czwartek, 5 marca 2015

Konkubinat to ...

W całej Polsce pojawiły się plakaty głoszące, iż konkubinat to grzech. Okazało się, że dla co bardziej "otwartych" posoborowców taki przekaz jest niedopuszczalny. Rzekomo dlatego, że powinniśmy przedewszystkiem mówić, że Bóg jest miłością i promować przyjazną stronę katolicyzmu.



Nie zostałem nagle rygorystą moralnym i na tle ogółu konserwatywnych katolików zawsze mogłem uchodzić za liberała w kwestjach obyczajowych. Ale właśnie dlatego czuję się uprawniony, by w pełni wesprzeć tę akcję. Uważam, że jest konieczna w dzisiejszych czasach. Panuje powszechne przyzwolenie społeczne na mieszkanie młodych (i niemłodych) par przed ślubem i bez ślubu. Rośnie liczba związków opartych wyłącznie o kontrakt w Urzędzie Stanu Cywilnego, które bardzo powoli lub nigdy nie stają się małżeństwami zawartemi przed Bogiem i kapłanem w kościele. Coraz mniej osób urodzonych w latach 80-tych XX wieku i później regularnie słucha Mszy niedzielnej i ma choćby potencjalną szansę, by usłyszeć na kazaniu o cudzołóstwie.

Równocześnie w przestrzeni publicznej sojusznicy grzechu od lat wygrywają na płaszczyźnie językowej. Zauważmy, że konkubenci zazwyczaj nazywani są partnerami, cudzołożnicy - osobami wyzwolonymi seksualnie, a zachowania bezwstydne przedstawiają się jako odwaga. Jedynie na odcinku homoseksualizmu wiele się nie zmienia: wprowadzane przez zwolenników postępu słowo "gej" nabiera u przeciętnego Kowalskiego takiego samego pejoratywnego wydźwięku, jaki ma "pedał" czy "ciota". Przywrócenie do dyskursu publicznego "konkubinatu i grzechu" jest więc wartością samą w sobie, bo cofa nas o dobre kilkanaście lat.

Warto też zauważyć, że plakaty będą oddziaływać nie tylko na współczesnych nastolatków, mających nierzadko kłopot ze zrozumieniem trudnego słowa "konkubinat". One dotrą także do ich rodziców i dziadków, a więc osób, których naciski, rozmowy i argumenty mogą wpłynąć na decyzje młodego pokolenia. Ten głos jest bardzo ważny, bo członkowie rodzin są często jedynymi realnymi autorytetami, jakie posiada młodzież.

Uważam, że akcja jest znakomita, choć ma charakter wyłącznie uderzenia punktowego. Równocześnie nikogo nie obraża i nie wyklucza. Mówi, jak jest.

51 komentarzy:

  1. Pięknowłosy6 marca 2015 00:08

    Znakomita akcja. Moim zdaniem, winny ukazać się aluzje do reszty przykazań Bożych na bilboardach. Np. odnośnie przykazania "czcij ojca swego i matkę swoją" wyraźnie wskazanie, że ojczyznę również należy traktować jako swoją matkę(pomimo paternalistycznej nazwy), dlatego grzechem jest popieranie reżimu przyłysawego kurdupla ze skośnymi oczami, który morduje ludzi jak Hitler(pan o podobnej fryzurze).
    Pozdrawiam w pokoju.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W jaki sposób można wyhodować w swej głowie taką obsesję na polityka z innego państwa?

      Ileż trzeba mieć "fantazji", by odnośną akcję uświadamiającą w sprawie konkubinatów kojarzyć z polityką międzynarodową?!? Przecież zapewne plansze z odnośnymi informacjami nie zostały umieszczone w bezpośredniej bliskości ambasad niemieckiej i francuskiej.

      Istotną zaletą tej akcji jest faktyczna walka z zakłamaniem językowym. Ludziom już tak palma odbija, że cenzurują wypowiedzi innym - np. zdarzają się przejawy nienawiści (niekiedy ledwie lukrowanej) za samo używanie rzeczownika "konkubinat".

      Zakłamańcy są wśród nas - również w gronie tych, których włączono to sztucznego tworu o nazwie "Pokolenie JP II". Oni mogą się denerwować.

      Usuń
    2. Pięknowłosy6 marca 2015 01:45

      Szanowny Pan zapewne wykształcony jeszcze w systemie minionym, jak mniemam po stylu.
      Pozdrawiam w pokoju.

      Usuń
    3. Może na Kremlu Pana wysłuchają, skoro Panu się tyle tematów kojarzy ze Wschodem ...

      Usuń
    4. Pięknowłosy6 marca 2015 16:45

      Szanowny Pan zapewne bywa regularnie wśród swoich rodaków, skoro takie miejsca przychodzą mu na myśl. Pozdrawiam w pokoju z sąsiednego nadwiślańskiego kraju.

      Usuń
    5. W Lublinie jest tak wielu ludzi ze Wschodu (zwłaszcza z Ukrainy), że trudno jest mieć pewność, czy jest się wśród rodaków - czyli Polaków. Czasami można odnieść wrażenie, że łatwiej jest spotkać niewątpliwego Polaka za południową granicą Polski, choć i tam zdarzają się udawacze - np. podający się za osoby o pochodzeniu mieszanym (np. polsko - czeskim) i jednocześnie mówiący w sposób właściwy Słowakom.

      Według mnie, jedynym państwem położonym nad Wisłą jest Polska, zaś określenia "Kraj Nadwiślański" użwali (a nawet nadużywali) zaborcy ze Wschodu. Gratuluję wsypania się przy pomocy użycia tego określenia.

      Usuń
    6. Panie Japolan - proszę odpuścić. Z panem Pięknowłosym się nie da rozmawiać - zapewniam Pana. Kto przegląda Forum Krzyż ten dobrze go zna i wie, że to beznadziejny przypadek.

      Usuń
    7. Na Forum "Krzyż" zaglądam sporadycznie. Bardzo dawno temu poprosiłem o wyrejestrowanie mnie stamtąd. Za dużo przejawów "szajby" dało się tam zauważyć.

      Niektórym "odlotom" trudno się dziwić - np. takim, które są związane z rozczarowaniami: przyłazi się na "Tridentiny" (niekoniecznie w Lublinie sprawowane), a wysokie czoło nadal "się świeci" i można tylko pomarzyć o pięknych włoskach, przynajmniej na głowie.

