Życiorys mistyczki, matki Marianny de Jesús Torres znaleźć można na stronie zacnego tradycjonalisty polskiego zamieszkałego we Francji, p. Ostrowskiego. Dowiemy się z niego, że Marianna urodziła się w hiszpańskiej części Baskonii AD 1563, a w dwadzieścia cztery lata później udała się do Quito, by współtworzyć nowo ufundowany klasztor pw. Niepokalanego Poczęcia. Od dzieciństwa miała doświadczenia mistyczne, zaś kluczowe objawienia i wizje nawiedzały ją od 1582 r. aż do śmierci AD 1635.
Kto z Państwa chce zapoznać się z całością przesłania przypisywanego Matce Bożej z Quito, ten powinien przeczytać artykuł x. Karola Stehlina z Zawsze Wiernych lub wspomnianą wyżej publikację przetłumaczoną przez p. Ostrowskiego.
Zwolennicy przesłania Matki Dobrego Zdarzenia utrzymują, że zostało ono zaakceptowane przez Kościół. Ale nie wiadomo, kiedy miałoby to nastąpić! Jedną ze wskazywanych dat jest rok 1611 …
The revelations of Our Lady of Good Success and devotion to her miraculous Statue have been approved by the Catholic Church since the beginning. It was the 9th Bishop of Quito, Salvador de Ribera, who attested in official documents to the miraculous completion of the Statue by St. Francis of Assisi and the three Archangels St. Michael, St. Gabriel and St. Raphael and presided over the anointing of the solemn consecration of the Statue in the Church of the Royal Convent of the Immaculate Conception on February 2, 1611.
Tyle, że objawienia trwały jeszcze 24 lata, a poświęcenie statuy i uznanie nadprzyrodzonego charakteru powstałego tam wizerunku
Zaraz po tym objawieniu matka Marianna prosiła biskupa Quito, aby jak najprędzej ustosunkował się do próśb Najświętszej Maryi Panny. Po otrzymaniu jego zgody, powierzyła wykonanie artyście Francisco del Castillo, który nie tylko był doświadczonym rzeźbiarzem, ale także człowiekiem wielkiej cnoty połączonej z głęboką pobożnością maryjną. Kiedy praca dobiegła do końca, zadecydował, że będzie musiał pojechać do Europy, aby znaleźć najlepsze farby do malowania twarzy Madonny. Obiecał powrócić do Quito przed 16 stycznia 1611 roku i ukończyć dzieło. Jednak w nocy przed jego przyjazdem twarz figury została w cudowny sposób pomalowana. Kiedy siostry przyszły wcześnie rankiem na jutrznię, kaplica wypełniona była niebieskim światłem, otaczającym posąg. Kiedy artysta przybył następnego ranka do klasztoru, aby ukończyć pracę, zawołał zaskoczony: „Co widzę? Ta wspaniała rzeźba – to nie moje dzieło. To jest dzieło anielskie, bo coś tak wspaniałego nie mogłoby być stworzone tu na ziemi przez ręce śmiertelnika. Żaden rzeźbiarz, choćby nie wiadomo jak uzdolniony, nie mógł stworzyć takiej doskonałości i nieziemskiej piękności”. Rzeźbiarz potwierdził pod przysięgą autentyczność cudu. Pod spisanym przez niego oświadczeniem widnieje również podpis biskupa Quito, który wkrótce kazał przygotować się przez nowennę na uroczystą intronizację. 2 lutego 1611 roku poświęcił uroczyście cudowną figurę pod wezwaniem Matki Bożej Dobrego Zdarzenia.
to zupełnie coś innego niż zaaprobowanie całego przesłania. Jak dotarło ono do naszych czasów ? Czytamy u x. Stehlina:
z powodu tak niezwykłych wydarzeń kierownik duchowny oraz biskup Quito wymagali od niej [tj. matki Marianny] w imię posłuszeństwa spisania autobiografii. Tekst ten został aprobowany przez biskupa Piotra de Oviedo, dziesiątego biskupa ordynariusza Quito. Po jej śmierci, kierownik duchowy i spowiednik o. Michał Romero OFM napisał jej biografię. Dokumenty te razem z życiorysami wszystkich innych sióstr założycielek klasztoru w Ekwadorze zachowane są w wielkim tomie pt. El Cuadernon. Na podstawie tego źródła o. Manuel Souza Pereira, prowincjał Ojców Franciszkanów w Quito, napisał w 1790 roku książkę pt. Cudowny żywot Matki Marianny de Jesús Torres, hiszpańskiej zakonnicy i jednej z założycielek Królewskiego Klasztoru Niepokalanego Poczęcia w mieście św. Franciszka de Quito.
