Na pewnym popularnym portalu społecznościowym pojawiły się portrety sylwetek, typów rozmaitych tradycjonalistów. Są to bardzo zgrabne i złośliwe stylizowane karykaturki. Przeczytajmy je z uśmiechem i refleksją, bo z pewnością sami odnajdziemy własne rysy w niejednym spośród anonimowych bohaterów wpisu. A może lektura poniższego materiału sprawi, że coś w sobie skorygujemy na plus ?!
1.Trads-liturgista: Przeczytałeś w życiu 1500 książek o liturgii. Jesteś ceremoniarzem, lub bardzo chcesz nim zostać. W katointernetach wykłócasz się pod każdym zdjęciem i filmikiem, na którym zauważasz coś, co jest nie zgodne z rubrykami, z Mszałem i ceremoniałem. Podczas Mszy stosujesz pruską zasadę "rubrices must sein". Księża, którym ceremoniujesz nazywają cię terrorystą liturgicznym, a ministranci cero-gestapo. Gardzisz innymi ceremoniarzami, którzy mając inne niż ty zdanie, tworzą własny ryt. Po Exodusie z twojej pierwszej Trydenckiej parafii szukasz swej liturgicznej ziemi obiecanej.
2.Trads-pomponiarz: Zachwycasz się do przesady, nie tylko ornatami i dalmatykami, ale i kapami, trenami jedwabnymi, butami z klamrami i pasami. Podczas organizacji Mszy, wynajdujesz nieistniejące przywileje do urządzania procesji, niesienia krzyża w procesji bez biskupa, zakładania mitry przez opata, czy biretu przez ministranta. Ze złością patrzysz jak współczesne lemingi porównują "prostotę" Franciszka, do przepychu Benedykta. Nienawidzisz plastikowych świec i ornatów, spaliłbyś je najchętniej razem z gitarką odnowy z twojej parafii. Masz jako stronę startową ustawioną ikomutoprzeszkadzało.pl, a do Mszy służysz w komży, która w połowie składa się z koronek.
3.Trads-gimbosedewakantysta: Nie odróżniasz herezji formalnej od materialnej. Czytasz książki H. Pająka. Jako, że nie masz zbyt w wielu możliwości, musisz mieszkać w Krakowie lub okolicach, bo X. Trytek nie ma jeszcze daru bilokacji. Toczysz dyskusje na portalach i forach tradycjonalistów, na których jesteś często banowany. Spierasz się z braćmi w wierze, czy Jana XXIII uznać za papieża czy nie. Manipulujesz słowami arcybiskupa Lefebvra o możliwości wakatu na stolicy piotrowej. A ponieważ według ciebie ostatni prawowity kardynał umarł dawno temu i nie ma jak odtworzyć kolegium kardynalskiego pozostaje ci tylko czekać na paruzję, i psuć robotę tradsom, którzy próbują pokazać prawdziwą wiarę współczesnym neokatolikom, a przez księży są przedstawiani jako sedecy.
4.Trads-imprezowicz: Odmawiasz w piątek nieszpory i idziesz na potańcówkę z czystym sumieniem. Oczywiście tańczysz tylko z niewiastami w spódnicach przy tradycyjnej muzyce. Jesteś zaprzysięgłym wrogiem brawaryzmu. Bardziej nie lubisz Mirosława Salwowskiego niż kardynała Marxa. Szukasz ciągle tej jednej jedynej, by z nią mieć tyle dzieci ile Pan Bóg dnia i wychować ich na kapłanów. Przed Mszą pijesz piwo, bo było uznawane za napój postny w średniowieczu. A w trakcie kazania wychodzisz na papierosa, bo nie należy ono do Ofiary. Marzysz o zniesieniu celibatu dla kapłanów, bądź myślisz o przejściu na obrządek ormiański, by tam ożenić się i przyjąć święcenia.
5.Trads-legitymista: Myślisz intensywnie o powrocie monarchii. Po nocach toczysz dyskusje z profesorem Bartyzelem o legalności panowania Burbonów na tronie Hiszpanii. Gardzisz demokracją, bardziej niż modernizmem. Jesteś pasjonatem historii, choć studiujesz zupełnie co innego. Uważasz się za arystokratę, a większość społeczeństwa, w sumie dość słusznie, za chłopstwo, z którym nie ma co rozmawiać. Zapominasz jednak o złych cechach arystokracji przyczynach jej upadku. W wyborach na karcie do głosowania zaznaczasz dodatkową kratkę z dopiskiem: Modlę się o powrót króla!
6.Trads-antyNOMista: Unikasz nowej Mszy jak diabeł święconej wody. Boisz się, że stracisz wiarę będąc na niej. Gdy nie możesz pójść na starusa, podróży używasz jako dyspensy na uczestnictwo w niedzielnej Mszy. Z obowiązku ledwo znosisz śluby, chrzciny i pogrzeby w nowej liturgii. Za jedno zło uznajesz konserwatywnego Novusa z kanonem, harce neonów i uwielbienia charyzmatyków. Uważasz, że Bugnini smaży się w piekle obok Mahometa, Lutra i Życińskiego. Znasz 123 powody dlaczego unikać NOMa, a co niedzielę wymyślasz kolejne. Kandydat na męczennika liturgicznego.
7.Trads-neofita: Zachęcasz wszystkich swoich znajomych do pójścia na Mszę Trydencką. Spamujesz ich artykułami, filmikami, wciskasz tradycyjne czasopisma i książki. Na pierwszej randce dziewczynie z oazy zaczynasz robić wykład o liturgii i to jest ostatni raz kiedy ją widzisz. Twoje wysiłki ewangelizacyjne kończą się na tym, że raz udało ci się namówić rodzinę by poszła z tobą na Mszę w niedzielę. Toczysz bój z proboszczem o wprowadzenie tridentiny w parafii, a gdy ten się nie zgadza, próbujesz namówić do odprawiania w konspiracji najmłodszego wikarego. Buszując do późna w internecie wchodzisz na strony sedeków, nie wiedząc o tym, co robi ci często mętlik w głowie. Jesteś jak Alicja w krainie czarów, która odkrywa jak głęboka jest królicza nora, w której się znalazła. A ty cały czas schodzisz głębiej. Wchodzisz na de(m)ona i tam próbujesz uświadamiać ludzi, w jakim posoborowym matrixie żyją.
8.Trads-intronizator: Poznałeś osobiście Papieża... Stanisława Papieża. Słuchasz codziennie radia Chrystusa Króla. Masz w domu ołtarzyk ze służebnicą Bożą Rozalią Celakówną. Czytasz do poduszki encyklikę Quas Primas. Znasz wszystkie proroctwa przyszłości, łącznie z 4tą tajemnicą fatimską. Uważasz, że prosty akt intronizacji rozwiąże wszystkie problemy Polski, Kościoła i świata. Próbujesz przekonać rycerzy Chrystusa Króla o fałszywości objawień w Medjugorie i o tym, że charyzmatycy w zwłaszcza Bashoobora, nie są tacy super, co słabo ci idzie. Dostrzegasz w x. Natanku plusy, które nie przysłaniają ci minusów. Do golenia używasz maszynki firmy Braun. Uznajesz za możliwe takie absurdalne rzeczy jak podmianka Pawła VI w ostatnich latach pontyfikatu, czy niedoszły wybór na papieża kardynała Siriego na konklawe w 1958.
9.Trads-dyplomata: Twoje wypowiedzi zawsze powściągliwe i wyważone. Nigdy nie budzisz zgorszenia wśród posoborowików. Czytasz Christianitas, lubisz Benedykta i hermeneutykę ciągłości, jakkolwiek nieciągła by ona nie była. Nigdy nie byłeś na Mszy u tych wstrętnych lefebrystów, bo nie mają jurysdykcji zwyczajnej. Chcesz porozmawiać ze swoim proboszczem o cywilizowaniu NOMu, ale nie wiesz od czego zacząć, czy od ministrantek i gitary, czy od komunii na ręce. Powoli, aczkolwiek wytrwale starasz się przyciągać rodzinę, przyjaciół i znajomych do tradycji. Łączysz w miarę potrzeb stary kalendarz z nowym, co czasem wygląda tak jakbyś siedział na dwóch krzesłach jednocześnie. 20 km w niedzielę do przejechania na Mszę w nadzwyczajnej formie rytu rzymskiego to już za dużo dla ciebie, wolisz więcej czasu w niedzielę lub święto spędzić z rodziną.
10.Trads-przypałowiec: Tradycja jest twoją jedyną miłością. Prócz tego polityka i kontrrewolucja. Niestety im bardziej chcesz tym bardziej twoja działalność daje gorsze rezultaty. Zrażasz do siebie ludzi i przyjaciół. Obmawiasz księży, ministrantów, kantorów, sam mówisz, że byś wszystko lepiej zrobił, łącznie z odprawianiem Mszy. Nie masz w sobie cierpliwości i życzliwości, więc w sumie szkodzisz tradycjonalizmowi niczym konklawiści. Co z tego, że chodzisz cały czas w garniaku i czytasz książki Stanisława Krajskiego, jak nad sobą nie pracujesz i nie widzisz w sobie problemu. Masz taki wspaniały skarbiec środków, do naprawy siebie, jakie dał ci Chrystus, Kościół, Maryja i wszyscy święci, a z nich nie korzystasz. Ludzie czasem nazywają Ciebie Niesiołowskim trydentu, ale tylko jeżeli masz ponad 50 lat. Ale módl się i pracuj. A raczej pracuj nad sobą i się módl, w tej kolejności.
Jestem przekonany, że można spokojnie pociągnąć temat i dojść do pięćdziesięciu twarzy tradsów. Póki co, dopisuję od siebie kolejne propozycje i do tego samego Państwa zachęcam. Zaznaczam, że na razie portretujemy wyłącznie mężczyzn. A przecież powinny być zachowywane parytety a nasze Damy zasługują na swoje podobizny.
11. Trads - działacz: żyjesz Tradycją, dla Tradycji i ... z Tradycji. Organizujesz spotkania, wydajesz gazetki i książki. Efekt jest zawsze ten sam: klapa finansowa. Masz poobrażanych byłych sponsorów i drukarzy od Szczecina po Przemyśl, ale nie przemyślisz dotychczasowych porażek. Zawsze winni są inni. Jeśli wciąż wiążesz koniec z końcem, to tylko dlatego, że ciągle spotykasz nowe dobre dusze, które nic o tobie jeszcze nie słyszały i z przyjemnością wesprą stówką akcję, którą aktualnie prowadzisz. A dokąd siebie w ten sposób zaprowadzisz??
12. Trads - lefebrysta. Nie czytasz nic poza "Zawsze wiernymi", nie uczestniczysz w liturgiach poza kaplicami Bractwa św. Piusa X. Wiesz wszystko, co potrzebujesz o katolicyzmie, bo twoje życie duchowe jest w dobrych rękach. Nie przyjmujesz księdza z parafii chodzącego po kolędzie, bo nie dostałeś zgody na uczestniczenie w dialogu międzyreligijnym. Powierzasz Bractwu edukację swoich dzieci już od żłobka. I bardzo się dziwisz, czemu tuż po maturze przestają z tobą jeździć na coniedzielną Mszę do kaplicy ...
wtorek, 15 grudnia 2015
czwartek, 10 grudnia 2015
Świece chanukowe
Na zadawane często pytanie: "Czy katolik może zapalić świecę chanukową?" jest tylko jedna logiczna odpowiedź: "Nie."
Zapalenie świecy chanukowej nie jest wyłącznie zwyczajem kulturowym uwarunkowanym religijnie takim jak np. ubieranie choinki. Gdybyśmy mieli do czynienia tylko z takim miłym gestem, nie byłoby problemu. Obrzęd ten jest jednak dość dokładnie wyjaśniony na stronie polskiej społeczności żydowskiej i łatwo dostrzeżemy, jak mocne konotacje religijne posiada:
Rzecz jasna są to modlitwy judaistyczne, a więc odnoszące się do religii odmiennej od katolicyzmu. Kościół katolicki nie przyjął ich jako swoje ani nie przechował w żadnym spośród zatwierdzonych obrządków.
Czynny udział w aktach wiary i nabożeństwach niekatolickich stanowi grzech śmiertelny, o ile spełnione są pozostałe warunki: chęć partycypowania oraz pełna świadomość łamania przykazań. W czasach daleko posuniętego dialogu międzyreligijnego wspomniana wyżej świadomość jest znacznie osłabiona: ludzie nie do końca wiedzą, w czym uczestniczą i jakie zasady własnej wiary łamią.
Z kolei bierny udział w nabożeństwach niekatolickich nie stanowi grzechu śmiertelnego. Możemy ze spokojnem sercem iść na ślub znajomych marjawitów czy prawosławnych. Jeśli pozostaniemy widzami, godnie przyglądającymi się ceremonii, to żadnej własnej zasady religijnej nie złamiemy.
Godzi się wreszcie przyjaciołom należącym do judaistycznej tradycji religijnej życzyć "Wesołej i świetlistej chanuki!", co niniejszym czynię !!
Zapalenie świecy chanukowej nie jest wyłącznie zwyczajem kulturowym uwarunkowanym religijnie takim jak np. ubieranie choinki. Gdybyśmy mieli do czynienia tylko z takim miłym gestem, nie byłoby problemu. Obrzęd ten jest jednak dość dokładnie wyjaśniony na stronie polskiej społeczności żydowskiej i łatwo dostrzeżemy, jak mocne konotacje religijne posiada:
Zapalaniu świec towarzyszą następujące błogosławieństwa: "Błogosławiony jesteś Panie, Boże nasz, Królu Wszechświata, który uświęciłeś nas swymi przykazaniami i przykazałeś nam zapalać światło Chanuki" i "Błogosławiony jesteś Panie, Boże nasz, Królu Wszechświata, za to, że uczyniłeś cuda naszym ojcom w owych dniach, w tamtym czasie". Pierwszego dnia Chanuki dodaje się jeszcze: "Błogosławiony jesteś Panie, Boże nasz, Królu Wszechświata, za to, że dałeś nam życie, zachowałeś nas i doprowadziłeś do dzisiejszego dnia".
Rzecz jasna są to modlitwy judaistyczne, a więc odnoszące się do religii odmiennej od katolicyzmu. Kościół katolicki nie przyjął ich jako swoje ani nie przechował w żadnym spośród zatwierdzonych obrządków.
Czynny udział w aktach wiary i nabożeństwach niekatolickich stanowi grzech śmiertelny, o ile spełnione są pozostałe warunki: chęć partycypowania oraz pełna świadomość łamania przykazań. W czasach daleko posuniętego dialogu międzyreligijnego wspomniana wyżej świadomość jest znacznie osłabiona: ludzie nie do końca wiedzą, w czym uczestniczą i jakie zasady własnej wiary łamią.
Z kolei bierny udział w nabożeństwach niekatolickich nie stanowi grzechu śmiertelnego. Możemy ze spokojnem sercem iść na ślub znajomych marjawitów czy prawosławnych. Jeśli pozostaniemy widzami, godnie przyglądającymi się ceremonii, to żadnej własnej zasady religijnej nie złamiemy.
Godzi się wreszcie przyjaciołom należącym do judaistycznej tradycji religijnej życzyć "Wesołej i świetlistej chanuki!", co niniejszym czynię !!
wtorek, 8 grudnia 2015
Polska debata nad sedewakancją. Czy mamy papieża?
Zaskakująca abdykacja Ojca Świętego Benedykta XVI oraz radykalna rewolucja antykościelna, jaką od początku podjął jego następca, prezentujący się przed światem imieniem Franciszek, wzbudziła u wielu katolików potrzebę wyjaśnienia tej bezprecedensowej sytuacji. Pierwszą rocznicę zamiany na Watykanie dobrego pasterza na nierozgarniętego, jak się wydawało, juhasa przechodziłem jeszcze w nastroju dość sceptycznym do pojawiających się tu i ówdzie teoryj spiskowych ....
Dziś jednak wiemy już odrobinę więcej o przygotowaniach i działaniach ludzi, którym przeszkadzał sprawiedliwy i pokorny Benedykt XVI. Możemy przeanalizować treść dokonanej przezeń renuncjacji urzędu oraz zapoznać się z symboliką pozostawianych przy nim tytułów i szat; późniejszych zachowań i działań. Mamy też ciekawe źródło informujące nas o przebiegu konklawe, wybierającego jego następcę. Wszystko to oraz analizę przebiegu aktualnego pontyfikatu szczegółowo opisał Antoni Socci w książce "Non e' Francesco", której polskie wydanie ukazało się przed kilkoma tygodniami.
Publikacja "Czy to naprawdę Franciszek?" uzyskała już w Polsce trochę rozgłosu. Pojawiły się jej ciekawe recepcje w mediach elektronicznych. Jedną z pierwszych poczyniła p. Ewa Czaczkowska, ale najwięcej dobrego dla sprawy zrobiła Rzeczpospolita, która 21/22 listopada poświęciła zagadnieniu kryzysu Kościoła popularny dodatek weekendowy "PlusMinus". Zawarto tam wywiad z p. Soccim, artykuł Tomasza Krzyżaka o polskim katolicyźmie i tekst prof. Sławomira Cenckiewicza poświęcony Antypapieżom XXI wieku.
Furię modernistów wywołała zwłaszcza aluzja co do mnogiej liczby współczesnych psudopapieży. Nie zawiódł Obłudnik Powszechny , ale polemikę do Rzepy napisał również Stanisław Obirek, bagatelizujący zasadność krytyki Franciszka przez Socciego czy Cenckiewicza. Znamienne, że ów nieszczęsny kapłan - odstępca dostrzega tak wiele "nowej jakości" u aktualnego biskupa Rzymu, podczas gdy niedawno w niezbyt wyszukany sposób dokonywał syntezy pontyfikatu Benedykta XVI
Cóż zaś można napisać o samej książce Socciego ?
Jej pierwszą ćwiartkę zawiera apologia "wielkich papieży Soboru Watykańskiego II" - Pawła VI, Jana Pawła II i Benedykta XVI. Tradycjonalista czyta te strony z najdelikatniej to ujmując, mieszanymi uczuciami. Wie bowiem, że były to postacie niejednoznaczne, których znaczna część aktywności polegała na podsycaniu posoborowej rewolucji antykatolickiej. Najlepiej między nimi prezentuje się oczywiście bawarski papież, ale i jego polityka kadrowa przyczyniła się do powstałego w 2013 r. "defektu Franciszka". Ale być może dobrze, że Antoni Socci nie stał się jeszcze 100% tradycjonalistą jak my. Dzięki temu jego publikacja nie jest tak hermetyczna. Czy wspomniana na początku tekstu p. Czaczkowska przeczytałaby analizę konklawę, gdyby poprzedzała ją bezkompromisowa ocena tego, co w Kościele działo się od Soboru Watykańskiego II? Traktujmy tę książkę jako wprowadzenie do tradycjonalizmu; dokładnie tak samo jak inne wielkie dzieło Socciego poświęcone Tajemnicy Fatimskiej.
Znacznie bardziej frapujące są części następne, poświęcone analizie zrzeczenia się urzędu przez Benedykta XVI oraz przebiegowi marcowego konklawe AD 2013. Antoni Socci rekonstuuje przebieg zdarzeń w oparciu o informacje przedstawione w książce Elżbiety Pique pt. Franciszek. Życie i rewolucja. Jej autorka od lat zna kard. Bergoglio z Buenos Aires i to zapewne od niego samego zna wszystkie przedstawiane szczegóły. Dla nich warto zajrzeć do publikacji Socciego, bardzo dobrze spolszczonej przez Marcina Masnego.
Z oczywistych przyczyn nie będę streszczał wywodu włoskiego autora, pozostawiając jego Czytelnikom szansę na samodzielną analizę zgromadzonego materiału dowodowego oraz wniosków z niej wyprowadzonych. Sprawa z pewnością nie jest taka banalna, jak sądzi ks. Przemysław Śliwiński, w stanowisku którego najciekawsza jest z pewnością ... piosenka Lucciego Battisti "Non e’ Francesca".
Czy Franciszek jest zatem na dzień dzisiejszy papieżem Kościoła powszechnego?
Przed lekturą książki Socciego odrzucałem stanowisko przeciwne. Dziś już nie to dla mnie takie oczywiste. Nie wykluczałbym żadnej opcji względem Franciszka:
- papież,
- papież materialny,
- antypapież.
Zakończę wpis myślą, którą mogą Państwo uznać za niespójną lub zaskakującą względem poprzednich akapitów. Nie zamierzam wchodzić w szczegółowe spory co do franciszkowego papiestwa. Stąd proponuję nie rozszerzać debaty nad hipotetyczną sedewakancją. Działaniom Franciszka, jako wykwitom posoborowia, trzeba się przeciwstawiać niezależnie od tego wszystkiego.
