czwartek, 31 maja 2012

Komisja Ecclesia Dei mówi KEPem

Dzisiejszy nius nie stanowi może przewrotu kopernikańskiego, jeśli chodzi o stosunek Watykanu do tradycjonalistów, ale podtrzymuje tendencję zarysowaną  miesiąc temu w zaleceniach dla Instytutu Dobrego Pasterza.

Komisja Ecclesia Dei orzekła, iż słuchanie Mszy w kaplicy afiljowanej przy Bractwie św. Piusa X (utrzymywanej przez wiernych, do których przyjeżdza kapłan należący do Bractwa lub inny kapłan tradycjonalista - tułacz) nie wypełnia obowiązku niedzielnego uczestnictwa we Mszy Św. Można pójść na Mszę do piusowców, ale dodatkowo, oprócz Mszy w "oficjalnym" Kościele. Wówczas nie jest to grzech.






Tymczasem niespełna 10 lat temu, a więc za czasów "ciężkiej okupacji" modernistycznej, ta sama Komisja wydała orzeczenie o przeciwnej treści:
- wolno słuchać Mszy św. niedzielnej u piusowców,
- można złożyć drobny datek na utrzymanie kapłana i kaplicy.

Miejmy na uwadze, iż orzeczenia Komisji Ecclesia Dei nie stanowią prawa powszechnie obowiązującego. Powoływanie się na którekolwiek stanowisko rzymian ma znaczenie publicystyczne, lecz nic pozatem. Półtora roku temu np. potwierdzili, że wciąż można stosować we Mszach III confiteor co skomentowałem - jak widać słusznie - w następujący sposób:




Komisja Ecclesia Dei od wielu lat udziela sprzecznych wyjaśnień i zapewne jeszcze nie raz zaskoczy nas negatywnie (jak mówią złośliwi: wiele w niej zależy od tego, kto stempluje i podpisuje list). Nie pełni zatem poprawnie funkcji wyspecjalizowanej komórki liturgicznej Stolicy Apostolskiej, podobnie jak wszystkie kongregacje rzymskie. Nienormalność jest normą w czasie kryzysu.

Ale jeśli coś w treści listu niepokoi, to brak argumentacji. Gdyby chodziło o konkretną kaplicę z uwagi na lokalizację, celebransa, dostępność w najbliższej okolicy Mszy i sakramentów w rytach tradycyjnych dostarczanych przez duchownych znajdujących się, cokolwiek to nie znaczy, w pełnej łączności, mógłbym zrozumieć stanowisko Ecclesia Dei, a nawet, być może go bronić. Jednak niczego takiego nie ma w ujawnionej korespondencji. Przypomina to rozmaite niesławne oświadczenia KEPskich, całej zbiorowości  , tudzież pojedyńczych "okazów";

W Gdyni-Karwinach obok marketu TESCO zbudowała nawet kaplicę i pod pozorem wprowadzania liturgii Mszy świętej według mszału św. Piusa V, zaprasza wiernych do uczestnictwa w nabożeństwach sprawowanych przez członków tego Bractwa, które ma charakter schizmatycki, czyli burzący jedność Kościoła.

Gdyby takie dyrdymały plótł jakiś gamoń w wieku emerytalnym, zadekowany od Soboru w sekretarjacie ds. jedności chrześcijan, można by w prosty sposób wzruszyć ramionami nad jego niereformowalnością. Ale jeśli takie rzeczy ostatnio bez opamiętania produkuje watykańska komórka organizacyjna ds. starszej formy rytu rzymskiego, to "wiedz, że coś się dzieje". Jest to szerszy problem i musimy o nim mówić. Dysfunkcja Komisji Ecclesia Dei jest faktem, którego AD 2012 doświadczają również duchowni zupełnie niezwiązani z FSSPX. Gdyby Państwo wiedzieli, jakie odpowiedzi piszą oni np. na zapytania z Polski, przeszlibyście na łacinę bardziej płynną niż mówi sam prałat Gwidon Pozzo.

Współczuję zwolennikom biskupa Bernarda Fellay'a w FSSPX. Dziś muszą racjonalizować obrany przezeń kierunek w najgorszym mszalistyczno-piotrusiowo-indultowym stylu.

