wtorek, 7 marca 2017

35 lat od Deklaracji monachijskiej

25 lutego 1982 r. wietnamski arcybiskup Piotr Marcin Ngô Đình Thục podczas celebracji Mszy pontyfikalnej w Monachium ogłosił wakat Stolicy Piotrowej, wskazując na błędy doktrynalne religii posoborowej wynikające z: modernizmu, fałszywego ekumenizmu, kultu człowieka, wolności religijnej i braku potępiania przez posoborową hierarchię osób prezentujących nauczanie niezgodne z tradycyjną doktryną Kościoła katolickiego. Zdaniem Arcybiskupa zachodziła sprzeczność między pozornie dobrym stanem Kościoła kierowanego przez Jana Pawła II, cieszącym się wielką liczbą wiernych, uczestniczących w Nowej Mszy oraz korzystających z Nowych Sakramentów, a faktycznym stanem wiary na świecie. Arcybiskup Thuc uważał, że posoborowa protestantyzacja Kościoła, widoczna zwłaszcza w Novus Ordo, nie może podobać się Bogu.



Trudno zakwestionować obserwacje, które stoją u podstaw stanowiska, jakie przyjął wietnamski hierarcha. Mogę raczej powiedzieć, że są one dziś znacznie bardziej aktualne i prawdziwe. Stan Kościoła posoborowego jest obecnie bez porównania gorszy niż AD 1982. Nikt już dziś nie bredzi o "nowej wiośnie Kościoła", wszyscy dostrzegają wszechogarniający kryzys, w jakim ów się pogrąża. Ciężko byłoby dostrzec dobrą kondycję posoborowia w jakimkolwiek jego aspekcie. Zwłaszcza, że lider wspólnoty znany pod imieniem Franciszka spędza większość czasu na demolowaniu i szkalowaniu katolicyzmu oraz podkopywaniu resztek fundamentów cywilizacji chrześcijańskiej.

Paweł VI zmasakrował liturgię i rozpoczął destrukcję dogmatyki. Jan Paweł II dzielnie mu sekundował w obu tych obszarach, lecz przynajmniej stworzył tradycjonalistyczny skansen relatywnie wolny od większości chorób współczesnego Kościoła. Franciszek może poszerzyć ów oficjalny rezerwat o Bractwo św. Piusa X, ale równocześnie dokonuje destrukcji moralności katolickiej, w praktyce unieważniając nauczanie o małżeństwie oraz wykreślając szóste i dziewiąte przykazania Boże. W ten sposób wszystkie zarzuty arcybiskupa Thuca wypowiedziane w 1982 r., zostały ostatecznie zmaterializowane.

Jak doskonale pamiętamy, Ojciec Święty Benedykt XVI chciał naprawić posoborowie. Liczył, że nominalne równouprawnienie tradycyjnej Mszy z NOMem, zmiany wizerunkowe oraz rozmaite, powoli, lecz systematycznie wprowadzane korekty doktrynalne dadzą dobre efekty. Niestety, jego dobroć i dobrotliwość były bez skrupułów wykorzystywane przez karierowiczów i wrogów.

Jak to się skończyło? Karierowicze obciążali szefa odpowiedzialnością za swoją niekompetencje (np. sprawa "negacjonisty" holocaustu, biskupa Williamsona), a wrogowie nie ustawali w knowaniach. Niejasna i niewyjaśniona sprawa rezygnacji Papieża pokazuje poprzez owoce ich działań, kto był skuteczniejszy.

"Reforma reformy liturgicznej" była martwa niestety jeszcze za czasów panowania Benedykta XVI. Powiedzmy zresztą szczerze: papieżowi zabrakło w tej sprawie konsekwencji. Wydał prawo, ale sam nie odprawił publicznie Mszy w rycie klasycznym. Nie awansował w hierarchii wyłącznie duchownych celebrujących w obu formach rytu rzymskiego. Nie zsyłał wrogów swoich reform do Ketchikan na Alasce i w inne równie malownicze miejsca.