      Usuń
    8. Pięknowłosy?
      Typowa żydowska hasbara.

      Usuń
    9. Pięknowłosy9 marca 2015 21:41

      Czyżby towarzysze nie popierali żydowskich przyjaciół samego Put-ina? Nieładnie.
      Pozdrawiam w pokoju.

      Usuń
  2. Trochę pobocznie: homoseksualiści wprowadzają nowe formy językowe. Proszę zauważyć, że przywłaszczają sobie przymiotnik "dumny". Od "Gay pride" do samego "pride".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. celna uwaga
      współczesna nowomowa i redefiniowanie pojęć to temat na prace naukowe, jakiś czas temu był o tym artykuł we WSieci (bodajże) - to zabieg mający całkowicie odmienić rzeczywistość
      nazwalabym to wręcz zamachem na nasza kulturę

      Usuń
  3. A co na to wszystko niejaki Ks. Andyg, grasujący po internecie wszechwiedzący omnibus :-) Koniecznie musi się wypowiedzieć w tej kwestii. Księże Angyg! Dajcie głos!

    OdpowiedzUsuń
  4. Konkubinat - to dziś odbierają z takim zabarwieniem pejoratywnym. Dziś modne słowo to kohabitacja, tak ładnie to brzmi, termin pochodzi od łac. co-habitatio oznaczającego „wspólne zamieszkiwanie z kimś” . Wg. mnie bardzo celna kampania i bilboard ok! Ale ... od bardzo dawna nie słyszałam na żadnym kazaniu, żeby wielebni zagrzmieli, że konkubinat to grzech ciężki zgorszenia publicznego, że nieuczęszczanie na niedzielną Mszę św. to grzech śmiertelny, że zamieszkiwanie chłopaka z dziewczyna przed ślubem to jawnogrzeszność, że poziom naszej podstawowej wiedzy religijnej jest marny (wystarczy mała konfrontacja ze Świadkiem Jehowy i już katolik jest ugotowany ze znajomością Pisma Św.), że spowiedź dwa razy do roku i tradycyjne odwiedziny świąteczne w kościele to parodia wiary, że homoseksualizm to choroba i grzech, że w ogóle jest jeszcze coś takiego jak grzech, że prócz miłosierdzia, Bóg nadal jest sędzią naszych czynów !

    I jeszcze jest takie coś jak grzechy cudze. Czy przeciętnego Polaka obchodzi czyjś los wieczny? Obowiązek upominania grzeszących wynika z przykazania miłości bliźniego i jest wyrazem troski o jego zbawienie.

    Z katechizmu kard. Gasparriego:

    579. Czy może się zdarzyć, że będziemy musieli odpowiadać wobec Boga za cudze grzechy?

    Może się zdarzyć, że będziemy musieli wobec Boga odpowiadać za cudze grzechy, mianowicie wtedy, jeśli i o ile byliśmy albo przyczyną, cudzych grzechów, bądź nakazując je i doradzając do nich, bądź też zgadzając się na nie, albo też nie przeszkodziliśmy cudzym grzechom, choć mogliśmy i powinniśmy byli przeszkodzić.

    OdpowiedzUsuń
  5. Niezbyt przemyślana akcja, zniechęcająca do wartości chrześcijańskich które ukształtowały ład społeczny (bo to czy ktoś żyje w konkubinacie na ten ład nie ma żadnego wpływu). Tak właśnie, zniechęcająca. Dzisiaj niewielu zadaje sobie trud by zrozumieć o co toczy się walka i taki przekaz im tego nie ułatwi. Konserwatystom chodzi o sferę publiczną, nie prywatną. To zasadnicza różnica. Nawet homoseksualista może być konserwatystą, pod warunkiem jednak, że nie wyłazi na ulicę i nie krzyczy: "jestem homo, jestem normalny." Czasami ludzie popełniają błędy czy nazwijmy to grzechy, są to rzeczy o których niekoniecznie trzeba mówić, a już chwalić się nimi nie wypada. Ludzi nie powinno interesować, czy dwoje ze sobą żyjących partnerów jest po ślubie czy też nie. Ta niewiedza nie jest szkodliwa dla idei konserwatyzmu, jest ona zupełnie neutralna. Konserwatysta nie zagląda ludziom do łóżek. W związku z czym billboard ten jest działaniem, które o ironio przypomina działania lewaków, tylko że w drugą stronę. To druga strona tej samej monety i żadnego pożytku nie przyniesie.

    OdpowiedzUsuń
  6. Przede wszystkim "reklamowanie małżeństwa", jak postuluje p. Żyłka, jest bodaj jedyną rzeczą, co w posoborowiu jeszcze jest bardzo intensywnie praktykowane. Absolutnie nie jest tu potrzebne "jeszcze więcej wysiłków". I w zasadzie - to działa. Tylko po prostu - na krótką metę (KPK z 1983... pokolenie JP2).

    W ogóle nasz Naród jest Narodem Pantoflarzy - nie pamiętam w jakiej książce był fragment, jak jakiś niemiecki arystokrata zakłada się z kolegą, że polski chłop nie podejmie korzystnej decyzji bez "uzgodnienia" z żoną. Następnie oferuje grubo zawyżoną cenę za jakąś błotnistą łąkę pod warunkiem nie konsultowania z żoną i rzeczywiście - chłopek doszukuje się podstępu i rezygnuje z transakcji. Żona w domu "potwierdza przeczucia" - że to w takim razie na pewno było coś podejrzanego.

    Nasze kochane panie są wspaniałymi patriotkami i chętnie dają swoim ułanom "krzyżyk na drogę", wyprawiając ich na kolejną insurekcję. No, a potem - kiedy mięso armatnie padnie - napiszą o sobie pamiętnik, jakimi to wielkimi bohaterkami były, samotnie prowadząc ten szlachecki folwark. "Kobiety biblijne" normalnie.

    A panowie jeden przez drugiego próbują się przelicytować w donkiszoterii, walcząc za damy swojego serca na forach internetowych, albo w książkach (np. hrabia Badeni (przy okazji, ojciec zakonny, ale w tym wypadku zwykły femcentryczny polski szlachcic) - ekscytuje się, że kobiety, dzięki swojemu geniuszowi powinny być obowiązkowo członkami komisji rekrutacyjnej w seminariach - bo one "wyłapałyby pedałów", odczuwając, że ci (geje) na nie (kobiety) nie "lecą").

