Pierwszem, zupełnie lekceważonem zagadnieniem jest kwestja wolnych sobót, o której pisałem jakiś czas temu:
w dawnych czasach przedłużano sobie cotygodniowy odpoczynek. Historja zapamiętała to w różnych kontekstach. W Polsce – pejoratywnie, pod hasłem „szewskiego poniedziałku”, a więc dnia, w którym kontynuowano picie na umór. Ale Anglosasi znają go jako „święty poniedziałek”, tradycyjny dzień absencyj, znany i tolerowany przynajmniej od czasów industrializacji.
Czy jest jakaś różnica między weekendem składającym się z soboty i niedzieli a weekendem obejmującym niedzielę i poniedziałek ?
Myślę, że tak. Układ aktualnie stosowany powoduje, że to sobota stała się ulubionym dniem tygodnia większości ludzi. Bowiem jest to pierwszy dzień odpoczynku, podczas gdy niedziela to już oczekiwanie na powrót do kieratu. Sporo ludzi spędza weekend w następujący sposób: w piątek wieczorem impreza (bynajmniej niezgodna z pokutną naturą piątku, którą powinniśmy szanować!), w sobotę – odsypianie szaleństwa, w niedzielę: załatwianie spraw zalegających przez cały tydzień. Albo nieco inaczej: w piątek spotkanie ze znajomymi, bo dzięki temu można później udać się na odpoczynek. Tu trudniej o grzech, ale wciąż dość łatwo o niezachowanie postu piątkowego. Prawda, że gdyby weekend obejmował nie szabat, lecz święty poniedziałek, nie doszłoby do wielu grzechów ?
Ale drugą podstawą wspierającą procesy laicyzacyjne jest sama religja posoborowa. Jej antropocentryczny wymiar ("wspólnotowość" widoczna choćby w nowych rytach sakramentów i w samej Mszy) spycha Boga na dalszy plan. Skoro nie jest On najważniejszy nawet w trakcie liturgji, to tem mniejsza szansa, iż będzie najważniejszy poza nią, w codziennem życiu.
KEPscy nie wpoili w naszą naturę pokory wobec Boga ani ducha pokuty. Te aspekty katolicyzmu są niemal nieobecne u współczesnych ludzi, w tem u niżej podpisanego. Ale receptą na tę diagnozę nie jest kapitulacja, lecz walka. Oczekiwałbym zatem od biskupów starań o przywrócenie piątkowi jego właściwego wymiaru. Tymczasem nic takiego się nie dzieje. Od przynajmniej dwudziestu pięciu lat nie mówiło się w kościołach o konieczności powstrzymania się od zabaw w ten dzień. Analogicznie jest z postem bezmięsnym. Wielu praktykujących katolików nie wie o istnieniu takiego obowiązku, a zatem nie przestrzega go. Mogę przyjąć zakład o butelkę dobrej whisky, że KEPscy przed 2020 r. zniosą posty piątkowe kierując się "względami praktycznymi".
Ktoś może zapytać: czy te przepisy są w ogóle istotne? "Nikt ci nie broni pościć, nikt cię nie wyciąga do dyskoteki, nikt za ciebie nie wypije pięciu piw". Przed wiadomym (anty)Soborem powoływaliśmy się chętnie na św. Tomasza z Akwinu, wskazującego, że dwa byty idealne, a więc państwo i Kościół, powinny współpracować w jednym, najistotniejszym celu, którym jest doprowadzanie dusz do zbawienia. Herezja wolności religijnej w państwach katolickich przeciwstawia się udziałowi państwa w tej misji, do czego już się jakoś dostosowaliśmy w ostatnim półwieczu. Jednak teraz pojawia się jej jakby dopełnienie: również i Kościół porzuca, redukuje swą misję wspierania człowieka w jego dążeniu do nieba.
Demon Soboru Watykańskiego II coraz głośniej podpowiada swoim wyznawcom aksjomat nowej religji. W wersji konserwatywnej brzmi on: "wszyscy dobrzy ludzie pójdą do nieba", a w wersji liberalnej: "wszyscy pójdą do nieba". Skoro tak, to można spokojnie zaorać upierdliwych tradycjonalistów i potem odpocząć po ciężkiej pracy ... Choćby i w darkroomie ...
Czcigodny Krusejderze
OdpowiedzUsuńO celowości przestrzegania postów obowiązujących w innej niż moja religii nie będę się rzecz jasna wypowiadać. Ale pozwolę sobie zauważyć że samo powstrzymanie się od spożywania mięsa nie załatwia sprawy.
Każdy z nas zna przykłady gargantuicznego obżarstwa w trakcie wieczerzy wigilijnej, formalnie postnej. Po której umysły uczestników zaprzątają inne sprawy niż stajenka w Betlejem. A z drugiej strony mój kolega spędził kiedyś Wigilię z rodziną lapońską. Menu obejmowało dzwonko śledzia, talerz zupy gulaszowej z renifera, szklaneczkę ponczu, kawałek ciasta i owoce. Gdy wracał do swojej kwatery, stwierdził że po raz pierwszy od lat jest w ten dzień najedzony ale nie objedzony czy wręcz przejedzony a myśli same biegną ku Nowonarodzonemu. Czyli umiar i zachowanie właściwej proporcji miedzy rozkoszami stołu a składową duchową jest co najmniej tak samo ważny (a moim zdaniem znacznie ważniejszy) niż formalne wyeliminowanie w jakiś szczególny dzień z menu mięsa kręgowców wyższych niż ryby.
