środa, 21 grudnia 2011

Obłudnik Powszechny o lefebrystach, cz. II – Józef Majewski

Niestety, drugi tekst z tego samego numeru Obłudnika nie jest już porównywalnej klasy jak wywiad z x. Grygielem. Artykuł Józefa Majewskiego pt. „Powrót do przeszłości” to powrót do … teraźniejszości TP, czyli wiele słów bez treści, kłamstw i półprawd. Oto konkrety.


Akapit pierwszy dotyczy preambuły doktrynalnej, która powinna być przez FSSPX zaakceptowana, by Watykan nadał mu jakiś status w Kościele. Nie ma w nim słowa o tem, że strony uzgodniły, że treść preambuły nie jest ostateczna i Bractwo może zgłosić do niej swoje wątpliwości. Jest za to zapis, iż „do 2009 r. Bractwo było uznawane za schizmatyckie”. Chyba przez Majewskiego i Tygodnik Powszechny, bo żadnego dokumentu watykańskiego na ten temat nie ma.

Akapit drugi. Dr hab. Majewski streszczając „dzieje lefebryzmu” powtarza tezę, jakoby abp Lefebvre nie podpisał się pod dokumentami V2 o wolności religijnej, ekumenizmie i Kościele w świecie współczesnym. A wydawało się, że biograf Arcybiskupa, bp Tissier de Mallerais wyjaśnił tę kwestję wystarczająco.

Akapit trzeci stanowi streszczenie i laudację ku czci artykułu x. Ferdynanda Ocariza z Opus Dei pt. „Aprobata Soboru Watykańskiego II”. X. Ocariz był jednym z negocjatorów porozumienia Piusowców ze Stolicy Apostolską. Kończy się ono zdaniem Majewskiego: „Autentycznym interpretatorem tekstów soborowych może być tylko samo Magisterium Kościoła”. Widać, że nie wyobraża on sobie, że Magisterium Kościoła może zinterpretować błędy V2 po myśli tradycyjnych katolików. Czyżby zapomniał o korekcie w sprawie „subsistit in”, jakiej AD 2007 dokonała Kurja Rzymska na polecenie Ojca Świętego ?

Oczywiście u Majewskiego nie ma nawet słowa o poglądach na rangę V2 innego negocjatora rzymskiego, x. prof. Brunona Gherardiniego, choć jest on teologiem o bez porównania większym autorytecie niż x. Ocariz. Nb. zachęcam Państwa do zapoznania się ze stanowiskiem x. Gherardiniego opublikowanem na blogu Nowego Ruchu Liturgicznego.

Czy w kontekście tego wszystkiego dziwi, że autor Obłudnika zdaje się sugerować, że jego stanowisko jest zgodne z hermeneutyką ciągłości proponowaną przez Benedykta XVI ? Przecież cały jego, pożal się Boże, tekst jest przykładem „hermeneutyki ciągłości zerwania”.

wtorek, 20 grudnia 2011

Obłudnik Powszechny o lefebrystach, cz. I – x. Grygiel FSSP

Tygodnik Powszechny nie jest tak zaściankowy jak abp Michalik , a zatem co i raz porusza temat porozumienia FSSPX z Watykanem. W bieżącym numerze 51/2011 z 18 grudnia br. zamieszczono dwa teksty o piusowcach; jednym z nich jest wywiad z x. Wojciechem Grygielem z konkurencyjnego Bractwa św. Piotra.




Zabawna jest notka biograficzna, podług której x. Grygiel jest członkiem organizacji skupiającej „zwolenników abp Lefebvre’a, którzy zdecydowali się wrócić pod auspicje Stolicy Apostolskiej”. Trzeba mu to czasem przypominać ;)

Główna myśl zawarta w wywiadzie jest słuszna: spór o ekumenizm czy wolność religijną jest zaledwie pochodną odmiennych teologij głoszonych przez obie strony. Z jednej strony mamy system myślowy św. Tomasza z Akwinu stawiający Pana Boga na pierwszem miejscu i podporządkowujący Mu wszystko hierarchicznie. „Tymczasem” - mówi x. Grygiel FSSP – „ w XX w. większość teologów odeszła od tomizmu i zaczęła stosować filozofię dialogu, fenomenologię, egzystencjalizm. Tak zbudowana teologia stawia na dialog, zbliżenie, i z niego wyprowadza formę porozumienia z innymi, licząc na pojednanie w prawdzie. Wizja świata powstaje w oparciu o relację horyzontalną, czyli człowiek – człowiek.” Szansą na porozumienie jest w opinji x. Grygiela Benedykt XVI, który „zręcznie integruje systemy. Pokazuje, że np. koncepcja hierarchiczna klarownie tłumaczy wszechmoc Bożą czy strukturę Kościoła, a wizja horyzontalna pomaga w rozumieniu doświadczenia człowieka.” Stosunek do samego Soboru Watykańskiego II jest zatem również tematem zastępczym.

