wtorek, 3 lutego 2015

KEPscy przekrecają Franciszka

W dwóch ostatnich dniach sporą karierę zrobił obrazek zamieszczony na fejsbukowych stronach KEPu



Zapodana intencja ewangelizacyjna Franciszka jest taka, że tylko ... szykować taczki i wywozić go poza Spiżową Bramę. Tego zdania nie da się obronić, dokładnie tak jak niedawno przypisywanej mu wypowiedzi, według której rodzina powinna mieć nie więcej niż troje dzieci.

Na szczęście Franciszek również tych słów NIE POWIEDZIAŁ. Poprosił o modlitwę W PODOBNIE BRZMIĄCEJ INTENCJI:

Aby małżonkowie żyjący w separacji znaleźli wsparcie w chrześcijańskiej wspólnocie.


I to zdanie można już uzasadnić doktryną katolicką. Separacja jest formułą dopuszczalną przez Kościół, nawet jeśli wskutek problemów i błędów ma ona trwać do końca życia małżonków. Żółte światło się zapala na dźwięk słów "wspólnota chrześcijańska", ale powiedzmy, że otwartej herezji tu nie ma.

Intencje misyjne na rok 2015 można porównać w różnych językach - angielskim, hiszpańskim na przykład na tej stronie. I chyba niezależnie od powyżej stwierdzonego przekłamania KEPu warto będzie na przyszłość weryfikować, czy lepiej modlić się "według intencji Papieża" i wspierać coś bardzo wątpliwego, czy powstrzymać się od uzyskania odpustu zupełnego. A może najlepiej pozostać na "wyższym poziomie ogólności" i nie czytać ani nie słuchać niczego powiązanego z Franciszkiem ?

Swoją drogą, do czego to doszło, że Młot Na Posoborowie ponownie wchodzi w rolę Christianitas i tłumaczy, że "car jest dobry, tylko urzędnicy źli" ?!

11 komentarzy:

  1. http://thewildvoice.org/what-bible-really-said-pope-francis-about-atheists/#Words

    OdpowiedzUsuń
  2. Czcigodnu Krusejderze,

    A może KEP planuje jakąś frondę (bardzo proszę o skojarzenia bardziej historyczne - Francja - a nie internetowe - portal) przeciwko papieżowi przed nadchodzącym synodem i celowo robi go heretykiem?

    Pozdrawiam,
    WK

    OdpowiedzUsuń
  3. 1.

    Związanemu z "Ojcem Bergoglio" zamieszaniu może towarzyszyć, a nawet faktycznie patronować, potworna przebiegłość. Jej skutkiem może być, między innymi, to, że część konserwatywnych katolików (również duchownych) będzie uważała Niby Odprawianie Mszy za działalność katolicką. Co po zerwaniu (a przynajmniej zawieszeniu) łączności z "Ojcem Bergoglio", jeśli będzie się sprawować i uznawać za katolicką liturgię jej parodię?

    NOM jest praktyczną kontynuacją wcześniejszych deformacji antykatolickich, więc warto poświęcić im nieco uwagi.

    Wczoraj uświadomiłem sobie, jak wielkim problemem stanowią niekóre deformacje liturgii, które (po wcześniejszych testach) wprowadzono w roku 1955, czyli jeszcze za Piusa XII. Mam na uwadze zredukowanie Mszy Świętej po "obrzędach okolicznościowych" - akurat wczoraj dotyczących poświęcenia gromnic (świec). Chciałbym się mylić - będę wdzięczny za rzeczową korektę - ale z niemiłym zaskoczeniem stwierdziłem, że na początku liturgii (tak okolicznościowej, jak i mszalnej) nie ma znaku Krzyża Świętego. Wcześniej zastrzeżenia pod adresem redukowania obrzędów mszalnych w niektóre święta traktowałem jako "ciekawostkę". Dopiero bezpośredni kontakt z dokładnie sprawowaną liturgią - jak np. wczoraj w lubelskim "Introibo" (wyrażam przekonanie co do dokładności) - dajsze szansę odczuć wagę problemu.
    Moim zdaniem (jako świeckiego), gdyby okolicznościowa redukcja obrzędów mszalnych była podobna jak w przypadku Mszy Świętych żałobnych i za zmarłych (z niemalże pominiętym psalmem wstępnym), to - praktycznie rzecz biorąc - problemów by nie było, ponieważ:
    1) Byłby widoczny początek Mszy Świętej, a zwłaszcza znak Krzyża Świętego.
    2) Zostałoby odmówione Confiteor (księżowskie oraz wienych / ministrantów), przynajmniej na początku Boskiej Liturgii.
    W czym uczestniczyłem?
    W czymś dziwnym:
    * Wpierw było poświęcenie gromnic (świec), rozpoczęte wezwaniem celebransa do wiernych, a nie znakiem Krzyża Świętego.
    * Potem przystąpiono do obrzędów mszalnych - od okadzania ołtarza i odśpiewana Kyrie. Swoistym kuriozum (prawdopodobnie wynikającym z trzymania się Mszału zdeformowanego oraz reguł śpiewu) było wykonanie psalmu na wejście - chociaż wejścia nie było. Celebrans już miał wziąż kadzidło, a tu rozpoczynało się "odśpiewanie wiejsca" (faktycznie bez wejścia).
    * Nie było żadnego "Confiteor" - w zdeformowanym Mszale usunięto początkowe "Confiteor", a z przedkomunijne usunięto w "Introibo" (bez żadnego zmiłuj, nawet w przypadku liturgii zredukowanych na początku).

