piątek, 23 lutego 2018

O kazaniach

Wśród nie za wielu mądrych myśli, które pozostają jako dorobek po Bronisławie Komorowskim, z pewnością wskazałbym zdanie: "Mowy powinny być krótkie, a kiełbasy długie". Niestety, jakże często słyszymy, że nie wzięli go sobie do serca nasi celebransi!

Wprawdzie kazanie nie jest stricte częścią liturgii, ale nie da się go od niej oddzielać. Udajemy się na konkretną Mszę Świętą, którą zazwyczaj w każdą niedzielę i święto celebruje ten sam kapłan. Wiemy zatem, czego można się po nim spodziewać. A czego powinniśmy oczekiwać od dobrego kaznodziei?

Kazanie to wyjaśnienie Ewangelii i lekcji, które powinno odnosić się do naszego życia oraz doktryny i życia Kościoła. Powinno zatem umacniać naszą wiarę oraz skłaniać do zmiany zachowań, wspomagać proces ciągłego nawracania się.


Nie wiem, jakie są w tej dziedzinie Państwa oczekiwania i doświadczenia, ale moje są umiarkowanie dobre. O ile oceniając zgodność celebracji z rytem zapisanym w księgach liturgicznych prawie wszędzie można mówić o zasadniczo poprawnych celebracjach i niewielkich niedociągnięciach, to kazania na Mszach tradycyjnych w Warszawie i okolicach dobre tylko bywają. Najlepsze kazania głoszą nasi zacni emerytowani prałaci -“ ks. Jan Sikorski i ks. Tomasz Król. Nazwisk innych kapłanów i oceny ich krasomówstwa nie zamieszczę, choć oczywiście nie do wszystkich pozostałych miałbym zastrzeżenia.



Największym problemem kaznodziejskim jest gadulstwo i pustosłowie. Msza w tradycyjnej formie rytu rzymskiego maksymalnie ogranicza dowolność celebransów w kształtowaniu liturgii, jej zagajaniu i komentowaniu. Ale ogłoszenia i kazanie tym regułom nie podlegają. Niektórzy "birytualni" kapłani ewidentnie lubią się "samozrealizować", korzystają z tych minut sławy, wiedząc, że wierni nie mają wyboru i muszą ich wysłuchiwać. To oni wydłużają również najbardziej swe nieszczęsne mowy, które - gdyby się zamknęły w pierwszych dziesięciu minutach - byłyby całkiem dobrymi kazaniami. Być może ta grupa kapłanów głosi lepsze (a przynajmniej strawniejsze) kazania podczas nowych Mszy, bo tam często wystarczy po prostu powiedzieć ciekawą historyjkę jakoś powiązaną z tematyką religijną.

Innym istotnym czynnikiem determinującym słabość kazań na Mszach tradycyjnych jest brak nadzoru nad nimi. Grupki wiernych są zamkniętymi wspólnotami. Ludzie się cieszą, że tak rzadki dar jak Msza w tradycyjnej formie rytu rzymskiego jest dla nich celebrowana i przyjmują ją z dobrodziejstwem inwentarza, czyli zdecydowanie za długim kazaniem i fatalną oprawą muzyczną. Nie pójdą do proboszcza, by szepnąć, że ks. Zenobiusz to antytalent krasomówczy. Prędzej - zdrzemną się lub odmówią prywatne modlitwy, np. różańcowe.

Źródła tego problemu tkwią w systemie kształcenia. Polski system oświatowy nie przygotowuje ani do przemawiania ani do pisemnego formułowania myśli. Z drugiej strony niemal każdy człowiek rzadziej lub częściej musi coś powiedzieć lub napisać. Obcujemy zatem na co dzień z kiepskimi tekstami, fatalnie dukanymi. Przyzwyczailiśmy się do tej nędzy intelektualnej. Nie cenimy też wystarczająco u bliźnich talentów w tych dziedzinach.

Problemu kiepskich kazań nie da się szybko skorygować. Ale jeśli nie zaczniemy mówić, że problem istnieje, nic się nigdy nie poprawi.

Polecam wiernym kwotowe różnicowanie ofiary, zależnie od poziomu kazania. Myślę, że nie byłoby rzeczą niestosowną dołączanie do tacy karteczek o treści "za długie ogłoszenia", "słabe kazanie" itp. w rzadkich, ale występujących jednak przypadkach.

Polecam duchownym dobre przygotowywanie się do wygłaszania kazań i ogłoszeń. Zapewne przynajmniej 90% spośród Was zrobiłaby najlepiej, jakby mieściła się z tymi częściami liturgii w kwadransie. 10 minut - kazanie, nie więcej niż 5 minut - ogłoszenia.
Niech wasza mowa będzie: Tak, tak; nie, nie. A co nadto jest, od Złego pochodzi.
Nie wierzycie? No to uświadomcie sobie, że jest pewna grupa ludzi, która przez beznadziejne lub nudne kazania przestała uczęszczać na Mszę Świętą. I jakkolwiek to była ich decyzja, to i na was, Czcigodni Kapłani, spadnie za to jakaś odpowiednia część odpowiedzialności.

