środa, 31 sierpnia 2011

Porażka tematu zastępczego

Piszę te słowa w chwilę po odrzuceniu kilkoma głosami obywatelskiego projektu ustawy o zmianie ustawy o planowaniu rodziny, ochronie płodu ludzkiego i warunkach dopuszczalności przerywania ciąży. Temat aborcji poruszałem już na blogu i niebawem uzupełnię go o drugą część studium nad polskiem prawem w tym zakresie, która czekała na zakończenie aktualnej akcji legislacyjnej.


Losy tego projektu pokazują mistrzowskie zgranie klasy politycznej i pełną zgodę co do pełnienia ról, jakie przypisały sobie poszczególne partje. W ostatniem głosowaniu partjami "pro-life" okazały się PiS, PJN i dość niespodziewanie dla mnie PSL. Projekt wsparło też kilkunastu parlamentarzystów PO. Jednak o wyniku głosowania zadecydowało 78 nieobecnych osób. Wprawdzie większość spośród nich należy do PO i SLD, ale zabrakło też kilkunastu posłów PiS i PJN, którzy mogliby teoretycznie przeważyć szalę na korzyść nieodrzucenia projektu.


PiS i obecna PJN są w sprawie aborcji znacznie bardziej wyraziste niż cztery lata temu, gdy dywersja PiSowców i śp. Prezydenta walnie przyczyniła się do porażki projektu zmiany Konstytucji RP. Skąd ta zmiana? Zapewne wynika ona z faktu, że aktualny projekt miał znacznie mniejszą szansę na uchwalenie, a więc odwaga co do jego popierania była tańsza. Druga sprawa: zabezpieczenie tyłów politycznych. Choć na scenie politycznej nie ma już prolajfowskich nieudaczników Marka Jurka i Romana Giertycha, dobrze było zabezpieczyć sobie wrażliwą część ciała przed ewentualnym atakiem histerji o. Tadeusza Rydzyka, który wprawdzie zachowywał się dotąd pragmatycznie w sprawie ustawy antyaborcyjnej, ale zawsze może wesprzeć np. ruch obywatelski, jaki może zapragnąć się pojawić na bazie zbieraczy podpisów pod ustawą antyaborcyjną. W osobach p. Mariusza Dzierżawskiego i jego kolegów rosną następcy Marka Jurka, pragnący zagospodarować pewien segment polskiego życia politycznego.

Platforma okazała się partją broniącą status quo, odrzucającą wszelkie próby zmiany prawa zgłaszane ze strony SLD i tzw. "obrońców życia". Czy to źle? I tak i nie. Mam przekonanie, że polskie prawo antyaborcyjne, gdyby zostało uchwalone, to pozostawałoby w mocy jedynie na papierze, bez szczególnego oddziaływania na rzeczywistość. Polacy są mistrzami w omijaniu prawa, nawet prawa sprawiedliwego. Z drugiej strony, "naruszenie kompromisu aborcyjnego" zaktywizowałoby przeciwników życia, a więc postkomunistów i libertynów. Mieliby ułatwione zadanie w następnej
kadencji Sejmu RP.

Wśród moich przyjaciół i znajomych pojawiło się mnóstwo głosów rozczarowania po ogłoszeniu wyników głosowania. Zwłaszcza im pragnę przypomnieć fragment wywiadu z p. Antonim Ozimicem, brytyjskim działaczem pro life, który wypowiadał się dla dwumiesięcznika Polonia Chrisitiana:

- Czy sądzi Pan, że istnieje jakaś szansa, by w Zjednoczonym Królestwie wprowadzono w najbliższej przyszłości bardziej restrykcyjne prwao dotyczące aborcji ?

Nie w najbliższej przyszłości. Właściwie ostrzegaliśmy przed ostatnią próbą ograniczenia w parlamencie aborcji ze względów społecznych do 24 tygodni, ponieważ wiedzieliśmy, że taka próba mogłaby być niebezpieczną porażką.


Zapamiętajmy sobie te słowa: czas skończyć z typowo polską mentalnością tryumfalnego kroczenia od porażki do porażki. Nie ma nic głupszego i bardziej frustrującego niż zmobilizować kilkaset tysięcy ludzi tylko po to, by ich trud poszedł na marne. Niestety, nie mam złudzeń, że p. Dzierżawski, p. Sapa i spółka uznają dzisiejszą porażkę za swój błąd i usuną się w cień, by dać szansę innym działaczom pro life, którzy być może byliby zdolni do zbudowania koalicji większościowej w parlamencie następnej kadencji.

Zawodowi działacze nie ustąpią. Będą dalej rozmieniać ideę na drobne.

czwartek, 25 sierpnia 2011

Objawienia Matki Bożej z Quito

Zdarzenie to znajduje się na marginesie głównego dyskursu „okołoobjawieniowego”, ale miało swoich pięć minut AD 1988, kiedy to Arcybiskup Lefebvre w kazaniu wygłoszonym z okazji konsekracyj biskupich 30 czerwca poinformował, że kilkaset lat wcześniej Najświętsza Maryja Panna ostrzegała gdzieś hen w Ameryce Południowej przed masonami i modernistami, a także o jednym prałacie, którzy przeciwstawi się temu zalewowi apostazji. Zastanówmy się nad wartością dowodów prezentowanych nam na ten temat.


Życiorys mistyczki, matki Marianny de Jesús Torres znaleźć można na stronie zacnego tradycjonalisty polskiego zamieszkałego we Francji, p. Ostrowskiego. Dowiemy się z niego, że Marianna urodziła się w hiszpańskiej części Baskonii AD 1563, a w dwadzieścia cztery lata później udała się do Quito, by współtworzyć nowo ufundowany klasztor pw. Niepokalanego Poczęcia. Od dzieciństwa miała doświadczenia mistyczne, zaś kluczowe objawienia i wizje nawiedzały ją od 1582 r. aż do śmierci AD 1635.

