wtorek, 8 lutego 2011

Dysonans małżeński

Od około roku polskie posoborowie dzierży rekord świata w zakresie liczby składanych do sądów biskupich wniosków o stwierdzenie nieważności małżeństwa. Lawinowo też wzrasta ilość sądowych orzeczeń „pro nullitate”, która podwoiła się w ciągu ostatnich dziesięciu lat. Może w liczbach bezwględnych dane nie wyglądają imponująco: 1265 szt. AD 1999 i 2171 szt. AD 2007 ale pamiętajmy, że o orzeczenia te ubiega się bardzo specyficzna grupa katolików, aspirująca do miana głęboko wierzących.



Nie czarujmy się, w polskich realiach do sądu biskupiego w tej sprawie nie pójdzie byle Mariolka, u której właśnie orzeczono rozwód z alkoholikiem Kamilem. Ona nie ma od 5 000 do 30 000 zł, które trzeba wyasygnować na ten cel. Taką kwotą natomiast dysponują rozmaici działacze "kutaliccy", społecznicy, posłowie, redaktorzy, celebryci i mogą posłużyć się nią korzystając z niejasności przepisów prawa kanonicznego umożliwiającego de facto wydanie pozytywnego orzeczenia w każdej możliwej sprawie. Dlatego takie dokumenty uzyskali m.in. Wojciech Cejrowski i Cezary Pazura (który nb. stara się o recydywę, chcąc po raz trzeci w życiu ślubować kobiecie w kościele), a sprawę unieważnieniową w toku ma Katarzyna Skrzynecka.

Niedawny głośny apel Ojca Świętego Benedykta XVI skierowany do Roty Rzymskiej, w którym zaapelował on przedewszystkiem o odpowiednie przygotowywanie nupturientów do ślubu, nie trafia w sedno. Bowiem problem będzie musiał narastać o ile nie zlikwiduje się jego przyczyny, którą są zapisy janopawłowego Kodeksu Prawa Kanonicznego. Sławetny kanon 1095 ust. 3 KPK 1983 ("Niezdolni do zawarcia małżeństwa są ci, którzy z przyczyn natury psychicznej nie są zdolni podjąć istotnych obowiązków małżeńskich") nie jest furtką do wypaczeń, lecz ich kwintesencją. Dokąd małżonkiwie będą mieli świadomość jego istnienia, będą kuszeni nadużyciami. Nie każdy katolik ma obowiązek wiedzieć o dysfunkcji współczesnej władzy kościelnej, by z niego nie korzystać. Zresztą, osoba upadająca w grzech może skorzystać z tej propozycji, by okłamać własne sumienie. Dzieje się tak również u tradycyjnych katolików, co niniejszem bez wskazywania nazwisk nadmienię. Jedynem lekarstwem mogącem uleczyć patologję wprowadzoną przez Jana Pawła II jest przywrócenie zapisów odnoszących się do stwierdzenia nieważności małżeństwa z KPK 1917 i wymiana sędziów sądów biskupich, którzy są przynajmniej przyzwyczajeni do pewnych niewłaściwości.

Patologja posoborowych orzeczeń o nieważności małżeństwa zmodyfikowała mój stosunek do rozwodników. Znam pary ludzi i ich historje życiowe. W niejednym przypadku ich poprzednie związki kwalifikują się do posoborowych sądów biskupich jako pewniaki do wzorcowych procesów zakończonych orzeczeniem „pro nullitate”. Chyba czas zacząć odnosić się do takich osób z większą wyrozumiałością i szacunkiem niż do cwaniaczków, którzy załatwili sobie wątpliwe kwity za niemałe pieniądze ...

18 komentarzy:

  1. Prośba byś z tekstu usunął nazwisko osoby, która jest zwykłą ladacznicą i nijak się ma do reszty przykładów o których piszesz.

    OdpowiedzUsuń
  2. Czcigodny Krusejderze
    Swego czasu Stefan Kisielewski powiedział że socjalizm bohatersko walczy z problemami nie istniejącymi w innych ustrojach. Per analogiam katolicy będą się do końca świata borykać z nieistniejącymi w innych kościołach chrześcijańskich problemami będącymi efektem szalonego pomysłu uznania małżeństwa za sakrament. I nie miej cienia złudzeń że temu przemysłowi "katolickich rozwodów" zagraża jakiś kryzys. Jak mawiają moi studenci, "kasa Misiu, kasa".
    Pozdrawiam serdecznie.
    Stary Niedźwiedź

    OdpowiedzUsuń
  3. Szanowny Anonimie,
    nie wiem, kto z wymienianych z nazwiska jest ladacznicą, ale jeśli nawet jest, to jedynie POTWIERDZA moją tezę ;) Pzdr

    OdpowiedzUsuń
  4. Szanowny Stary Niedźwiedziu,
    wszystkie kościoły I tysiąclecia uznają małzeństwo za sakrament: my, prawosławni, nestorjanie. Zaklinanie rzeczywistości przez Lutra było recydywą judaizmu i listów rozwodowych, czyli dowodem upadku a nie wzlotu człowieczeństwa. Serdecznie pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ...obejścia prawa też mamy w pokoleniach we krwi już.. :(

      Usuń
  5. Odnośnie Cejrowskiego, Wiki podaje przy Beacie P., co następuje:

    "W 2004 za pośrednictwem mediów Pawlikowska przekazała, że już nie są razem. Natomiast Wojciech Cejrowski wciąż utrzymuje, że jest żonaty, podkreślając nierozerwalność sakramentu małżeństwa."