    (Nie zmieści mi się ten wątek Badeniego w nawiasie). No więc, ojcze Badeni, w USA jest pełno kobiet w takich komisjach rekrutacyjnych i to od dłuższego czasu. I jakoś homo-skandali tam nie brakuje. Za to tradycyjniejszy kandydat może mieć kłopot się dostać.

    Znam jednego Polaka, który dosyć dobrze rozpracował tematy damsko-męskie w swoich książkach. Nie, nie Knotz, Pulikowski, Wołochowicz ani Szustak, tylko... Dołęga-Mostowicz. Uważam, że tego gościa powinno się jak najszybciej kanonizować ;)

    A co do tego, jak pomóc Małżeństwu (nie "małżeństwom" w sensie naszych różnych tam par), to recepta znajduje się u blogera o nicku Dalrock. Tam jest katolicka (choć nie tradi!) odpowiedź na to czym powinno być małżeństwo (generalnie już św. Paweł to dobrze opisał, ale w dzisiejszych "tysiąclatkach" wszędzie są tam przypisy, że "ten fragment należy interpretować w duchu tamtej epoki" - czyli: to jest nieważne...).

    Niestety - dzisiaj jest mało żon, są tylko "panny młode". ("There are few wives, and plenty of brides." - jakoś tak). To jest "JEJ najważniejszy dzień". Jak wypadnie w sukni itd. Zanim na to nazbierają (czyt.: zazwyczaj on nazbiera) to może upłynąć trochę czasu. A seks przed ślubem? No cóż - to on ma się powstrzymać. W związku z tym ona od niczego nie musi się powstrzymywać - przytulanie się, mamlanie itd. No i w końcu kiedy "jej opór wewnętrzny zmaleje do zera, a ich drgania się wyrażą szeregiem Fouriera" to oczywiście jest jego wina. Miał się powstrzymać.

    Oczywiście - sytucja przed ślubem i po rozwodzie to powinien być margines. Nie wszyscy muszą o tym non stop gadać. I tu nawet mają rację różni tacy "seksuolodzy" (Pulikowski, Wołochowiczowie, Knotz), że małżeństwo to nie tylko dzień ślubu i generalnie "liczy się długi dystans". Tylko ich rady są fatalne i śmiem przypuszczać, że zaszkodzili "polskim rodzinom" bardziej niż pornografia i alkohol razem wzięte.

    OdpowiedzUsuń
  7. Dla mnie powyższa wypowiedź przypomina mi wypowiedź lewaka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W między czasie pojawiła się inna wypowiedź i jak na złośc sami "Anonimowi" piszą. Moja wypowiedź dotyczyła; "Anonimowy 6 marca 2015 10:57"

      Usuń
    2. Ta akcja to jest właśnie działanie skopiowane od lewaków tylko z odmiennym przekazem. Dzisiejsi katolicy bardziej przypominają lewaków niż wielu autentycznych lewaków. Od spraw socjalnych na sprawach "promocji" kończąc.

      Usuń
    3. Pięknowłosy6 marca 2015 16:53

      Ile tu marudzenia. Jak zwykle - wszystko źle i można lepiej, tak, tak.
      Ta akcja jest dobra, pewnie nie wyczerpuje tematu do końca, ale to nie jest jedyna możliwa akcja i nie jest to raczej Pana, ani "nasza" akcja, tylko konkretnych osób i one mogą sobie wystawiać plakaty jakie chcą.
      Gdyby pojawiły się plakaty promujące rodzinę, też byłoby dobrze. Jedno drugiego nie wyklucza i jest dobrze.
      Nie dziwi mnie już zupełnie, dlaczego ludzie boją się 'tradsów'. Wiadomo, że radykalne środowiska przyciągają wszelkiej maści oszołomstwo, ale w tej grupie chyba jest tego najwięcej. Przynajmniej w sieci, bo realnie to raczej mili ludzie się wydają być, może w ogóle ci prawdziwi tradsi nie piszą w internecie, a jakieś trolle wynajęte w celu wiadomym.

      Usuń
    4. Również katolicy mają prawo publicznie przedstawiać swe stanowisko - niezależnie od tego, kto (np. jakiś dziennikarz) i jak silne wyrzuty będzie miał w związku z odnośną akcją informacyjną.

      Ta akcja jest jednym z dowodów klęski posoborowego duszpasterstwa - jeśli teraz w ogóle o duszpasterstwie można mówić, poza nielicznymi przypadkami. Skoro doszło do upadku duszpasterstwa, to jakim prawem symulanci duszpasterstwa żerują na hojności wiernych oraz na określonych przywilejach (np. podatkowych)? Niech zjeżdżają do normalnej roboty, której podstawowy sens jest odmienny od duszpasterzowania!

      Usuń
    5. Pięknowłosy9 marca 2015 21:42

      No tak, czyli zawsze jest źle, grunt że można biadolić i podkreślać, że w Federacji Rosyjskiej jest lepiej, tow. Japolan.

      Usuń
    6. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    7. Panie Pięknowłosy!

      Pańskie zachowanie przypomina nękanie. Zachęcam do uważnej lektury artykułu 190a Kodeksu karnego - najlepiej przed zwróceniem się przeze mnie z prośbą o pomoc do organów ścigania Rzeczypospolitej Polskiej.

      Usuń
    8. Pięknowłosy29 marca 2015 22:24

      Szanowny Panie Japolanie, Pańskie natomiast przypomina zapis choroby.
      Pozdrawiam w pokoju.

      Usuń
  8. @ Anonimowy 6 marca 2015 11:23 napisał:
    Ta akcja to jest właśnie działanie skopiowane od lewaków tylko z odmiennym przekazem. Dzisiejsi katolicy bardziej przypominają lewaków niż wielu autentycznych lewaków. Od spraw socjalnych na sprawach "promocji" kończąc.

