sobota, 14 kwietnia 2012

Słówko o świętowaniu niedzieli

Podstawowym obowiązkiem i przywilejem, jaki katolik ma zrealizować w niedzielę oraz inne święta nakazane, jest wysłuchanie Mszy Świętej. U pewnej części pobożnych katolików zasada ta traktowana jest literalnie: nie zorganizują sobie niedzieli, urlopu, wakacyj, wyjazdu biznesowego etc. etc w taki sposób, by Mszę ominąć. Jest to oczywiście godne wszelkich pochwał, ale warto wiedzieć, że są też inne rozwiązania dopuszczane przez Kościół.


Gdy pojedziemy na wycieczkę do kraju takiego jak Bawarja, w którym przez wieki było mnóstwo powołań kapłańskich, dostrzeżemy, że sieć świątyń jest tam znacznie gęstsza niż gdziekolwiek w Polsce. Niemal każda wioska ma swój kościół parafjalny, a przy nim niewielkie i skromne zazwyczaj probostwo. Budowano je dla wygody wiernych, by mogli nie tylko co niedzielę, ale także w dnie powszednie słuchać Mszy. Droga do świątyni powinna parafjanom zajmować możliwie najkrócej czasu, co zwłaszcza w krajach górzystych, z przedłużoną zimą miało i ma istotne znaczenie. Tradycyjnie przyjmowało się, że trasa do kościoła powinna w jedną stronę zajmować wiernemu nie dłużej niż godzinę – tak, aby realizacja obowiązku niedzielnego nie była jedyną aktywnością człowieka. Jeśli wierny mieszkał o więcej niż godzinę drogi na Mszę, był zwolniony z konieczności pokonania tej trasy. Ale oczywiście nie oznaczało to, że miał spędzić niedzielę tak, jakby to był każdy inny dzień! Poza powstrzymaniem się od pracy należało Boga uczcić szczególniej poprzez modlitwę indywidualną lub zbiorową. Owoce takiej modlitwy są oczywiście nieporównywalnie mniejsze niż pobożne wysłuchanie Mszy Świętej i przyjęcie Komunji Św.

Katolicy nie są zobligowani do przebywania jedynie na tych terenach, na których funkcjonują księża. Oczywiście kapłani stanowią elitę społeczeństwa (a przynajmniej powinni nią być) i ich rola jest nie do przecenienia dla narodu. Wiedzieli o tem niekatoliccy wrogowie i najeźdźcy Polski rugujący wpływy Kościoła katolickiego na Pomorzu czy Kresach wschodnich. Ale dekatolicyzacja nie odbywała się błyskawicznie: po wygnaniu lub zamordowaniu kapłanów miejscowa ludność nie uchodziła, lecz starała się przetrwać trudny czas w oczekiwaniu na powrót duchowych opiekunów. Piękne świadectwo walki religijno – narodowej zostało zamieszczone np. w Nadberezyńscach Florjana Czarnyszewicza. Główni bohaterowie epopei, polska szlachta zaściankowa z początków XX wieku, żyją o, jeśli dobrze pamiętam, pół dnia drogi od Bobrujska i mogą uczestniczyć we Mszy jedynie w największe święta kościelne, parę razy do roku. Jednak w takich warunkach Nadberezyńcy trwają, czekając na powrót umiłowanej, katolickiej Polski.

Zdarzają się również mniej jednoznaczne sytuacje, w których wierny nie zaciąga grzechu śmiertelnego, choć nie uczestniczy we Mszy niedzielnej. Przedsoborowi teolodzy moralni wskazują, że sporadycznie możliwy jest świadomy wybór takiej formy rozrywki i rekreacji, która stanie w kolizji ze spełnieniem naszego obowiązku i przywileju względem Boga, lecz grzechem nie będzie. Na przykład: jedziemy na urlop do Nepalu lub też – całą niedzielę spędzamy w pociągu w drodze na koncert ulubionego artysty. Rozrywka sama w sobie powinna być godziwa, zaś jej realizacja byłaby niemożliwa do wypełnienia w innym terminie. Nie zamierzam zagłębiać się w kazuistykę i w razie wątpliwości zachęcałbym do rozmowy z kapłanem, ale z pewnością nieuprawnionym nadużyciem ww. wyjątku byłoby spędzenie całej niedzieli na łowieniu ryb lub opuszczenie Mszy niedzielnej z uwagi na wyjazd z kibicami na mecz ligowy. Mam równie poważną wątpliwość, czy katolik może zdecydować się w swoim sumieniu np. na uczestnictwo w studiach zaocznych, jeśli wiążą się one z wielomiesięczną koniecznością systematycznego opuszczania Mszy Św.

Zarysowane powyżej zasady ogólne mogą być nieco inaczej aplikowane do katolików żyjących w krajach, w których sieć kościołów jest znacznie rzadsza niż w Polsce, tudzież np. odrzucających w sumieniu uczestnictwo w rycie Novus Ordo. Osoby takie mogą mieć znacznie trudniejszy dostęp do Mszy świątecznej. O ile przeciętny wielkomiejski katolik chodzący na NOMy ma je do dyspozycji przez ponad 24 godziny (od sobotniego popołudnia do niedzielnej nocy), to wierni Tradycji katolickiej rzadko kiedy mają do wyboru więcej niż trzy terminy.