Kto z Państwa chce zapoznać się z całością przesłania przypisywanego Matce Bożej z Quito, ten powinien przeczytać artykuł x. Karola Stehlina z Zawsze Wiernych lub wspomnianą wyżej publikację przetłumaczoną przez p. Ostrowskiego.

Zwolennicy przesłania Matki Dobrego Zdarzenia utrzymują, że zostało ono zaakceptowane przez Kościół. Ale nie wiadomo, kiedy miałoby to nastąpić! Jedną ze wskazywanych dat jest rok 1611

The revelations of Our Lady of Good Success and devotion to her miraculous Statue have been approved by the Catholic Church since the beginning. It was the 9th Bishop of Quito, Salvador de Ribera, who attested in official documents to the miraculous completion of the Statue by St. Francis of Assisi and the three Archangels St. Michael, St. Gabriel and St. Raphael and presided over the anointing of the solemn consecration of the Statue in the Church of the Royal Convent of the Immaculate Conception on February 2, 1611.


Tyle, że objawienia trwały jeszcze 24 lata, a poświęcenie statuy i uznanie nadprzyrodzonego charakteru powstałego tam wizerunku

Zaraz po tym objawieniu matka Marianna prosiła biskupa Quito, aby jak najprędzej ustosunkował się do próśb Najświętszej Maryi Panny. Po otrzymaniu jego zgody, powierzyła wykonanie artyście Francisco del Castillo, który nie tylko był doświadczonym rzeźbiarzem, ale także człowiekiem wielkiej cnoty połączonej z głęboką pobożnością maryjną. Kiedy praca dobiegła do końca, zadecydował, że będzie musiał pojechać do Europy, aby znaleźć najlepsze farby do malowania twarzy Madonny. Obiecał powrócić do Quito przed 16 stycznia 1611 roku i ukończyć dzieło. Jednak w nocy przed jego przyjazdem twarz figury została w cudowny sposób pomalowana. Kiedy siostry przyszły wcześnie rankiem na jutrznię, kaplica wypełniona była niebieskim światłem, otaczającym posąg. Kiedy artysta przybył następnego ranka do klasztoru, aby ukończyć pracę, zawołał zaskoczony: „Co widzę? Ta wspaniała rzeźba – to nie moje dzieło. To jest dzieło anielskie, bo coś tak wspaniałego nie mogłoby być stworzone tu na ziemi przez ręce śmiertelnika. Żaden rzeźbiarz, choćby nie wiadomo jak uzdolniony, nie mógł stworzyć takiej doskonałości i nieziemskiej piękności”. Rzeźbiarz potwierdził pod przysięgą autentyczność cudu. Pod spisanym przez niego oświadczeniem widnieje również podpis biskupa Quito, który wkrótce kazał przygotować się przez nowennę na uroczystą intronizację. 2 lutego 1611 roku poświęcił uroczyście cudowną figurę pod wezwaniem Matki Bożej Dobrego Zdarzenia.

to zupełnie coś innego niż zaaprobowanie całego przesłania. Jak dotarło ono do naszych czasów ? Czytamy u x. Stehlina:

z powodu tak niezwykłych wydarzeń kierownik duchowny oraz biskup Quito wymagali od niej [tj. matki Marianny] w imię posłuszeństwa spisania autobiografii. Tekst ten został aprobowany przez biskupa Piotra de Oviedo, dziesiątego biskupa ordynariusza Quito. Po jej śmierci, kierownik duchowy i spowiednik o. Michał Romero OFM napisał jej biografię. Dokumenty te razem z życiorysami wszystkich innych sióstr założycielek klasztoru w Ekwadorze zachowane są w wielkim tomie pt. El Cuadernon. Na podstawie tego źródła o. Manuel Souza Pereira, prowincjał Ojców Franciszkanów w Quito, napisał w 1790 roku książkę pt. Cudowny żywot Matki Marianny de Jesús Torres, hiszpańskiej zakonnicy i jednej z założycielek Królewskiego Klasztoru Niepokalanego Poczęcia w mieście św. Franciszka de Quito.


Dzieło to przetłumaczyła na język angielski w 1988 r. Marianna Teresa Horvat, która wydała książkę na temat objawień Matki Bożej.


Jak pisze x. Stehlin,

Na prośbę m. Marianny, aby jej imię pozostało nieznane, Matka Boża odpowiedziała, że dopiero po trzech stuleciach tajemniczego milczenia objawienia te oraz jej imię zostaną ponownie odkryte.

Przejdę do sedna. Mam poważne wątpliwości, czy o. Manuel Souza Pereira przekazał nam faktyczną treść życiorysu zakonnicy oraz doświadczeń duchowych i objawień, których dostąpiła. Zwróćmy uwagę, że zdanie:

„W międzyczasie Kościół będzie atakowany przez hordy masońskie, a Ekwador, ten biedny kraj umierać będzie z powodu upadku obyczajów, niepohamowanej rozpusty, bezbożnej prasy i świeckiego wychowania”

które miało być wg tradition-in-action zatwierdzone przez Kościół AD 1611, ma aż trzy słabe punkty:

1. Nazwa „masoneria” nie była używana do 1717 r., kiedy to pierwsze loże angielskie ujawniły się światu. Wolnomularstwo najpewniej istniało już od dwustu lat, ale działało w ukryciu.