Dziś jednak wiemy już odrobinę więcej o przygotowaniach i działaniach ludzi, którym przeszkadzał sprawiedliwy i pokorny Benedykt XVI. Możemy przeanalizować treść dokonanej przezeń renuncjacji urzędu oraz zapoznać się z symboliką pozostawianych przy nim tytułów i szat; późniejszych zachowań i działań. Mamy też ciekawe źródło informujące nas o przebiegu konklawe, wybierającego jego następcę. Wszystko to oraz analizę przebiegu aktualnego pontyfikatu szczegółowo opisał Antoni Socci w książce "Non e' Francesco", której polskie wydanie ukazało się przed kilkoma tygodniami.
Publikacja "Czy to naprawdę Franciszek?" uzyskała już w Polsce trochę rozgłosu. Pojawiły się jej ciekawe recepcje w mediach elektronicznych. Jedną z pierwszych poczyniła p. Ewa Czaczkowska, ale najwięcej dobrego dla sprawy zrobiła Rzeczpospolita, która 21/22 listopada poświęciła zagadnieniu kryzysu Kościoła popularny dodatek weekendowy "PlusMinus". Zawarto tam wywiad z p. Soccim, artykuł Tomasza Krzyżaka o polskim katolicyźmie i tekst prof. Sławomira Cenckiewicza poświęcony Antypapieżom XXI wieku.
Furię modernistów wywołała zwłaszcza aluzja co do mnogiej liczby współczesnych psudopapieży. Nie zawiódł Obłudnik Powszechny , ale polemikę do Rzepy napisał również Stanisław Obirek, bagatelizujący zasadność krytyki Franciszka przez Socciego czy Cenckiewicza. Znamienne, że ów nieszczęsny kapłan - odstępca dostrzega tak wiele "nowej jakości" u aktualnego biskupa Rzymu, podczas gdy niedawno w niezbyt wyszukany sposób dokonywał syntezy pontyfikatu Benedykta XVI
Cóż zaś można napisać o samej książce Socciego ?
Jej pierwszą ćwiartkę zawiera apologia "wielkich papieży Soboru Watykańskiego II" - Pawła VI, Jana Pawła II i Benedykta XVI. Tradycjonalista czyta te strony z najdelikatniej to ujmując, mieszanymi uczuciami. Wie bowiem, że były to postacie niejednoznaczne, których znaczna część aktywności polegała na podsycaniu posoborowej rewolucji antykatolickiej. Najlepiej między nimi prezentuje się oczywiście bawarski papież, ale i jego polityka kadrowa przyczyniła się do powstałego w 2013 r. "defektu Franciszka". Ale być może dobrze, że Antoni Socci nie stał się jeszcze 100% tradycjonalistą jak my. Dzięki temu jego publikacja nie jest tak hermetyczna. Czy wspomniana na początku tekstu p. Czaczkowska przeczytałaby analizę konklawę, gdyby poprzedzała ją bezkompromisowa ocena tego, co w Kościele działo się od Soboru Watykańskiego II? Traktujmy tę książkę jako wprowadzenie do tradycjonalizmu; dokładnie tak samo jak inne wielkie dzieło Socciego poświęcone Tajemnicy Fatimskiej.
Znacznie bardziej frapujące są części następne, poświęcone analizie zrzeczenia się urzędu przez Benedykta XVI oraz przebiegowi marcowego konklawe AD 2013. Antoni Socci rekonstuuje przebieg zdarzeń w oparciu o informacje przedstawione w książce Elżbiety Pique pt. Franciszek. Życie i rewolucja. Jej autorka od lat zna kard. Bergoglio z Buenos Aires i to zapewne od niego samego zna wszystkie przedstawiane szczegóły. Dla nich warto zajrzeć do publikacji Socciego, bardzo dobrze spolszczonej przez Marcina Masnego.
Z oczywistych przyczyn nie będę streszczał wywodu włoskiego autora, pozostawiając jego Czytelnikom szansę na samodzielną analizę zgromadzonego materiału dowodowego oraz wniosków z niej wyprowadzonych. Sprawa z pewnością nie jest taka banalna, jak sądzi ks. Przemysław Śliwiński, w stanowisku którego najciekawsza jest z pewnością ... piosenka Lucciego Battisti "Non e’ Francesca".
Czy Franciszek jest zatem na dzień dzisiejszy papieżem Kościoła powszechnego?
Przed lekturą książki Socciego odrzucałem stanowisko przeciwne. Dziś już nie to dla mnie takie oczywiste. Nie wykluczałbym żadnej opcji względem Franciszka:
- papież,
- papież materialny,
- antypapież.
Zakończę wpis myślą, którą mogą Państwo uznać za niespójną lub zaskakującą względem poprzednich akapitów. Nie zamierzam wchodzić w szczegółowe spory co do franciszkowego papiestwa. Stąd proponuję nie rozszerzać debaty nad hipotetyczną sedewakancją. Działaniom Franciszka, jako wykwitom posoborowia, trzeba się przeciwstawiać niezależnie od tego wszystkiego.
niedziela, 8 listopada 2015
List pasterski Episkopatu Polski o prześladowaniu chrześcijan
W dotychczasowej karierze Młota na Posoborowie nie zdarzyło nam się jeszcze zgadzać z każdem słowem zawartem w liście pasterskim KEPu. Ale zawsze musi być ten pierwszy raz. Ufam też, że nie jest to zarazem raz ostatni!
Zachęcam do zapoznania się z Listem lub przypomnienia jego treści - wszak czytano go dzisiaj na niemal wszystkich Mszach Świętych. Jego najdobitniejsze chyba zdanie brzmi:
Ponad 100 tys. chrześcijan każdego roku jest brutalnie mordowanych, a jedynym motywem odebrania im życia jest wyznawana przez nich chrześcijańska wiara.Bóg zapłać naszym pasterzom za mądre i odważne słowa!
czwartek, 5 listopada 2015
Monitoring
Ponieważ prowadzimy na „Młocie” monitoring aktywności osób podających się za duchownych katolickich, godzi się wspomnieć o świeżutkim komunikacie Kurii Metropolitalnej Warszawskiej dotyczącym sprawy o charakterze ogólnopolskim:
„Bohater” owego komunikatu może mieć ważne (choć udzielone niegodziwie) święcenia kapłańskie od biskupa Stanisława Sawickiego. Dżentelmeni współpracowali niegdyś w Bractwie Św. Św Cyryla i Metodego, ale obecnie ich drogi najwyraźniej się rozdzieliły. Biskup Stanisław Sawicki aktualnie widnieje w ewidencji członków „Katolickiego Kościoła Narodowego w Polsce” (jest w nim także nasz inny stary znajomy ks. Damian Grzyb).
Kuria Diecezjalna Bielsko-Żywiecka uprzejmie informuje, że podający się za kapłana pan Sławomir Siąkała, powołujący się na zamieszkanie i pracę duszpasterską w parafii w Bierach bądź w Grodźcu, na terenie Diecezji Bielsko-Żywieckiej, nigdy nie był kapłanem tej diecezji. Ponieważ nie ma żadnego dowodu, że przyjął święcenia kapłańskie, ostrzegamy przed jego działalnością, która wykracza już poza granice Diecezji Bielsko-Żywieckiej
„Bohater” owego komunikatu może mieć ważne (choć udzielone niegodziwie) święcenia kapłańskie od biskupa Stanisława Sawickiego. Dżentelmeni współpracowali niegdyś w Bractwie Św. Św Cyryla i Metodego, ale obecnie ich drogi najwyraźniej się rozdzieliły. Biskup Stanisław Sawicki aktualnie widnieje w ewidencji członków „Katolickiego Kościoła Narodowego w Polsce” (jest w nim także nasz inny stary znajomy ks. Damian Grzyb).
wtorek, 3 listopada 2015
Kongresy intronizacyjne
Od maja 2014 r. do chwili bieżącej odbyło się w Polsce już pięć jednodniowych „Kongresów dla Społecznego Panowania Chrystusa Króla”. Ich inicjatorem jest Stowarzyszenie "Klub Fides Et Ratio". Analiza treści kongresów i prelegentów (np. edycje I i II ; edycja V ) wskazuje, że stanowią ciekawą mieszankę idej, łączącą polskich integrystów od konserwatywnego Novus Ordo po sedewakantystów. Samo w sobie byłoby to dobre, gdyby nie jedna, bardzo niepokojąca domieszka. Poprzez dobór zapraszanych prelegentów wywodzących się m.in. z kręgów sympatyków śp. Księdza Tadeusza Kiersztyna organizator kongresów promuje prywatne, niezatwierdzone przez Kościół objawienia powstające w ww. kręgu. O problemach tego dotyczących pisaliśmy na „Młocie” kilka lat temu, np. w recenzji książkowego wywiadu z ks. Stanisławem Małkowskim.
Nic się od tego czasu nie zmieniło:
1) Teologia kiersztynowców zawiera błędy w odniesieniu do kultu Najświętszego Serca Pana Jezusa.
2) Prywatne objawienia nie są badane ani zatwierdzane przez Kościół…. i nie wydaje się, by mogły być, bowiem w tych kręgach (kiersztynowcy, ks. Natanek, Adam Człowiek) mają one charakter codziennej „gorącej linii” z nieba.
W tym ujęciu tradycyjna Msza łacińska czy też walka z masonerią i modernizmem zdają się być nośnikiem do promocji pomysłu intronizacji Jezusa Chrystusa na Króla Polski. Czy tradycjonaliści zapraszani na kongresy intronizacyjne powinni swą obecnością dawać na to przyzwolenie? Czy godzi się wygłaszać referaty dotyczące spraw autonomicznych, np. liturgii przedsoborowej, encykliki Quas Primas Piusa XI itp. itd. nie dostrzegając ogólnego kontekstu, jaki tu się szykuje?
Uważam uwikłanie tradycjonalizmu katolickiego w prywatne objawienia za jedno z największych zagrożeń, przed jakimi możemy stanąć. Byłoby to zresztą dogłębnie sprzeczne z istotą naszego podejścia do świata, opartego o filozofię realistyczną. Katolicyzm głosi, że powinniśmy podejmować decyzje w oparciu o analizę faktów i wnioskowanie rozumowe. Charyzmatycy uważają, że nasza religijność (i nie tylko) powinna się opierać o uczucia i doznania, na które trzeba się otworzyć. Objawieniowcy podejmują swoje decyzje w oparciu o nierozeznany przez Kościół głos, który traktują jako wolę Pana Boga. Nie chciałbym nikogo urazić, ale metodologicznie podejściu temu najbliżej jest do szamanizmu, czy ogólniej – religij pierwotnych.
Nawet jeśli przez pewien czas medium głosić będzie doktrynę w miarę katolicką, to pozostaje pytanie, czy kiedyś nie przestanie. Przecież słynna przez lata sekta z Palmar de Troya zaczynała właśnie w ten sposób: od kontestowania posoborowia lat 70-tych XX wieku. Wizjonerzy i związane z nimi kręgi zapraszały arcybiskupa Lefebvre’a, który ich przekierował do arcybiskupa Thuca. Niezłomny wietnamski hierarcha bez wystarczającego zbadania sprawy (spowodowanego w szczególności barierami językowymi) uwierzył w prawdziwość objawień maryjnych w Palmar, po czym wyświęcił na kapłanów świeckich członków zakonu karmelitanów od Najświętszego Oblicza, a pięciu spośród nich udzielił sakry biskupiej. Zaledwie dwa lata później mieliśmy do czynienia z regularną sektą, której guru (w oparciu o objawienia rzekomego Jezusa Chrystusa) wymyślał nowe dogmaty, reformował liturgię i kanonizował świętych. Do tego wszystkiego mogą doprowadzić fałszywe objawienia.
Nic się od tego czasu nie zmieniło:
1) Teologia kiersztynowców zawiera błędy w odniesieniu do kultu Najświętszego Serca Pana Jezusa.
2) Prywatne objawienia nie są badane ani zatwierdzane przez Kościół…. i nie wydaje się, by mogły być, bowiem w tych kręgach (kiersztynowcy, ks. Natanek, Adam Człowiek) mają one charakter codziennej „gorącej linii” z nieba.
W tym ujęciu tradycyjna Msza łacińska czy też walka z masonerią i modernizmem zdają się być nośnikiem do promocji pomysłu intronizacji Jezusa Chrystusa na Króla Polski. Czy tradycjonaliści zapraszani na kongresy intronizacyjne powinni swą obecnością dawać na to przyzwolenie? Czy godzi się wygłaszać referaty dotyczące spraw autonomicznych, np. liturgii przedsoborowej, encykliki Quas Primas Piusa XI itp. itd. nie dostrzegając ogólnego kontekstu, jaki tu się szykuje?
Uważam uwikłanie tradycjonalizmu katolickiego w prywatne objawienia za jedno z największych zagrożeń, przed jakimi możemy stanąć. Byłoby to zresztą dogłębnie sprzeczne z istotą naszego podejścia do świata, opartego o filozofię realistyczną. Katolicyzm głosi, że powinniśmy podejmować decyzje w oparciu o analizę faktów i wnioskowanie rozumowe. Charyzmatycy uważają, że nasza religijność (i nie tylko) powinna się opierać o uczucia i doznania, na które trzeba się otworzyć. Objawieniowcy podejmują swoje decyzje w oparciu o nierozeznany przez Kościół głos, który traktują jako wolę Pana Boga. Nie chciałbym nikogo urazić, ale metodologicznie podejściu temu najbliżej jest do szamanizmu, czy ogólniej – religij pierwotnych.
Nawet jeśli przez pewien czas medium głosić będzie doktrynę w miarę katolicką, to pozostaje pytanie, czy kiedyś nie przestanie. Przecież słynna przez lata sekta z Palmar de Troya zaczynała właśnie w ten sposób: od kontestowania posoborowia lat 70-tych XX wieku. Wizjonerzy i związane z nimi kręgi zapraszały arcybiskupa Lefebvre’a, który ich przekierował do arcybiskupa Thuca. Niezłomny wietnamski hierarcha bez wystarczającego zbadania sprawy (spowodowanego w szczególności barierami językowymi) uwierzył w prawdziwość objawień maryjnych w Palmar, po czym wyświęcił na kapłanów świeckich członków zakonu karmelitanów od Najświętszego Oblicza, a pięciu spośród nich udzielił sakry biskupiej. Zaledwie dwa lata później mieliśmy do czynienia z regularną sektą, której guru (w oparciu o objawienia rzekomego Jezusa Chrystusa) wymyślał nowe dogmaty, reformował liturgię i kanonizował świętych. Do tego wszystkiego mogą doprowadzić fałszywe objawienia.
wtorek, 13 października 2015
Current 93 – tym razem dezinformacja przegrała
Oburzamy się tysiącami obywateli – katolików na różne „Golgota picnic”, organizujemy bojkoty napojów o nazwie „Demon”, redaktorzy „Egzorcysty” szukają diabła wszędzie prócz … własnych luster, a tymczasem, pomimo tak szerokiego frontu sił antysatanistycznych w Polsce o mały włos nie doszło do faktycznego skandalu.
W ramach odbywającego się właśnie krakowskiego festiwalu muzyki współczesnej UNSOUND zaplanowano koncerty w katolickich świątyniach. 16 października u św. Katarzyny miał zagrać neofolkowy band Davida Tibeta pod nazwą Current 93. Występ ten został zablokowany dzięki jednej osobie, bloggerowi Krzysztofowi Osiejukowi . Sprawie należy przyjrzeć się nieco bliżej.
Jak relacjonuje "Dziennik Polski":
Czytając wpis pt. Czemu Diabeł chodzi do kościoła? stwierdzam, że część ocen i oskarżeń p. Osiejuka jest przesadzona, a część osądów błędna. Należy zweryfikować, na ile się da, zdanie: „biorący udział w festiwalu artyści – powtórzę raz jeszcze, reprezentujący niemal wyłącznie i całkowicie jednoznacznie satanistyczny nurt we współczesnej sztuce muzycznej”, bo brzmi ono przerażająco. Zachęcam do podjęcia pogłębionego śledztwa przez osoby, które mają pojęcie o wspomnianych artystach. Osobiście jestem dość sceptyczny co do zacytowanego twierdzenia.
Kluczowe zdanie Bloggera: "16 października, u Św. Katarzyny, ma dojść do koncertu słynnego satanistycznego zespołu Current 93, którego logo stanowi ukrzyżowany Chrystus przyozdobiony odwróconym pentagramem" zawiera następujące nieścisłości:
1) Ukrzyżowany Chrystus jest identyczny z doskonale nam znanym wizerunkiem „ozdabiającym” ferulę Pawła VI. Wielokrotnie spotykałem się z informacjami pochodzącymi z różnych źródeł, iż ów znak (ta forma krzyża) był w średniowieczu wykorzystywany przez okultystów w celu demonstrowania zwycięstwa diabła nad Chrystusem.
2) „Odwrócony pentagram” to w istocie symetryczny heksagram, symbol stosowany przez słynnego satanistę Aleistera Crowley’a i jego zakony okultystyczne jako znak identyfikacji religijnej.
Dziennik Polski cytuje absolutnie kuriozalną wypowiedź Marka Horodniczego, przedstawianego jako publicysta katolicki, były redaktor naczelny magazynu „Fronda”.
Powszechnie dostępne źródła odnoszące się do p. Tibeta wskazują na jego synkretyzm religijny łączący chrześcijaństwo z buddyzmem i satanizmem crowley’owskim. Pozostaje w kontakcie z crowleyanami i jest przez nich wysoko ceniony, co dokumentuje nominacja z 2006 r. do najwyższego ciała doradczego międzynarodowej loży. Nazwa zespołu „Current 93” również ma konotacje okultystyczne.
Dla zainteresowanych: oto, jak odpowiedzieli na oskarżenia o satanizm organizatorzy Unsound i lider Current 93.
Który to już raz się dzieje?
W katedrze warszawsko – praskiej zaprezentowano parę lat temu organową wersję „Kołysanki Rosemary” z filmu Romana Polańskiego. Kościelna fundacja Bonum z parafii, w której pracował Ksiądz Jerzy Popiełuszko, żyrowała przez lata festiwal studencki, na którym grał Slayer czy Bad Religion, a teraz dowiadujemy się o krakowskim festiwalu Unsound. Dodam, że szukając materiałów do niniejszego wpisu odnalazłem informację o występach Current 93 we Wrocławiu AD 2008, w katedrze polskokatolickiej.
Przedstawiam dwa wnioski:
1. Kościoły powinno pozostawać miejscami kultu religijnego. Należy powstrzymywać się od łączenia ich z wydarzeniami patriotycznymi czy kulturą świecką. Pisząc w skrócie: koncert kolęd – tak; koncert operowy – nie; koncert z okazji Dnia Niepodległości – nie. Wyjątek zaproponowałbym dla muzyki organowej, którą poza świątyniami trudno usłyszeć na żywo.
2. Dziwi milczenie mediów katolickich w sprawie Current 93 na festiwalu Unsound w Krakowie. Czy żyją wyłącznie meczami reprezentacji i wyborami? A może synodem? W mniejszych i mniej oczywistych sprawach temat drążono. Teraz jest cisza …
Rozumiem, że łatwiej protestować w sprawie Behemotha, o którym wszyscy wszystko wiedzą. Lub publikować idiotyczne listy zagrożeń duchowych, na których będzie AC/ DC, Led Zeppelin i Black Sabbath.
Szacunek dla Państwa Hanny i Krzysztofa Osiejuków - za podjęcie działań i ich skuteczny finał. Nie wyrażę uznania dla Kurii krakowskiej – za zerwanie współpracy z festiwalem Unsound po tym, jak afera wybuchła. Dlaczego? Bo trzeba być idiotami, by współpracować z podmiotem, który kilka lat temu promował jako gwiazdę współczesnej muzyki pannę Marinę Hantzis, znaną pod pseudonimem scenicznym Sasha Grey.
W ramach odbywającego się właśnie krakowskiego festiwalu muzyki współczesnej UNSOUND zaplanowano koncerty w katolickich świątyniach. 16 października u św. Katarzyny miał zagrać neofolkowy band Davida Tibeta pod nazwą Current 93. Występ ten został zablokowany dzięki jednej osobie, bloggerowi Krzysztofowi Osiejukowi . Sprawie należy przyjrzeć się nieco bliżej.
Jak relacjonuje "Dziennik Polski":
Na dwa tygodnie przed koncertem, który był zaplanowany na najbliższy piątek, do proboszcza zatelefonowała Hanna Osiejuk (córka internetowego blogera Krzysztofa Osiejuka, znanego jako „Toyah”), która przestrzegała przed organizacją koncertu rzekomo „satanistycznego” wykonawcy.