Dzieło to przetłumaczyła na język angielski w 1988 r. Marianna Teresa Horvat, która wydała książkę na temat objawień Matki Bożej.
Jak pisze x. Stehlin,
Na prośbę m. Marianny, aby jej imię pozostało nieznane, Matka Boża odpowiedziała, że dopiero po trzech stuleciach tajemniczego milczenia objawienia te oraz jej imię zostaną ponownie odkryte.
Przejdę do sedna. Mam poważne wątpliwości, czy o. Manuel Souza Pereira przekazał nam faktyczną treść życiorysu zakonnicy oraz doświadczeń duchowych i objawień, których dostąpiła. Zwróćmy uwagę, że zdanie:
„W międzyczasie Kościół będzie atakowany przez hordy masońskie, a Ekwador, ten biedny kraj umierać będzie z powodu upadku obyczajów, niepohamowanej rozpusty, bezbożnej prasy i świeckiego wychowania”
które miało być wg tradition-in-action zatwierdzone przez Kościół AD 1611, ma aż trzy słabe punkty:
1. Nazwa „masoneria” nie była używana do 1717 r., kiedy to pierwsze loże angielskie ujawniły się światu. Wolnomularstwo najpewniej istniało już od dwustu lat, ale działało w ukryciu.
2. Nazwa „Ekwador” została nadana okolicom Quito w XVIII wieku przez francuskich badaczy, którzy wytyczali równik.
3. „Prasa”, jaką znamy w dzisiejszych czasach, datuje się od roku 1605, kiedy to Jan Carolus rozpoczął wydawać w Sztrasburgu „Relation aller Fürnemmen und gedenckwürdigen Historien”, ale dopiero od XIX wieku ma charakter masowy.
A zatem rozebranie na części zdania w pełni zrozumiałego człowiekowi żyjącemu w XX wieku wskazuje na zupełne nieprawdopodobieństwo użycia pewnych konkretnych pojęć przez Matkę Bożą w 1610 r. Gdyby Maryja coś nam wtedy przekazała, użyłaby słów jakkolwiek zrozumiałych dla ludzi żyjących w wieku XVII. Sądzę, że o. Manuel zaserwował nam piękną baśń religijną w najlepszym stylu legend hagiograficznych. Co jest w niej prawdą, nie wiem i nie podejmę się tego wskazywać.
A może fałszerstwo jest jeszcze późniejsze i pochodzi z czasów po ogłoszeniu dogmatów, o których rzekomo mówi Maryja ? Wtedy wina za tę rewelację spadałaby najpewniej na p. Mariannę Teresę Horvat ….
P. Krusajder, powinien Pan poczytać o tych objawieniach jeszce raz, i jeszcze raz, i jescze raz, aż Pan coś zrozumie. A znakiem tego, że Pan już rozumie, będzie wykasowanie tego wpisu ze wstydem wielkiem.
OdpowiedzUsuńPani się nigdy nie zmieni ...
OdpowiedzUsuńPan chce powiedzieć, że bp Levebfre i ks. Karol w baśnie wierzą?
OdpowiedzUsuńPierwsza baśń, w którą uwierzyli, to baśń o tzw. "wyższej konieczności"... Potem już można uwierzyć we wszystko...
OdpowiedzUsuńKażdy z nas wierzy w jakieś baśnie ...
OdpowiedzUsuńNo ciekawe, i to mówi katolik, który się za tradycyjnego uważa. buahahahahaaha!
OdpowiedzUsuń@Jace Rządkowski
OdpowiedzUsuńW baśń o tzw. "wyższej konieczności" wierzy również Benedykt XVI, mówiąc o takim stanie w niektórych krajach zachodniej Europy...