Niestety, x. Grygiel nie prowadzi dalej swojej myśli. Przechodzi do porządku dziennego nad faktem, że wizja Benedykta XVI jest w szczególności nie do pogodzenia z poglądami większości teologów XX wieku. Nie pisze wreszcie, że traktowanie poglądów ww. teologów jako przynajmniej równoprawnych ze wcześniejszem stanowiskiem Kościoła (zachowywanem m.in. przez lefebrystów) jest niemożliwe, gdyż oznaczałoby przyjęcie równoprawności założeń, że albo najważniejszy jest Bóg albo filozofujący teologowie. A przecież Dobra Księga mówi: „Nie możecie dwom panom służyć”.

Co do mnie, nie wierzę w nawrócenie owej większości współczesnych teologów. To, czego dokonali, to klasyczna, obserwowana i opisywana przez takich tuzów socjologji jak Michał Crozier czy Witold Kieżun, autonomizacja celów jednostek organizacyjnych. Wskutek niewystarczającego nadzoru ze strony przełożonych (tu: samego Watykanu) odeszli od celu głównego, dla którego zostali powołani (teologja to nauka o Bogu) na rzecz wskazanego przez samych siebie celu pobocznego (badania relacyj człowiek – człowiek). Można by ich tolerować w Kościele, gdyby uznali, że jednak Bóg jest najważniejszy. Prawda, że to dość minimalistyczne oczekiwanie ?!

Jeśli czegoś naprawdę brakuje w wypowiedzi x. Wojciecha, to stwierdzenia, że lefebryści nie są osamotnieni w Kościele katolickim ze swojemi poglądami. Kibicuje im wprawdzie zdecydowana mniejszość, ale bardzo świadoma swoich poglądów. Przejście na poziom filozofji i teologji zastosowane przez x. Grygiela pokazuje, jak bardzo mylą się wszyscy krytycy Bractwa św. Piusa X czy … Benedykta XVI, sprowadzający kościelny paleokonserwatyzm do estetyzmu, a więc umiłowania łaciny, chorału, kadzideł i haftowanych ornatów. Jest wprawdzie pewna część tradycyjnych katolików, która pozostaje na tym poziomie sprzeciwu względem posoborowia, ale ufam, że tak wnikliwe analizy jak zaprezentowana przez x. Wojciecha Grygiela FSSP pomogą im dostrzedz sedno sporu.

Nie oceniaj książki po okładce ...

"Nie oceniaj książki po okładce" - śpiewa p. Stefan Tyler z Aerosmith w piosence Dude (looks like a lady). I ma rację, bo o ile na zdjęciu pierwszem jest tylko jeden niepokojący aspekt ...


... nowoczesny "wystrój" świątyni, to kompensuje go wszystko inne: na pierwszy rzut oka mamy do czynienia z Mszą uroczystą, w której celebrans, diakon i subdiakon ubrani są w takie szaty, jakie były na stanie.

Kolejne zdjęcie dodaje nam sporo wiedzy na temat tego, co się wydarzyło:


Teatrzyk anglikańskich emerytek....

niedziela, 18 grudnia 2011

Raport o stanie wiary abp. Józefa Michalika

Podziwiam odwagę autorów publikacji, a więc red. Tomasza Terlikowskiego i Grzegorza Górnego oraz samego abp. Józefa Michalika, że porwali się na porównanie z głośnym wywiadem – rzeką pomiędzy kard. Józefem Ratzingerem a Wiktorem Messorim. Nadali swojej pracy niemal identyczny tytuł, na pewno mając na względzie korzyści marketingowe. Mogę też zakładać, że większość recenzentów przyjmie postawę zgodną ze wszechwładnym „kultem św. Spokoja” i nawet jeśli jest z „kościoła łagiewnickiego”, to nie skrytykuje książki ani poglądów abp. Michalika. Taka konwencja, mimo rozmaitych harców, wciąż w Kościele polskim panuje.


