środa, 26 maja 2021

Czy Bergoglio zniesie Summorum Pontificum?

W zasadzie od początku działalności biskupa Jerzego Bergoglio jako Biskupa Rzymu Franciszka pojawiają się spekulacje, iż skasuje lub ograniczy on prawa związane z pozycją Tradycyjnej Mszy Rzymskiej w Kościele. Sugestie takie opublikował wczoraj portal Rorate Caeli i ponoć wynikają one z przemówienia Franciszka do Konferencji Episkopatu Włoch. Według tych pogłosek, mielibyśmy się znów cofnąć do indultów zatwierdzanych przez biskupów diecezjalnych lub nawet … Watykan.



Zauważmy, że Summorum Pontificum Ojca Świętego Benedykta XVI daje nam dwa podstawowe sposoby na rozszerzanie dostępu do Tradycyjnej Mszy Rzymskiej. Pierwszym z nich jest Msza prywatna kapłana celebrowana według ksiąg Jana XXIII, w której mogą uczestniczyć wierni. Jakkolwiek Benedykt XVI nie odwoływał się wprost do bulli Quo primum tempore św. Piusa V, to de facto potwierdził ustanowione w niej prawo każdego rzymskokatolickiego kapłana do celebrowania Mszy Świętej w sposób zgodny z ustaleniami dogmatycznymi soboru trydenckiego. Bulla Quo Primum była bowiem umieszczana w każdym Mszale potrydenckim aż do 1962 r.

Czy Franciszek może ograniczyć to prawo? Na szczęście nie byłoby to takie proste, a już zupełnie nie widzę możliwości skutecznego nakładania sankcyj na kapłanów celebrujących Mszę. Tu i ówdzie (np. episkopat niemiecki, a w ślad za nim metodą kopiuj - wklej także KEP) próbowali ograniczać przywilej św. Piusa V poprzez egzaminy z łaciny, lecz ta droga w ogóle nie wystartowała. Na celebrowanie Mszy prywatnych w formie, ale publicznych, bo dostępnych dla wiernych, decydują się kapłani nonkonformistyczni, którzy nie dbają o karierę, ani dobre notowania w kuriach. Tych ludzi się łatwo nie przestraszy ani nie zmusi do uległości. To sól współczesnego Kościoła.

Dodajmy, że o ile tak zwana pandemia koronawirusa osłabiła bardzo Kościół, to my – tradycjonaliści – jesteśmy po niej na pewno wzmocnieni. To tradycjonalistyczni kapłani byli i są najdalsi od zastraszenia urojonymi normami pseudosanitarnymi oraz nielegalnymi nakazami władz państwowych. Gdy na długie tygodnie zamknięto świątynie w wielu krajach, tradycyjna Msza była celebrowana dla wtajemniczonych za zamkniętymi drzwiami kościołów (aż chce się dodać od św. Jana Apostoła: z obawy przed żydami), w warunkach kaplic domowych, a nawet po prywatnych mieszkaniach – słowem w sytuacjach jakże podobnych jak czas walki z posoborowiem od 1969 do 1988. To do naszych kapłanów i do naszych kaplic zgłaszają się nowi wierni, którzy chcą się trzymać z dala od procederu Komunii na rękę; którzy rozumieją, że nakładane przez państwa otępienia nie mają na celu dobra zdrowotnego obywateli, lecz skutki zupełnie inne. W bardzo niewielu miejscach na świecie skutecznie narzucono udzielanie Komunii na rękę podczas liturgii tradycyjnej.

Ewentualne zakazy i ograniczenia Bergoglia mogą przyhamować obserwowany teraz tradycjonalistyczny boom. Mogą utrudniać dalszym kapłanom dołączanie do celebracji. Nie wierzę jednak, by moderniści byli w stanie skutecznie wpłynąć na księży przekonanych już do tradycyjnej Mszy rzymskiej. Oni oraz my, pozostający pod ich opieką wierni, jesteśmy jakby … zaszczepieni na rozmaite groźby i biurokratyczne tricki.

