wtorek, 8 grudnia 2015

Polska debata nad sedewakancją. Czy mamy papieża?

Zaskakująca abdykacja Ojca Świętego Benedykta XVI oraz radykalna rewolucja antykościelna, jaką od początku podjął jego następca, prezentujący się przed światem imieniem Franciszek, wzbudziła u wielu katolików potrzebę wyjaśnienia tej bezprecedensowej sytuacji. Pierwszą rocznicę zamiany na Watykanie dobrego pasterza na nierozgarniętego, jak się wydawało, juhasa przechodziłem jeszcze w nastroju dość sceptycznym do pojawiających się tu i ówdzie teoryj spiskowych ....

Dziś jednak wiemy już odrobinę więcej o przygotowaniach i działaniach ludzi, którym przeszkadzał sprawiedliwy i pokorny Benedykt XVI. Możemy przeanalizować treść dokonanej przezeń renuncjacji urzędu oraz zapoznać się z symboliką pozostawianych przy nim tytułów i szat; późniejszych zachowań i działań. Mamy też ciekawe źródło informujące nas o przebiegu konklawe, wybierającego jego następcę. Wszystko to oraz analizę przebiegu aktualnego pontyfikatu szczegółowo opisał Antoni Socci w książce "Non e' Francesco", której polskie wydanie ukazało się przed kilkoma tygodniami.

Publikacja "Czy to naprawdę Franciszek?" uzyskała już w Polsce trochę rozgłosu. Pojawiły się jej ciekawe recepcje w mediach elektronicznych. Jedną z pierwszych poczyniła p. Ewa Czaczkowska, ale najwięcej dobrego dla sprawy zrobiła Rzeczpospolita, która 21/22 listopada poświęciła zagadnieniu kryzysu Kościoła popularny dodatek weekendowy "PlusMinus". Zawarto tam wywiad z p. Soccim, artykuł Tomasza Krzyżaka o polskim katolicyźmie i tekst prof. Sławomira Cenckiewicza poświęcony Antypapieżom XXI wieku.



Furię modernistów wywołała zwłaszcza aluzja co do mnogiej liczby współczesnych psudopapieży. Nie zawiódł Obłudnik Powszechny , ale polemikę do Rzepy napisał również Stanisław Obirek, bagatelizujący zasadność krytyki Franciszka przez Socciego czy Cenckiewicza. Znamienne, że ów nieszczęsny kapłan - odstępca dostrzega tak wiele "nowej jakości" u aktualnego biskupa Rzymu, podczas gdy niedawno w niezbyt wyszukany sposób dokonywał syntezy pontyfikatu Benedykta XVI

Cóż zaś można napisać o samej książce Socciego ?

Jej pierwszą ćwiartkę zawiera apologia "wielkich papieży Soboru Watykańskiego II" - Pawła VI, Jana Pawła II i Benedykta XVI. Tradycjonalista czyta te strony z najdelikatniej to ujmując, mieszanymi uczuciami. Wie bowiem, że były to postacie niejednoznaczne, których znaczna część aktywności polegała na podsycaniu posoborowej rewolucji antykatolickiej. Najlepiej między nimi prezentuje się oczywiście bawarski papież, ale i jego polityka kadrowa przyczyniła się do powstałego w 2013 r. "defektu Franciszka". Ale być może dobrze, że Antoni Socci nie stał się jeszcze 100% tradycjonalistą jak my. Dzięki temu jego publikacja nie jest tak hermetyczna. Czy wspomniana na początku tekstu p. Czaczkowska przeczytałaby analizę konklawę, gdyby poprzedzała ją bezkompromisowa ocena tego, co w Kościele działo się od Soboru Watykańskiego II? Traktujmy tę książkę jako wprowadzenie do tradycjonalizmu; dokładnie tak samo jak inne wielkie dzieło Socciego poświęcone Tajemnicy Fatimskiej.