TKN
@ Jacek Rządkowski: "Pierwsza baśń, w którą uwierzyli, to baśń o tzw. "wyższej konieczności"... Potem już można uwierzyć we wszystko..."
OdpowiedzUsuń______________________________________________
Pan zaś oczywiście gorąco wierzy w baśń:
- "O Nowej Wiośnie Kościoła" i w "O spotkaniu międzyreligijnym w Asyżu, które w żadnym wypadku nie było synkretyczne".
Potem rzeczywiście można we wszystko uwierzyć - nawet w to, że w dokumentach Vaticanum Secundum zostały zawarte jakieś zupełnie nowe dogmaty, które zobowiązują do jak najczęstszej organizacji "Dni Dialogu z Judaizmem", "Dni Islamu" czy "Mszy Ekumenicznych" w salach zgromadzeń należących do różnej maści heretyckich sekt.
_______________________________________________
"No ciekawe, i to mówi katolik, który się za tradycyjnego uważa. buahahahahaaha!"
______________________________________________
Czyżby to nasz ulubiony "internetowy kaznodzieja" powrócił ? Tak sobie myślę, gdy widzę ten wpis przepełniony mściwą satysfakcją...
Andriusza
@TKN - zdecydowanie tak. Przy zastrzeżeniu: http://przedsoborowy.blogspot.com/2010/11/kpk-1917-vs-kpk-1983-istotna-roznica.html
OdpowiedzUsuńNiektórzy widzę wciąż nie mogą uwierzyć w to, że ktoś może być tradycjonalistą, a nie być lefebvrystą. No a można, można, i ja bynajmniej nie jestem wyjątkiem! Co więcej, mam wrażenie, że sam Ojciec Święty też nie jest w tej materii wyjątkiem!
OdpowiedzUsuń"... a nie być lefebvrystą" - nie można być lefebvrystą ponieważ nie ma czegoś takiego jak "lefebvryzm". Jak będzie encyklika na ten temat oraz identyfikacja wroga przez papieża Franciszka, taka anty "Pascendi Dominici Gregis" to pogadamy. Tymczasem można być modernistą lubującym się w liturgicznym teatrzyku tj. stojącym jedną nogą w herezji i przytakującym błędom modernistycznej hierarchii, a drugą nogą (a raczej gębą) wypowiadającym katolickie credo na Mszy Trydenckiej - taki gatunek modernisty to właśnie indultowiec. Oczywiście to co napisałem dotyczy nie wszystkich, ale części tzw. "indultowców" świadomie zgadzającej się na "powiew ducha nowej wiosny", czy jak tam do czorta piekło to nazwało sobie...
UsuńIndultowcem - chciał Pan powiedzieć.
OdpowiedzUsuń@ Anonimowy:
OdpowiedzUsuń"Indultowcem - chciał Pan powiedzieć."
_______________________________________________
Trafne spostrzeżenie. Szczególnie, że niektórzy wciąż idą w zaparte i nie chcą uwierzyć skąd im tak naprawdę nogi wyrastają...
Andriusza
Rzeczywiście, niektórzy będąc d..ą potrafią sobie wmówić, że są Głową Kościoła, albo że Kościół nie ma Głowy, albo że będąc d..ą lepiej niż Głowa wiedzą w czym sens Kościoła...
OdpowiedzUsuńPan Jacek to najzwyklejszy przykład mszalisty - estety, a nie żadnego tradycjonalisty.
OdpowiedzUsuńTKN
Chyba nie do końca. "Pan Jacek" w przeciwieństwie do pisujących tu anonimowo czy półanonimowo "ludowych mędrców", których wypowiedzi pozostają jedynie zacietrzewionym ideowym bełkotem, ukończył studia doktoranckie z teologii, a jego punkt widzenia w dobry sposób nakreśla najnowszy artykuł na NRL dotyczący perecepcji dokumentu "Universae Ecclesiae".
OdpowiedzUsuń@ Jacek Rządkowski:
OdpowiedzUsuń"albo że będąc d..ą lepiej niż Głowa wiedzą w czym sens Kościoła..."