P.S. Dodatkowo dziwi sygnatura pisma: Prot. N.61/2010 - wychodzi na to, że sprawa jest rozpatrywana od 2010 r.

poniedziałek, 28 maja 2012

Benedykt XVI schizmatykiem …

… głosi „nieomylnie” jego dawny sojusznik i przyjaciel z czasów … soborowych, x. prof. Jan Küng. Drogi tych dwu periti Soboru Watykańskiego II stanowią najlepszą ilustrację różnicy pomiędzy „hermeneutyką ciągłości” Ratzingera a „hermeneutyką zerwania”. Küng oskarża Benedykta XVI o niewierność Soborowi Watykańskiemu II. Kroplą przelewającą czarę goryczy ma być porozumienie Watykanu z Bractwem św. Piusa X. Dla niego kończy się posoborowie, nie chce zatem świętować jubileuszu 50-lecia rozpoczęcia obrad Consilium.

"Czy rzeczywiście ktokolwiek jest w nastroju do świętowania w czasie, gdy Kościół znajduje się w tak ciężkim położeniu?” – pyta ks. Küng. „W mojej opinii–nie ma powodu do organizowania gali soborowej, ale raczej nabożeństwa pokutnego lub pogrzebowego”.


Planowane, niemal już uzgodnione porozumienie z Bractwem ma być uzasadnieniem dla nieposłuszeństwa Benedyktowi XVI. Nieposłuszeństwa totalnego – ogłoszenia sedewakancji. Sedewakantyzm to koncepcja teologiczna zakładająca, że odejście przez duchownego od zasad wiary powoduje utratę pełnionego przezeń urzędu. Przyjrzyjmy się zatem  poszczególnem argumentom x. Künga.

A.    Küng twierdzi, iż porozumienie spowoduje włączenie do Kościoła biskupów i kapłanów ordynowanych w sposób nieważny. Nieważność ta wynikałaby z niestosowania przez abp Lefebvre’a rytu promulgowanego przez Pawła VI konstytucją apostolską  "Pontificalis Romani recognitio" z 1968 r., w którym zmieniono formę i materję sakramentu święceń.




KOMENTARZ:
1.    Papież nie ma pełnej władzy nad sakramentami, jest tylko – wraz z całym Kościołem – jedynie ich depozytariuszem. Gdyby Paweł VI faktycznie zmienił formę i materję sakramentu święceń, wówczas to on … straciłby jurysdykcję (a być może także i urząd) papieski.
2.    Nie mam pojęcia, czemu Küng z jednej strony dopuszcza, aby jeden papież zmienił istotę rytu sakramentu, a równocześnie odmawia innemu papieżowi analogicznego prawa. Gdyby zachował choć minimum wewnętrznej logiki, to dopuściłby, że reguła ta działa zawsze, także względem Benedykta XVI.
3.    Wracając do teologji katolickiej: papież może ogłosić, że taki czy inny ryt skomponowany przez teologów jest nieważny (jak to np. zrobił ponad 100 lat temu Leon XIII względem święceń anglikańskich), ale nie może swoją władzą jurysdykcyjną unieważnić rytu bezsprzecznie ważnego, którego spisana historja sięga czasów apostolskich. Decyzja Pawła VI w ujęciu x. Künga powodowałaby również nieważność święceń np. starokatolickich czy mariawickich, które są
dokonywane przy użyciu ksiąg analogicznych do przedsoborowych ksiąg Kościoła katolickiego i stanowiłaby bardzo poważny problem co do przyszłej, zakładanej przez postępowych chrześcijan, interkomunji.
4.    Wreszcie, x. Küng nie zauważa, że pierwszym, co ponownie zezwolił na korzystanie z przedsoborowego rytu święceń był … Jan Paweł II, którego motu proprio Ecclesia Dei z 1988 r. stanowiło podstawę do legalizacji funkcjonowania wielu księży wyświęconych m.in. abp. Lefebvre’a oraz utworzenia seminarjów, w których zachowano ryt święceń sprzed 1968 r. oraz siedem stopni tego sakramentu, wbrew zmianom narzucanem przez Montiniego na początku lat siedemdziesiątych XX wieku.
5.    Duchowni podlegający komisji Ecclesia Dei w sposób oczywisty nie byli wyświęcani ani ponownie ani choćby sub conditione w rycie posoborowym. Spytajmy zatem x. Künga, czemu uważa Jana Pawła II za papieża !! Bo gdyby zachowywał minimum logiki, nie powinien tak twierdzić !








B.    Dopuszczenie do posługi w Kościele nieważnie wyświęconych duchownych byłoby krokiem Benedykta XVI ku schiźmie. A schizmatycki papież według znamienitego teologa Suareza automatycznie utraciłby urząd. Pozostała część hierarchji byłaby zwolniona z obowiązku posłuszeństwa. 





