czwartek, 2 grudnia 2010

Malachi Martin - The Final Conclave

Niedawno wydane po polsku „Klucze królestwa” o. Malachiasza Martina opisują pontyfikat Jana Pawła II. Zanim jednak zajmę się tą książką, postaram się przybliżyć Państwu inną publikację tego samego autora - The Final Conclave z 1978 r. Wpisuje się ona w nurt „clerical fiction” łącząc aspekt dokumentalny z fabularnym.



Pierwsza część Ostatniego konklawe to opis Kościoła czasów Pawła VI, układu sił pomiędzy poszczególnemi frakcjami oraz kilkuletnich przygotowań do konklawe mającego na celu wybór następcy Montiniego. X. Martin wyróżnia następujące grupy ścierające się w ówczesnym Kościele:

1) postępową, wśród której należy wskazać:
1.1) marxistów chrześcijańskich, optujących za sojuszem sierpa i młota z posoborowym stołem liturgicznym,
1.2) radykalnych teologów, pragnących zmian w praktycznie każdym obszarze nauczania Kościoła, począwszy od prymatu papieskiego i przyjmowania faktu Zmartwychwstania po nauczanie moralne nt. homoseksualizmu i aborcji,
1.3) charyzmatyków, polegających na osobistem doświadczeniu Ducha Świętego, komunikującego się bezpośrednio z każdym wiernym osobiście;
2) tradycjonalistyczną, pragnącą przywrócenia ładu kościelnego sprzed października 1958 r.;
3) konserwatywną, pragnącą zmian i modyfikacyj w Kościele, ale nie tak szybkich, jak wprowadzał Paweł VI;
4) radykalną – pragnącą odrzucenia wszelkiej doczesnej władzy przez papiestwo, oddzielenia się od dóbr materialnych instytucji na rzecz duchowości.

Na takiej mapie Kościoła Posoborowego samego Pawła VI należałoby zakwalifikować do … konserwatystów. Umiarkowanych. Miejmy to na uwadze.

Szkicując sylwetkę Montiniego x. Martin proroczo nazywa go pierwszym z papieży – pielgrzymów. Wskazuje, że poczynione przezeń innowacje w zakresie obecności głowy Kościoła w świecie, w mediach będą naśladowane przez jego następców i przyczynią się do wzrostu popularności katolicyzmu na świecie. Paweł VI był pielgrzymem, aby w inny niż dotąd sposób zainteresować religijnością ludzi na całym świecie. Skąd wynikała ta odmienność ? Z integralnego humanizmu, który przejął od swego przyjaciela Jakuba Maritaina. Wprawdzie w Ostatniem konklawe nie rozwinięto tego pojęcia, ale warto zauważyć, że idea ta była co do zasad tożsama z koncepcją „dobrego dzikusa” Jana Jakuba Rousseau, a więc zakładała, iż człowiek jest dobry z natury i będzie wybierał dobro oraz odrzucał zło, jeśli wskaże mu się różnice między nimi. W modelu tym Kościół miał więc skoncentrować się na czynieniu dobra i świadczeniu o prawdzie. To miało wystarczać do tryumfu Prawdy. Godzi się w tem miejscu zauważyć, że „humanizm integralny” ignoruje wpływ grzechu pierworodnego na duszę ludzką i na naturę człowieka. Rany te powodują skłonność do zła. Podsummowując tę postawę intelektualną należy stwierdzić, że ogół poglądów i działań papieża Montiniego wynikał z pobudek sprzecznych z misją papiestwa i Kościoła nauczającego, którą można w skrócie przedstawić dwoma zdaniami z Ewangelii: „Tyś jest Piotr, paś baranki moje” oraz „Idźcie i nauczajcie wszystkie narody udzielając im chrztu w Imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. Amen”.