Wniosek stąd jest brutalny: miejscem posoborowia jest śmietnik i może je tam wysłać jedynie papież - zdeterminowany, mądry i ... bezwzględny. Sobór watykański II to dziś przeżytek i dobrze, że wymarło lub wymiera dziś pokolenie hierarchów emocjonalnie przywiązanych do owej hucpy. To być może nasza jedyna szansa.

W dzisiejszych czasach widać, że tradycyjni katolicy mają alternatywę pomiędzy przeczekaniem Franciszka, a hipotezami sedewakantystycznymi (sedewakantyzmem oraz sedeprywacjonizmem). Na dłuższą metę nie da się już stosować podejścia indultowego lub lefebrystycznego, polegającego na tolerowaniu modernistycznej hierarchii. Religie posoborowa i katolicka mają coraz mniej punktów wspólnych. Arcybiskup Lefebvre zdefiniował postawę, której zasadniczo trzyma się do dziś FSSPX, ufając, że czas kryzysu Kościoła będzie relatywnie krótki.

Podstawowym problemem praktycznym związanym z hipotezą sedewakantystyczną arcybiskupa Thuca jest niemożność powrotu prawowitej hierarchii katolickiej na Watykan. Sedewakantyści twierdzą: nie ma papieża od dziesięcioleci, nie żyją już kardynałowie mianowani przez prawowitych papieży, zatem nie da się wyjść z tej sytuacji, no chyba, że w jakiś cudowny sposób. Sedewakantyzm mógłby być traktowany jako akceptowalna hipoteza teologiczna tylko w czasach ostatecznych, w przededniu końca świata.

Nie dziwmy się zatem, że w rozmaitych kręgach konserwatywnych są aż tak popularne rozmaite prywatne objawienia, sugerujące jakoby ów koniec świata był już bardzo nieodległy. Myślę, że nie powinniśmy dawać im wiary i czynić z nich części światopoglądu. Każdy katolik powinien żyć tak, jakby jego koniec świata - koniec życia ziemskiego - miał nastąpić za chwilę.

Z uwagi na wszystkie przedłożone powyżej argumenty powstrzymuję się - póki co - przed uznaniem wakatu Stolicy Piotrowej. Ale doskonale rozumiem i nie ośmielam się potępiać tych, którzy wysnuwają już dziś bardziej radykalne wnioski. Nie zdziwię się, jeśli za kilka lat liderami nowej fali sedewakantyzmu będą prominentni hierarchowie dzisiejszej frakcji konserwatywnej Kościoła Posoborowego, związani z Nadzwyczajną Formą Rytu Rzymskiego (przychylni Mszy trydenckiej).

Zaczęliśmy od Arcybiskupa Piotra Marcina Ngô Đình Thụca i na nim skończmy. Uważam, że niezależnie od rozmaitych poważnych błędów, jakie wietnamski hierarcha popełniał (np. deklarując sedewakantyzm i wycofując się z tego, czy też udzielając święceń biskupich zdecydowanie zbyt wielkiej liczbie kandydatów, także ... starokatolików), należy mu się wielka wdzięczność i szacunek za podejmowane starania na rzecz uratowania katolicyzmu, za walkę z modernistami na miarę swej wiedzy i posiadanych - jakże skromnych - zasobów. Katolicyzm jest religią, w której przede wszystkim oceniamy intencje.

Bóg zapłać!

9 komentarzy:

  1. Czuwajmy i módlmy się!

    Polecam wykład bp. Williamsona o kryzysie naszej cywilizacji i Kościoła: https://www.youtube.com/watch?v=vpFVTwukreg

    OdpowiedzUsuń
  2. Polecam wykład bpa Sanborna: https://www.youtube.com/watch?v=uEoU31gcTRI

    OdpowiedzUsuń
  3. "Jak doskonale pamiętamy, Ojciec Święty Benedykt XVI chciał naprawić posoborowie. Liczył, że nominalne równouprawnienie tradycyjnej Mszy z NOMem"