    -------------------------------------------------

    A ja z uporem powtarzam, że pana podejście i rozumienie sprawy zywcem z Gazety Wyborczej. Pan nie czyta co inni piszą, mojego wcześniejszego komentarza też nie przeczytał, mniejsza z tym. Ale ... dzięki Bogu! i oczom duszy, wiecej jest takich, co jak najbardziej pochwalaja akcję. Poniżej taka wypowiedź - jedna z bardzo wielu:

    "Akcja kulą w cel! To Jezus sam przez swój Kościół wzywa grzeszników do nawrócenia. Kościół po to istnieje i będzie istniał do końca świata. Jeśli "pozostałych Polaków" nie obchodzi, to trudno. Nie jest naszym zadaniem na siłę kogoś przekonywać, jedynie mamy głosić Ewangelię. Co ten, kto usłyszy, z tym przesłaniem zrobi, to już jego sprawa i on będzie odpowiadał przed Bogiem. Argument, że "Kościół straszy grzechem" jest rodem z Gazety Wyborczej. Kościół, powtarzam, otrzymał od Boga misję głoszenia Prawdy i wzywania do nawrócenia. Jeśli ktoś słysząc Prawdę odczuwa lęk i przestrasza się, to jedynie świadczy o danej osobie, że nie żyje ona wedle wymagań prawdy. Kto bowiem chodzi w prawdzie, w świetle, z radością zbliży się do światła, aby się okazało, że jego czyny są dokonane w Bogu.Tak więc to nie Kościół kogoś straszy, ale grzechy tego, który w nich żyje, napełniają go strachem - i słusznie. Kościół co najwyżej ostrzega. Nauka o grzechu stanowi integralną część kerygmatu. A co do miłości Boga, to nie sposób właściwie jej zrozumieć, kiedy wpierw nie zrozumie się swojej upadłej kondycji i nie pozna swojego grzechu. Bóg bowiem miłuje nas w prawdzie a nie pomimo czy poza nią."

    OdpowiedzUsuń
  9. Bardzo przepraszam, ale - 1000 zł dla tego, kto wskaże mi w Piśmie Świętym miejsce, gdzie byłoby napisane (albo sprecyzujmy... - gdzie Jezus Chrystus by napisał, że kobieta i mężczyzna muszą brać ślub kościelny. Po pierwsze - Chrystus nie był jeszcze świadom, że jego tzw. "następcy" utworzą taki (nowo)twór jak kościół (który zeżre wyznawców Chrystusa i utworzy coś na kształt... "cezaropapizmu'), a poza tym - nikt (również Chrystus) nigdzie nie powiedział, że kobieta i mężczyzna nim połączą się ze sobą ciałem i duchem to muszą jeszcze to usankcjonować to "bycie razem" w czymś takim jak kościół... A jak już mówimy o przestrzeganiu przykazań..., Tzw."branie ślubu kościelnego" nie jest żadnym przestrzeganiem przykazania, bo takiego przykazania po prostu nie ma... Przykazanie mówi o "nie cudzołożeniu". Nic więcej. Czyli, jeżeli mężczyzna połączył się z kobietą (nawet bez "zatwierdzenia" w kościele :-), a później "poznaje się" z innymi kobietami, a ściślej - z mężatkami, to cudzołoży..., bo włazi do łoża, które już współużytkuje z ową kobietą ktoś inny... A jeśli mówimy o przykazaniach to może zajęlibyśmy się sprawą wyrzucenia przez katolików i prawie cały chrześcijański świat przykazania o święceniu soboty (przykazanie to zamieniono na święcenie jakiegoś enigmatycznego "dnia świętego", o którym w Piśmie Świętym nic nikt nie mówił, aby je święcić...). A - i jeszcze wyrzucono przykazanie o "nie czynieniu sobie żadnej rzeźby, ani podobizny tego co na niebie, tego co w wodzie i tego co na ziemi" i nie czczeniu powyższej rzeczy (oj, chrześcijanie..., swoje twierdzenia opieracie na "glinianych nogach"...). I czy naprawdę "Bóg jest z Wami", skoro zmieniliście Jego przykazania?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bez komentarza, widać z jakim "katolikiem" czy raczej z kim mamy do czynienia i właśnie tacy robią najwieksze larum. Panie Krusejder, proszę skomentować pana Anonimowego. :)

      Usuń
    2. Pani Tereso, możliwości polemiki zamknęło żądanie wskazania, gdzie Jezus Chrystus coś NAPISAŁ. Nie sądzę, by nasz komentator był katolikiem; jest raczej jakimś siódmym adwentystą siódmego adwentysty. Nie wiem, czy jest sens, by mu pisać, że forma kanoniczna ("ślub kościelny") nie jest jedyną formą zawierania małżeństwa ;) itp itd. Słowem: troll pisał minutę, my musielibyśmy go prostować przez godzinę. Lepiej posłuchać nowego Thundera ;) http://youtu.be/Eq0HsGnRBjE Serdecznie pozdrawiam

      Usuń
    3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
  10. Szanowny Panie Anonimowy!

    Fragment o (nie) zajętym łóżku jest rewelacyjny! Tę zjawiskową wypowiedź można by podesłać Reżyserowi filmowej serii pod tytułem "Babovřesky " ("Babie Wrzaski"), któremu mogło zabraknąć weny przed nakręceniem 3 części.

    Jeśli wolno spytać:
    Jak Pan sprawdza, czy łóżno (nie) jest zajęte przez innego mężczyznę? Czyżby termometrem - a jeśli tak, to gdzie go Pan nosi i wkłada oraz czy to naprawdę jest w takich okolicznościach najpotrzebniejszy instrument?

    Pan jest w stanie przyczynić się do podwyższenia poziomu czeskich komedii, zwłaszcza związanych z tematyką religijną.