______________________________________________
Po prostu przedstawia Pan linię ideologiczną FSSP, w której od początku jego istnienia głównym prym wiodą baśnie: "O braku wyższej konieczności", "O niegodziwych święceniach" i "O niepełnej jedności z Kościołem". Po prostu są to wasze mity założycielskie...
http://ekai.pl/wydarzenia/x43742/swiecenia-niegodziwe/
http://www.remnantnewspaper.com/Archives/2011-0205-ferrara-gnostic-twaddle.htm
Przy okazji spytam, nie będąc ani lefebvrystą ani tym bardziej sedekiem, kiedy wreszcie przestaniecie szargać dobre imię ś+p abp Lefebvre'a, bo w zaistniałych okolicznościach robi się to już co najmniej niesmaczne.
Andriusza
@ Jacek Rządkowski:
OdpowiedzUsuń"Pan Jacek" w przeciwieństwie do pisujących tu anonimowo czy półanonimowo "ludowych mędrców", których wypowiedzi pozostają jedynie zacietrzewionym ideowym bełkotem, ukończył studia doktoranckie z teologii,"
____________________________________________
I to niby uprawnia Pana do przyrównywania biskupa katolickiego do d..py ??? Ładne rzeczy.
Andriusza
Kiedyś się mówiło, że słoma z butów wylazła, a p. Jackowi to az przeszkadza w chodzeniu.
OdpowiedzUsuńKiedyś się mówiło, że słoma z butów wychodzi, a p. Jackowi to aż przeszkadza chodzić.
OdpowiedzUsuńTa słoma z butów jest charakterystyczna dla modernistów, zawsze wyjdzie, gdy nie widzą zagrożenia poniesienia konsekwencji. A wiadomo, że za plucie na FSSPX można dostać tylko nagrodę, więc hulaj dusza, piekła nie ma! To są moderniści, tylko przemalowani na kolor trydencki, dla niepoznaki. Kolejna szatańska zmyłka.
OdpowiedzUsuńAlegorię d..y wprowadził na tutejsze salony niejaki Andriusza twierdząc, że zapomniałem skąd nogi wyrastają. Alegorię uznałem za pożyteczną nie odnosząc jej do konkretnej osoby, lecz do osób, które mają określony spaczony punkt widzenia na rolę Głowy Kościoła i swoje miejsce w Mistycznym Ciele Chrystusa. Zapewne pseudokatoliccy "egzegeci" zaczną teraz pisać że "d..a to brzmi dumnie", no ale Św. Paweł był człowiekiem inteligentnym, dokumenty Kościoła go cytujące też były pisane przez ludzi rozumnych, a każda alegoria ma swoje granice pojęciowe i zdroworozsądkowe dla ludzi rozumnych czytelne. A swoją pseudointelektualną słomę wsadźcie sobie Państwo lefebvryści w d..ę, w głowach Waszych sieczki już dość.
OdpowiedzUsuńAż żal patrzeć, Panie Jacku, że Pan, osoba tak znamienita i szanowana pisze w ten sposób do swoich braci katolików...
OdpowiedzUsuńNie, no jasne po "lefebvr'yjsku": "miłość bliźniego" polega na tym by temuż napisać, że "słoma mu wychodzi z butów"; a napisanie komuś, żeby sobie tę słomę wsadził tam gdzie jej miejsce bo we łbie ma sieczkę to "mowa nienawiści". Wirtualny duch Kalego ubaw ma po pachy...
OdpowiedzUsuńAkurat ukończenie teologicznych studiów doktoranckich nie jest dla mnie żadną wartością. Obecne studia kościelne są na tak mizernym poziomie, że chwalenie się tym jest pewnego rodzaju masochizmem.
OdpowiedzUsuńTKN
Poza tym artykuł dotyczący percepcji UE, napisali lefebvryści, bo jak pan powinien wiedzieć, IBP odwołuje się do osoby i spuścizny śp. abpa Lefebvre'a i uważa się za jego duchowych synów...
