1. .Nowocześni duszpasterze nie rozumieją, że zdziecinniałe Nowusy to najlepszy na świecie sposób, by wpoić dzieciom przekonanie, że religja to coś banalnego i naiwnego. Nawet jeśli rzeczywiście zapełniają oni kościoły, to oferują swoim młodym wiernym rozrywkę na poziomie Fasolek i innych smerfów. A z tego się szybko wyrasta. Do jakiego wieku można oglądać bajki rysunkowe? Chyba już w późnych klasach szkoły podstawowej jest to obciachem.
Identycznym obciachem dla tych samych osób będzie przyznawanie się do praktykowania religji. Zwłaszcza, że wstępne lata katechezy nie zapoznają z całem dziedzictwem Kościoła: ani z łaciną, ani z pięknemi pieśniami, ani z głęboką symboliką obrzędów. Trudno, żeby zapoznawały, skoro większość absolwentów współczesnych seminariów (słusznie zwanych przez Dextimusa "zawodówkami") takiej wiedzy nigdy nie posiadło.
Pewną próbą ratowania sytuacji są duszpasterstwa młodzieżowe. Tam wykłada się "ewangelię według świętego zioma":
1. A kiedy Master dostał cynk, że faryzeusze skapnęli się, że ma coraz więcej uczniów i chrzci więcej niż Jan, 2. chociaż w sumie to nie Jezus zanurzał w wodzie, tylko jego ekipa, 3. wyszedł z Judei i wrócił do Galilei. 4. Musiał przebić się przez Samarię. 5. Kiedy dotarł do samarytańskiej wioski (Sychar) blisko działki, którą Jakub odpalił swojemu synowi Józkowi, 6. była tam studnia Jakuba, więc Jezus zmachany podróżą, glebnął se przy niej. To było koło południa. 7. A tu wbija się samarytańska laska, żeby nabrać wody. Jezus zagaił do niej: Dasz mi się napić? 8. Bo jego ekipa poszła do miasta, żeby kupić żarcie. 9. Wtedy ta panna powiedziała mu: Pogięło cię? Jesteś Żydem i prosisz mnie, Samarytankę, o wodę? (bo Żydzi nie zadają się z Samarytanami).
... i stosuje podobnie żenujące sztuczki, dobre na kilka następnych lat. Góra do pełnoletniości. Potem wszyscy mają już swoje życie i ... swoje grzechy. Następna wizyta w kościele dopiero, jeśli trzeba ochrzcić dziecko i wziąć ślub.
2. Zupełnie nie rozumiem, czemu duszpasterze nie dostrzegają, że małe dzieci bardzo lubią być traktowane jak dorośli. Lubią siedzieć z nami przy stole, słuchać rozmów starszych, wypić kropelkę alkoholu z okazji imienin dziadka. Często nawet zjedzą flaki lub sushi tylko dlatego, że w ten sposób podkreślają swą dojrzałość. Identycznie jest z ich stosunkiem do religijności. Młody człowieczek nie odrzuci Mszy tylko dlatego, że grają organy zamiast gitary. Nikt nie rodzi się z gitarą w ręku, nie są to bynajmniej naturalne dźwięki, z jakiemi się spotykamy wszędzie dookoła.
Dla dziecka iluzja rozumienia treści jest mniej istotna od poczucia piękna. A piękno, coś starannego i dopracowanego, budzi zainteresowanie. Znacznie rzadziej widzę znudzone dziecko na Mszy trydenckiej niż na Nowusie. Nowusy są nieciekawe same w sobie. Rodzice jeszcze jakoś dają sobie na nich radę. Mamie minie ta godzina na zajmowaniu się znudzonem dzieckiem, tata połypie okiem za ładnemi parafjankami. Ale dziecko musi się nudzić, zwłaszcza jeśli nie wypada mu już biegać po kościele lub bawić się resorakami.
3. Grosz trzeci, czyli świadectwo osobiste. Tuż po pierwszej Komunji świętej w mojej parafji zmienił się proboszcz, z konserwatysty na .nowoczesnego. W ślad za tem istotnie zmieniły się nabożeństwa: kapłani rzadziej mówili Kanon, ogłoszenia parafialne powędrowały z końca kazania na pokomunję, weszły scholki i zdziecinniałe Nowusy. Szybko poszło. Tak około szóstej klasy szkoły podstawowej wyznaczono nam na katechetkę starszą zakonnicę, panią około sześćdziesiątki. Bidula targała do sali katechetycznej gitarę i coś nam na niej smęciła. Tyle, że w tamtych latach młodym chłopakom imponował thrash i heavy metal, przy których kiepsko nastrojony "akustyk" mógł budzić co najwyżej politowanie. Nie złapaliśmy więc bakcyla oazowego od siostry zakonnej. Nigdy nie rozumieliśmy jej "wygłupów". Chyba tylko jedna koleżanka z klasy zaangażowała się do wspólnot młodzieżowych.