    OdpowiedzUsuń
  11. Taaak, Jezus według wyznawców (czyt. fanatyków) "jedynie świętego i po wsze czasy obowiązującego" :-) tzw. trydentu sam był rzymskim katolikiem, pochodził z rodziny rzymskokatolickiej (od czterdziestu pokoleń,... zresztą - co najmniej czterdziestu... :-) i założył kościół rzymskokatolicki..., czy może - nie założył, no bo przecież nie mógł założyć czegoś, w czym Jego rodzina żyła od tylu już pokoleń... Tak właściwie to rzymski katolicyzm (według tzw. "trydentu") istniał od zarania dziejów, a biskup Rzymu (tzn. "ojciec święty") był ustanowiony zaraz po przymierzu na Synaju... Wybaczcie ten nieco prześmiewczy ton mojej wypowiedzi, ale kiedy rozmawiam (a mam ku temu nader często od kilku lat okazję, z racji pełnionych obowiązków) z kimś z kręgu tzw. "trydentu", to po prostu ręce mi opadają... Mylisz się mój przedmówco twierdząc, że nie jestem katolikiem. Owszem jestem. A swoją drogą, jeżeli chcesz - możemy podyskutować o wielu najbardziej skomplikowanych kwestiach teologicznych, o ich ujęciu w świetle nauki Kościoła Rzymskokatolickiego. Wasze (tzn. Waszego "dziwnego" środowiska) pojęcie dotyczące chrześcijaństwa jest bardzo ograniczone, a wnioskuję to na podstawie pomawiania mnie o przynależność do Kościoła Adwentystów Dnia Siódmego. Tak - ta wspólnota jest Kościołem, więcej Kościołem, z którym Kościół Rzymskokatolicki utrzymuje bardzo poprawne stosunki, baczcie więc, aby nie podpaść pod jakąś karę w Waszym Kościele za podważanie nauki Waszego (a właściwie - nie wiem czy na pewno Waszego, wiem, że mojego, ale czy aby na pewno i "Waszego"?...) Kościoła dotyczącej jego stosunku do innych Kościołów chrześcijańskich. Jako "bardzo zorientowani katolicy z "kręgu trydenckiego" zapewne jesteście świadomi tego, co się dzieje od wielu lat w naszym Kościele. zapewne jesteście świadomi , że nasz Kościół w wielu kwestiach zmienił (musiał zmienić) swoje podejście, a to z uwagi na niedorzeczność niektórych twierdzeń. A uwierzcie, ze na tym to się nie zakończy. Rzecz nie w tym, aby Kościół dostosować do współczesności (tutaj i ja twierdzę, że to Kościół winien kształtować tę rzeczywistość, a nie odwrotnie...). Rzecz jednak w tym, że do Kościoła w przeciągu jego niemal 1700 letniej historii (bo chyba nie zaprzeczycie, że dopiero od 313 r. można mówić o ukształtowanym (przez cesarza...) Kościele w obrządku rzymskim) do tego Kościoła wkradło się wiele niedorzeczności, które nie były tym, co stanowiło Kościół u jego zarania... Taką "niedorzecznością" był sobór trydencki, który dokończył dzieła niszczenia (wówczas - niszczenia od kilku dopiero weków) Kościoła. Kościół skodyfikowany bowiem to jedynie marna podróbka prawdziwego Kościoła. Kościół jako instytucja nie ma prawa ani racji bytu. Kościół Chrystusa był inny. Przypomnijcie sobie jaki był. I porównajcie to, czym była wspólnota założona przez Chrystusa, a czym jest dzisiejszy tzw. "kościół". Ale - może inaczej - posłuchajcie słów obecnego biskupa Rzymu, naszego papieża Franciszka, co on mówi na te tematy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nazywany "kościołem posoborowym" byt organizacyjny już się tak bardzo zmienił - w porównaniu z Kościołem Katolickim - że zbędne wydają się jego dalsze zmiany. Przykładem takich zmian może być zachęcanie przez Biskupa pomocniczego z Pragi do zajrzenia na wystawę plastyczną artysty (byłego katolika), który uchodzi za satanistę. Poinformowali o tym czescy "Integralni Katolicy":
      http://kronika.katolici.ml/2014/12/05/biskup-maly-doporucuji-vystavu-satanisty/
      (tam zamieszczono link do nagrania słów Pana Biskupa).

      Wystarczy przekroczyć granicę z Republiką Czeską, by uświadomić sobie, do czego prowadzą "nowoczesne zmiany" w strukturach wyznaniowych, nie tylko katolickich (przynajmniej z nazwy).
      Udajmy się do Ołomuńca (siedziby drugiej, poza Pragą, Archidiecezji w Republice Czeskiej). W tamtejszej Katedrze (z wieżą wysoką na nieco ponad 100 metrów) odprawia się (NOM) parę razy w tygodniu (choć to jest kościół parafialny); dosłownie tuż obok "u Świętej Anny" grekokatolicy sprawują liturgie raz w tygodniu (w niedziele) - nie sprawdziłem, jak się rzecz przedstawia "u Świętego Gorazda", czyli u prawosławnych. Za to heretycki "Czerwony Kościółek" jest zamknięty w takim stopniu, że w jego ogrodzeniu (dość niskim) nawet nie można dostrzec bramki. W dużym zborze protestamckim - dość blisko "Domu Słowiańskiego" (w którym dominuje "Billa") - nabożeństwa są sprawowane raz w tygodniu. Nieźle trzyma się "Święty Michał Archanioł" - wraz z filialnymi "Kapucynami" (w klsztorze prowadzącymi bursę dla uczniów i studentów) - choć "u Świętego Jana Sarkandra" (również filii "Św. M. A.") zamknięte "na amen" (nawet bramki na placyk pozamykane).

      Przy następnym "joincie" może się u Pana / Pani pojawić wizja powstania jakiejś sekty protestanckiej nawet przed grzechem pierworodnym.

      Usuń
    2. Jak Pan wie, Jezus Chrystus powiedział: "Moje królestwo nie jest z tego świata..." Toteż nie może Pan wymagać, aby wszyscy ludzie podporządkowali się przepisom czy zwyczajom danej wspólnoty chrześcijańskiej. Ubolewam nad faktem postępującego zeświecczenia społeczeństwa (-czeństw), a jednak - królestwo Jezusa "nie jest z tego świata" i nie możemy wymagać,. aby stało się tym Bożym królestwem, bo nigdy tak się nie stanie. No, chyba, że zechcemy przyłączyć się do wspólnoty Świadków Jehowy i wraz z nimi będziemy budować to Boże królestwo tutaj, na ziemi. Nie jest to możliwe. Po prostu. Tak zadecydował sam Bóg. Tak sam Bóg twierdzi na kartach Pisma Świętego. Nie chciejmy zmieniać Pisma Świętego na własne potrzeby. Świat jest jaki jest i nic na to nie poradzimy. Po prostu minęły już czasy, kiedy kapłan był postrzegany jak istota święta i niepokalana. Sami kapłani doprowadzili swoim postępowaniem (duża ich część) do zmiany tego nastawienia. Możemy modlić się i cegiełka po cegiełce zmieniać, przywracać "tradycyjne nastawienie" ludzi do poszczególnych spraw. Tyle. Ubolewa Pan nad nieczynnymi świątyniami, w których nie ma nabożeństw. Jednak szuka Pan winy takiego stanu rzeczy nie po właściwej stronie. Niech Pan odpowie na pytanie - co stoi na przeszkodzie, aby nabożeństwa odbywały się codziennie? Czy kapłan, aby odprawić mszę świętą aby koniecznie musi mieć pełen kościół wiernych? Jeśli nabożeństwa odbywałyby się codziennie, jak dawniej, to z czasem i wierni powróciliby do kościołów. No, ale jeżeli kapłani "migają się" od odprawiania mszy... jest jak jest.
      Przede wszystkim wybrał Pan zły przykład. Obszar dawnej Czechosłowacji nie jest dobrym przykładem. Na panującą tam współcześnie sytuację, nastawienie względem religii, nie wpłynęły reformy posoborowe, ale kilkadziesiąt lat państwowej, planowej, nachalnej ateizacji społeczeństwa. Przywoływanie tego akurat przykładu jest nieuczciwe względem ludzi, z którymi Pan dyskutuje, bo sądzę, że jest Pan świadom powyższego stanu rzeczy i tych specyficznych uwarunkowań mających swoje podłoże zupełnie innej sferze niż Sobór Watykański II...