Znacznie bardziej frapujące są części następne, poświęcone analizie zrzeczenia się urzędu przez Benedykta XVI oraz przebiegowi marcowego konklawe AD 2013. Antoni Socci rekonstuuje przebieg zdarzeń w oparciu o informacje przedstawione w książce Elżbiety Pique pt. Franciszek. Życie i rewolucja. Jej autorka od lat zna kard. Bergoglio z Buenos Aires i to zapewne od niego samego zna wszystkie przedstawiane szczegóły. Dla nich warto zajrzeć do publikacji Socciego, bardzo dobrze spolszczonej przez Marcina Masnego.

Z oczywistych przyczyn nie będę streszczał wywodu włoskiego autora, pozostawiając jego Czytelnikom szansę na samodzielną analizę zgromadzonego materiału dowodowego oraz wniosków z niej wyprowadzonych. Sprawa z pewnością nie jest taka banalna, jak sądzi ks. Przemysław Śliwiński, w stanowisku którego najciekawsza jest z pewnością ... piosenka Lucciego Battisti "Non e’ Francesca".

Czy Franciszek jest zatem na dzień dzisiejszy papieżem Kościoła powszechnego?

Przed lekturą książki Socciego odrzucałem stanowisko przeciwne. Dziś już nie to dla mnie takie oczywiste. Nie wykluczałbym żadnej opcji względem Franciszka:
- papież,
- papież materialny,
- antypapież.

Zakończę wpis myślą, którą mogą Państwo uznać za niespójną lub zaskakującą względem poprzednich akapitów. Nie zamierzam wchodzić w szczegółowe spory co do franciszkowego papiestwa. Stąd proponuję nie rozszerzać debaty nad hipotetyczną sedewakancją. Działaniom Franciszka, jako wykwitom posoborowia, trzeba się przeciwstawiać niezależnie od tego wszystkiego.

20 komentarzy:

  1. Cyt."Działaniom Franciszka, jako wykwitom posoborowia, trzeba się przeciwstawiać niezależnie od tego wszystkiego." - Amen!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. I niech tak zostanie! Mądremu dość. Nikt nie jest wieczny. Panie nie zwlekaj!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie powinno być w końcówce: "papież formalny" ?
    Bo, jak rozumiem, wiele może wskazywać na to, że papież Franciszek nie jest papieżem właśnie materialnie, a jedynie formalnie.
    Podobnie zresztą jak materialnie może być heretykiem, ale formalnie jeszcze nie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest właśnie tak na opak ;). Każdy prawdziwy papież jest papieżem i materialnym i formalnym. "Papa materialiter" to bliska mi skądinąd koncepcja wielkiego Guerarda des Lauriers OP, który mówił tak o osobie dysponującej ważnym wyborem kolegium kardynalskiego, która jednak jest oddzielona od jurysdykcji nad Kościołem i sprawowania urzędu z uwagi na swoje błędnowierstwo. Papa materialiter to okupant tronu papieskiego, który wszakoż teoretycznie może się nawrócić.

      Usuń
    2. Ale czyż jeśli Franciszek nie jest papieżem formalnie, to tym bardziej materialnie(skoro opowiada herezje i nawet nie ubiera się jak papież)?
      Bo jeżeli Franciszek nie jest formalnym papieżem, to nikt nie jest formalnym papieżem, natomiast materialnym jest z pewnością Benedykt XVI.

      Opieram się na analogii do tego tekstu:
      http://www.ultramontes.pl/herezja.htm

      Bo jednak ktoś kto jest heretykiem formalnie, musi się nim najpierw stać materialnie(przynajmniej przez ułamek sekundy, jeżeli szybko reaguje na swoje myśli). Więc, jak tak sobie to tłumaczę, że papież w swoje błędnowierstwo musi najpierw popaść materialnie i nie musi go wcale ujawniać wprost - tak jak to czyni Franciszek. Wówczas jest papieżem wyłącznie formalnie, ponieważ materialnie jest heretykiem, przez co papieżem być nie może. Dopiero formalne błędnowierstwo głowy Kościoła skutkuje tym, iż można orzec, że ta osoba nie jest ani nigdy nie była papieżem.
      Zatem formalnie papieżem Franciszek jest(abstrahując od ważności wyboru, można oprzeć się wyłącznie na samym sprawowaniu urzędu i głoszonej nauce), natomiast materialnie nie jest nawet katolikiem.