    (c.d.n.)

    OdpowiedzUsuń
  4. 2
    (c.d.):


    Gdy zdrowo myślący i potrafiący zdobyć się na dystans człowiek ma kontakt z czymś takim, to zasadnie nasuwają się wątpliwości: "Co to jest?" "Czy to jest chrześcijańskie?" Zdaję sobie sprawę z tego, że takie pytania mogą denerwować wiele osób, zwłaszcza uczuciowo związanych ze "starą wiarą", ale proszę zwrócić uwagę na to, że to jest faktycznie "wiara bugninowska", a nie rzeczywiście tradycyjna katolicka liturgia. Większość NOM w praktyce zaczyna się od wykonania znaku Krzyża Świętego, więc jest jawna deklaracja dokonywania czynności liturgicznych o charakterze chrześcijańskim. Czym jednak w swej istocie są ceremonie, wyglądające na "starą liturgię", jeśli usuwa się na początku znak Krzyża Świętego? W czyim imieniu są sprawowane? Czy na pewno są to celebracje w imię Boże?

    Jaki sens będzie miało nawet odwrócenie się od "Ojca Bergoglio", jeśli będzie się sprawować NOM lub pozornie starą liturgię - pozbawioną znaku Krzyża Świętego? Po co się odcinać od "Ojca Bergoglio", jeśli będzie się czynić jawne zło, a przynajmniej coś bardzo ryzykownego - zwłaszcza religijne?

    Ewentualna "rejterada" posoborowych biskupów (np. polskich) od "Ojca Bergoglio" wcale nie musi być przejawem umacniania katolicyzmu. Może to być - kolejna już w dziejach Kościoła - akcja faktycznie antykatolicka. Zupełnym bezsensem byłoby "cofnięcie reform" do stanu liturgii AD 1962, a nawet liturgii zdeformowanej oficjalnie w roku 1955. Coś takiego byłoby inną (bardziej ewolucyjną) postacią odstępstwa od zasad katolickich - zwłaszcza w zakresie liturgii.

    Odniosłem się do nielicznych zagadnień (i to z zakresu samej liturgii), a przecież ważnych spraw jest bardzo dużo. Jakieś przekręcenia w podawaniu intencji to ziarnko piasku na pustyni.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Panu za ciekawy i aktualny wpis. NIestety, zmartwię: przed deformami Piusa XII obrzędy święcenia gromnic też nie rozpoczynały się od znaku krzyża. Sprawdziłem w Mszaliku x. Kordela z 1936 r. Pozdrawiam

      Usuń
    2. Dziękuję za odniesienie się do mych słów - związanych z tym, na co wczoraj zwróciłem szczególnie dużą uwagę.

      Zakładałem, że wcześniej "obrzędy okolicznościowe" również zaczynały się bez wykonania znaku Krzyża Świętego. Wtedy było to uzasadnione, ponieważ regułą było sprawowanie zaraz po nich Mszy Świętej - inicjowanej przeżegnaniem się. Teraz (po deformacjach z roku 1955) nawet nie wiadomo, czy "obrzędy okolicznościowe" inkorporowano do liturgii mszalnej, czy też nie.

      Jeśli inkorporowano, to na ich początku (a właściwie przed nimi) powinien być wykonywany psalm "na wejście". Jeżeli zaś ich nie inkorporowano, to na początku Mszy Świętej (nawet w wersji zredukowanej) powinien być znak Krzyża Świętego.