- Aby wyjaśnić sytuację, poprosiliśmy artystę o jednoznaczną deklarację. Otrzymaliśmy od niego list, w którym stwierdza, że obecnie jest gorliwym chrześcijaninem. To wyjaśnienie uspokoiło proboszcza i wydawało się, że koncert jest niezagrożony - opowiada nam Małgorzata Płysa, szefowa fundacji Tone organizującej Unsound Festival. Niestety - pod koniec ubiegłego tygodnia podobne ostrzeżenie wpłynęło do krakowskiej kurii. Dlatego proboszcz św. Katarzyny musiał odwołać koncert formacji Current 93.
Czytając wpis pt. Czemu Diabeł chodzi do kościoła? stwierdzam, że część ocen i oskarżeń p. Osiejuka jest przesadzona, a część osądów błędna. Należy zweryfikować, na ile się da, zdanie: „biorący udział w festiwalu artyści – powtórzę raz jeszcze, reprezentujący niemal wyłącznie i całkowicie jednoznacznie satanistyczny nurt we współczesnej sztuce muzycznej”, bo brzmi ono przerażająco. Zachęcam do podjęcia pogłębionego śledztwa przez osoby, które mają pojęcie o wspomnianych artystach. Osobiście jestem dość sceptyczny co do zacytowanego twierdzenia.
Kluczowe zdanie Bloggera: "16 października, u Św. Katarzyny, ma dojść do koncertu słynnego satanistycznego zespołu Current 93, którego logo stanowi ukrzyżowany Chrystus przyozdobiony odwróconym pentagramem" zawiera następujące nieścisłości:
1) Ukrzyżowany Chrystus jest identyczny z doskonale nam znanym wizerunkiem „ozdabiającym” ferulę Pawła VI. Wielokrotnie spotykałem się z informacjami pochodzącymi z różnych źródeł, iż ów znak (ta forma krzyża) był w średniowieczu wykorzystywany przez okultystów w celu demonstrowania zwycięstwa diabła nad Chrystusem.
2) „Odwrócony pentagram” to w istocie symetryczny heksagram, symbol stosowany przez słynnego satanistę Aleistera Crowley’a i jego zakony okultystyczne jako znak identyfikacji religijnej.
Dziennik Polski cytuje absolutnie kuriozalną wypowiedź Marka Horodniczego, przedstawianego jako publicysta katolicki, były redaktor naczelny magazynu „Fronda”.
Koncertowa afera wynika z nieporozumienia, które, jak się okazuje, można wyjaśnić. - David Tibet był okultystą w połowie lat 80. i taki charakter miała też wtedy jego twórczość. Potem przeżył, jak sam twierdzi, nawrócenie na chrześcijaństwo. Dzisiaj wykonuje już zupełnie inną muzykę z innym przesłaniem. Decyzja kurii, do której ma oczywiście prawo, może więc wynikać z dezinformacji.
Powszechnie dostępne źródła odnoszące się do p. Tibeta wskazują na jego synkretyzm religijny łączący chrześcijaństwo z buddyzmem i satanizmem crowley’owskim. Pozostaje w kontakcie z crowleyanami i jest przez nich wysoko ceniony, co dokumentuje nominacja z 2006 r. do najwyższego ciała doradczego międzynarodowej loży. Nazwa zespołu „Current 93” również ma konotacje okultystyczne.
Dla zainteresowanych: oto, jak odpowiedzieli na oskarżenia o satanizm organizatorzy Unsound i lider Current 93.
Który to już raz się dzieje?
W katedrze warszawsko – praskiej zaprezentowano parę lat temu organową wersję „Kołysanki Rosemary” z filmu Romana Polańskiego. Kościelna fundacja Bonum z parafii, w której pracował Ksiądz Jerzy Popiełuszko, żyrowała przez lata festiwal studencki, na którym grał Slayer czy Bad Religion, a teraz dowiadujemy się o krakowskim festiwalu Unsound. Dodam, że szukając materiałów do niniejszego wpisu odnalazłem informację o występach Current 93 we Wrocławiu AD 2008, w katedrze polskokatolickiej.
Przedstawiam dwa wnioski:
1. Kościoły powinno pozostawać miejscami kultu religijnego. Należy powstrzymywać się od łączenia ich z wydarzeniami patriotycznymi czy kulturą świecką. Pisząc w skrócie: koncert kolęd – tak; koncert operowy – nie; koncert z okazji Dnia Niepodległości – nie. Wyjątek zaproponowałbym dla muzyki organowej, którą poza świątyniami trudno usłyszeć na żywo.
2. Dziwi milczenie mediów katolickich w sprawie Current 93 na festiwalu Unsound w Krakowie. Czy żyją wyłącznie meczami reprezentacji i wyborami? A może synodem? W mniejszych i mniej oczywistych sprawach temat drążono. Teraz jest cisza …
Rozumiem, że łatwiej protestować w sprawie Behemotha, o którym wszyscy wszystko wiedzą. Lub publikować idiotyczne listy zagrożeń duchowych, na których będzie AC/ DC, Led Zeppelin i Black Sabbath.
Szacunek dla Państwa Hanny i Krzysztofa Osiejuków - za podjęcie działań i ich skuteczny finał. Nie wyrażę uznania dla Kurii krakowskiej – za zerwanie współpracy z festiwalem Unsound po tym, jak afera wybuchła. Dlaczego? Bo trzeba być idiotami, by współpracować z podmiotem, który kilka lat temu promował jako gwiazdę współczesnej muzyki pannę Marinę Hantzis, znaną pod pseudonimem scenicznym Sasha Grey.
piątek, 4 września 2015
Miły gest Franciszka względem FSSPX
W Kościele Posoborowym trwają przygotowania do Roku Miłosierdzia, który ma się rozpocząć w uroczystość Niepokalanego Poczęcia NMP, czyli 8 grudnia. Z tej to przyczyny Franciszek napisał list zawierający kilka wskazówek duszpasterskich. Dwie najważniejsze myśli Papieża są szeroko komentowane. I co zaskakujące (do czego to doszło, że nie krytykujemy Franciszka ?!), obie bezdyskusyjnie słuszne.
Franciszek postanowił, by podczas Roku Miłosierdzia każdy kapłan mógł rozgrzeszać kobiety spowiadające się z grzechu aborcji. Czyn ten według prawa kanonicznego stanowi grzech zastrzeżony biskupowi, tj. w normalnych okolicznościach może z niego rozgrzeszać wyłącznie ordynariusz lub delegowani przezeń kapłani. Zakres delegacyj biskupich zależy od diecezji, co nie jest jasne ani przejrzyste dla wiernych. Jeden biskup upoważnia do rozgrzeszenia niemal wszystkich kapłanów (np. posiadających pięcioletni staż kapłaństwa), inny – jedynie wybranych prałatów. Oczywiście decyzja Franciszka nie wpływa na pozostałe warunki sakramentu pokuty, to jest rachunek sumienia, żal za grzechy, postanowienie poprawy, zadośćuczynienie Bogu i bliźniemu.
Drugie postanowienie Franciszka jest szczególnie interesujące dla tradycjonalistów. Na Rok Miłosierdzia Papież jednostronnie udziela władzy administrowania sakramentu pokuty kapłanom należącym do Bractwa św. Piusa X:
Nie widzę powodów do tryumfu w związku z tą decyzją, gdyż zawsze byłem przekonany co do ważności i godziwości spowiedzi u Piusowców. Ale z pewnością sporo dobrych katolików miało wątpliwości w tej sprawie, a teraz się ich pozbędzie. Będzie uczestniczyć we Mszach celebrowanych przez kapłanów Bractwa, kupi jego publikacje i je przeczyta, a może kiedyś skorzysta ze spowiedzi, które miał na myśli Franciszek.
A ponieważ wiemy, że prowizorki są najtrwalsze, nie tylko w Polsce, to chyba możemy założyć, iż status FSSPX nie pogorszy się po zakończeniu Roku Miłosierdzia, czyli w nocy z 20 na 21 listopada 2016 r. Byłoby to zresztą bardzo … niemiłosierne.
Jakie mogą być dalsze konsekwencje zwykłego papieskiego listu ? Ano choćby takie, że i księżom diecezjalnym i zakonnym, których przełożeni zmuszają do zachowań sprzecznych z wiarą (np. ograniczanie praw zapisanych w Summorum Pontificum, odprawianie Nowej Mszy, udzielanie Komunii Św. na rękę, udział w spotkania międzyreligijnych itp.) byłoby łatwiej oddawać się pod opiekę duchową Bractwa, w którego kary kanoniczne wierzyliby już tylko najgłupsi moderniści.
A skoro już ich wspomnieliśmy … Ponieważ strony szkodliwe należy monitorować i piętnować, ponownie zajrzałem do nieszczęśników prowadzących bloga pod szczytną nazwą „W obronie tradycji i wiary”. Wciąż nie widać reakcji na wpis Młota , ale za to błyskawicznie pojawiła się analiza poświęcona słowom Franciszka na temat FSSPX.
Niestety, temat FSSPX ponownie przerósł naszego specjalistę. Dość powiedzieć, że gość nieprawidłowo zinterpretował nawet … termin, od jakiego Franciszek legalizuje spowiedź dokonywaną przez kapłanów FSSPX. On twierdzi, że dzieje się tak od daty publikacji papieskiego listu (1 września 2015) podczas gdy jego Autor wyraźnie odnosił się do okresu 8 grudnia 2015 – 20 listopada 2016 r. Większość wpisu stanowią bzdury, które wymagają analizy psychologicznej lub psychiatrycznej, ale na pewno nie teologicznej:
Oto, do czego prowadzą zaślepienie i nienawiść. Wszyscy katolicy dobrej woli powinni cieszyć się z decyzji Papieża Franciszka i wspierać go modlitwą, by podtrzymał tę passę na czas prac synodu na temat zagrożeń rodziny.
Franciszek postanowił, by podczas Roku Miłosierdzia każdy kapłan mógł rozgrzeszać kobiety spowiadające się z grzechu aborcji. Czyn ten według prawa kanonicznego stanowi grzech zastrzeżony biskupowi, tj. w normalnych okolicznościach może z niego rozgrzeszać wyłącznie ordynariusz lub delegowani przezeń kapłani. Zakres delegacyj biskupich zależy od diecezji, co nie jest jasne ani przejrzyste dla wiernych. Jeden biskup upoważnia do rozgrzeszenia niemal wszystkich kapłanów (np. posiadających pięcioletni staż kapłaństwa), inny – jedynie wybranych prałatów. Oczywiście decyzja Franciszka nie wpływa na pozostałe warunki sakramentu pokuty, to jest rachunek sumienia, żal za grzechy, postanowienie poprawy, zadośćuczynienie Bogu i bliźniemu.
Drugie postanowienie Franciszka jest szczególnie interesujące dla tradycjonalistów. Na Rok Miłosierdzia Papież jednostronnie udziela władzy administrowania sakramentu pokuty kapłanom należącym do Bractwa św. Piusa X:
Ten Jubileuszowy Rok Miłosierdzia nie wyklucza nikogo. Niektórzy współbracia biskupi z różnych stron opowiadali mi o ich dobrej wierze i praktykowaniu sakramentów, z czym łączy się jednak dyskomfort życia w trudnej z duszpasterskiego punktu widzenia sytuacji. Ufam, że w bliskiej przyszłości będzie można znaleźć rozwiązania pozwalające przywrócić pełną jedność z kapłanami i przełożonymi Bractwa. Tymczasem, powodowany potrzebą zabiegania o dobro tych wiernych, rozporządzam i postanawiam, że osoby, które w Roku Świętym Miłosierdzia przystąpią do Sakramentu Pojednania u kapłanów z Bractwa św. Piusa X, otrzymają ważne i zgodne z prawem rozgrzeszenie.
Nie widzę powodów do tryumfu w związku z tą decyzją, gdyż zawsze byłem przekonany co do ważności i godziwości spowiedzi u Piusowców. Ale z pewnością sporo dobrych katolików miało wątpliwości w tej sprawie, a teraz się ich pozbędzie. Będzie uczestniczyć we Mszach celebrowanych przez kapłanów Bractwa, kupi jego publikacje i je przeczyta, a może kiedyś skorzysta ze spowiedzi, które miał na myśli Franciszek.
A ponieważ wiemy, że prowizorki są najtrwalsze, nie tylko w Polsce, to chyba możemy założyć, iż status FSSPX nie pogorszy się po zakończeniu Roku Miłosierdzia, czyli w nocy z 20 na 21 listopada 2016 r. Byłoby to zresztą bardzo … niemiłosierne.
Jakie mogą być dalsze konsekwencje zwykłego papieskiego listu ? Ano choćby takie, że i księżom diecezjalnym i zakonnym, których przełożeni zmuszają do zachowań sprzecznych z wiarą (np. ograniczanie praw zapisanych w Summorum Pontificum, odprawianie Nowej Mszy, udzielanie Komunii Św. na rękę, udział w spotkania międzyreligijnych itp.) byłoby łatwiej oddawać się pod opiekę duchową Bractwa, w którego kary kanoniczne wierzyliby już tylko najgłupsi moderniści.
A skoro już ich wspomnieliśmy … Ponieważ strony szkodliwe należy monitorować i piętnować, ponownie zajrzałem do nieszczęśników prowadzących bloga pod szczytną nazwą „W obronie tradycji i wiary”. Wciąż nie widać reakcji na wpis Młota , ale za to błyskawicznie pojawiła się analiza poświęcona słowom Franciszka na temat FSSPX.
Niestety, temat FSSPX ponownie przerósł naszego specjalistę. Dość powiedzieć, że gość nieprawidłowo zinterpretował nawet … termin, od jakiego Franciszek legalizuje spowiedź dokonywaną przez kapłanów FSSPX. On twierdzi, że dzieje się tak od daty publikacji papieskiego listu (1 września 2015) podczas gdy jego Autor wyraźnie odnosił się do okresu 8 grudnia 2015 – 20 listopada 2016 r. Większość wpisu stanowią bzdury, które wymagają analizy psychologicznej lub psychiatrycznej, ale na pewno nie teologicznej:
Dlaczego więc papież Franciszek udzielił tego przywileju? Żeby mącić, bo innych sensownych wyjaśnień nie ma. A co z tego wynika:
1. Policzek dla miejscowej hierarchii kościelnej.
2. Zamęt wśród zwykłych katolików.
3. Zamęt wśród kanonistów.
4. Zamęt wśród wiernych Bractwa.
5. Zamęt wśród tradycjonalistów.
6. Przypuszczalny podział Bractwa.
7. Radość sedewakantystów.
Oto, do czego prowadzą zaślepienie i nienawiść. Wszyscy katolicy dobrej woli powinni cieszyć się z decyzji Papieża Franciszka i wspierać go modlitwą, by podtrzymał tę passę na czas prac synodu na temat zagrożeń rodziny.
piątek, 28 sierpnia 2015
Proces Józefa Wesołowskiego przeprowadzony i zakończony
Dwa i pół miesiąca temu słyszeliśmy o odroczeniu procesu byłego nuncjusza apostolskiej na Dominikanie Józefa Wesołowskiego z uwagi na jego zły stan zdrowia. Dziś można powiedzieć, że wszystko to jest już nieaktualne; proces Wesołowskiego został błyskawicznie przeprowadzony i zakończony.
Dodajmy też, że proces ten z całą pewnością był sprawiedliwy i miłosierny.
Co się stało?
Po prostu, Józef Wesołowski zmarł i trafił przed oblicze Boga, który osądził jego duszę i sumienie.
Przez ludzi takich jak ów były arcybiskup - pedofilów w sutannach - wstydziłem się, że jestem katolikiem. Wstyd związany z Wesołowskim był tym większy, że osobnik ten urodził się w Polsce i choć posiadał obywatelstwo watykańskie, w mediach był przedstawiany jako Polak.
Nie czuję do zmarłego nienawiści ale też nie namawiam do modlitwy w jego intencji. Przyznam, że zawsze irytują mnie publicznie ogłaszane modlitwy za zmarłych zbrodniarzy, bandytów i nikczemników. Mam często wrażenie, iż takie inicjatywy zbyt często przynajmniej ocierają się o faryzeizm: „jaki to jestem doskonały, że modlę się za duszę Xa”. A czy wszyscy ci ludzie modlą się wystarczająco dużo za dusze własnych bliskich, żywych i zmarłych?
Dodajmy też, że proces ten z całą pewnością był sprawiedliwy i miłosierny.
Co się stało?
Po prostu, Józef Wesołowski zmarł i trafił przed oblicze Boga, który osądził jego duszę i sumienie.
Przez ludzi takich jak ów były arcybiskup - pedofilów w sutannach - wstydziłem się, że jestem katolikiem. Wstyd związany z Wesołowskim był tym większy, że osobnik ten urodził się w Polsce i choć posiadał obywatelstwo watykańskie, w mediach był przedstawiany jako Polak.
Nie czuję do zmarłego nienawiści ale też nie namawiam do modlitwy w jego intencji. Przyznam, że zawsze irytują mnie publicznie ogłaszane modlitwy za zmarłych zbrodniarzy, bandytów i nikczemników. Mam często wrażenie, iż takie inicjatywy zbyt często przynajmniej ocierają się o faryzeizm: „jaki to jestem doskonały, że modlę się za duszę Xa”. A czy wszyscy ci ludzie modlą się wystarczająco dużo za dusze własnych bliskich, żywych i zmarłych?
wtorek, 18 sierpnia 2015
Internetowy paszkwil na Bractwo Św. Piusa X
Czytelnicy „Młota” wiedzą, że blog ten pozostaje w swych sądach niezależny: czasem pochwali tzw. liberała lub rzekomego „kryptomodernistę”, a wielokroć strzela argumentami przeciw tradycjonalistom, zasłużonym działaczom i organizacjom. Równocześnie służy dyskusjom pomiędzy katolikami i unika przedstawiania poglądów piszącego te słowa bloggera jako prawdy objawionej i nieomylnej.
Pozostając w streszczonej powyżej konwencji zajmiemy się cyklem składającym się z aż 22 wpisów opublikowanych na blogu W OBRONIE TRADYCJI I WIARY poświęconych Bractwu św. Piusa X. Nie wiem, kto jest autorem powyższego opracowania. Są nimi anonimowi „teologowie ze stopniami naukowymi w dziedzinie teologii i innych nauk humanistycznych, z wieloletnią praktyką dydaktyczną oraz samodzielnymi publikacjami naukowymi w kraju i zagranicą.” Osoby te uznają V2 i starają się działać zgodnie z hermeneutyką ciągłości. Słowem: jest to jakieś „konserwatywne posoborowie”.
POSŁUSZEŃSTWO OCHRONĄ PRZED SZATANEM
Część 1
Część 2
Te dwa wpisy streszczają rozumowanie Autora, żyjącego w świecie alternatywy rozłącznej: albo posłuszeństwo Kościołowi albo posłuszeństwo szatanowi. Jednak dalsze wpisy nie będą spójne z powyższymi, co skrupulatnie odnotujemy.
DRĘCZENIE DEMONICZNE PO MSZACH TRYDENCKICH W BRACTWIE
Część 3
Część 4
Wbrew pozorom ów ustopniowany i utytułowany naukowo Anonim pisze swój tekst na poważnie. Argumentem przeciw całemu FSSPX jest to, że rzekomo zachęca do chodzenia na Msze celebrowane przez kapłanów FSSPX nie kto inny, jak bohater „Młota na posoborowie” .. brat biskup Stanisław Sawicki, a osoba zachęcana rzekomo cierpi na jakieś dręczenia demoniczne. Anonimowy-co-najmniej-doktór-teologii wywodzi stąd, że za dręczenia odpowiadają kontakty z Bractwem św. Piusa X. Tekst uzupełniają pomówienia już całkiem bezosobowe, sugerujące, iż takich przypadków jest więcej.
STATUS KANONICZNY BRACTWA A „NIEREGULARNOŚĆ KANONICZNA”
Część 5
Autor ma problem. Z jednej strony stwierdza, że oddzielenie od Kościoła prowadzi do schizmy i herezyj, co było udziałem starokatolików czy marjawitów. Z drugiej strony oznajmia, że FSSPX nie popadło jeszcze w błędy po 40 latach swojego istnienia. Z trzeciej strony sugeruje, że teologia Bractwa odnośnie do Soboru Watykańskiego II i kilku innych kwestyj jest niepoprawna. Z czwartej wreszcie strony przyznaje, iż aktualny status kanoniczny Piusowców jest niejasny z uwagi na nieprecyzyjność posoborowego prawa kanonicznego i chaos kierowania Kościołem.
Część 6
Rozwija się tu myśl, iż kapłani należący do Bractwa są suspendowani i nie pełnią w Kościele żadnej uprawnionej posługi.
Część 7
Święcenia w FSSPX są ważne, ale niegodziwe.