KOMENTARZ:
1.    Schizma, a więc oddzielenie się  papieża od reszty Kościoła jest jedynie konsekwencją odejścia przez niego od prawdziwej wiary. Schyzma, jak definiuje x. Wyrzykowski,  polega na świadomem wyłamaniu się spod posłuszeństwa papieżowi jako głowie Kościoła albo na oderwaniu się od Kościoła. Papież nie może być jednak nieposłuszny sam sobie, możemy więc rozważać wyłącznie problemy doktrynalne w odniesieniu do niego.
2.    A zatem słowo „schizma” niekoniecznie pasuje do opisywanej, hipotetycznej sytuacji, w której papież akceptowałby nieważnie wyświęconych duchownych do posługi. Po prostu, u x. Künga przeważyła nabyta niechęć do przymiotu nieomylności papieskiej, zapewniającego wiernych, że sakramenty w Kościele są ważne. X. Küng przez całe życie walczy z dogmatem o nieomylności papieskiej i nie może tej walki poddać nawet z uwagi na lefebrystów. Zresztą pomyślcie sobie: Küng oskarżający o złamanie nieomylności papieskiej wyglądałby jak Nergal z Behemotha zapraszający na koncert kolęd w święto Objawienia Pańskiego. Stąd pisze ni w 5 ni w 9 o schiźmie, by się doszczętnie nie skompromitować.
3.    Patrząc na recepcję pontyfikatu Benedykta XVI pośród hierarchji, można sądzić, że oni się już na samym początku zwolnili z pełnego posłuszeństwa Papieżowi.

C.    X. Küng konkluduje: zamiast szukać porozumienia z ultrakonserwatywnem, antydemokratycznem i antysemickiem Bractwem św. Piusa X Papież powinien raczej zająć się interesami większości katolików i pojednać się z kościołami reformacyjnemi i z całem ekumenicznem chrześcijaństwem.

KOMENTARZ:
1.    Przynajmniej w takim repertuarze x. Küng wypada wiarygodnie. To są jego klasyczne melodje. Tu jego troska nie brzmi fałszywie a myśl teologiczna nie kompromituje współczesnych teologów katolickich skłaniających się ku hipotezie sedewakantystycznej. Niech Küng wróci do promowania … Obamy na papieża  i przestanie udawać, że chodzi mu o jakąkolwiek spójność doktryny Kościoła.
2.    Swoją drogą, czy ktoś mógłby w końcu ekskomunikować x. Jana Künga … Czy ktoś w całem posoborowiu bardziej na to zasługuje ?
3. Warunek dodatkowy: jeśli kiedyś dojdzie do ekskomunikowania Künga, to mam nadzieję, że uzasadnieniem nie będzie jego sedewakantyzm. Choć z drugiej strony ekskomunikowanie w jednym dokumencie x. Jana Künga i ... bpa Ryszarda Williamsona (podówczas ex-FSSPX) byłoby dowodem na duże poczucie humoru watykańskich kurjalistów....

środa, 23 maja 2012

KAI - ludzie z wyobraźnią

Przypadkowo trafiłem dziś na notatkę o bardzo niedawnej śmierci najstarszego biskupa świata.Cieszę się, że ktoś zwrócił uwagę na tradycjonalistyczne odniesienia w jego biografji, szkoda wszakoż, że zamiast dbać o szczegóły i prawdę, puścił wodze fantazji.

Przyszły biskup [Antoni Nguyễn Văn Thiện] urodził się 13 marca 1906 r. w mieście Cái Cồn na terenie diecezji Cân Tho w Wietnamie Południowym. Święcenia kapłańskie przyjął 20 lutego 1932 r., po czym pracował w swej rodzimej diecezji. 24 listopada 1960 bł. Jan XXIII mianował go biskupem południowowietnamskiej diecezji Vinh Long; sakry udzielił mu 22 stycznia następnego roku jego poprzednik na tym stanowisku, abp Pierre Martin Ngô Đình Thục – starszy brat wieloletniego dyktatora Wietnamu Południowego, Jeana-Baptiste Ngô Đình Diệma.

Bp Nguyễn Văn Thiện uczestniczył w czterech sesjach Soboru Watykańskiego II. Fakt, że jego konsekratorem był kontrowersyjny arcybiskup, z czasem sympatyzujący najpierw z lefebrystami, a następnie z sedewakantystami (uważającymi, że obecnie nie ma prawowiernego papieża), rzutował też na jego dalsze losy. Jako „człowiek arcybiskupa” w 1968 r. musiał ustąpić ze swego stanowiska.

A jak było naprawdę ? Na pewno nie tak, jak pisze KAI, gdyż:

 - Źródła anglojęzyczne wskazują, że przyczyny rezygnacji biskupa Nguyễn Văn Thiện AD 1968 miały naturę zdrowotną.