      Faktycznie dochodzi do sprawowania czegoś pokracznego. Co to za Msza Święta bez znaku Krzyża Świętego na początku? To bardziej parodia liturgii mszalnej. Niby "dalej" jest po katolicku, niby jest tradycyjnie, ale ... problmem jest NIBY. To już lepiej wygląda początkowa część Niby Odprawiania Mszy, ponieważ przeżegnanie się na początku stanowi wyraźną deklarację sprawowania liturgii w imię Trójcy Przenajświętszej. W czyje imię sprawuje się zredukowaną liturgię mszalną (z Konsekracją)?

      Uważam, że dyskusja internetowa uzasadnia stawianie poważnych pytań. W końcu - jako katolicy - jesteśmy ludźmi, myślącymi. Określenie "homo sapiens" upoważnia i zobowiązania do czegoś więcej, niż "sapanie" ze złości - czy to w związku z przebiegiem zredukowanej liturgii, czy to przy okazji (ewentualnego) czepiania się kogoś, kto zauważa kulawy charakter takiej liturgii. Wyrażam wdzięczność Scholi "Introibo" za wykonanie psalmu wstępnego - pomino braku obrzędów wstępnych - ponieważ to unaoczniło mi tragizm związany z takimi obrzędami oraz z ich sprawowaniem.

      Usuń
  5. Panie Japolan, jak sam pan dostrzegł, te zmiany z lat `50 polegające na wycięciu początku mszy dla skrócenia nabożeństwa były 3 probierzem modernistów - jak daleko możemy postąpić, nie obudziwszy Kościoła. Pierwszym krokiem w dziedzinie liturgii, a pamiętajmy że liturgia jest jedną z najważniejszych rzeczy w myśl Lex orandi, lex crededi, lex vivendi, były reformy Piusa X z przebudową brewiarza, zniszczeniem chorału i zastąpieniem go sentymentalną papką dla bezzębnych, oraz implementacja Ruchu Liturgicznego do urzędowego działania Kurii Rzymskiej a za nią całego aparatu urzędniczego Kościoła Rzymskokatolickiego. Drugim krokiem były reformy stroju i przywilejów i zwyczajów duchownych, nowe psalmy przechrzty Augystyna Behara SJ, msze wieczorne. A w tle tego wszystkiego nieustanne manewrowanie kalendarzem, rangą świąt i obyczajami parafialnymi.
    Najzupełniej się z panem zgadzam, że katolicyzm=tradycjonalizm zaczyna się odrzuciwszy zupełnie Bunigniego.
    Parafrazując prezydenta - Odrzucam Buniniego. Ale wczesnego czy późnego, tak kokretnie? - A konkretnie to całego Buniniego.
    A tak w temacie zmian, raczej w modlitewnikach niż w mszałach to tu jest spore porównanie ewolucji tekstów:
    http://gloria.tv/?media=470726&language=YiwzPCkSG6u

    Warsiawiak

    OdpowiedzUsuń
  6. Szanowny Panie Warsiawiaku!

    Obce jest mi potępianie wszelkich zmian. Niektóre (np. liturgie popołudniowe i wieczorne) są związane z powszechnym (w wielu państwach) rytmem dobowym ludzi. Oczywiście, trzeba podchodzić bardzo rozsądnie do tego rytmu - nie tylko mu ulegać, ale również (współ)kształtować. Zamknięcie (zwłaszcza mentalne) w "tradi-światku" polskim może utrudnić szersze spojrzenie. A warto się na nie zdobyć. Kiedyś (być może nadal tak jest) na Śląsku sprawowano liturgie mszalne nawet o godzinie 4 rano - by górnicy mogli w nich uczestniczyć przed poranną szychtą. Stosunkowo niedawno w Bratysławie z zaskoczeniem zauważyłem, że około 6 rano w wielu tamtejszych kościołach sprawowano liturgie mszalne - posoborowe, ale również podczas nich wierni dużo klęczeli (po Konsekracji chyba aż do "Pater Noster").

    Niestety, często silna okazuje się rutyna - niekiedy związana z wygodnictwem. Odprawianie o godzinie 7 rano (tak częste w wielu parafiach) utrudnia wielu ludziom uczestnictwo w liturgii w dni robocze (niezależnie od kalendarzy liturgicznych). Liturgia wcześniejsza o godzinę (a przynajmniej o 30 minut) byłaby do pogodzenia z obowiązkami wielu ludzi świeckich. W Lublinie chyba tylko w Archikatedrze odprawia się o 6 rano.