      Czy dobrze myślę, czy może Pan mnie wyprowadzić z błędu, jeżeli nie?

      Usuń
    3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    4. Przepraszam, ale nie mogę się z tą definicją zgodzić. Materia to wnętrze, serce i sedno, forma natomiast jedynie kształt - to co na zewnątrz, również ramy prawne.
      Zatem ostatecznie przestaje się być papieżem, kiedy się to swoje antypapieskie wnętrze uzewnętrzni.
      Dlatego materialnie być może nawet Jan Paweł II mógł nie być papieżem. Ale formalnie -jak najbardziej.
      Ja przynajmniej inaczej nie jestem w stanie tego rozumieć.

      Usuń
    5. Namieszałem. Poprawnie z tego byłoby tyle:

      Papieżem formalnym (= faktycznym) jest albo Benedykt (jeśli nie miał intencji ustąpić), albo Franciszek (jeśli został ważnie wybrany), albo mamy vacat). Oczywiście zakładając, że ani B16 ani F1 nie są oddzieleni od urzędu z uwagi na herezję (co by sedeteolodzy od razu podnieśli).

      Pozdrawiam

      Usuń
  4. Dlaczego szanownemu Autorowi wydaje się, że to czy dana osoba jest Papieżem, bądź też nie jest, jest mało istotna dla wiernych, i nie należy się nią zajmować??? Cóż to za absurdalny pomysł!!! Proszę sobie poczytać co dokładnie na ten temat pisał i wyjaśniał J.Exc. Donald J. x. Bp. Sanborn

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szanuję Biskupa Sanborna, ale dzisiejsze czasy mają wiele wspólnego z okresem Wielkiej Schizmy. Nikt nie pójdzie do nieba/ piekła tylko dlatego, że wymienia/ nie wymienia w Kanonie Mszy Franciszka. I z tego co wiem, wielebny x. Rafał Trytek nie uzależnia udzielania Sakramentów od deklaracji wakatu Stolicy Świętej.

      Pozdrawiam

      Usuń
  5. "Antoni Socci rekonstuuje przebieg zdarzeń w oparciu o informacje przedstawione w książce Elżbiety Pique pt. Franciszek. Życie i rewolucja. Jej autorka od lat zna kard. Bergoglio z Buenos Aires i to zapewne od niego samego zna wszystkie przedstawiane szczegóły" - czy to niezbyt słabe źródło? "Zapewne" - troche jednak za mało.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się. Tym bardziej, że latynosi nie są zbyt... lotni intelektualnie, co uważają za wspaniałą postawę zresztą. Im jest wszystko jedno, czy to co mówią czy piszą ma sensu, ważne by było szybko i dużo.

      Usuń
  6. Gdzie można kupić książkę?

    OdpowiedzUsuń
  7. Czcigodny Krusejderze
    Użyte w tej ciekawej dyskusji określenia "formalny" i "materialny" mogą być mylące dla wielu osób. W pierwszym podejściu, tak jak i Szanowny Pięknowłosy, zrozumiałem je odwrotnie. Czy nie byłoby prościej użyć w ich miejsce "de nomine" i "de facto"? Nie wyobrażam sobie, by ktokolwiek z Czytelników tego blogu musiał guglować ich znaczenie.
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szanowny Stary Niedźwiedziu,
      używałem pojęć, tak jak je wprowadzono do polszczyzny tłumacząc Guerarda. Ja zaś najchętniej posługiwałbym się pojęciami: "papież potencjalny" na osobę dysponującą ważnym mandatem Kolegium Kardynałów i "papież faktyczny", odnoszącą się do władającego Kościołem Ojca Świętego.

