piątek, 18 lutego 2011

Powróćmy do „Kluczy Królestwa" x. Malachjasza Martina

Ponad trzy miesiące temu „odbiłem się” od „Kluczy Królestwa” x. Martina mocno krytykując poziom edycji polskiego wydania, zaoferowanego nam przez Wydawnictwo Antyk. Po dokończeniu lektury mogę tylko nieznacznie zmodyfikować tę opinję: Autor miał bardzo umiarkowane pojęcie o czasach tzw. PRLu, który do roku 1990 nie został opisany przez rzetelnych historyków, ale we wcześniejszej historji Polski orientuje się bardzo dobrze. Wskazany poprzednio przykład śmierci św. Stanisława to jednak wyjątek potwierdzający regułę. Znakomita jest w szczególności myśl, iż polskość definiują trzy pakty: ze Stolicą Apostolską zawarty przez Mieszka I, ustalenie pozycji Prymasa jako interrexa oraz oddanie się Matce Bożej i nadanie Jej tytułu Królowej Polski przez króla Jana Kazimierza. Zapamiętajmy ją sobie dobrze.



Niejeden z czytelników „Kluczy Królestwa” twierdzi, że dzieło zawiera pozytywną ocenę papiestwa Jana Pawła II. Opinia ta jest nieuzasadniona, a raczej – jest wypadkową ogromnej sympatii Autora do Polski, Polaków, kard. Wyszyńskiego oraz treści początkowych rozdziałów. Jednak w późniejszych rozdziałach pojawia się przysłowiowy dziegiedź, którego kulminację mamy w Kodzie – jedynej częściowo fabularyzowanej części publikacji.

Tymczasem książka ta, choć liczy niemal 1000 stron, relatywnie najmniej poświęca owem podtytułowem zmaganiom JP2 z Gorbaczowem i kapitalistami o prymat światowy. Nie ma przedstawienia konkretnych działań, a i cytatów z poszczególnych mów polskiego papieża jest niewiele. Najwięcej stron poświęcono analizie poszczególnych aktorów światowej sceny geopolitycznej. X. Malachjasz Martin bardzo wnikliwie przedstawia stronę komunistyczną, a więc idee stojące za Marxem, Leninem, Stalinem i Gramscim. Analiza dotycząca ostatniego z wymienionych jest jednym z najciekawszych rozdziałów książki, z uwagi na które trzeba do niej zajrzeć. Wydaje mi się nawet, że dziś, w dwadzieścia lat po ukazaniu się „Kluczy Królestwa”, strony te są jeszcze bardziej aktualne, bowiem zagrożenie ze strony transpozycji marxizmu na sfery religii i kultury znacznie się powiększyło od 1990 r.

Jak zatem przedstawiany jest Jan Paweł II ? Jako przywódca Kościoła, który nie wierzył w możliwość jego naprawy i pragnie zamiast tego dokonać „ucieczki do przodu”, by tam, w sferze globalnej promować religijność poprzez swoją medialność. Jako ktoś, czyim przeznaczeniem było wypełnienie orędzia fatimskiego, a nie dokonał tego. X. Martin podaje też ciekawy szczegół, którego nie wyczytałem u innych znawców problematyki fatimskiej: poświęcenie świata Matce Bożej ze szczególnym uwzględnieniem Rosji miałoby móc załagodzić gniew Boży i odsunąć go w czasie. Dlatego Jan Paweł II uczynił w ten sposób, naśladując działania Piusa XII z 1942 roku. Papież słowiański wybrał AD 1984 półśrodek, by nie rozstrzygnąć sprawy w żadną stronę. Zakończenie „Kluczy Królestwa” jest nieco zaskakujące, lecz uważny czytelnik może stwierdzić, że stanowi w pełni logiczną konsekwencję paradygmatu przyjętego przez Autora. Opisywany jest konsystorz, podczas którego Ojciec Święty przyznaje się do błędnego kierunku swojej polityki i dokonuje radykalnych zmian w Kościele. Mniej więcej takich, jakie wprowadziłby dziś papież mający poglądy konserwatywnej frakcji Bractwa Kapłańskiego św. Piotra. Po wygłoszeniu przerywanego płaczem orędzia papież udaje się do bazyliki św. Piotra, gdzie modli się u stóp pomnika więźnia rewolucjonistów francuskich, Piusa VI. Kardynałowie mu towarzyszą, a po kilku minutach składają homagium w tradycyjnej formie, całując prawy but Ojca Świętego. Oczywiście nie wszyscy: niemal jedna trzecia spośród nich jawnie opowiadająca się za antykościołem w hołdzie nie uczestniczy.