Wracając do Summorum Pontificum. Jest w nim również przewidziana droga dla wiernych, którzy pragną uczestniczyć w tradycyjnej Mszy rzymskiej, ale nie znają kapłana, który zgodziłby się dla nich celebrować taką Mszę. W praktyce wygląda to (nie tylko w Polsce) dość podobnie jak indult celebrowany na podstawie motu proprio Ecclesia Dei Jana Pawła II (1988). Ta droga zawsze była traktowana jako wyboista, rzadko prowadząc do szybkiego rozkwitu duszpasterstwa. Szczerze pisząc, ciężko byłoby popsuć ją jeszcze bardziej.

Jest pewien znaczący czynnik postpandemijny, który nam sprzyja. Przy tak drastycznym spadku liczby praktykujących katolików nie można po prostu lekceważyć rosnących grup związanych z Mszą trydencką. Nie można też pomijać stypendiów za zamawiane Msze ani kolekt pieniężnych, zbieranych od wiernych. Może to powodować, iż nawet niechętni dotąd proboszczowie i biurokraci kurialni staną się bardziej otwarci na potrzeby zgłaszane przez tradycyjnych katolików. Sądzę zatem, że zmiany w populacji praktykujących wiernych będą nam sprzyjać, prowadzić do zmniejszenia biurokratycznych wymogów. Nawet tych stawianych przez posoborowy Kościół.

Zauważcie proszę, jak w ciągu kilku lat naszej ciężkiej pracy zmienia się stosunek do ksiąg liturgicznych. Jeszcze 10 lat temu sam nie byłem gotów, by głosić wyższość rytu pre-55 nad księgami Jana XXIII. A teraz akcja „wyrzućmy Bugniniego z Tygodnia Wielkiego” staje się samograjem! W Polsce i na całym świecie (choć tam postawa ta trwa już od dłuższego czasu) coraz więcej środowisk liturgii tradycyjnej wraca do celebrowania wigilij i oktaw, które Bugnini skasował. Już nie tylko Triduum, nie tylko Niedziela Palmowa są celebrowane po „bardzo staremu”.

Podsumowując wpis: nie wydaje mi się, by Franciszek mógł nam specjalnie zaszkodzić. W dłuższej perspektywie czasu bardziej bolesny może być kij w szprychy, jaki wsadził listem „Authenticum charismatis”, czyli centralizacja zatwierdzania nowych wspólnot zakonnych na szczeblu kurii rzymskiej. Szanse na rodzimy, polski instytut tradycjonalistyczny (lub formalnie tylko „birytualny”) jeszcze bardziej się oddaliły.

Obawiam się, że znacznie bardziej mogą nam przeszkadzać współczesne państwa, zwłaszcza jeśli ideologiczna w 90% (merytoryczna w pozostałych 10%) walka z koronawirusem będzie się nasilać w kolejnych latach. Ale nie o tym jest ten wpis, więc temat kończę, nim się nadmiernie rozgadam!

Zamiast tego napiszę słówko, czego od zawsze najbardziej mi brakuje w Summorum Pontificum. Bardzo żałuję, że Ojciec Święty nie umieścił w nim zapisów nakazujących, by wszyscy klerycy studiujący w katolickich seminariach byli zapoznawani z tzw. Nadzwyczajną Formą Rytu Rzymskiego. Gdyby każdy wyświęcany prezbiter potrafił ją celebrować, już teraz inny byłby nasz świat...

środa, 12 maja 2021

Nie ze mną te numery, Bruna!

Od przynajmniej półtora roku powtarzają się rozmaite awantury medialne związane z poglądami wyrażanymi w pogadankach umieszczanych na platformie youtube przez osobę określającą się jako „Siostra Brunę od Maryi”.

foto: printscreen z youtube

Sama Bruna zaistniała medialnie jakiś czas wcześniej (Nie potrafię, polegając na swej pamięci, ustalić, w którym roku. Ale bliżej 2018 niż 2015 roku). Zawsze wypowiadała się jednoznacznie przeciwko charyzmatykom, wytykała błędy zawarte w rozmaitych prywatnych objawieniach, krytykowała różne objawy kryzysu współczesnego Kościoła Dostrzegała też problemy typowe dla Polski, a więc brak lustracji oraz nadreprezentacja w populacji, zwłaszcza na stanowiskach decyzyjnych, mężczyzn o orientacji homoseksualnej. Jej stanowisko spokojnie mieści się w nurcie światopoglądu tradycjonalistów katolickich. Do prowadzonej przez nią kaplicy byli zapraszani kapłani, by celebrować Mszę w tradycyjnej formie rytu rzymskiego.