    Chyba więc trafiłeś kulą w ogrodzenie, Autorze. Przynajmniej w tym przypadku. O ile rzecz jasna Wiki ma rację.

    Bo z tym, że sól na gwałt traci swój smak, nie można się nie zgodzić. Niestety.

    OdpowiedzUsuń
  6. Fajnie by było gdyby jeszcze autor wpisu podał zawartość przepisu z KPK z 1917

    OdpowiedzUsuń
  7. @Torero
    Polecam wywiad z byłą "nieżoną" WC:
    http://polki.pl/viva_artykul,10021158,0.html
    z IX 2010

    – Powiedziałaś, że ja zawsze dzwonię, kiedy Ty jesteś po rozstaniu. Ale spotkałyśmy się dotąd „wywiadowo” tylko raz, a wiem o co najmniej dwóch Twoich rozstaniach. Z facetem poznanym w komputerze poprzez e-maile, no i potem z mężem Wojciechem Cejrowskim – miłością Twojego życia.
    Beata Pawlikowska: To był mąż i niemąż jednocześnie, ale nie był miłością mojego życia. Gdyby był, nie odeszłabym.

    – „Niemąż”? Co to znaczy? Nie mieliście ślubu?
    Beata Pawlikowska: To był dziwny ślub. Zawarty w kościele, ale nie przekazany dalej do urzędu stanu cywilnego. To znaczy, że oficjalnie w polskich dokumentach jestem i zawsze byłam panną. Dlatego potem nie było rozwodu, a ślub został po prostu anulowany przez sąd biskupi. Dobrze, że tak się stało. To nie był dobry związek. Nie lubiliśmy się, nie byliśmy przyjaciółmi. Ja nie lubiłam jego kontrowersyjnego programu w telewizji, bo kompletnie nie zgadzałam się z jego poglądami, on nie znosił moich książek, szczególnie tych o życiu. Walczyliśmy, trzaskaliśmy drzwiami, rozstawaliśmy się, wracaliśmy. Na całe szczęście to dla mnie zamknięty rozdział.

    – Na tyle zamknięty, że nie obchodzi Cię ponowny ślub twojego eks-niemęża?
    Beata Pawlikowska: Co mogę powiedzieć? Życzę mu szczęścia z całego serca.

    OdpowiedzUsuń
  8. Faktycznie soborowie dopuszcza pod pewnymi warunkami poligamię sukcesywną: żona po żonie. Tama pękła.

    OdpowiedzUsuń
  9. Poligamia sukcesywna - znakomity komentarz !!

    OdpowiedzUsuń
  10. @Krusejder: faktycznie, to trochę zmienia postać rzeczy. Ale z obu stron. Bo przy małżeństwach konkordatowych księża mają obowiązek zgłosić papiery do USC. Nie wiem tylko, pod jakim rygorem - niewykluczone, że pod rygorem nieważności małżeństwa [aczkolwiek, jak mówię, tego nie wiem]. Może więc - abstrahując od wywiadu z BP i jej odczuć na temat - ich małżeństwo nie spełniało po prostu wymogów formalnych? A pomiędzy kryteriami do "unieważnienia" a niedopełnieniem wymagań formalnych jest jednak spora różnica.

    Jeszcze inna rzecz, że o powtórnym małżeństwie Cejrowskiego nie wiedziałem, a to z kolei stoi "trochę" w sprzeczności z jego deklaracjami cytowanymi przez wiki...

    OdpowiedzUsuń
  11. a ja myślę, że na początek należy wytłumaczyć powielany wciąż błąd: unieważnienie ZAWARCIA małżeństwa, a nie samego małżeństwa. to zasadnicza różnica. bo sakrament jest ważny zawsze, do końca życia. jednak ZAWARCIE małżeństwa moze nie być ważne z wielu prostych przyczyn, m.in zastraszenie jednej ze stron, jakiś przymus, etc... NIE POWIELAJCIE TYCH BŁĘDÓW, BO TO TYLKO SZKODZI KOŚCIOŁOWI.