2. Nazwa „Ekwador” została nadana okolicom Quito w XVIII wieku przez francuskich badaczy, którzy wytyczali równik.

3. „Prasa”, jaką znamy w dzisiejszych czasach, datuje się od roku 1605, kiedy to Jan Carolus rozpoczął wydawać w Sztrasburgu „Relation aller Fürnemmen und gedenckwürdigen Historien”, ale dopiero od XIX wieku ma charakter masowy.

A zatem rozebranie na części zdania w pełni zrozumiałego człowiekowi żyjącemu w XX wieku wskazuje na zupełne nieprawdopodobieństwo użycia pewnych konkretnych pojęć przez Matkę Bożą w 1610 r. Gdyby Maryja coś nam wtedy przekazała, użyłaby słów jakkolwiek zrozumiałych dla ludzi żyjących w wieku XVII. Sądzę, że o. Manuel zaserwował nam piękną baśń religijną w najlepszym stylu legend hagiograficznych. Co jest w niej prawdą, nie wiem i nie podejmę się tego wskazywać.

A może fałszerstwo jest jeszcze późniejsze i pochodzi z czasów po ogłoszeniu dogmatów, o których rzekomo mówi Maryja ? Wtedy wina za tę rewelację spadałaby najpewniej na p. Mariannę Teresę Horvat ….

poniedziałek, 22 sierpnia 2011

Na marginesie uniewinnienia Nergala

Chyba cała Polska wie już, że czołowy polski satanistyczny celebryta Adam Darski ps. Holocausto oraz Nergal został uniewinniony z zarzutu obrazy uczuć religijnych chrześcijan, jakiej miał się dopuścić niszcząc egzemplarz Biblii podczas koncertu zespołu Behemoth w Gdyni AD 2007. "Artysta" wyłgał się oświadczając w prokuraturze, że nie było jego zamiarem obrażanie niczyich uczuć religijnych, zaś samo zdarzenie należy uważać za element działalności artystycznej, którą prowadzi.

Od razu po ogłoszeniu wyroku Nergal podziękował na Facebooku za zwycięstwo szatanowi.

co wywołało ciekawy komentarz Ewy Czaczkowskiej z "Rzeczpospolitej", która na chwilę zapomniała, że należy do otwartego kościoła łagiewnicko-katolickiego.

Mam na tę sprawę nieco szersze spojrzenie i postaram się je Państwu uzasadnić.

1. Bardzo niedobrze się dzieje, że sprawę procesu z Nergalem oddaliśmy (my, katolicy) niejakiemu Ryszardowi Nowakowi, b. posłowi Unii Pracy, działaczowi PSLu i Samoobrony. Już same te nazwy partyj i przypomnienie ekscesów parlamentarnych Nowaka sprawiają, że każdy dwa razy zastanowiłby się nim kupiłby od niego używany samochód. Walka z sektami Nowaka jest nieskuteczna, a jego poszczególne inicjatywy, np. tworzenie list zespołów muzycznych - satanistycznych, są realizowane przez dyletantów.

2. Krótka kwerenda internetowa po działalności Behemotha wskazuje, że podarcie Biblii występowało również na innych koncertach, które mają zwykle podobną oprawę (ob)sceniczną.

3. Dziwne jest nieporuszanie w ramach walki z satanistami kwestji bluźnierstwa odnoszącego się do Osób Boskich. Bez trudu można by wskazać takie przypadki w tekstach Behemotha i innych zespołów i wydaje mi się, że to byłaby lepsza droga do wskazywania na naruszenie uczuć religijnych. Autor bluźnierstw nie mógłby się bronić zamkniętością imprez, na których głosi swoje tezy tudzież umieszczaniem ich tylko na płytach. Prawo polskie np. teoretycznie nie dopuszcza do promocji zbrodniczych ideologij i nie można uzasadniać łamanie tego zakazu faktem, że nawołuje się do nienawiści względem różnych nacyj na spotkaniach biletowanych. Byłby to absurd.

4. Wracając do kwestji niszczenia Biblii - jesteśmy tu o krok od niezłego samobója. Mało kto pamięta pośród katolików, że katechizm św. Piusa X wprost nakazuje palenie niekatolickich wydań Pisma Świętego.

P. Co powinien uczynić katolik, gdyby mu wpadła w ręce Biblia heretycka lub niepotwierdzona od Kościoła?

O. Gdyby komu z katolików wpadła w ręce Biblia heretycka lub niepotwierdzona od Kościoła, powinien ją natychmiast spalić lub oddać proboszczowi.

P. Dlaczego Kościół zabrania Biblii heretyckich lub niepotwierdzonych przez siebie?

O. Kościół zabrania Biblii heretyckich lub niepotwierdzonych od siebie dlatego, że nieraz bywają sfałszowane i zawierają błędy, które mogłyby nas zachwiać w wierze świętej. Z tejże przyczyny zabrania Kościół i tych przekładów Pisma świętego, które uzyskały potwierdzenie jego, ale zostały przedrukowane z opuszczeniem objaśnień przez niego pochwalonych.

5. Jeśli Kościół ma takie stanowisko względem Biblij niekatolickich, Nergal jakby był odrobinę bystrzejszy, oświadczyłby, że podarł protestanckie wydanie Biblii i przy okazji dokopałby nietolerancji katolików.

6. Skoro Kościół dopuszczał palenie innowierczego wydania Pisma Świętego i ogólniej pism fałszywych religij, to w czasach wolności religijnej powinien dopuszczać symetrję z ich strony. Jeśli mamy wierzyć ideom wynikającym z "Dignitatis humanae", to nie powinniśmy się dziwić, że państwo w równy sposób chroni prawa satanistów jak katolików. A nawet, że bardziej broni mniejszości przed tyranją większości.