Jednakowoż Ratzingerowski „Raport o stanie wiary” był przełomem. To była prezentacja poglądów Pancernego Kardynała. Być może zresztą po części jego program i wizja Kościoła ukształtowała się w czasie rozmów z Wiktorem Messorim, nic bowiem tak nie pomaga w określeniu własnego stanowiska jak dyskusja. To właśnie w „Raporcie” zawarte zostały tak fundamentalne tezy jak np. krytyka niektórych posoborowych wypaczeń, postulat „hermeneutyki ciągłości” czy potępienie teologji wyzwolenia. W czasach, w których powstał ów wywiad, funkcjonowali jeszcze w Kościele konserwatywni hierarchowie podzielający ów punkt widzenia, ale było to pokolenie odchodzące. Jestem przekonany, że kard. Ratzinger zdziałał bardzo wiele dobrego tą publikacją; wychował nowe pokolenia, które teraz, w dwadzieścia pięć lat później, mogą pójść dalej na drodze „odposoborowiania” Kościoła. Jak na tem tle wypada „Raport o stanie wiary w Polsce” abp. Michalika ?

Najważniejszy jest Rozdział 2 książki: Biskupi: model przywództwa prymasa Wyszyńskiego już przeminął. Na pytanie o obecny brak liderów formatu kardynałów: xięcia Sapiehy, Hlonda, Wyszyńskiego i Wojtyły, abp. Michalik odpowiada, że od Soboru Watykańskiego II zmieniły się czasy. Wprowadzono ostatecznie Kodeksem Prawa Kanonicznego z 1983 r. nowy model zarządzania Kościołem lokalnym, który opiera się na kolegjaliźmie. Michalik nie chce być przywódcą w dawnym stylu, bo uważa, że mógłby w ten sposób uczynić Kościołowi szkodę. Nie chce narzucać swoich poglądów pozostałym członkom Konferencji Episkopatu Polski, bowiem są oni sobie równi. Decyzje wypracowywane są poprzez dyskusje i głosowania. Do tego dodajmy, że przez skromność abp. Michalik nie chciał pełnić funkcji przewodniczącego KEPu i za każdym razem (AD 2004 i 2009) ulegał presji braci w biskupstwie w tej sprawie. Grzegorz Górny i Tomasz Terlikowski wielokroć w pytaniach sugerują hierarsze, że jest to postawa defensywna. Bezskutecznie, nie budzi to w nim żadnej głębszej refleksji.

Myślę, że tu jest właśnie klucz do arcybiskupa Michalika i znacznej części KEPu, zwłaszcza biskupów „toruńskich”. Oni wszyscy mogą patrzeć na kard. Wyszyńskiego i Jana Pawła II jak w obrazek, ale będą mówić temi słowy:

„Bardzo się cieszę, że wierni do dziś pamiętają program prymasa Wyszyńskiego, bo to znaczy, że jego dziedzictwo nadal pozostaje żywe. Proszę nie zapominać, że on rozpisywał swój program na kolejne lata i tak też my staramy się czynić. Projekt takiego programu opracowuje Komisja Duszpasterska Episkopatu i przedstawia go wszystkim biskupom, którzy dyskutują o nim na konferencji plenarnej. Ostatnio pojawił się projekt rozpisany na dwadzieścia lat, ale nie zyskał on aprobaty Episkopatu. Większość biskupów uznała, że za dwadzieścia lat nie będzie już pełnić swoich funkcji, Lepiej jest natomiast brać odpowiedzialność za coś, co się będzie mogło przeprowadzić od początku do końca, niż zrzucać to na barki swoich następców. Ostatecznie zatwierdziliśmy więc trzyletni program duszpasterski.” (str. 57-58)


Opisane powyżej podejście oznacza skrajną dysfunkcję zarządzania. Decyzje nie są podejmowane lecz „podejmują się” w najgorszy możliwy sposób. Są bowiem nie tylko opóźniane z uwagi na konieczność konsultacyj w gronie liczącem niemal 100 osób, ale i obciążane piętnami: pseudodecydentów o usposobieniu defensywnem, nieskorych do ryzyka, starszych mężczyzn w wieku przedemerytalnym. Dramat ! Chyba wszyscy w okół kierujący się zdrowym rozsądkiem powinni uznać, że kolegjalizm jest olbrzymim błędem. Zwłaszcza, że jak wskazywał kard. Ottaviani, idea ta pojawia się w Ewangeljach tylko raz: gdy Pan Jezus konał w Ogrójcu, Jego uczniowie posnęli.