Sporo osób o naszych poglądach uznało zatem, że obecna odsłona konfliktu – tym razem z Archidiecezją Częstochowską i jej ordynariuszem Wacławem Depą – to kolejna runda w walce modernistów z antymodernistami.
W związku z pytaniami o status kanoniczny osoby występującej w mediach jako S. Bruna od Maryi oraz tzw. Pustelni Matki Bożej Jasnogórskiej, znajdującej się w Częstochowie przy ul. Mirowskiej, informujemy, że wspomniana osoba oraz jej rodzona matka (przedstawiająca się jako S. Klara od Jezusa Miłosiernego), które prowadzą życie pustelnicze oraz działalność w tymże miejscu, nie są osobami konsekrowanymi i nie mogą być uważane za pustelnice w rozumieniu prawa kanonicznego (kan. 603 KPK).

Przebywając od kilku lat na terenie Archidiecezji Częstochowskiej zostały objęte troską Arcybiskupa Metropolity Częstochowskiego. Jednak w ostatnim czasie, po okresie próby, zamierzał definitywnie uregulować ich sytuację kanoniczną zgodnie z obowiązującym prawem. Po przedłożeniu im projektu „Statutu pustelników w Archidiecezji Częstochowskiej” odmówiły podjęcia dalszej formacji i złożenia profesji pustelniczych.

Wobec powyższego Arcybiskup Metropolita Częstochowski wycofał uprzednio udzielone zgody na przechowywanie Najświętszego Sakramentu oraz zniósł ustanowione w budynku „Pustelni” kaplice prywatne. Obie kobiety otrzymały także zakaz używania właściwych osobom zakonnym habitów i tytułu „siostra”. Otrzymały również zakaz przyjmowania intencji mszalnych.

Archidiecezja Częstochowska nie bierze odpowiedzialności za działalność obu kobiet, za publikowane treści oraz odcina się od funkcjonowania tzw. Pustelni Matki Bożej Jasnogórskiej w Częstochowie, będącej prywatnym domem.

Ks. Mariusz Bakalarz
rzecznik prasowy Archidiecezji Częstochowskiej

A więc jeśli jest wojna, to musimy wspierać NASZĄ oraz atakować WROGA!

Mechanizm ten jakże dobrze znamy ze współczesnej Polski, która od kilkudziesięciu lat jest rozgrywana według tego samego schematu. Jest podział na „naszych” i „onych”. Mogą się zmieniać ich nazwy (PZPR vs Solidarność albo PiS vs PO), ale nieszczęśni ludzie z poczuciem misji i uporem godnym lepszej sprawy uczestniczą w chocholim tańcu. Jego efekt jest tylko jeden: cały czas mają do wyboru WYŁĄCZNIE mniejsze lub większe zło, przy czym co jakiś czas dotychczasowe mniejsze staje się większym i vice versa.

Kierując się mottem Józefa Mackiewicza: „jedynie prawda jest ciekawa” chciałbym naruszyć strefę komfortu niektórych Czytelników i przedstawić swoje zastrzeżenia względem Bruny i jej działalności.

1. Bruna odwołuje się werbalnie do charyzmatu zakonu kartuzów i jego założyciela, św. Brunona. Jednak nie potrafię sobie wyobrazić, jak można realizować te ideały: zasady milczenia, modlitwy, postu, samotności, odcięcia się od świata przebywając w ciągłej interakcji z otoczeniem za pośrednictwem mediów społecznościowych. Bruna była lub jest na facebooku, twitterze, youtube oraz na forach internetowych. A przecież nawet współcześni, posoborowi kartuzi pozostają blisko pierwotnego charyzmatu, co pięknie nam pokazuje film „Wielka cisza”.