Część 8
Bardzo ważny wpis, bo pokazuje, że Autor nie wie, o czym pisze. Otóż według niego członkowie FSSPX nie kwestionują „ani swojej nieregularności kanonicznej ani też suspensy”. I dalej:
Ten człowiek po prostu nie rozumie, że źródłem kryzysu Kościoła są decyzje papieży. Rozumiem, że można było mieć takie zdanie w czasach Benedykta XVI (sam uważałem wówczas, że przyjęcie statusu kanonicznego przez FSSPX byłoby korzystne), ale żeby być tak ślepym dziś, w czasach Franciszka?! Prócz tego, nie można patrzeć na funkcjonowanie w Kościele w oderwaniu od norm dogmatycznych i prawno-kanonicznych narzucanych przez posoborowie. Ale na te tematy będzie jeszcze okazja, by się wypowiedzieć.
Tajemniczy „Obrońca-tradycji-i-wiary” chyba myśli, że cały spór między tradycjonalistami a posoborowiem rozbija się o Mszę i ogólnie pojętą estetykę. Siedząc w Polsce nie wyobraża sobie, jakie były i są realia Europy Zachodniej, gdzie powstało FSSPX. Przeciętny katolik nie ma pojęcia, jak kute są posoborowe kadry. Dowiadujemy się czasem, iż „zbyt konserwatywni klerycy są wydalani”. „50 lat Wiosny Kościoła” spowodowało w Irlandii, że wystarcza jej już tylko jedno seminarium, z którego można wylecieć za klęczenie podczas Przeistoczenia. Niemożliwe? Wywiad z warmińskim biurokratą Józefem Górzyńskim wskazuje, iż ci ludzie mogą stawiać rzekomą jedność znaków liturgicznych ponad prawo kanoniczne.
Na zakończenie wpisu Autor przypisuje ogółowi tradycjonalistów pogląd o nieistnieniu ziemskiego Kościoła. W istocie stanowisko takie zajmuje mikroskopijna grupa wariatów, przed reprezentacją których w swoim czasie ostrzegaliśmy.
Część 9
Nasz domorosły ekspert stwierdza, że grzeszą śmiertelnie zarówno kapłani FSSPX jak i wierni, którzy z ich posługi korzystają. Brakuje mu elementarnego rozróżnienia. Być może na świecie są diecezje na tyle katolickie, iż na ich terenie absolutnie nie ma żadnej konieczności funkcjonowania równoległego, „na dziko” Bractwa św. Piusa X. Tam każdy wierny ma w zasięgu części dnia drogi kapłanów odprawiających tradycyjną Mszę i głoszących katolicką doktrynę nieobciążoną posoborowymi błędami. Zgodziłbym się, że w takim przypadku każdy wierny mógłby iść po prostu do swojej (lub sąsiedniej) parafii, a nie powinien tułać się do kaplicy nieregularnego kanonicznie kapłana. Taki przypadek może mieć miejsce np. na Ceylonie u kard. Malcolma Ranjitha. Tyle, że z tego co mi wiadomo, kardynał Ranjith utrzymuje ścisłe kontakty z Bractwem i bynajmniej nie traktuje jego kapłanów jako nieregularnych kanonicznie.
Część 10
Co pisze nasz Bredzisław?
Tej argumentacji nawet nie warto komentować.
Część 11
Tu dowiadujemy się, że wspólnota wiernych związanych z FSSPX stanowi znikomy promil względem posoborowia.
Część 12
Wpis ten można streścić w dwu zdaniach:
Odpowiedzieć na to można:
Część 13
Dowiadujemy się, iż „Na podstawie obserwacji 10 kapłanów i ok. 50 wiernych pewnej prowincji Bractwa stwierdzić można, iż cechuje ich:
(a) Apokaliptyczna i manichejska wizja rzeczywistości.
(b) Skrupulantyzm i lęki.
(c) Brak ducha misyjnego i zasklepianie się wśród swoich.
(d) Agresja względem Kościoła hierarchicznego.
(e) Podwójna moralność oraz nieuporządkowane życie osobiste.
(f) Teologiczne „natręctwo myśli”.”
W następnych częściach opracowania dowiemy się, co poeta miał na myśli.
Część 14 i Część 15 wskazują, że jednak poeta za wiele nie miał na myśli. Uogólnienia względem całego FSSPX Autora paszkwilu należy uznać jako krzywdzące i kłamliwe. Znając osobiście na przestrzeni kilkunastu lat przynajmniej analogiczną do „próbkowanej” populację, tj. 10 kapłanów i 50 wiernych, żadną miarą nie mogę potwierdzić istnienia ww. problemów. Być może byłbym w stanie wskazać jakiegoś jednego kapłana czy kilku wiernych mających jakieś problemy ze sferą paszkwilowaną w poszczególnych punktach. Ale pomyślcie o znanych Wam członkach Bractwa św. Piusa X:
Czy x. Anzelm Ettelt ma manichejską wizję rzeczywistości?
Czy x. Eryk Jacqmin był przepełniony skrupulantyzmem?
Czy x. Janowi Jenkinsowi brakuje ducha misyjnego?
Czy x. Werner Boesiger jest jakoś szczególnie agresywny względem posoborowia?
Czy x. Konstantyn Najmowicz wygląda na zakładnika swoich stypendiodawców?
Czy x. Karol Stehlin każdą swą wypowiedź sprowadzał do kryzysu Kościoła i Soboru?
Oto kilka przykładów szczegółowych paszkwilanta, cytaty dosłowne:
WĄTPLIWE NAUKI BRACTWA: INTENCJONALNOŚĆ SZAFARZA SAKRAMENTU I ZALECENIE NIEUCZESTNICTWA W NOWEJ MSZY
Część 16
Wpis zaczyna się nietypowo, bo od zdania: Nie ulega wątpliwości, iż w niektórych krajach jedynymi miejscami, w których wierni mogą napotkać jako taki przekaz nauki katolickiej są kaplice i kościoły Bractwa. Tylko tam bowiem mówi się o prawdziwości wiary Katolickiej, o konieczności sakramentów, o grzechu, czyśćcu i piekle etc.
Jego reszta dotyczy korelacji pomiędzy ważnością Nowej Mszy a intencją jej celebransa. Wprawdzie Autor wpisu mówi ogólnie o sakramentach, ale przeniesienie akcentu jest mu konieczne dla całego wywodu. My, tradycjonaliści nie rozważamy intencji tak szczegółowo przy chrzcie, pokucie czy bierzmowaniu, jak względem samego Novus Ordo. Dlaczego? Gdyż sakramenty są zazwyczaj celebrowane mniej więcej zgodnie z księgami liturgicznymi. Nie słyszałem, by posoborowie celebrowało chrzest na podobieństwo konkursu skoków do basenu, czy by bierzmowanie przeradzało się w masowe policzkowanie wiernych, jak na ringu sportów walki. Tymczasem wielokroć Nowa Msza odbiega wizualnie tak bardzo od swoich ksiąg liturgicznych, że należy zastanowić się, czy wykonujący obrządek faktycznie miał na myśli przedłożenie Bogu Ojcu Ofiary Przebłagalnej. Mało tego: większość posoborowych ksiąg liturgicznych jest w bardzo istotnym zakresie niezgodna z edycjami łacińskimi Pawła VI czy Jana Pawła II, co do których zakłada się ważność. Przykładowo: większość języków popularnych zawiera błąd w słowach Przeistoczenia. Piusowcy opisują to na swojej stronie internetowej , ale w Polsce za wiele o tym nie mówią, bo problem ten Bogu dzięki naszego katolicyzmu nie dotyczy.
Argumentacja zawarta w Części 17 jest dramatycznie słaba:
Zarzut braku intencji w odniesieniu do tradycyjnej Mszy można podnosić w przypadku istotnych odstępstw od Mszału; jeśli kapłan zasadniczo jest mu wierny, to zakładamy, że ma intecję tożsamą z intencją Kościoła. Co zaś można powiedzieć o intencji człowieka przebranego za klauna, który jest otoczony przez dzieci w strojach karnawałowych – że odniosę się do wcale nierzadkiego klasyka ze stron typu Kronika Novus Ordo? Co można ogólnie powiedzieć o zachodnioeuropejskich Nowusach, które są celebrowane w celu utwierdzania wiernych w błędzie, iż wszyscy zostaną zbawieni?!
Problem intencji i rozumienia ceremonii jest bardzo poważny. Czy nie zastanawiało Państwa, czemu posoborowa młodzież nawet w Polsce balansuje często na granicy profanacji podczas Nowusów, skoro ci sami ludzie potrafią godnie przeżywać nabożeństwo Drogi Krzyżowej? To wynika właśnie z błędnego rozumienia istoty Mszy Świętej: nikt ich nigdy nie nauczył, że jest ona uobecnieniem Ofiary Krzyżowej Pana Jezusa.
Błędy i brak logiki Autora wpisu wynikają z jego niewielkiej orientacji w realiach zachodnioeuropejskiego posoborowia. Ten człowiek zapewne nie widział nigdy żadnego NOMu w Hiszpanii, Niemczech czy Francji.
Część 18 to w znacznej części powtórzenie katolickiej nauki o intencji szafarza sakramentu, do czego dokłada się wspomniane powyżej niezrozumienie przez Autora natury współczesnego kryzysu Kościoła. Nie trzeba być lefebrystą, by dostrzegać, że znaczna część Mszy Kościoła Posoborowego jest nieważna. Piszę to ja, który od wielu lat nie jestem związany z Bractwem i w żaden sposób nie identyfikuję się z linią teologiczną FSSPX. Zdanie to w oparciu o własne obserwacje ma zapewne znaczna część świadomych tradycjonalistów, zwłaszcza z krajów o szczególnie zaawansowanej „odnowie posoborowej”.
Część 19 stanowi kolejne smutne poświadczenie całkowitego braku orientacji Autora w poglądach tradycjonalistów katolickich. Gość robi zarzut względem FSSPX za to, że odradza wiernym uczestnictwa w Novus Ordo. Biedak nie wie, że identyczną linię doktrynalną głosi działający pod auspicjami komisji Ecclesia Dei Instytut Dobrego Pasterza, a pozostałe wspólnoty postindultowe w praktyce zalecają to samo.
Przedstawione są też argumenty za ważnością Novus Ordo, takie z dolnej półki:
Cóż można powiedzieć … Tonący brzytwy się chwyta … Dalej jest jeszcze gorzej:
Co za skrajny brak logiki! Przecież antynowusowa argumentacja FSSPX w szczególności prowadzi do rozwoju grup tradycjonalistów uczestniczących w duszpasterstwach aprobowanych na szczeblach diecezjalnych. A z nich pieniądze nie idą do Menzingen, nawet na świętych Piotra i Pawła.
WAŻNOŚĆ SPOWIEDZI W FSSPX
Część 20
Przedstawiona analiza wydawałaby się słuszna, ale czemu Autor pominął kanon 1335 KPK?
Załóżmy, że kapłani należący do FSSPX są suspendowani. Nie mają jednak dokumentów z imiennymi suspensami. Każdy wierny przekonany np. do tezy, iż jest kryzys Kościoła, może zatem skorzystać z posługi kapłanów Bractwa św. Piusa X i prosić ich o wyspowiadanie. Tak głosi Kodeks Prawa Kanonicznego.
(W dalszej części wpisu jest bardzo dyskusyjna teza: gdyby ktoś wyspowiadał się u człowieka przebranego za księdza, który w rzeczywistości księdzem by nie był, a penitent by o tym nie wiedział. Mimo to, na skutek zasady Ecclesia supplet, penitent otrzymałby w tym jednym wypadku ważne rozgrzeszenie. Młota na posoborowie przekonuje w tej sprawie argumentacja Dextimusa).
Część 21 stanowi powtarzanie dawnej mantry przez naszego posoborowca. Cóż tu komentować? Odwołać się mogę tylko do swojego przykładu. Od lat nie korzystam ze spowiedzi w FSSPX, ale czynię tak z wygody. Jeślibym jednak zaczął notorycznie spotykać spowiedników działających jak automaty, tj. sekundowa nauka po wyznaniu grzechów i udzielenie absolucji z automatu, bez wnikania w istotne okoliczności przedstawiane przez penitenta, to oczywiście powrócę do spowiedników z Bractwa Św. Piusa X.
Część 22 to podsumowanie, zawierające oczywiście negatywną rekomendację do słuchania Mszy Świętej u Piusowców. Autor poleca uczestnictwo we Mszach celebrowanych przez członków wspólnot Ecclesia Dei lub na mocy Summorum Pontificum. Używa tu formy „za zgodą ordynariuszy miejsca czyli biskupów”, która była prawidłowa w czasach indultów Jana Pawła II. To może drobny szczegół, ale wiele mówiący o dezorientacji piszącego paszkwil przeciwko Piusowcom.
Jak podsumować tego kuriozalnego gniota? Jak zrobić to w miarę kulturalnie? Nie jest łatwo. Jeśli ktoś jest ze starej gwardii tradsowskiej, to pamięta trzy klasyczne opracowania problemu. Jedno popełnił biskup Zygmunt Pawłowicz („Lefebvre i lefebryści”), drugie ksiądz Stanisław Grzechowiak („Ruch arcybiskupa Lefebvre 'a”), a trzecie – Życie Warszawy
Naszemu Anonimowi merytorycznie jest najbliżej do poziomu .. Życia Warszawy. Aż się dziwię, że zwrot „lasandryści” ani razu nie pojawił się w żadnej z 22 części tekstu. No bo mamy tu głównie ploteczki i uogólnienia, do tego kompletny brak wiedzy o pozostałych strukturach tradycjonalistycznych, sporadyczne odniesienia do oficjalnych wypowiedzi członków FSSPX, mierne umiejętności w zakresie interpretacji kodeksu prawa kanonicznego. Nad tekstem uniosi się smrodek posłuszeństwa "Duchowi Soboru", który zasadniczo znikł z Kościoła dziesięć lat temu. Truizmem jest ustalenie, iż tekst nie przedstawia analizy krytycznej tych obszarów działalności Bractwa, które faktycznie są problematyczne. Ot choćby ślubów, przy których asystują kapłani FSSPX. W Polsce sprawa ta stała się bardzo delikatna, odkąd ze dwie pary skorzystały z możliwości uzyskania biskupiego orzeczenia o nieważnie zawartym małżeństwie z uwagi na brak jurysdykcji, zgody proboszcza na ślub poza parafią itp. Kapłani Bractwa starają się odtąd przekonać wiernych do ślubów z asystą kapłanów, których umocowania nie da się podważyć w celu wyłudzenia tzw. „katolickiego rozwodu”.
Przez parę lat regularnie korzystałem z opieki duchowej i sakramentalnej kapłanów Bractwa Świętego Piusa X. Kilka dni temu minęło piętnaście lat od mojej pierwszej wizyty w Przeoracie FSSPX przy ul. Garncarskiej w Warszawie. Wspominam dobrze lub bardzo dobrze wszystkich kapłanów, których dane mi było tam spotkać. Aktualnie mam Mszę i inne sakramenty bliżej domu i u Piusowców pojawiam się sporadycznie. Nikomu nie odradzam korzystania z posługi kapłanów Tradycji katolickiej nieposiadających jurysdykcji zwyczajnej, w tym w szczególności członków FSSPX. Wszystkim rekomenduje indywidualną ocenę księży oraz wspólnot, które się wokół nich gromadzą. Zapewne także i w FSSPX można spotkać złych pasterzy. Ale proporcje z pewnością są zupełnie inne, niż napisał ów anonimowy paszwilant.
Swoją drogą, zupełnie się nie dziwię, że autor tej kuriozalnej krytyki Bractwa Świętego Piusa X postanowił pozostać anonimowy.
Pozostając w streszczonej powyżej konwencji zajmiemy się cyklem składającym się z aż 22 wpisów opublikowanych na blogu W OBRONIE TRADYCJI I WIARY poświęconych Bractwu św. Piusa X. Nie wiem, kto jest autorem powyższego opracowania. Są nimi anonimowi „teologowie ze stopniami naukowymi w dziedzinie teologii i innych nauk humanistycznych, z wieloletnią praktyką dydaktyczną oraz samodzielnymi publikacjami naukowymi w kraju i zagranicą.” Osoby te uznają V2 i starają się działać zgodnie z hermeneutyką ciągłości. Słowem: jest to jakieś „konserwatywne posoborowie”.
POSŁUSZEŃSTWO OCHRONĄ PRZED SZATANEM
Część 1
Część 2
Te dwa wpisy streszczają rozumowanie Autora, żyjącego w świecie alternatywy rozłącznej: albo posłuszeństwo Kościołowi albo posłuszeństwo szatanowi. Jednak dalsze wpisy nie będą spójne z powyższymi, co skrupulatnie odnotujemy.
DRĘCZENIE DEMONICZNE PO MSZACH TRYDENCKICH W BRACTWIE
Część 3
Część 4
Wbrew pozorom ów ustopniowany i utytułowany naukowo Anonim pisze swój tekst na poważnie. Argumentem przeciw całemu FSSPX jest to, że rzekomo zachęca do chodzenia na Msze celebrowane przez kapłanów FSSPX nie kto inny, jak bohater „Młota na posoborowie” .. brat biskup Stanisław Sawicki, a osoba zachęcana rzekomo cierpi na jakieś dręczenia demoniczne. Anonimowy-co-najmniej-doktór-teologii wywodzi stąd, że za dręczenia odpowiadają kontakty z Bractwem św. Piusa X. Tekst uzupełniają pomówienia już całkiem bezosobowe, sugerujące, iż takich przypadków jest więcej.
STATUS KANONICZNY BRACTWA A „NIEREGULARNOŚĆ KANONICZNA”
Część 5
Autor ma problem. Z jednej strony stwierdza, że oddzielenie od Kościoła prowadzi do schizmy i herezyj, co było udziałem starokatolików czy marjawitów. Z drugiej strony oznajmia, że FSSPX nie popadło jeszcze w błędy po 40 latach swojego istnienia. Z trzeciej strony sugeruje, że teologia Bractwa odnośnie do Soboru Watykańskiego II i kilku innych kwestyj jest niepoprawna. Z czwartej wreszcie strony przyznaje, iż aktualny status kanoniczny Piusowców jest niejasny z uwagi na nieprecyzyjność posoborowego prawa kanonicznego i chaos kierowania Kościołem.
Część 6
Rozwija się tu myśl, iż kapłani należący do Bractwa są suspendowani i nie pełnią w Kościele żadnej uprawnionej posługi.
Część 7
Święcenia w FSSPX są ważne, ale niegodziwe.
Część 8
Bardzo ważny wpis, bo pokazuje, że Autor nie wie, o czym pisze. Otóż według niego członkowie FSSPX nie kwestionują „ani swojej nieregularności kanonicznej ani też suspensy”. I dalej:
„Własny status kanoniczny bywa raczej w Bractwie przemilczany aniżeli wiernym wyjawiany, a odpowiedź przy konkretnych pytaniach brzmi mniej więcej następująco: „Tak, to prawda, ale obecny kryzys Kościoła zezwala na stosowanie takich nadzwyczajnych środków jak wieloletnie trwanie w nieregularności i suspensie po to, by Kościół mógł dzięki nam przetrwać”. Przez niektórych przedstawicieli i zwolenników Bractwa z punktu widzenia prawa kanonicznego kwestionowana także bywa decyzja Pawła VI o zasuspendowaniu abp. Lefebvra (chodzi o rzekome błędy proceduralne) jak i decyzja Jana Pawła II o ekskomunice (rozróżnienie między schizmą a aktem schizmatyckim). Niektórzy obrońcy Bractwa dochodzą przeto do wniosku, iż decyzje te były niezgodne z prawem kanonicznym, niesprawiedliwe i dlatego nie należy się do nich stosować lub nimi przejmować. Te wysoce specjalistyczne wywody oraz odnoszące się do nich kontrargumenty przedstawicieli Rzymu pozostawimy w tym miejscu specjalistom uwzględniając wszakże fakt, iż nawet najbardziej wysublimowana linia obrony zawodzi, jeśli wiary nie chce dać jej sąd, w tym wypadku papież.”
Ten człowiek po prostu nie rozumie, że źródłem kryzysu Kościoła są decyzje papieży. Rozumiem, że można było mieć takie zdanie w czasach Benedykta XVI (sam uważałem wówczas, że przyjęcie statusu kanonicznego przez FSSPX byłoby korzystne), ale żeby być tak ślepym dziś, w czasach Franciszka?! Prócz tego, nie można patrzeć na funkcjonowanie w Kościele w oderwaniu od norm dogmatycznych i prawno-kanonicznych narzucanych przez posoborowie. Ale na te tematy będzie jeszcze okazja, by się wypowiedzieć.