16 komentarzy:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak słyszę o gadulstwie na Czubach, to od razu się nasuwa kościół Matki Bożej Różańcowej. Trafiłem? :)

      Usuń
    2. :)
      Niestety nie przewidziałem nagrody-niespodzianki w tym quizie

      Usuń
  2. Dobry tekst! Wprawdzie nie jestem uczestnikiem mszy w formie tradycyjnej, ale na "nowych" mszach odbywa się zbyt często galimatias homilijno-ogłoszeniowy. I nie minimalizowałbym odpowiedzialności księży za rozdrażnianie wiernych nieskładnymi, chaotycznymi, nieprzemyślanymi, pełnymi dygresji i dygresyjek słowotokami, które w pierwotnym zamiarze miały być ogłoszeniami. Kaznodzieje! Wierni mają różne wrażliwości i co poniektórym może zabłąkać się w głowie mało cenzuralne "wdzięczność" za Wasz brak wyczucia. Jeśli są czytelnicy z Lublina, którzy cierpią katusze z powodu niepoważnego gadulstwa proboszcza jednej z parafii na Czubach, to zachęcam do wizyty w kościele akademickim KUL. Większość homilii po prostu chce się słuchać a za ich treść i trafność serce się wyrywa, by podziękować celebransowi. A sposób przekazu ogłoszeń celujący!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. chodzi koledze o obowiązkowe "trzecie kazanie" księdza proboszcza?

      Usuń
  3. Ja niestety już nigdy na tacę nic nie rzucę, chyba że zaistnieją odpowiednie okoliczności. Tylko proszę mi oszczędzić opowieści o kosztach prądu, płynu do mycia podłogi, itp. No wiadomo, przecież tylko na to idą pieniądze z tacy, a cała niewielka nadwyżka jest wysyłana na cele charytatywne.

    W strukturach Novus Ordo - chyba nie trzeba nic pisać, to kolaboranci zdrajców i heretyków. I nic mnie nie obchodzi, że ktoś prywatnie jest dobrym człowiekiem.

    W strukturach FSSPX - za przyzwolenie na dyktat oszołomska i komunistycznego kibla mentalnego w warstwie wiernych, co przekłada się na porządek rzeczy już w kruchcie.

    Kazanie to przy tym nic i obieranie go jako kryterium to przy powyższym czepialstwo.
    Chcą budować korytarze dla islamistów i terrorystów chcących nas zamordować i podbić, a ja mam im jeszcze płacić "jałmużnę".

    Jak dla mnie może nie być kazań.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja się z panem zetknąłem już gdzieś w internecie (YouTube?), wulgarnie obrażal mnie pan. Niech pan spojrzy krytycznie na siebie. To trudne ale panu potrzebne. Ave Maria...

      Usuń
    2. Należało się panu widocznie. Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
  4. Do Administratora małe pytanie: jak brzmi nazwisko księdza na zdjęciu? Z góry dziękuje :)))

    OdpowiedzUsuń
  5. @ Aleksander Paruzel: Co Pan rozumie przez, cyt., "dyktat oszołomska i komunistycznego kibla mentalnego w warstwie wiernych, co przekłada się na porządek rzeczy już w kruchcie".

    Z poważaniem
    Piotr Bukowczyk

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Popełniłem drobną literówkę, na myśli mając "dyktat oszołomstwa", drogi Panie Piotrze.
      Chodzi o wierność owych "katolików" swojej wschodniej ojczyźnie i jej interesom.
      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
  6. Czcigodny Krusejderze
    Ks. dr Dariusz Chwastek, mój proboszcz z warszawskiej parafii Wniebowstąpienia Pańskiego i adiukt w ChAT, zawsze wygłasza kazanie z sensem, ściśle powiązane tematycznie z liturgią, praktycznie zawsze mieści się w tych postulowanych przez Ciebie 10 minutach. Zero mowy-trawy i nieudolnego rzekomego krasomówstwa. Podczas pobytu na Mazurach uczestniczę w liturgiach w Pasymiu i o kazaniach ks. Witolda Twardzika też mam jak najlepszą opinię.
    W liturgiach Kościoła Rzymskokatolickiego uczestniczę sporadycznie, jedynie podczas ślubów i pogrzebów w gronie znajomych. Zaledwie dwa razy kazanie zrobiło na mnie wrażenie i to zdecydowanie pozytywne. Wygłaszali je ks. Przekaziński, ówczesny kustosz Muzeum Archidiecezji Warszawskiej na Solcu oraz właśnie wspomniany przez Ciebie ks Sikorski.
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czcigodny Krusejderze,
      kazanie wg mnie powinno też mieć jakiś nietypowy element zaskakujący słuchaczy, a przez to zapadający w pamięć. Do dziś pamiętam kazanie ks. Bogdana Wawrzeczko, wówczas węgrowskiego proboszcza, z 2013 roku.

      - Ile czasu zajmuje ugotowanie grochówki? - zaczął kazanie proboszcz.
      Wiernych nieco zatkało, więc odezwałem się
      - Z moczeniem grochu jakieś 12 godzin.
      Tu ksiądz wyciągnął spod togi torebeczkę:
      - Grochówka gorący kubek, zalać wrzątkiem zamieszać, odstawić na 3 minuty - przeczytał przepis. - A jaką grochówkę wolelibyście - taką błyskawiczną, czy taką jaką gotuje siostra Aniela (diakonisa z już nieistniejącego DPS)?
      - No tę siostry - padły głosy.
      No właśnie, (...)

      i zaczęło się właściwe kazanie o wartości rzeczy do których dochodzimy powoli, z mozołem, wkładając wysiłek, jak przez to są cenniejsze i bardziej doceniane.
      pozdrawiam

      Usuń
    2. O ile "gotujący" zajmuje się tylko i wyłącznie gotowaniem to nie ma problemu. Gorzej jak co chwila odrywa si e od gotowania a to odebrać telefon, a to zmienić falę w radiu, a to otworzyć drzwi listonoszowi itp. :)

      Usuń
  7. Czcigodny Refaelu,
    bardzo dobry pomysł, byle tej formuły nie nadużywać :)

    Serdecznie pozdrawiam obu Panów!

    OdpowiedzUsuń