Kolegjalizm jest antytezą hierarchicznej natury Kościoła, pozwalającej właśnie na to, by promować na wyższe stanowiska odważnych, innowacyjnych wizjonerów, o ile działają oni w granicach prawa (kanonicznego) i tradycyj tworzących swoistą kulturę organizacyjną. Nie jest prawdą, że kiedyś byli wybitni biskupi i kardynałowie, a dziś nie ma ludzi podobnego formatu. Z pewnością są, ale obecny system zarządzania uniemożliwia im awans i skuteczne działanie. Cokolwiek by nie myśleć doktrynalnie o kard. Wojtyle, był to człowiek wybitny, przełamujący stereotypy i konwenanse. My, tradycjonaliści, uważamy, że wywiódł Kościół na manowce, ale równocześnie dostrzegamy, że wprowadzony przezeń kolegjalizm może co najwyżej uwikłać nas na dłużej w tem położeniu. Sytuację dodatkowo pogarsza „lewostronna otwartość” polskiego posoborowia, które jakkolwiek stara się zachowywać status quo, to jest nauczone, że co jakiś czas trzeba się otwierać na jakąś nowinkę, by nadążyć za duchami czasu i Soboru. Mamy zatem tę pełzającą rewolucję, która upodabnia polski Kościół do sterczących na Zachodzie Europy pokatolickich ruin. Kolejne dwie dekady rządów tych ograniczonych głupców zamienią ich następców w kustoszów nieodwiedzanych „muzeów”. Dziś jest ostatni moment, by zmienić kurs, zmienić model zarządzania i przywrócić normalność. Jeśli jeden człowiek podejmuje decyzję, to można łatwiej określić jej skutki. Gdyby w diecezjach funkcjonowały nieco inne modele zarządzania, można byłoby porównywać ich efektywność i jakość i promować te, które sprawdzają się w dzisiejszej rzeczywistości. Tak przez wieki funkcjonowały wszystkie organizacje, w zasadzie do dziś jest tak w podmiotach biznesowych; tego wszystkiego wreszcie uczy się studentów zarządzania.

Wracając do gomułkowskiego „adremu” … Co wynika z pozostałych rozdziałów „Raportu” ? Sam abp Michalik jawi się jako konserwatywny kapłan, otwarty na ludzi i ich problemy, starający się je życzliwie rozwiązać. Ponieważ pytania „Frondystów” nie zahaczają o kwestje drażliwe doktrynalnie, jak stosunek do ekumenizmu, tradycyjnej liturgji czy choćby samej estetyki liturgicznej, trudno jest mi nazwać go posoborowcem. Nic takiego nie wynika z książki, co jest jej istotną wadą. Bo to oznacza, że nie porusza ona szeregu kluczowych zagadnień ogólnokościelnego dyskursu ostatnich lat. Natomiast szereg innych pytań i odpowiedzi wskazuje, że abp. Michalik najlepiej się czuje w klimacie Kościoła polskiego połowy lat 90-tych XX wieku. On pozostał na etapie entuzjazmu do ruchów posoborowych takich jak neokatechumenat czy focolari i zapewne zupełnie nie rozumie głównych idej pontyfikatu Benedykta XVI. Z drugiej strony, szereg jego trafnych spostrzeżeń o kryzysie rodziny, braku elit w Polsce itp. nie może być w żaden sposób spożytkowany. Bowiem zapewne wszelka deklarowana otwartość na świeckich w Kościele kończyłaby się na konieczności wierności ograniczającym nas posoborowym bzdurom, takim jak opisany powyżej wrzód kolegjalizmu. Jeszcze wspomnę o tem.

„Raport o stanie wiary w Polsce” jest taki, jak jest arcybiskup Michalik. Podąża za doktryną Kościoła w kwestjach moralnych i stara się jej nauczać, przekazywać ją w zrozumiały sposób. Jest patrjotą i dobrym Polakiem. Ale jest też dość modelowym przykładem współczesnego biskupa. Czy warto przeczytać tę książkę ?

Myślę, że są lepsze pozycje apologetyczne, nawet w obszarze polskiego Kościoła posoborowego. Ja z niej wyniosłem bardzo dużo, ale głównie z uwagi na profesjonalne przygotowanie w dziedzinach prakseologji i zarządzania. Mam nadzieję, że za kilkanaście, kilkadziesiąt lat będą na jej przykładzie uczyć potencjalnych biskupów, jak NIE NALEŻY zarządzać Kościołem.

ENCORE
W numerze 47 lubczasopisma „Idziemy” wydawanego w diecezji warszawsko – praskiej zamieszczony jest wywiad z abp. Michalikiem, w którym stwierdza on, że wierni korzystający z posługi lefebrystów powinni się z tego spowiadać:

ktoś, kto chodzi na Mszę Świętą do lefebrystów czy posyła tam dzieci do sakramentu bierzmowania, ten obciąża swoje sumienie, bo łamie jedność Kościoła.


