środa, 30 stycznia 2013

Nowy rok, stare problemy

Witam Państwa serdecznie po dłuższej przerwie. Dzieje się na naszem poletku sporo, ale niewiele dobrego. Wprawdzie przyzwyczaiłem się do roli czarnowidza i mogę jedynie ubolewać, iż nieźle się w niej sprawdzam, ale to nic przyjemnego. Lepiej przynosić dobre wieści.

Tymczasem coraz bardziej aktualna staje się analiza naszkicowana w notce: Zmiana klimatu w relacjach Watykan - FSSPX. W ostatnich dniach ujawniono list skierowany do FSSPX przez wiceprzewodniczącego papieskiej komisji Ecclesia Dei arcybiskupa Józefa Di Noia.

Dokument ten jest niezwykle uprzejmy i bardzo osobisty. Pod adresem Piusowców pada wiele komplementów, ale wiemy, że w romanitas nie ma nic za darmo. List ten można streścić jego następującym fragmentem:

O co więc prosimy Bractwo Kapłańskie w obecnej sytuacji? Abyście nie tracili gorliwości waszego założyciela, arcybiskupa Lefebvre'a. Wręcz przeciwnie! Prosimy o ożywienie płomienia jego gorliwego zapału formowania mężczyzn do kapłaństwa Jezusa Chrystusa. Z pewnością nadszedł czas, aby porzucić ostrą i szkodliwą retorykę, która pojawiła się w ciągu ostatnich lat.

Trzeba odzyskać pierwotny charyzmat powierzony arcybiskupowi Lefebvre, charyzmat formacji kapłanów w pełni Tradycji katolickiej, aby podjąć wypływający z tej formacji apostolat wśród wiernych. Ten właśnie charyzmat rozeznał Kościół, kiedy Bractwo Kapłańskie Świętego Piusa X, zostało po raz pierwszy zatwierdzone w 1970 roku. Przypomnijmy korzystną ocenę waszego seminarium w Ecône w 1987 roku, dokonaną przez kardynała Gagnon'a.

Autentyczny charyzmat Bractwa to formowanie kapłanów dla służby ludu Bożego, a nie uzurpowanie sobie misji sądzenia i poprawiania teologii i dyscypliny innych w obrębie Kościoła. Powinniście skoncentrować się na przekazywaniu waszym kandydatom formacji filozoficznej, teologicznej, duszpasterskiej, duchowej i humanistycznej, aby mogli głosić słowo Chrystusa i działać jako narzędzia Bożej łaski w świecie, zwłaszcza poprzez uroczystą celebrację Ofiary Mszy Świętej.


Widzimy zatem, że abp Di Noia uważa, że lefebryści mogą być uznawani w Kościele, o ile zamilkną na szereg problemów teologicznych współczesnego Kościoła. Niech się ubierają w ładne stroje z pomponami i w ten sposób odprawiają Msze. Mogą mieć prywatnie takie czy inne zdanie na temat posoborowia, ale nie wolno im go narzucać innym. Nie wolno też pouczać innych hierarchów, a zwłaszcza Ojca Świętego.

Czyny dzielą się na dobre, obojętne moralnie i złe. Widząc zło nie można przechodzić obojętnym mimo niego. Brak reakcji na zło nie jest cnotą, lecz z katechizmowego punktu widzenia może stanowić jeden z grzechów cudzych (6. Milczeć, gdy ktoś grzeszy. 9. Usprawiedliwiać czyjś grzech.), niezależnie od pozycji katolika w hierarchii Kościoła. Oczywiście piastowanie urzędu ów katalog rozszerza o pozostałe możliwości (1. Namawiać kogoś do grzechu. 2. Nakazywać grzech. 3. Zezwalać na grzech. 4. Pobudzać do grzechu. 5. Pochwalać grzech drugiego. 7. Nie karać za grzech. 8. Pomagać do grzechu.).