      Usuń
    3. Szanowny Panie Anonimie!

      Pełna zgoda co do tego, że liczni księża migają się od swych obowiązków. Sprawowanie Mszy Świętych tradycyjnych (np. trydenckich) świetnie ukazuje działanie "mechanizmu": jest ksiądz i jest katolicka liturgia, więc są wierni.

      Ołomuniec wybrałem celowo jako przykład - ponieważ mam aktualne wrażenia stamtąd i związane z nimi spostrzeżenia. Ponadto są to Morawy, a więc region "tradycyjnie katolicki" (w odróżnieniu od Czech, zwłaszcza Zachodnich). Osłabienie wiary na terytorium dzisiejszej Republiki Czeskiej następowało od dawna, a nie wyłącznie w czasach ustroju socjalistycznego. Pan Masaryk dobrze wiedział, czym i jak oddziaływać, by zeświecczyć Czechów (mniej Morawiaków i Słowaków). Poza resementymentami wobec C.K. Monarchii (z jej odgórną katolickością) jakieś znaczenie miała obłuda - tak miła części zachwalaczy konserwatyzmu - ludzie często "ostawiali szopkę", a państwo im pokazało, że "szopka" jest zbędna.

      Co ciekawe, podczas piątkowej (ale nie w pierwszy piątek) Mszy Świętej trydenckiej - sprawowanej we frydeckiej części Fryska-Mistka - obecnych było mniej więcej tylu ludzi, ilu na "Tridentiny" przychodzi w Lublinie ("Introibo"); dwóch chłopców sprawnie posługiwało do Mszy Świętej (z kazaniem), podczas której klęczy się nie tylko na "Agnus Dei" i "Sanctus", ale również podczas "Kyrie". Jak widać, również tam katolicka Msza Święta przyciąga ludzi, których w dodatku nikt nie ogłupił propagandą "amputowania" przekomunijnego "Confiteor" wiernych (takiej amputacji dokonano w lubelskim "Introibo", gdzie propaguje się również stanie podczas "Sanctus" i "Agnus Dei" - na to ostatnie to klęka się nawet na posoborowych liturgiach u lubelskich Jezuitów).

      Pańska propozycja "pracy od podstaw" stoi w opozycji do deklaracji bezsilności wobec silnych teraz tendencji.

      Usuń
  12. http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/88ebc9fbae846b31.html

    OdpowiedzUsuń
  13. Żyłam 15 lat w konkubinacie, teraz zaś juz 5 w małżeństwie z tym samym mężczyzną, obydwoje jesteśmy agnostykami. Nie grzeszyłam, mąż tez nie. Seks nigdy nie był dla mnie tylko seksem - to konsekwencja prawdziwej miłości, nie zakochania. Mąż jest moim jedynym mężczyzną, chociaż on miał parę partnerek we wczesnej stosunkowo młodości. Mimo nacisków teściowej żyliśmy jak chcieliśmy i nigdy tego nie żałowałam. Za to mam w rodzinie takie pary, które przysięgały sobie w kościele i dzisiaj , oprócz jednej, wszystkie są rozwiedzione. Ludzie mylą zakochanie z miłością, stąd szybkie śluby a potem rozwody także szybkie i dzieci, które na tym strasznie tracą.
    Konkubinat to sztuczna nazwa, to są związki, niestety często stworzone przez niedojrzałych emocjonalnie ludzi ale tego ślub w kościele nie zmieni.
    Kościół jako organizacja nie powinien się cofać o kilkanaście lat tylko nadążać za współczesnością inaczej młodzi wciąż będą rezygnować, taka jest rzeczywistość. Przychodzi czas w życiu człowieka, że zadaje sobie egzystencjalne pytania i wtedy okazuje się, że skostniały kościół nie jest w stanie im na nie odpowiedzieć, choćby poprzez brak bezpośredniego kontaktu, straszenie grzechem na młodych nie działa, to życzeniowe myślenie...
    Anna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Racja! Agnostyk nie może zgrzeszyć !! Szkoda, że resztę opowieści mocno Pani podkolorowała, bo tak wysokiego wskaźnika rozwodów to nawet w klubie poselskim PiSu nie ma.
      Skoro już rozmawiamy: PO CO Kościół miałby podążać za współczesnością? Po poklask doczesny ludzi i tak nie zainteresowanych jego misją?
      Nie należy straszyć grzechem, ale warto uświadamiać jego konsekwencje.