    Jednym z poważniejszych problemów jest rezygnacja ze sprawowania liturgii wzorcowych w katedrach (i kościołach kolegiackich). Za świetne uważam - dokonane przez ojaca Pawła Szczanieckiego - rozróżnienie na "program" i "redukcję" (czyli liturgię prostszą); odrębnym zagadnieniem jest pokładanie nadziei przez tego Autora w reformach liturgicznych. Jeżeli w kościołach katedralnych i kolegiackich "programem" (czyli wzorcem dla wielu innych kościołów) staje się coś, co wcześniej najwyżej byłoby przejawem "redukcji", to widzimy jeden z poważniejszych przejawów upadku (poziomu sprawowania) liturgii.

    Skoro część ludzi posiłki zaczyna od przeżegnania się i skoro wiele spotkań katolików (np. liczne prelekcje w ramach "Introibo" zaczynają przeżegnanie się i krótka modlitwa), to jak można sprawować Msze Święte bez wykonania znaku Krzyża Świętego na początku? Dla mnie zagadką są sumienia wielu księży - teraz i w przeszłości. Jak można sprawować liturgię mszalną bez jednoznacznej deklaracji, że sprawuje się ją w imię Trójcy Przenajświętszej?

    Dość łatwo może przyjść narzekanie na sytuację w Watykanie - zwłaszcza teraz. Łatwo jest również wykazywać problemy z Niby Odprawianiem Mszy. Warto jednak być gotowym stanąć w prawdzie i zastanowić się, czy rzeczywiście mamy do czynienia z katolicką liturgią "w tradycyjnej szacie". Wprowadzone w 1955 roku redukcje liturgii mszalnej oznaczały wprowadzenie prawdziwego dziwoląga - chyba w skali całego rzeczywistego Chrześcijaństwa (niezależnie od różnic wyznaniowych). Wprowadzono msze bez inicjowania ich wykonania znaku Krzyża Świętego. Czy taka msza może być uznawana za Mszę Świętą - zwłaszcza w zestawieniu z NOM, w którego oficjalnych wersjach przeżegnanie się na początku jest obowiązkowe?

    OdpowiedzUsuń
  7. Na pana wątpliwości nie odpowiem, nie jestem kompetentny i nie czuję się najlepiej nad klawiaturą. Co do samych zmian lat `50 tutaj znalazłem artykuł tego dotyczący: http://www.traditionalmass.org/articles/article.php?id=18&catname=6

    Co do godzin mszy najzupełniej się z panem zgadzam. 7:00, 8:00 i 9:00 w tygodniu to najzwyczajniejsza rutyna. Coś, co przed soborem by się broniło jako cicha, teocentryczna msza, dzisiaj upada jako tanie przedstawienie bez widzów.
    Moim zdaniem lepiej, by z powodów zawodowych wiernych katolików były odprawiane w godzinach przed pracą. Sam Dobry Arcybiskup jako pacholę służył do mszy o piątej rano. Stary, dobry, katolicki CJC określał, by mszę zaczynać nie wcześniej niż na godzinę przed wschodem słońca i nie później niż godzinę po południu. Myślę, że te pory najzupełniej zadośćuczynią potrzebom wiernych żądających codziennej mszy świętej.
    Niedawno zastanawiałem się nad implikacjami dawnej dyscypliny mszalnej i postnej. Otóż xięża sami z siebie chcieli odprawiać mszę jak najprędzej, bo po niej mogli zjeść śniadanie! I w ten sposób prawo i dyscyplina kościelne sprawiły, że dla każdego księdza pięrwszym pragnieniem po przebudzeniu było odprawienie Najświętszej Ofiary. Prawda, że proste? A jakie skuteczne!
    Z rana wstawali na mszę służba i pobożni pracownicy i chłopi. Poranne msze były w miastach nierzadko ciche. Te "środkowe" chodziła starszyzna i dewocja. A późniejsze, odprawiane regularnie tylko w miastach, to domena panków i nierobów, takich jak szlachta, studenci, możne mieszczaństwo. Późne msze(czyli po 8 rano, aż do południa) odprawiano dla tych co mieli przesunięty zegar życia - jeśli pan ordynat przed północą wyszedł z teatru, pojechał do hrabiego na proszony obiad, z generałem pograł w karty, to jechał do kanonika na mszę o 11 ;). Mszę późniejsze odprawiano dla zamożnych, to i więcej z nich pieniędzy było. :D
    Warsiawiak

    OdpowiedzUsuń
  8. A nie było trochę tak, że msze wyłącznie w ciągu dnia wynikały z braku sztucznego oświetlenia ?
    sfgx

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. pewnie wlasnie dlatego duza czesc mszy odbywala na dlugo przed switem.

      Usuń