      Także i z powodu zamętu definicyjnego najlepiej się tą tematyką ... nie zajmować ;)

      Z pozdrowieniami, Krusejder

      Usuń
    2. Czcigodny Krusejderze
      Określenie "faktyczny" nie pozostawia żadnych wątpliwości. A "potencjalny" też jest bardzo dobre. Bo jeśli ktoś potencjalnie może stać się kimś, to znaczy to, że tylko od niego zależy, czy tak się stanie. Zero wątpliwości.
      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
  8. Panie autorze, przepraszam OT, ale natrafiłem na bardzo ciekawy wpis (powiązany z luźno z tematem pańskiego artykułu):
    https://pelagiusasturiensis.wordpress.com/2015/03/28/dr-de-mattei-antysedecki-lek/

    Może Pan się ustosunkować. Czyżby prof. De Mattei poczynił takie znaczące błedy?

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  9. Znam tekst Barona de Mattei jedynie z opracowań. Wymowa tekstu w PCH24 jest inna http://www.pch24.pl/papiez--ktory-chcial-wiernym-narzucic-herezje--co-zrobil-kosciol-,33772,i.html : tak jakby zachęcał do oporu przeciw błędnowiercy pragnącemu narzucić Kościołowi herezję, bez rozstrzygania co do utraty urzędu.

    Jednak rzeczywiście, u bardzo wielu katolików jest dziwny i niezrozumiały opór przed dopuszczeniem choćby możliwości trwałego wakatu na Stolicy Apostolskiej. Tymczasem choćby sama Konstytucja Apostolska Universi Dominici Gregis regulująca wybór papieży dopuszcza taką możliwość:

    76. Jeśli wybór nastąpiłby w inny sposób niż jest to ustalone w niniejszej Konstytucji lub nie byłyby zachowane warunki tu ustalone, wybór jest przez to samo niebyły i nieważny, bez potrzeby wydawania jakiejkolwiek deklaracji w tym względzie, a więc nie daje on żadnego prawa osobie wybranej.

    OdpowiedzUsuń
  10. Dziękuje za odpowiedz.
    Mnie jednak bardziej ciekawi sama ocena Jana XXII i jego poglądów. Jeśli informacje z linku który podałem są prawdziwe, to prof. de Mattei popełnił zawodowy błąd w historycznej wiedzy - to mnie martwi najbardziej, bo nie oszukując się, jest on autorytetem dla wielu tradycjonalistów.

    Podsumowując (biorąc za prawdę to co stoi w podanym przeze mnie linku):
    - Jan XXII nie był heretykiem, bo mimo, że aspekt wiary w który wątpił, był powszechnie uznawany za prawdziwy to jednak nie był jeszcze zdefiniowany jako dogmat - jeszcze. Więc miał do tego teoretyczne prawo.
    - dlatego też profesor myli się i wykazuje BYC MOŻĘ straszną ignorancją.
    Bardzo mnie ciekawi ten temat.

    I tak sobie pomyślałem, o pewnej analogii:
    Biorąc za prawdziwą optykę profesora de Mattei to BXVI powinien być jeszcze bardziej skrytykowany niż Jan XXII. Dlaczego?
    Wydaję mi się, że sprawa dzięcięcego limbusa, opinii "znanej i lubianej" przez 2000 lat (podobnie jak na ów czas opinia o wizji uszczęśliwiającej) została lekko zachwiana przez Komisje Teologiczną, która w 2007 roku lekko zmąciła klarowny, do tej pory, przekaz Kościoła w tej sprawie. Jeśli się nie mylę BXVI ten tekst zaaprobował (prosze mnie poprawić jesli sie myle).
    Dokument ten nie nalezy chyba (?) do magisterium zwykłego KK, tak jak i prywatna opinia Jana XXII do tegoż magisterium równiez nie należała.
    Czy zatem profesor de Mattei byłby konsekwentny jeśliby skrytykował tak mocno również BXVI?

    OdpowiedzUsuń