Tajemniczy „Obrońca-tradycji-i-wiary” chyba myśli, że cały spór między tradycjonalistami a posoborowiem rozbija się o Mszę i ogólnie pojętą estetykę. Siedząc w Polsce nie wyobraża sobie, jakie były i są realia Europy Zachodniej, gdzie powstało FSSPX. Przeciętny katolik nie ma pojęcia, jak kute są posoborowe kadry. Dowiadujemy się czasem, iż „zbyt konserwatywni klerycy są wydalani”. „50 lat Wiosny Kościoła” spowodowało w Irlandii, że wystarcza jej już tylko jedno seminarium, z którego można wylecieć za klęczenie podczas Przeistoczenia. Niemożliwe? Wywiad z warmińskim biurokratą Józefem Górzyńskim wskazuje, iż ci ludzie mogą stawiać rzekomą jedność znaków liturgicznych ponad prawo kanoniczne.
Na zakończenie wpisu Autor przypisuje ogółowi tradycjonalistów pogląd o nieistnieniu ziemskiego Kościoła. W istocie stanowisko takie zajmuje mikroskopijna grupa wariatów, przed reprezentacją których w swoim czasie ostrzegaliśmy.
Część 9
Nasz domorosły ekspert stwierdza, że grzeszą śmiertelnie zarówno kapłani FSSPX jak i wierni, którzy z ich posługi korzystają. Brakuje mu elementarnego rozróżnienia. Być może na świecie są diecezje na tyle katolickie, iż na ich terenie absolutnie nie ma żadnej konieczności funkcjonowania równoległego, „na dziko” Bractwa św. Piusa X. Tam każdy wierny ma w zasięgu części dnia drogi kapłanów odprawiających tradycyjną Mszę i głoszących katolicką doktrynę nieobciążoną posoborowymi błędami. Zgodziłbym się, że w takim przypadku każdy wierny mógłby iść po prostu do swojej (lub sąsiedniej) parafii, a nie powinien tułać się do kaplicy nieregularnego kanonicznie kapłana. Taki przypadek może mieć miejsce np. na Ceylonie u kard. Malcolma Ranjitha. Tyle, że z tego co mi wiadomo, kardynał Ranjith utrzymuje ścisłe kontakty z Bractwem i bynajmniej nie traktuje jego kapłanów jako nieregularnych kanonicznie.
Część 10
Co pisze nasz Bredzisław?
Zważywszy na fakt, iż w wielu krajach świata postanowienia Summorum Pontificum nie są realizowane, a msze posoborowe cechują nadużycia i skandale liturgiczne, toteż założyć trzeba, iż wierny pragnący obcować z Mszą Wszechczasów, do której przynajmniej od Summorum Pontificum ma prawo, a w której uczestniczyć gdzie indziej nie może, uczestnicząc we mszy w Bractwie nie grzeszy ciężko, chociaż powiedzieć nie można, iż nie grzeszy on wcale. Dlaczego zatem grzeszy w ogóle? Ponieważ korzystając z posługi nieregularnie wyświęconych i zasuspendowanych księży przyczynia się do rozbicia widzialnego Kościoła, a opuszczając struktury posłuszeństwa otwiera się na działania złego.
Tej argumentacji nawet nie warto komentować.
Część 11
Tu dowiadujemy się, że wspólnota wiernych związanych z FSSPX stanowi znikomy promil względem posoborowia.
Część 12
Wpis ten można streścić w dwu zdaniach:
Jeśli założymy, iż Bractwo rzeczywiście służyć by miało odnowie Kościoła, to standardy moralne w Bractwie musiałyby być dużo wyższe aniżeli gdzie indziej. (..) Niestety ani sprawiedliwość Bractwa ani stosunki wzajemne jego członków nie górują nad średnią światową.
Odpowiedzieć na to można:
1. FSSPX jest dziś jedną ze struktur, być może największą i najsilniejszą, które służą przetrwaniu Kościoła katolickiego. Nie ma sensu twierdzenie przeciwne niektórych tradycjonalistów: „Poza FSSPX nie ma zbawienia”. Bractwo jest strukturą czasu wojny domowej wewnątrz Kościoła; formacją samoobrony. Wszyscy doskonale wiemy, że w czasie takich działań dochodzi do nieodpowiednich czynów także po stronie niewinnej: zarówno powstańcy wandejscy jak i Polacy z Wołynia mają na koncie trochę działań odwetowych. Możemy więc sobie wyobrazić, że identycznie jest w wojnie prowadzonej przez Piusowców przeciw modernistom.
2. Autor w żaden sposób nie dowodzi, iż sprawiedliwość w FSSPX jest na poziomie znacząco niższym niż pośród reszty Kościoła.
Część 13
Dowiadujemy się, iż „Na podstawie obserwacji 10 kapłanów i ok. 50 wiernych pewnej prowincji Bractwa stwierdzić można, iż cechuje ich:
(a) Apokaliptyczna i manichejska wizja rzeczywistości.
(b) Skrupulantyzm i lęki.
(c) Brak ducha misyjnego i zasklepianie się wśród swoich.
(d) Agresja względem Kościoła hierarchicznego.
(e) Podwójna moralność oraz nieuporządkowane życie osobiste.
(f) Teologiczne „natręctwo myśli”.”
W następnych częściach opracowania dowiemy się, co poeta miał na myśli.
Część 14 i Część 15 wskazują, że jednak poeta za wiele nie miał na myśli. Uogólnienia względem całego FSSPX Autora paszkwilu należy uznać jako krzywdzące i kłamliwe. Znając osobiście na przestrzeni kilkunastu lat przynajmniej analogiczną do „próbkowanej” populację, tj. 10 kapłanów i 50 wiernych, żadną miarą nie mogę potwierdzić istnienia ww. problemów. Być może byłbym w stanie wskazać jakiegoś jednego kapłana czy kilku wiernych mających jakieś problemy ze sferą paszkwilowaną w poszczególnych punktach. Ale pomyślcie o znanych Wam członkach Bractwa św. Piusa X:
Czy x. Anzelm Ettelt ma manichejską wizję rzeczywistości?
Czy x. Eryk Jacqmin był przepełniony skrupulantyzmem?
Czy x. Janowi Jenkinsowi brakuje ducha misyjnego?
Czy x. Werner Boesiger jest jakoś szczególnie agresywny względem posoborowia?
Czy x. Konstantyn Najmowicz wygląda na zakładnika swoich stypendiodawców?
Czy x. Karol Stehlin każdą swą wypowiedź sprowadzał do kryzysu Kościoła i Soboru?
Oto kilka przykładów szczegółowych paszkwilanta, cytaty dosłowne:
Księża boją się ludzi, zwłaszcza kobiet, a przede wszystkim siebie na wzajem, bo jeden na drugiego może donieść do przełożonych. Lęk przed życiem i jego wyzwaniami cechuje także wiernych FSSPX, którzy mimo to spodziewają się odmiany swego losu za pośrednictwem jakiejś tradycjonalistycznej, nie charyzmatycznej tym razem, różdżki.
Niestety niektórych księży Bractwa charakteryzuje tak daleko posunięty brak staranności w odprawianiu Mszy Trydenckiej i dbałości o oprawę liturgiczną, która udziela się także ministrantom i wiernym, iż każe on zastanawiać się nad tym, czy FSSPX rzeczywiście o ocalenie Mszy Wszechczasów chodzi. Ponieważ wspomniani księża ci są bywają regularnie wizytowani przez swoich przełożonych, toteż założyć trzeba, iż ten poziom liturgiczny daleki od staranności i przestrzegania liturgicznych przepisów uchodzi w Bractwie za normalny. Zastanawia też brak wyczucia piękna. Zważając na fakt, iż to wierni finansują Bractwo, to zdawać by się mogło, iż mają oni prawo do pięknych wnętrz, pięknej liturgii i godnych kościołów, o ile jest to oczywiście w danym wypadku możliwe.
Podobnie jak w strukturach Opus Dei w Bractwie napotkać można mocno szemranych biznesmenów zakładających, iż samo uczestnictwo w Mszy Trydenckiej FSSPX, jako „wiary prawdziwej”, zapewni im odpuszczenie grzechów oraz powodzenie finansowe, tym bardziej, gdy łożą tam hojnie na tacę. Niestety Bractwo nie wyprowadza swoich sponsorów z tego błędu i nie podaje, że liczy się przede wszystkim dusza, a nie grzeszne życie i płynące z niego grzeszne dochody. Niektórzy wierni Bractwa żyją w konkubinatach, inni w związkach niesakramentalnych, inni jeszcze oddają się różnym nałogom.
WĄTPLIWE NAUKI BRACTWA: INTENCJONALNOŚĆ SZAFARZA SAKRAMENTU I ZALECENIE NIEUCZESTNICTWA W NOWEJ MSZY
Część 16
Wpis zaczyna się nietypowo, bo od zdania: Nie ulega wątpliwości, iż w niektórych krajach jedynymi miejscami, w których wierni mogą napotkać jako taki przekaz nauki katolickiej są kaplice i kościoły Bractwa. Tylko tam bowiem mówi się o prawdziwości wiary Katolickiej, o konieczności sakramentów, o grzechu, czyśćcu i piekle etc.
Jego reszta dotyczy korelacji pomiędzy ważnością Nowej Mszy a intencją jej celebransa. Wprawdzie Autor wpisu mówi ogólnie o sakramentach, ale przeniesienie akcentu jest mu konieczne dla całego wywodu. My, tradycjonaliści nie rozważamy intencji tak szczegółowo przy chrzcie, pokucie czy bierzmowaniu, jak względem samego Novus Ordo. Dlaczego? Gdyż sakramenty są zazwyczaj celebrowane mniej więcej zgodnie z księgami liturgicznymi. Nie słyszałem, by posoborowie celebrowało chrzest na podobieństwo konkursu skoków do basenu, czy by bierzmowanie przeradzało się w masowe policzkowanie wiernych, jak na ringu sportów walki. Tymczasem wielokroć Nowa Msza odbiega wizualnie tak bardzo od swoich ksiąg liturgicznych, że należy zastanowić się, czy wykonujący obrządek faktycznie miał na myśli przedłożenie Bogu Ojcu Ofiary Przebłagalnej. Mało tego: większość posoborowych ksiąg liturgicznych jest w bardzo istotnym zakresie niezgodna z edycjami łacińskimi Pawła VI czy Jana Pawła II, co do których zakłada się ważność. Przykładowo: większość języków popularnych zawiera błąd w słowach Przeistoczenia. Piusowcy opisują to na swojej stronie internetowej , ale w Polsce za wiele o tym nie mówią, bo problem ten Bogu dzięki naszego katolicyzmu nie dotyczy.
Argumentacja zawarta w Części 17 jest dramatycznie słaba:
Idąc tokiem argumentacji Bractwa brak odpowiedniej intencji wewnętrznej zarzucić można by absolutnie każdemu księdzu na przestrzeni wieków, także temu, który odprawiał lub odprawia Mszę Trydencką. Podczas tej ostatniej możliwość ukrycia swojej wewnętrznej intencji jest dużo większa aniżeli we Mszy Novus Ordo, gdyż podczas Tridentiny ksiądz stoi tyłem do ludu, cicho i po łacinie wypowiada słowa konsekracji, a jego gesty są dla wiernych niewidoczne. Natomiast ksiądz dokonujący Przeistoczenia na mszy posoborowej na widoku publicznym musi dużo bardziej starać się o to, by przynajmniej sprawiać wrażenie posiadania właściwej intencji.
Zarzut braku intencji w odniesieniu do tradycyjnej Mszy można podnosić w przypadku istotnych odstępstw od Mszału; jeśli kapłan zasadniczo jest mu wierny, to zakładamy, że ma intecję tożsamą z intencją Kościoła. Co zaś można powiedzieć o intencji człowieka przebranego za klauna, który jest otoczony przez dzieci w strojach karnawałowych – że odniosę się do wcale nierzadkiego klasyka ze stron typu Kronika Novus Ordo? Co można ogólnie powiedzieć o zachodnioeuropejskich Nowusach, które są celebrowane w celu utwierdzania wiernych w błędzie, iż wszyscy zostaną zbawieni?!
Problem intencji i rozumienia ceremonii jest bardzo poważny. Czy nie zastanawiało Państwa, czemu posoborowa młodzież nawet w Polsce balansuje często na granicy profanacji podczas Nowusów, skoro ci sami ludzie potrafią godnie przeżywać nabożeństwo Drogi Krzyżowej? To wynika właśnie z błędnego rozumienia istoty Mszy Świętej: nikt ich nigdy nie nauczył, że jest ona uobecnieniem Ofiary Krzyżowej Pana Jezusa.
Błędy i brak logiki Autora wpisu wynikają z jego niewielkiej orientacji w realiach zachodnioeuropejskiego posoborowia. Ten człowiek zapewne nie widział nigdy żadnego NOMu w Hiszpanii, Niemczech czy Francji.
Część 18 to w znacznej części powtórzenie katolickiej nauki o intencji szafarza sakramentu, do czego dokłada się wspomniane powyżej niezrozumienie przez Autora natury współczesnego kryzysu Kościoła. Nie trzeba być lefebrystą, by dostrzegać, że znaczna część Mszy Kościoła Posoborowego jest nieważna. Piszę to ja, który od wielu lat nie jestem związany z Bractwem i w żaden sposób nie identyfikuję się z linią teologiczną FSSPX. Zdanie to w oparciu o własne obserwacje ma zapewne znaczna część świadomych tradycjonalistów, zwłaszcza z krajów o szczególnie zaawansowanej „odnowie posoborowej”.
Część 19 stanowi kolejne smutne poświadczenie całkowitego braku orientacji Autora w poglądach tradycjonalistów katolickich. Gość robi zarzut względem FSSPX za to, że odradza wiernym uczestnictwa w Novus Ordo. Biedak nie wie, że identyczną linię doktrynalną głosi działający pod auspicjami komisji Ecclesia Dei Instytut Dobrego Pasterza, a pozostałe wspólnoty postindultowe w praktyce zalecają to samo.
Przedstawione są też argumenty za ważnością Novus Ordo, takie z dolnej półki:
1. Nie byłoby profanacji Najświętszego Sakramentu w Polsce i na świecie przez opętanych, satanistów lub innych, gdyby Pana Jezusa pod sakramentalną postacią w tych hostiach nie było. Opętani mają bowiem bardzo dobre wyczucie rzeczy świętych, tyle że odwrotne. Zatem im więcej jest w czymś świętości, tym bardziej jej nienawidzą i tym bardziej ich od niej odrzuca.
2. Nie byłoby polityki różnych episkopatów (np. w Niemczech, Austrii czy Szwajcarii) i części duchowieństwa dążącej do redukcji odprawianych Mszy Świętych poprzez uniemożliwianie odprawiania codziennej mszy księżom emerytom czy innym księżom, poprzez zalecanie koncelebry i redukowanie tzw. mszy prywatnych (tj. odprawianych bez ludu) oraz zwiększenie tzw. Liturgii Słowa Bożego prowadzonych przez świeckich, głównie asystentki pastoralne, kosztem Mszy Świętych, gdyby Przeistoczenie nie miało miejsca, a wszystkie te msze, w których czasami nikt albo mało kto z wiernych uczestniczy, były nieważne.
Cóż można powiedzieć … Tonący brzytwy się chwyta … Dalej jest jeszcze gorzej:
Zalecenie Bractwa unikania sakramentów w oficjalnym Kościele przypomina nieco identyczne porady potępionych wielokrotnie Jansenistów, którzy stawiając na niegodność człowieka względem Bożej łaski zalecali czasowe nieprzystępowanie do sakramentów po to, by się w grzechu jeszcze bardziej pogrążyć i tym samym łaskę mocniej odczuć. Rzadkość przystępowania do sakramentów w XVII, XVIII i XIX wieku ogółu wiernych, aż do działań papieża św. Piusa X, a właściwie do Soboru Watykańskiego II brała się właśnie z tych błędnych przekonań. Wierni bojąc się przystąpić do komunii niegodnie lub zakładając, iż nie są w stanie wskrzesić w sobie wystarczającego żalu za grzechy, do Eucharystii i spowiedzi nie przystępowali w ogóle lub czynili to bardzo rzadko.Opadła maska zatroskanego, konserwatywnego katolika i pojawiła się twarz piewcy osiągnięć posoborowia. Omawiana część kończy się szeregiem kłamstw, od utożsamiania środowisk sedewakantystycznych z FSSPX, po sugestię, którą pozwolę sobie zacytować:
Od strony praktyczno-materialnej odwodzenie katolików od zwykłych posoborowych mszy poprzez sugerowanie ich nieważności służy poprostu pozyskiwaniu nowych członków oraz ich zasobów finansowych, natomiast od strony moralnej stanowi narażanie ich na grzech i wzmożone ataki złego.
Co za skrajny brak logiki! Przecież antynowusowa argumentacja FSSPX w szczególności prowadzi do rozwoju grup tradycjonalistów uczestniczących w duszpasterstwach aprobowanych na szczeblach diecezjalnych. A z nich pieniądze nie idą do Menzingen, nawet na świętych Piotra i Pawła.
WAŻNOŚĆ SPOWIEDZI W FSSPX
Część 20
Przedstawiona analiza wydawałaby się słuszna, ale czemu Autor pominął kanon 1335 KPK?
Jeżeli cenzura zabrania sprawowania sakramentów lub sakramentaliów albo podejmowania aktów rządzenia, zakaz zostaje zawieszony, ilekroć jest to konieczne do udzielenia posługi wiernym znajdującym się w niebezpieczeństwie śmierci; jeśli cenzura wiążąca mocą samego prawa nie została deklarowana, zakaz ulega ponadto zawieszeniu, ilekroć wierny prosi o sakrament lub sakramentalia bądź o akt rządzenia; wolno zaś o to prosić z jakiejkolwiek słusznej przyczyny.
Załóżmy, że kapłani należący do FSSPX są suspendowani. Nie mają jednak dokumentów z imiennymi suspensami. Każdy wierny przekonany np. do tezy, iż jest kryzys Kościoła, może zatem skorzystać z posługi kapłanów Bractwa św. Piusa X i prosić ich o wyspowiadanie. Tak głosi Kodeks Prawa Kanonicznego.
(W dalszej części wpisu jest bardzo dyskusyjna teza: gdyby ktoś wyspowiadał się u człowieka przebranego za księdza, który w rzeczywistości księdzem by nie był, a penitent by o tym nie wiedział. Mimo to, na skutek zasady Ecclesia supplet, penitent otrzymałby w tym jednym wypadku ważne rozgrzeszenie. Młota na posoborowie przekonuje w tej sprawie argumentacja Dextimusa).
Część 21 stanowi powtarzanie dawnej mantry przez naszego posoborowca. Cóż tu komentować? Odwołać się mogę tylko do swojego przykładu. Od lat nie korzystam ze spowiedzi w FSSPX, ale czynię tak z wygody. Jeślibym jednak zaczął notorycznie spotykać spowiedników działających jak automaty, tj. sekundowa nauka po wyznaniu grzechów i udzielenie absolucji z automatu, bez wnikania w istotne okoliczności przedstawiane przez penitenta, to oczywiście powrócę do spowiedników z Bractwa Św. Piusa X.
Część 22 to podsumowanie, zawierające oczywiście negatywną rekomendację do słuchania Mszy Świętej u Piusowców. Autor poleca uczestnictwo we Mszach celebrowanych przez członków wspólnot Ecclesia Dei lub na mocy Summorum Pontificum. Używa tu formy „za zgodą ordynariuszy miejsca czyli biskupów”, która była prawidłowa w czasach indultów Jana Pawła II. To może drobny szczegół, ale wiele mówiący o dezorientacji piszącego paszkwil przeciwko Piusowcom.
Jak podsumować tego kuriozalnego gniota? Jak zrobić to w miarę kulturalnie? Nie jest łatwo. Jeśli ktoś jest ze starej gwardii tradsowskiej, to pamięta trzy klasyczne opracowania problemu. Jedno popełnił biskup Zygmunt Pawłowicz („Lefebvre i lefebryści”), drugie ksiądz Stanisław Grzechowiak („Ruch arcybiskupa Lefebvre 'a”), a trzecie – Życie Warszawy
Naszemu Anonimowi merytorycznie jest najbliżej do poziomu .. Życia Warszawy. Aż się dziwię, że zwrot „lasandryści” ani razu nie pojawił się w żadnej z 22 części tekstu. No bo mamy tu głównie ploteczki i uogólnienia, do tego kompletny brak wiedzy o pozostałych strukturach tradycjonalistycznych, sporadyczne odniesienia do oficjalnych wypowiedzi członków FSSPX, mierne umiejętności w zakresie interpretacji kodeksu prawa kanonicznego. Nad tekstem uniosi się smrodek posłuszeństwa "Duchowi Soboru", który zasadniczo znikł z Kościoła dziesięć lat temu. Truizmem jest ustalenie, iż tekst nie przedstawia analizy krytycznej tych obszarów działalności Bractwa, które faktycznie są problematyczne. Ot choćby ślubów, przy których asystują kapłani FSSPX. W Polsce sprawa ta stała się bardzo delikatna, odkąd ze dwie pary skorzystały z możliwości uzyskania biskupiego orzeczenia o nieważnie zawartym małżeństwie z uwagi na brak jurysdykcji, zgody proboszcza na ślub poza parafią itp. Kapłani Bractwa starają się odtąd przekonać wiernych do ślubów z asystą kapłanów, których umocowania nie da się podważyć w celu wyłudzenia tzw. „katolickiego rozwodu”.