Kluczowym problemem pontyfikatu Pawła VI była sprawa finansów watykańskich. AD 1969 zostały one powierzone przyjacielowi papieża z czasów mediolańskich Michałowi Sindonie. Drugą ważną na tym odcinku osobą był biskup Paweł Marcinkus. Panowie mieli za zadanie przetransferować aktywa Stolicy Apostolskiej z Włoch do USA i zarabiać na nich. Jak się to skończyło? Wprawdzie Montini aspirował do przywrócenia "kościoła ubogich" z pierwszych wieków katolicyzmu, ale wątpliwe jest, by spodziewał się, że sprawny dotąd w dziedzinie finansów Sindona tak bardzo przybliży go do tego ideału. X. Martin podaje, że łączne straty Watykanu mogły wynieść w tych aferach ok. miliarda dolarów. Afera Banku Ambrosiano, zasygnalizowana jedynie w książce, miała swoją kulminację w cztery lata po jej ukończeniu. Dodajmy dla porządku, że sam Sindona w 1979 r. zlecił zabójstwo prawnego likwidatora swoich banków a w marcu 1986 r. został otruty w więzieniu, w którym odsiadywał wyrok dożywocia. Nie od rzeczy jest wspomnieć, że duet Sindona - Marcinkus miał związki zarówno z włoską mafją jak i masonerią (słynną lożą P2). Czy wypłynęło z tej sprawy jakieś dobro? Niewykluczone. O. Martin podaje, że Paweł VI mógł rozważać rezygnację ze swej funkcji zgodnie z zasadami określonymi dla innych biskupów, to jest w wieku 75 lub 80 lat. Pierwotnym terminem zdarzenia wypadał zatem na rok 1972, a najpóźniej na rok 1977. Idea ta jednak nie mogła być zrealizowana z kilku powodów:
- po pierwsze, mimo tricku z cenzusem wiekowym, mającego na celu wyeliminowanie najstarszych i tradycjonalistycznych kardynałów, wciąż stanowili oni znaczącą frakcję, której przedstawiciel mógł osiągnąć większość podczas kolejnego konklawe;
- po drugie, już od 1972 r. rozwijała się afera Sindony;
- po trzecie, co łączy się ściśle z myślą pierwszą, rozwijał się na świecie ruch Tradycji katolickiej organizowany przez Arcybiskupa Lefebvre’a. Wypowiadał on to, co myśleli starzy kardynałowie, dostarczał nowych pokoleń wiernych podzielających poglądy uważane przez Montiniego za przestarzałe.

Nas jako tradycjonalistów szczególnie zainteresuje rys osoby Arcybiskupa Lefebvre’a Jawi się on w książce jako silny człowiek na trudne czasy. Sympatja Autora wydaje się być po jego stronie, choć stara się ją ukrywać za maską obiektywizmu. Uproszczenia teologiczne stosowane przez o. Martina są dopuszczalne i nie wypaczają obrazu rzeczywistości, podczas gdy szczegóły zanudziłyby 90 % czytelników. Możemy jednak wyczytać, że abp Lefebvre uznał 21 listopada 1974 r.” Sobór Watykański za fałszywy, Mszę Pawła VI za nielegalną a nauczanie posoborowych biskupów za obarczone błędami”. Wskazuję na tę konwencję, by uczulić potencjalnych czytelników i tłumaczy Ostatniego konklawe.

x. Malachiasz Martin streszcza począwszy od 1970 każdy kolejny rok przybliżający nas do konklawe. Opisuje je poprzez aktywności Pawła VI, jego najbliższych współpracowników oraz oponentów. Dowiadujemy się więc np. że AD 1973 sondował plan zmiany formy wyboru swego następcy poprzez z jednej strony: większą demokratyzację partycypacji przedstawicieli Kościoła Posoborowego – udział przedstawicieli Rad Stałych Episkopatów, z drugiej strony – udział w konklawe elektorów niekatolickich wywodzących się z kościołów prawosławnych. Propozycje te szczęśliwie nie spotkały się z niczyjem uznaniem, nie mogły też być dopracowywane i narzucone, bo wcześniej wywołane skandale angażowały dużo sił i uwagi Montiniego.

Zajmijmy się teraz nieco rozważaniami o układzie sił w kolegium kardynalskiem. Jednym z silniejszych sojuszy był pakt kardynałów z Europy Wschodniej i Ameryki Łacińskiej. Nie mamy wyjaśnienia, jak powstał, można tylko sądzić, że jego podstawą była akceptacja dla marxizmu; zatem tworzyli go z jednej strony latynoscy lewacy a z drugiej – sowiecka agentura. Układ ten został rozbity przez obawiających się marxizmu kardynałów amerykańskich, wśród których był Jan kard. Krol, abp Filadelfji. W naturalny sposób nawiązał on kontakt z rodakami, polskimi kardynałami i stworzył nowy ośrodek – Europy Środkowej . Polscy kardynałowie, w tem szczególnie wpływowy Wyszyński (nazywany złośliwie przez modernistów „papieżem Europy Centralnej”) i Wojtyła ciekawie uzupełniali się posiadając wpływy w innych grupach (odpowiednio: bardziej i mniej konserwatywnej) kardynałów z krajów sąsiednich. Amerykanie w oczywisty sposób nie wpływali natomiast na dobre relacje przedstawicieli Europy Środkowej z Afrykanami i Azjatami. Te głosy mogły się liczyć. Pakt ten wymierzony był przeciw kandydatowi włoskiemu. Dostrzeżemy tu pozorną sprzeczność, bowiem wśród Włochów było najwięcej tradycjonalistów, a animatorzy porozumienia - Krol i Wyszyński sami mieli podobne poglądy. Pakt ten był motywowany do działania przez samego Pawła VI, którego faworyt, kard. Pigdenoli rozwijał plan „otwierania” Kościoła na tak zwane: sprawiedliwość społeczną i prawa człowieka, które miały stać się integralną częścią Ewangelii.