    Ach, cóż to było za zrównanie! To było chwilowe ożywienie złudzeń. Nic ponadto. Ileż razy można zwracać uwagę na sposób przywrócenia tradycyjnej Mszy, który z góry przesądzał o wyniku. To, że tęgie tradycjonalistyczne głowy nie pisały o tym od początku ( ani potem ) pokazuje, jakie granice zostały postawione zwykłej spostrzegawczości. Cały ten cyrk z "ujawnieniem" trzeciej tajemnicy fatimskiej, "uwolnieniem" Mszy, elastyczności w stosunku do przykazań, przykładaniem ręki do narażania życia, zdrowia i tradycyjnych warunków życia chrześcijan w Europie i mnóstwo innych smaczków ( jak usunięcie przywódcy Zakonu Kawalerów Maltańskich, wiem, wiem, sam ustąpił ) - więcej nie chce mi się pisać - pokazuje nie tylko arogancję najważniejszych hierarchów Kościoła, ale i to, że to nie są nasi przyjaciele. Delikatnie i w skrócie mówiąc, bo robi mi się niedobrze, gdy na potrzeby tego wpisu przypominam sobie te i inne rzeczy. Żałuję, że zacząłem pisać, bo muszę urwać. Bo już nie mogę patrzeć na to wszystko, co obraża nas wierzących, a także kandydatów na wierzących, którzy nie potrafią wyrzec się fundamentów przytomności umysłu. A pewnie niejeden z nich chciałby Boga i Prawdę w Kościele znaleźć.
    Marek

    OdpowiedzUsuń
  4. Szanowni Państwo Tradycjonaliści, czy nie wydaje się Państwu, że grypy tradycjonalistyczne rozczłonkowują i dzielą się niczym wspólnoty protestanckie? Lefebryści trzymają się wciąż jako tako w całości, bo nie negują legitymacji papieża do sprawowania urzędu. Z pozdrowieniami,konserwatywno-postępowy katolik

    OdpowiedzUsuń
  5. Ojciec Bergoglio jest pełen pychy i nadmiernej pewności siebie. Jego kres nadejdzie, gdy przepełniony tymi antycnotami ośmieli się postawić warunki samemu Panu Bogu. Czekajmy cierpliwie i módlmy się, aby Kościół przetrwał to doświadczenie. Ciąg dalszy w rękach Boga.

    OdpowiedzUsuń
  6. Zalecałbym ostrożność w wychwalaniu Ratzingera-o ile się nie mylę, należał do awangardy moderny podczas soboru. Tępił JE Marcela Lefebvre. Podobnie Wojtyła-niby konserwatysta (dla lewactwa każdy kto neguje aborcję to konserwatysta), a zamiast zwalczać heretyków, zboczeńców i apostatów ekskomunikował Obrońców Wiary.

    OdpowiedzUsuń
  7. A od kiedy to heretyków, zboczeńców i apostatów się zwalcza? Chyba raczej należy pokazać im (nie wmusić) właściwą drogę.

    OdpowiedzUsuń
  8. A od kiedy to zwalcza się w postaci ekskomuniki Obrońców Wiary? Może im należało tylko pokazać właściwą drogę? Chłopie, albo jesteś prawdziwym katolikiem i wiesz,że z herezjami się walczy, albo tkwisz mentalnie w posoborowym rozmydleniu i filozofujesz, opierając się na mikroskopijnym wycinku historii Kościoła. Konserwatywno-postępowy to bełkot. Albo jedno, albo drugie, to nie sklep, że wybierasz sobie precle a dziękujesz za kanapkę.

    OdpowiedzUsuń
  9. Jeśli chcesz wobec pedofilów stosować tylko wskazywanie drogi, zastanów się nad sobą. Wycinać to dziadostwo, wypalać żelazem, degradować i do więzienia, itd.
    A jeśli ktoś (heretycy,apostaci) majstruje przy wierze, prowadząc dusze na manowce-to czy istnieje gorsza zbrodnia w sensie perspektywy wieczności niż pozbawianie kogoś drogowskazu do nieba? Tu nie ma miejsca na herezję ekumenizmu, czyli nasiadówy i ''dialogowanie''. Jezus nie dialogował, nie debatował w stylu ''szukania kompromisu''-tylko szedł z jedyną słuszną Prawdą.

    OdpowiedzUsuń