środa, 15 maja 2013

Problem papieża Franciszka, problem kurji rzymskiej

Minęły pierwsze dwa miesiące pontyfikatu Ojca Świętego Franciszka. Niby nic się w ich czasie jeszcze nie stało, ale środowiska postępowe mają nadzieję, iż obecny Papież spowoduje podobne „wietrzenie Kościoła”, jak uczynił był to pięćdziesiąt lat temu Jan XXIII. Trwa więc karnawał zachwytów nad skromnością i prostotą Ojca Świętego. Każda jego decyzja, czy to o przyjętem imieniu, uproszczeniu ubioru, wyborze miejsca zamieszkania itp. itd. wywoływała pochwały ze strony środowisk nigdy dotąd jakoś nie przodujących w ultramontaniźmie. Równocześnie ci sami komentatorzy zaczęli dostrzegać kościelnych konserwatystów i tradycjonalistów, krytykując ich koncentrację na formie, uosabianej przez porzucony papieski mucet. Wszystko to niebezpiecznie mi przypomina sytuację z polskiego podwórka i zachwyty wrzaskmediów nad rządami Słońca Peru oraz piętnowanie przez nich moherów, pisiorów i innych kołtunów.



Czy ci tradycjonaliści są aż tacy płytcy, by robić awantury o „czerwone pelerynki” ? Z pewnością jakaś grupa katolików ceniła Ojca Świętego Benedykta XVI głównie z pobudek estetycznych, ale nie przeceniałbym częstości tej argumentacji. Większość tradycjonalistów (poza sedewakantystami) doceniała relatywny konserwatyzm doktrynalny bawarskiego papieża, a zwłaszcza jego zasługi w zakresie odnowy liturgji rzymskiej. Niepokoi nas nie tyle skala bieżących zmian, co ich orientacja: są modyfikacją stanu dotychczasowego. Jest to samo w sobie niebezpieczne, bo pięćdziesiąt posoborowych lat przyzwyczaiło nas, że kościelne reformy („reformy”) jakże często wprowadzane są bezmyślnie, dla nich samych, bez minimalnego szacunku dla przeszłości. Jakakolwiek innowacyjność kościelna nie budzi zaufania w tych warunkach.

Radziłbym zachować spokój względem rozmaitych zachowań Ojca Świętego Franciszka. Powiedziałbym raczej, że jest to pokaz własnego stylu a nie niszczenie papiestwa. Postawa aktualnego papieża jest tak daleka od obowiązującego wzorca, iż wątpię, by ktokolwiek w przyszłosci go kopiował. Franciszek idzie za daleko, za nim pozostaje próżnia. Model duszpasterstwa „radykałów” cieszył się pewną popularnością czterdzieści lat temu, dziś jest równie nie rozumiany jak tradycjonalistyczny. Jestem przekonany, iż większość biskupów świata byłoby łatwiej przekonać do codziennego odprawiania Mszy trydenckiej niż do wyzbycia się siedzib i rozmaitych aspektów władzy doczesnej. Jak to się mówi, „dłużej klasztora niż przeora”.

Pewne niebezpieczeństwo stanowią kardynałowie doradcy Ojca Świętego. Zagrożeniem jest precedens powoływania ciał, które być może mogą mieć własnych „ekspertów”, działających jak złowrodzy doradcy „grupy reńskiej” podczas Soboru Watykańskiego II. Po samych kardynałach nie spodziewałbym się za wiele złego: jedynie dwóch spośród ośmiu pracowało w watykańskiej administracji i dyplomacji. Sądzę, że jest to kolejny przykład tezy znanej nam z PRL-u pt. „Co się zbiera, gdy są kiepskie zbiory? Plenum!” Porównując ich wpływ na Kościół względem np. niezapomnianego Jurka Klugera, kolegi Jana Pawła II i … loży B’nai Brith uspokajałbym przed tem ryzykiem. Każdy układ nieformalny byłby groźniejszy niż ta decyzja, pokazująca absolutny brak zaplecza Papieża Franciszka. Szkodliwość doradców to maksymalnie 0,2 pieromariniego, podczas gdy Kluger to przynajmniej 10 pieromarinich.