- Do 1968 r. nie było struktur ani lefebrystycznych ani sedewakantystycznych. Pierwsze wspólnoty tradycjonalistyczne dopiero się zawiązywały, ale nie przewodzili im biskupi (tylko świeccy, w wyjątkowych
przypadkach kapłani tacy jak x. Gommar de Pauw, b. kapelan 1 Dywizji Pancernej gen. St. Maczka).

- Abp Piotr Marcin Ngo Dinh Thuc do 1975 r., kiedy to odwiedził Econe, nie był zdeklarowanym tradycjonalistą. Był konserwatywnym biskupem w czasie Soboru Watykańskiego II i znał arcybiskupa Lefebvre'a, ale nic ponadto. Sądzę, że mógł odprawiać Mszę soborową 1965 (podobnie czynił abp Marceli Lefebvre do początku lat 70-tych), ale nigdy nie "przewodniczył" Novus Ordo (został przymuszony do koncelebry NOMu raz w życiu, AD 1981).

- Jakich kapłanów mógł abp Ngo Dinh Thuc rekomendować i konsekrować na biskupów dla Wietnamu ? Z pewnością zdeklarowanych antykomunistów. Tu mógł być punkt sporny pomiędzy nim i bp Nguyen Van Thien a ostpolitik Pawła VI, aczkolwiek nie dotarłem do żadnych źródeł na ten temat. Zmarły bp Antoni nie był uczestnikiem środowisk tradycjonalistycznych.

Tak to jest, jak się sytuację z 1968 r. chce wyjaśniać w oparciu o czyny innego człowieka, który je popełnił
kilkanaście lat później ....





Nie zapomnijmy zmówić modlitwy za zmarłego Biskupa.

Requiem aeternam dona ei Domine et lux perpetua luceat ei. Requiescat in pace. Amen

wtorek, 22 maja 2012

Fałszywa i pazerna klecha

Jak wiemy, ruchacze Palikota kreują wizerunek chciwego i bogatego duchownego rzymskokatolickiego i nawołują społeczeństwo, by nie dawało się ogłupiać tym wyzyskiwaczom. No i coś jest chyba na rzeczy, bowiem z oświadczeń majątkowych parlamentarzystów wynika, że jednym z najzamożniejszych pośród nich jest x. Roman Kotliński , suspendowany kapłan archidiecezji łódzkiej.

Roman Kotliński (Ruch Palikota, 45 lat, 15,2 mln zł), redaktor naczelny antykościelnego tygodnika "Fakty i Mity", ma wielki dom o powierzchni prawie 1600 mkw. i wartości 3 mln zł oraz 74-metrowy "domek" (350 tys. zł). Jeszcze więcej zgromadził - bo prawie 11 mln zł - w 5 nieruchomościach (ośrodki wypoczynkowe). Nie ma samochodu.

Jak wiemy, Kotliński dorobił się swego majątku na kłamstwach i pomówieniach.


Kuria łódzka wytoczyła mu proces o zniesławienie za jeden z tekstów w pierwszych numerach „FiM". Kotliński przegrał go z kretesem i musiał opublikować przeprosiny oraz wpłacić pieniądze na łódzki Caritas. Odtąd poniechał publikowania tekstów poświęconych archidiecezji łódzkiej, którą zna najlepiej.


Należy zakładać, że większość głupców, którzy kupili książki "Jonasza" vel TW Janusza, to ochrzczeni katolicy. Widzimy zatem, że palikoty nie zawsze łżą jak psy.

czwartek, 17 maja 2012

Lombardi Coup


Służby niedocenianego x. Fryderyka Lombardiego tym razem stanęły na wysokości zadania.

W dniu wczorajszym zebrała się Kongregacja Nauki Wiary i przeanalizowała treść odpowiedzi bp. Bernarda Fellaya, która wpłynęła do Kongregacji w dniu 17 kwietnia br. formułując uwagi, które zostaną rozważone w czasie dalszych rozmów pomiędzy Stolicą Apostolską a Bractwem Kapłańskim Św. Piusa X.


Odnośnie do stanowiska zajętego przez pozostałych trzech biskupów Bractwa, ich sytuacja będzie musiała być rozpatrywana oddzielnie i pojedynczo.



Znać wytrawnych brydżystów! W ten sposób do przestrzeni negocjacyjnej wprowadzono nową rzeczywistość, znaną wyłącznie z prywatnej korespondencji. Manewr ten z jednej strony pozwala na przeciąganie negocjacyj bez utraty twarzy (vide: niedawna wypowiedź x. Lombardiego, że sprawa porozumienia jest traktowana priorytetowo przez Ojca Świętego), a z drugiej stawia FSSPX przed wyborem którejś ze złych alternatyw.

