z głoszonemi przezeń błędami ...
Właśnie, jakiemi błędami ? Przeglądając materjały dostępne w internecie nie znalazłem w prosty sposób jakichś
ponadprzeciętnych błędów x. Lemańskiego, stanowisk rażąco odbiegających "w lewo" od polskiego, posoborowego mainstreamu. Owszem, jego wypowiedzi w programie żywego Tomasza Lisa
były skrajnie naiwne i nie uwzględniały nikczemności przemysłu stojącego za metodami in vitro. Ale formalnie Lemański nie poparł tej metody. Nie widzę w tych wypowiedziach niczego gorszego od stanowiska abp. Michalika
zaprezentowanego w wywiadzie dla Rzeczpospolitej z dnia 28 maja 2013 r. (Metropolita przemyski zdaje się popierać kompromis w sprawie in vitro oraz wcześniejsze regulacje nt. aborcji, aczkolwiek dążyłby do ich późniejszego doprecyzowania zgodnie z zasadami pro life. W ten sposób zmniejsza on szansę na uregulowanie po katolicku kwestji in vitro od razu).
Przypomina mi się sprawa x. Natanka. Również i wtedy hierarchowie posoborowi (kurja krakowska i kard. Dziwisz) nie potrafili celnie i logicznie wskazać i potępić błędów "niepokornego" księdza. Wszystko, co zarzucano Natankowi, wraca i przy Lemańskim: nieposłuszeństwo biskupowi, brak szacunku itp itd. Obaj kapłani oczywiście rażąco naruszyli zasady panujące w Kościele, ale nikt publicznie, w imieniu hierarchji, nie jest uprzejmy, by porozmawiać, choćby i w mediach z każdym z nich i wypunktować błędy.
Podobieństwo kapłanów widać jeszcze w jednem. Każdy z nich posuwa się do insynuacyj względem ordynarjusza. U x. Natanka były to zarzuty chodzenia na pasku masonerji, u x. Lemańskiego są to jakieś dziwne niedomówienia: chce on zarzucić swojemu biskupowi coś tak poważnego, że nie pisze, co.
Przed napisaniem powyższego wpisu chciałem jednoznacznie wesprzeć decyzję mojego Arcybiskupa, nawet biorąc poprawkę na znany mi skądinąd sposób działania kurjalistów, w tem i kurji praskiej. Jednak bliższa analiza przypadku skłania mnie ku nieco większej pościągliwości w sprawie. Oczywiście cieszę się, że tak modernistycznie myślący posoborowy kapłan nie jest proboszczem i nie (de)formuje już sumień wiernych, ale równocześnie nie widzę w pełni przesłanek, że zachowano się fair względem niego jako człowieka.
I jeszcze jedna uwaga. W mrocznych czasach panowania na Pradze generała Sławoja Leszka Głódzia w jawnie bezprawny sposób błyskawicznie usunięto z urzędu proboszcza pewnego bardzo zacnego kapłana. Z tego, co wiem, nie zabezpieczono dobiegającemu wówczas 70tki księdzu tego, co abp Hoser zaproponował x. Lemańskiemu. Nikt się wówczas o sprawie nie dowiedział i o tę osobę nie upominał. Ofiara przyjęła z pokorą niesłuszną karę. Być może powinniśmy być dziś choć trochę być po stronie x. Wojciecha Lemańskiego, nie z uwagi na jego poglądy, lecz z uwagi na szacunek dla każdego człowieka. Wszechwładza kurjalistów uderza w nas tradycjonalistów równie mocno, co w odwołanego proboszcza z Jasienicy. Niech się partacze wezmą do roboty i przestaną robić tyły pryncypałowi. Bowiem niezależnie od tego, że Lemański jako skrajny filosemita jest ulubieńcem wrogów Kościoła, nie trzeba wielkiego wysiłku, by naświetlać ten konflikt z sympatją dla niego.
Bardzo się cieszę, że można wreszcie przeczytać wyważony komentarz do sprawy, nieodsądzający biskupa od czci i wiary, ale także niebałwochwalczo-lizusowski.
OdpowiedzUsuńHehe, akurat Pis nie kwalifikuje się na zaszczytne w obecnej sytuacji politycznej określenie "odradzajacego się faszyzmu", jako grzeczna, koncesjonowana, proeuropejska partyjka, która dojdzie do władzy, jak ją zza kurtyny wskażą, a odejdzie, jak ci zza kurtyny się znudzą.
OdpowiedzUsuńx. Lemański musi mieć mocne wspomaganie zza pleców, jeżeli stawia się swojemu pryncypałowi. Ciekawa sprawa.
OdpowiedzUsuńKrytyka rzekomej "wszechwładzy" hierarchów kojarzy mi się mocno ze środowiskami, które chciałyby kolegializmu, kadencyjności i demokracji w Kościele. Bo dzisiaj to "faszyzm" jest przecież , ba, nawet abp Hoser antysemicko-faszystowskim dekretem dokonał holokaustu na porządnym goju i filosemicie, ks. Lemańskim.
OdpowiedzUsuńRęce opadają, gdy się czyta tego typu artykuły, rzekomo walczące z moderną.
Oczekiwać jakiejś prostej, zdrowej kultury to raczej w tych czasach nie należy. Coraz rzadsze wyjątki tylko potwierdzają to, że mamy dziś Nową Wspaniałą Kulturę. Od tej osobistej poczynając. Casus niespalonych notatek JPII, wbrew jego jasno wyrażonej woli, jest tu znakomitym przykładem. Może kardynał w końcu je spali, aby się nam ukazał biały dym. Bo do papamobile, a raczej dziwomobile, już sie podobno kilka razy przymierzył. O czymś innym. A co z tĄ Bashoborą. Może rzucił Pan własnym okiem, Krusejderze?!? Bo od ludzi to trudno się czegoś dowiedzieć. Same wycinkowe bełkoty i przepychanki słowne. Podziwiam Pańską determinację, żeby to wszystko jeszcze komentować. Całą tę drwinawość! Może już tylko strażacy nie są jedną wielka blagą. Z prawdziwym ogniem przecież trudno sobie lecieć w ...
OdpowiedzUsuńPodoba mi się bardzo ogólny charakter wpisu. Jednocześnie miałbym zastrzeżenia, co do relacji do Arcybiskupa. Słuchając opowieści starszych współbraci o posłuszeństwie zakonnym z czasów przed SVII, odnoszę wrażenie, że brakuje tu troszkę konsekwencji w miłości do tradycji, która jasno stawiała przełożonego jako głos Boga samego. A nawet do posłuszeństwa polemicznego brakuje tutaj dużo. Od kiedy to góra przychodzi do Mahometa? Czy to przypadkiem x.L. nie powinien zjawić się u Arcybiskupa? A nie odwrotnie?
OdpowiedzUsuńMimo wszystko wielkie dzięki autorowi za tekst!