W tem miejscu tekstu godzi się sprzedać jedną z jego głównych tez. Zaryzykowałbym twierdzenie, iż główne frakcje kardynałów włoskich, a więc Bertone’a i Sodano wsparły na konklawe kandydaturę kard. Bergoglio, gdyż uznały go za niegroźnego outsidera. Stare lisy kurialne wiedzą, co może zrobić człowiek, który nie ma nawet własnego sekretarza osobistego. Otóż może osobiście dzwonić do kioskarza, zegarmistrza lub szewca. Skąd ten wniosek ?

Doba każdego człowieka ma jedynie 24 godziny. Dla osób piastujących stanowiska kierownicze to o wiele za mało względem potrzeb. Zwykły szary dyrektorzyna może mieć jedynie sekretarkę organizującą pracę szefa. Im wyższy szczebel zarządzania, tem droższy czas przełożonego. Decyzje wymagają przygotowania i przemyślenia. Przełożony, który ma w godzinach pracy nadmiar wolnego czasu, z pewnością nie wydaje optymalnych rozkazów. Gazety mogą piać z zachwytu, że abp Buenos Aires Bergoglio w kardynalskich czasach sam sobie gotował posiłki. Ja zaś zastanawiam się, na co istotniejszego zabrakło mu czasu. No i łatwo znajduję odpowiedź na swe wątpliwości : na promocję ideału katolickiego kapłana („W seminarium duchownym w Buenos Aires nigdy nie było tak niewielu kleryków, jak dzisiaj – napisał x. Krystjan Bouchacourt, przełożony dystryktu Ameryki Południowej FSSPX) oraz na zachęcanie katolików, by wypełniali obowiązek wysłuchania Mszy w niedzielę („80 proc. Argentyńczyków deklaruje się jako katolicy, ale niespełna 2 proc. z nich uczestniczy w niedzielnej Mszy św.”). Tak wygląda długookresowa skuteczność naszego nowego Ojca Świętego. Nie wierzcie w efekt papieża Franciszka : ilu ludzi pod wpływem jego prostoty zaczęło przestrzegać przykazań ? Ilu sprzedało majątki i rozdało je ubogim ?

Czynnikiem potęgującym opisane powyżej przypuszczenia jest wiek Papieża. Osiem lat temu, tj. po poprzedniem konklawe, wprowadzenie przezeń reform ogólnokościelnych byłoby bardziej prawdopodobne niż obecnie. Dziś 77-letni Franciszek nie wydaje się być optymalnym kandydatem do restrukturyzacji centrum Kościoła. Czyli do czego? O co chodzi we wrzawie wokół kurji rzymskiej ?

W normalnych warunkach kurja względem Kościołów lokalnych ma się identycznie jak siedziba korporacji do jej oddziałów krajowych. Centrala zajmuje się planowaniem strategicznem, rozwojem nowych technologij, kontrolą i innemi procesami, poprzez które można zarządzać całością. Samodzielność jednostek terenowych jest relatywnie niewielka, wymaga się od nich w szczególności realizacji zadań definiowanych przez siedzibę. W teorji organizacji i zarządzania relacje między tymi dwoma podmiotami (principal – agent problem) są jednym z najczęstszych tematów badań, bowiem zawsze występuje między nimi twórcze napięcie, walka o władzę, pieniądze i najlepszych pracowników.