7. Mam nadzieję, że w prosty sposób pokazałem, jak błędne jest granie na warunkach naszych przeciwników. Należy odrzucić błędne założenia wolności religijnej i chronić wartości prawdziwej religji w oparciu o wartości uniwersalne. Karą za bluźnierstwo, w zależności od jego ogromu, mogłaby być także kara główna.

8. W systemach demoliberalnych ochrona praw wierzących jest fikcją. One dążą do ateizmu, mają to wbudowane. Nergala nikt nigdy nie skazał i zapewne nie skaże za złamanie żadnych paragrafów. Z tego, co mi wiadomo, jedyną karą, jaką mu wymierzono w Polsce za działalność pseudoartystyczną, było kilka kopniaków i fang - "podziękowanie" za utwór "Chwała mordercom [św.] Wojciecha" przekazane mu kilkanaście lat temu, gdy usiłował pojawić się w niewłaściwym stroju na niewłaściwem wydarzeniu artystycznym.

piątek, 19 sierpnia 2011

Program: "Weapons of MASS Destruction" po polsku

Serdecznie polecam Państwu obejrzenie programu dokumentalno-publicystycznego wyprodukowanego przez amerykańskich konserwatywnych katolików działających pod szyldem RealCatholicTV.

Tematyka pierwszej części filmu obejmuje w szczególności antykatolicką rewolucję posoborową, zaś w części drugiej prowadzący i jego gość zajmują się patologjami Kościoła Posoborowego. Całość przedstawiona jest bardzo przystępnie, w żywej i dowcipnej formie wykładu lub dialogu. Linja programu jest umiarkowana, żaden lefebryzm, żaden sedeprywacjonizm. Zwykły benedyktyzm-szesnastyzm.

Temniemniej prowadzący program p. Michał Voris doczekał się w tym roku "bana" nałożonego przez posoborową diecezję Scranton dla której jego poglądy były zbyt katolickie i obrażały wyznawców innych religij. Nie może wygłaszać wykładów itp. na terenie tej diecezji. U nas diecezje zaczynają banować za wytknięcie ich związków z partjami politycznemi ...

Zwrócę jeszcze Państwu uwagę na postać gościa programu, wypowiadającego się w drugiej części filmu. Kanadyjski xiądz Paweł Nicholson jest związany z Opus Dei.

Znakomity duszpasterz !! Który z polskich konserwatywnych księży mógłby jako pierwszy pójść w jego ślady i uruchomić kanał internetowy ? Myślę, że jest zapotrzebowanie na takie programy.

Część pierwsza programu:



Część druga programu:

czwartek, 18 sierpnia 2011

Światowe Dni Młodych czy Golgota Młodych ??

Porównajmy dziś sobie, jak pozycjonują się dwie imprezy: ogólnoświatowa, w hiszpańskim Madrycie, której uczestnikiem jest Ojciec Święty Benedykt XVI oraz lokalna, organizowana przez polskich kapucynów na Podlasiu.

O logo Światowych Dni Młodzieży możemy przeczytać:


Na logo w trzech ciepłych kolorach, czerwonym, pomarańczowym i żółtym, składają się stylizowane litery M i J, zwieńczone krzyżem. Ciepłe kolory kojarzą się z Madrytem i Hiszpanią. Barwy te nawiązują również do symboliki Bożego Ciepła i do Miłości pochodzącej od Trójcy Świętej.

Z kolei Golgota Młodych reklamuje się następującym plakatem:


Kogo widzicie na pierwszym planie plakatu? Jakie skojarzenia wywołuje ten widok? Chyba nie do końca religijne. Mnie się kojarzy z reklamami takimi jak ta:


Nie mam nic przeciwko ładnym dziewczynom, wręcz przeciwnie, ale spotkanie religijne nie powinno być reklamowane w tak zmysłowy sposób. Jak dla mnie, należałoby konkretnie przetrzepać kapucyna odpowiedzialnego za takie strywializowanie Golgoty - Męki Pana naszego Jezusa Chrystusa.

wtorek, 16 sierpnia 2011

Czy Franciszek Kucharczak to dzielny gość ?


„Gość Niedzielny” to ciekawy tytuł na polskim rynku czasopism. Ma za sobą osiemdziesiąt lat ciekawej historii, w której wątki niezbyt chwalebne (np. osoba założyciela - przyszłego biskupa Teodora Kubiny) przeplatają się z osobami i zdarzeniami godnymi najwyższego szacunku (kolejnym red. naczelnym był przyszły biskup Józef Gawlina). Obecnie „Gość Niedzielny” jest jednym z najpoczytniejszych polskich tygodników, rywalizującym ze wspominanym w poprzedniej notce „Uważam Rze” oraz „Polityką” o miano najpopularniejszego lubczasopisma. Chyba wszyscy katolicy kibicowali „Gościowi” parę lat temu, gdy tygodnik został oskarżony przez niejaką Alicję Tysiąc, której państwo polskie nie dało zabić dziecka i jeszcze musiało za to zapłacić odszkodowanie. Osobiście z niesmakiem przyjąłem ugodę pisma z wyżej wymienioną, w wyniku której cofnięto skargę kasacyjną od wyroku nakazującego wypłatę 30 000 zł, uzyskując jedynie odstąpienie od konieczności przeproszenia feministki za tych kilka słów prawdy pod jej adresem.

