Niestety równie niepoważne są argumenty merytoryczne wysuwane przeciwko samemu spektaklowi. Czytamy bowiem miedzy innemi:
Koledzy z Krucjaty nie rozróżniają szeregu istotnych kwestyj.
Ta pseudosztuka autorstwa Andrew Lloyda Webbera i Tima Rice’a powstała w atmosferze skandalu w 1971 roku i jest bluźnierczą próbą ośmieszenia Pana naszego Jezusa Chrystusa oraz katolickiej wiary. Zbawiciel przedstawiony jest w niej jako niestabilny emocjonalnie dziwak, który traci panowanie nad sobą i ma wątpliwości co do swojego powołania. Spektakl ten sugeruje, jakoby Pan Jezus utrzymywał nieczyste relacje z Marią Magdaleną.
Zasadniczą ideą tej „opery” jest przedstawienie Jezusa Chrystusa jako wyłącznie człowieka, a nie Boga. Taką intencję wyraził zresztą sam autor tekstu Tim Rice: „W ogóle nie patrzę na niego [Jezusa Chrystusa] jak na boga, opera nie stwierdza kategorycznie, że nie był bogiem, ale myślę, że pozostawia tę kwestię bardzo otwartą”. W samej rock-operze Maria Magdalena i Judasz zgodnie nazywają Pana Jezusa „zwykłym człowiekiem”. Bluźnierstwo polega tu więc na fałszywym poglądzie, jakoby Chrystus nie jest Bogiem.
Od początku wystawiania tej bluźnierczej inscenizacji wzbudza ona liczne protesty chrześcijan na całym świecie. Na przykład, w 2014 roku, dzięki protestom, ten skandaliczny spektakl został odwołany w 50 miastach Stanów Zjednoczonych.
Po pierwsze – bluźniercze nie są ani muzyka ani libretto „JChS”, a zatem spektakl ten można wystawiać i oglądać. Nic mi bowiem nie wiadomo, by teksty Tima Rice’a sugerowały, że Zbawiciel darzył Marię Magdalenę uczuciem, okazywał jej pożądanie, wchodził z nią w jakiekolwiek „nieczyste relacje”. Skrypt libretta jest powszechnie dostępny, każdy może to sprawdzić samodzielnie.
Natomiast bluźniercza może być konkretna inscenizacja, jak w przypadku każdego przedstawienia teatralnego, musicalowego czy operowego. Nie słyszałem, by polskie inscenizacje „JChS” zawierały takie niewłaściwe treści. Oglądałem miesiąc temu znakomitą produkcję tego musicalu na scenie warszawskiej Rampy i miałbym do niej jedynie niewielkie uwagi jako krytyk sztuki. W najbliższą sobotę wykonawcą roli tytułowej będzie wokalista zespołu TSA Marek Piekarczyk, śpiewający tę partię od 1987 r. Pan Marek ma swoje lata i dorobek artystyczny zasługujący na minimalny szacunek i zaufanie. Dotąd jego interpretacja postaci Jezusa była znacznie bliższa wizerunkowi ewangelijnemu niż hippisowskiemu i nie wierzę, by tę kreację zmienił.
Po drugie, nietrafne są argumenty Krucjaty iż musical przedstawia Jezusa Chrystusa jako wyłącznie człowieka, a nie Boga. „JChS” nie przedstawia fundamentalnej sceny Ewangelij, jaką jest zmartwychwstanie. Dopiero ono było ostatecznem potwierdzeniem boskości Chrystusa, wskazywanej wcześniej w dorosłem życiu Pana Jezusa jedynie poprzez wyznanie świętego Piotra czy następujące po nim przemienienie Pańskie na górze Tabor. Niemniej reakcje uczniów Jezusa w Wielkim Tygodniu wskazują, że wciąż nie rozumieli boskości swego Mistrza: zawodzili Go zaspaniem, lękiem, wyparciem się. Dopiero po zmartwychwstaniu wierzyli w Niego na tyle mocno, że byli gotowi oddać życie świadcząc o Jego bóstwie.
Można również założyć, że Judasz do marnego końca swego życia pozostał przy judaistycznej, nacjonalistycznej koncepcji mesjasza, czyli człowieka mającego wyzwolić i wywyższyć Izrael miedzy ludami świata. Gdyby wierzył w bóstwo Jezusa, w zapowiedź śmierci ale i zmartwychwstania, to z pewnością nie skończyłby życia z pętlą na szyi, lecz błagałby Go o wybaczenie zdrady.
Wszystko to wskazuje, że protestujący nie bardzo mają pojęcie, przeciwko czemu i komu protestują. To kolejny, jakże smutny dowód na ignorancję polskich środowisk konserwatywnych na sprawy kultury. Kultura jest w całości i bez walki oddana lewicy. Dopiero od kilku lat, oddolnie pojawiają się rozmaici twórcy odwołujący się do wartości wyższych i szukają nisz artystycznych pośród niewykształconej publiczności.
Dodam jeszcze słówko od siebie jako amatorskiego krytyka sztuki. Przyznam, że nie rozumiem sensu ujęcia rock opery „Jesus Christ Superstar” w programie głównych obchodów 1050 lecia Chrztu Polski. Jest to drastyczny przejaw „murzyńskości”: pomijamy nasze wielowiekowe, rodzime stricte religijne nabożeństwa, by zaprezentować produkt popkultury anglosaskiej, nie mający nic wspólnego z naszą tożsamością. To ugruntowuje posoborową wizję Kościoła, idącego z duchem czasu, dostosowującego się liturgicznie do tymczasowych mód. Przecież jedna z ładniejszych melodyj z „JChS” od lat towarzyszy uczestnikom Novus Ordo w Polsce.
Na odtrutkę artystyczną polecam Państwu Pieśń Konfederatów Barskich w interpretacji moich przyjaciół z grupy Contra Mundum. Jeśli się komuś spodoba ten clip, to informuję, iż do aktualnego numery tygodnika "wSieci" dołączona jest nowa płyta Contras. Jedyna taka szansa do 17 kwietnia!