W czasach przedsoborowych relacje te kształtowały się wręcz modelowo: kurja pobierała od Kościołów krajowych środki finansowe i rekrutowała misjonarzy, by krzewić wiarę katolicką pośród ludów dotąd pogańskich. Odpowiadała za czystość doktryny oraz politykę kadrową. Kryzys Kościoła nie został rozpoczęty poprzez Sobór Watykański II. Laicyzacja, sekularyzacja oraz zorganizowani wrogowie Kościoła działali od dawien dawna. To kurji rzymskiej jako centrum zarządzania zawdzięczamy jednak, że kryzys instytucjonalny ukazał się tak późno, dopiero w drugiej połowie XX wieku. Do tego czasu, począwszy od początku XIX stulecia, kościelna elita "replikowała się" intelektualnie. Idee heretyckie i niebezpieczne były potępiane. Jeśli nawet któryś prałat miał w sobie niewiele nadprzyrodzonej wiary i sympatyzował z wolnomularstwem, nie mógł swych poglądów głosić publicznie, bowiem byłby od razu namierzony przez Święte Officjum i zdjęty z funkcji. W ten sposób bardzo niewielu wrogów doktrynalnych dochodziło do najwyższych urzędów kościelnych. Jednak ich liczba cały czas rosła. Kościół słabł.

Wystarczyło, aby zaledwie jeden człowiek nie widział problemu w odstępstwach doktrynalnych (Jan XXIII) i powołał do kolegjum kardynalskiego osoby podobne do siebie. Błyskawicznie doszło do załamania już podczas wyboru jego następcy, którym został Paweł VI. Ten człowiek konsekwentnie dążył do zmiany odwiecznych zadań Kościoła i zastąpienia ich przez sformułowane przez siebie cele zamykające się w perspektywie doczesnej. Sens istnienia Kurji rzymskiej już wówczas stanął na głowie.

W szczególności stanęła na głowie polityka personalna: najlepszą rekomendacją do awansu w hierarchji kościelnej stało się ... podejrzenie o sympatyzowanie z błędami doktrynalnemi w czasach przedsoborowych. Pion czystości doktrynalnej stał się praktycznie zbędny. Herezja kolegjalizmu i rozwijana autonomja lokalnych episkopatów spowodowała kilka rzeczy. Po pierwsze, system decyzyjny został rozmyty. Problem ten widzimy choćby w listach KEPu. Kiedyś powstawały listy prymasa czy biskupa diecezjalnego - konkretnej osoby. Autor sygnujący dokument był jednoznaczny, przez co osoby opracowujące pismo czuły się za nie odpowiedzialne. Dziś mamy najczęściej listy zespołów lub konferencyj. Kto je przygotowuje? Zapewne młodsi referenci w wolnej chwili pomiędzy nauką gry na gitarze utworu "Barka" a treningiem piłkarskim. Po drugie, centralny ośrodek decyzyjny został osłabiony. Lokalne episkopaty skoncentrowane w teorji na duszpasterstwie znają najlepiej problemy dotykające ludzi z ich kraju. Co gorsza, mogą nawet bezkarnie naginać doktrynę w zakresie moralności, by "pomagać" ludziom.

Posoborowa wielozadaniowość Kościoła z pewnością zwiększyła też kurjalną biurokrację. Pojawiły się nowe zadania: walka o pokój i sprawiedliwość społeczną, nowa ewangelizacja oraz najważniejsze: ekumenizm i dialog międzywyznaniowy. Z czasem ruszyła też "fabryka świętych" i błogosławionych, masowo ogłaszanych zwłaszcza podczas pielgrzymek papieży nowego Kościoła.

No i wreszcie - czynnik ludzki. Ideał Kościoła wojującego został zastąpiony przez Kościół pielgrzymujący. Posoborowy model duszpasterski i osobowościowy zupełnie nie przemówił do mężczyzn. Wcześniejszą surowość i żołnierski dryl miała zastąpić szlachetna prostota, ale jakoś nie wyszło. Mniejsze wymagania dyscyplinarne spowodowały napływ ludzi mniej związanych z doktryną. Karierowicze czy osoby z problemem homoseksualnym zawsze ciągnęły do seminariów. Ale nigdy wcześniej grupy te nie miały tak łatwo z dojściem do święceń i uzyskaniem awansów. Spełniały bowiem w 100 % jedyny warunek serio traktowany jako sito odsiewu w posoborowiu: jakikolwiek brak ciągot do minionych, przedsoborowych czasów. No chyba, że sprowadzały go do przebierania się w koronki i pomponiki.