Być może zatem w teorii wie ona, jak powinni żyć pustelnicy, ale czy sama w praktyce dnia codziennego żyje tak jak oni?

2. Słowo „pustelnia” kojarzy się nam ze skromnym pomieszczeniem położonym z dala od ludzi, gdzieś „na końcu świata”. Tymczasem Bruna mieszka z mamą w domku znajdującym się na przedmieściach Częstochowy. Więcej osób we wspólnocie nie ma. Wszędzie dokoła mieszkają ludzie, przebiega ulica, są sklepy i przystanek autobusowy. A do Jasnej Góry na piechotę 8 kilometrów.

Odkąd pamiętam, na stronie pustelni widnieje komunikat:
W pustelni z powodu trwających remontów nie ma możliwości odbycia rekolekcji ani wejścia do kaplic, które mają status kaplic prywatnych (nie można uczestniczyć w modlitwach ani Mszach świętych w nich sprawowanych).

który zawsze robił na mnie bardzo złe wrażenie.

Natomiast NIGDY nie pamiętam, by „eremitki” chciały powiększać wspólnotę. By Bruna umieszczała komunikat zachęcający kobiety do wstąpienia do pustelni, do wspólnej realizacji powołania w formule zakonnej. Z informacyj zamieszczonych na niezawodnym forum krzyż wynika, że na samym początku projektu, jeszcze w innej lokalizacji, zamieszkiwały trzy siostry zakonne. Zdaje się zatem, że nigdy nie było ich więcej.

3. Warto tu dodać, że Fundacja Biskupa Hugona, która jest instytucjonalnym zapleczem Bruny, prowadzi działalność gospodarczą, a nawet w zeszłym roku załapała się na rządowe covidowe tarcze pomocowe. Po szczegóły zapraszam tu.

Uwzględniając dane zawarte w tekście „Mówisz Polakom, jak trafić do nieba. Stajesz się gwiazdą” można założyć, że „model biznesowy” Bruny wygląda tak: 10 000 zł miesięcznie przychodu z youtube i innych mediów wystarcza także na opłacanie np. składek emerytalnych i ubezpieczeniowych dla niej, gdyż w świetle prawa jest osobą świecką, a więc nieobjętą Funduszem Kościelnym.

Patrząc zatem w kontekście powszechnie dostępnych faktów na przywołany wyżej komunikat Archidiecezji Częstochowskiej, nie widzę w nim błędów. Bruna nie jest zakonnicą, nie jest pustelnicą. Jest świecką teolożką – elokwentną, o niemałej wiedzy, która przez parę lat zbudowała dość oryginalny model biznesowy. Pseudonim artystyczny „Bruna” oraz niewielkie koszty: habit ze sklepu z dewocjonaliami, laptop z kamerą – pozwoliły jej osiągnąć całkiem mocną pozycję opartą na iluzji i półprawdach.

Oczywiście doskonale rozumiem, że gdyby Bruna nie atakowała kryzysu współczesnego Kościoła, gdyby była gitarową „allelujką” z pozytywnym przekazem, to całkiem niewykluczone, że kurialiści arcybiskupa Depy patrzyliby nadal przez palce na jej działalność. Ale równocześnie, czy zbierałaby tak dobre pieniądze na swojej działalności? „Kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana” - jak mawiają mądrzy Rosjanie.

Konkludując, dzieło naprawy Kościoła należy zaczynać od samego siebie.

Niechże więc Bruna dokona samookreślenia.

Może funkcjonować jako świecka youtuberka i dzielić się swoją wiedzą i przemyśleniami oraz oczekiwać wsparcia finansowego.

Może też spróbować założyć prawdziwy, realny erem lub pustelnię o duchowości kartuzkiej, odciąć od cywilizacji i spędzać życie na modlitwie.

A może jej powołaniem byłby prawdziwy, nie udawany zakon nauczający?

Nie można wybierać w życiu elementów zupełnie ze sobą sprzecznych i tworzyć swoim życiem najwygodniejszy dla siebie kolaż rozwiązań. Casus Bruny jest też przykładem, że znacznie wygodniej jest planować dla siebie karierę generała, a nie sierżanta. Jakże wielu takich samozwańców znamy ...