    OdpowiedzUsuń
  12. @Torero - nie wiem, czy Cejrowscy zawierali "niemałzeństwo" w Polsce. Coś mi świta w głowie, że nie. Oczywiście racja: niezgłoszenie związku w USC nie powoduje nieważności sakramentu, lecz może łączyć się z sankcjami dla xiędza.

    @kolejny anonimowy (czy wy nie możecie podpisywać się w sposób umożliwiający identyfikację?) - działalność posoborowców w tej kwestji traktuję jako rozwody. Nie wierzę w ważność przed Bogiem 2/3 posoborowych unieważnień małzeństw.

    OdpowiedzUsuń
  13. Szanowny Krusejderze. W moim przekonaniu wszystko leży u podstaw, czyli braki w katechizacji oraz w nauczaniu przez Kościół. A później ludziska nie do końca świadomie pobierają się, z opcją, że "jak nie wyjdzie to pójdziemy o unieważnienie małżeństwa". Oczywiście to nie jedyna przyczyna, ale jedna z najważniejszych, że ludzie podchodzą do tego z przymrużeniem oka. Podzielam Twoje zdanie, że to kolejne "owoce" Vaticanum II...pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  14. "nie wiem, czy Cejrowscy zawierali "niemałzeństwo" w Polsce. Coś mi świta w głowie, że nie."
    Głowy nie dam, ale Cejrowski ma brata misjonarza gdzieś w Ameryce Łacińskiej i pewnie po wyjściu z buszu poszli do niego po sakrament.

    OdpowiedzUsuń
  15. Akurat przytaczanie przykładu Cejrowskiego jest tu bez sensu. Pawlikowska przyznała się kilka lat temu do tego, że nie chciała mieć dzieci z WC, więc podstawa do orzeczenia nieważności była tu jak najbardziej słuszna.

    OdpowiedzUsuń
  16. Zastanawiam się nad pewnym świeckim aspektem problemu.

    Po co ludzie przychodzą do kościoła w celach matrymonialnych?
    Mogą przychodzić w celu "załatwienia sprawy" - np. żeby biała suknia była, organy grały, wymiana obrączek się dokonała, a potem weselisko było. W takim przypadku kapłan katolicki powinien odmówić asystowania, gdyż intencja narzeczonych jest daleka od katolickiej. Kapłan może podjąć próbę oświecenia, a nawet nawrócenia.
    Mogą też przychodzić ludzie w celu ściśle religijnym. Chodzi o tych, którzy pragą, by ich związek małżeński miał charakter sakramentalny, chcą przystąpić do Świętego Sakramentu Małżeństwa. To jest cel katolicki.

    Od strony formalnej, samo wystąpienie o stwierdzenie nieważności katolickiego węzła małżeńskiego wiąże się z założeniem, że przynajmniej u jednego z małżonków była prawdziwie katolicka intencja zawarcia sakramentalnego małżeństwa.

    Z czym możemy mieć do czynienia, jeśli sąd kościelny stwierdzi nieważność zawarcia małżeństwa, choć (przynajmniej) jeden z nupturientów miał intencję katolicką? Z nieskutecznością - niejako nieprofesjonalizmem - kapłana, lub Kościoła.
    Czy w takiej sytuacji człowiekowi, który wykosztował się na ceremonię religijną - uznaną później za sakramentalnie nieważną - przysługuje roszczenie odszkodowawcze?

    Proszę o zajęcie stanowiska.

    OdpowiedzUsuń
  17. Noo... nie do końca mogę się zgodzić, że jest tak jak pisze autor.
    To bardzo dobry tekst jeśli chodzi o zgeneralizowanie sprawy. Otóż fakt, że ów przepis jest nadużywany. Zgoda. Tylko co z osobami, których dotyczą inne powody??? Nie wszystkie powołują się właśnie na ten zapis. No ale nieważne, ważne żeby zabłysnąć danymi. Chociaż za tymi liczbami kryją się ludzie. To taka próba socjologizowania na siłę. Coś-niecoś wiem to się wypowiem, aby zabrzmiało mądrze. Kwota podana za sprawę, o której wiele wiem to 1'300 zł. Faktycznie kwota nie do przeskoczenia. Tym bardziej, że padła propozycja ze strony sądu biskupiego (!) o umorzenie powyższej kwoty. Więc nadużycie po raz drugi. Nie każda kwotę należy spłacić. Powiem szczerze, że wygląda to tak: autor złapał garść faktów, nie zapoznał się głębiej z tematem i już wykrzykuje wyroki. Chociaż sam jestem tradycjonalistą to przez takie teksty czuje się potraktowany jak głupek, któremu można wcisnąć byle co, o ile brzmi mądrze. Proszę nie traktować ludzi jak idiotów. Nie boję się konfrontacji i rozmowy. Dlatego podaję maila: michalmurgrabiaMAŁPAinboxKROPKAcom
    Nie zamierzam krytykować braku profesjonalizmu jako anonim. Dobrego dnia.

    OdpowiedzUsuń