Jednym z najdobitniejszych głosów „GN” w sprawie Tysiąc był red. Franciszek Kucharczak. Jest on zapewne dla wielu czytelników tego tygodnika wabikiem i wykładnikiem jego linji – tak jak Rafał Ziemkiewicz w „Rzepie” czy Janusz Korwin Mikke w „Najwyższym Czasie!”. Niestety p. Kucharczak jest uprzejmy systematycznie pisać nieprawdę na temat tradycjonalizmu katolickiego. W najświeższym swoim felietonie poświęconym osobie ks. Piotra Natanka był (nie)uprzejmy porównywać go do Arcybiskupa Marcelego Lefebvre’a.

Musimy trzymać się skały Piotra i złączonych z nim biskupów, a nie choćby najładniejszych oderwanych kamieni. Takim luźnym kamieniem był abp Lefèbvre, który przed laty zerwał jedność z Kościołem i założył schizmatycką wspólnotę. I oto ks. Natanek idzie jego drogą, sądząc zapewne, że tak przysłuży się Kościołowi. Ale tak się Kościół kaleczy. Nie scala się rozbiciem, nie łączy rozdarciem.

Gdyby abp Lefèbvre swoją gorliwość połączył z posłuszeństwem, Bóg wyprowadziłby z tego dobro. A tak zbuntowany duchowny stworzył koczującą na obrzeżach Kościoła grupę rozdrażnionych ludzi, upatrujących istotę wiary w utrwalonej na wieki formie.


Tekst ten brzmi, jakby powstał w najciemniejszych czasach posoborowej dominacji. Kucharczak nie zauważa, że czasy się zmieniają. Nie dość, że Kościół Jana Pawła II nigdy nie ogłosił, iż wierni i kapłani związani z Arcybiskupem tworzą „schizmatycką wspólnotę”, to przecież całkiem niedawno Ojciec Święty Benedykt XVI stwierdził uchylenie ekskomunik ciążących na biskupach Bractwa Św. Piusa X. Hierarchom tym nie przyznano żadnych oficjalnych funkcyj i tytułów, ale w mocy pozostaje dawna decyzja papieskiej komisji Ecclesia Dei pozwalająca katolikom korzystać z posługi sakramentalnej członków FSSPX.

Franciszek Kucharczak może być zdziwiony, jeśli zapozna się z faktami świadczącymi, iż cały katolicki ruch związany z Nadzwyczajną Formą Rytu Rzymskiego mniej lub bardziej utożsamia się z walką Arcybiskupa Marcelego Lefebvre’a i uważa za jego duchowe dzieci. Postępują tak nie tylko osoby związane z Bractwem Św. Piusa X, ale także Instytut Dobrego Pasterza, znaczna część Bractwa Św. Piotra oraz rzesze zwykłych kapłanów diecezjalnych i wiernych, którzy nie poznaliby nigdy Tradycji katolickiej bez osoby Arcybiskupa i jego apostolatu. Ponieważ jedno zdjęcie znaczy więcej niż tysiąc (nomen omen) słów, zamieszczę tu linka do obrazka ze święceń w IBP.

Oto zakrystia w kościele pw. św. Eligiusza w Bordeaux, a purpuratami przymierzającymi się do popularnego „niedźwiadka” są miejscowy ordynariusz, Jan Piotr kard. Ricard i emerytowany kurialista Dariusz kard. Castrillon Hoyos. Jak widać nie przeszkadza im zupełnie portret Arcybiskupa Lefebvre’a, który znajdziemy po lewej stronie zdjęcia. Kardynałowie nie wyglądają na "koczujących na obrzeżach Kościoła"!


Antylefebrystowskie zaślepienie p. Kucharczaka odbiera mu znaczną część wiarygodności. Bowiem w sprawie tej to on stał się „Alicjem Tysiącem”, sługą fałszu, bo nawet nie półprawdy. Mam nadzieję, że to tylko tymczasowe i redaktor okaże się być dzielnym człowiekiem; gościem, który w świetle faktów zmienia zdanie i odtąd konsekwentnie nie powtarza kłamstw. Bo przecież nikt z nas tradycjonalistów nie wymaga, by pokochał Arcybiskupa Lefebvre’a i jego dzieło. Niech po prostu przestanie mijać się z prawdą na ten temat!

"Uważam Rze": słaby tekst o egzorcystach

Po znakomitym początku tygodnik „Uważam Rze” równa do szeregu, czyli zjeżdża w dół. W numerze 27 lubczasopisma znalazł się tekst p. Mariusza Majewskiego pt. „Popyt na przeganianie demonów”. Tekst zajmuje cztery strony, z których nad dwoma pierwszemi dominuje mroczne zdjęcie, najpewniej przedstawiające attykę na kolumnadzie Berniniego na rzymskim Placu św. Piotra. Czytelnicy nie ponieśliby wielkiej straty, gdyby pozostałe dwie strony gazety zajmowało inne równie piękne i ciekawe zdjęcie, zajmujące powierzchnię papieru w 4/5 . Ale jest na nim tekst i zamiast kontemplować fotografję, postaram się streścić i opatrzyć komentarzem myśli p. Majewskiego.


Pozytywem wynikającym z samego tekstu jest zaświadczenie przed dużą grupą ludzi, że istnieje zło osobowe oraz że łatwo jest uledz mu poprzez zainteresowanie się praktykami okultystycznemi, takiemi jak: ezoteryka, wróżbiarstwo, spirytyzm. Niestety, inne myśli autora są płytsze. Niemal połowę artykułu zajmuje laurka ku czci … Jana Pawła II, którego rzekomo szczególnie boją się demony i wyznają to podczas egzorcyzmów. Polski papież miał też walnie przyczynić się do upadku komunizmu, najpewniej wspieranego przez diabły. Do zdania tego nie przeprowadzono dowodu, co chyba szczególnie nie dziwi. Czemu jednak poza tekstami hagiograficznymi ku czci Jana Pawła II coraz powszechniej odchodzi się od głoszenia tezy o upadku komunizmu na rzecz opisywania transformacji ustrojowej, zaplanowanej przez Sowietów i przeprowadzonej z powodzeniem ?