No bo:

1. Jeśli któryś z biskupów faktycznie nie zawrze porozumienia, trudno będzie je traktować jako sukces. Ale o ile Watykan może taką sytuację przekuć na sukces w relacjach ze swoimi modernistami ("Daliśmy Fellay'owi ogarek, ale rozwaliliśmy jedność Bractwa"), to dla FSSPX byłaby to tragedia. Chyba nie muszę tego objaśniać.

2. Jeśli wszyscy biskupi ponegocjują w Rzymie i zawrą porozumienie, to dokona się legitymizacji opozycji względem bp. Fellay'a, gdyby z jakichś przyczyn chciał powrócić do pozycji z lat np. 2003 - 2006. Odtąd będzie już można negocjować cokolwiek ponad przełożonym generalnym z dowolną grupą członków Bractwa.

Negocjacje można prowadzić w celu zawarcia układu korzystnego dla wszystkich (tzw. win - win strategy; obie strony wygrywają) lub też np. w celu narzucenia partnerowi niekorzystnych warunków. Gramy wówczas w grę o sumie zerowej: to, co jeden uzyska, drugi musi stracić. Samo zawarcie układu nie powiększa wówczas tortu, który mają wspólnie spożyć uczestnicy negocjacyj.

Dostrzeżenie takiej postawy jest bardzo mocną przesłanką do niezawierania układu. Można mieć bowiem uzasadnione wątpliwości co do faktycznych intencyj naszego partnera przy zielonym stoliku.

Kurjaliści watykańscy zintensyfikowali gierki, które prowadzą w swoich autonomicznych celach. Warto tymczasem wrócić do pierwotnie obmyślonego celu negocjacyj, stanowiących - nie zapominajmy tego - wypełnianie woli Ojca Świętego. Wierzymy w cuda, liczymy, że i teraz takowy się przydarzy. Ale nie zaszkodziłoby go wspomódz poprzez racjonalne zarządzanie.

Na miejscu biskupa Bernarda Fellay'a przypomniałbym watykańskim partnerom negocjacyjnym, że FSSPX posiada organy statutowe takie jak przełożony generalny oraz kapituła generalna i to one zajmują się w mniejszym lub większym stopniu zarządzaniem Bractwem. Biskupi są członkami kapituły, ale nie mają jurysdykcji większej niż ktokolwiek inny w Bractwie.

niedziela, 13 maja 2012

Porozumienie FSSPX z Watykanem …. Hmmmm …. (2)

Na zakończenie przedwczorajszego wpisu obiecałem, że w jego drugiej części spróbuję przedstawić plusy i minusy ewentualnej ugody dla obu stron – Ojca Świętego i Bractwa.


1. Benedykt XVI

Uznanie miejsca tradycjonalistów w Kościele powszechnym jest ideą konsekwentnie głoszoną przez Papieża jeszcze w czasach, gdy był współpracownikiem Jana Pawła II i prefektem Kongregacji Nauki Wiary. To on podpisywał 5 maja 1988 r. protokół ugody z Arcybiskupem Lefebvrem i odczuł jako osobistą porażkę wycofanie przez lidera FSSPX podpisu spod tego dokumentu w dniu następnym. Z drugiej strony wszakże pamiętajmy, że nie doprowadził do udzielenia tradycjonalistom (z nowopowstałego Bractwa św. Piotra i innym instytutom podległym komisji Ecclesia Dei) koncesji adekwatnej do założeń owego porozumienia.

Po kilkunastu latach negocjacyj przeczytaliśmy na początku maja br. oficjalne stanowisko rzecznika Watykanu x. Lombardiego, że pomyślne zakończenie dialogu z Bractwem św. Piusa X otwiera listę priorytetów działalności Benedykta XVI. Z tego miejsca nie ma odwrotu, bez kompromitacji Ojca Świętego. Można zatem zakładać z prawdopodobieństwem powyżej 90 %, że w najbliższych tygodniach ogłosi on warunki, na jakich Bractwo św. Piusa X może działać w ramach Kościoła. Formuła organizacyjno – prawna jest uzgadniana z Bractwem, ale niewykluczony jest także inny wariant, zwłaszcza w kontekście ostatnich wieści o braku zgody co do porozumienia wewnątrz FSSPX: Papież ogłosi swoją propozycję, ale jeśli część (całość) Bractwa go nie przyjmie, podlegać będzie kolejnym karom dyscyplinarnym przewidzianym przez prawo kanoniczne.