Przez parę lat regularnie korzystałem z opieki duchowej i sakramentalnej kapłanów Bractwa Świętego Piusa X. Kilka dni temu minęło piętnaście lat od mojej pierwszej wizyty w Przeoracie FSSPX przy ul. Garncarskiej w Warszawie. Wspominam dobrze lub bardzo dobrze wszystkich kapłanów, których dane mi było tam spotkać. Aktualnie mam Mszę i inne sakramenty bliżej domu i u Piusowców pojawiam się sporadycznie. Nikomu nie odradzam korzystania z posługi kapłanów Tradycji katolickiej nieposiadających jurysdykcji zwyczajnej, w tym w szczególności członków FSSPX. Wszystkim rekomenduje indywidualną ocenę księży oraz wspólnot, które się wokół nich gromadzą. Zapewne także i w FSSPX można spotkać złych pasterzy. Ale proporcje z pewnością są zupełnie inne, niż napisał ów anonimowy paszwilant.
Swoją drogą, zupełnie się nie dziwię, że autor tej kuriozalnej krytyki Bractwa Świętego Piusa X postanowił pozostać anonimowy.
czwartek, 6 sierpnia 2015
Problem z procedurą zapłodnienia in vitro
Bezkompromisowi katolicy zwykli stawiać na tym samym poziomie istotności konieczność wprowadzenia całkowitego zakazu aborcji jak i delegalizację dopuszczalności procedur pozwalających na poczęcie człowieka poza organizmem matki, w szklanej próbówce, a więc "in vitro". Czy słusznie?
Trzy są w polskiem prawie przypadki dopuszczające do legalnej terminacji ciąży:
1. "ciąża stanowi zagrożenie dla życia lub zdrowia kobiety ciężarnej";
2. "badania prenatalne lub inne przesłanki medyczne wskazują na duże prawdopodobieństwo ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu albo nieuleczalnej choroby zagrażającej jego życiu";
3. "zachodzi uzasadnione podejrzenie, że ciąża powstała w wyniku czynu zabronionego"* (np. kazirodztwo, gwałt).
Punkty nr 2 i 3 powinny być z ustawodawstwa skreślone, podczas gdy nr 1 w mojem odczuciu mógłby pozostać w odniesieniu do życia ciężarnej. Warto tu dodać, iż doprowadzenie do obumarcia dziecka bywa zazwyczaj skutkiem prowadzonej terapji, nie jest zaś samo w sobie metodą ratującą jego matkę (zagadnienia ciąży pozamacicznej i podobnych nie będę tu rozpatrywał, bo text poświęcony jest procedurze in vitro).
Sprzeciw Kościoła katolickiego względem dopuszczalności przerywania ciąży wynika z przekonania, iż od momentu zapłodnienia mamy do czynienia z nowem życiem ludzkiem, osobą, której prawa nie mogą być naruszane przez osoby trzecie, nawet przez matkę. Podstawą rozumowania jest zatem biologja, której ustalenia są aplikowane w nauczaniu moralnem i bioetycznem.
Katolicka (posoborowa) krytyka metod in vitro zazwyczaj koncentruje się na problemie powoływania do życia "nadliczbowych" zarodków, a więc istnień ludzkich. Są one niszczone lub przechowywane przez wiele lat w ciekłym azocie. W oparciu o wątpliwe moralnie i naukowo kryterja jest dokonywana ich selekcja. Embriony posiadające cechy pożądane przez zamawiających (np. płeć) mają szansę na rozwój, a pozostałe są bez sądu skazywane na karę śmierci. Podnosi się również godność osoby ludzkiej. W ocenie katolickiej bioetyki uznaje się za niedopuszczalne doprowadzanie do poczęcia istot ludzkich poza aktem małżeńskim, a więc m.in. poprzez procedury in vitro i sztucznej inseminacji.
Mam wątpliwości, czy jest to wyczerpujące i prawidłowe opisanie problemu in vitro. Należy postawić sobie kluczowe pytanie, co jest złego w in vitro? Czy optymalizacja tej metody sprawiająca, że żaden zarodek nie powstawałby "niepotrzebnie", nie byłby uśmiercany, lecz każdy trafiałby do łona matki, może spowodować wycofanie zastrzeżeń Kościoła ?
Z całą pewnością inaczej ocenialibyśmy wówczas tę procedurę z punktu widzenia etyki. Uwikłanie w in vitro nie wiązałoby się z łamaniem piątego przykazania "nie zabijaj". Wspomniany powyżej argument związany z godnością powstającego życia można uznać za religijny, związany z konkretnym światopoglądem i systemem etycznym. Podnoszący go nie wskazują, iż jest on wystarczającym, by zakazać procedur zapłodnienia in vitro. Etyka świecka lub choćby tylko niekatolicka nie muszą podzielać personalistycznego stanowiska Kościoła co do "argumentu godnościowego".
Ustalenie to nie wyczerpuje złożoności problemu. Godność osoby ludzkiej to istotny argument, ale pochodzi on z posoborowego arsenału. Antropocentryzm tego podejścia sprawia, iż nie postrzegamy procedur in vitro jako naruszających prerogatywy Stwórcy. Bowiem to Bóg powołuje nowe życie ludzkie i obdarza je duszą. Ludzie w białych kitlach starają się na Nim wymusić akt stworzenia, a mam wrażenie, że Kościół Posoborowy przemilcza się to zagadnienie. Nie jest to szczególnie dziwne, zważywszy, że ten sam Kościół walnie się przyczynił do detronizacji Boga we współczesnych, niegdyś katolickich społeczeństwach. Niemniej komisja bioetyczna KEP, sekretariat KEP czy Rada Stała Episkopatu powinni wskazywać, iż metody zapłodnienia in vitro łamią pierwsze przykazanie: "nie będziesz miał bogów cudzych przedemną".
Grzechy przeciwko pierwszemu przykazaniu Dekalogu mają pewną specyficzną cechę: zazwyczaj ich popełnianie pozostaje w sferze prywatnej. Prawo świeckie nie jest właściwe do penalizowania grzechów odnoszących się do pierwszej tablicy danej Mojżeszowi, na której widniały punkty od pierwszego do trzeciego.
Nie będziesz miał bogów cudzych przedmną.
Nie będziesz wzywał imienia Boga twego nadaremno.
Pamiętaj, abyś dzień święty święcił.
Prawo świeckie może i powinno wspierać społeczność w wypełnianiu tych przykazań, bowiem w ten sposób państwo wspierałoby Kościół w misji prowadzenia ludzi do zbawienia. Państwo może zatem zakazywać obecności fałszywych kultów w przestrzeni publicznej, handlu w niedzielę czy bluźnierstw. Można również wprowadzić całkowity zakaz dopuszczalności procedur zapłodnienia in vitro. Ale w moim odczuciu ich dopuszczenie, przy zagwarantowaniu pełnej i faktycznej ochrony wszystkich powstających zarodków ludzkich oraz zakazie finansowania tych działań z budżetu państwa byłoby kompromisowem minimum, które katolicy mogą wspierać bez zaciągania grzechu śmiertelnego.
Odnosząc to do sytuacji politycznej w Polsce: będąc członkiem parlamentu zagłosowałbym z przekonania za zakazem dopuszczalności procedur in vitro. Nie tylko z przyczyn religijnych, ale także z uwagi na niską skuteczność opisywanych procedur i ich wielkie, przemilczane ryzyko. Ingerencje genetyczne, wszelkie manipulacje przy powstawaniu życia mogą być bardzo groźne dla ludzkości.
Ale nie miałbym też oporów moralnych przed wsparciem projektu zgłaszanego niegdyś przez Jarosława Gowina, który (na ile znam jego zapisy) byłby zgodny z zawartą w Konstytucji RP zasadą pełnej obrony życia ludzkiego. Jak rozumiem, takie stanowisko prezentuje też Prezydent Rzeczypospolitej pan Andrzej Duda.
Apeluję do wspomnianych na początku tekstu bezkompromisowych katolików o powstrzymanie się od wykluczania z Kościoła p. Andrzeja Dudy i zrównywania jego poglądu ze stanowiskiem zwolenników prawa aktualnie przegłosowanego przez Sejm RP i podpisanego przez p. Bronisława Komorowskiego. Nieuczciwość w dyskusji nie przystoi zwłaszcza nam. No chyba, że my nie chcemy dyskutować na żaden ważny temat i wystarczą pyskówki o to, czy celebrans ma na kazanie zdejmować ornat czy może w nim pozostać (dla tradsów), tudzież: czemu nie wolno krytykować księdza Bashabory (dla charyzmatyków).
Trzy są w polskiem prawie przypadki dopuszczające do legalnej terminacji ciąży:
1. "ciąża stanowi zagrożenie dla życia lub zdrowia kobiety ciężarnej";
2. "badania prenatalne lub inne przesłanki medyczne wskazują na duże prawdopodobieństwo ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu albo nieuleczalnej choroby zagrażającej jego życiu";
3. "zachodzi uzasadnione podejrzenie, że ciąża powstała w wyniku czynu zabronionego"* (np. kazirodztwo, gwałt).
Punkty nr 2 i 3 powinny być z ustawodawstwa skreślone, podczas gdy nr 1 w mojem odczuciu mógłby pozostać w odniesieniu do życia ciężarnej. Warto tu dodać, iż doprowadzenie do obumarcia dziecka bywa zazwyczaj skutkiem prowadzonej terapji, nie jest zaś samo w sobie metodą ratującą jego matkę (zagadnienia ciąży pozamacicznej i podobnych nie będę tu rozpatrywał, bo text poświęcony jest procedurze in vitro).
Sprzeciw Kościoła katolickiego względem dopuszczalności przerywania ciąży wynika z przekonania, iż od momentu zapłodnienia mamy do czynienia z nowem życiem ludzkiem, osobą, której prawa nie mogą być naruszane przez osoby trzecie, nawet przez matkę. Podstawą rozumowania jest zatem biologja, której ustalenia są aplikowane w nauczaniu moralnem i bioetycznem.
Katolicka (posoborowa) krytyka metod in vitro zazwyczaj koncentruje się na problemie powoływania do życia "nadliczbowych" zarodków, a więc istnień ludzkich. Są one niszczone lub przechowywane przez wiele lat w ciekłym azocie. W oparciu o wątpliwe moralnie i naukowo kryterja jest dokonywana ich selekcja. Embriony posiadające cechy pożądane przez zamawiających (np. płeć) mają szansę na rozwój, a pozostałe są bez sądu skazywane na karę śmierci. Podnosi się również godność osoby ludzkiej. W ocenie katolickiej bioetyki uznaje się za niedopuszczalne doprowadzanie do poczęcia istot ludzkich poza aktem małżeńskim, a więc m.in. poprzez procedury in vitro i sztucznej inseminacji.
Mam wątpliwości, czy jest to wyczerpujące i prawidłowe opisanie problemu in vitro. Należy postawić sobie kluczowe pytanie, co jest złego w in vitro? Czy optymalizacja tej metody sprawiająca, że żaden zarodek nie powstawałby "niepotrzebnie", nie byłby uśmiercany, lecz każdy trafiałby do łona matki, może spowodować wycofanie zastrzeżeń Kościoła ?
Z całą pewnością inaczej ocenialibyśmy wówczas tę procedurę z punktu widzenia etyki. Uwikłanie w in vitro nie wiązałoby się z łamaniem piątego przykazania "nie zabijaj". Wspomniany powyżej argument związany z godnością powstającego życia można uznać za religijny, związany z konkretnym światopoglądem i systemem etycznym. Podnoszący go nie wskazują, iż jest on wystarczającym, by zakazać procedur zapłodnienia in vitro. Etyka świecka lub choćby tylko niekatolicka nie muszą podzielać personalistycznego stanowiska Kościoła co do "argumentu godnościowego".
Ustalenie to nie wyczerpuje złożoności problemu. Godność osoby ludzkiej to istotny argument, ale pochodzi on z posoborowego arsenału. Antropocentryzm tego podejścia sprawia, iż nie postrzegamy procedur in vitro jako naruszających prerogatywy Stwórcy. Bowiem to Bóg powołuje nowe życie ludzkie i obdarza je duszą. Ludzie w białych kitlach starają się na Nim wymusić akt stworzenia, a mam wrażenie, że Kościół Posoborowy przemilcza się to zagadnienie. Nie jest to szczególnie dziwne, zważywszy, że ten sam Kościół walnie się przyczynił do detronizacji Boga we współczesnych, niegdyś katolickich społeczeństwach. Niemniej komisja bioetyczna KEP, sekretariat KEP czy Rada Stała Episkopatu powinni wskazywać, iż metody zapłodnienia in vitro łamią pierwsze przykazanie: "nie będziesz miał bogów cudzych przedemną".
Grzechy przeciwko pierwszemu przykazaniu Dekalogu mają pewną specyficzną cechę: zazwyczaj ich popełnianie pozostaje w sferze prywatnej. Prawo świeckie nie jest właściwe do penalizowania grzechów odnoszących się do pierwszej tablicy danej Mojżeszowi, na której widniały punkty od pierwszego do trzeciego.
Nie będziesz miał bogów cudzych przedmną.
Nie będziesz wzywał imienia Boga twego nadaremno.
Pamiętaj, abyś dzień święty święcił.
Prawo świeckie może i powinno wspierać społeczność w wypełnianiu tych przykazań, bowiem w ten sposób państwo wspierałoby Kościół w misji prowadzenia ludzi do zbawienia. Państwo może zatem zakazywać obecności fałszywych kultów w przestrzeni publicznej, handlu w niedzielę czy bluźnierstw. Można również wprowadzić całkowity zakaz dopuszczalności procedur zapłodnienia in vitro. Ale w moim odczuciu ich dopuszczenie, przy zagwarantowaniu pełnej i faktycznej ochrony wszystkich powstających zarodków ludzkich oraz zakazie finansowania tych działań z budżetu państwa byłoby kompromisowem minimum, które katolicy mogą wspierać bez zaciągania grzechu śmiertelnego.
Odnosząc to do sytuacji politycznej w Polsce: będąc członkiem parlamentu zagłosowałbym z przekonania za zakazem dopuszczalności procedur in vitro. Nie tylko z przyczyn religijnych, ale także z uwagi na niską skuteczność opisywanych procedur i ich wielkie, przemilczane ryzyko. Ingerencje genetyczne, wszelkie manipulacje przy powstawaniu życia mogą być bardzo groźne dla ludzkości.
Ale nie miałbym też oporów moralnych przed wsparciem projektu zgłaszanego niegdyś przez Jarosława Gowina, który (na ile znam jego zapisy) byłby zgodny z zawartą w Konstytucji RP zasadą pełnej obrony życia ludzkiego. Jak rozumiem, takie stanowisko prezentuje też Prezydent Rzeczypospolitej pan Andrzej Duda.
Apeluję do wspomnianych na początku tekstu bezkompromisowych katolików o powstrzymanie się od wykluczania z Kościoła p. Andrzeja Dudy i zrównywania jego poglądu ze stanowiskiem zwolenników prawa aktualnie przegłosowanego przez Sejm RP i podpisanego przez p. Bronisława Komorowskiego. Nieuczciwość w dyskusji nie przystoi zwłaszcza nam. No chyba, że my nie chcemy dyskutować na żaden ważny temat i wystarczą pyskówki o to, czy celebrans ma na kazanie zdejmować ornat czy może w nim pozostać (dla tradsów), tudzież: czemu nie wolno krytykować księdza Bashabory (dla charyzmatyków).
piątek, 31 lipca 2015
Książka Roku 2015: "Dżihad i samozagłada Zachodu" Pawła Lisickiego
Wprawdzie za nami dopiero siedem miesięcy bieżącego roku, ale już dziś pozwolę sobie nadać najnowszej publikacji Pawła Lisickiego miano Książki Roku 2015. Każdy dzień przynosi nam nowe wieści na temat inwazji islamu na Europę. Wizja kalifatów "Al - Berlin" i "Al - Paris" staje się coraz bliższa rzeczywistości, ale nic nie jest przecież przesądzone. Nie ma najmniejszego powodu, by poddać się fałszywemu determinizmowi dziejowemu i czekać na zagładę naszej cywilizacji. Ale ocalenie jej wymaga poznania własnych słabości i wyeliminowania ich. Wartość dzieła „Dżihad i samozagłada Zachodu" wynika z jego nowatorstwa, jeśli chodzi o polską publicystykę oraz z faktu, że dzisiejsza Polska dopiero styka się z agresywnym islamem. Nasze społeczeństwo nie jest jeszcze ogłupione polityczną poprawnością jego dotyczącą i przejawia zdrowe odruchy względem nadchodzącego zagrożenia. Na zakończenie niniejszej recenzji wymienię najistotniejsze obszary tematyczne, które nie zostały niestety poruszone przez Autora.
Książka Pawła Lisickiego dzieli się na dwie główne części. Pierwsza jest poświęcona wyjaśnieniu źródeł t.zw. dialogu chrześcijańsko - islamskiego i stanowi porównawczą analizę cywilizacyjną tych dwu światów. Już od pierwszych stron widać, że Lisicki postanowił nie brać jeńców. Pierwszą skrytykowaną postacią jest Franciszek. Spotykamy się z tym posoborowym papieżem w Błękitnym Meczecie w Konstantynopolu, gdzie ów modli się z muftim Stambułu. Pan mufti pięknie wyjaśnia, jak łagodny i pokojowy jest islam i odtąd Franciszek będzie piętnował bezdominacyjny fundamentalizm religijny. Tak jakby fundamentalizmy chrześcijański i islamski były sobie równe, choć jeden sprowadza się do modlitw przed klinikami aborcyjnymi, a drugi do mordowania Bogu ducha winnych ludzi na całym świecie. Franciszek sądzi, że poznał lepiej autentyczny islam od wszystkich abdullahów z Państwa Islamskiego i im podobnych szaleńców.
Następna scenka. Watykan, Wielka Sobota roku Pańskiego 2008. Ojciec Święty Benedykt XVI chrzci wyznającego dotąd islam dziennikarza Magdiego Allama. Poważne organizacje muzułmańskie mówią o prowokacji, bezimienni fundamentaliści grożą śmiercią nowoochrzczonemu, policja włoska nie lekceważy gróźb i przyznaje mu ochronę, jaką mają świadkowie koronni, a watykańscy urzędnicy średniego szczebla trzęsą się ze strachu i piszą, że nie mieli wrogich intencyj względem islamu. Kardynał Tauran, przewodniczący papieskiej rady ds. dialogu międzyreligijnego, wyznaje, iż nie wie, w jaki sposób Magdi znalazł się pomiędzy katechumenami. Sam Allam pyta, czy rzeczywiście można nazywać islam religią pokoju i dialogu, skoro konwersja jednego człowieka na chrześcijaństwo powoduje reperkusje nieporównywalnie większe niż tysiące transferów w odwrotnym kierunku. Allam opuścił Kościół Posoborowy w 2013 r. gdyż ów w jego przekonaniu legitymizował islam jako prawdziwą religię i Allaha jako prawdziwego Boga.
Skąd wzięło się to nowe podejście do islamu? Głównym winnym jest tu Sobór Watykański II. W interesującej nas problematyce najbardziej szkodliwe okazują się być trzy dokumenty: Konstytucja dogmatyczna o Kościele Lumen gentium, Deklaracja o stosunku Kościoła do religii niechrześcijańskich Nostra aetate i Deklaracja o wolności religijnej Dignitatis humanae. Lisicki piętnuje ich oderwanie od rzeczywistości i błędy teologiczne. Na str. 124 możemy przeczytać: "Teksty dotyczące innych religii sformułowane są w taki sposób, że można odnieść wrażenie, jakby zdaniem ojców soboru Chrystus już wszystkich zbawił. Jakby automatycznie niejako każdy pojedynczy człowiek został wykupiony z grzechu pierworodnego i żył już, choćby o tym nie wiedział, w stanie zbawienia". Rzeczywiście, podsumowanie to dotyka kwintesencji rahneryzmu, nowej teologii Kościoła Posoborowego. Ale my tradycjonaliści zwykle dostrzegamy tę herezję expressis verbis raczej dopiero w encyklice Jana Pawła II "Redemptor hominis" niż w dokumentach samego soboru.