We wrześniu 1977 r. odbył się w Rzymie synod, grupujący kardynałów, biskupów, prałatów oraz stanowiący również swoiste preludium do konklawe. Dominanta prezentowanych opinij uświadomiła kardynałom z krajów romańskich, jak poważnem zagrożeniem jest komunizm i jak wielu kościelnych VIPów jest jego paputczikami. Na niższych szczeblach hierarchji ludzi zarażonych tą chorobą było jeszcze więcej niż w kolegium kardynalskiem.

Na początku 1978 r. siły poszczególnych frakcyj przedstawiały się następująco:
- tradycjonaliści – 50,
- konserwatyści – 35,
- postępowcy – 26,
- radykałowie – 9,
co łącznie dawało liczbę 118 hierarchów posiadających czynne i bierne prawo wyborcze. O ile x. Martin trafnie ocenił, że tego roku Paweł VI umrze, to dodajmy, że podczas każdej z elekcyj papieskich owego roku głosowało 111 elektorów (kard. Jan Wright głosował jedynie w październiku).

W książce wskazano następujących papabili: Perykles Felici (tradycjonalista), Sergiusz Pigdenoli, Paweł Bertoli, Sebastjan Baggio (konserwatyści), Jan Willebrands (kandydat paneuropejski); frakcje postępowców i radykałów nie miały zatem jednoznacznych liderów, którzy mogliby aspirować do wyboru na Stolicę Świętą.

Druga, dłuższa część książki zawiera opis samego konklawe. Występują w niej kardynałowie ukryci pod fikcyjnemi nazwiskami, mający rysy charakterologiczne i poglądy rzeczywistych postaci. Nie bawiłem się w tworzenie kompletnej listy ułatwiającej odczytywanie książki, bowiem wiemy, że dialogi te są fikcyjne. Powstały przed sierpniowem konklawe. Napiszmy jednak, że część nazwisk łatwo jest dopasować, nawet jeśli nie jest się specjalistą od Kościoła lat 70-tych: Riccioni oraz Vasari to duet – Siri i Felici; Bonkowski – Wyszyński; Karewsky – Wojtyła; Franzus – König; Angelico – Chappi. Występujący bardzo często kard. Thule dobrze pasuje mi do Villota, ale z drugiej strony Villot powinien być utożsamiany z Kamerlingiem, który pełni w książce jedynie funkcję techniczną, nie ma własnych poglądów, choć cały czas rozmawia z wszystkimi na boku.

Części tej nie ma sensu streszczać, opisywane tu są rozmaite tricki, rozmowy i szantaże, które mogą być elementem każdego konklawe. Relacja x. Martina powinna być traktowana jako wiarygodna, bowiem on sam uczestniczył w dwu konklawe(1958-1963) jako tłumacz. Problemy, o których dyskutują kardynałowie, są bliskie tradycjonalistom, bowiem dotyczą spraw, o które walczymy (misja Kościoła, relacje z fałszywemi religjami, etyka chrześcijańska, doktryna społeczna, stosunek do komunizmu). Jednak dla przeciętnego współczesnego posoborowego katolika byłaby to dość niewdzięczna lektura. Nie rozumiałby reakcyjności kardynałów i ich zainteresowania „marginalnemi” problemami, np. Mszą trydencką. Pokazuje to również, jak zmienił się Kościół na przestrzeni tych trzydziestu kilku lat. Doświadczamy zatem, że Kościół nie poszedł w kierunku naszkicowanym przez x. Martina w Ostatniem konklawe. A jak skończyło się według niego to konklawe ? Nie chcę ujawniać szczegółów książki, ale zdradzę, że lepiej niż każde z konklawe roku Pańskiego 1978 …

2 komentarze:

  1. Szanowny Krusejderze. Wielkie dzięki za tę recenzję. Ciekawa. pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  2. Irytująca jest ta pretensjonalna maniera używania archaizmów (tradycjonalizm tradycjonalizmem, ale bez przesady ;)), jednak dzięki za materiał.

    OdpowiedzUsuń