Motywy, z uwagi na które Benedykt XVI dąży do włączenia Bractwa do głównego nurtu Kościoła, mają naturę doktrynalną i duszpasterską. Z pewnością pozostawanie przez dziesiątki lat na marginesie Kościoła nie służy żadnej grupie katolickiej. Istnieje i rośnie ryzyko schizmy, zwłaszcza, że nowe pokolenia wiernych rosną z dala od ogółu instytucyj kościelnych. Jakkolwiek słaby jest nadzór Rzymu nad którąkolwiek częścią Kościoła, działanie w jego ramach porządkuje relacje: w seminarjach, zakonach, wspólnotach kapłańskich. Ważność i godziwość udzielanych sakramentów jest wówczas niepodważalna, podczas gdy w aktualnej sytuacji prawnej istnieją wątpliwości co do spowiedzi i ślubów udzielanych w kaplicach FSSPX.

Moderniści krytykują wszelkie koncesje Ojca Świętego na rzecz tradycjonalistów jako „zdradę ducha Soboru Watykańskiego II” i negowanie osiągnięć posoborowego Kościoła. Twierdzą, że zamiast wracać do archaicznych, nikomu dziś niepotrzebnych dziwactw (takich jak np. Msza trydencka), trzeba służyć współczesnemu człowiekowi i otwierać się na działalność charytatywną, ludzi w związkach niesakramentalnych i jednopłciowych, nie mówiąc już o konieczności zniesienia takiego archaizmu jak celibat duchownych. Tego starcia, na wszystkich wymienionych płaszczyznach, być może jeszcze nie widać, ale z pewnością pojawi się ono jako konsekwencja radykalnego przechyłu „w lewo” współczesnego świata. Istnieje poważne zagrożenie przekształcenia kościołów chrześcijańskich, w tem Kościoła katolickiego, w nowoczesną, synkretyczną religję humanizmu, rewolucyjny kult „człowieka i rozumu”.
 
Trudno powiedzieć, na ile porozumienie z FSSPX wpłynęłoby na ogólny kurs polityki Watykanu w dziedzinie np. ekumenizmu czy dialogu międzyreligijnego. Nie przeceniałbym tej sprawy, choć oczywiście możliwe byłoby jakieś dalsze ochłodzenie relacyj z judaizmem, o ile rabini byliby łaskawi obrazić się na Kościół katolicki. Czy miałoby wpływ na politykę kadrową ? Tym mniej. Duchowni sympatyzujący  z FSSPX nie są masowo mianowani na kościelne stanowiska, zaś członkowie Bractwa nie spełniają norm określanych przez prawo kanoniczne dla kandydatów na wyższe urzędy. Ich wiedza teologiczna nie jest poświadczana przez dyplomy i tytuły naukowe.

2. Bractwo św. Piusa X

Część bractwowych i tradycjonalistycznych przeciwników porozumienia z Watykanem widzi w JE biskupie Bernardzie Fellay'u zdrajcę sprzedającego FSSPX Rzymowi za dobrą posadkę w kurji, kapelusz kardynalski czy splendor medialny. Oczywiście nie można wykluczyć i takich motywów u biskupa, ale chciałbym wskazać na inną, znacznie bardziej możliwą ewentualność. Postawiłbym tezę, iż bp Fellay – kierujący FSSPX już od niemal 20 lat – wie najlepiej, jak trudne to jest zadanie. Jego sytuację można w pewnym sensie porównać z … Benedyktem XVI: na papierze ma pełnię władzy nad organizacją, a w praktyce musi uznawać, że bardzo wiele ośrodków w Bractwie jest w pełni autonomicznych, czyli niesterowalnych. Każde bardziej radykalne działanie powoduje rozłamy i odejścia. Nie wykluczyłbym, że bp Fellay uznaje normalizację relacyj wewnątrzkościelnych za sposób na poprawę sytuacji wewnętrznej Bractwa.

Rosnące zainteresowanie tradycyjnym katolicyzmem na świecie powoduje, że także dotychczasowy lider tego „rynku” powinien dostosować się do nowej sytuacji i ją kształtować. Jeśli tego nie zrobi i pozostanie przy modelu: przeorat plus kilka kaplic przypisanych każdemu kapłanowi, będzie systematycznie tracić na znaczeniu. Być może lepiej byłoby się skupić na rekolekcjach i kształceniu kapłanów ? A może pozwolić, by absolwenci seminarjów FSSPX byli inkardynowani do diecezyj ? Co z pracą naukową księży ? Czy typ kapłana wykuwany w seminarjach Bractwa najlepiej pasuje do potrzeb wiernych XXI wieku ? Można stawiać mnóstwo pytań o długofalową strategję, gorzej z przemyślanemi i trafnemi odpowiedziami na nie.