OdpowiedzUsuńTKN
Mam pełną świadomość tego kto jest autorem tego artykułu i powołuję się na niego również z całą świadomością, gdyż w przeciwieństwie do powyższych (w komentarzach) poszczekiwań prezentuje (ten akurat artykuł) bardzo wyważone i rozsądne stanowisko, ale tego "ludowi mędrcy" lefebvrystów zdają się już nie zauważać. Ciekaw jestem kiedy autora artykułu obwołają modernistą, zgodnie ze swą "tradycyją"...
OdpowiedzUsuńCicho, dajcie chłopu mówić, on na jakiś awans pracuje, albo na podwyżkę. :):):)
OdpowiedzUsuńMoże samochód już stary i się psuje.
@ Jacek Rządkowski:
OdpowiedzUsuńA swoją pseudointelektualną słomę wsadźcie sobie Państwo lefebvryści w d..ę, w głowach Waszych sieczki już dość.
________________________________
Jak widać, przepastne te Pańskie buty. Pewnie kilka numerów większe musi Pan wdziewać.
Panowie, że wam na chwilę przerwę -- pytanie za 100 punktów: wie kto, gdzie szukać pierwszego wydania (A.D. 1568) Katechizmu Rzymskiego w tłumaczeniu Jmci Kuczborskiego?
OdpowiedzUsuńTutaj przecież jest, tylko program trzeba sobie zainstalować za darmo i czytać:
OdpowiedzUsuńhttp://www.ultramontes.pl/katechizm_rzymski.htm
To jest, mości starosto, wydanie z 1866. Ja szukam tego najpierwszego w pierwotnej ortografii.
OdpowiedzUsuńChyba mam. Tytuł pierwodruku to „Katechizm, albo nauka Wiary...”. Nie żaden „rzymski”, co od początku wydawało mi się podejrzane. Warto sięgać do źródeł.
OdpowiedzUsuńDostępny jest z cyfrowych zasobów Ossolineum.
Polecam również pracę pana Dariusza Kuźminy „Katechizmy w Rzeczypospolitej XVI i początku XVII wieku”
http://bbc.uw.edu.pl/Content/32
@ Jacek Rządkowski
OdpowiedzUsuń"Alegorię uznałem za pożyteczną nie odnosząc jej do konkretnej osoby, lecz do osób, które mają określony spaczony punkt widzenia na rolę Głowy Kościoła i swoje miejsce w Mistycznym Ciele Chrystusa."
________________________________________________
Zwyczajnie przewidziałem Pańską reakcję na mój poprzedni komentarz, bo doskonale wiem jak ludzi związanych z FSSP drażni wszelkie wspomnienie czy aluzja na temat tego dzięki komu w ogóle na tym świecie zaistnieliście. Przyznam jednak, że nie spodziewałem się śpiewki moralizatorskiej, za przeproszeniem, "O d*pie i biskupie".
"Ciekaw jestem kiedy autora artykułu obwołają modernistą, zgodnie ze swą "tradycyją"..."
_______________________________________________
Muszę przyznać, że całkiem zręcznie wyminął Pan niewygodny dla Pana temat wykładając na tapetę ten artykuł.
Jednak za nic nie mogę doszukać się w tej pracy prof. ks. Stefano Carusi'ego czegokolwiek na temat "braku wyższej konieczności" albo jakiejkolwiek, nawet najdrobniejszej, związanej ze święceniami biskupimi dokonanymi przez abp Lefebvre'a. Wszak wyskoczył Pan zaraz w swoim pierwszym poście, niczym zając z kapusty, z tymi bardzo poważnymi oskarżeniami wobec ludzi związanym z FSSPX, że im ta cała "wyższa konieczność" się przywidziała. Może się Pan z tych Pańskich zarzutów wpierw wytłumaczy a potem będzie się zasłaniać artykułem z NRL,który omawianej sprawy nie dotyczy nawet w stopniu minimalnym ?
"A swoją pseudointelektualną słomę wsadźcie sobie Państwo lefebvryści w d..ę, w głowach Waszych sieczki już dość."
________________________________________________
Zostawiam to bez komentarza...
Andriusza
/// Miało być "ks. prof.". Przepraszam za bubla.
OdpowiedzUsuń