niedziela, 21 października 2012

Słaba książka Tomasza Terlikowskiego o recepcji Vaticanum II

Nadanie swemu dziełu identycznego tytułu, jaki nosi znana i bardzo ceniona publikacja, nie powinno mieć wyłącznie wymiaru marketingowego. Niestety, tak należy ocenić najświeższe dzieło dr. Tomasza Terlikowskiego „Koń trojański w mieście Boga. Pół wieku po soborze …”. Tytuł ten kopiuje oczywiście słynnego „Konia” autorstwa wybitnego niemieckiego filozofa Teodoryka von Hildebranda, jedną z pierwszych książek napisanych (AD 1967) po zakończeniu Soboru Watykańskiego II, w których skrytykowano recepcję Soboru i narastającą atmosferę ogólnokościelną.

Pomysł ten od początku nie wydawał się trafny, albowiem von Hildebrand już pięć lat później, AD 1972 rozpoczynał przedmowę do swej kolejnej książki „Spustoszona winnica” słowami:

Dziś tytuł „Koń trojański w mieście Boga” nie odpowiada już sytuacji w Kościele świętym. Wrogowie ukryci w koniu trojańskim wyszli z niego, a działania niszczycielskie są w pełnym toku. Zaraza ma charakter postępujący: od prawie niezauważalnych błędów i załafszowań ducha Chrystusa i Kościoła świętego aż po jaskrawe herezje i bluźnierstwa.


Jednak podstawowym błędem metodologicznym Terlikowskiego jest nieskoordynowane pisanie o różnych zdarzeniach, jakie mają miejsce w różnych miejscach świata katolickiego. Książka zawiera 7 rozdziałów, odnoszących się do planowania rodziny i antykoncepcji, stosunku teologów do magisterium Kościoła, kapłaństwa, homoseksualizmu duchownych, roli świeckich w Kościele, ekumenizmu i liturgji. Autor czasem konfrontuje błędy posoborowe z tekstami soborowemi, czasem z przedsoborowemi (np. encykliką Piusa XI o kapłaństwie katolickiem „Ad catholici sacerdotii fastigium”), by skrytykować „Ducha Soboru” – znanego nam wszystkim Wielkiego Architekta błędów posoborowych. Ma zatem dobre intencje, ale brak mu systemowej metodologii, by opisać przyczyny pojawienia się „Ducha Soboru” i wskazać jego konkretne działania.

Tymczasem von Hildebrand w „Spustoszonej winnicy”, książce, którą cenię znacznie wyżej od jego poprzedniej publikacji, potrzebuje zaledwie kilkunastu stron, by opisać tę degenerację. Same tytuły rozdziałów mówią nam o źródłach kryzysu: 1. Letarg strażników. 2. Czy istnieje współczesna filozofia? 3. Kłamstwo złotego środka (pomiędzy ortodoksją a herezją).

Jeśli chodzi o nasz ogródek, to książka go w zasadzie nie dotyka. Autor stwierdza, że zastrzeżenia tradycjonalistów co do treści dokumentów soborowych są bezzasadne i na tem kończy z nami polemikę. W całej książce nie ma zdania nt. deklaracji o wolności religijnej, do której mamy największe zastrzeżenia. W zakresie liturgji Autor opowiada się po stronie „reformy reformy” Benedykta XVI. Warto z kolei nadmienić, iż Terlikowski przedstawia ciekawe argumenty na temat ekumenizmu i dialogu międzyreligijnego, umożliwiające zapewne – gdyby ktoś chciał – wypracowanie katolickiej wykładni dekretu o ekumeniźmie Unitatis redintegratio oraz deklaracji o stosunku Kościoła do religij niechrześcijańskich Nostra aetate. Tę część książki przeczytałem z największą uwagą.

Tomasz Terlikowski stwierdza (str. 13), że walka z błędną interpretacją Vaticanum II trwać może nawet 50 lat, zanim wyjdziemy na prostą i zaczniemy korzystać z prawdziwych, a nie zafałszowanych owoców Soboru. Jestem dwa razy większym optymistą. Sądzę, że Kościół potrzebuje 20 – 25 lat, by wymarły posoborowie zombie i zaczęły w nim rządzić pokolenia biskupów i proboszczów, dla których Sobór Watykański II nie znaczy nic. Którzy pozostawią „dorobek” tego wydarzenia historykom, a swoje metody duszpasterskie oprą o doktrynę Kościoła oraz o potrzeby katolików żyjących w XXI wieku.

czwartek, 11 października 2012

Sukces na odcinku cmentarza !!