Pozdrawiam serdecznie.
Errata
UsuńPowinno być "w innym niż moje wyznaniu" a nie "w innej niż moja religii". pr4zepraszam za głupi błąd.
Aby opisać rzeczywistość współczesnego polskiego ( i nie tylko; tego „dewizowego” też ) katolicyzmu potrzebny byłby jakiś Bareja od religii. Niestety, ktoś taki raczej nie istnieje. Małe są więc szanse na uleczenie albo przynajmniej uzdrawiający opis tej schizofrenii. Owce muszą się nauczyć maszerować w tym samym momencie i w lewo, i w prawo. Inaczej wypadną z trasy. Ha, ha, ha! Ależ psychiatrzy się obłowią!
OdpowiedzUsuńPorównanie - pozornie niemające związku z tematem poruszonym przez Krusejdera - dwóch wersji fragmentu z Księgi Barucha:
OdpowiedzUsuńBaruch 5,3
Tysiąclatka
„Albowiem Bóg chce pokazać wspaniałość twoją wszystkiemu, co jest pod niebem.”
Biblia Wujka
„Bo ukaże Bóg jasność swą na tobie każdemu, który pod niebem jest.”
Widać wyraźnie, o ukazanie czyjej wspaniałości ( jasności ) chodzi dziś. Zrzućmy więc kajdany i zacznijmy kręcić i świecić tyłkami w piątkowe wieczory, aby "wszystko, co jest pod niebem" zobaczyło naszą wspaniałość. To jest nasze nowe powołanie, które rodzi się z Nowej Ewangelizacji. A to, że powyższe wersje Barucha 5,3 - delikatnie mówiąc - kłócą się ze sobą, to tym gorzej dla wersji. Dla której wersji? Finalnie dla obu!!!
Także w Nova Vulgata jest "tuum", gdy w klementyńskiej jest "suum", a to m.in. z tej drugiej korzystał ks. Wujek. Pytanie, czy zmiana ta wynikła z innej interpretacji oryginału, czy ze skorzystania z innego źródła.
UsuńCor Cogitans
Dobry wieczór!
OdpowiedzUsuńW imię "ulżenia" katolikom, "umęczonym" teraz już sfałszowanym przykazaniem kościelnym, można było zastosować jedną z dwóch metod:
1. Doprecyzować, że zakaz nie dotyczy imprez jednorazowych (np. przyjęć z okazji chrztu) lub występujących raz do roku (np. urodzin), zwłaszcza w przypadku imprez domowych (organizowanych samodzielnie).
2. Zastosować "dyspensę generalną" dla uczestników w/w rodzajów imprez.
Zapewne chodzi o coś innego, o coś ważniejszego. Być może mamy do czynienia ze skutkiem lobbingu (być może nawet przekupstwa) ze strony (koś z) branży rozrywkowej. Jeszcze jeden dzień imprez "na całego" może być "wart grzechu" - np. przekupstwa. Do tego mogły również dojść naciski ze strony rządowej - coś w rodzaju handlu wymiennego: "Dostaniecie odpis podatkowy, jeśli dopuścicie imprezowanie w piątki." Od imprez są podatki, od napojów (zwłaszcza wyskokowych) są podatki - w tym akcyza (szczególnie korzystna dla finansów państwowych). Rząd "kościelny odpis" od podatku dochodowego od osób fizycznych zapełni zyskami podatkowymi od piątkowego imprezowania, a może nawet na tym zarobi.
Biskupi stracą szacunek (być może również do samych siebie) - ale mogą to przeoczyć, gdy będą zajęci liczeniem pieniążków - czyli czynnością podobną do liczenia srebrników przez Judasza. Wtedy srebrników było 30, więc liczenie poszło szybko. Teraz "srebrników" będzie więcej - nie tylko dlatego, że polskojęzyczny epidiaskop jest dość liczny. Judasz przynajmniej okazał wyrzuty sumienia, wieszając się. Ale który biskup wybrałby się do Jerozolimy, żeby akurat tam dramatycznie zademonstrować swe wyrzuty sumienia?
Wyjdzie na to, że jedni ludzie będą się spowiadać ze zjedzenia w piątek pajdy chleba ze smalcem (nawet wtedy, gdy w lodówce był tylko smalec), zaś inni będą w piątki imprezować "z czystym sumieniem" - z sumieniem pozbawionym szacunku dla Pana Jezusa, z sumieniem zakłamanym przez zachowanie tych, którzy kolegialnie pozwolili na lekceważenie Krzyżowej Ofiary Pana Jezusa.
Katolicy z Polski powinni zdecydowanie zareagować na ten akt publicznej zdrady. Jednym z rodzajów reakcji mogłoby być masowe powstrzymywanie się od odpisów podatkowych na rzecz posoborowego neokościoła w Polsce - zgodnie z okrzykiem: "Takiego wała!".