Postawa wiceprzewodniczącego komisji Ecclesia Dei byłaby godna wsparcia, gdyby funkcjonowały normalne metody dyscyplinowania błędnowierczych teologów. Niestety, ich nie ma. Biskupi mogą łamać dowolne normy prawa kanonicznego i nie czekają ich za to żadne sankcje. Ilu biskupów nie przestrzega norm ustanowionych choćby przez Jana Pawła II w zakresie ekumenizmu ? Mieliśmy tego znakomity przykład w Polsce w ostatnich tygodniach, przy okazji "Tygodnia Powszechnej Modlitwy o Jedność Chrześcijan". W skrócie, tradycyjnie zorientowani katolicy zaprotestowali na facebooku przeciwko łamaniu Kodeksu Prawa Kanonicznego, za co administratorzy profili biskupów Marka Solarczyka i Henryka Hosera zabanowali i obsztorcowali ich w niewybrednych słowach. Kto chce, może przeczytać na ten temat wyczerpujące studium na blogu Wolanda pod jakże trafnym tytułem "Jeśli wy mówić przestaniecie kamienie wołać będą".

List Arcybiskupa Di Noia mógłby być zaaadresowany do znacznie szerszego spektrum po prawej stronie Kościoła. Nie możemy puścić go mimo uszu, udając, iż jego jedynymi adresatami są nasi bracia lefebryści. Jest to bowiem element doskonale pasujący do układanki: do znaczącego przeniesienia akcentów doktrynalnych w rządach Ojca Świętego Benedykta XVI. Pojęcie "hermeneutyki ciągłości" jawi się dziś jako nic nieznaczące hasło, które ma zastąpić dyskusję doktrynalną. Wczoraj była ona niemożliwa z uwagi na konieczność "wierności Soborowi Watykańskiemu II i jego duchowi", dziś mamy mieć "wierność Stolicy Piotrowej i hermeneutyce ciągłości". Tyle, że rozmowy FSSPX dowiodły, że dorobek (a raczej: "urobek") V2 może być rozmaicie rozumiany. Papież powstrzymuje się od wydania całościowej prawowiernej wykładni Soboru, choć kilka lat temu potrafił zatwierdzić katolicką wykładnię fragmentu Lumen Gentium, który przez posoborowców był rozumiany heretycko. Papież zdaje się tymczasem oczekiwać akceptacji pozostającego, niemałego bagna teologicznego i stawia je jako element konieczny wiary. Dlatego zakończenie dialogu teologicznego Watykanu z FSSPX należy ocenić tak negatywnie, bowiem kończą się nadzieje, o jakich pisałem w dwu ostatnich akapitach swego tekstu w lipcu zeszłego roku:

można sądzić, iż dialog ten jest bardzo potrzebny … samemu Benedyktowi XVI. Bowiem w posoborowiu nie ma on partnerów do dyskusji na temat Soboru, jego błędów i zagrożeń. Dialogowanie z FSSPX sprawia, że ujawniają się teologowie mający na V2 zdanie może nie identyczne z Bractwem, ale z pewnością diametralnie odmienne od szczęśliwie minionej linji janopawłowej. Czy zatem dialog z Bractwem Św. Piusa X nie jawi się jako najlepszy sposób, aby reinterpretować V2 w duchu hermeneutyki ciągłości ?!

Gdyby tak było, oznaczałoby to najlepszą wiadomość dla Piusowców. Bowiem uzyskanie nieoficjalnego statusu sparingpartnera Benedykta XVI zmniejszyłoby znacznie ciśnienie związane z negocjacjami. Ich celem nie byłoby porozumienie, lecz … negocjowanie. Sparingpartner byłby w pewien sposób „pompowany”, by rósł jego prestiż i pozycja. To byłaby taka „mała stabilizacja” po watykańsku. I najdobitniejsza różnica między Janem Pawłem II a Benedyktem XVI: od dbania o iluzoryczną jedność do pragmatycznego, choć niestety powolnego i stopniowego wyjaśniania błędów.


Cóż nas zatem czeka AD 2013 ? Sądzę, że Ojciec Święty będzie zachowywał status quo w jeszcze większym stopniu niż dotychczas. Przykładowo, jego "reformy reform" zostały zawetowane przez frakcję modernistyczną i on zdaje się pogodzony z tym faktem. Nie będzie zatem zmiany rytu Novus Ordo, lecz podręcznik, jak poprawnie to celebrować. Dokładnie jak w liście abp Di Noia: dajemy dobry przykład i liczymy, że to wystarczy. Tak zwani "mszaliści" będą zadowoleni. Nikt inny poza nimi nie będzie. Po raz kolejny przegrywamy z Soborem i jego Duchem. Zapowiadają się kolejne stracone lata dla Kościoła.