 Argumenty przeciwko porozumieniu są znacznie bardziej przejrzyste. Po pierwsze – nie wiadomo     czy można ufać Benedyktowi XVI. W ciągu ostatniego miesiąca usłyszeliśmy, jakie rekomendacje zgłaszane są przez watykańskich wizytatorów w Instytucie Dobrego Pasterza i trudno je ignorować. Po drugie, nie wiadomo, jak będą kształtować się relacje z następnym papieżem (bo nie wiadomo, kto nim zostanie). Po trzecie i być może najważniejsze: umowa nie rozwiązuje żadnego problemu doktrynalnego. Nawet jeśli zapewni swobodę krytyki Soboru Watykańskiego II, to pozostaną nie rozwiązane sprawy takie jak Kodeks Prawa Kanonicznego z 1983 r., legitymizujący np. udzielanie Komunji Św. niekatolikom; pozostanie praktyka posoborowa, w ramach której niektóre sakramenty są wątpliwe z definicji (np. namaszczenie chorych, powszechna praktyka stwierdzania nieważności małżeństw), pozostanie Nowa Msza bez choćby „reformy reformy” zbliżającej ją do rytu soborowego z 1965 r. i inne ryty sakramentów zdewastowane przez tandem Bugnini – Montini. Wreszcie – last but not least – właśnie pojawiły się gazetowe zapowiedzi kanonizacji Jana Pawła II AD 2015, zaś tradycjonaliści nie posiadają żadnych narzędzi eklezjalnych by ten akt spróbować zablokować. Czy godzi się obejmować funkcję High Churchu ?

3. Podsummowanie
Wszystkie rozważania na temat porozumienia formułowane są tu przezemnie na dużym poziomie ogólności. Poszczególne zapisy umowy mogą decydować o jej korzystności lub szkodliwości. Jakie minimalne warunki muszą być zabezpieczone, by godziło się zawrzeć ugodę ? Jeśli odniesiemy się do słynnego hasła Arcybiskupa Lefebvre’a z 1988 r. „operacja przeżycie”, to najprawdopodobniej uznamy, że od kilku lat są one zapewniane przez Kościół powszechny, przynajmniej na poziomie treści dokumentów watykańskich. Księża mogą odprawiać Mszę, wierni mogą organizować duszpasterstwa, w których zostanie im zapewniony dostęp do sakramentów udzielanych według ksiąg z 1962 r. Jedynie sakrament święceń jest ograniczony do instytutów podległych komisji Ecclesia Dei.

Sytuacja tradycyjnych katolików jest dziś bez porównania lepsza niż AD 1988. Jest to wypadkowa dwu czynników: konsekracyj biskupich dokonanych przez Arcybiskupa Lefebvre’a oraz pontyfikatu Benedykta XVI. Pozostając w tym układzie odniesienia, należałoby dziś optować za porozumieniem, a więc uzyskaniem przez FSSPX poświadczenia dla swej katolickości oraz statusu prawno – organizacyjnego umożliwiającego optymalne działanie. Ugoda z Ojcem Świętym byłaby zatem „operacją rozwój”, podczas gdy pozostawanie na marginesie kościelnego mainstreamu oznaczałoby potrzymanie „operacji przeżycie”.
 

piątek, 11 maja 2012

Porozumienie FSSPX z Watykanem …. Hmmmm …. (1)

Na początku stycznia wyrażałem się dość sceptycznie co do możliwości, czy też raczej skuteczności, porozumienia pomiędzy Bractwem św. Piusa X a Watykanem. W ostatnich tygodniach niusy na temat porozumienia ukazują się wręcz codziennie. Znany watykanista Andrzej Tornielli twierdzi, że pozytywna decyzja w tej sprawie została już podjęta przez Ojca Świętego i zostanie ogłoszona do końca maja br. Problemów doktrynalnych nie widzi pomiędzy stronami negocjującymi bp Jan Ignacy Arrieta Ochoa, sekretarz Papieskiej Rady ds. Interpretacji Tekstów Prawnych.



Oczy wyobraźni chciałyby zobaczyć, że w następstwie porozumienia na gruncie polskim ordynarjusz warszawsko praski JE abp Henryk Hoser zaprasza do katedry św. Florjana przełożonego dystryktu FSSPX na Europę Środkowo – Wschodnią x. Karola Stehlina, by odprawił Mszę uroczystą podczas najbliższej niedzielnej sumy i sam wygłasza na niej płomienne kazanie o przymiotach Kościoła Chrystusowego. Analogiczne kazanie wygłaszałby bp Fellay w bazylice św. Piotra na Watykanie podczas Mszy pontyfikalnej ….

Wizje te przypominają jednak zwycięstwo Polski w nadchodzących Mistrzostwach Europy w piłce nożnej i są podobnie mało prawdopodobne. 