      Usuń
    2. Jest Pani(?) osobą całkowicie oderwaną od rzeczywistości i myli przyczyny ze skutkami. Problemem nie jest rzekome "straszenie grzechem" ale promowanie w mediach, szkołach i systemach prawnych (anty)wartości sprzecznych z chrześcijaństwem. Skoro młody człowiek czerpie wzorce postępowania z np. bezbożnych filmów, piosenek czy z szerokiego spektrum demoliberalnych gadzinówek to nie dziwmy się potem że takie pojęcia jak czystość lub wierność małżeńska są dla niego całkowicie abstrakcyjne. Poza tym na zasadzie analogii widać że liberalizacja doktryny i nauki moralnej prowadzi do jeszcze większej ateizacji i zepsucia społeczeństwa. Proszę uważnie przyjrzeć się wspólnotom luterańskim lub anglikańskim które całkowicie odrzuciwszy tradycyjne chrześcijańskie nauczanie moralne na rzecz współczesnych norm obyczajowych stały się już w zasadzie trupem który prawdopodobnie za niedługo trafi na śmietnik historii. Z drugiej strony nurty chrześcijańskie (nie tylko katolicki tradycjonalizm!) które ustawiają się w opozycji do bezbożnego świata oraz wymagają od swoich członków pewnej samodyscypliny życiowej z roku na rok rosną w siłę.

      Usuń
    3. Gdyby Kościół chciał przeganiać tak zwany postęp, to już w starożytności miał szansę zaaprobować "małżeństwa" z koniem lub innym zwierzakiem - i takie rzeczy się działy w wówczas "postępowym" świecie.

      Praktyka życiowa pokazuje, że "mentalność konkubencka" jest ogromnie często formą grzechu przeciwko dzieciom. Chodzi o mentalność, która sprawia, że wiele osób faktycznie traktuje małżeństwa jako "zaresjestrowany konkubinat" - "jak nie wyjdzie, to się rozejdziemy". Od samych konkubinatów, które przecież miały miejsce zawsze, o wiele ważniejszym problemem jest "mentalność konkubencka".

      Ta mentalność sprawia, że spora część księży przymyka oczy na to, że faktycznie błogosławi konkubinaty. Być może inaczej by było, gdyby w prawie (zwłaszcza kościelnym) wprowadzono regułę zwrotu stypendium za sprawowanie ceremonii ślubnej w przypadku orzeczenia o stwierdzeniu nieważności małżeństwa przez sąd kościelny (zwrot w całości) lub rozwodu (zwrot opłaty w połowie). Wyjątkiem powinny być wyłącznie sytuacje nadzywczajne - np. ujawnienie przeszkód małżeńskich po ceremonii zaślubin.

      Usuń
  14. Ja uważam, że to żadna pani Anna napisała, tylko nasz Anonimowy dalej nadaje i zacytował wypowiedź jakiejś pani Anny.

    OdpowiedzUsuń
  15. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  16. Przeciwnikom odnośnej kampanii informacyjnej proponuję opracować własną; najlepiej z mocnym hasłem przewodnim, np. takim:
    "Konkubinat z księdzem to grzech śmiertelny".

    Umieszczenie takich haseł, zwłaszcza w pobliżu kościołów, plebanii, kurii, seminariów duchownych oraz uczelni kościelnych mogłoby wywołać "twórcze zamieszanie".

    OdpowiedzUsuń
  17. Katolicy mają prawo głosić swoje poglądy, ale niech sobie zdają sprawę z KONSEKWENCJI przyjęcia takiej, a nie innej retoryki. Młodzi mają własny rozum. A naciski ze strony ojca, matki czy - nie daj Boże! - babci/dziadka powinny być odpierane brutalnymi słowami, nie licującymi z IV Przykazaniem. Dorośli ludzie SAMI decydują o swoim życiu. Chyba tylko w Polsce uważa się, że wolno naciskać na dorosłe już potomstwo, żeby wzięło ślub lub zdecydowało się na dziecko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pani była łaskawa zarekomendować prostackie zachowania. Jest wielka różnica między posłuszeństwem (zwłaszcza ślepym) a wulgarnością w relacjach międzyludzkich, zwłaszcza w odniesieniu do osób najbliższych. Widać, taka już "Pani uroda", że wybiera Pani zachęcanie ludzi do chamstwa. Cóż, niektórzy (niektóre) tak mają. I mają prawo żyć, a nawet upubliczniać reprezentowany przez siebie prymitywizm.

      Oczywistością jest to, że są granice ingerowania w sprawy innych ludzi, zwłaszcza pełnoletnich. Jeżeli pełnoletni ludzie są naprawdę dorości (czyli dojrzali), to powinii potrafić znaleźć (względnie opracować) sposób stosownego reagowania na przejawy zbytniego wścibstwa innych ludzi w sferę prywatną, a zwłaszcza intymną. Jednym ze sposobów jest uśmiech i przejawy grzeczności. Od dawna wiadomo, że "miłym urwisom" łatwiej uchodzi wiele wybryków. Można być przecież "miłym urwisem" - przynajmniej w oczach kogoś, przejawiającego wścibstwo w sprawy innych. Niechby nawet z przejawami elegancko zaprezentowaniej złośliwości.

      Promowanie prostactwa z pewnością zasługuje na naganę. Ludziom na poziomie przystoi zachowanie na wyższym poziomie od gagającego (lub piszącego wypociny w sieci) bydła.

      Usuń
  18. Tak przysłuchuję się (przyczytuję) tej i podobnym dyskusjom i się zastanawiam, jakie podstawy mają katolicy by pouczać o moralności? Statystyki w Polsce (choćby kryminalne) w ogóle nie przekładają się na deklarowany katolicyzm. Ponieważ prawie wszyscy są katolikami (oficjalne dane KK), to znaczy, że kradną, zabijają, jeżdżą po pijaki, uprawiają pedofilię itd. głównie katolicy. Dlatego jestem absolutny przeciwny, by prawem i przymusem świeckiego państwa wymuszać przestrzeganie przykazań. W dodatku nie tych z Dekalogu, a kościelnych i innych, wymyślonych przez ludzi. Przecież są na świecie wspólnoty wyznaniowe (choćby osławieni Amisze czy nasi Świadkowie Jehpwy), które radzą sobie z wiernymi bez wsparcia aparatu państwowego. A gdy słyszę z ambony księdza, który mówi o prześladowaniu katolików w Polsce przez laicką i genderową większość, to mam odruch wymiotny i nabieram chęci, by moja noga nigdy więcej progu tego przybytku nie przestąpiła. Bóg jest wszędzie, a oszołomstwa mogę sobie posłuchać w TV.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pan ma rację co do jednego - określenia "deklarowany katolicyzm".

      Deklarowanymi katolikami, a czasami nawet deklarowanymi duchownymi, są ludzie, którzy mają niewiele wspólnego z katolicyzmem. Za tak zwanej komuny tajne służby wysyłały swych ludzi do seminariów duchownych - część z nich mogła zostać biskupami. Wychodzi więc na to, że wilki wcieliły się w rolę pasterzy.