Równocześnie autor z jednej strony mówi o renesansie posługi egzorcystów, a z drugiej strony przemilcza statystyki. Dekadę temu, a więc w okresie ewidentnego i przemożnego wpływu Jana Pawła II na polski Kościół, w naszych diecezjach było ustanowionych zaledwie kilku egzorcystów. Sytuacja ta zmieniła się raptownie w ostatnich latach: teraz bywa ich od jednego do kilku w każdej diecezji. Zatem trudno tu szukać zasług Jana Pawła II …

Ostatnia kwestia. Dziennikarz forum rebelya.pl chętnie cytuje o. Gabriela Amortha, gdy ten dywaguje o szatanie bojącym się Jana Pawła II, ale kompletnie przemilcza opinję nestora światowych egzorcystów na temat rytuału egzorcyzmów zatwierdzonego AD 1999 r. Tymczasem o. Amorth skwitował go takiemi słowy:

długo oczekiwany rytuał okazał się farsą. Niewiarygodną przeszkodą, która może nam uniemożliwić działanie przeciwko demonom.


Czy konserwatywny, świecki tygodnik musi publikować pobieżne i słabe teksty bezkrytycznych wojtyljanistów ??

czwartek, 4 sierpnia 2011

o. Posacki TJ o „Przystanku Woodstock” i muzyce rockowej w gazecie „Nasz Dziennik”

Media ojca Rydzyka wyprodukowały w swoim czasie film dokumentujący to, co się dzieje na „Przystanku Woodstock”. Jak pamiętamy, pomimo tego, że nikt nie zakwestionował prawdziwości scen zawartych w filmie, „niezawisły sąd” uznał, że całość przekazu była manipulacją i skazał fundację Lux Veritatis oraz TV Trwam na karę 1000 zł. Myślę, że warto było zapłacić tę kwotę, aby uświadomić choć jednego rodzica, co może spotkać jego dzieci na festiwalu, w którym uczestniczy kilkaset tysięcy faktycznie niepilnowanych przez nikogo młodych ludzi. Byłem parę razy w życiu na podobnych imprezach i przyznam, że zawsze najtrudniejszą rzeczą na nich jest cieszenie się muzyką. Festiwale na otwartych przestrzeniach nie dają nawet dziesiątej części radości, jaką może dać koncert klubowy. Oczywiście zachowanie ludzi na Przystanku Woodstock nie różni się specjalnie od tego, co można spotkać na Heineken Open Air i pomniejszych imprezach; różnica może wynikać jedynie z faktu, że uczestnicy Heinekena muszą wyłożyć spore pieniądze za bilet, by być w kampusie, więc zapewne zależy im również na muzyce. Tymczasem na owsiakowy darmowy Woodstock jeździ zapewne sporo osób wyłącznie po to, by skorzystać z darmowego seksu, wspólnych kąpieli błotnych i tem podobnych doświadczeń o niemuzycznym charakterze.

Przed tegorocznym Woodstockiem „Nasz Dziennik” opublikował tekst o. prof. Posackiego pt. „Rock to nie tylko muzyka” poświęcony dwóm zespołom, które będą gośćmi Woodstocku. Niestety, jak to często bywa u Posackiego, tekst jest bardzo słaby merytorycznie i stanowi w znacznej części wypiski z danych zamieszczonych w wikipedii, zakrawające na plagiat w rozumieniu prawa autorskiego. Recepta na tekst jest taka: ojciec Posacki przekleił dane odnoszące się do Heaven Shall Burn, rozbudował dwa akapity poświęcone niewystępującemu na festiwalu satanistycznemu Mardukowi, od którego HSB wziął swą nazwę i na tej bazie dołączył parę akapitów poświęconych wyjaśnieniu teologii satanizmu oraz płaszczyzn satanistycznej indoktrynacji. Ta część artykułu jest najbardziej wartościowa, lecz niknie w całości. Tekst kończy się atakiem na zespół Helloween, który ma stanowić egzemplifikację zastrzeżeń, o których pisze o. Posacki:

Przykładowo, gościem Woodstock 2011 będzie też grupa Helloween (nie mylić z okultystycznym tematem Halloween, do którego też zresztą nawiązuje), wyraźnie odnosząca się do tematyki infernalnej czy symboliki satanistycznej. W albumie tego zespołu, na płycie "The Dark Ride" występuje utwór pod znamiennym tytułem "Escalation666" (Grapow). To jest swoisty łańcuch bez końca. Takie tematy z piekła rodem oraz antychrześcijańska ideologizacja kultury nie mogą nie obchodzić chrześcijan, w tym także katolickich intelektualistów, którzy często śpią, boją się albo dumnie zamykają się w wieży z kości słoniowej. Obudźmy się! Bądźmy czujni! Zejdźmy na ziemię! Tu już przemawia sama naukowa - wynikająca z filozoficznej i teologicznej analizy - prawda, a nie żadne uprzedzenia.


