W ciągu ostatniego miesiąca Jego Ekscellencja Xiądz Biskup Ryszard Williamson FSSPX kilkukrotnie wypowiedział się poprzez swoje rozsyłane e-mailem komentarze („ELEISON COMMENTS”) na temat beatyfikacji Jana Pawła II oraz postawy Ojca Świętego Benedykta XVI. Ponieważ teksty te nie są regularnie tłomaczone na nasz język, uznałem za celowe streszczenie myśli Xiędza Biskupa zawartych w komentarzach CXCV i CXCVIII.
„Czy Jan Paweł II jest błogosławionym Kościoła katolickiego?” – pyta Biskup Williamson. I odpowiada: jest on raczej neobłogosławionym Kościoła Posoborowego. A czemże jest ów „Kościół Posoborowy” ? By to wyjaśnić, konieczna jest parabola. Katolicyzm jest jak benzyna – paliwo, dzięki któremu można jeździć samochodem. Na przeciwległym krańcu jest świecki humanizm, globalistyczna religja, której może w tem porównaniu odpowiadać woda. Obie substancje różnią się od siebie wyraźnie właściwościami tak, że niesposób je pomylić. Posoborowy neokatolicyzm jest zaś jak benzyna, do której dolano pewną domieszkę wody. Mieszanina tych cieczy wciąż pachnie i smakuje jak benzyna, ale nie ma jej właściwości: samochód nie ujedzie na takiem paliwie. Domieszka świeckiego humanizmu, jaką zawiera posoborowie, może zatrzymać działanie katolicyzmu. W tym konkretnym przypadku, dobrzy katolicy mogą się mylić, podejrzewając, że neobeatyfikacja jest ostatnim krokiem ku nieomylnej kanonizacji świętego.
Odkąd Jan Paweł II złagodził zasady procesu kanonizacyjnego, wymagany jest jeden a nie dwa cuda konieczne do wyniesienia kandydata na ołtarze, a co równie ważne (dopisek Krusejdera): integralność czynów postaci, której życie jest badane, coraz częściej zastępuje fragmentaryczność. Można zostać neobłogosławionym z uwagi na pewne zalety i cechy charakteru, niezależnie od pozostałych ułomności. I taki właśnie jest przypadek Jana Pawła II – posoborowego „bogosławionego”.
Katolików mogą zmylić elementy ich religji, które wciąż pozostają w Kościele Posoborowym. Ale tak jak Sobór Watykański II został zaprojektowany, by zastąpić katolicyzm posoborowiem, tak i posoborowie jest jedynie etapem ku wprowadzeniu świeckiego humanizmu. Trwa procesja od Bogu poprzez Neoboga ku Niebogu. Obecnie Watykan promuje neobłogosławionych swojego Neoboga, ale zapewne niedługo pojawią się „błogosławieni” Nieboga. Pamiętajmy jednak, jak naucza św. Augustyn, że prawdziwy Bóg nie porzuci żadnej duszy, jeśli ta dusza sama pierwej nie wyrzekła się Boga.
„Czy Benedykt XVI jest papieżem ?” pyta Biskup Williamson. I odpowiada: jest on zarówno prawdziwym papieżem Kościoła katolickiego jak i neopapieżem Kościoła Posoborowego, bo na dziś nie są to ciała rozłączne. Z jednej strony został on ważnie wybrany podczas conclave AD 2005 i zasługuje odtąd na wszelki szacunek, cześć i wsparcie jako Wikarjusz Chrystusowy. Z drugiej strony oczywistem jest, że Papież podejmuje działania wskazujące, że jest on głową Kościoła Posoborowego. Świadczą o tem np. neobeatyfikacja Jana Pawła II czy październikowe wspominanie spotkania z 1986 r. w Assyżu, podczas którego w imię posoborowego ekumenizmu pogwałcono pierwsze przykazanie Boże. Benedykt XVI zatem nie tylko pełni funkcję Wikarjusza Chrystusowego ale i – jak sądzę - zdradza ją nieutwierdzając braci swych w wierze. Szanując go jako Piotra naszych czasów, nie mogę podążać za nim czy być mu posłuszny, kiedy nie zachowuje się jak Piotr. Rozróżnienie to czynił również Arcybiskup Lefebvre.
Zauważmy również, że zdradzając – przynajmniej obiektywnie – prawdziwą religję, Benedykt XVI równocześnie trzyma się jej. Dla przykładu, organizując III spotkanie w Assyżu bez mieszania religij (jakie miało miejsce 25 lat temu), nakazuje, by procesja zgromadzonych odbywała się w ciszy. Innemi słowy, gdy promuje błąd, stara się nie porzucić prawdy. Stale przypomina matematyka dopuszczającego, że 2 + 2 = 4 albo 5. Jeśli tak czyni Papież, to realizuje receptę na zamieszanie w Kościele. Bowiem każdy podążający za jego „arytmetyką”, będzie doświadczał w głowie sprzeczności.
Zauważmy jednak, że Benedykt XVI osobiście jako matematyk twierdzi, że wierzy, że „2 + 2 = 4”. Tak długo, jak jego postawa jest szczera, a taką się być wydaje – Papież nie zaprzecza dobrowolnie żadnej ze zdefiniowanych praw wiary katolickiej. Raczej jest przekonany, jak dowodzi bp Tissier, że „regeneruje” je za pomocą nowoczesnego myślenia. Trudno zatem oskarżyć go o hołdowanie formalnej herezji w takim przypadku, w związku z czem nawet promowanie i umiłowanie przez Benedykta XVI wykładni „2 + 2 = 5” nie zmieni biskupa Williamsona w sedewakantystę.