Piszę o tem wszystkiem, gdyż w mem odczuciu brakuje w sieci polskojęzycznych rozważań na te tematy. Dlatego zdecydowałem się wyjść ze „swojego” obszaru apologetyki i dogmatyki i skierować ku teologji moralnej. Nie uzurpuję sobie prawa, by przedstawiać recepty, chciałbym jednak ukierunkować osoby potencjalnie zainteresowane tematem. Porady internetowe księży posoborowych najczęściej sprowadzają sprawę do błahostki. Niejaki x. Rafał Masarczyk twierdzi, że opuszczenie niedzielnej Mszy św. rzadko kiedy stanowi grzech śmiertelny, m.in. dlatego, że „nie do końca rozumie się znaczenie Mszy św., jako uczty miłości Boga do człowieka.” To nawet ma sens: niebywanie na Mszy niedzielnej jest grzechem powszednim wtedy i tylko wtedy, gdy Msza jest ucztą miłości Boga do człowieka.

20 komentarzy:

  1. Przykład świętowania niedzieli w parafii międzyrzeckiej 100 lat temu:
    "Znajdują się jeszcze w parafii trzy kaplice, w których Msza św. nigdy się nie odprawia, lecz gdzie ci z mieszkańców, którzy w święta nie mogą udać się do kościoła, gromadzą się na wspólne modły. Są one w oddalonych wioskach od kościoła, a mianowicie: w Łubach, Kożuszkach i Łuniewie" [ks. A . Pleszczyński, Opis historyczno-statystyczny parafii międzyrzeckiej, Warszawa 1911, s. 149].

    OdpowiedzUsuń
  2. Czcigodny Krusejderze
    Trudno mi się wypowiadać o wewnętrznych zasadach innego wyznania. Ale muszę wystąpić w obronie studentów zaocznych. Mają oni swoje "zjazdy" (tak to się w szkolnym żargonie nazywa) co drugi weekend. A poza tym chęć nauki jest chyba mniej błahym powodem opuszczenia liturgii niż wyjazd na koncert. W końcu zbyt wielu "europejsów" (jak mawia mistrz Michalkiewicz) wyznaczyło Polakom w eurokołchozie rolę parobków stojących jedynie odrobinę wyżej od Turków.
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czcigodny Stary Niedźwiedziu,
      jak widzisz z poniższego świadectwa, można studiować i zrywać się z zajęć, by skoczyć do 1 z 2 kościołów w mieście z normalną katolicką liturgją. Ale oczywiście można też studiując usprawiedliwiać się z niechodzenia na Msze. Nie chcę generalizować, czy z każdych studiów da radę wygospodarować 2-3 godziny podczas niedzielnego zjazdu. Zapewne nie z każdych. Chodzi mi raczej o zasadę: czy chcesz chcieć? Pozdrawiam serdecznie

      Usuń
  3. Dla mnie jedyną okazją pójścia na normalną mszę katolicką są zjazdy na uczelni. Zawsze można się zerwać na 3 godziny do FSSPX lub na "indult". Normalnie pewnie bym 100 km na mszę nie jeździł.
    Student zaoczny

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jakaś swołocz się tu narowi od czasu do czasu

      Usuń
    2. Znam ten ból. U nas też produkowało się proaborcyjne i pronarkotyczne bydło podające się za liberałów.
      Pozdrowienia.

      Usuń
    3. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

      Usuń
  5. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  7. Ale dlaczego nie wspomniał Pan o Komunii duchowej?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Można wspomnieć, ale w jakim kontekście ?

      Usuń
    2. W całym kontekście. :) W takim dniu, gdy nie można uczestniczyć w nakazanej Mszy św., przede wszystkim należy przyjąć Komunię św. duchowo. Święty Sobór Trydencki nauczał o Komunii św. duchowej. Tutaj jest dużo wiadomości: http://www.traditia.fora.pl/modlitwa-i-duchowosc-katolicka,4/komunia-sw-duchowa,45.html

      Usuń
  8. Odpowiedzi
    1. Przepraszam, co Pan powiedział? Bo nie zrozumiałem. Można prosić głośniej.

      Usuń
  9. Ta nowa Msza miała być zrozumiała i dostępna dla zwykłego luda. A ja nic z tego nie rozumiem, nie rozumiem jej symboliki (o ile jest w niej jakaś zawarta), nie rozumiem sensu kolejnych części Mszy i chodzę tam tylko z powodu nakazu. O kazaniach nie będę się wypowiadał bo są one przykładem niemocy wielu księży, a listy episkopatu zwyczajnie mnie gorszą, tak jak ten ostatni z Natankiem w tle. Coraz bardziej smucę się gdy patrzę w stronę Kościoła i czuję się coraz bardziej zagubiony. Bo jak tu nim nie być jeżeli Papież jedno a biskupi co innego (mottu proprio, proszę sobie przypomnieć, czy ci biskupi są jeszcze w Kościele?). Nawet jeżeli jakiś biskup (Hoser o in vitro) powie coś pożytecznego to inna gnida (Pieronek) to dezawuuje. Jaka liturgia taki kościół.....

    OdpowiedzUsuń
  10. Pierdu pierdu. Jament :-)

    OdpowiedzUsuń
  11. proszę pierdzieć gdzie indziej

    OdpowiedzUsuń

  12. Niedziela, niedziela, ognisty kac.
    Po sobocie, co zgasła za nami.
    Niedzielę wymyślił ponury klaun,
    co nikogo nie kupił żartami.

    OdpowiedzUsuń
  13. Grzechem jest czynienie czegos zlego. Jesli ktos nie chodzi na msze to nic nie robi. Ergo nie popelnia grzechu. Glupstwa wymyslone przez tzw. ojcow kosciola stoja w sprzecznosci z naukami Jezusa Chrystusa. Swiecenie dnia swietego ni musi polegac na uczestnictwie we mszy swietej.

    OdpowiedzUsuń