      Pod pozorem wdrażania II Soboru Watykańskiego katolikom, również duchownym, zrobiono niemalże lobotomię umysłową. Jaskrawym i powszechnie dostępnym dowodem tego jest fakt, że jakikolwiek ksiądz, podający się za kapłana katolickiego, Niby Odprawia Msze (czyli sprawuje Novus Ordo Miessae). Jeżeli jeszcze ludzie za to płacą (nie tylko datkami na tacę, ale również stypendiami lub innymi ofiarami), to ukazuje się dramatyzm sytuacyjny. Oczywiście, są specyficzne i zarazem bardzo trudne okoliczności - zwłaszcza związane z pogrzebem - gdy trudno jest "grymasić". Jednakże ludzie finansują sprawowanie takiej strasznej lirturgii również w wielu innych kontekstach sytuacyjnych.

      Jak można spodziewać się sensownego podejścia do małżeństwa od ogółu ludzi, którzy godzą się składać przysięgę małżeńską podczas Niby Odprawiania Mszy? Oczywiście, są część nupturientów ma tak silne nastawienie katolickie, że nawet ta przerażająca oprawa liturgiczna nie zniszczy go - co trafnie oddaje powiedzenie: "złego kościół nie naprawi, dobrego karczma nie zepsuje".

      Wskazywanie zła, tkwiącego w konkubinatach, zasługuje na pochwałę. Zwłaszcza z uwagi na dzieci i ich dobro. W wielu związkach nieformalnych sytuacja jest dużo gorsza od sytuacji w relacjach sformalizowanych - nawet wyłącznie przez rejestrację państwową. Niekiedy (tak zwyczajnie, po ludzku) trudno jest winić kogoś, kto stał się więźniem relacji konkubenckiej. Taki człowiek cierpi - np. bojąc się bezdomności lub nędzy materialnej po zakończeniu konkubinatu. Można nawet takie cierpienie traktować jako przejaw kary doczesnej - swoisty przejaw Bożego Miłosierdzia, mający skrócić przyszłe (ewentualne) męki czyśćcowe. Można również być dalekim od takich interpretacji. Niezależnie od sposobu tłumaczenia sytuacji, warto przed konkubinatami ostrzegać tych, którzy jeszcze nie wpadli w to bagno, a przynajmniej nie ściągnęli związanego z nim ryzyka na swe dzieci.

      Z perspektywy świeckiej, katolicy - jak wszycy inni ludzie - mają prawo prezentować swe stanowisko moralne. Także wtedy, gdy osoby na stanowiskach duszpasterskich dopuszczają się zdrady albo (wprost przeciwnie) przejawiają poszłuszeństwo tym, którzy ich skierowali do działalności agenturalnej "na froncie kościelnym". Przejawy odbierania katolikom ich praw lub kwestionowania tych praw są wyrazem antykatolickiej fobii lub wykonywania rozkazów mocodawców o programie antykatolickim.

      Usuń
    2. Otóż to, w Polsce każdy, tak jak Pan, kto uważa się za katolika, uważa że akurat on ma monopol na „prawdziwy” katolicyzm. Proszę się nie obrażać :) Każdy ma własne myśli i własną moralność, czy się do tego przyznaje, czy nie, można więc powiedzieć, że każdy ma do tego prawo. Sęk w tym, że słowo katolik ma określone znaczenie. Między innymi katolik musi wierzyć w nieomylność papieży i wiele innych rzeczy.
      Jeśli nie wierzy, jeśli nie zgadza się z soborami i wytycznymi Jana Pawła II lub innego papieża, tak jak ja się nie zgadzam choćby z twierdzeniem, że muzułmanie są braćmi chrześcijan w wierze (dla mnie to zaprzeczenie pierwszego przykazania), to powinien uważać się za prywatnego protestanta lub nawet heretyka. Nie jest bowiem katolikiem ten, kto nie popiera wszystkich dogmatów KK, podobnie jak nie jest chrześcijaninem ten, kto nie wierzy w boskość Jezusa.
      Co do kryzysu małżeństwa, to nie należy chyba upraszczać sprawy i redukować jej tylko i wyłącznie do sprawy kryzysu wiary. Małżeństwo to instytucja wymyślona, gdy średnia życia była dużo krótsza niż dziś, a większość ludzi miała zdecydowanie mniej czasu na rozrywki. Nawet wtedy wiele małżeństw było fikcją, prostytucja małżeńska i zwykła były na porządku dziennym, podobnie jak zdrada. Co dopiero teraz, gdy świat się tak zmienił a człowiek pozostał taki sam.
      Warto te spojrzeć na świat zwierząt. Mamy gatunki wierne od pierwszego wejrzenia aż do grobowej deski, mamy i takie, co to z kwiatka na kwiatek. I to nawet w ramach tej samej gromady. Są nawet takie, co to są wierne nawet jeśli za pierwszym razem płeć im się pomyli. Ale nie mieszajmy już tutaj związków homoseksualnych ;)

      Usuń
    3. Pan najwidoczniej padł ofiarą jakiegoś zamieszania - by może intelektualnego.

      Wyznawanie wiary katolickiej to coś odmiennego od kultu człowieka - czyli kultu pogańskiego - nawet w przypadku postaci znaczących w najnowszej historii katolicyzmu. Tytułem przykładu: można być katolikiem, nie znosząc kremówek (nie tylko wadowickich).

      Zoologia oraz interpretowanie jej ustaleń to również coś odmiennego od Wiary Świętej.

      Jeśteśmy obcymi sobie ludźmi, więc zupełnie brak Panu kompetencji merytorycznej w zakresie wypowiadania się o tym, co ja uważam; kompetencji formalnej również Panu brak (w tym zakresie).

      Usuń
  19. Oj, Panie Jopolan, Źle się Pan bawi w tej publicznej "piaskownicy". Radzę przenieść swoje zabawki do swojej własnej piaskownicy...

    OdpowiedzUsuń
  20. Wiadomo, że każdy ma prawo mieć własne zdanie ale nie wiem, czy w obecnych czasach temat życia w konkubinacie, to jeszcze moralna rozterka dla kogokolwiek. Dla mnie osobiście nie ma w tym już nic szokującego.

    OdpowiedzUsuń