I tu już niestety ignorancja autora staje się przyczyną jego porażki. Nie jest pierwszoplanowym problemem, że o. Posacki nie zidentyfikował, że Grapow to nazwisko autora kompozycji, a nie część tytułu. Problem tkwi w tem, że wyrok został wydany wyłącznie w oparciu o trzy szóstki zawarte w tytule jednej kompozycji. "Escalation666" to część albumu konceptualnego „The Dark Ride” i ani osobno ani w całości nie stanowi propagandy satanistycznej. Niemiecki zespół Helloween nie tylko nie jest satanistyczny ale co więcej stanowi nieczęsty w muzyce rockowej przykład twórców piszących piosenki dedykowane Panu Bogu. W 1998 r. na LP „Better Than Raw” znalazła się kompozycja „Laudate Dominum”, będąca w rzeczywistości katolicką modlitwa w języku … łacińskim.

Utwór ten osiągnął status kultowy wśród fanów zespołu i jest powszechnie rozpoznawany w świecie fanów heavy metalu. Miłośnicy Helloween zrobili szereg amatorskich clipów, które można obejrzeć w youtube.



Ktoś mógłby powiedzieć, że o. Posacki po prostu się pomylił. Tyle, że podobnych pomyłek mógłbym mu wykazać kilka, w sprawach takich jak np. numerologiczny atak na cykl książek o Harry’m Potterze. Oznacza to, że niska jakość jego publikacyj spowodowana jest czynnikami metodologicznemi, co nie powinno przydarzać się osobie z habilitacją. Chciałbym jednak zaznaczyć, że wypowiadanie się na tematy młodzieżowe jest szczególnie niebezpieczne. Albowiem młodzież, czy to fani heavy metalu czy miłośnicy czarodzieja z Hogwart, bardzo często znają się tylko na rzeczach, które ich interesują. Nie wiedzą za wiele o religji chrześcijańskiej, ale bez trudu wyłapią nieścisłości odnoszące się do ich ulubionych tematów.

Zatem kapłan, który krytykuje jakieś zjawisko, musi je faktycznie znać, by się nie ośmieszył w oczach danej subkultury. Ale jeśli się ośmieszy, cierpi nie tylko jego autorytet. Ludzie z subkultur po prostu trudniej zaufają Kościołowi, bądź nie zaufają mu w ogóle. Młodzi ludzie i tak za często słyszą (także w swoich ulubionych piosenkach i książkach), że Kościół kłamie. Nie powinni zatem dostawać potwierdzenia od kapłana katolickiego, które mogą zweryfikować na podstawie dostępnej im wiedzy i faktów. Naprawdę, nie trzeba się wiele napracować, by skrytykować merytorycznie Jurka Owsiaka i jego imprezy. Skoro można pisać prawdę, to po co kłamać ?

Atak o. Posackiego na Helloween, jedyny (prócz włoskiego Metatrone) znany mi zespół heavy metalowy, który nagrał modlitwę po łacinie może mieć też wyjaśnienie freudystowskie. W swoim czasie o. Posacki na falach Radia Maryja uczestniczył w „Rozmowach niedokończonych” i podczas programu starł się ze słuchaczem wyrażającym negatywne opinje na temat objawień w Medjugorje. Posacki, jakkolwiek wprost nie wsparł fałszywych objawień w Hercegowinie, to jednoznacznie przestrzegał przed „księżmi o orientacji tradycjonalistycznej, którzy chcą np. łacińskiej Mszy, którzy bardzo mocno polemizują z uchwałami Soboru Watykańskiego jako odrzucającymi Medjugorje i inne dobre rzeczy w Kościele katolickim”.

Zdecydowowanie wolę czytać teksty o. Posackiego TJ na temat buddyzmu i synkretyzmu religijnego, takie jak np. krytyka synkretyzmu religijnego benedyktynów tynieckich. I wprawdzie tamta awantura zakończyła się haniebnem oświadczeniem przełożonego Posackiego, prowincjała o. Wojciecha Ziółka TJ, wskazującego nie na błędy w treści tekstu Posackiego, lecz na wartość dialogu międzyreligijnego, to „tamten” o. Posacki cierpiał z uwagi na prawdę i zasługiwał na słowa uznania. Omawiany dziś przezemnie „ten” o. Posacki razi niekompetencją i zasługuje na upomnienie.

poniedziałek, 1 sierpnia 2011

Abstynencja przyczynkiem do zgrzytu w sojuszu biurka i stołu

Jak co roku KEP uraczył nas listem zachęcającym do podjęcia sierpniowej abstynencji od alkoholu. Różnej klasy są te apele, wczorajszy można porównać raczej do źle przefiltrowanego zacieru niźli do szlachetnego koniaku.



Jak to z bimbrem bywa, lepszy jest jego początek niż koniec. Gdyby komunikat zawierał się w treści:

Kościół prosi wszystkich Polaków o świadectwo abstynencji z motywów religijno - moralnych, wychowawczych i patriotycznych. Abstynencję możemy ofiarować Bogu jako wynagrodzenie za grzech pijaństwa. Jest ona także znakiem troski o zbawienie tych, którzy nadużywają alkoholu lub są zagrożeni uzależnieniem. Możemy ją ofiarować drugiemu człowiekowi w trosce o jego godność. To niezawodny lek na uzależnienie oraz bezcenne wsparcie trzeźwiejących. To wartościowy przykład wychowawczy dla najmłodszych oraz umocnienie tych, którzy zachowują umiar. Abstynencję możemy także ofiarować naszej Ojczyźnie. Pamiętając o bohaterach polskiej niepodległości i wolności, mamy okazję podjąć osobistą walkę z tym, co niszczy i osłabia naród.