Prosta, ukształtowana po Soborze Trydenckim, znakomicie zorganizowana struktura zarządzania została rozregulowana. Posiada wciąż z pewnością władzę w wielu aspektach funkcjonowania Kościoła (np. nominacje biskupie), ale czy ma poczucie swej unikalnej misji?! I co kurialiści rozumieją, po tylu latach od antropocentrycznego Soboru Watykańskiego II, pod tem pojęciem ?

Kurja rzymska jest dziś w znacznej części biurokratycznym aparatem służącym posoborowemu ględzeniu. Nie ma w niej zdeklarowanych konserwatystów od czasu powrotu kard. Malcolma Ranjitha na Cejlon. Aktualni członkowie komisji Ecclesia Dei w czasach Benedykta XVI potrafili w ciągu tygodnia wydawać dwie wzajemnie sprzeczne interpretacje, a Antoni kard. Cañizares Llovera, zwany niegdyś „Małym Ratzingerem”, okazał się być kikowym zdrajcą. Papieżowi Benedyktowi XVI nie udało się uporządkować Instytutu Dzieł Religijnych i innych zagadnień objętych aferą „Vatileaks”. Jakkolwiek podchodzę z dużą rezerwą do metod Ojca Świętego Franciszka, nie płakałbym, gdyby wysłał on 3/4 kurjalistów na zieloną trawke, tj. do zadań ewangelizacyjnych w Europie Zachodniej lub innych, bardziej potrzebujących tego terenach. Ale też nie wierzę, by taką decyzję kiedykolwiek skutecznie podjął.

32 komentarze:

  1. "Jeśli nawet któryś prałat miał w sobie niewiele nadprzyrodzonej wiary i sympatyzował z wolnomularstwem, nie mógł swych poglądów głosić publicznie, bowiem byłby od razu namierzony przez Święte Officjum i zdjęty z funkcji."
    Z problemem masonerii w Kościele zetknąłem się próbując zorganizować comiesięczne Msze św. z wystawieniem Relikwii Św. Maksymiliana Marii Kolbe w intencji nawrócenia masonów. Sam kancelrz Kurii pisemnie zakazał tego procederu po interwencji masonó z Francji i Szkocji (wymienionych zresztą z nazwiska).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. o jakim miejscu/mieście mowa? gdzie te wystawienia miały się odbywać? jeśli nie tajemnica :)

      Usuń
  2. Czcigodny Krusejderze
    Nie przypominam sobie kiedy ostatnio czytałem tak syntetyczne a zarazem ostre opracowanie traktujące o współczesnych ziemskich problemach Kościoła Rzymskokatolickiego. Na szczegółowe uwagi jeszcze za wcześnie ale jestem pod wielkim wrażeniem.
    Gratuluję i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Drogi Stary Niedźwiedziu,
      serdecznie dziękuję za komplementy. Dla Ciebie 4:30 to późny wieczór czy wczesny poranek ?

      serdecznie pozdrawiam

      Usuń
  3. Ciekawe, że gdy patrzy się na współczesne skandale homoseksualne czy pedofilskie, to zasadniczo są to księża wyświęceni jeszcze przed soborem - ergo teza że wcześniej dostęp tych ludzi do seminariów był trudniejszy jest błędna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja jej wszakoż nie postawiłem. Wręcz przeciwnie, piszę: "Karierowicze czy osoby z problemem homoseksualnym zawsze ciągnęły do seminariów. Ale nigdy wcześniej grupy te nie miały tak łatwo z dojściem do święceń i uzyskaniem awansów." Przykładem jest x. Marcial Maciel - podlegający karom kościelnym za czasów Piusa XII, wraz z zakazem pracy duszpasterskiej z młodzieżą, uchylonym już w czasach J23

      Usuń
  4. Już w dniu elekcji Franciszka zauważyłem to co Krusejder - jego kandydatura była idealna, a kardynałowie kurialiście wiedzieli, że nie dokona on znacznych reform.