Czy pamiętacie opowieść o hienie cmentarnej ?

Sprawa zakończyła się pomyślnie. Ktoś mądry i ważny postawił nieszczęsnego proboszcza do pionu i uświadomił go, co do przepisów prawa. Akcja likwidacji grobów została oficjalnie odwołana z ambony, a jej inicjator przepraszając zgromadzonych wiernych wyjaśnił, że on nie chciał żadnych grobów niszczyć, jeno zebrać pieniądze na utrzymanie cmentarza. I o te pieniądze nadal prosi – „wpłacajcie, co łaska!”.

Skoro tak się sprawy mają, to i ja przy najbliższej okazji wspomogę utrzymanie cmentarza Kazimierzem Wielkim lub Władysławem Jagiełłą.


p.s. Nie zajmujemy się dziś na blogu 50tą rocznicą wybuchu Soboru Watykańskiego II, gdyż jestem przeciwnikiem szczególnego upamiętniania klęsk. Po półwieczu jest to przeżytek, który nie zacznie nagle rodzić dobrych owoców. Im szybciej obumrze, tem lepiej. A wtedy wysłać na cmentarz i złożyć do grobu ziemnego. Po 20 latach będzie można uporządkować teren, zgodnie z przepisami prawa :)

sobota, 6 października 2012

Zmiana klimatu w relacjach Watykan - FSSPX

Od poprzedniej notki na blogu na ten temat dzielą nas zaledwie trzy miesiące. Pięć miesięcy dzieli nas od fali ogromnego parcia na porozumienie, która owszem, miała za sobą pewne przesłanki, ale podszyta była wyraźnie wishful thinking. W międzyczasie klimat co do porozumienia nie tyle ochłodził się, co wręcz wszedł w fazę małego zlodowacenia.



O ile u Piusowców niewiele się zmieniło przez ten czas (nie licząc awantury z wykluczeniem X. Bp. Williamsona z udziału w lipcowej Kapitule Generalnej), to na Watykanie można już odczuć bardziej progresywny smrodek, ciągnący się za nowym prefektem Kongregacji Nauki Wiary, JE abp Gerardem Mullerem. Jest on obecny zarówno w rozmaitych wywiadach udzielanych przez Arcybiskupa jak i w bieżących dokumentach Kościoła, na których z pewnością widnieje parafa niemieckiego hierarchy. W skrócie, traktuje się ponownie (jak za JP2) niekatolików tak, jak powinno się traktować lefebrystów, a lefebrystów tak powinno się traktować niekatolików. Abp Muller oznajmia: „Bractwo nie jest dla nas partnerem do negocjacji, ponieważ nie negocjuje się wiary”, precyzując, iż nie może być żadnych odstępstw od wiary, jaka została określona na II Soborze Watykańskim. Równolegle Benedykt XVI podpisuje 14 września br. adhortację apostolską "ECCLESIA IN MEDIO ORIENTE" Dokument ten stanowi podsumowanie synodu biskupów z Bliskiego Wschodu, który odbył się 2 lata temu, ale w odniesieniu do ekumenizmu, wolności religijnej czy reform wschodnich liturgij katolickich używa języka praktycznie nieobecnego podczas pontyfikatu Benedykta XVI. Zaryzykowałbym tezę, że jest to pewien symptom teologicznego cofnięcia się Kościoła do czasów sprzed deklaracji Dominus Iesus z roku 2000. Oto kilka myśli z ww. dokumentu:

Wraz z Kościołem katolickim obecne są na Bliskim Wschodzie bardzo liczne i czcigodne Kościoły, do których dołączyły nowsze wspólnoty kościelne. Ta mozaika wymaga wielkiego i nieustannego wysiłku na rzecz jedności, w poszanowaniu swoich bogactw, aby umocnić wiarygodność głoszenia Ewangelii i chrześcijańskie świadectwo . Jedność jest darem Boga, który rodzi się z Ducha i który trzeba rozwijać z cierpliwą wytrwałością (por. 1 P 3, 8-9). Wiemy, że istnieje pokusa, aby w obliczu podziałów odwoływać się wyłącznie do kryteriów ludzkich, zapominając o mądrych radach świętego Pawła (por. 1 Kor 6, 7-8). Zachęca on: „Usiłujcie zachować jedność Ducha dzięki więzi, jaką jest pokój” (Ef 4, 3).