Przypominam, że zgodnie z oświadczeniem papieskiej Komisji Ecclesia Dei z 2003 r. :
­- Można wypełnić obowiązek niedzielny na Mszy sprawowanej przez kapłana FSSPX,
­- Nie jest grzechem uczestnictwo we Mszy w kaplicy FSSPX, gdy wierny nie czyni tego z chęci zdystansowania się od papieża, lecz z chęci uczestnictwa we Mszy w nadzwyczajnej formie rytu rzymskiego.
­- Można złożyć skromną ofiarę na Mszy.

Są zatem dziedziny życia kościelnego, w których hierarcha przemyski jest, niestety, zupełnie nie na czasie. Szkoda, że powtarza takie opinje zamiast zrobić cokolwiek, by zrealizować wolę swojego papieża wyrażoną w Summorum Pontificum i szerzej przywrócić Mszę w nadzwyczajnej formie rytu rzymskiego do naszych kościołów. A może kolegjalizm uniemożliwia mu posłuszeństwo Ojcu Świętemu ?!

czwartek, 15 grudnia 2011

Polityka personalna Benedykta XVI w Polsce

Struktury Kościoła rzymskokatolickiego w Polsce obejmują 14 archidiecezyj, 27 diecezyj oraz ordynarjat polowy Wojska Polskiego. Według stanu na dzień dzisiejszy, dokładnie po połowie zwierzchników tych jednostek administracji kościelnej mianowali Jana Pawła II i Benedykt XVI. Spójrzmy zatem na nominatów Ojca Świętego oraz jego politykę kadrową.

By ją zrozumieć, wróćmy na chwilę do roku 1992. Wtedy to wprowadzono aktualny podział administracyjny diecezyj bullą z 25 marca pn. Totus Tuus Poloniae Populus, która doprowadziła do zmniejszenia wielkości diecezyj i zakończyła proces dopasowywania ich do aktualnych granic państwowych. Proces ten trwał od 1972 r., kiedy to Paweł VI reaktywował i utworzył diecezje na tzw. ziemiach odzyskanych, zaś AD 1991 Jan Paweł II podniósł do wyższej rangi administracje apostolskie części pozostających pod obcemi okupacjami archidiecezyj: lwowskiej (Lubaczów), wileńskiej (Białystok) oraz diecezji pińskiej (Drohiczyn). Mówi się złośliwie i zapewne nie bez racji, że w następstwie Totus Tuus Poloniae Populus ordynarjuszami zostali wszyscy lepsi koledzy ówczesnego nuncjusza i obecnego prymasa Korony abp. Józefa Kowalczyka (ur. 1938). Pokolenie to zaczęło osiągać wiek emerytalny ok. 2004 r. (m.in. sławetny bp. Alojzy Orszulik), zaś obecnie wykruszają się jego ostatni przedstawiciele: najmłodszemu z grupy bp. Andrzejowi Suskiemu z Torunia pozostało do kanonicznego wieku przejścia w stan spoczynku 5 lat. Ta zależność pokoleniowa zdeterminowała, iż podczas zaledwie 6 lat pontyfikatu Benedykta XVI nominował on już 20 ordynarjuszów; 3 szefów diecezyj (Jan Wieczorek z Gliwic oraz jedyni dwaj arcybiskupi mianowani jeszcze w czasach PRLu: Stanisław Nowak – Częstochowa, Władysław Ziółek – Łódź) przekroczyło wiek emerytalny a w ciągu trzech najbliższych lat stanie się to w 4 dalszych diecezjach.


Niestety, nic nie wskazuje, by Benedykt XVI wprowadzał nową jakość do polskiego Kościoła. Karty rozdawane przez lata abp. Józefa Kowalczyka oraz kard. Stanisława Dziwisza wciąż są w grze. A nawet więcej: wciąż pełnią rolę atutów. Oto lista metropolitów mianowanych przez Benedykta XVI: 2005 - Stanisław Dziwisz; 2006: Edward Ozorowski, Wojciech Ziemba; 2007: Kazimierz Nycz; 2008: Sławoj Leszek Głódź; 2009: Andrzej Dzięga; 2010: Józef Kowalczyk; 2011: Wiktor Skworc, Stanisław Budzik. Lepiej jej nie komentować, zwłaszcza trzech ostatnich nazwisk …

Nie spodziewajmy się zatem kontrrewolucji w najbliższych latach, bowiem nic jej nie zapowiada. Monopolu „minionej epoki” (hm, minionej ??) nie przełamano. Także, a może w szczególności pod względem medialnym. Wciąż w mediach brylują te same nazwiska: bp Pieronek, bp Gocłowski, kard. Dziwisz… Dopiero ostatnio usłyszeliśmy kilka ciekawych i kontrowersyjnych wypowiedzi bp. Meringa, lecz jest to chyba jedynie wyjątek potwierdzający regułę.