. Nie mozna laczyc ognia z woda, nie mozna laczyc benzyny z woda i mowic, ze to benzyna w 100%. Albo Kosciol jest prawda i podaza za prawda, albo laczac sie z domieszka klamstwa, nie jest juz owa prawda. Bo kazda prawda ,nawet z minimum klamstwa, owa prawda juz nie .Kosciol posborowy podaza droga klamstwa, a to czyni go niegodnym zaufania czyli nieprawdziwym. Chodzi mi o najwyzsze struktury KK przsiakniete masoneria i duchem nieczystym. Kosciol jako taki istnieje, ale nie jest on w Watykanie. Od okolo 50 lat na pewno nie jest. czas coraz bardziej wykaze rzeczywiste oblicze Watykanu.
OdpowiedzUsuńCzcigodny Krusejderze
OdpowiedzUsuńCytowany przez Ciebie biskup mówiąc o Asyżu że było to pogwałcenie pierwszego przykazania, sam z kolei zapomniał o istnieniu drugiego. Czyli przyganiał kocioł garnkowi.
Pozdrawiam serdecznie.
A w jaki sposób zapomniał ??
OdpowiedzUsuńPozdrawiam równie serdecznie
Czcigodny Krusejderze
OdpowiedzUsuńO ile mi wiadomo, podczas "międzyreligijnych" spotkań w Asyżu nikt nie wyrzekł się swojej wiary ani nie zanegował jej podstaw. I nijak nie mogę sobie wyobrazić aby Benedykt XVI wypowiedział na przykład "nie ma Boga nad Allacha" czy coś w tym stylu. Więc twierdzenie że "Nie będziesz miał innych bogów obok mnie" zostało lub zostanie złamane odbieram jako nieco histeryczne, najłagodniej to nazywając. Biskupowi Williamsonowi chyba dobrze by zrobiło przypomnienie sobie choćby (II Mojż. 20;7).
Dodam że nie wierzę w przyszłość dialogu ekumenicznego rozumianego jako potrzeba czy wręcz konieczność sklecenia na siłę jakichś teologicznych kompromisów. W zupełności wystarczy sensowny pakt o nieagresji, choćby po to aby uszanować małżeństwa "mieszane wyznaniowo".
Pozdrawiam serdecznie.
Stary Miedwiedziu katolik nie dialoguje!
OdpowiedzUsuńKatolik ewangelizuje lub milczy!
Jak sobie Stary Niedźwiedź wyobraża przyjęcie sakramentu małżeństwa przez, dajmy na to, muzułmanina?
OdpowiedzUsuń@ Anonimowy
OdpowiedzUsuńNa szczęście w Białostockiem kapłani katoliccy i prawosławni nie próbują się wzajemnie ewangelizować lecz potrafią koegzystować bez awantur a w przypadku małżeństw mieszanych swoich parafian nawet w potrzebnym zakresie współpracować. To samo dotyczy też kapłanów katolickich i luterańskich choćby na Mazurach. Ale oni nie są osadzeni mentalnie w wieku XVII.
@ Matlib
Z tego co wiem, kościoły ewangelickie uznają małżeństwo "mieszane" ewangelicko-katolickie, zawarte w świątyni katolickiej i vice versa. Osoba wyznania katolickiego zawierająca ślub w naszej świątyni chyba musi dostać dyspensę od swojego biskupa ale wtedy ślub też jest z punktu widzenia KRK ważny.
W wypadku ślubów mieszanych już nie wyznaniowo lecz religijnie, osoba będąca choćby buddystą zawsze może wziąć ślub katolicki na takich zasadach jak niewierzący. I zdrowy rozsądek dyktuje aby z kolei KRK traktował ślub wzięty w świątyni niechrześcijańskiej na takich zasadach jak "cywilny". I akceptował możliwość jego powtórki w obrządku katolickim też w wersji "katolicko - niewierzącej".
Kłaniam się
Nie ma czegoś takiego jak "uznanie ślubu", bo i czemu to by miało służyć. Dwoje ludzi -- kobieta i mężczyzna -- przystępuje do sakramentu małżeństwa. Ważność jego przyjęcia w sensie, że tak powiem, biurokratycznym stwierdzają podpisy świadków, w tym kapłana, ale to inna bajka.
OdpowiedzUsuń---
Natomiast:
...kościoły ewangelickie uznają małżeństwo "mieszane" ewangelicko-katolickie, zawarte w świątyni katolickiej i vice versa...
Jeśli to prawda, że do sakramentów dopuszcza się protestantów, to znaczy, że jest bardzo źle.
Szanowny Matlibie
OdpowiedzUsuńMy nie mnożymy sakramentów niczym Lejzorek Rojtszwaniec króliki i dwa "Chrystusowe" nam w zupełności wystarczą. Zdarzyło mi się być zarówno na ślubie katoliczki z protestantem w kościele katolickim (ksiądz panu młodemu komunii nie udzielił) jak i katolika z luteranką w naszym kościele. Tu już było bez wygłupów i obydwoje przystąpili do Stołu Pańskiego.
Jeśli Cię to interesuje to w naszym kościele każdy chrześcijanin może przyjąć komunię. Oczywiście pod dwoma postaciami bez jakichś dziwacznych oszczędności.
Kłaniam się.
Tekst niby jest o Kościele, ale najwięcej się z niego dowiadujemy o kondycji umysłowej bp. Williamsona - i nie jest to wiedza dla biskupa pochlebna.
OdpowiedzUsuńMarek MRB