Wszyscy wiemy, że nie ma szans na prosty powrót do Kościoła z 1958 roku. Zmienił się świat, jego mentalność, a przedewszystkiem – ludzie. Ówczesny katolicyzm fasadowo wyglądał na bardzo silny, jednak załamanie struktur dokonało się zaledwie w dekadę. Rację miał JE kard. Ratzinger formułując pod koniec XX wieku swe obawy, że nastąpić może znaczne zmniejszenie widzialnego Kościoła. Ewentualny zbyt szybki powrót do zasad trydenckich mógłby co najwyżej przyspieszyć ten proces; wierni nie zrozumieliby, czemu mają modlić się po łacinie i o co w tym wszystkim chodzi …
Państw katolickich nie ma i nic nie wskazuje, aby szybko mogły powrócić. W pewnym sensie rozwiązuje to najpoważniejszy problem wprost wynikający z dokumentów Soboru Watykańskiego II – wolność religijną. Dziś to nie my udzielamy jej innowiercom, ale raczej na tej podstawie dopominamy się swobody praktykowania naszej wiary. W XXI wiek katolicy, w każdym niemal państwie świata, wkraczają jako mniejszość. Mam tu na myśli faktyczną zgodność z przykazaniami Bożemi i kościelnemi, a nie tylko nominalną przynależność do Kościoła.
Po zapaści Kościoła przed 50 laty wiemy też, że trzeba odbudować na solidnych podstawach. Konieczne jest też wskazywanie przed wiernymi na ciągłość Kościoła, a nie na jego różne załamania. Nie można kontynuować szaleństwa meakulpizmu wojtyljańskiego, tym razem przepraszając za błędy posoborowe. To nie służyłoby niczemu dobremu.
Dlatego przypomnę słowa Kardynała Ratzingera wypowiedziane AD 1988:„Drugi Sobór Watykański nie został potraktowany jako część całej, żywej Tradycji Kościoła, ale jako koniec Tradycji, nowy start od zera. Prawda jest taka, że sobór ten w ogóle nie zdefiniował żadnego dogmatu i świadomie wybrał skromną rangę soboru zaledwie pastoralnego. A jednak wielu traktuje go tak, jakby uczynił on z siebie superdogmat odbierający ważność wszystkim pozostałym.”
Opinję tę w pełni podtrzymuje Ojciec Święty Benedykt XVI, wskazując na zderzenie dwu sprzecznych interpretacji soboru, z których pierwszą określił jako “hermeneutykę zerwania”, a drugą jako “hermeneutykę ciągłości”.
Adnotacje:
1) znaczna część tego tekstu powstała AD 2006. Wciąż jest aktualny.
2) nie pisałem o oczywistościach, typu „kochamy Papieża, bo jest papieżem” czy też „kochamy Go, bo jest sympatycznym, ujmującym dżentelmenem”.
Widzimy więc, że także w tej sprawie on i tradycjonaliści mają zdanie znacznie bliższe niż chorobliwi wojtyljaniści i kręgi postępowych posoborowców wzywających do organizacji kolejnego soboru i rewolucji w dziedzinie nauczania etyki i moralności.
Nie sugeruję bynajmniej, że Jego Świątobliwość jest kryptolefebrystą, ale sytuuję go w 5% najbardziej konserwatywnych kardynałów Kościoła. Maximum, czego możemy oczekiwać po bieżącym pontyfikacie, to uporządkowanie rewolucji. Wstrzymanie jej i odwrócenie procesu. Gdyby to się udało, możemy liczyć na powolną naprawę Kościoła.
Nasze najważniejsze oczekiwania względem Ojca Świętego realizują się w pełni:- Pseudoekumenizm Jana Pawła II – konferencje, wspólne modły i sugerowanie zbawczej wartości fałszywych religij – został zastąpiony przez prawdziwy ekumenizm, czyli otwieranie Kościoła na grupy konserwatywnych chrześcijan. Najlepszym przykładem jest tu ostatnia decyzja względem anglokatolików.
- Koniec prześladowań tradycjonalistów. Mroczne lata, w których odmawiano nam prawa do obecności w Kościele i praktykowania jej zgodnie z naszymi preferencjami, nieodwołalnie się skończyły. Po polityce nominacyj Benedykta XVI widać też wyraźnie, że sympatja dla Tradycji katolickiej może pomódz, a nie zaszkodzić kandydatom na biskupów.
- Koniec tandety na Watykanie. Na śmietnik trafiły kiczowate stroje i świeckie melodyjki serwowane nam przez wojtyljańskich oprawców liturgicznych. Nasz Ojciec Święty wygląda pięknie i godnie. Jak nauczał prof. Pliniusz Correa de Oliveira kontrrewolucja w tendencjach jest konieczna i wpływa na realizację bardziej zaawansowanych form kontrrewolucji.
Adnotacje:
1) znaczna część tego tekstu powstała AD 2006. Wciąż jest aktualny.
2) nie pisałem o oczywistościach, typu „kochamy Papieża, bo jest papieżem” czy też „kochamy Go, bo jest sympatycznym, ujmującym dżentelmenem”.
Stwierdzenie: "sugerowanie zbawczej wartości fałszywych religii" jest nie na miejscu. Każda religia posiada swoje wartości, i Ci którzy szczerym sercem szukają Boga będą Go oglądać niezależnie od tego czy sa Judaistami, Buddystami ecc. A tych wzystkich "tradycjonalistów" fanatyków powinno się traktować w ten sam sposób jak oni traktyją inych.
OdpowiedzUsuń"Państw katolickich nie ma i nic nie wskazuje, aby szybko mogły powrócić. W pewnym sensie rozwiązuje to najpoważniejszy problem wprost wynikający z dokumentów Soboru Watykańskiego II – wolność religijną. Dziś to nie my udzielamy jej innowiercom, ale raczej na tej podstawie dopominamy się swobody praktykowania naszej wiary."
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, ale ten argument mieszajacy praxis i doktryne padal juz kilkakrotnie w srodowiskach Ecclesia Dei poczawszy od "wielkiego odkrycia" o. de Blignières fsv w 1986 r. Nie wiem czemu dzis mialby byc mniej bezsensowny niz 25 lat temu. Zdanie ratuje disclaimer "w penym sensie".
Pozdrawiam
Gryzon