Oczywiście, że wśród biskupów wskazywanych przez Benedykta XVI są dobrzy duszpasterze i organizatorzy. O wielu włodarzach naszych diecezyj można mówić wyłącznie dobrze, np. o abp. Henryku Hoserze czy czy bp. Wacławie Depie. Ale żaden z nich, choćby na lokalną skalę, nie jest w stanie stawić czoła problemom wiary, religijności i polskości trapiących nas na początku XXI wieku.

Pozostaje jeszcze odpowiedź na pytanie, czy to wina Papieża, czy też kadry, jaką ma do dyspozycji ? Skłaniałbym się ku drugiej opcji odpowiedzi. Patrząc na polski Kościół nie ma alternatyw personalnych. Ścieżki karjer promowały pewien dość podobny typ kapłanów – wiernych „duchowi Soboru Watykańskiego II” i bezbarwnych. Nikt inny nie ma doświadczenia w zarządzaniu czemkolwiek. Patrząc z tradycjonalistycznej perspektywy dostrzegłbym w całej Polsce co najwyżej kilku (!!) proboszczów, którzy z własnej woli wprowadzają w swoich parafjach Motu Proprio Summorum Pontificum, a więc Mszę w nadzwyczajnej formie rytu rzymskiego. I tyleż samo kapłanów posiadających stopnie i tytuły naukowe jawnie wspierających linję pontyfikatu Ojca Świętego. Mamy zatem ok. 10 oficerów średniego szczebla i jakąś setkę, może dwie, trzy szeregowców, zaś po stronie „wojtyljanistycznej” pozostaje armia licząca ok. 28 000 duchownych. Dlatego jeszcze zapewne długo poczekamy na swojego kard. Malcolma Ranjitha czy bp. Atanazego Schneidera.

Zeszłoroczne wybory ujawniły znaczącą popularność najbardziej prymitywnego antyklerykalizmu w polskiem społeczeństwie. O ile ilość przygłupów i kanalij wspierających tzw. Ruch Palikota osiągnęła chyba swoje maximum, to najbliższe lata mogą mu przynieść istotną pożywkę jakościową. Otóż w Polsce nie ujawniono jak dotąd żadnych istotnych skandali pedofilskich z udziałem duchownych. To wszystko jest jeszcze przed nami. Z pewnością tak zaprawiony w bojach gracz jak abp Kowalczyk jest gwarantem marginalizacji tego ryzyka. Ale nie łudźmy się, choćby z przyczyn ilościowych, skandale takie zostaną ujawnione prędzej czy później. Przez lata, według ponurego dowcipu, największą karą za akt pedofilski było w Polsce … przeniesienie na Inną parafję. Być może aktualny skład kadrowy polskiego episkopatu jest dostosowany do tego ryzyka. Cokolwiek by nie mówić o ekipie Jana Pawła II, byli to mistrzowie w zamiataniu takich spraw pod dywan. I o tem Benedykt XVI również wie doskonale.

poniedziałek, 12 grudnia 2011

„Fronda” wznawia Bernanosa !!

Po dziesiątkach lat na półkach polskich księgarni pojawiają się nowe wydania dzieł znanego francuzkiego powieściopisarza o poglądach monarchistycznych Jerzego Bernanosa. Do tej pory, podobnie jak w przypadku G.K. Chestertona, mogliśmy poznawać jego twórczość z edycyj przedwojennych, emigracyjnych oraz wydań PAXu. „Fronda” na razie wznowiła dwa klasyki, „Pamiętnik wiejskiego proboszcza” oraz „Pod słońcem szatana”, ale mam nadzieję, że to jest ich pierwsze, a nie ostatnie słowo.


Co do mych dotychczasowych kontaktów z Bernanosem, to zapamiętałem go jako oryginała krytykującego z pozycyj … antyjakobińskich powstanie Generała Franco oraz autora „Dialogów karmelitanek”, stanowiących podstawę do libretta opery Franciszka Poulenca o tym samym tytule. Zatem opisywany tu „Pamiętnik” stanowi pierwszą powieść tego autora, jaką dane mi było przeczytać.

Nie była to łatwa lektura. Pierwsza połowa książki dłużyła się niemiłosiernie. Jest to bardzo realistyczny pamiętnik, zawierający rozbudowane partje dialogowane, zapisy rozmów piszącego zapiski proboszcza z Ambricourt prowadzonych głównie z proboszczem z Torcy. Aż w końcu zawiązała się akcja i mimo przyjętej konwencji ruszyła z kopyta! Resztę doczytałem w półtorej godziny. Kluczowe sceny dla biegu zdarzeń rozgrywają się przy konfesjonale. Nie są jednak spowiedzią, a zatem kapłan, choć słyszy opowieść o nienawiści przez kratki, może z tej wiedzy skorzystać. Nie jest związany tajemnicą.