Jeśli chodzi o dialog katolicko - islamski, jest u Lisickiego jeden nie do końca negatywny bohater. To Benedykt XVI. Autor docenia go za podjęcie próby dokonania analizy krytycznej islamu, ale równocześnie dostrzega niekonsekwencję czynów i wycofanie się po awanturze wywołanej t.zw. wykładem ratyzbońskim, podczas którego Papież analizował dialog cesarza bizantyńskiegoMichała Manuela Paleologa z Abu Muhammadem ibn Hazmem.
Parę lat temu napisałem, że oceniam Sobór Watykański II jako przeżytek, którego wskazówki duszpasterskie są dziś po prostu nieaktualne i nie należy się nimi specjalnie zajmować. Paweł Lisicki nie formułuje żadnych ocen ogólnych V2, ale z książki o dżihadzie jednoznacznie wyłania się obraz V2 jako szaleństwa. Zauważmy też jedno: 50 lat temu islam nie był żadnym zagrożeniem dla Zachodu. Europejczycy i Amerykanie w pełni kontrolowali politycznie Bliski Wschód i dość skromnie wydzielali szejkom petrodolary. Sytuacja zmienia się dynamicznie, ale naprawdę źle dzieje się dopiero od kilkunastu ostatnich lat.
Druga część książki jest poświęcona analizie islamu. Autor streszcza jego zawartość i dokonuje analizy porównawczej głównych idej Biblii i Koranu, postaci proroka Mahometa, a także analizy naukowej obu ksiąg, stosunku Koranu do Jezusa Chrystusa oraz Najświętszej Maryi Panny. Dość powiedzieć, że podług islamu "autentyczny Jezus" cytowany w Koranie potępia koncepcję Trójcy Świętej. Z kolei podnoszony przez posoborowców argument, jakoby islam czcił Maryję, jest z gruntu fałszywy: Mahomet nazywa Jezusa prorokiem i "synem Maryi", bo odmawia Mu boskości. Należy założyć, że ta część książki obarczona jest jakimiś błędami, które byłyby oczywiste dla bardziej wnikliwych badaczy islamu. Jednak daje nam ogólne pojęcie religioznawcze i cywilizacyjne, niezbędne w czasach narastającej konfrontacji.
Co jeszcze można by zarzucić publikacji Pawła Lisickiego ? Pierwsza część książki może być za trudna w lekturze dla osób bez przygotowania bądź zacięcia teologicznego. Nawet duchowieństwo posoborowe (a może zwłaszcza ono) będzie miało kłopot ze zrozumieniem, czemu krytyka Soboru, Pawła VI, Jana Pawła II czy Franciszka jest aż tak bezkompromisowa. Myślę jednak, że każdy średnio rozgarnięty czytelnik tej książki zrozumie, jak niemądrym czynem było ucałowanie Koranu przez Jana Pawła II , jakie są jego skutki propagandowe po dziś dzień.
Jeśli w tytule książki mamy „Zachód”, to dobrze byłoby szerzej odnieść się też do postawy państw wolnego niegdyś świata względem islamu. Mam bowiem nieodparte wrażenie, że 15 lat wojny z terroryzmem coraz bardziej wzmacnia mahometan. Terroryści jak byli, tak są, ale relacje sił oraz inicjatywa są coraz bardziej sprzyjające dla naszych wrogów. Bardzo chętnie przeczytałbym też analizę politologiczną i makroekonomiczną, która wyjaśniłaby, w jaki sposób powstało bogactwo krajów Bliskiego Wschodu. Czemu i jak dokonały one akumulacji kapitału, dlaczego światowe koncerny naftowe ani zachodni doradcy nie sprowadzili ich do poziomu neokolonialnego. Wreszcie - co jest najsłabszym punktem tych państw i gospodarek, a zarazem naszą nadzieją na ich destabilizację i załamanie.
A może takie książki, komplementarne względem pracy Pawła Lisickiego, istnieją i Czytelnicy niniejszego wpisu zechcą je zarekomendować, wpisując stosowne komentarze? Pod wpływem lektury "Dżihadu" uświadomiłem sobie, jak niewiele wiem o islamie i najwyższy czas to zmienić!
Książka Pawła Lisickiego dzieli się na dwie główne części. Pierwsza jest poświęcona wyjaśnieniu źródeł t.zw. dialogu chrześcijańsko - islamskiego i stanowi porównawczą analizę cywilizacyjną tych dwu światów. Już od pierwszych stron widać, że Lisicki postanowił nie brać jeńców. Pierwszą skrytykowaną postacią jest Franciszek. Spotykamy się z tym posoborowym papieżem w Błękitnym Meczecie w Konstantynopolu, gdzie ów modli się z muftim Stambułu. Pan mufti pięknie wyjaśnia, jak łagodny i pokojowy jest islam i odtąd Franciszek będzie piętnował bezdominacyjny fundamentalizm religijny. Tak jakby fundamentalizmy chrześcijański i islamski były sobie równe, choć jeden sprowadza się do modlitw przed klinikami aborcyjnymi, a drugi do mordowania Bogu ducha winnych ludzi na całym świecie. Franciszek sądzi, że poznał lepiej autentyczny islam od wszystkich abdullahów z Państwa Islamskiego i im podobnych szaleńców.
Następna scenka. Watykan, Wielka Sobota roku Pańskiego 2008. Ojciec Święty Benedykt XVI chrzci wyznającego dotąd islam dziennikarza Magdiego Allama. Poważne organizacje muzułmańskie mówią o prowokacji, bezimienni fundamentaliści grożą śmiercią nowoochrzczonemu, policja włoska nie lekceważy gróźb i przyznaje mu ochronę, jaką mają świadkowie koronni, a watykańscy urzędnicy średniego szczebla trzęsą się ze strachu i piszą, że nie mieli wrogich intencyj względem islamu. Kardynał Tauran, przewodniczący papieskiej rady ds. dialogu międzyreligijnego, wyznaje, iż nie wie, w jaki sposób Magdi znalazł się pomiędzy katechumenami. Sam Allam pyta, czy rzeczywiście można nazywać islam religią pokoju i dialogu, skoro konwersja jednego człowieka na chrześcijaństwo powoduje reperkusje nieporównywalnie większe niż tysiące transferów w odwrotnym kierunku. Allam opuścił Kościół Posoborowy w 2013 r. gdyż ów w jego przekonaniu legitymizował islam jako prawdziwą religię i Allaha jako prawdziwego Boga.
Skąd wzięło się to nowe podejście do islamu? Głównym winnym jest tu Sobór Watykański II. W interesującej nas problematyce najbardziej szkodliwe okazują się być trzy dokumenty: Konstytucja dogmatyczna o Kościele Lumen gentium, Deklaracja o stosunku Kościoła do religii niechrześcijańskich Nostra aetate i Deklaracja o wolności religijnej Dignitatis humanae. Lisicki piętnuje ich oderwanie od rzeczywistości i błędy teologiczne. Na str. 124 możemy przeczytać: "Teksty dotyczące innych religii sformułowane są w taki sposób, że można odnieść wrażenie, jakby zdaniem ojców soboru Chrystus już wszystkich zbawił. Jakby automatycznie niejako każdy pojedynczy człowiek został wykupiony z grzechu pierworodnego i żył już, choćby o tym nie wiedział, w stanie zbawienia". Rzeczywiście, podsumowanie to dotyka kwintesencji rahneryzmu, nowej teologii Kościoła Posoborowego. Ale my tradycjonaliści zwykle dostrzegamy tę herezję expressis verbis raczej dopiero w encyklice Jana Pawła II "Redemptor hominis" niż w dokumentach samego soboru.
Jeśli chodzi o dialog katolicko - islamski, jest u Lisickiego jeden nie do końca negatywny bohater. To Benedykt XVI. Autor docenia go za podjęcie próby dokonania analizy krytycznej islamu, ale równocześnie dostrzega niekonsekwencję czynów i wycofanie się po awanturze wywołanej t.zw. wykładem ratyzbońskim, podczas którego Papież analizował dialog cesarza bizantyńskiego
Parę lat temu napisałem, że oceniam Sobór Watykański II jako przeżytek, którego wskazówki duszpasterskie są dziś po prostu nieaktualne i nie należy się nimi specjalnie zajmować. Paweł Lisicki nie formułuje żadnych ocen ogólnych V2, ale z książki o dżihadzie jednoznacznie wyłania się obraz V2 jako szaleństwa. Zauważmy też jedno: 50 lat temu islam nie był żadnym zagrożeniem dla Zachodu. Europejczycy i Amerykanie w pełni kontrolowali politycznie Bliski Wschód i dość skromnie wydzielali szejkom petrodolary. Sytuacja zmienia się dynamicznie, ale naprawdę źle dzieje się dopiero od kilkunastu ostatnich lat.
Druga część książki jest poświęcona analizie islamu. Autor streszcza jego zawartość i dokonuje analizy porównawczej głównych idej Biblii i Koranu, postaci proroka Mahometa, a także analizy naukowej obu ksiąg, stosunku Koranu do Jezusa Chrystusa oraz Najświętszej Maryi Panny. Dość powiedzieć, że podług islamu "autentyczny Jezus" cytowany w Koranie potępia koncepcję Trójcy Świętej. Z kolei podnoszony przez posoborowców argument, jakoby islam czcił Maryję, jest z gruntu fałszywy: Mahomet nazywa Jezusa prorokiem i "synem Maryi", bo odmawia Mu boskości. Należy założyć, że ta część książki obarczona jest jakimiś błędami, które byłyby oczywiste dla bardziej wnikliwych badaczy islamu. Jednak daje nam ogólne pojęcie religioznawcze i cywilizacyjne, niezbędne w czasach narastającej konfrontacji.
Co jeszcze można by zarzucić publikacji Pawła Lisickiego ? Pierwsza część książki może być za trudna w lekturze dla osób bez przygotowania bądź zacięcia teologicznego. Nawet duchowieństwo posoborowe (a może zwłaszcza ono) będzie miało kłopot ze zrozumieniem, czemu krytyka Soboru, Pawła VI, Jana Pawła II czy Franciszka jest aż tak bezkompromisowa. Myślę jednak, że każdy średnio rozgarnięty czytelnik tej książki zrozumie, jak niemądrym czynem było ucałowanie Koranu przez Jana Pawła II , jakie są jego skutki propagandowe po dziś dzień.
Jeśli w tytule książki mamy „Zachód”, to dobrze byłoby szerzej odnieść się też do postawy państw wolnego niegdyś świata względem islamu. Mam bowiem nieodparte wrażenie, że 15 lat wojny z terroryzmem coraz bardziej wzmacnia mahometan. Terroryści jak byli, tak są, ale relacje sił oraz inicjatywa są coraz bardziej sprzyjające dla naszych wrogów. Bardzo chętnie przeczytałbym też analizę politologiczną i makroekonomiczną, która wyjaśniłaby, w jaki sposób powstało bogactwo krajów Bliskiego Wschodu. Czemu i jak dokonały one akumulacji kapitału, dlaczego światowe koncerny naftowe ani zachodni doradcy nie sprowadzili ich do poziomu neokolonialnego. Wreszcie - co jest najsłabszym punktem tych państw i gospodarek, a zarazem naszą nadzieją na ich destabilizację i załamanie.
A może takie książki, komplementarne względem pracy Pawła Lisickiego, istnieją i Czytelnicy niniejszego wpisu zechcą je zarekomendować, wpisując stosowne komentarze? Pod wpływem lektury "Dżihadu" uświadomiłem sobie, jak niewiele wiem o islamie i najwyższy czas to zmienić!
środa, 22 lipca 2015
"Księża patrioci" na dziesięciolecie "Polski Ludowej"
Wszyscy w miarę świadomi polscy katolicy starszej daty wiedzą, że na początku tzw. prlu funkcjonowały struktury "księży patriotów", czyli kolaborantów, współpracowników polskojęzycznych okupantów spod znaku sierpa i młota. Wyobrażamy sobie, że "patrioci" donosili na "niepatriotów", którzy mieli szpiegować na rzecz faszysty Piusa XII, reakcyjnego rządu londyńskiego, band leśnych i Stanów Zjednoczonych. Tak było lub nie było, bowiem przypadek każdego człowieka jest indywidualny. Z całą pewnością "księża patrioci" prowadzili prace duszpasterskie legitymizujące komunistyczny rząd warszawski. Ich liczba wynosiła ok. 10 % duchowieństwa, mieli więc znaczącą siłę oddziaływania. Współdziałali z tubami propagandowymi czerwonych, należącymi do Stowarzyszenia PAX. Alternatywą dla ich propagandy nie były pisma kościelne, gdyż podlegały one cenzurze państwowej i nie mogły prowadzić polemik merytorycznych z tezami "patriotów". Ludzie wiedzieli jak jest i aż do 1989 r. byli znacznie bardziej odporni na manipulacje informacją w massmediach.
Jak wyglądały teksty "księży patriotów" ? Było to pokazywanie pozytywnych stron "Polski Ludowej", jej osiągnięć. Kształtowanie lojalnych obywateli, którzy mogli pozostawać katolikami. Katolikami pomijającymi takie zagadnienia jak np. procesy biskupa Czesława Kaczmarka czy księży kurii krakowskiej , terror stalinowsko - bierutowski i całą rzeczywistość niezgodną z katolicką nauką społeczną. "Księża patrioci" chwalili jakieś cząstkowe osiągnięcia "Polski Ludowej", ale robili to raczej dyskretnie. Ich dzisiejszy wariant, znany nam z "Gazety Wyborczej" czy "Tygodnika Powszechnego" posuwa się dziś znacznie dalej w zachwytach nad nowoczesnością, europejskością i postępem.
Zeskanowałem Państwu książeczkę pt. "Kazania na dziesięciolecie Polski Ludowej", wydaną AD 1954 przez PAX w ... Stalinogrodzie i zachęcam do zapoznania się z prekursorami drogi jedynego i niepowtarzalnego Kazimierza Sowy (i przyjaciół jego: Adama Bonieckiego, Pawła Gużyńskiego czy Wojciecha Lemańskiego). Ku przestrodze !
Jak wyglądały teksty "księży patriotów" ? Było to pokazywanie pozytywnych stron "Polski Ludowej", jej osiągnięć. Kształtowanie lojalnych obywateli, którzy mogli pozostawać katolikami. Katolikami pomijającymi takie zagadnienia jak np. procesy biskupa Czesława Kaczmarka czy księży kurii krakowskiej , terror stalinowsko - bierutowski i całą rzeczywistość niezgodną z katolicką nauką społeczną. "Księża patrioci" chwalili jakieś cząstkowe osiągnięcia "Polski Ludowej", ale robili to raczej dyskretnie. Ich dzisiejszy wariant, znany nam z "Gazety Wyborczej" czy "Tygodnika Powszechnego" posuwa się dziś znacznie dalej w zachwytach nad nowoczesnością, europejskością i postępem.
Zeskanowałem Państwu książeczkę pt. "Kazania na dziesięciolecie Polski Ludowej", wydaną AD 1954 przez PAX w ... Stalinogrodzie i zachęcam do zapoznania się z prekursorami drogi jedynego i niepowtarzalnego Kazimierza Sowy (i przyjaciół jego: Adama Bonieckiego, Pawła Gużyńskiego czy Wojciecha Lemańskiego). Ku przestrodze !
niedziela, 19 lipca 2015
Czy biskup Ryszard Williamson jest ekskomunikowany?
Parę miesięcy temu biskup Williamson konsekrował na biskupa swego wieloletniego współpracownika z czasów FSSPX x. Jana Michała Faure'go. Uroczystość miała miejsce w Brazylii, w benedyktyńskim klasztorze pw. Świętego Krzyża, który jest jednym z filarów "Ruchu Oporu" przeciwko modernistom i ich faktycznym bądź mniemanym sojusznikom.
W Internecie pojawiły się od razu głosy, że biskupi Williamson oraz Faure swoim czynem zaciągnęli automatycznie ekskomunikę (latae sententiae), z uwagi na złamanie Kanonu nr 1382 KPK 1983 o brzmieniu: "Biskup, który bez papieskiego mandatu konsekruje kogoś na biskupa, a także ten, kto od niego konsekrację przyjmuje, podlegają ekskomunice wiążącej mocą samego prawa, zastrzeżonej Stolicy Apostolskiej".
Biskup Williamson nie przyłożył się specjalnie do sporządzenia uzasadnienia dla udzielanych święceń. Myślę jednak, że święcenia te można by w podobny sposób uzasadnić, jak uczynił to Arcybiskup Lefebvre w 1988 r., powołując się na stan wyższej konieczności w Kościele i niemożność normalnego funkcjonowania katolików w tzw. "oficjalnych" strukturach kościelnych. Nie ma sensu przytaczać bardzo szczegółowych analiz, jakie sporządzali na tę okoliczność Piusowcy. Każdy zainteresowany z pewnością się z nimi zapoznał.
Warto tu też wspomnieć, jak z punktu widzenia oficjalnego prawa kościelnego zakończyły się spory o święcenia z 1988 r. Ojciec Święty Benedykt XVI jednostronnie zdjął ekskomunikę z biskupów FSSPX, a zatem można sądzić, że przyjął jej istnienie, niezależnie od niezakończonego, nieprzeprowadzonego z formalnego punktu widzenia badania sądowego, czy Msgr Lefebvre miał rację dostrzegając stan wyższej konieczności w Kościele.
Pozwolę sobie przypomnieć mój punkt widzenia na sprawę, wskazujący na nieszczelność prawa kanonicznego ogłoszonego przez Jana Pawła II, wskutek czego Kanon 1382 ma podobne zastosowanie w praktyce jak przepisy antykorupcyjne w Polsce.
Stawia nas to przed niewesołą alternatywą w zakresie święceń biskupich dokonywanych bez mandatu Kościoła Posoborowego. Kościół katolicki znajduje się w stanie wyższej konieczności, kryzysie spowodowanym przez modernistów, którzy zajęli najwyższe stanowiska w hierarchii kościelnej i fatalnie nimi zarządzają. Albo akceptujemy:
Zwracam też uwagę, że posiłkowanie się KPK 1917 do święceń bez mandatu papieskiego również da niewiele. Z zastosowania zasad kodeksu Benedykta XV wypływa bowiem alternatywa:
O ile do FSSPX czasem dołączają kapłani i wierni z Kościoła Posoborowego, to "Ruch Oporu" przejmuje głównie osoby, które wcześniej były związane z Bractwem św. Piusa X. Spójrzmy raz jeszcze na stronę, gdzie są szczegółowe statystyki resistance. Należy docenić, że z biskupami Williamsonem oraz Faurem współpracuje już ponad 50 kapłanów. Lecz ponad połowa resistance to byli członkowie FSSPX, a większość spośród pozostałych to członkowie zakonów współpracujących dotąd z Piusowcami. Są wśród nich dominikanie z Avrillé, ale uwaga: ojcowie Albert i Tomasz, znani w Polsce z pielgrzymek Warszawa - Częstochowa oraz innych konferencyj i wykładów, nadal współpracują z Menzingen. Ich nowa siedziba mieści się w Steffeshausen w Belgii. Williamsonowcy mają tylko jeden głośny "transfer z zewnątrz": fatimologa x. Pawła Kramera; tego, co to uznał nieważność rezygnacji Ojca Świętego Benedykta XVI i instalacji w jego miejsce Franciszka Papieża. Swoją drogą, czy bp Ryszard "dał mu indult" na odprawianie una cum B16?!
Podsumuję ten wpis następująco:
W Internecie pojawiły się od razu głosy, że biskupi Williamson oraz Faure swoim czynem zaciągnęli automatycznie ekskomunikę (latae sententiae), z uwagi na złamanie Kanonu nr 1382 KPK 1983 o brzmieniu: "Biskup, który bez papieskiego mandatu konsekruje kogoś na biskupa, a także ten, kto od niego konsekrację przyjmuje, podlegają ekskomunice wiążącej mocą samego prawa, zastrzeżonej Stolicy Apostolskiej".
Biskup Williamson nie przyłożył się specjalnie do sporządzenia uzasadnienia dla udzielanych święceń. Myślę jednak, że święcenia te można by w podobny sposób uzasadnić, jak uczynił to Arcybiskup Lefebvre w 1988 r., powołując się na stan wyższej konieczności w Kościele i niemożność normalnego funkcjonowania katolików w tzw. "oficjalnych" strukturach kościelnych. Nie ma sensu przytaczać bardzo szczegółowych analiz, jakie sporządzali na tę okoliczność Piusowcy. Każdy zainteresowany z pewnością się z nimi zapoznał.