O ile wszyscy chyba mieli świadomość, jak silny opór budzi ewentualne porozumienie w posoborowiu (vide: „Atak na Ratzingera”  ), mało kto dostrzegał niechęć co do ugody u znaczącej części Bractwa św. Piusa X. Listopadowy (XI 2011) list przełożonego dystryktu brytyjskiego nie przebił się jeszcze przez medialny obraz FSSPX, przedstawiającego się jako monolit. List JE bp. Fellay’a skierowany do trzech pozostałych biskupów Bractwa, którzy są przeciwni porozumieniu – musiał. Dokument ten wyciekł w ostatnich dniach, ale wymiana listów między hierarchami FSSPX miała miejsce w kwietniu bieżącego roku i zapewne nie jest to ostatnia niespodzianka z obozu piusowców, jaką dostaniemy.

Osobiście uważam, że najlepszy czas na porozumienie … już minął. Był na początku pontyfikatu Ojca Świętego, gdy Papież miał większe pole manewru. Był młodszy, miał mniej porażek medialnych i wewnątrzkościelnych na koncie. Dwa lata przepychanek z „Summorum Pontificum” oraz późniejsze udane sabotowanie woli Benedykta XVI dodały modernistom dużo pewności siebie. Są skuteczni i co gorsza, ich opór nie powoduje ani kar ani nawet zauważalnej zmiany polityki kadrowej Stolicy Apostolskiej. Za posoborowców przechodzących na emeryturę mianowani są duchowni co najwyżej nieco bardziej otwarci i wrażliwi na Tradycję katolicką. Ale doktrynalnie na najwyższych szczeblach Kościoła jest relatywnie niewielu „ratzingerowców”, zaś pistolety w stylu kard. Malkolma Ranjitha można policzyć na palcach jednej ręki. Nawet tak wybitny i zasłużony wojownik jak bp Atanazy Schneider  nie został przez te lata mianowany ordynarjuszem czegokolwiek. Kontrrewolucję Benedykta XVI widać co najwyżej wśród świeckich oraz u kleryków i najmłodszego pokolenia kapłanów. Spytam retorycznie: czy mamy przed sobą spokojnych trzydzieści lat, by proces ten mógł dalej się toczyć i organicznie rozwijać?

Z drugiej strony, w czasie „wczesnego” Benedykta XVI Bractwo św. Piusa X mogło być powszechnie postrzegane jako eklezjalna „Terra Felix", arka zbudowana przez współczesnego Noego Marcelego Lefebvre’a i płynąca sobie spokojnie po morzach i ocenach na przedsoborowych żaglach. Watykan mógł się z FSSPX nie zgadzać, ale „afera bpa Williamsona” wskazuje, że nikt nie śledził nazbyt wnikliwie poglądów i relacyj panujących w Bractwie. Ta nauczka z pewnością spowodowała, że na Watykanie zaczęto patrzeć na Menzingen przez peerelowską „inną optykę” i dostrzeżono, że będzie wymagało ono nadzoru korporacyjnego jak wszystkie inne części Kościoła.

Gdyby porozumienie zostało podpisane jakieś 5 lat, byłoby dodatkowym bardzo silnym impulsem dla Kościoła, tak jak stało się to z „Summorum Pontificum”. Dzięki niemu można by w praktyce obalać kolegjalizm ograniczający władzę papieską oraz paraliżujący zarządzanie Kościołem. Dziś wszakże struktury KEPów są jeszcze bardziej skostniałe i pewne swego. Bez uderzenia w tę strukturę obawiam się o efekty jakiejkolwiek pogłębionej odnowy Kościoła.

Oczywiście, że AD 2007 istotna część warunków porozumienia byłaby trudniejsza niż obecnie. Dla Benedykta XVI byłaby to widoczna kontestacja „dorobku” Jana Pawła II, która mogłaby być nazbyt radykalna dla wielu wiernych. Być może trudniej byłoby mu głosić ideę hermeneutyki ciągłości”. Analogicznie z FSSPX i jego świeckimi interesarjuszami. Gdy AD 2002 porozumienie z Rzymem zawarła grupa tradycjonalistów z Campos, Bractwo przedstawiało to jako upadek, przez co w praktyce spychało wspólnotę kierowaną przez biskupów Rangela i Rifana w lewą stronę. Nawet w tak niedemokratycznej strukturze jak FSSPX nie można zbyt szybko odwracać sojuszy. Także dlatego obserwujemy w dniu dzisiejszym silny opór przeciw porozumieniu.

Tyle „gdybologji”  na dziś … Postaram się po południu  skończyć szkic na temat plusów „dodatnich i ujemnych” porozumienia dla obu stron, Watykanu i FSSPX.