Książka jest przybliżana przez wydawcę w następujący sposób: „Młody, żarliwy ksiądz zmaga się z płytką wiarą swoich parafian, własnymi wątpliwościami, słabością duchową i fizyczną. Musi zmierzyć się z szatanem, który opanował dusze mieszkańców. To walka która prowadzi do zwątpienia w powołanie, walka na śmierć i życie. Bernanos jest zagorzałym krytykiem mieszczańskiego, konformistycznego traktowania wiary. Pamiętniki zmuszają do zastanowienia się nad swoim miejscem w Kościele i nad wiarą.”

Przyznam, że mnie szczególnie nie zmusiły. Nie dlatego, bym hołdował mieszczańskiemu pojmowaniu wiary jako konwenansu, lecz z uwagi na pojawiającą się pod koniec książki postać Oliviera, żołnierza Legii Cudzoziemskiej, z którego poglądami mogę się utożsamiać niemal w 100 %. Olivier twierdzi, że nie będzie już nigdy świata chrześcijańskiego, bo nie ma już żołnierzy. Są co najwyżej wojskowi.

Obserwacje Bernanosa sprawdzają się w życiu. My, ludzie o mentalności żołnierskiej, szczególnie cenimy żarliwych kapłanów prostujących ścieżki ludzkie do Boga. Dostrzegamy, że niejeden spośród tych xięży przeżywa kryzys wiary. Pomódz im nie bardzo możemy, jesteśmy z innych światów….

GEORGES BERNANOS
"Pamiętnik Wiejskiego Proboszcza"
Wydawnictwo: Fronda
Rok wydania: 2011
Ilość stron: 336
Wymiary: 14 x 22 cm
Oprawa: broszurowa

piątek, 2 grudnia 2011

Instrumentalne traktowanie zasad moralnych przez bpa Pieronka

Polityczna awantura w sprawie kary śmierci wywołana przez PiS stała się kanwą do dysput teologicznych. Wprawdzie wszyscy wiedzą, że do zmiany prawa nie dojdzie, a partji p. Kaczyńskiego chodzi o poprawę słupków procentowego poparcia, ale dzięki temu wszystkiemu mamy darmowe, unikalne spektakle, w których libertyńscy dziennikarze ćwiczą pisiorów z encykliką Jana Pawła II „Evangelium vitae" w ręku, wskazując im na poszczególne cytaty z nauczania polskiego papieża posoborowego. Z drugiej strony są zaś kaczystowscy rozwodnicy, którzy zakreślają par. 2267 w oficjalnych katechizmach, który przynajmniej nie wyklucza dopuszczalności kary śmierci:

2267 Kiedy tożsamość i odpowiedzialność winowajcy są w pełni udowodnione, tradycyjne nauczanie Kościoła nie wyklucza zastosowania kary śmierci, jeśli jest ona jedynym dostępnym sposobem skutecznej ochrony ludzkiego życia przed niesprawiedliwym napastnikiem.
Jeśli Jjednak środki bezkrwawe wystarczają do obrony życia ludzkiego wystarczą do obrony i zachowania bezpieczeństwa osób przed napastnikiem i do ochrony porządku publicznego oraz bezpieczeństwa osób, władza powinna stosować te środki, gdyż ograniczyć się do tych środków, ponieważ są bardziej zgodne z konkretnymi uwarunkowaniami dobra wspólnego i bardziej odpowiadają godności osoby ludzkiej. Istotnie dzisiaj, biorąc pod uwagę możliwości, jakimi dysponuje państwo, aby skutecznie ukarać zbrodnię i unieszkodliwić tego, kto ją popełnił, nie odbierając mu ostatecznie możliwości skruchy, przypadki absolutnej konieczności usunięcia winowajcy "są bardzo rzadkie, a być może już nie zdarzają się wcale".


