Przeglądałem sobie kiedyś z nudów „almanach prezydencki”, by przeczytać w nim, że koncepcja weekendu składającego się z soboty i niedzieli narodziła się w Stanach Zjednoczonych, gdzie związki zawodowe dostrzegały, że żydowscy pracownicy brali sobie wolne w sobotę, by święcić szabat. Można zatem rzec, że koncepcja ta ma podłoże ekumeniczne, czy też może ściślej – międzyreligijne.
Wcześniej w naszej cywilizacji dominował model sześciodniowego tygodnia pracy, w którym wolny dla większości ludzi był tylko dzień święty – niedziela. To oczywiście pewne uproszczenie, bo my, katolicy, mieliśmy bardzo wiele świąt nakazanych, w które się również nie pracowało. Ale i w dawnych czasach przedłużano sobie cotygodniowy odpoczynek. Historja zapamiętała to w różnych kontekstach. W Polsce – pejoratywnie, pod hasłem „szewskiego poniedziałku”, a więc dnia, w którym kontynuowano picie na umór. Ale Anglosasi znają go jako „święty poniedziałek”, tradycyjny dzień absencyj, znany i tolerowany przynajmniej od czasów industrializacji.
Czy jest jakaś różnica między weekendem składającym się z soboty i niedzieli a weekendem obejmującym niedzielę i poniedziałek ?
Myślę, że tak. Układ aktualnie stosowany powoduje, że to sobota stała się ulubionym dniem tygodnia większości ludzi. Bowiem jest to pierwszy dzień odpoczynku, podczas gdy niedziela to już oczekiwanie na powrót do kieratu. Sporo ludzi spędza weekend w następujący sposób: w piątek wieczorem impreza (bynajmniej niezgodna z pokutną naturą piątku, którą powinniśmy szanować!), w sobotę – odsypianie szaleństwa, w niedzielę: załatwianie spraw zalegających przez cały tydzień. Albo nieco inaczej: w piątek spotkanie ze znajomymi, bo dzięki temu można później udać się na odpoczynek. Tu trudniej o grzech, ale wciąż dość łatwo o niezachowanie postu piątkowego. Prawda, że gdyby weekend obejmował nie szabat, lecz święty poniedziałek, nie doszłoby do wielu grzechów ?
Obecny kształt weekendu ma jeszcze jedną wadę: mało kto pośród chrześcijan pamięta, że niedziela jest pierwszym dniem tygodnia. Przyjął się model kalendarzy pokazujący ją jako dzień ostatni, co nie jest przecież zgodne z naszą „judeochrześcijańską” tradycją.
Niedziela rozpłynęła się w weekendzie. Nie można na same zmiany posoborowe i nudę liturgji zdeformowanej zrzucać faktu, że katolicy przestali w XX wieku czcić swój dzień święty. Człowiek, wskutek dobrobytu, jakże często iluzorycznego, bo osiąganego na kredyt indywidualny lub państwowy („dług publiczny”) uznał, że wszystkie dobra materjalne zawdzięcza pracy swych rąk. Jak bardzo wzrosła pycha ludzka, skoro sto lat temu ludzie byli znacznie bardziej skłonni, by poświęcić Panu Bogu 2-3 godziny ze swojego jedynego dnia wolnego w tygodniu ? Jak ocenić zachowanie współczesnych, dla których czas o połowę krótszy dla Boga w dwa wolne dnie to zdecydowanie za wiele ?!
Co do mnie samego, najchętniej zrezygnowałbym z weekendów. Gdybym miał alternatywę „zrezygnuj z wolnych sobót a dostaniesz 30 lub więcej dodatkowych dni urlopu” na pewno bym z niej skorzystał, wykorzystując ten czas na inny projekt zawodowy lub hobbystyczny bądź oczywiście na rodzinny wypoczynek.
Choć argumenty są często słuszne, to jednak zdaje się, że trochę dramatyzujesz. Argumentując w twój sposób, dochodzi się do wniosku, że gdyby sugerowany niedzielno-poniedziałkowy model był istniejącym, to ludzie piliby w sobotę a w niedzielę przychodziliby na wpół pijani (bądź skacowani) do kościoła na Mszę. Też chyba nie lepsza to by była sytuacja.
OdpowiedzUsuńSobota to w wielu domach czas przygotowania na niedzielę - dzień porządków w domu, "pastowania butów" na niedzielę, etc. I goście raczej w dzień świąteczny przychodzą.
Czcigodny Krusejderze
OdpowiedzUsuńW kręgu umownie zwanym cywilizacją białego człowieka jak dla mnie ostoją tradycji święcenia dnia świętego jest tak zwana "Ameryka parterowa" czyli wnętrze tego kraju. Tam jeszcze nie przyjął się schemat iż człowiek "światły" i "postępowy" obowiązkowo musi być narkomanem, kryptokomunistą lub pederastą (a najczęściej mieszać te "cnoty"). Ludziska po niedzielnym śniadaniu jadą do jakiegoś chrześcijańskiego kościoła i uczestniczą w liturgii. Ta ostatnia być może zaskoczyłaby Cię swoją formą ale na pewno wierni traktują to bardziej serio niż średnia ogólnopolska.
Pozdrawiam nieco melancholijnie.
Jestem ZA poniedziałkie, same plusy (dla katolika). Można pójśc tezw drugą stronę - rozszerzyć ekumenicznie weekend o piatek. Wtedy grzeszne balangi katolików w piątek przesunęłyby się na czwartek.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.