Obraz ten jednoznacznie pokazuje, jaki jest stosunek x. Malachjasza Martina do pontyfikatu Jana Pawła II. Ponieważ polski papież nigdy nie odważył się zejść z drogi posoborowych błędów, to obrana przezeń droga nie może zaprowadzić do celu utrzymania i umocnienia religijności w świecie. „Klucze Królestwa” powstały AD 1990. Jak wiemy, druga część pontyfikatu JP2 była jeszcze gorsza od pierwszej. Co gorsza, w kilka lat po transformacji ustrojowej bloku krajów sowieckich, zaczęto rozgłaszać pogłoskę, jakoby dokonane przez papieża poświęcenie świata AD 1984 stanowiło wypełnienie woli Matki Bożej i skutkowało załamaniem potęgi ZSSR. Przemilcza się przy okazji fakty, iż Rosja do dziś nie nawróciła się na wiarę katolicką, a jej błędy, błędy rewolucyj, rozprzestrzeniają się w nieskrępowany sposób po całym świecie. W jubileuszowym roku 2000 domknięto sprawę, ujawniając rzekomo całość trzeciej tajemnicy fatimskiej i sprowadzając ją do wizji zamachu na papieża. Fałsz zatryumfował. Z każdym dniem każdemu kolejnemu papieżowi będzie coraz trudniej wyjaśnić sprawę i wypełnić wolę Matki Bożej. Zatem świat zbliża się do zdarzeń umiejscowionych na drugim krańcu alternatywy maryjnej: zesłania kary za grzechy w celu oczyszczenia nieprawości.

5 komentarzy:

  1. Stary Niedźwiedź18 lutego 2011 13:47

    Czcigodny Krusejderze
    Sam pomysł iż Rosja może się kiedykolwiek nawrócić na katolicyzm pokazuje jak cienka jest granica między patosem a śmiesznością.
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Szanowny Stary Niedźwiedziu, a czemu taki defetyzm u Ciebie? Nawet ... Polska nawróciła się kiedyś na katolicyzm. Jedna unia biskupów prawosławnych z Ojcem Świętym i jest nawrócenie doskonalsze niż podczas unji brzeskiej. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Anglikanie się nawracają! :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Stary Niedźwiedź18 lutego 2011 19:32

    Czcigodny Krusejderze
    Gdybyś prorokował ugodę z Rzymem którejś z autonomicznych nierosyjskich cerkwi narodowych, można poteoretyzować. Ale cerkiew rosyjska była po prostu jednym z pionów Kancelarii Jego Cesarskiej Mości. Potem KGB też na wszelki wypadek ściśle ją kontrolowała. Przypomnij sobie opowieści pułkownika KGB Drozdowa (pseudonim "Alieksiej Wtaroj") o Rosji jako rzekomym "terytorium kanonicznym" cerkwi. Czym to się różni od gromykowskiego "co nasze to nasze a o waszym możemy porozmawiać"? Przypomnij też sobie autentyczną radość duchownych prawosławnych w zdobytym przez Turków Konstantynopolu. Bo wprawdzie Bizancjum diabli wzięli ale Turcy stanowili gwarancję że nie przybędą tam znienawidzeni "łacinnicy".
    Jak powiedział pewien car, żadnych złudzeń panowie.
    Kłaniam się.

    OdpowiedzUsuń
  5. Szanowny Stary Niedźwiedziu, masz tu wiele racji - zwłaszcza odnośnie do dzisiejszych czasów, kiedy to cerkiew rossyjska jest jedną z transformacyj służb, ale upieram się, że "dla Boga nie ma nic niemożliwego". Również kłaniam Ci się w pas.

    OdpowiedzUsuń