A dla mnie przykład sędziwego proboszcza zawsze pozostawał punktem odniesienia. Przez dziesięć następnych lat szukałem takiej religijności, jaka go ukształtowała. I na przekór pseudoluzakom to odnalazłem. Bóg zapłać, zacny Księże Prałacie!
Podczas lektury tej "ewangelii wg św. zioma" zaczęły mi się z zażenowania podwijać paznokcie u stóp...
OdpowiedzUsuńJakiś czas temu byłam na Mszy, jaką moja ciocia zamówiła w intencji rodziny. Za mną siedziała kuzynka z 5-letnią córką. Co chwila słyszałam: "Mama, nudzi mi się. Długo jeszcze?". Novusik był odprawiany przez księdza proboszcza naprawdę przyzwoicie, w małym, wiejskim kościele, gdzie panował poza prezbiterium przyjemny półmrok, powodów do rozproszeń właściwie nie było - wystarczyło się skupić na liturgii. Tylko córka kuzynki była wcześniej prowadzana niemal wyłącznie na Msze dla dzieci. Pamiętam wcześniejsze zachwyty kuzynki, jakiego mają fantastycznego księdza, który podczas Mszy wychodzi do dzieci, rozmawia z nimi i opowiada wierszyki, tudzież daje cukierki - córka tak chętnie tam chodzi! Tylko na takiej zdziecinniałej Mszy dziecko nie było nauczone zachowania, a jego mama - że Msza nie jest po to, by dzieci zabawiać. Za to na lokalnej tridentinie widywałam dwu-trzylatki, które już wiedziały, jak się na Mszy zachowywać. Nieco zbaczając z tematu: uważam, że błędem jest kierowanie całej pary posoborowej w duszpasterstwo dzieci i młodzieży. Trzeba uświadamiać nie dzieci, a rodziców. Z poważaniem - Asia
OdpowiedzUsuńKoniecznie warto zobaczyć:
OdpowiedzUsuńhttps://www.youtube.com/watch?v=VI7YXtBf0WM
I komentarz: wokół konferansjera kilkanaście dziewczynek nieźle się bawi. Starsze dzieci patrzą politowaniem/zainteresowaniem? na zabawę młodszych. A na sali kilkaset starych koni płci obojga ogląda występ rzeczonego konferansjera. Tak wyglądają proporcje wśród uczestników WSZYSTKICH znanych mi "mszy" dla dzieci.
"Następna wizyta w kościele dopiero, jeśli trzeba ochrzcić dziecko i wziąć ślub."
OdpowiedzUsuńDodałbym: kolejność wydarzeń bynajmniej nieprzypadkowa ;)
Przykra sprawa :(
OdpowiedzUsuńAle z jednym muszę się nie zgodzić - to nie obciach oglądać kreskówki w wieku dojrzalszym ;)
Szanowna Dzikusko
UsuńMasz świętą rację. Do kreskówek robionych w technologii przedkomputerowej, zwłaszcza tych Disneya, trzeba dorosnąć by dostrzec ich smak. Tak jak i do Kubusia Puchatka, którego za bajeczkę dla dzieci może uznać tylko cymbał.
Pozdrawiam serdecznie.
Czcigodny Krusejderze
OdpowiedzUsuńZróbmy prosty eksperyment myślowy. Wyobraź sobie, że do filharmonii zaprowadzimy kilkuletnie dzieci. Niezależnie od tego czy w programie będzie muzyka Beethovena czy Offenbacha, góra kilka procent byłoby skłonnych wysłuchać całości do końca, nie wiercić się i nie pytać co chwilę, kiedy będą mogły stamtąd pójść. Po prostu niezależnie od tego czy będzie to msza "przedsoborowa" czy "posoborowa" (stąd te przykłady kompozytorów), te dzieci do wysłuchania żadnej z nich po prostu nie dorosły. Lasciate ogni speranza.
Konfirmacja dopiero w wieku 15-16 lat to nie żadne silenie się na oryginalność. Po prostu statystycznie dopiero w tym wieku młody człowiek jest w stanie zdać sobie do końca sprawę, w CZYM uczestniczy.