Podjęcie abstynencji to również szkoła samokontroli. Wiele osób deklaruje, że alkohol nie stanowi problemu w ich życiu. Gdy jednak przychodzi do podjęcia abstynencji, rzekomo wolni ludzie nie potrafią przeżyć kilku tygodni bez alkoholu. Niech więc miesiąc abstynencji będzie próbą naszej wolności. Pokażmy, że potrafimy żyć szczęśliwie bez alkoholu.


nikt do autorów apelu (JE bpa Tadeusza Bronakowskiego i jego współpracowników) nie miałby nawet kieliszka pretensyj. Niestety, dalsze akapity przesłania zamazały jego jednoznaczny wydźwięk. Oto kilka zarzutów, jakie nasunęły mi się po lekturze tekstu:

1. Żonglowanie sprzecznemi informacjami

Komunikat zawiera takie zapisy:

międzynarodowe rankingi plasują Polskę pośród państw, w których problemy alkoholowe są jednymi z najpoważniejszych. Chociaż nie pijemy najwięcej w Europie, to jednak pijemy w sposób bardzo niszczący, szkodliwy i ryzykowny. Według dokumentów rządowych statystyczny Polak spożywa ponad 9 litrów czystego alkoholu rocznie. Gdy z grupy badawczej wyłączy się najmłodszych, ta ilość wzrasta do 13 litrów. Dane nie uwzględniają jednak alkoholu pochodzącego z nielegalnego obrotu

VERSUS

Dziękujemy za pozytywne formy pokazywania, jak wspaniałe i szczęśliwe może być życie bez alkoholu. Dziękujemy za karnawałowe i sylwestrowe bale oraz wesela bezalkoholowe, marsze trzeźwości, rekolekcje, obozy młodzieżowe i warsztaty. Pamiętajmy, że niemal co piąty Polak jest abstynentem. Nie jest więc tak, że wszyscy piją i wszyscy muszą pić. Dzięki nieustającej pracy Kościoła i wielu ludzi dobrej woli, Polacy piją ponad 25 % mniej, niż w innych krajach Europy. Jest to wielka wartość, którą trzeba obronić.

Nie rozumiem tych myśli razem. Jak to się mówi, без пол литра не розберёш, o co chodzi.

2. Alkohol a nieletni

Mówienie zatem, że są jakieś nieszkodliwe formy oswajania dzieci z alkoholem, jest dowodem niewiedzy lub nieodpowiedzialności. Zapamiętajmy: jedyną formą trzeźwości do osiemnastego roku życia jest całkowita abstynencja.

Nie wiem, co daje sprowadzanie sprawy do absurdu. Równie dobrze można by zacząć głosić, że np. narzeczeni nie mogą się pocałować przed ślubem. Zdania tego, samego w sobie, można by bronić, lecz nie w sytuacji, gdy średnia wieku zawieranych małżeństw zbliża się do trzydziestu lat. Identycznie jest z alkoholem. Niektórzy duchowni wymagają od dzieci pierwszokomunijnych, aby zobowiązywały się do wyrzeczenia się alkoholu do pełnoletniości. Czemu ma to służyć ? Nie ma sensu w równym stopniu walczyć z alkoholizmem młodzieży i ze spożywaniem przez nią wina czy piwa. To RODZICE powinni decydować, kiedy ich dziecko pozna smak napojów, które nie są złe i szkodliwe same w sobie.

3. Dostępność alkoholu

Problemowi temu poświęcone są rozliczne zdania apelu. Czy słusznie ? Czy prohibicja doprowadziła do trwałego i skutecznego ograniczenia spożycia alkoholu ? Wprost przeciwnie. Tak sformułowana szarża bpa Bronakowskiego wpływa przeciwskutecznie na zagadnienie, którem się zajmuje. Umyka tu bardzo ważna myśl, która nie została niestety wprost napisana. O niej w punkcie następnym.

4. Władza a alkohol

Wszelkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że władzy zależy na rozpijaniu społeczeństwa, „by rządziło się lepiej” i łatwiej. Zakładając, że prawdziwe są dane przytaczane w apelu

Negatywne efekty spożywania alkoholu przynoszą również olbrzymie straty ekonomiczne. W roku 2009 w Polsce oszacowano je na blisko 17,5 mld zł. Na te szacunki składają się między innymi straty zdrowotne i materialne, koszty odszkodowań, hospitalizacji i rehabilitacji, niższa wydajność pracy. W tym samym czasie z podatku akcyzowego pozyskano zaledwie 10 mld zł.

nie można byłoby wysnuć innego wniosku. Państwo dokonywałoby przy okazji transferu pieniędzy, uzyskując od jednej grupy podatników wpływu z akcyzy, a opłacałoby koszt tej choroby z kieszeni innej grupy podatników.

Gdyby zachodziły wzmiankowane okoliczności, należałoby chyba apelować o rozluźnienie sojuszu, nazywanego w czasach ancient regime’u „sojuszem tronu i ołtarza”, który dziś przybrał postać sojuszu urzędniczego biurka z posoborowym stołem liturgicznym. Prominentni zwolennicy owego układu, kardynałowie Nycz i Dziwisz, powinni bić na alarm dla dobra wiernych i ogółu społeczeństwa polskiego. Ale i obecna forma promowania abstynencji stanowi atak antyrządowy i może być tolerowana chyba tylko dlatego, że najwięksi wrogowie reżymu p. Tuska – kibole – na pewno abstynencją nie grzeszą.

Last but not least ...

5.Sprawy językowe

Długość tekstu : 1747 wyrazów ; liczba wyrazów: Bóg, Jezus Chrystus itp.: poniżej 10.

Czy ktoś jeszcze wątpi, że posoborowie jest religją antropocentryczną ? Wiemy już, co znaczą słowa: „Człowiek jest drogą Kościoła”.