Uruchomiony został też niezawodny biskup Pieronek , który powiedział WPROST coś takiego:

Jednak Kościół dopuszcza karę śmierci, jeżeli byłaby ona jedynym możliwym sposobem na ochronę społeczeństwa?
Jeżeli dopuszcza, to dopuszcza w przypadkach zupełnie wyjątkowych. Nie jako zasadę, tylko jako rozstrzygnięcie konkretne w konkretnym przypadku, kiedy państwo już naprawdę nie może innego środka znaleźć. To sprawa, która dojrzała po Soborze Watykańskim II, zwłaszcza za pontyfikatu Jana Pawła II, który był absolutnie przeciwny karze śmierci.
Stanowisko polskiego papieża w sprawie kary śmierci bywa różnie interpretowane.
Zależy przez kogo. Myślę, że najgorzej, kiedy sprawa zostaje przedmiotem walki politycznej. Tak było z krzyżem, tak będzie ze sprawą kary śmierci. Ktoś mówi - czytam w internecie - Kościół co prawda mówi, że kary śmierci stosować nie wolno, ja jestem członkiem Kościoła, ale jestem przede wszystkim politykiem. No to nie nazywajże się pan katolikiem, i nie wycieraj sobie gęby katolicyzmem, po to, żeby usprawiedliwić polityczną walkę.
Polityk, który deklaruje przywiązanie do wartości katolickich, a jednocześnie identyfikuje się jako zwolennik kary śmierci - występuje przeciw Kościołowi?
Występuje przeciw swojemu chrześcijaństwu. Z całą pewnością.
Dlaczego?
Traktuje zasady moralne instrumentalnie. To jest brzydkie. To jest nie tylko niegodne pochwały, ale wręcz godne potępienia.

Przypomnę tylko, że ten sam człowiek zaledwie rok temu szukał kompromisu w sprawie in vitro torpedując mądre słowa JE abpa Henryka Hosera za pomocą odrobinę innych sztuczek erystycznych:

Księże biskupie, ostatnio ksiądz arcybiskup Henryk Hoser powiedział, że ci posłowie, którzy będą głosowali za metodą in vitro, zostaną wykluczeni ze wspólnoty kościelnej, czyli grozi im ekskomunika, czy te słowa zmroziły księdza biskupa?

- Proszę pani, to nie jest takie proste, nie ma możliwości wykluczenia z Kościoła, dlatego że jeżeli ktoś przyjmuje chrzest, jest wpisany wewnętrznie, duchowo do Kościoła. Może zostać ograniczone jego dostęp do pewnych dóbr duchowych, zwłaszcza do eucharystii, ale wykluczenie z Kościoła nie ma miejsca nigdy.
Czyli jak ksiądz biskup odebrał te słowa?

- No, myślę, że to w emocji, w jakiejś dyskusji, która poszła zbyt daleko mogło się zdarzyć, takie wypowiedzi.
(..)
czy rozsądny jest projekt metody in vitro wedle Jarosława Gowina?

- Proszę pani, ja nie dopuszczam żadnego in vitro, zgodnie z nauką Kościoła, ale kiedyś tu powiedziałem niedawno, że politycy muszą decydować, ustawodawca musi podjąć jakieś decyzje, które mu podyktuje sumienie, powie mu co może, a czego mu nie wolno. I od razu dodałem, że żyjemy w kraju demokratycznym, w którym wpisany jest pluralizm i wolność religijna, która paradoksalnie dotyczy nie tylko tych, którzy wierzą, ale także tych, którzy nie wierzą, albo inaczej wierzą i dlatego ustawodawca musi się liczyć z tym, że tworzy prawo dla wszystkich.

I tu jest niewątpliwie potrzebny jakiś kompromis i ten kompromis musi iść w tym kierunku żeby otworzyć możliwości dla tych, którzy nie wierzą, a ci, którzy wierzą i uznają, że tego nie wolno, bo przecież prawo świeckie w żadnym przypadku nie znosi prawa moralnego, prawa bożego, no to będą się chronić tym nakazem sumienia i nie będą tego stosować. To nie jest otwarcie drzwi przez ustawodawstwo dla jakiejś rzeczy, która jest sprzeczna z prawem bożym, nie jest przekreśleniem tego prawa, jest tylko sygnałem dla tych, którzy chcą je zachowywać, że powinni je zachowywać nadal.

Były też analogiczne wypowiedzi bpa Pieronka na temat dopuszczalności przerywania ciąży, ale nie chcę obciążać niemi ani siebie ani Państwa. Aktualne przesłanie naszego „biskupa z gazety” byłoby bardziej prawdziwe, gdyby brzmiało nie: „Chcesz kary śmierci? To nie nazywaj się katolikiem", lecz: "Chcesz kary śmierci? To nie nazywaj się posoborowcem". Zaś po skonfrontowaniu dwu przeciwstawnych wypowiedzi bpa Pieronka, w jednej z których było przepyszne potępienie instrumentalnego traktowania zasad moralnych, godzi się skończyć ten tekst cytatem ze św. Łukasza: Odmierzą wam bowiem taką miarą, jaką wy mierzycie.