    "Posoborowy model duszpasterski i osobowościowy zupełnie nie przemówił do mężczyzn. Wcześniejszą surowość i żołnierski dryl miała zastąpić szlachetna prostota, ale jakoś nie wyszło." - wydaje mi się, że problem leży gdzie indziej. Nie bez znaczenia jest ogólny kryzys edukacji (pogadaj sobie z przedsoborowym, a posoborowym kapłanem to zrozumiesz rożnicę...), ale ja widziałbym to przede wszystkim w zmianie wizerunku kapłana, który z superbohatera walczącego ze złymi mocami stał się raczej działaczem społecznym i charytatywnym... Opinia mojej nauczycielki, kiedy kolega poszedł do seminarium "zrobił bardzo źle... przecież pracować z ludźmi i im pomagać mógł w inny sposób" jest modelowym twierdzeniem większości katolików. No i oczywiście dochodzi do tego kwestia liturgii - konferansjerem każdy może zostać, msza odarta z sacrum nie ma najmniejszego powołaniowego aspektu. Świadczy o tym liczba powołań w tradycyjnych wspólnotach (ostatnio doszedłem do wniosku, że w pewnym liczącym 30 osób duszpasterstwie co piąty młody mężczyzna usłyszał wezwanie Pana, jest to więcej niż w niejednej liczącej kilka tyś. wiernych posoborowej parafii w ciągu kilkunastu lat).

    OdpowiedzUsuń
  5. Sugeruję jednak pisownię: "kuria", "kurii"

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tak jak wiele innych słów tutaj w tekście. Pisownia wysoce niestosowna z rażącą w oczy ilością 'j' zamiast 'i'.

      Usuń
    2. Pisownia staropolska, więc błędów nie stwierdzam.

      Usuń
  6. Pouczać i krytykować publicznie Ojca Świętego... Tak, to bardzo katolickie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest to obowiązkiem każdego wiernego katolika, anonimowy głupcze.

      Usuń
    2. A nie jest tak, że podstawą Kościoła jest posłuszeństwo? I wiara w to, że decyzja konklawe i późniejsze decyzje papieskie są owocem natchnienia Ducha Świętego?
      A tak odnośnie całego artykułu... Mam wrażenie, że autorowi brakuje pokory - z przyczyn bliżej nieokreślonych przyczyn uznaje, że wie lepiej co było dobre dla Kościoła, kto działał na jego chwałę itd... Myślę, że nikt z nas nie ma takiej wiedzy aby takie jednoznaczne sądy stawiać.

      Usuń
    3. Proponuję Panu przeczytać komentarze pod wpisem http://przedsoborowy.blogspot.com/2013/03/czy-papieza-wybiera-duch-swiety.html Kardynał Ratzinger również nie podzielał wiary, jakoby wybór papieża odbywał się pod natchnieniem Ducha Świętego.

      Usuń
  7. Stare lisy kurialne uznają za "niegroźnego outsidera" członka zakonu jezuitów! Teza wielce oryginalna. Miałaby ona jakąś podstawę, gdybyśmy przyjęli, że obecny papież był i jest też "niegroźnym outsiderem" w łonie własnego zakonu. Może to i prawda, skoro nowy papież zadzwonił na furtę głównej siedziby jezuitów, żeby poprosić do telefonu generała zakonu. Bezpośredniego numeru nie miał! Pan w to wierzy, Czcigodny Krusejderze?!?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojciec Święty Franciszek ma wiele zalet, ale niestety chyba nie dostrzegam u niego niektórych zalet, z których słynął św. Ignacy ...