Martyrologia ukazuje, że święci i męczennicy należący do różnych Kościołów byli – a niektórzy są nimi obecnie – żywymi świadkami tej jedności bez granic w Chrystusie chwalebnym, przedsmaku naszego „bycia zjednoczonymi” jako lud ostatecznie z Nim pojednany.

Z myślą o odnowie duszpasterstwa ekumenicznego, mając na uwadze wspólne świadectwo, warto dobrze zrozumieć soborowe otwarcie na pewną „communicatio in sacris” w odniesieniu do sakramentów pokuty, Eucharystii i namaszczenia chorych , która jest nie tylko możliwa, ale która może być godna polecenia w pewnych sprzyjających okolicznościach, zgodnie z określonymi normami i za aprobatą władz kościelnych.

Wolność religijna jest szczytem wszystkich wolności. Jest świętym i niezbywalnym prawem. Obejmuje ona równocześnie na poziomie indywidualnym i zbiorowym wolność sumienia w sprawach religijnych oraz swobodę kultu. Obejmuje też swobodę wyboru religii, którą uważa się za prawdziwą, i publiczne wyrażanie swojej wiary . Możliwe musi być swobodne wyznawanie i ukazywanie swojej religii oraz jej symboli, bez narażania swojego życia i wolności osobistej. Wolność religijna jest zakorzeniona w godności osoby. Zapewnia ona wolność moralną i sprzyja wzajemnemu szacunkowi.

Tolerancja religijna istnieje w wielu krajach, ale niewiele zobowiązuje, ponieważ pozostaje ograniczona w zakresie swego działania. Konieczne jest przejście od tolerancji do wolności religijnej.

Dobrze wiemy, że prawda poza Bogiem nie istnieje jako „sama w sobie”. Byłaby wówczas bożkiem. Prawda może się rozwijać tylko w inności, która otwiera na Boga, która pozwala poznać swoją odmienność poprzez moich braci w człowieczeństwie i w nich. Dlatego niewłaściwe jest twierdzenie w sposób wykluczający: „posiadam prawdę”. Prawda nie jest czyjąś własnością, lecz zawsze jest darem, który wymaga wysiłku do coraz głębszego przyswajania prawdy.
Jesteśmy w przededniu szumu związanego z pięćdziesięcioleciem Soboru Watykańskiego II. Sądzę, że jeszcze przed nami największa ofensywa zombich z minionego (?) okresu, (samo)chwalców posoborowia i samego Soboru. Ich głos będzie tem mocniejszy, że w zasadzie wszyscy teologowie konserwatywni wypływali w mediach (katolickich i mejnstrimowych) na fali rozmów pomiędzy FSSPX a Watykanem. Wiedziałem o tem ja , a jak widzimy z rozmowy z abp. Mullerem, wie to również szef "Kongregacji Niszczenia Wiary".

Czy to oznacza, że z punktu widzenia doktrynalnego kończy się „mała stabilizacja” Benedykta XVI ? Czy idea „hermeneutyki ciągłości” w interpretacji dokumentów Kościoła pojawi się jeszcze w praktyce ? Czy kościelni konserwatyści będą musieli pogodzić się z faktem, iż obejmować ich będzie tolerancja religijna, której będą doświadczać ze strony osób, które obiektywnie rzecz biorąc nie są katolikami ?

Tego wszystkiego nie da się wykluczyć, zwłaszcza, że z perspektywy rezerwatów, skansenów podlegających papieskiej komisji Ecclesia Dei sytuacja może przez jeszcze kilka lat nie wyglądać aż tak źle. Pytanie tylko, w jakiej kondycji przetrwamy najbliższe 20 lat, zanim kapłani i klerycy ukształtowani w duchu Summorum Pontificum osiągną znaczącą pozycję w Kościele Powszechnym …

Do tego czasu doceniajmy i wspierajmy struktury niepodlegające ewentualnemu zlodowaceniu, niezależnie od tego, czy są (cokolwiek by to nie znaczyło) „w pełnej łączności” ze Stolicą Apostolską, czy nie.