Warto tu też wspomnieć, jak z punktu widzenia oficjalnego prawa kościelnego zakończyły się spory o święcenia z 1988 r. Ojciec Święty Benedykt XVI jednostronnie zdjął ekskomunikę z biskupów FSSPX, a zatem można sądzić, że przyjął jej istnienie, niezależnie od niezakończonego, nieprzeprowadzonego z formalnego punktu widzenia badania sądowego, czy Msgr Lefebvre miał rację dostrzegając stan wyższej konieczności w Kościele.
Pozwolę sobie przypomnieć mój punkt widzenia na sprawę, wskazujący na nieszczelność prawa kanonicznego ogłoszonego przez Jana Pawła II, wskutek czego Kanon 1382 ma podobne zastosowanie w praktyce jak przepisy antykorupcyjne w Polsce.
Stawia nas to przed niewesołą alternatywą w zakresie święceń biskupich dokonywanych bez mandatu Kościoła Posoborowego. Kościół katolicki znajduje się w stanie wyższej konieczności, kryzysie spowodowanym przez modernistów, którzy zajęli najwyższe stanowiska w hierarchii kościelnej i fatalnie nimi zarządzają. Albo akceptujemy:
1)Stanowisko Watykanu: niezależnie od treści prawa kanonicznego z 1983 r., prawidłowo interpretowanego przez tradycjonalistów, Watykan zawsze będzie uznawał niegodziwość takich konsekracyj i oznajmiał zaistnienie kar kościelnych. Tak to jest, gdy sprawca przestępstwa (zmiany wiary katolickiej na posoborową) jest równocześnie sędzią.
2)Praktyczne skutki wadliwego KPK 1983: każdy biskup może powołać się na stan wyższej konieczności itp. itd. i wyświęcać kapłanów na biskupów. Nie mamy ani żadnych metod, by oceniać celowość święceń (np. liczba obsługiwanych wiernych, ich rozproszenie, obowiązki obsługi seminarium), ani innych mechanizmów kontrolnych, wynikających z jurysdykcji zwyczajnej, której nikt nie ma w tego typu wspólnotach („Róbta co chceta”).
Zwracam też uwagę, że posiłkowanie się KPK 1917 do święceń bez mandatu papieskiego również da niewiele. Z zastosowania zasad kodeksu Benedykta XV wypływa bowiem alternatywa:
1)Jest papież i on udziela zgody na udzielenie sakry. Można działać na zasadach współczesnych katolików indultowych.Stanowisko FSSPX w sprawie sakry x. Faure'go należy traktować jako walkę z konkurencją. Williamson to rywal potencjalnie nieprzyjemny dla Piusowców, bowiem identyczny teologicznie. Trudno go skrytykować, bo taka krytyka obraca się przeciw krytykującemu. Z drugiej strony, może on tylko podgryźć ciastko posiadane przez FSSPX, a w żaden sposób nie powiększy go. Ja ich rozumiem.
2)Nie ma papieża, ale problem „róbta co chceta” dalej istnieje.
O ile do FSSPX czasem dołączają kapłani i wierni z Kościoła Posoborowego, to "Ruch Oporu" przejmuje głównie osoby, które wcześniej były związane z Bractwem św. Piusa X. Spójrzmy raz jeszcze na stronę, gdzie są szczegółowe statystyki resistance. Należy docenić, że z biskupami Williamsonem oraz Faurem współpracuje już ponad 50 kapłanów. Lecz ponad połowa resistance to byli członkowie FSSPX, a większość spośród pozostałych to członkowie zakonów współpracujących dotąd z Piusowcami. Są wśród nich dominikanie z Avrillé, ale uwaga: ojcowie Albert i Tomasz, znani w Polsce z pielgrzymek Warszawa - Częstochowa oraz innych konferencyj i wykładów, nadal współpracują z Menzingen. Ich nowa siedziba mieści się w Steffeshausen w Belgii. Williamsonowcy mają tylko jeden głośny "transfer z zewnątrz": fatimologa x. Pawła Kramera; tego, co to uznał nieważność rezygnacji Ojca Świętego Benedykta XVI i instalacji w jego miejsce Franciszka Papieża. Swoją drogą, czy bp Ryszard "dał mu indult" na odprawianie una cum B16?!
Podsumuję ten wpis następująco:
1) Bardzo dobrze, że w Polsce nie wystąpił problem podziału FSSPX na części fellayowską i "oporną", dzięki czemu "Ruch Oporu" jest dla nas egzotyką znacznie większą niż np. sedewakantyści, których mamy od najmniej kilkunastu lat.
2) "Ruch Oporu" nie jest nową jakością na tradimapie, ani personalną ani teologiczną. Powstał w wyniku szeregu konfliktów personalnych, co jest smutne samo w sobie. Zazwyczaj w takich sporach wina jest jakoś rozłożona po obu stronach konfliktu. Równocześnie jednak nie widzę żadnego istotnego powodu, by bojkotować kapłanów z nim związanych. Gdybym znajdował się w okolicy, gdzie posługują związani z nim kapłani, to korzystałbym z wdzięcznością z ich posługi. Nie miałbym też najmniejszych oporów przed uczestnictwem we Mszy celebrowanej przez J.E. bpa Ryszarda Williamsona.
poniedziałek, 6 lipca 2015
Karny ... Bugnini dla Arcybiskupa Józefa Górzyńskiego
Wprawdzie od opublikowania wywiadu pt. "Co wolno w liturgii?" (tygodnik IDZIEMY nr 23/ 2015 , z abp. Józefem Górzyńskim, liturgistą, rozmawiała Monika Odrobińska) minął już miesiąc, ale mam wrażenie, że dotychczasowe polemiki i komentarze do tego skandalicznego tekstu są wysoce niewystarczające.
Moi znamienici Koledzy są bowiem nazbyt wyrozumiali dla koadiutora archidiecezji warmińskiej. Łukasz Kobeszko podkreśla biurokratyczne podejście do liturgii Górzyńskiego, zaś Dawid Gospodarek krytykuje jego wspólnotowe skrzywienie. Co zaś mnie najbardziej uderzyło w wywiadzie?
Chyba dwie rzeczy są tu najbardziej drastyczne. Pierwszą jest dogmatyzowanie aktualnych rozwiązań dominujących tu i ówdzie w posoborowiu. Jeśli coś jest aktualnie dozwolone, tak jak Komunia na rękę, to abp Górzyński nie powie słowa przeciwko niej:
Inna złota myśl, pokazująca ten tok myślenia:
Dawid Gospodarek trafnie zauważa, że obowiązująca do dziś, zaaprobowana przez Jana Pawła II AD 2004 instrukcja "Redemptionis sacramentum" stanowi: „każdy ochrzczony katolik, któremu prawo tego nie zabrania, powinien być dopuszczony do Komunii świętej. W związku z tym nie wolno odmawiać Komunii świętej nikomu z wiernych, tylko dlatego, że na przykład chce ją przyjąć na klęcząco lub na stojąco”. Tego dokumentu koadiutor nieszczęsnej archidiecezji warmińskiej zdaje się nie aprobować bądź nie pamiętać.
Arcybiskup wprawdzie stwierdza, iż to Stolica Apostolska ustanawia zasady obowiązujące w liturgii Kościoła, ale chyba nie dopuszcza do siebie myśli, że praktyka liturgiczna w poszczególnych wspólnotach może być z owymi regułami niezgodna. Po wtóre, zupełnie nie ma wiedzy co do "jakości" poszczególnych rozwiązań. Zna tylko w teorii zasadę "tak wierzymy, jak się modlimy". Nie dotarło do niego, że według wielu katolików na całym świecie Komunia na rękę wpływa jednoznacznie negatywnie na wiarę w dogmat o Rzeczywistej Obecności Chrystusa w Eucharystii.
Niesamowite jest oderwanie księdza arcybiskupa od aktualnych problemów i życia Kościoła. Od narastającego konfliktu przedsynodalnego, gdzie po jednej stronie stoją posoborowi pseudokatolicy niemieccy, francuscy czy austriaccy a po drugiej konserwatyści, wśród których godnie prezentują się polscy hierarchowie. Może już czas, by ruszyć głową i zauważyć np. że proceder Komunii na rękę zazwyczaj wyprzedza bądź łączy się z praktyką dopuszczania do Komunii osób pozostających w cudzołóstwie oraz zanikiem spowiedzi sakramentalnej ?! Ciekaw jestem, czy Górzyńskiego byłoby stać na przeprowadzenie praktycznych analiz pomiędzy znakami a ich konsekwencjami? Czy potrafiłby zastanowić się, co ukształtowało aktualne celebracje wspólnotowe w świecie katolickim i czy dominujący kierunek równocześnie jest pożądanym?!
Drugą rzeczą uderzającą w wywiadzie jest, przykro to napisać, wszechobecna niewiedza arcybiskupa Górzyńskiego. Mówi on:
Na dobry początek "liturgista" Górzyński powinien poczytać nie-liturgistę Ratzingera. Może wtedy zrozumiałby, że encyklika Piusa XII Mediator Dei i soborowa Konstytucja o liturgii mają ze sobą znacznie więcej wspólnego niż soborowa Konstytucja o liturgii i Nowa Msza. Krótko mówiąc, nie tylko edycja typiczna Novus Ordo, ale i w szczególności celebracje posoborowych wspólnot są niezgodne z Soborem Watykańskim II oraz sprzeczne z najogólniej pojmowanym duchem liturgii chrześcijańskiej. Na marginesie niniejszego rozważania, polecam ciekawy wpis wskazujący na celowe usunięcie wszelkich odniesień do Mediator Dei oraz innych dokumentów Piusów X, XI i XII , jakie dotknęło podczas Soboru konstytucję Sacrosanctum Concilium.
I jeszcze jeden dowód, jeszcze jedno świadectwo poglądów koadiutora nieszczęsnej archidiecezji warmińskiej: stawia on na tym samym poziomie istotności takie znaki i gesty jak postawa podczas Przeistoczenia i sposób przeżywania Ojcze nasz
Nie wiem jak Państwo, ale ja już rozkładam ręce w geście bezradności. Utrwalonym internetowym zwyczajem wlepiam Arcybiskupowi Józefowi Górzyńskiego karnego ... Bugniniego.
Twardzielom oraz ... masochistom natomiast polecam inny wywiad z tym samym autorem, jeszcze sprzed jego święceń biskupich. Tytuł rozmowy brzmi: Eucharystia czy Msza święta? ale największe herezje dotyczą zagadnień pobocznych względem głównego tematu rozmowy. Oto dwie złote myśli:
Czy muszę tu pisać, że nie istnieją żadne dokumenty przedsoborowe lub posoborowe głoszące teologię Mszy świętej tożsamą z poglądami herezjarchy Józefa Górzyńskiego?!
Gdybym czytał te wszystkie dyrdymały jakieś 15 lat temu, po prostu "rozłożyłbym ręce" nad poglądami wypowiadającego je człowieka. W czasach Jana Pawła II liturgia była na jednym z ostatnich miejsc i kariery w tej dziedzinie robili różni Nikodemowie Dyzmowie. Czytało się wówczas sporo fachowców "dowodzących" np. że ksiądz jest ikoną Pana Boga, więc dlatego na Mszy patrzymy mu w twarz, a nie na plecy. Dziś, było nie było, po pontyfikacie Benedykta XVI, takie poglądy rażą swą płytkością i brakiem osadzenia w tradycji Kościoła. Biskup Górzyński może być najlepszym człowiekiem pod Słońcem, może żyć Ewangelią 24 godziny na dobę i najwspanialej na świecie świadczyć swoim życiem o Chrystusie. Ludzie, którzy go znają, mówią o nim z dużą życzliwością i cenią go jako otwartego na dialog duszpasterza. Ale pojęcia o liturgii rzymskokatolickiej to obecny arcybiskup - koadiutor nie ma. Niniejszym wpisem upominam jego samego i jemu podobnych posoborowych ignorantów. Odsyłam Was wszystkich do katechezy o Mszy Świętej ks. Tomasza Dawidowskiego, abyście mogli przynajmniej sporządzić protokół niezgodności pomiędzy swoimi błędami a tradycyjnym nauczaniem Kościoła na temat Ofiary Nowego Przymierza. I na przyszłość nie zasłaniajcie się Soborem Watykańskim II ani żadnym innym dokumentem, bo nie znajdziecie w nich solidnego potwierdzenia dla Waszych urojeń.
Moi znamienici Koledzy są bowiem nazbyt wyrozumiali dla koadiutora archidiecezji warmińskiej. Łukasz Kobeszko podkreśla biurokratyczne podejście do liturgii Górzyńskiego, zaś Dawid Gospodarek krytykuje jego wspólnotowe skrzywienie. Co zaś mnie najbardziej uderzyło w wywiadzie?
Chyba dwie rzeczy są tu najbardziej drastyczne. Pierwszą jest dogmatyzowanie aktualnych rozwiązań dominujących tu i ówdzie w posoborowiu. Jeśli coś jest aktualnie dozwolone, tak jak Komunia na rękę, to abp Górzyński nie powie słowa przeciwko niej:
Ten znak warto umieć, bo wiele podróżujemy, a w niektórych krajach Komunię Świętą przyjmuje się wyłącznie na rękę. Wówczas należy zachować jedność znaku z tamtejszą wspólnotą.
Inna złota myśl, pokazująca ten tok myślenia:
Podstawowym błędem jest nierespektowanie tego, że liturgia jest celebracją wspólnotową i znaki mają to wyrazić, a zatem nie należą do mnie, ale do wspólnoty. Jeśli więc w mojej wspólnocie Komunię Świętą przyjmuje się w pozycji stojącej, to ja się nie wyłamuję i nie przyjmuję jej na klęcząco.
Dawid Gospodarek trafnie zauważa, że obowiązująca do dziś, zaaprobowana przez Jana Pawła II AD 2004 instrukcja "Redemptionis sacramentum" stanowi: „każdy ochrzczony katolik, któremu prawo tego nie zabrania, powinien być dopuszczony do Komunii świętej. W związku z tym nie wolno odmawiać Komunii świętej nikomu z wiernych, tylko dlatego, że na przykład chce ją przyjąć na klęcząco lub na stojąco”. Tego dokumentu koadiutor nieszczęsnej archidiecezji warmińskiej zdaje się nie aprobować bądź nie pamiętać.
Arcybiskup wprawdzie stwierdza, iż to Stolica Apostolska ustanawia zasady obowiązujące w liturgii Kościoła, ale chyba nie dopuszcza do siebie myśli, że praktyka liturgiczna w poszczególnych wspólnotach może być z owymi regułami niezgodna. Po wtóre, zupełnie nie ma wiedzy co do "jakości" poszczególnych rozwiązań. Zna tylko w teorii zasadę "tak wierzymy, jak się modlimy". Nie dotarło do niego, że według wielu katolików na całym świecie Komunia na rękę wpływa jednoznacznie negatywnie na wiarę w dogmat o Rzeczywistej Obecności Chrystusa w Eucharystii.
Niesamowite jest oderwanie księdza arcybiskupa od aktualnych problemów i życia Kościoła. Od narastającego konfliktu przedsynodalnego, gdzie po jednej stronie stoją posoborowi pseudokatolicy niemieccy, francuscy czy austriaccy a po drugiej konserwatyści, wśród których godnie prezentują się polscy hierarchowie. Może już czas, by ruszyć głową i zauważyć np. że proceder Komunii na rękę zazwyczaj wyprzedza bądź łączy się z praktyką dopuszczania do Komunii osób pozostających w cudzołóstwie oraz zanikiem spowiedzi sakramentalnej ?! Ciekaw jestem, czy Górzyńskiego byłoby stać na przeprowadzenie praktycznych analiz pomiędzy znakami a ich konsekwencjami? Czy potrafiłby zastanowić się, co ukształtowało aktualne celebracje wspólnotowe w świecie katolickim i czy dominujący kierunek równocześnie jest pożądanym?!
Drugą rzeczą uderzającą w wywiadzie jest, przykro to napisać, wszechobecna niewiedza arcybiskupa Górzyńskiego. Mówi on:
Dosłowne cytowanie przepisów z encykliki Mediator Dei [Piusa XII] nie ma sensu, ponieważ Sobór Watykański II w Konstytucji o Liturgii na nowo ukonstytuował rzeczywistość liturgiczną. Wszystkie kolejne dokumenty na temat liturgii muszą być zgodne z jej zapisami, bo konstytucja soborowa to najwyższy rangą dokument kościelny.
Na dobry początek "liturgista" Górzyński powinien poczytać nie-liturgistę Ratzingera. Może wtedy zrozumiałby, że encyklika Piusa XII Mediator Dei i soborowa Konstytucja o liturgii mają ze sobą znacznie więcej wspólnego niż soborowa Konstytucja o liturgii i Nowa Msza. Krótko mówiąc, nie tylko edycja typiczna Novus Ordo, ale i w szczególności celebracje posoborowych wspólnot są niezgodne z Soborem Watykańskim II oraz sprzeczne z najogólniej pojmowanym duchem liturgii chrześcijańskiej. Na marginesie niniejszego rozważania, polecam ciekawy wpis wskazujący na celowe usunięcie wszelkich odniesień do Mediator Dei oraz innych dokumentów Piusów X, XI i XII , jakie dotknęło podczas Soboru konstytucję Sacrosanctum Concilium.
I jeszcze jeden dowód, jeszcze jedno świadectwo poglądów koadiutora nieszczęsnej archidiecezji warmińskiej: stawia on na tym samym poziomie istotności takie znaki i gesty jak postawa podczas Przeistoczenia i sposób przeżywania Ojcze nasz
Możliwa jest zatem sytuacja, że to, co na terenie działania jednej konferencji episkopatu będzie dopuszczalne, na terenie drugiej może nie istnieć. Na przykład podczas Przeistoczenia w jednych krajach się stoi, w innych klęczy. Także znak pokoju w różnych miejscach na świecie może być wyrażany przez różne gesty. Episkopat Polski postanowił także, że podczas modlitwy „Ojcze nasz” wierni nie rozkładają rąk.
Nie wiem jak Państwo, ale ja już rozkładam ręce w geście bezradności. Utrwalonym internetowym zwyczajem wlepiam Arcybiskupowi Józefowi Górzyńskiego karnego ... Bugniniego.
Twardzielom oraz ... masochistom natomiast polecam inny wywiad z tym samym autorem, jeszcze sprzed jego święceń biskupich. Tytuł rozmowy brzmi: Eucharystia czy Msza święta? ale największe herezje dotyczą zagadnień pobocznych względem głównego tematu rozmowy. Oto dwie złote myśli:
W ramach celebracji Mszy św. realna obecność Pana Jezusa jest bowiem nie tylko w postaciach eucharystycznych. [A gdzie jeszcze?] W ludzie Bożym zgromadzonym dla oddawania czci swojemu Panu, w Słowie Bożym i w osobie kapłana, który przewodniczy zgromadzeniu liturgicznemu.
tak naprawdę, to zgromadzenie celebruje Eucharystię, ono jest celebransem. Kapłan jest tylko przewodniczącym zgromadzenia celebrującego.
Czy muszę tu pisać, że nie istnieją żadne dokumenty przedsoborowe lub posoborowe głoszące teologię Mszy świętej tożsamą z poglądami herezjarchy Józefa Górzyńskiego?!
Gdybym czytał te wszystkie dyrdymały jakieś 15 lat temu, po prostu "rozłożyłbym ręce" nad poglądami wypowiadającego je człowieka. W czasach Jana Pawła II liturgia była na jednym z ostatnich miejsc i kariery w tej dziedzinie robili różni Nikodemowie Dyzmowie. Czytało się wówczas sporo fachowców "dowodzących" np. że ksiądz jest ikoną Pana Boga, więc dlatego na Mszy patrzymy mu w twarz, a nie na plecy. Dziś, było nie było, po pontyfikacie Benedykta XVI, takie poglądy rażą swą płytkością i brakiem osadzenia w tradycji Kościoła. Biskup Górzyński może być najlepszym człowiekiem pod Słońcem, może żyć Ewangelią 24 godziny na dobę i najwspanialej na świecie świadczyć swoim życiem o Chrystusie. Ludzie, którzy go znają, mówią o nim z dużą życzliwością i cenią go jako otwartego na dialog duszpasterza. Ale pojęcia o liturgii rzymskokatolickiej to obecny arcybiskup - koadiutor nie ma. Niniejszym wpisem upominam jego samego i jemu podobnych posoborowych ignorantów. Odsyłam Was wszystkich do katechezy o Mszy Świętej ks. Tomasza Dawidowskiego, abyście mogli przynajmniej sporządzić protokół niezgodności pomiędzy swoimi błędami a tradycyjnym nauczaniem Kościoła na temat Ofiary Nowego Przymierza. I na przyszłość nie zasłaniajcie się Soborem Watykańskim II ani żadnym innym dokumentem, bo nie znajdziecie w nich solidnego potwierdzenia dla Waszych urojeń.