      Usuń
    2. Być może! Gdybym teraz napisał: „Ale inni obecni członkowie posiadają te zalety”, pewnie by Pan odpisał, że to już nie ten sam zakon, co dawniej. Gdybym zaś napisał: „Ale inni obecni członkowie posiadają te ‘zalety’”, mógłby Pan mi zarzucić powątpiewanie w owe Loyolowe zalety. W tak zdawkowym dialogu byłaby to zbyt daleko idąca komplikacja. W Pańskiej odpowiedzi pobrzmiewa w tle założenie, że z powodu wyboru ich współbrata na papieża jezuici mają satysfakcję, i tylko satysfakcję! Nic więcej mieć nie chcą. Nie mieli i nie mają takiego zamiaru. Pragną jedynie zachować bezwzględne posłuszeństwo Ojcu Świętemu! No, teraz, gdy jest to jezuita, łatwiej im będzie osiągnąć w tej materii doskonałość. Stare lisy kurialne zapewniły sobie spokój i bezpieczeństwo, a stare wilki jezuickie nie zajmują się już marnymi sprawami tego marnego świata. Mówiąc zupełnie inaczej – to, że św. Ignacy od dawna nie żyje, a Ojciec Święty nie posiada zalet założyciela swojego zakonu, ma się nijak do istoty mojego poprzedniego wpisu. Podoba mi się wiele Pańskich poglądów i ujęć, ale uważam, że tym razem Pan spudłował. I to bardzo!!! Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
    3. Pożyjemy, zobaczymy ... Póki co, możemy precyzować swoje stanowiska. Postawa Franciszka jest dość unikalną w Kościele. Współcześni jezuici są zwykle lewicową (by nie rzec: lewacką) awangardą posoborowia. Stąd nie dziwi, że w czasie junty gen. Videli jacyś jezuici byli przez nią zwalczani, aż po likwidację. Myślę zatem, że Papieżowi nie będzie specjalnie po drodze ze swoim zakonem. Może ten pontyfikat przełożyć się na jakieś nominacje i akcje taktyczne, ale nic ponadto. Nieposluszeństwo współczesnych jezuitów Kosciolowi jest tak wielkie, że zakon powinien rozważyć zmiane nazwy na JUDASZYTÓW. Pozdrawiam serdecznie

      Usuń
    4. "Judaszyci"! He, he ... Kiedyś popularne było w Polsce określenie "wyzuwici". Zgadzam się z Panem, że ew. zmiany będą miały charakter taktyczny. Przestawienie zwrotnicy dokonało się znacznie wcześniej. Dziękuję za szczere odpowiedzi! W warunkach ograniczonej prywatności rozmowy jest to pewna wartość i umiejętność. Serdeczności i ... Bouna sera! A przede wszystkim: Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

      Usuń
  8. Słusznie wspomniał Pan o braku konserwatystów w Kurii. JP2 mógł sobie jeździć do Asyżu, pozdrawiać młodzież i brać udział w innych, nierzadko niereligijnych przedsięwzięciach, ale miał Ratzingera w KNW, który wypuszczał a to deklarację "Dominus Iesus", a to inne niepopularne dokumenty o antykoncepcji, seksie i aborcji. Słabością pontyfikatu B16 był właśnie brak kogoś takiego na zapleczu, no, ale B16 sam przecież kształtował politykę kadrową i jest za nią odpowiedzialny. Muller, Llovera, Bertone niestety do pięt nie dorastają B16, ale okazali się dużo lepsi i sprawniejsi w zakulisowych gierkach. Kadry decydują o wszystkimi to stare powiedzenie niestety się sprawdza. Nie rozumiem, czemu tą niespełnioną nadzieję kard Ranjitha przeniesiono - niczym kard. Dziwisza - do rodzimej metropolii.
    Pozdrawiam,
    Merlot