Pozdrawiam serdecznie.
PS
UsuńAle nadal trzymając się nadal tej smej muzycznej analogii, filharmonia to nie miejsce do jakichś przedszkolnych śpiewów w stylu "My jesteśmy krasnoludki...". Za to ma sens organizowanie poranków symfonicznych, podczas których grane będą KRÓTKIE i łatwe w odbiorze fragmenty klasyki, a prowadzący koncert zwięźle i przystępnie przybliżał młodej widowni ich klimat.
A więc może warto dla dzieci opracować jakieś formy liturgiczno - dydaktyczne. Które nawet nie będąc z formalnego punktu widzenia "dorosłą" mszą, bez żadnego błaznowania ale PRZYSTĘPNIE, czyli w posób dostosowany do możliwości odbiorców, będzie ich uczyć podstaw wiary.
Pozdrawiam serdecznie.
Ad Stary Niedźwiedź.
OdpowiedzUsuńA co z pierwszą komunią, która przypada na wiek 9-10 lat? Czy aby te 15-16 to jednak trochę nie za późno?
W ostatniej kwestii - nie ma takiej możliwości. Każda próba zrobienia ze Mszy "poranku dla dzieci" (per analogiam do filharmonii), wyłuszczania o co chodzi w TRAKCIE Mszy, ale też i innej liturgii, prowadzi donikąd. Takie rzeczy można robić jedynie w ramach katechezy TYLKO poza Mszą. Sama Najświętsza Ofiara musi być odprawiana według sztywnego kanonu (niechby nawet i Mszału PVI), pozbawiona jakiejkolwiek "konferansjerki" w trakcie, zwłaszcza po Credo (ogłoszenia po kazaniu, dlaczego nowusowcy nie chcą do tego wrócić?).
Z Panem Bogiem
Szanowny Anonimowy
UsuńOczywiście masz rację że podczas Mszy nie ma miejsca na "dydaktykę". Czyli w przypadku sztywnego umiejscowienia pierwszej komunii w wieku 9 do 10 lat problem jest nie do rozwiązania..
W kościołach protestanckich dzieci nie są przyprowadzane na nabożeństwa dopóki nie osiągną pułapu mentalnego, na którym już nie będą przeszkadzać dorosłym uczestnikom liturgii. W mszach rzymskokatolickich uczestniczę sporadycznie, podczas ślubów i niestety pogrzebów w gronie przyjaciół. I muszę przyznać, że głośne pytania w stylu "Mamusiu / tatusiu, a kiedy my stąd póldziemy?" mnie przeszkadzają, mimo że jestem gościem, aktywnie uczestniczącym jedynie w niektórych fazach liturgii.
Dziękuję za interesującą rozmowę i z Panem Bogiem.
Dlatego też co do Komunii dodam, że granica 9-10 lat nie jest bynajmniej w Kościele Katolickim jakąś uniwersalną i niezmienną regułą. Znacznie słuszniejszym niż masowe przystępowanie do I Komunii w określonym wieku (jak to ma miejsce obecnie w większej części Kościoła) zdaje się tutaj zwracanie uwagi na indywidualne predyspozycje dziecka.
UsuńZwrot "nowusy" e mojej opinii brzmi pogardliwie, to tak jakby Vaticanum Secundum był czymś złym i wszyscy, którzy idą według jego wskazań robili żle.
OdpowiedzUsuńJeśli chcemy dbać o dobro Kościoła musimy być mu wierni i słuchać jego nauki.
Do osoby wyżej-skoro chcesz być wierny, to zapoznaj się z bullą Piusa V o Mszy Wszechczasów i zadaj sobie fundamentalne dla katolika pytanie-czy cała liturgia przedsoborowa przez tyle wieków to przypadkowy rezultat widzimisię Kościoła, czy też do czegoś to służyło ( i służy)?
UsuńJeśli ktoś jest ślepo wpatrzony we wszystko, co mówi obecny Kościół, to bez zająknienia przyjmie jako coś normalnego Komunię na rękę, tylko-jaki katolik w ogóle może pomyśleć ( a co dopiero zrobić), że można tak lekceważyć Ciało Boga? No, chyba że nie wierzy się w Przeistoczenie.Zamiast ślepo słuchać, bez refleksji (czyli wiara jest letnia) bądź ciepły lub zimny, a mowa ma być ''si si, no no''.
Bardzo fajnie napisane. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem bardzo fajnie opisany problem. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń