sobota, 25 stycznia 2014

Dzień Judaizmu w Sandomierzu OK!

W poprzednim wpisie pochwaliliśmy Franciszka, wskutek czego pochwaliła nas Fronda. W tym wpisie pochwalimy zatem tegoroczne obchody Dnia Judaizmu, licząc, że znów zasłużymy na pochwały. Próżność to nasze drugie, a często nawet pierwsze imię.

Ale czy można nie pochwalić takich zdarzeń ...

Przed Dniem Judaizmu w katedrze sandomierskiej ponownie odsłonięto XVIII-wieczny obraz Carla de Prevo, przedstawiający rzekomy mord rytualny chrześcijańskiego dziecka, którego mieli dokonać Żydzi. Od kilku lat obraz ten był zakryty, gdyż jego obecność – bez należytego komentarza – umożliwiała różne interpretacje historii, co spotykało się z wieloma protestami. Teraz towarzyszy mu tablica z objaśnieniem, że Żydzi nigdy nie mogli popełnić mordu rytualnego, gdyż zabrania im tego własna religia.

Treść tabliczki jest następująca:

"Karol de Prevot (obrazy powstały w latach 1708 – 1737). Posądzenie Żydów sandomierskich o mord rytualny w roku 1698 i 1710. Obraz ten przedstawia rzekomy mord rytualny, który miałby być dokonany przez sandomierskich Żydów w celu dodania krwi dziecka chrześcijańskiego do macy używanej w czasie Paschy. Wydarzenie to nie jest zgodne z prawdą historyczną, a co więcej nigdy nie mogło mieć miejsca, gdyż prawa judaizmu zabraniają spożywania krwi. Żydzi nie mogli dokonywać i nie dokonali mordów rytualnych. Z powodu podobnych oskarżeń byli często prześladowani i mordowani, jak to wydarzyło się również w Sandomierzu. Począwszy od XIII wieku papieże zabraniali rozpowszechniania tego rodzaju fałszywych zarzutów i bronili Żydów przed nimi".

Kwestia obrazu w katedrze w Sandomierzu była jednym z głównych wątków panelu dyskusyjnego, jaki odbył się w Domu Długosza. Uczestnicy debaty podkreślali, że to m.in. dzięki biskupowi sandomierskiemu Krzysztofowi Nitkiewicza udało się rozwiązać problem dotyczący obrazu. – Jego ponowne odsłonięcie z tabliczką informacyjną, to akt wielkiej odwagi ze strony bp. Nitkiewicza. Ufamy, że będzie to pozytywne zakończenie tego sporu – podkreślił prowadzący debatę redaktor naczelny KAI, Marcin Przeciszewski.



Godzi się chyba nazwać konstrukcję logiczną tu opisaną: Wydarzenie X nie jest zgodne z prawdą historyczną, a co więcej nigdy nie mogło mieć miejsca, gdyż prawo religii Y zabrania czynu Z. mianem "zasady sandomierskiej". Zastanówmy się, czy przypadkiem skądś jej nie znamy ...

Sąd Apelacyjny prawomocnie uniewinnił Beatę Sawicką od zarzutów korupcyjnych, bo polskie prawo zabrania korupcji. Była posłanka jako współtwórczyni prawa odznacza się wysoką świadomością tegoż i nie mogła go łamać.

Umorzono śledztwo przeciwko Antoniemu Macierewiczowi w związku z tworzeniem i publikacją raportu z weryfikacji Wojskowych Służb Informacyjnych z 2007 r. Bo raport nie był dokumentem a przewodniczący komisji weryfikacyjnej nie był funkcjonariuszem publicznym.


Dwa takie przykłady niech nam wystarczą, choć podać by ich można setki z otaczającej nas rzeczywistości. Dziwimy się, że jest tak niewielu duchownych skazanych w Polsce za czyny pedofilskie? Niesłusznie! Oburzajmy się, że ktokolwiek został skazany. Bowiem wedle "zasady sandomierskiej", skoro dekalog oraz kodeks prawa kanonicznego zakazują księżom wszelkich aktów seksualnych, to czy oni mogliby te przepisy złamać?!

Jestem przekonany, iż "zasada sandomierska" ma przed sobą jeszcze większą przyszłość. Warto jedynie dostosować do niej podręczniki do logiki i wpisać ją w miejsce starodawnej hipotezy błędu formalnego, czyli " non sequitur". No bo po co w podręcznikach mają być błędy, w dodatku w pelagiańskim języku ?!

poniedziałek, 13 stycznia 2014

Franciszek chrzci dziecko pary niesakramentalnej ...

... i dobrze robi! Ale że mógłby jeszcze lepiej, to trzeba napisać na ów temat sążnisty wpis.

Nie wiem, od kiedy dokładnie rozprzestrzenił się zwyczaj odmawiania chrztu dzieci par niesakramentalnych. Z pewnością jest on jednak konsekwencją wprowadzenia uznawanych przez państwo związków cywilnych. Teoretycznie są one dopuszczalne od jakichś 150 lat, niemniej ich narastająca plaga to jakieś czterdzieści ostatnich lat. Kościół słusznie z nimi walczył i walczy, jednak ofiarami tej walki mogą być nieśmiertelne dusze najmniejszych naszych bliźnich. Mogę przypuszczać, iż odmowa chrztu dzieci par żyjących z punktu widzenia Kościoła „na kocią łapę” powstała z przyczyn duszpasterskich pod dwoma warunkami:

- mniejszej śmiertelności niemowląt,
- zanikającego przekonania o zstępowaniu do piekła dusz z zaciągniętym jedynie grzechem pierworodnych.



Wszystko to wskazuje na współczesne źródła tej praktyki, które wiązałbym z wytycznymi wypracowanymi w pocie czoła po wprowadzeniu nowego rytu chrztu oraz ogłoszeniu Kodeksu Prawa Kanonicznego z 1983 r. W Polsce funkcjonowały one w dwu wersjach: pierwszej: odkładaniu chrztu dziecka par, które mogły wziąć ślub, lecz nie chciały oraz drugiej: traktowaniu w ten sposób wszystkich dzieci pozamałżeńskich, jeśli nie były wychowywane przez samotne matki. Obie one powodowały chrzczenie takich dzieci dopiero w 2giej klasie szkoły podstawowej, tuż przed Komunią świętą. Wytyczne te nie mają jednak podstaw w prawie kanonicznym, co widzimy w opracowaniach zwolennika tego podejścia, ks. Mariana Biskupa. Franciszek nie jest jednak jakimś prekursorem zmiany, bowiem identyczny (i katolicki) pogląd w tej sprawie wyrażał np. AD 2007 ks. Robert Kantor z diecezji tarnowskiej.

Przedsoborowa, jakże precyzyjna doktryna teologiczna, była w tej sprawie jasna. Jak pisze ks. Bączkowicz w swoim komentarzu do Prawa kanonicznego (tom II, wydanie 1958, str. 11):

obojętność religijna rodziców lub występne ich postępowanie nie stanowi przeszkody, by dzieciom ich udzielono chrztu, zwłaszcza jeśli sami o to proszą.


Dopiero w przypadku dzieci rodziców akatolickich, a więc nieochrzczonych, schizmatyków, heretyków, jako też odstępców i bezwyznaniowców wolno im chrztu udzielić tylko wówczas, gdy z jednej strony da się im zapewnić katolickie wychowanie, z drugiej zaś strony, gdy bądź uzyska się na to zgodę jednego przynajmniej z rodziców lub opiekunów. Pozostawanie w cudzołóstwie bynajmniej nie jest równoważne grzechowi schizmy czy pozostawania pod ekskomuniką. Omawiana praktyka jest więc również z dużą dozą prawdopodobieństwa kolejnym przejawem fiksacji znacznej części katolików i hierarchów Kościoła na grzechach powiązanych z VI przykazaniem.

Nie jest to moment na dokładną analizę porównawczą rytów chrztu: katolickiego i posoborowego, ale ewidentny jest związek pomiędzy teologią związanej z każdym z nich a praktyką Kościoła. Jak pisał arcybiskup wileński Romuald Jałbrzykowski przepiękną polszczyzną:

W kruchcie kościoła lub w miejscu na ten cel przeznaczonym kapłan ubrany w komżę i stułę koloru fioletowego przystępuje do rozpoczęcia obrzędów czynności chrztu św. Kolor fioletowy stuły to symbol smutku, wskazuje nieszczęśliwy stan człowieka w stanie grzechu pierworodnego. Kapłan przede wszystkim zapytuje rodziców, jakie imię chcą nadać dziecku? Zwykle nadaje się imię jednego ze świętych, aby przyjmujący to imię miał wzór do naśladowania i szczególniejszego patrona w niebie. Kościół św. zaleca nadawanie imion świętych chrześcijańskich i przestrzega przed nadawaniem imion pogańskich, zwłaszcza o brzmieniu dziwacznym, niezrozumiałym.
Kapłan zapytuje dziecko: „Czego żądasz od Kościoła Bożego?” W imieniu dziecka odpowiadają rodzice – „Wiary”. „Wiara co ci dawa?” – „Żywot wieczny”. – Kapłan po otrzymaniu tych odpowiedzi dodaje – „Jeśli chcesz wnijść do żywota wiecznego, chowaj przykazania. Będziesz miłował Pana Boga swego ze wszystkiego serca swego i ze wszystkiej duszy swojej i ze wszystkiej myśli swojej, a bliźniego swego, jak siebie samego”, czyli przypomina streszczenie wszystkich przykazań Bożych.
Następnie kapłan chucha trzykrotnie na dziecko, mówiąc: „Wyjdź z niego duchu nieczysty i daj miejsce Duchowi Świętemu Pocieszycielowi”. Używa się tego tchnienia już to na okazanie wzgardy szatanowi, już to na okazanie jego słabości – lada tchnienie może go odpędzić.


W rycie posoborowym wygląda to następująco:
Kapłan: O co prosicie Kościół Boży dla... ? (dla swoich dzieci)
Rodzice: O chrzest (lub: o wiarę, albo: o łaskę Chrystusa, albo: o przyjęcie do Kościoła).
Kapłan: Prosząc o chrzest dla swoich dzieci, przyjmujecie na siebie obowiązek wychowania ich w wierze, aby zachowując Boże przykazania, miłowały Boga i bliźniego, jak nas nauczył Jezus Chrystus. Czy jesteście świadomi tego obowiązku?
Rodzice: Tak (albo: jesteśmy tego świadomi)
Kapłan: (zwracając się do chrzestnych): Czy jesteście gotowi pomagać rodzicom w wypełnianiu ich obowiązku?
Chrzestni: Jesteśmy gotowi.
Kapłan: Drogie dzieci, Kościół Boży przyjmuje was z wielką radością. Ja zaś, w imieniu tej wspólnoty znaczę was znakiem krzyża, a po mnie naznaczą was tym samym znakiem Chrystusa Zbawiciela wasi rodzice (i chrzestni).


Dostrzeżmy różnicę między żądaniem chrztu a proszeniem oń, a także faktyczny brak egzorcyzmów w rycie posoborowym; brak wiary, iż dusza nieochrzczona znajduje się w niewoli szatana, z której musi być wyzwolona. To są faktyczne przesłanki do odmawiania chrztu dziecka z tak specyficznego powodu jak brak sakramentu małżeństwa u jego rodziców.

Napisałem na początku, iż chrzcząc takie dziecko Franciszek zrobił dobrze z punktu widzenia aktualnej praktyki Kościoła, ale mógłby zrobić jeszcze lepiej. Nie wydaje się, iż konieczne było dokonanie publicznego, tzw. "uroczystego", chrztu nieślubnego dziecka przez papieża. Sytuacje powiązane z grzechem nie zasługują na nagrodzenie, jakim niewątpliwie jest uroczystość w Kaplicy Sykstyńskiej. Temu dziecku i jego rodzicom z pewnością powinna wystarczyć zwykła rzymska parafia oraz proboszcz, który na Mszy przed chrztem, w sobotnie popołudnie wyłożyłby podczas kazania, iż chrzest jest jedynie pierwszym krokiem na drodze do zbawienia, a wieloletnie pozostawanie w grzechu śmiertelnym jest igraniem ze śmiercią wieczną. Tego przekazu u Franciszka zabrakło.

środa, 8 stycznia 2014

Święto Objawienia Pańskiego w Warszawie

Daleki jestem od głoszenia propagady sukcesu, ale kilka ostatnich wydarzeń w Archidiecezji Warszawskiej zasługuje na podkreślenie i zapamiętanie. Przedewszystkiem o północy w Trzech Króli, dzięki uprzejmości Xiędza Proboszcza Wojciecha Drozdowicza w kościele pokamedulskim przy ul. Dewajtis 3 (Bielany) była celebrowana liturgja w odmianie dominikańskiej rytu trydenckiego. Celebransem, pierwszym dominikaninem odprawiającym w Stolicy "po staremu" publicznie od czasu deformy liturgicznej był Ojciec Wojciech Gołaski OP. Mszę poprzedziło kilkugodzinne śpiewanie chorału i modlitw brewiarzowych z Robertem Pożarskim.

Na przeciwległym krańcu miasta, u św. Tomasza Apostoła na Ursynowie, Mszę w nadzwyczajnej formie rytu rzymskiego celebrował Xiądz Prałat Tomasz Król. Następna Msza Święta zapowiedziana jest na niedzielę 19 stycznia 2014 r. o godzinie 11:00. Uprasza się zainteresowanych wiernych o przyjście do kaplicy "niebieskiej", wejście od ul. Indiry Gandhi.

Zaś u Świętego Klemensa Hofbauera Ojciec Krzysztof Stępowski CSsR celebrował Mszę Świętą lewitowaną, w asyście diakona i subdiakona. Deo gratias!



Wspomnijmy też, iż J.Em. Kazimierz Kardynał Nycz mianował 30 grudnia zeszłego roku Xiędza Rafała Krawczyka proboszczem warszawskiej parafji ormiańskokatolickiej. Jej siedziba mieści się w kaplicy Res Sacra Miser przy Krakowskiem Przedmieściu 62, lecz z uwagi na jej remont bieżące celebracje odbywają się w innych świątyniach. Najbliższe wyznaczone są na godzinę 11:00 u Świętej Barbary, ul. Wspólna 67

Mamy zatem w nowym roku nieco więcej miejsc i godzin celebracyj, podczas których przełamywany jest monopol Novus Ordo. Szczególnie cieszą Msze w godzinach przedpołudniowych.

Tym razem nie piszę nic dobrego o szczególnie mi bliskiej diecezji praskiej tusząc, iż niebawem i u nas pojawią się wieści radosne.

piątek, 3 stycznia 2014

Deon! Czytajmy deon.pl

Źle się dla nas tradycjonalistów rozpoczyna nowy rok ... Już 2go stycznia postanowił wysmagać nas ojciec dr Andrzej Sarnacki SJ. Czytając jego połajankę pt. Tradycjonaliści - samozwańczy strażnicy Prawdy? czułem się, jak po podróży wehikułem czasu w ostatnie lata zeszłego millenium: takie same półprawdy i uogólnienia podlane sosem złej woli.

Zapewne zastrzeżenia Sarnackiego mogłyby być słuszne względem KTÓREGOŚ tradycjonalisty. On jednak usiłował napisać "tak ogólnie", więc zupełnie nie wiadomo, kogo się czepia. Należy sądzić, że wszystkich, od poindultowców po sedewakantystów, bowiem identyfikuje nas poprzez nadzwyczajną formę rytu rzymskiego. Co jeszcze ciekawsze, rozpoczyna swój seans agresji od ... przyznania nam racji:

powrót do liturgii trydenckiej jest o tyle zrozumiały, że w praktyce zmian liturgicznych, jakie wprowadził Sobór Watykański II, zaciera się czasem poczucie sacrum i misterium. Dzieje się tak przez niedbalstwo, laksyzm czy zeświecczenie w przypadku niektórych kapłanów. Przyjście do ołtarza w górskich butach, neurotyczne zachowania podczas liturgii czy improwizowane modlitwy, nie komunikują powagi ceremonii. Problematyczne stają się nierzadko np. obrzędy Wielkiego Tygodnia, jeśli celebrans występuje w roli dyrygenta, stale coś komuś tłumacząc, gestykulując, sprawiając wrażenie rozproszonego, próbującego opanować chaos, którego jest częścią - a nie kapłanem sprawującym Ofiarę. Podobnie księża, którzy chcąc uatrakcyjnić Mszę tworzą reality show, ze sobą w roli głównej. Liturgia powinna być piękna w swojej prostocie i głęboka w przekazie. I liturgia zamierzona przez Sobór Watykański II ma głęboką teologię oraz prowadzi do tego samego, co poprzednia forma liturgii i ta pierwszych wieków chrześcijaństwa - do przeżywania śmierci i zmartwychwstania naszego Zbawiciela.


Niestety, Autor nie podaje, gdzie owa "liturgia zamierzona przez Sobór Watykański II" występuje w poprawnej postaci. Przez to wnioskować można, że ... nigdzie. Nie dość, że żaden Sobór jej nie planował, to jeszcze nigdzie nie występuje.

Następnie następuje filipka przeciwko fundamentalizmowi :

Mentalność fundamentalistyczna poprzez swój dogmatyzm jest niezdolna do zrozumienia inaczej myślących. (..) Fundamentalista nie jest też zdolny do krytycznego spojrzenia na luki we własnym myśleniu, nawet gdyby pokazał mu je anioł zesłany od Boga. Przyczyną jest arogancja, lękowa koncentracja na sprawach drugorzędnych, przy niezdolności widzenia spraw najważniejszych. W Ewangelii to przypadek faryzeuszy, których przede wszystkim interesowało, czy Jezus postępuje zgodnie z tradycją, czy nie pracuje w szabat, zachowuje czystość rytualną i fizyczny dystans do grzeszników. Dlatego nie dostrzegli kim był naprawdę i osądzając Go, uznali za bluźniercę godnego śmierci. Tak perwersyjna może być mentalność ludzi religijnych szczerze, ale fanatycznie.


Ale najbardziej nas zdziwi zapewne lekarstwo, jakie przepisuje nam ów eSJot. Są to ... ćwiczenia duchowe świętego Ignacego Loyoli.

Fundamentalistyczne, surowe, skoncentrowane na zewnętrznych formach zachowanie uniemożliwia medytację. Praktyka dawania Ćwiczeń duchowych pokazuje, że ludzie z takim oddaniem broniący zewnętrznych form rytualnych, nie potrafią odnaleźć się w modlitwie, która wymaga dłuższego milczenia i wolności. Na przeszkodzie stoi mniej lub bardziej subtelna tendencja do kontrolowania procesu modlitwy, niezgoda na to, by nie wiedzieć, przekonanie o swej prawości (im bardziej filigranowe, tym bardziej szkodliwe), które zamykają osobę na doświadczenie spotkania i duchowego pocieszenia. Odwaga i bezkompromisowość prowadzonych przeciw członkom własnego Kościoła krucjat, wobec prostego faktu medytacji ujawniają podłoże emocjonalnej biedy i skarykaturowany obraz Boga.


Sarnacki przeciwstawia dzieło św. Ignacego duchowi krucjat, fundamentalizmowi i tradycjonalizmowi. Jest to kuriozalne i zabawne samo w sobie, zważywszy na wyraźne wzorowanie się abp. Marcelego Lefebvre'a właśnie na owych pierwszych towarzyszach baskijskiego szlachcica i nim samym. Bractwo św. Piusa X cechuje podobna zadaniowość, misyjność oraz skoncentrowanie na celach. Ponadto, jak doskonale wiemy, w jego ośrodkach odbywają się cykliczne rekolekcje zamknięte oparte o wzór sporządzony przez św. Ignacego Loyoli.



Trudno więc o bardziej nietrafne porównanie, mając na uwadze historię zakonu jezuitów. Pierwsze skojarzenia, jakie każdy ma z jezuitami to właśnie: kontrreformacja, fundamentalizm, fanatyzm, integryzm. Jezuici mają czarną legendę mniej więcej identyczną jak tradycjonaliści.

Swoją drogą - aż strach pomyśleć, czego współczesne podróbki jezuitów uczą na swoich podróbkach "ćwiczeń duchowych ... Demokracji? Psychoanalizy? Genderu? W dobie dzisiejszego upadku sztuki kabaretowej zaglądajmy często na portal http://www.deon.pl, bo niemało podobnych chwaścików tam odnajdziemy.