    OdpowiedzUsuń
  9. Szanowny Krusejderze. Jak zwykle Twoje przemyślenia zwięźle i trafnie oddają sens poruszanego tematu. Mam jednak jedną uwagę, skoro sam Franciszek stwierdził, że jest tylko biskupem Rzymu, czyż nie należy Go tak tytułować? Nie Papież, nie Ojciec Święty tylko biskup Rzymu. Pod linkiem http://gazetawarszawska.com/2013/03/29/kard-siri-prosi-boga-o-przebaczenie/ można przeczytać, co powiedział Kard. Siri na temat konklawe. Można też wiele wyszperać w internecie na temat SWII i innych znaczących wydarzeń w KK. Zresztą, kto chce ten znajdzie.
    Czy wobec wszystkich poznawalnych "owoców" można zaryzykować stwierdzenie, że od śmierci papieża Piusa XII Tron Piotrowy jest pusty? Także dzisiaj?
    Z Panem Bogiem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szanowny Catolicusie, nie jest mi znana wypowiedź Franciszka, w której stwierdziłby on, że jest "tylko biskupem Rzymu" i zrezygnowałby z innych, tradycyjnych tytułow. Znam co najwyżej jedną wypowiedź, w której nazwał się biskupem Rzymu. Nie wyciągaj z tego proszę pochopnych wniosków.
      Co so sprawy kard. Siriego, to póki co traktuję tę sprawę jako piękną romantyczną legendę, którą na swój sposób przedstawił też J. Raspeil w "Pierścieniu rybaka".
      Teza o wakacie Stolicy Świętej od 1958 jest bardzo ryzykowna, ale i tak mniej, niż podążanie za doktryną Kościoła Posoborowego.
      Pozdrowienia

      Usuń
    2. e tam, papiez sam zauwazyl np., ze przysluguje mu tytul Pontifexa i wyjasnial jak chce realizowac to, co w tym tytule sie zawiera. Poza tym: wszystkie dokumenty mowia o Biskupie Rzymskim, papiez, Ojciec sw. itp. padaja dosyc rzadko. Czepianie sie i tyle. Przeciez nie bedzie mowil o sobie Ojciec swiety, bo to do niego maja sie tak zwracac.

      Usuń
  10. Hop, Hop, wołam z posoborowia. Bardzo wnikliwy tekst, nie wzbudza we mnie wrogości jak wiele innych agresywnych apologii Tradycji, bo przebija z niego intencja dochodzenia do prawdy. Bardzo mnie ujął Pan nie spotkanym przeze mnie u Tradycjonalistów wcześniej przyznaniem, że kryzys zaczął się przed soborem (a sobór był jedynie odpowiedzią, może nieudolną, owszem, może sam był owocem kryzysu - ja tu mogę dyskutować, chociaż pewnie nasze konkluzje by się nie pokryły). Z nadzieją, że trochę Pana „zmiękczę”, idąc za pańskim odnośnikiem do informacji o intrydze w kurii mającej na celu wydarcie od BXVI zgody na liturgię Neokatechumenatu (ja jestem szeregowym neonem) zwrócę uwagę, iż na środę 18 kwietnia 2012 w porządku sesji Kongregacji Doktryny Wiary ujęta była sprawa liturgii neońskiej, ale spadła. Dlaczego? Bo spadał inny punkt porządku obrad tj. przyjęcie pozytywnej, jak miano nadzieję odpowiedzi Bractwa na preambułę doktrynalną, której pojawienie się zapowiadano od tygodni. Po prostu miał się odbyć handel wymienny – Tradycjonaliści mieli dostać w prezencie za uległość skasowanie liturgii neońskiej. Czy mogę mieć więc zaufanie, że „moja” sprawa będzie rozpatrywana obiektywnie, w duchu prawdy i miłości (piszę patetycznie, bo mnie, znudzonego liturgią niedzielną z okazji rodzinnych ateistę eucharystia neokatechumenatu po prostu wstrząsnęła - tak spotkał mnie w niej Bóg, jak i wy Go spotykacie, i co na to poradzę?)? Jeżeli Rzym, tak jak Pan uważa liturgię neońską za niegodziwą, to nie powinien uzależniać swojej dla niej (dez)aprobaty od innych, nawet ważnych tematów. Otóż zmierzam do tego, że wszyscy wobec Kościoła zawiniliśmy, i ci, którzy chcieli podstępem wyrwać zgodę na liturgię neokatechumenalną, i ci, którzy w imię jakichś innych spraw chcieli ją przy okazji zabić. Intencje pewnie po obu stronach dobre, metody niegodziwe. Czy takie wspólne wyznanie winy mogłoby być punktem wyjścia do spokojnego porozmawiania, jak mamy dalej żyć razem w Kościele? Mógłbym wzmocnić ten znak zapytania pragmatycznym argumentem, „że jak się w Kościele nie dogadamy, to nas razem ugotują”, ale przecież taka motywacja nie byłaby godziwa. Może na nic innego nie zasługujemy, niż grillowanie przez wiadomo kogo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Serdecznie dziękuję za bardzo ciekawy komentarz, postaram się zgłębić sprawę zgody na liturgję neońsko-katolicką, choćby na własny użytek. Być może spotykał Pan wyłącznie opinje tradycjonalistów twierdzących, że zło w Kościele zaczęło się od V2, ale wbrew pozorom moja opinja nie jest tu tak unikalną.
      Pozdrowienia

      Usuń
  11. ...o gdybym dozyl kiedys tej pociechy, zeby takie dyskusje trafily pod proboszczowskie strzechy ... ale gdzie tam ... historia kolem sie toczy. Z drugiej strony, warto by przesledzic publicznie problemy I Soboru a mianowicie tego jerozolimskiego (zob. - a raczej posluchaj, jesli znasz j. wloski - G. Ravasi, Atti dgli Apostoli), sprzecznosci, odlamy, frakcje; judeo-chrzescijanie (jak i dlaczego zginal Ap. Jakub filo judeo-chrzescijanin)? Nic nowego pod sloncem, jak mawial Kohelet! Zatem, za Sw. Benedyktem: "Ora et labora!!!"

    OdpowiedzUsuń
  12. Krusejderze co o tym myślisz? http://www.youtube.com/watch?v=jd5CBvpYd2I

    OdpowiedzUsuń
  13. Witam:-)
    Jak to w końcu jest z tym sedewakantyzmem, bo np. na Frondzie, a w końcu to portal konserwatywnych katolików, uważa się Was za schizmatyków i odszczepieńców, ponieważ nie uznajecie zwierzchnictwa papiezy posoborowych?

    Dyskutowałem u nich na forum na temat Freuda i psychoanalizy, powołując się na przykład ks. Ramy Coomaraswamy'ego, który częściowo stanął w obronie psychoanalizy Freuda. Chodziło o to, że ojciec prof. Posacki dostrzega zagrożenia duchowe u Freuda, a ks. Coomaraswamy - nie.
    Dostałem odpowiedź, że "cytowanie schizmatyka by polemizować z katolickim duchownym to mało fortunny pomysł". O co tu własciwie chodzi?

    Przepraszam, że problem nie jest związany bezpośrednio z wątkiem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Konserwatywni katolicy zajmują różne stanowiska względem hipotezy sedewakantyzmu. Jedni uznają ją za schizmę, inni za błąd teologiczny, jeszcze inni za dopuszczalną postawę katolicką a wreszcie są i tacy, którzy za nią podążają.
      Osobiście uznaję sedewakantyzm za błąd teologiczny, natomiast sedeprywacjonizm za dopuszczalną postawę katolicką.

      Usuń
  14. Czekam na kolejny wpis traktujący o kulisach neo-Eucharystii;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za zachętę, ale nie jestem ekspertem w sprawach neo. Wolę nie pisać o rzeczach, na których się nie znam.

      Pozdrowienia

      Usuń
  15. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń