niedziela, 18 grudnia 2011

Raport o stanie wiary abp. Józefa Michalika

Podziwiam odwagę autorów publikacji, a więc red. Tomasza Terlikowskiego i Grzegorza Górnego oraz samego abp. Józefa Michalika, że porwali się na porównanie z głośnym wywiadem – rzeką pomiędzy kard. Józefem Ratzingerem a Wiktorem Messorim. Nadali swojej pracy niemal identyczny tytuł, na pewno mając na względzie korzyści marketingowe. Mogę też zakładać, że większość recenzentów przyjmie postawę zgodną ze wszechwładnym „kultem św. Spokoja” i nawet jeśli jest z „kościoła łagiewnickiego”, to nie skrytykuje książki ani poglądów abp. Michalika. Taka konwencja, mimo rozmaitych harców, wciąż w Kościele polskim panuje.


Jednakowoż Ratzingerowski „Raport o stanie wiary” był przełomem. To była prezentacja poglądów Pancernego Kardynała. Być może zresztą po części jego program i wizja Kościoła ukształtowała się w czasie rozmów z Wiktorem Messorim, nic bowiem tak nie pomaga w określeniu własnego stanowiska jak dyskusja. To właśnie w „Raporcie” zawarte zostały tak fundamentalne tezy jak np. krytyka niektórych posoborowych wypaczeń, postulat „hermeneutyki ciągłości” czy potępienie teologji wyzwolenia. W czasach, w których powstał ów wywiad, funkcjonowali jeszcze w Kościele konserwatywni hierarchowie podzielający ów punkt widzenia, ale było to pokolenie odchodzące. Jestem przekonany, że kard. Ratzinger zdziałał bardzo wiele dobrego tą publikacją; wychował nowe pokolenia, które teraz, w dwadzieścia pięć lat później, mogą pójść dalej na drodze „odposoborowiania” Kościoła. Jak na tem tle wypada „Raport o stanie wiary w Polsce” abp. Michalika ?

Najważniejszy jest Rozdział 2 książki: Biskupi: model przywództwa prymasa Wyszyńskiego już przeminął. Na pytanie o obecny brak liderów formatu kardynałów: xięcia Sapiehy, Hlonda, Wyszyńskiego i Wojtyły, abp. Michalik odpowiada, że od Soboru Watykańskiego II zmieniły się czasy. Wprowadzono ostatecznie Kodeksem Prawa Kanonicznego z 1983 r. nowy model zarządzania Kościołem lokalnym, który opiera się na kolegjaliźmie. Michalik nie chce być przywódcą w dawnym stylu, bo uważa, że mógłby w ten sposób uczynić Kościołowi szkodę. Nie chce narzucać swoich poglądów pozostałym członkom Konferencji Episkopatu Polski, bowiem są oni sobie równi. Decyzje wypracowywane są poprzez dyskusje i głosowania. Do tego dodajmy, że przez skromność abp. Michalik nie chciał pełnić funkcji przewodniczącego KEPu i za każdym razem (AD 2004 i 2009) ulegał presji braci w biskupstwie w tej sprawie. Grzegorz Górny i Tomasz Terlikowski wielokroć w pytaniach sugerują hierarsze, że jest to postawa defensywna. Bezskutecznie, nie budzi to w nim żadnej głębszej refleksji.

Myślę, że tu jest właśnie klucz do arcybiskupa Michalika i znacznej części KEPu, zwłaszcza biskupów „toruńskich”. Oni wszyscy mogą patrzeć na kard. Wyszyńskiego i Jana Pawła II jak w obrazek, ale będą mówić temi słowy:

„Bardzo się cieszę, że wierni do dziś pamiętają program prymasa Wyszyńskiego, bo to znaczy, że jego dziedzictwo nadal pozostaje żywe. Proszę nie zapominać, że on rozpisywał swój program na kolejne lata i tak też my staramy się czynić. Projekt takiego programu opracowuje Komisja Duszpasterska Episkopatu i przedstawia go wszystkim biskupom, którzy dyskutują o nim na konferencji plenarnej. Ostatnio pojawił się projekt rozpisany na dwadzieścia lat, ale nie zyskał on aprobaty Episkopatu. Większość biskupów uznała, że za dwadzieścia lat nie będzie już pełnić swoich funkcji, Lepiej jest natomiast brać odpowiedzialność za coś, co się będzie mogło przeprowadzić od początku do końca, niż zrzucać to na barki swoich następców. Ostatecznie zatwierdziliśmy więc trzyletni program duszpasterski.” (str. 57-58)


Opisane powyżej podejście oznacza skrajną dysfunkcję zarządzania. Decyzje nie są podejmowane lecz „podejmują się” w najgorszy możliwy sposób. Są bowiem nie tylko opóźniane z uwagi na konieczność konsultacyj w gronie liczącem niemal 100 osób, ale i obciążane piętnami: pseudodecydentów o usposobieniu defensywnem, nieskorych do ryzyka, starszych mężczyzn w wieku przedemerytalnym. Dramat ! Chyba wszyscy w okół kierujący się zdrowym rozsądkiem powinni uznać, że kolegjalizm jest olbrzymim błędem. Zwłaszcza, że jak wskazywał kard. Ottaviani, idea ta pojawia się w Ewangeljach tylko raz: gdy Pan Jezus konał w Ogrójcu, Jego uczniowie posnęli.

Kolegjalizm jest antytezą hierarchicznej natury Kościoła, pozwalającej właśnie na to, by promować na wyższe stanowiska odważnych, innowacyjnych wizjonerów, o ile działają oni w granicach prawa (kanonicznego) i tradycyj tworzących swoistą kulturę organizacyjną. Nie jest prawdą, że kiedyś byli wybitni biskupi i kardynałowie, a dziś nie ma ludzi podobnego formatu. Z pewnością są, ale obecny system zarządzania uniemożliwia im awans i skuteczne działanie. Cokolwiek by nie myśleć doktrynalnie o kard. Wojtyle, był to człowiek wybitny, przełamujący stereotypy i konwenanse. My, tradycjonaliści, uważamy, że wywiódł Kościół na manowce, ale równocześnie dostrzegamy, że wprowadzony przezeń kolegjalizm może co najwyżej uwikłać nas na dłużej w tem położeniu. Sytuację dodatkowo pogarsza „lewostronna otwartość” polskiego posoborowia, które jakkolwiek stara się zachowywać status quo, to jest nauczone, że co jakiś czas trzeba się otwierać na jakąś nowinkę, by nadążyć za duchami czasu i Soboru. Mamy zatem tę pełzającą rewolucję, która upodabnia polski Kościół do sterczących na Zachodzie Europy pokatolickich ruin. Kolejne dwie dekady rządów tych ograniczonych głupców zamienią ich następców w kustoszów nieodwiedzanych „muzeów”. Dziś jest ostatni moment, by zmienić kurs, zmienić model zarządzania i przywrócić normalność. Jeśli jeden człowiek podejmuje decyzję, to można łatwiej określić jej skutki. Gdyby w diecezjach funkcjonowały nieco inne modele zarządzania, można byłoby porównywać ich efektywność i jakość i promować te, które sprawdzają się w dzisiejszej rzeczywistości. Tak przez wieki funkcjonowały wszystkie organizacje, w zasadzie do dziś jest tak w podmiotach biznesowych; tego wszystkiego wreszcie uczy się studentów zarządzania.

Wracając do gomułkowskiego „adremu” … Co wynika z pozostałych rozdziałów „Raportu” ? Sam abp Michalik jawi się jako konserwatywny kapłan, otwarty na ludzi i ich problemy, starający się je życzliwie rozwiązać. Ponieważ pytania „Frondystów” nie zahaczają o kwestje drażliwe doktrynalnie, jak stosunek do ekumenizmu, tradycyjnej liturgji czy choćby samej estetyki liturgicznej, trudno jest mi nazwać go posoborowcem. Nic takiego nie wynika z książki, co jest jej istotną wadą. Bo to oznacza, że nie porusza ona szeregu kluczowych zagadnień ogólnokościelnego dyskursu ostatnich lat. Natomiast szereg innych pytań i odpowiedzi wskazuje, że abp. Michalik najlepiej się czuje w klimacie Kościoła polskiego połowy lat 90-tych XX wieku. On pozostał na etapie entuzjazmu do ruchów posoborowych takich jak neokatechumenat czy focolari i zapewne zupełnie nie rozumie głównych idej pontyfikatu Benedykta XVI. Z drugiej strony, szereg jego trafnych spostrzeżeń o kryzysie rodziny, braku elit w Polsce itp. nie może być w żaden sposób spożytkowany. Bowiem zapewne wszelka deklarowana otwartość na świeckich w Kościele kończyłaby się na konieczności wierności ograniczającym nas posoborowym bzdurom, takim jak opisany powyżej wrzód kolegjalizmu. Jeszcze wspomnę o tem.

„Raport o stanie wiary w Polsce” jest taki, jak jest arcybiskup Michalik. Podąża za doktryną Kościoła w kwestjach moralnych i stara się jej nauczać, przekazywać ją w zrozumiały sposób. Jest patrjotą i dobrym Polakiem. Ale jest też dość modelowym przykładem współczesnego biskupa. Czy warto przeczytać tę książkę ?

Myślę, że są lepsze pozycje apologetyczne, nawet w obszarze polskiego Kościoła posoborowego. Ja z niej wyniosłem bardzo dużo, ale głównie z uwagi na profesjonalne przygotowanie w dziedzinach prakseologji i zarządzania. Mam nadzieję, że za kilkanaście, kilkadziesiąt lat będą na jej przykładzie uczyć potencjalnych biskupów, jak NIE NALEŻY zarządzać Kościołem.

ENCORE
W numerze 47 lubczasopisma „Idziemy” wydawanego w diecezji warszawsko – praskiej zamieszczony jest wywiad z abp. Michalikiem, w którym stwierdza on, że wierni korzystający z posługi lefebrystów powinni się z tego spowiadać:

ktoś, kto chodzi na Mszę Świętą do lefebrystów czy posyła tam dzieci do sakramentu bierzmowania, ten obciąża swoje sumienie, bo łamie jedność Kościoła.


Przypominam, że zgodnie z oświadczeniem papieskiej Komisji Ecclesia Dei z 2003 r. :
­- Można wypełnić obowiązek niedzielny na Mszy sprawowanej przez kapłana FSSPX,
­- Nie jest grzechem uczestnictwo we Mszy w kaplicy FSSPX, gdy wierny nie czyni tego z chęci zdystansowania się od papieża, lecz z chęci uczestnictwa we Mszy w nadzwyczajnej formie rytu rzymskiego.
­- Można złożyć skromną ofiarę na Mszy.

Są zatem dziedziny życia kościelnego, w których hierarcha przemyski jest, niestety, zupełnie nie na czasie. Szkoda, że powtarza takie opinje zamiast zrobić cokolwiek, by zrealizować wolę swojego papieża wyrażoną w Summorum Pontificum i szerzej przywrócić Mszę w nadzwyczajnej formie rytu rzymskiego do naszych kościołów. A może kolegjalizm uniemożliwia mu posłuszeństwo Ojcu Świętemu ?!

3 komentarze:

  1. Z książki może i nie wynika czy jest poosborowcem, jednak to co zrobił z Motu proprio w sprawie Mszy św, upoważnia do nazwania go do nazwania rasowym posoborowcem, a od strony prawnej zwykłym schizmatykiem. Bo to co polscy biskupi zrobili w sprawie Mszy trydenckiej jest schizmą.

    OdpowiedzUsuń
  2. W nawiązaniu do powyższych słów P.T. Dyskutanta:

    Proponuję zapoznać się z dyskusją na blogu księdza doktora Macieja Zachary (z bardzo wartościowymi informacjami na temat liturgii), np. w wątku:
    http://www.liturgia.pl/blogi/Maciej-Zachara-MIC/III-Niedziela-Adwentu.html

    Przedstawiłem tam swe uwagi na temat sprawowania tradycyjnych Mszy Świętych w Lublinie, w tym na temat tworzenia "rezerwatów dla tradycyjnych katolików". Takie "rezerwatowe" myślenie sporej części hierarchii kościelnej w Polsce można porównać do dawniejszego stanowiska władz australijskich, które aktualnie starają się wynagradzać wcześniej systemowo krzywdzonym Aborygenom.

    Z poważaniem,

    OdpowiedzUsuń
  3. Szanowny Panie Januszu,
    dyskusja rzeczywiście bardzo ciekawa, a wypowiedzi zacnego Xiędza Macieja jak zawsze spokojne i wyważone.
    Zgadzam się, że postawa polskich posoborowców jest faktyczną schizmą względem Ojca Świętego i przy okazji kolejnego wpisu poruszę ten temat, bo będzie okazja.
    Pozdrowienia

    OdpowiedzUsuń